Hej!
Jeśli jeszcze ktoś chce dalej czytać moje prace, to zapraszam na moje nowe opowiadanie na Wattpadzie. Jest ono z gatunku fantasy, ale wątek miłosny też oczywiście się pojawi. Książka ma tytuł Wielka Czwórka: Przeznaczenie. Dziś opublikowałam tam prolog. Byłoby mi ogromnie miło, gdybyście wpadły.
niedziela, 19 lutego 2017
środa, 21 grudnia 2016
Rozdział 44
Proszę, niech każdy kto czytał tego bloga, przeczyta notkę pod rozdziałem.
"Baby I'd give ii all up up, I'd give it all up, if I can't be with you." ~ "Kochanie, oddałbym wszystko, oddałbym to wszystko, jeśli nie mogę być z tobą." - If I Can't Be With You~Los Angeles - Las Vegas, 24.08.2015 r.~
★Ross★
Już dziś minie trzeci dzień odkąd Laura została porwana. Czasu zostało niewiele, bo tylko 17 godzin. Policja szuka i jak na razie nie wiedzą, gdzie ona może być. Próbowali namierzyć telefon i numer, z którego dzwonili do mnie i do rodziców Laury, ale nie mogli tego zrobić, bo prawdopodobnie został on zniszczony i to tak, żeby nie było z nim żadnej łączności. Policja przeszukała całe Los Angeles, ale najmniejszy ślad po Laurze zaginął. Wszyscy odchodzimy od zmysłów i próbujemy wpaść na jakiś trop. Ja ledwo co potrafię się zdrzemnąć. Cały czas myślę o Laurze. Gdzie ona może być? Co oni z nią zrobili lub co zamierzają? Co jeśli ona już nie żyje? Te pytania co chwilę przelatują przez moją głowę i nie dają mi spokoju. Z każdą godziną tracę nadzieję na odnalezienie jej.
- Ross! Ross, słyszysz, co do ciebie mówię? - Usłyszałem głos Rydel. No tak siedzę w kuchni przy stole ze wzrokiem wbitym w blat i w ogóle nie kontaktuję ze światem.
- Co? - odezwałem się.
- Ross, gdzie ty byłeś, jak zniknąłeś kiedyś na dwa dni? - spytała.
- W Las Vegas - odpowiedziałem, po namyśle. Byłam tak kiedyś, bo Romwellowie chcieli obrabować tamtejszy bank i nie udało im się. Nagle w głowie coś mi zaświtało. - Las Vegas! Tam mogą przetrzymywać Laurę! - krzyknąłem.
- A znasz tam jakieś miejsce? - zapytał Riker.
- Tak, mniej więcej wiem, gdzie była ich baza.
- No to na co jeszcze czekasz? Dzwoń na policję, bo trzeba tam jechać. Zostało już nam mało czasu - powiedziała Rydel.
Poderwałem się z krzesła i wyszedłem z kuchni do salonu, żeby mieć trochę prywatności. Wybrałem numer do Davida Browna - policjanta, który na moim przesłuchaniu po pierwszym porwananiu Laury, mnie zrozumiał. Teraz mam z nim stały kontakt i na bieżąco informuje mnie o tym, w jakim kierunku zmierzają poszukiwania. Policjant odebrał od razu.
- Dzień dobry, Ross. Po co dzwonisz? - spytał.
- Dzień dobry. Wpadłem na pewien trop - odpowiedziałem.
- No to zamieniam się w słuch.
- Przypomniało mi się, że jak Romwellowie jeszcze mnie wykorzystywali do swoich planów, to raz byłem w Las Vegas. Mniej więcej wiem, gdzie jest ich kryjówka. Jeśli los nam sprzyja, to tam może być Laura.
- To może być dobry trop. Pojedziemy tam, bo nie zostało nam dużo czasu. Przyjdź na komisariat jak najszybciej. Będziesz nam potrzebny.
- Dobrze, będę za 10 minut. Do widzenia.
- Do zobaczenia - odparł policjant, po czym rozłączył się.
Poszedłem do kuchni i oznajmiłem rodzeństwu, że wychodzę i jadę do Vegas. Szybko wyszedłem z domu i wsiadłem do mojego samochodu, po czym pojechałem na komisariat. Na miejscu byłem po 15 minutach, bo były małe korki. Wszedłem do środka budynku. W głównym pomieszczeniu już czekał na mnie pan Brown.
- Ross, dobrze, że już jesteś. Mamy dobre wieści, a twoja teoria okazała się słuszna - powiedział.
- Jak to? Dowiedzieliście się czegoś? - spytałem.
- Tak, namierzyliśmy telefon, z którego dzwonili Romwellowie. Widocznie nie uszkodzili go tak bardzo. Podejdź tutaj - odpowiedział i wskazał głową na komputer, przed którym siedział inny policjant. Podszedłem do nich i spojrzałem na ekran. - Rzeczywiście są oni w Las Vegas, ale nie wiadomo, gdzie konkretnie, bo telefon mogli wyrzucić gdziekolwiek. Jednak istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że oni tam są. Pojedziemy tam, a ty z nami, ponieważ wiesz, gdzie jest ich kryjówka.
- Byłem tam już z trzy miesięce temu, więc nie wiem, czy będę coś pamiętał - odparłem.
- Ale chcesz znaleźć Laurę, prawda?
- Niczego innego nie pragnę - potwierdziłem.
- To w takim razie musisz wysilić swoją pamięć i przypomnieć sobie, gdzie i jak wyglądała ich kryjówka.
- Może, jak już tam będziemy, to coś sobie przypomnę. Na tą chwilę raczej nic nie pamiętam.
- No to w takim razie jedziemy. Nie zostało nam dużo czasu. Raptem 17 godzin - powiedział komendant policji.
Obok mnie i pana Browna stanęło jeszcze czterech policjantów.
- A ty, Ross, tym razem założysz kamizelkę kuloodporną. Po twoim ostatnim wypadku lepiej być ostrożniejszym - powiedział komendant. - David, przynieś mu ją - rozkazał, a pan Brown gdzieś poszedł. Po chwili wrócił z wspomnianą rzeczą, którą założyłem pod bluzę.
- Teraz jesteś bezpieczny - odparł pan Brown.
- Jeśli odkryjecie coś jeszcze, to dajcie znać - zakomenderował komendant, po czym wyszliśmy z budynku.
Ja musiałem jechać z komendantem oraz panem Brownem jednym samochodem, a za nami były jeszcze dwa. Po chwili ruszyliśmy. Do Vegas dojechaliśmy po czterech godzinach. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Ciągle myślałem o Laurze. Czy jej się coś stało? Czy nadal w ogóle żyje? Czy ją tam znajdę? Te pytania co chwilę przelatywały przez moje myśli.
- Teraz się skup, Ross i przypomnij sobie, gdzie jest ich baza - powiedział komendant.
- Dobrze, postaram się - odparłem i zacząłem rozglądać się po mieście.
- Jedźmy tam, gdzie namierzyliśmy telefon - rozkazał komendant.
Cały czas patrzyłem na wszystko, co mijamy, żeby choć odrobinę sobie przypomnieć. Jednak na razie nie kojarzę nic.
- Gdzieś tu został namierzony telefon. Poznajesz coś, Ross? - spytał pan Brown.
Nagle minęliśmy budynek, w którym byłem. Przypomniałem go sobie jakby to było wczoraj, a nie kilka miesięcy temu.
- To ten szary budynek - powiedziałem, a pan Brown zatrzymał się niedaleko niego.
- Coś takiego. To tutaj został namierzony telefon. Albo oni nie pomyśleli albo zrobili to celowo, żebyśmy wpadli w pułapkę - odparł komendant. - Musimy sprawdzić ten budynek. - Wziął do ręki krótkofalówkę. - Do wszystkich jednostek. Wchodzimy do szarego budynku. Dwójka zostaje przed, gdyby uciekli.
- Ja też mogę tam iść? - spytałem.
- Jeśli chcesz, to możesz, ale weź to - powiedział komendant, podając mi pistolet. - Użyj go w razie konieczności, ale nie zrób nikomu większej krzywdy, dobrze?
- Dobrze - przytaknąłem, biorąc broń.
- Schowaj go na razie - odezwał się pan Brown, a ja wsunąłem pistolet za pasek spodni, chowając go jednocześnie pod bluzą.
- Wkraczamy do akcji - rozkazał komendant, po czym wyszliśmy z samochodu.
Weszliśmy do budynku, a ja już dokładnie pamiętałem to miejsce.
- Rozdzielmy się - powiedział szef.
Poszedłem na górę, bo pamiętam, że jest tam pokój z materacem, na którym spałem. Po cichu poszedłem do drzwi, aż nagle usłyszałem jakieś głosy. Przyłożyłem ucho do drzwi.
- Ej, spokojnie, przecież ja ci nic złego nie zrobię - powiedział mężczyzna, ale nie był do głos Johna ani Josha.
- Zostaw mnie! - krzyknęła Laura.
Laura! Ona tam jest! Żyje! Ale jest tam też jakiś mężczyzna. Co on z nią robi? Nagle przez myśl przeszła mi zła myśl. Nagle zobaczyłem obok siebie pana Browna.
- Tam jest Laura - szepnąłem. - Jest tam też mężczyzna - dodałem, a policjant naładował broń.
- Wchodzimy tam. Ja idę pierwszy - powiedział, po czym chwycił za klamkę, a drzwi otworzyły się. Zobaczyłem Laurę, która leżała na materacu, a nad nią był jakiś facet. Zacisnąłem dłonie w pięść. Zabije go, jeśli ją tknął.
- Ręce do góry, jesteś aresztowany! - powiedział policjant, a mężczyzna poderwał się na nogi jak poparzony.
Spojrzałem na Laurę, która uśmiechnęła się lekko do mnie, a ja odwzajemniłem jej gest.
- Ręce do góry! - krzyknął pan Brown, a ten powoli to zrobił. Nagle jednak ruszył przed siebie, aby uciec, ale ja zagrodziłem mu drogę i dodatkowo przywaliłem mocno w twarz pięścią, a on zachwiał się. Jego chwilową nieuwagę wykorzytasł policjant, szybko podchodząc do niego i przyciskając go do ściany. Zakuł go w kajdanki, a mężczyzna zaklął po nosem.
- Ja się już nim zajmę, ty idź do Laury - powiedział pan Brown, a ja tylko przytaknąłem głową.
Podszedłem do Laury i zauważyłem, że płakała i była przerażona.
- Spokojnie, Lau. Już ci nic nie grozi. Jestem przy tobie - powiedziałem troskliwym głosem.
Pomogłem się jej podnieść, po czym uwolniłem ją z więzów i przytuliłem ją mocno. Laura wtuliła się we mnie i płakała. Ja głaskałem ją po włosach i uciszałem. Ona jednak nie uspokajała się, co mnie niepokoiło. Odsunąłem ją trochę od siebie.
- Lau, czy on ci coś zrobił? - spytałem, patrząc w jej zapłakane i pełne cierpienia oczy.
Laura spuściła wzrok i nic nie powiedziała, ale za to bardziej się rozpłakała.
- Laura, on ci coś zrobił, tak? Proszę powiedz coś - odparłem z niepokojem.
- Tak - odezwała się cicho.
- Co takiego? - spytałem.
Laura tylko spojrzała na mnie z ogromnym smutkiem i bólem. Nie musiała już nic mówić, bo już wiem, co ten koleś jej zrobił.
Zacinąłem mocno pięści ze złości, która w sekundę się we mnie zagotowała.
- Zabiję, gnoja! - syknąłem z wściekłością. - Jak on śmiał cię tknąć?! Już ja myślę, że dostanie spory wyrok.
We mnie dosłownie się gotowało, ale gdy spojrzałem na płaczącą Laurę, uspokoiłem się trochę. Znowu ją przytuliłem.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz. Jakoś przez to przebrniemy. Nie zostawię cię z tym samą. Cały czas będę cię wspierał. Będzie dobrze - mówiłem łagodnym głosem, kołysząc ją w ramionach.
- Czuję się teraz taka brudna. Nie wiem, czy zdołam o tym zapomnieć - powiedziała.
- Razem coś wymyślimy i zapomnisz o tym - odparłem, patrząc jej w oczy.
- Ale ja chciałam przeżyć swój pierwszy raz z tobą, a nie w taki sposób - załkała.
- To się nie liczy. Możemy to naprawić. Zrobię wszystko, żebyś przestała o tym myśleć.
- Ross, ja tak bardzo się bałam, że już cię nie zobaczę.
- Ja też okropnie się o ciebie martwiłem. Nie mogłem pozwolić, żebym cię stracił. Musiałem cię znaleźć i się udało. Kocham cię najmocniej na świecie.
- Ja ciebie też - odpowiedziała.
Zaczęliśmy się do siebie zbliżać, aż w końcu nasze usta się spotkały. Nasze pocałunki wyrażały nasze wszystkie uczucia, które się w nas kotłowały od tych dni. Teraz mogliśmy się sobie oddać i podzielić się naszą miłością. Laura jest moim całym życiem i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Gdybym ją stracił, to moje życie nie miałoby sensu. Kocham ją całym moim sercem i nigdy nie przestanę. Już zawsze będę ją kochał. Rozłączyć może nas tylko śmierć.
- Ross! Ross, słyszysz, co do ciebie mówię? - Usłyszałem głos Rydel. No tak siedzę w kuchni przy stole ze wzrokiem wbitym w blat i w ogóle nie kontaktuję ze światem.
- Co? - odezwałem się.
- Ross, gdzie ty byłeś, jak zniknąłeś kiedyś na dwa dni? - spytała.
- W Las Vegas - odpowiedziałem, po namyśle. Byłam tak kiedyś, bo Romwellowie chcieli obrabować tamtejszy bank i nie udało im się. Nagle w głowie coś mi zaświtało. - Las Vegas! Tam mogą przetrzymywać Laurę! - krzyknąłem.
- A znasz tam jakieś miejsce? - zapytał Riker.
- Tak, mniej więcej wiem, gdzie była ich baza.
- No to na co jeszcze czekasz? Dzwoń na policję, bo trzeba tam jechać. Zostało już nam mało czasu - powiedziała Rydel.
Poderwałem się z krzesła i wyszedłem z kuchni do salonu, żeby mieć trochę prywatności. Wybrałem numer do Davida Browna - policjanta, który na moim przesłuchaniu po pierwszym porwananiu Laury, mnie zrozumiał. Teraz mam z nim stały kontakt i na bieżąco informuje mnie o tym, w jakim kierunku zmierzają poszukiwania. Policjant odebrał od razu.
- Dzień dobry, Ross. Po co dzwonisz? - spytał.
- Dzień dobry. Wpadłem na pewien trop - odpowiedziałem.
- No to zamieniam się w słuch.
- Przypomniało mi się, że jak Romwellowie jeszcze mnie wykorzystywali do swoich planów, to raz byłem w Las Vegas. Mniej więcej wiem, gdzie jest ich kryjówka. Jeśli los nam sprzyja, to tam może być Laura.
- To może być dobry trop. Pojedziemy tam, bo nie zostało nam dużo czasu. Przyjdź na komisariat jak najszybciej. Będziesz nam potrzebny.
- Dobrze, będę za 10 minut. Do widzenia.
- Do zobaczenia - odparł policjant, po czym rozłączył się.
Poszedłem do kuchni i oznajmiłem rodzeństwu, że wychodzę i jadę do Vegas. Szybko wyszedłem z domu i wsiadłem do mojego samochodu, po czym pojechałem na komisariat. Na miejscu byłem po 15 minutach, bo były małe korki. Wszedłem do środka budynku. W głównym pomieszczeniu już czekał na mnie pan Brown.
- Ross, dobrze, że już jesteś. Mamy dobre wieści, a twoja teoria okazała się słuszna - powiedział.
- Jak to? Dowiedzieliście się czegoś? - spytałem.
- Tak, namierzyliśmy telefon, z którego dzwonili Romwellowie. Widocznie nie uszkodzili go tak bardzo. Podejdź tutaj - odpowiedział i wskazał głową na komputer, przed którym siedział inny policjant. Podszedłem do nich i spojrzałem na ekran. - Rzeczywiście są oni w Las Vegas, ale nie wiadomo, gdzie konkretnie, bo telefon mogli wyrzucić gdziekolwiek. Jednak istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że oni tam są. Pojedziemy tam, a ty z nami, ponieważ wiesz, gdzie jest ich kryjówka.
- Byłem tam już z trzy miesięce temu, więc nie wiem, czy będę coś pamiętał - odparłem.
- Ale chcesz znaleźć Laurę, prawda?
- Niczego innego nie pragnę - potwierdziłem.
- To w takim razie musisz wysilić swoją pamięć i przypomnieć sobie, gdzie i jak wyglądała ich kryjówka.
- Może, jak już tam będziemy, to coś sobie przypomnę. Na tą chwilę raczej nic nie pamiętam.
- No to w takim razie jedziemy. Nie zostało nam dużo czasu. Raptem 17 godzin - powiedział komendant policji.
Obok mnie i pana Browna stanęło jeszcze czterech policjantów.
- A ty, Ross, tym razem założysz kamizelkę kuloodporną. Po twoim ostatnim wypadku lepiej być ostrożniejszym - powiedział komendant. - David, przynieś mu ją - rozkazał, a pan Brown gdzieś poszedł. Po chwili wrócił z wspomnianą rzeczą, którą założyłem pod bluzę.
- Teraz jesteś bezpieczny - odparł pan Brown.
- Jeśli odkryjecie coś jeszcze, to dajcie znać - zakomenderował komendant, po czym wyszliśmy z budynku.
Ja musiałem jechać z komendantem oraz panem Brownem jednym samochodem, a za nami były jeszcze dwa. Po chwili ruszyliśmy. Do Vegas dojechaliśmy po czterech godzinach. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Ciągle myślałem o Laurze. Czy jej się coś stało? Czy nadal w ogóle żyje? Czy ją tam znajdę? Te pytania co chwilę przelatywały przez moje myśli.
- Teraz się skup, Ross i przypomnij sobie, gdzie jest ich baza - powiedział komendant.
- Dobrze, postaram się - odparłem i zacząłem rozglądać się po mieście.
- Jedźmy tam, gdzie namierzyliśmy telefon - rozkazał komendant.
Cały czas patrzyłem na wszystko, co mijamy, żeby choć odrobinę sobie przypomnieć. Jednak na razie nie kojarzę nic.
- Gdzieś tu został namierzony telefon. Poznajesz coś, Ross? - spytał pan Brown.
Nagle minęliśmy budynek, w którym byłem. Przypomniałem go sobie jakby to było wczoraj, a nie kilka miesięcy temu.
- To ten szary budynek - powiedziałem, a pan Brown zatrzymał się niedaleko niego.
- Coś takiego. To tutaj został namierzony telefon. Albo oni nie pomyśleli albo zrobili to celowo, żebyśmy wpadli w pułapkę - odparł komendant. - Musimy sprawdzić ten budynek. - Wziął do ręki krótkofalówkę. - Do wszystkich jednostek. Wchodzimy do szarego budynku. Dwójka zostaje przed, gdyby uciekli.
- Ja też mogę tam iść? - spytałem.
- Jeśli chcesz, to możesz, ale weź to - powiedział komendant, podając mi pistolet. - Użyj go w razie konieczności, ale nie zrób nikomu większej krzywdy, dobrze?
- Dobrze - przytaknąłem, biorąc broń.
- Schowaj go na razie - odezwał się pan Brown, a ja wsunąłem pistolet za pasek spodni, chowając go jednocześnie pod bluzą.
- Wkraczamy do akcji - rozkazał komendant, po czym wyszliśmy z samochodu.
Weszliśmy do budynku, a ja już dokładnie pamiętałem to miejsce.
- Rozdzielmy się - powiedział szef.
Poszedłem na górę, bo pamiętam, że jest tam pokój z materacem, na którym spałem. Po cichu poszedłem do drzwi, aż nagle usłyszałem jakieś głosy. Przyłożyłem ucho do drzwi.
- Ej, spokojnie, przecież ja ci nic złego nie zrobię - powiedział mężczyzna, ale nie był do głos Johna ani Josha.
- Zostaw mnie! - krzyknęła Laura.
Laura! Ona tam jest! Żyje! Ale jest tam też jakiś mężczyzna. Co on z nią robi? Nagle przez myśl przeszła mi zła myśl. Nagle zobaczyłem obok siebie pana Browna.
- Tam jest Laura - szepnąłem. - Jest tam też mężczyzna - dodałem, a policjant naładował broń.
- Wchodzimy tam. Ja idę pierwszy - powiedział, po czym chwycił za klamkę, a drzwi otworzyły się. Zobaczyłem Laurę, która leżała na materacu, a nad nią był jakiś facet. Zacisnąłem dłonie w pięść. Zabije go, jeśli ją tknął.
- Ręce do góry, jesteś aresztowany! - powiedział policjant, a mężczyzna poderwał się na nogi jak poparzony.
Spojrzałem na Laurę, która uśmiechnęła się lekko do mnie, a ja odwzajemniłem jej gest.
- Ręce do góry! - krzyknął pan Brown, a ten powoli to zrobił. Nagle jednak ruszył przed siebie, aby uciec, ale ja zagrodziłem mu drogę i dodatkowo przywaliłem mocno w twarz pięścią, a on zachwiał się. Jego chwilową nieuwagę wykorzytasł policjant, szybko podchodząc do niego i przyciskając go do ściany. Zakuł go w kajdanki, a mężczyzna zaklął po nosem.
- Ja się już nim zajmę, ty idź do Laury - powiedział pan Brown, a ja tylko przytaknąłem głową.
Podszedłem do Laury i zauważyłem, że płakała i była przerażona.
- Spokojnie, Lau. Już ci nic nie grozi. Jestem przy tobie - powiedziałem troskliwym głosem.
Pomogłem się jej podnieść, po czym uwolniłem ją z więzów i przytuliłem ją mocno. Laura wtuliła się we mnie i płakała. Ja głaskałem ją po włosach i uciszałem. Ona jednak nie uspokajała się, co mnie niepokoiło. Odsunąłem ją trochę od siebie.
- Lau, czy on ci coś zrobił? - spytałem, patrząc w jej zapłakane i pełne cierpienia oczy.
Laura spuściła wzrok i nic nie powiedziała, ale za to bardziej się rozpłakała.
- Laura, on ci coś zrobił, tak? Proszę powiedz coś - odparłem z niepokojem.
- Tak - odezwała się cicho.
- Co takiego? - spytałem.
Laura tylko spojrzała na mnie z ogromnym smutkiem i bólem. Nie musiała już nic mówić, bo już wiem, co ten koleś jej zrobił.
Zacinąłem mocno pięści ze złości, która w sekundę się we mnie zagotowała.
- Zabiję, gnoja! - syknąłem z wściekłością. - Jak on śmiał cię tknąć?! Już ja myślę, że dostanie spory wyrok.
We mnie dosłownie się gotowało, ale gdy spojrzałem na płaczącą Laurę, uspokoiłem się trochę. Znowu ją przytuliłem.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz. Jakoś przez to przebrniemy. Nie zostawię cię z tym samą. Cały czas będę cię wspierał. Będzie dobrze - mówiłem łagodnym głosem, kołysząc ją w ramionach.
- Czuję się teraz taka brudna. Nie wiem, czy zdołam o tym zapomnieć - powiedziała.
- Razem coś wymyślimy i zapomnisz o tym - odparłem, patrząc jej w oczy.
- Ale ja chciałam przeżyć swój pierwszy raz z tobą, a nie w taki sposób - załkała.
- To się nie liczy. Możemy to naprawić. Zrobię wszystko, żebyś przestała o tym myśleć.
- Ross, ja tak bardzo się bałam, że już cię nie zobaczę.
- Ja też okropnie się o ciebie martwiłem. Nie mogłem pozwolić, żebym cię stracił. Musiałem cię znaleźć i się udało. Kocham cię najmocniej na świecie.
- Ja ciebie też - odpowiedziała.
Zaczęliśmy się do siebie zbliżać, aż w końcu nasze usta się spotkały. Nasze pocałunki wyrażały nasze wszystkie uczucia, które się w nas kotłowały od tych dni. Teraz mogliśmy się sobie oddać i podzielić się naszą miłością. Laura jest moim całym życiem i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Gdybym ją stracił, to moje życie nie miałoby sensu. Kocham ją całym moim sercem i nigdy nie przestanę. Już zawsze będę ją kochał. Rozłączyć może nas tylko śmierć.
~*~
★Laura★
Od tamtych wydarzeń minął miesiąc. Z początku ciężko mi było zapomnieć o tych okropnych chwilach, ale dzięki Rossowi nawet mi się to udało. Nie myślę już o tym, choć czasami w nocy nadal mam koszmary, w których dzieje się to samo, co było na prawdę. Ross był dla mnie największym wsparciem. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła. On po prostu nadaje sensu mojemu życiu. On jest moim życiem. Kocham go z całego serca. W tym miesiącu przeżyłam z nim piękne chwile. Najlepsze było nasze kochanie. Dzięki Rossowi przestałam kojarzyć seks z czymś okropnym. On wyleczył moją duszę. Był moim lekarstwem. Chyba żadnemu psychologowi nie udałoby się tak szybko pozbyć się mojej traumy. Nie wiem, czy zdołam o tym kiedyś całkowicie zapomnieć. Mam nadzieję, że tak. Ze wsparciem Rossa na pewno mi się uda.
Teraz stoimy na moście w lesie, który jest niedaleko stadniny. Pamiętam jak Ross zabrał mnie tu dwa miesiące temu. Teraz wydaje mi się to tak dawno. W tym czasie tyle się wydarzyło w moim życiu. Były wspaniałe i okropne chwile. Jednak najlepsze w tym wszystkim jest to, że spotkałam Rossa. Moje życie byłoby bez sensu bez niego. Jejku, jak ja go kocham!
- Lau, czy ty mnie słuchasz? - spytał Ross.
- Przepraszam, zamyśliłam się - odpowiedziałam.
- Bo wiesz, mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia - odparł i spoważniał.
- Co takiego? - spytałam.
Widziałam, że czymś się denerwuje. Ale czym?
Po chwili Ross włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej małe pudełeczko, które otworzył. W środku był piękny złoty pierścionek z brylatem. Uklęknął na jedno kolano i chwycił mnie za rękę. Spojrzał mi głęboko w oczy.
Jejku, to się dzieje na prawdę? Jeśli tak, to niech nikt tego nie przerywa!
- Lau, wiem, że nie znamy się zbyt długo, a moja przeszłość nie jest idealna i czasami się zastanawiam, dlaczego ty nadal ze mną jesteś. Jednak wiedz, że ty zmieniłaś moje życie na lepsze i nie wyobrażam sobie, żeby ciebie zabrakło. Jesteś całym moim sercem. Jeśli spędziłabyś resztę swojego życia przy moim boku, to byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - przerwał na chwilę. - Lauro Marie Marano, wyjdziesz za mnie? - spytał z nadzieją.
Przez chwilę nie byłam w stanie nic powiedzieć, bo szczęście uniemożliwiło mi wykrztuszenie czegokolwiek. Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje na prawdę!
- Oczywiście, że tak - zgodziłam się, a po moich policzkach spłynęły łzy szczęścia.
Ross szeroko się uśmiechnął. Można powiedzieć, że cała jego twarz się śmiała. Wyciągnął pierścionek z pudełeczka, po czym wsunął mi go na palec i pocałował w jego miejsce. Po chwili wstał i po prostu mnie pocałował. Ja zaraz odwzajemniłam gest i zatonęliśmy w namiętnych i pełnych miłości pocałunkach.
Ta chwila jest cudowna, idealna wręcz. Nigdy jeszcze nie czułam się taka szczęśliwa. Przeszłość Rossa może i nie jest idealna, ale nie obchodzi mnie to, bo ważne jest to, jaki on jest na prawdę. Liczy się to, co ma się w głębi serca. Zawsze trzeba spojrzeć na wnętrze człowieka, bo w nim kryje się wszystko. Tylko, gdy dobrze poznamy drugą osobę, to możemy ją szczerze pokochać za to jaki jest, a nie jaki był. W miłości ważne jest zaufanie i szczerość, bo jeśli ich brakuje, to ciężko zbudować dobrą relację. Mi udało się znaleźć miłość swojego życia. Nie spodziwałam się, że może to się stać tak szybko. Mam dopiero 19 lat, a jestem już zaręczona. Ludzie mogli by powiedzieć, że to jeszcze nie jest ten jedyny, ale to, przez co przeszliśmy z Rossem jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nigdy nie przestanę go kochać. To właśnie jego los postawił na mojej drodze.
Życie jest jak labirynt uczuć i zdarzeń. Każdy nasz wybór, to wejście w kolejną uliczkę, która zawsze ma zakręty. Nie ma prostej dr. Są decyzje dobre i złe, ale człowiek musi doświadczyć jednego i drugiego, żeby potem wyciągnąć z tego wnioski. Nigdy nie wiadomo, co się stanie w naszym życiu. Trzeba też pamiętać, że czasami może być źle, ale zawsze może być lepiej. Życie jest tylko jedno, nie można się cofnąć w czasie, ani przewidzieć przyszłości. Ważne jest co się dzieje tu i teraz. Żyje się tylko raz i trzeba to wykorzystać najlepiej, jak się da.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Nadeszła teraz chwila prawdy i szczerości. Wiem, że Was zawiodłam. Nie dodawałam tu nic przez prawie trzy miesiące. Bardzo Was przepraszam, ale po prostu straciłam już całkowicie wenę na tego bloga, dlatego postanowiłam go zakończyć. Nie chcę po prostu robić czegoś na siłę. Zauważyłam też, że Blogger już wymarł. Już prawie nikt tu niczego nie publikuje. Większość blogów albo jest zawieszonych albo po prostu nie ma żadnych postów od dłuższego czasu. W ogóle to jest już mój ostatni blog o Raurze, bo po prostu już w nią nie wierzę, a nawet nie słucham już R5. Zmieniłam się i uważam, że na lepsze. Jednak liceum nie jest takie straszne. Chociaż nauki jest dużo, ale moja klasa ogólnie jest spoko.
Jednak przez ten czas nie leniłam się. Postanowiłam spróbować swoich sił na Wattpadzie. Na razie nic nie opublikowałam tam, ale rozdziały już piszę do przodu. Będzie to ulepszona wersja mojego bloga Ogień i Woda - Przeciwieństwa się przyciągają. Bloga usunę, bo jakoś nie podoba mi się to, co tam napisałam. Teraz lepiej rozplanowałam rozdziały i myślę, że wyjdzie mi to lepiej niż na blogu. Jeśli chcecie nadal czytać moje opowiadania, to w najbliższym czasie dodam tu linka do Wattpada. Książka będzie mieć tytuł Wielka Czwórka: Przeznaczenie. Tam również nazywam się Milky Way, a dokładniej milky_way_2000.
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest. Jeszcze raz Was bardzo przepraszam i dziękuję za wszystko. Nie spodziewałam się takich osiągnięć. Jesteście wspaniali! Bardzo, ale to bardzo Wam za wszystko dziękuję! W ogóle 27 grudnia miną dwa lata odkąd zaczęłam pisać. Jak ten czas szybko leci...
Do napisania na Wattpadzie!
~ Wasza Milky Way :*
Ps. Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! :)
Jejku, to się dzieje na prawdę? Jeśli tak, to niech nikt tego nie przerywa!
- Lau, wiem, że nie znamy się zbyt długo, a moja przeszłość nie jest idealna i czasami się zastanawiam, dlaczego ty nadal ze mną jesteś. Jednak wiedz, że ty zmieniłaś moje życie na lepsze i nie wyobrażam sobie, żeby ciebie zabrakło. Jesteś całym moim sercem. Jeśli spędziłabyś resztę swojego życia przy moim boku, to byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - przerwał na chwilę. - Lauro Marie Marano, wyjdziesz za mnie? - spytał z nadzieją.
Przez chwilę nie byłam w stanie nic powiedzieć, bo szczęście uniemożliwiło mi wykrztuszenie czegokolwiek. Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje na prawdę!
- Oczywiście, że tak - zgodziłam się, a po moich policzkach spłynęły łzy szczęścia.
Ross szeroko się uśmiechnął. Można powiedzieć, że cała jego twarz się śmiała. Wyciągnął pierścionek z pudełeczka, po czym wsunął mi go na palec i pocałował w jego miejsce. Po chwili wstał i po prostu mnie pocałował. Ja zaraz odwzajemniłam gest i zatonęliśmy w namiętnych i pełnych miłości pocałunkach.
Ta chwila jest cudowna, idealna wręcz. Nigdy jeszcze nie czułam się taka szczęśliwa. Przeszłość Rossa może i nie jest idealna, ale nie obchodzi mnie to, bo ważne jest to, jaki on jest na prawdę. Liczy się to, co ma się w głębi serca. Zawsze trzeba spojrzeć na wnętrze człowieka, bo w nim kryje się wszystko. Tylko, gdy dobrze poznamy drugą osobę, to możemy ją szczerze pokochać za to jaki jest, a nie jaki był. W miłości ważne jest zaufanie i szczerość, bo jeśli ich brakuje, to ciężko zbudować dobrą relację. Mi udało się znaleźć miłość swojego życia. Nie spodziwałam się, że może to się stać tak szybko. Mam dopiero 19 lat, a jestem już zaręczona. Ludzie mogli by powiedzieć, że to jeszcze nie jest ten jedyny, ale to, przez co przeszliśmy z Rossem jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nigdy nie przestanę go kochać. To właśnie jego los postawił na mojej drodze.
Życie jest jak labirynt uczuć i zdarzeń. Każdy nasz wybór, to wejście w kolejną uliczkę, która zawsze ma zakręty. Nie ma prostej dr. Są decyzje dobre i złe, ale człowiek musi doświadczyć jednego i drugiego, żeby potem wyciągnąć z tego wnioski. Nigdy nie wiadomo, co się stanie w naszym życiu. Trzeba też pamiętać, że czasami może być źle, ale zawsze może być lepiej. Życie jest tylko jedno, nie można się cofnąć w czasie, ani przewidzieć przyszłości. Ważne jest co się dzieje tu i teraz. Żyje się tylko raz i trzeba to wykorzystać najlepiej, jak się da.
THE END
Hejka wszystkim!!!
Nadeszła teraz chwila prawdy i szczerości. Wiem, że Was zawiodłam. Nie dodawałam tu nic przez prawie trzy miesiące. Bardzo Was przepraszam, ale po prostu straciłam już całkowicie wenę na tego bloga, dlatego postanowiłam go zakończyć. Nie chcę po prostu robić czegoś na siłę. Zauważyłam też, że Blogger już wymarł. Już prawie nikt tu niczego nie publikuje. Większość blogów albo jest zawieszonych albo po prostu nie ma żadnych postów od dłuższego czasu. W ogóle to jest już mój ostatni blog o Raurze, bo po prostu już w nią nie wierzę, a nawet nie słucham już R5. Zmieniłam się i uważam, że na lepsze. Jednak liceum nie jest takie straszne. Chociaż nauki jest dużo, ale moja klasa ogólnie jest spoko.
Jednak przez ten czas nie leniłam się. Postanowiłam spróbować swoich sił na Wattpadzie. Na razie nic nie opublikowałam tam, ale rozdziały już piszę do przodu. Będzie to ulepszona wersja mojego bloga Ogień i Woda - Przeciwieństwa się przyciągają. Bloga usunę, bo jakoś nie podoba mi się to, co tam napisałam. Teraz lepiej rozplanowałam rozdziały i myślę, że wyjdzie mi to lepiej niż na blogu. Jeśli chcecie nadal czytać moje opowiadania, to w najbliższym czasie dodam tu linka do Wattpada. Książka będzie mieć tytuł Wielka Czwórka: Przeznaczenie. Tam również nazywam się Milky Way, a dokładniej milky_way_2000.
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest. Jeszcze raz Was bardzo przepraszam i dziękuję za wszystko. Nie spodziewałam się takich osiągnięć. Jesteście wspaniali! Bardzo, ale to bardzo Wam za wszystko dziękuję! W ogóle 27 grudnia miną dwa lata odkąd zaczęłam pisać. Jak ten czas szybko leci...
Do napisania na Wattpadzie!
~ Wasza Milky Way :*
Ps. Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! :)
środa, 28 września 2016
Rozdział 43
"And you say, you're scared that I won't be there." ~ "I mówisz, że jesteś przerażona, że nie będzie mnie tutaj." - Fallin' For You
~Los Angeles, 22.08.2015 r.~
Otworzyłem powoli oczy, ale niewiele zobaczyłem, bo widziałem tylko ciemność. Usłyszałem szum oceanu i zorientowałem się, że leżę na piasku. W tylnej części głowy czułem tępe pulsowanie. Nagle mój mózg całkowicie oprzytomniał i zdałem sobie sprawę z tego, co się tu stało. Randka, uderzenie w tył głowy, Laura trzymana przez Josha i ciemność. Tylko tyle pamiętam, ale tyle mi wystarcza, żeby dotarło do mnie, co się wydarzyło. Romwellowie jakoś uciekli z więzienia, a Laura została przez nich porwana. Tylko skąd oni dowiedzieli się, gdzie my jesteśmy? Kiedy uciekli? Po co uprowadzili Laurę i gdzie ją wywieźli? Jasna cholera! Jak to się mogło stać? Dlaczego ten koszmar znów się powtarza? Co jeśli tym razem jest już zapóźno i Laura nie żyje? Nie.
Znów poczułem strach o Laurę. Co ja mogę teraz zrobić? Przecież nawet nie wiem, gdzie ona jest ani w jakim celu ją porwali. Chociaż mogę się domyślić tego drugiego. Chcieli się zemścić na mnie i to zrobili. Wątpię też, żeby ukryli ją w bazie lub w starym tartaku. Ja muszę ją uratować! Laura musi być bezpieczna. Nawet nie chcę myśleć, co oni mogą z nią tym razem zrobić. Za długo już tu siedzę, tylko tracę czas. Muszę powiedzieć o porwnaniu jej rodzicom. Mojemu rodzeństwo na razie nic zdradzę. Zaraz, zaraz, która właściwie jest godzina? Dotknąłem kieszeni spodni i wyczułem w prawej telefon, więc mi go nie zabrali. Wyciągnąłem go i włączyłem. Na ekranie zobaczyłem godzinę 2:12. No to długo tu leżę. Chyba tak z trzy godziny. Zauważyłem też, że mam siedem nieodebranych połączeń. Trzy od Rydel i po jednym od Rikera, Rocky'ego, Ellingtona oraz od mamy Laury. No to chyba wszyscy się o nas niepokoją. Muszę iść do rodziców Laury. Lepiej od razu im to powiem.
Wstałem z piasku i zacząłem biec. Po drodze kilka razy chwilę odpoczywałem, ale zaraz znów ruszałem biegiem przed siebie. Do posiadłości Marano dotarłem w 15 minut. Zadzwoniłem dzwonkiem do bramy. Czekałem parę minut aż usłyszałem zaspany głos pani Ellen:
- Kto tam? - spytała.
- To ja, Ross - odpowiedziałem.
- Nareszcie, wchodźcie - odparła, a w jej głosie usłyszałem ulgę.
Po chwili drzwiczki się otworzyły. Gdy przeszedłem przez bramę poczułem strach, bo przecież nie przynoszę jej dobrych wieści. Nie chcę znów wiedzieć rodziców Laury pełnych obawy. Nie chcę znów przez to wszystko przechodzić od nowa. Nie chcę, żeby Laurze coś się stało. Moje serce ścisnęło się i przeszył je ból. Jeśli... jeśli tym razem Laura nie wyjdzie z tego cało, to nie wiem jak się po tym pozbieram.
Westchnąłem ciężko.
- Ross, gdzie jest Laura? - Usłyszałem głos pani Ellen.
Zorientowałem się, że stoję w wejściu z głową skierowaną w dół, a w drzwiach stoi mama Laury i patrzy na mnie z niepokojem.
- Laura... ona... oni... - z moich ust wydostały się tylko szczępki tego, co chciałem powiedzieć. Po prostu przez ten natłok strachu nie potrafiłem nic z siebie wydusić.
Do oczu napłynęły mi łzy. Z każdą sekundą uświadamiam sobie, co się stało i nie mogę tego pojąć. Wszystko mnie przerosło. Nagle przed oczami zobaczyłem mroczki, a w uszach zaczęło mi dzwonić. Po chwili straciłem świadomość.
Otworzyłem oczy i zaraz je zamknąłem przez jasne światło. Po chwili znów rozwarłem powieki i zobaczyłem pochylającą się nade mną panią Ellen, która przyciskała mi do czoła zimny okład. W głowie znów czułem pulsujący ból. Chyba mocno oberwałem od Romwellów. Po chwili odzyskałem zupełną świadomość i zauważyłem, że w fotelu naprzciewko kanapy, na której leżę, siedzi pan Damiano z poważnym wyrazem twarzy, ale ze strachem w oczach. Głowę opierał na ręce, którą miał ułożoną pod podbródkiem. Wydawał się zamyślony. Jeszcze raz skierowałem wzrok na panią Ellen.
- Co... co się stało? - spytałem trochę ochrypłym głosem.
- Zemdlałeś w wejściu i teraz jesteś w naszym domu - odpowiedziała.
- Ja... muszę coś państwu powiedzieć. To bardzo ważne - powiedziałem poważnym głosem.
- Tak, zdecydowanie - odparł pan Damiano. - Powiedz nam, gdzie jest Laura.
Podparłem się na łokciu i usiadłem na kanapie. Pani Ellen usadowiła się obok mnie. Oboje patrzyli na mnie wyczekująco.
- Opowiem wszystko od początku - zacząłem. - No więc byliśmy na plaży i miło spędzaliśmy czas. Zrobiło się już późno, więc postanowiliśmy wrócić do domów. Gdy szliśmy przez plażę, nagle poczułem, że ktoś odpycha mnie od Laury i uderza czymś w tył głowy. Zanim straciłem przytomność zobaczyłem, że Josh Romwell trzyma Laurę. Nic więcej nie pamiętam - opowiedziałem, to co widziałem.
- To już wyjaśnia dlaczego masz odrobinę rozciętą głowę, ale spokojnie nie jest to duża rana - odezwała się pani Ellen. - Jednak to nie do wiary, że oni uciekli z więzienia - powiedziała z niepokojem.
- Jak oni was znaleźli? - spytał pan Damiano.
- Nie mam pojęcia. Nawet nie wiem, jakim cudem udało im się uciec - odpowiedziałem.
- Mam nadzieję, że tym razem ty nie masz z tym porwaniem nic wspólnego? - Spojrzał na mnie złowrogo.
- Nie, nie mam z tym nic wspólnego - zaprzeczyłem od razu. - Tak samo zadaję sobie dużo pytań, co państwo i martwię się o Laurę.
- Nawet nie chcę myśleć, co oni mogą jej tym razem zrobić - odezwała się płaczliwie pani Ellen. - Domyślasz się, gdzie oni mogą ją ukrywać?
- Nie wiem, ale mogę pójść do ich bazy i do tartaku, chociaż wątpię, żeby tam byli. Tym razem policja musi zająć się tą sprawą.
- Tak, koniecznie trzeba im zgłosić porwanie. Jednak raczej nie pracują o tej godzinie, więc trzeba to zostawić na rano - powiedział pan Damiano.
- A nie dostali państwo żadnego telefonu od Romwellów? - spytałem.
- Nie, nie dzwonił żaden nieznany numer - odpowiedziała pani Ellen.
- Może i tym razem będą chcieli okupu. Trzeba czekać na jakiś znak od nich.
- Tak, ale teraz musimy położyć się spać. Jutro czeka nas ciężki dzień. Musimy być wypoczęci - powiedział pan Damiano.
- Ross, jak chcesz, to możesz zostać tutaj. Przyszykuję dla ciebie pokój gościnny - odparła pani Ellen.
- Dziękuję, ale nie trzeba. Muszę wrócić do domu, bo mogą się o mnie niepokoić.
- Już nie czujesz się słabo? Głowa już cię nie boli? Opatrzyłam małe rozcięcie.
- Dziękuję, pani. Już czuję się lepiej. Dam radę dojść do domu.
- Skoro tak to nie będziemy cię zatrzymywać. Jutro przyjdź tutaj, bo przecież jesteś świadkiem i twoje zeznania przydadzą się policji - odezwał się pan Damiano.
- Dobrze, przyjdę rano - odparłem, po czym wstałem z kanapy. - To do widzenia, państwu.
- Do widzenia - odpowiedzieli, a ja poszedłem do wyjścia i opuściłem dom Marano.
Szedłem z opuszczoną głową. Nie musiałem przecież na nic uważać na chodniku, bo nikogo nie było. Czasami tylko przejeżdżał jakiś samochód. Panowała cisza.
Nie mogę uwierzyć, że ten koszmar się powtarza. Sądziłem, że jesteśmy już bezpieczni, że już po wszystkim i najgorsze się skończyło. Wygląda to tak, jakby ktoś nacisnął replay. Gdybym mógł cofnąć czas. Już po moim przypadkowym spotkaniu z Romwellami powinienem pójść na policję. Dlaczego ja wtedy tego nie zrobiłem? Zamiast tego wolałem słuchać ich rozkazów. Jednak robiłem to, aby chronić moją rodzinę. Ale dlaczego nawet, jak już dla nich pracowałem, nie wydałem ich policji? No dlaczego? Gdybym tak zrobił, to nie doszłoby do pierwszego porwania Laury, a tym bardziej do drugiego. Jakim ja byłem idiotą. Dałem się wciągnąć w niebezpieczną grę. Przecież mogłem skończyć za kratkami. Dlaczego ja pozwoliłem się w to wszystko wrobić?
Westchnąłem ciężko.
I bez tamtego zadania poznałbym Laurę. Przyszła razem z Rydel do naszego domu. Pewnie i tak bym się z nią zaprzyjaźnił, zakochał, a najważniejsze, że ona nie byłaby ofiarą Romwellów. Ech, gdyby tak było, to uniknęłaby tych dwóch porwań. To, co ją spotkało, to moja wina. Przeze mnie została uprowadzona. Nie rozumiem, dlaczego ona ze mną jest. Przecież ja na nią nie zasługuję przez to, w co ją wpakowałem. Już po pierwszym porwaniu powinna zerwać ze mną kontakt. Zrozumiałbym ją. Jednak nie wiem, jak mógłbym bez niej żyć. Jeszcze nigdy tak mocno nie pokochałem żadnej dziewczyny. Dla jej bezpieczeństwa oddłbym własne życie. Boże, jak ja ją kocham. Nie może jej się nic teraz stać. Jeśli tak będzie to... to nie wiem, co zrobię. Wyrzuty sumienia pożarłyby mnie od środka, bo to wszystko stało się przeze mnie. To tylko moja wina. Przez moją głupotę Laurze grozi niebezpieczeństwo. Ona na prawdę zasługuje na kogoś lepszego ode mnie. Kogoś przy kim byłaby bezpieczna i nie miała doczynienia z bandytami. Nie jestem jej wart. Jeśli ona ocaleje i nie będzie chciała mnie znać, to odejdę od niej, bo beze mnie będzie bezpieczniejsza. Ile ja bym dał, żeby Laura była teraz cała i zdrowa. Ona musi żyć.
Pochłonięty przez moje myśli doszedłem do domu, nim się o tym zorientowałem. Chwyciłem za klamkę i pociągnąłem drzwi, które były otwarte. No to moje rodzeństwo raczej nie śpi. Nie mam ochoty mówić im, co się stało, bo to jeszcze bardziej mnie zdołuje.
Zauważyłem, że świeci się światło w salonie, więc wszedłem do pomieszczenia, a tam zobaczyłem Rydel, która trzymała w ręce kubek i wpatrywała się przed siebie. Na jej twarzy wymalowany był niepokój. Chyba mnie usłyszała, gdy wszedłem, bo odwróciła głowę w moją stronę. Gdy mnie zobaczyła, poderwała się z kanapy i szybko podeszła do mnie.
- Ross, gdzieś ty się podziewał? Wszyscy się o ciebie martwimy. Nie słyszałeś, że do ciebie dzwonimy i to nawet nie raz? - zalała mnie pytaniami.
Ja nic nie odpowiedziałem, tylko westchnąłem ciężko.
- Ross, co ci jest? Dlaczego jesteś smutny? Pokłóciliście się z Laurą? - spytała z troską w głosie.
- Stało się coś o wiele gorszego - odparłem.
- Co takiego? Mi możesz powiedzieć wszystko.
- Rydel, bo wiesz... - zacząłem, ale głos mi się załamał, a o do oczu napłynęło łzy. Nagle poczułem chęć wylać wszystkie moje uczucia na zewnątrz i to nie tylko opowiadając o wszystkim Rydel, ale również płacząc.
- Ross, co się stało? - spytała z niepokojem.
- Bo Laura... ona... Romwellowie ją porwali - powiedziałem zacinając się.
Zobaczyłem, jak oczy Rydel się powiększają ze zdziwienia.
- Co takiego? Jak to się niby stało? Przecież oni siedzą w więzieniu.
- No to najwyraźniej uciekli i jakoś nas znaleźli - odparłem.
- Siadaj i wszystko mi opowiedz - powiedziała, po czym usiedliśmy na kanapie.
- Byłem z Laurą na plaży, a gdy zrobiło się już późno, zaczęliśmy się zbierać do pójścia do domów. Szliśmy przez plażę, a nagle poczułem, że ktoś odpycha mnie od Laury i uderza czymś w tył głowy. Zobaczyłem, że Josh trzyma Laurę, a potem straciłem przytomność. Ocknąłem się po drugiej i dotarło do mnie, co się wydarzyło. Poszedłem do rodziców Laury i odpowiedziałem im o wszystkim, a potem wróciłem do domu - opowiedziałem.
- To nie do wiary, że oni uciekli. Tylko, jak oni was znaleźli?
- Nie mam pojęcia.
- Ale po co im Laura? Znowu mogą chcieć okupu?
- Może tak. Jak na razie jej rodzice nie dostali telefonu od Romwellów.
- Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie. Boję się o nią - powiedziała z niepokojem.
- Ja też i to strasznie. Co jeśli oni tym razem jej coś zrobią? Co jeśli oni ją... - zacząłem, ale Rydel zaraz mi przerwała
- Nawet tak nie myśl. Laura żyje. Musimy być dobrej myśli.
- Chciałbym w to wierzyć - odparłem. - To moja wina, że ją porwali. To przeze mnie może grozić jej niebezpieczeństwo. Nie wiem, dlaczego wcześniej nie wydałem Romwellów policji.
- Ross, teraz nie pora na gdybanie, bo to ci nic nie da. To nie jest twoja wina, że ją porwali. Przecież nic o tym nie wiedziałeś.
- To prawda, ale to przeze mnie pierwszy raz ją uprowadzili. Wtedy to była tylko moja wina - powiedziałem. - Jeśli jej się coś teraz stanie, to sobie tego nie wybaczę. Laura musi przeżyć. Nie potrafię już bez niej żyć - odparłem, a po policzku pociekła mi łza.
Rydel nic już nie powiedziała, ale za to przytuliła mnie. Ona daje mi ogromne wsparcie. Zawsze była moją podporą. To od niej zasięgałem jakiś rad. Rydel zawsze mnie pocieszała. Gdy nasi rodzice zginęli w wypadku, to czasami zastępowała mi mamę. Ona jest bardzo silna i mądra, ale wystarczy, że coś się komuś stanie, to bardzo się martwi. Rydel jest moim wzorem. Kto nie chciałby być takim dobrym, mądrym, troskliwym i opiekuńczym? Taka siostra to skarb. Bardzo ją kocham.
Po paru minutach odsunąłem się od niej.
- Już ci trochę lepiej? - spytała troskliwie.
- Może odrobinkę, ale i tak boję się o Laurę. Przecież nawet nie wiem, gdzie ona może być, bo na pewno jej nie przetrzymują w miejscach, które znam.
- Ale i tak można je sprawdzić. Najlepiej, jak zrobi to policja. Ty może już nie bierz udziału w akcji ratunkowej, bo co jeśli znowu cię postrzelą? Wtedy miałeś szczęście, bo pocisk tylko trochę cię drasnął, ale co jeśli tym razem dostałbyś w serce? - powiedziała, a w jej głosie słychać było niepokój.
- Rydel, jeśli policja pozwoli mi ze sobą działać, to na pewno będę brał udział w akcji ratunkowej - odparłem pewnym głosem.
- To niech tym razem dadzą ci kamizelkę kuloodporną. Wtedy będziesz mógł iść.
- Poproszę ich o nią, jeśli będzie taka potrzeba - odpowiedziałem. - Rydel nie martw się o mnie. To Laurze grozi niebezpieczeństwo i to o nią trzeba się bać.
- Jak ty ją kochasz. Jesteś gotowy oddać za nią życie - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- To prawda. Zrobię wszystko, żeby była bezpieczna.
- No to jutro pewnie czeka cię ciężki dzień, więc idź spać. Przyda ci się dużo sił.
- Wątpię, żebym był w stanie zasnąć.
- Może ci się uda, a teraz idź już na górę.
- Okay, już idę, ale ty też musisz iść spać.
- Ja jeszcze się napiję i zaraz pójdę.
- Okay - odparłem, po czym wstałem z kanapy i poszedłem na górę do sypialni.
~Los Angeles, 22.08.2015 r.~
★Ross★
Otworzyłem powoli oczy, ale niewiele zobaczyłem, bo widziałem tylko ciemność. Usłyszałem szum oceanu i zorientowałem się, że leżę na piasku. W tylnej części głowy czułem tępe pulsowanie. Nagle mój mózg całkowicie oprzytomniał i zdałem sobie sprawę z tego, co się tu stało. Randka, uderzenie w tył głowy, Laura trzymana przez Josha i ciemność. Tylko tyle pamiętam, ale tyle mi wystarcza, żeby dotarło do mnie, co się wydarzyło. Romwellowie jakoś uciekli z więzienia, a Laura została przez nich porwana. Tylko skąd oni dowiedzieli się, gdzie my jesteśmy? Kiedy uciekli? Po co uprowadzili Laurę i gdzie ją wywieźli? Jasna cholera! Jak to się mogło stać? Dlaczego ten koszmar znów się powtarza? Co jeśli tym razem jest już zapóźno i Laura nie żyje? Nie.
Znów poczułem strach o Laurę. Co ja mogę teraz zrobić? Przecież nawet nie wiem, gdzie ona jest ani w jakim celu ją porwali. Chociaż mogę się domyślić tego drugiego. Chcieli się zemścić na mnie i to zrobili. Wątpię też, żeby ukryli ją w bazie lub w starym tartaku. Ja muszę ją uratować! Laura musi być bezpieczna. Nawet nie chcę myśleć, co oni mogą z nią tym razem zrobić. Za długo już tu siedzę, tylko tracę czas. Muszę powiedzieć o porwnaniu jej rodzicom. Mojemu rodzeństwo na razie nic zdradzę. Zaraz, zaraz, która właściwie jest godzina? Dotknąłem kieszeni spodni i wyczułem w prawej telefon, więc mi go nie zabrali. Wyciągnąłem go i włączyłem. Na ekranie zobaczyłem godzinę 2:12. No to długo tu leżę. Chyba tak z trzy godziny. Zauważyłem też, że mam siedem nieodebranych połączeń. Trzy od Rydel i po jednym od Rikera, Rocky'ego, Ellingtona oraz od mamy Laury. No to chyba wszyscy się o nas niepokoją. Muszę iść do rodziców Laury. Lepiej od razu im to powiem.
Wstałem z piasku i zacząłem biec. Po drodze kilka razy chwilę odpoczywałem, ale zaraz znów ruszałem biegiem przed siebie. Do posiadłości Marano dotarłem w 15 minut. Zadzwoniłem dzwonkiem do bramy. Czekałem parę minut aż usłyszałem zaspany głos pani Ellen:
- Kto tam? - spytała.
- To ja, Ross - odpowiedziałem.
- Nareszcie, wchodźcie - odparła, a w jej głosie usłyszałem ulgę.
Po chwili drzwiczki się otworzyły. Gdy przeszedłem przez bramę poczułem strach, bo przecież nie przynoszę jej dobrych wieści. Nie chcę znów wiedzieć rodziców Laury pełnych obawy. Nie chcę znów przez to wszystko przechodzić od nowa. Nie chcę, żeby Laurze coś się stało. Moje serce ścisnęło się i przeszył je ból. Jeśli... jeśli tym razem Laura nie wyjdzie z tego cało, to nie wiem jak się po tym pozbieram.
Westchnąłem ciężko.
- Ross, gdzie jest Laura? - Usłyszałem głos pani Ellen.
Zorientowałem się, że stoję w wejściu z głową skierowaną w dół, a w drzwiach stoi mama Laury i patrzy na mnie z niepokojem.
- Laura... ona... oni... - z moich ust wydostały się tylko szczępki tego, co chciałem powiedzieć. Po prostu przez ten natłok strachu nie potrafiłem nic z siebie wydusić.
Do oczu napłynęły mi łzy. Z każdą sekundą uświadamiam sobie, co się stało i nie mogę tego pojąć. Wszystko mnie przerosło. Nagle przed oczami zobaczyłem mroczki, a w uszach zaczęło mi dzwonić. Po chwili straciłem świadomość.
Otworzyłem oczy i zaraz je zamknąłem przez jasne światło. Po chwili znów rozwarłem powieki i zobaczyłem pochylającą się nade mną panią Ellen, która przyciskała mi do czoła zimny okład. W głowie znów czułem pulsujący ból. Chyba mocno oberwałem od Romwellów. Po chwili odzyskałem zupełną świadomość i zauważyłem, że w fotelu naprzciewko kanapy, na której leżę, siedzi pan Damiano z poważnym wyrazem twarzy, ale ze strachem w oczach. Głowę opierał na ręce, którą miał ułożoną pod podbródkiem. Wydawał się zamyślony. Jeszcze raz skierowałem wzrok na panią Ellen.
- Co... co się stało? - spytałem trochę ochrypłym głosem.
- Zemdlałeś w wejściu i teraz jesteś w naszym domu - odpowiedziała.
- Ja... muszę coś państwu powiedzieć. To bardzo ważne - powiedziałem poważnym głosem.
- Tak, zdecydowanie - odparł pan Damiano. - Powiedz nam, gdzie jest Laura.
Podparłem się na łokciu i usiadłem na kanapie. Pani Ellen usadowiła się obok mnie. Oboje patrzyli na mnie wyczekująco.
- Opowiem wszystko od początku - zacząłem. - No więc byliśmy na plaży i miło spędzaliśmy czas. Zrobiło się już późno, więc postanowiliśmy wrócić do domów. Gdy szliśmy przez plażę, nagle poczułem, że ktoś odpycha mnie od Laury i uderza czymś w tył głowy. Zanim straciłem przytomność zobaczyłem, że Josh Romwell trzyma Laurę. Nic więcej nie pamiętam - opowiedziałem, to co widziałem.
- To już wyjaśnia dlaczego masz odrobinę rozciętą głowę, ale spokojnie nie jest to duża rana - odezwała się pani Ellen. - Jednak to nie do wiary, że oni uciekli z więzienia - powiedziała z niepokojem.
- Jak oni was znaleźli? - spytał pan Damiano.
- Nie mam pojęcia. Nawet nie wiem, jakim cudem udało im się uciec - odpowiedziałem.
- Mam nadzieję, że tym razem ty nie masz z tym porwaniem nic wspólnego? - Spojrzał na mnie złowrogo.
- Nie, nie mam z tym nic wspólnego - zaprzeczyłem od razu. - Tak samo zadaję sobie dużo pytań, co państwo i martwię się o Laurę.
- Nawet nie chcę myśleć, co oni mogą jej tym razem zrobić - odezwała się płaczliwie pani Ellen. - Domyślasz się, gdzie oni mogą ją ukrywać?
- Nie wiem, ale mogę pójść do ich bazy i do tartaku, chociaż wątpię, żeby tam byli. Tym razem policja musi zająć się tą sprawą.
- Tak, koniecznie trzeba im zgłosić porwanie. Jednak raczej nie pracują o tej godzinie, więc trzeba to zostawić na rano - powiedział pan Damiano.
- A nie dostali państwo żadnego telefonu od Romwellów? - spytałem.
- Nie, nie dzwonił żaden nieznany numer - odpowiedziała pani Ellen.
- Może i tym razem będą chcieli okupu. Trzeba czekać na jakiś znak od nich.
- Tak, ale teraz musimy położyć się spać. Jutro czeka nas ciężki dzień. Musimy być wypoczęci - powiedział pan Damiano.
- Ross, jak chcesz, to możesz zostać tutaj. Przyszykuję dla ciebie pokój gościnny - odparła pani Ellen.
- Dziękuję, ale nie trzeba. Muszę wrócić do domu, bo mogą się o mnie niepokoić.
- Już nie czujesz się słabo? Głowa już cię nie boli? Opatrzyłam małe rozcięcie.
- Dziękuję, pani. Już czuję się lepiej. Dam radę dojść do domu.
- Skoro tak to nie będziemy cię zatrzymywać. Jutro przyjdź tutaj, bo przecież jesteś świadkiem i twoje zeznania przydadzą się policji - odezwał się pan Damiano.
- Dobrze, przyjdę rano - odparłem, po czym wstałem z kanapy. - To do widzenia, państwu.
- Do widzenia - odpowiedzieli, a ja poszedłem do wyjścia i opuściłem dom Marano.
Szedłem z opuszczoną głową. Nie musiałem przecież na nic uważać na chodniku, bo nikogo nie było. Czasami tylko przejeżdżał jakiś samochód. Panowała cisza.
Nie mogę uwierzyć, że ten koszmar się powtarza. Sądziłem, że jesteśmy już bezpieczni, że już po wszystkim i najgorsze się skończyło. Wygląda to tak, jakby ktoś nacisnął replay. Gdybym mógł cofnąć czas. Już po moim przypadkowym spotkaniu z Romwellami powinienem pójść na policję. Dlaczego ja wtedy tego nie zrobiłem? Zamiast tego wolałem słuchać ich rozkazów. Jednak robiłem to, aby chronić moją rodzinę. Ale dlaczego nawet, jak już dla nich pracowałem, nie wydałem ich policji? No dlaczego? Gdybym tak zrobił, to nie doszłoby do pierwszego porwania Laury, a tym bardziej do drugiego. Jakim ja byłem idiotą. Dałem się wciągnąć w niebezpieczną grę. Przecież mogłem skończyć za kratkami. Dlaczego ja pozwoliłem się w to wszystko wrobić?
Westchnąłem ciężko.
I bez tamtego zadania poznałbym Laurę. Przyszła razem z Rydel do naszego domu. Pewnie i tak bym się z nią zaprzyjaźnił, zakochał, a najważniejsze, że ona nie byłaby ofiarą Romwellów. Ech, gdyby tak było, to uniknęłaby tych dwóch porwań. To, co ją spotkało, to moja wina. Przeze mnie została uprowadzona. Nie rozumiem, dlaczego ona ze mną jest. Przecież ja na nią nie zasługuję przez to, w co ją wpakowałem. Już po pierwszym porwaniu powinna zerwać ze mną kontakt. Zrozumiałbym ją. Jednak nie wiem, jak mógłbym bez niej żyć. Jeszcze nigdy tak mocno nie pokochałem żadnej dziewczyny. Dla jej bezpieczeństwa oddłbym własne życie. Boże, jak ja ją kocham. Nie może jej się nic teraz stać. Jeśli tak będzie to... to nie wiem, co zrobię. Wyrzuty sumienia pożarłyby mnie od środka, bo to wszystko stało się przeze mnie. To tylko moja wina. Przez moją głupotę Laurze grozi niebezpieczeństwo. Ona na prawdę zasługuje na kogoś lepszego ode mnie. Kogoś przy kim byłaby bezpieczna i nie miała doczynienia z bandytami. Nie jestem jej wart. Jeśli ona ocaleje i nie będzie chciała mnie znać, to odejdę od niej, bo beze mnie będzie bezpieczniejsza. Ile ja bym dał, żeby Laura była teraz cała i zdrowa. Ona musi żyć.
Pochłonięty przez moje myśli doszedłem do domu, nim się o tym zorientowałem. Chwyciłem za klamkę i pociągnąłem drzwi, które były otwarte. No to moje rodzeństwo raczej nie śpi. Nie mam ochoty mówić im, co się stało, bo to jeszcze bardziej mnie zdołuje.
Zauważyłem, że świeci się światło w salonie, więc wszedłem do pomieszczenia, a tam zobaczyłem Rydel, która trzymała w ręce kubek i wpatrywała się przed siebie. Na jej twarzy wymalowany był niepokój. Chyba mnie usłyszała, gdy wszedłem, bo odwróciła głowę w moją stronę. Gdy mnie zobaczyła, poderwała się z kanapy i szybko podeszła do mnie.
- Ross, gdzieś ty się podziewał? Wszyscy się o ciebie martwimy. Nie słyszałeś, że do ciebie dzwonimy i to nawet nie raz? - zalała mnie pytaniami.
Ja nic nie odpowiedziałem, tylko westchnąłem ciężko.
- Ross, co ci jest? Dlaczego jesteś smutny? Pokłóciliście się z Laurą? - spytała z troską w głosie.
- Stało się coś o wiele gorszego - odparłem.
- Co takiego? Mi możesz powiedzieć wszystko.
- Rydel, bo wiesz... - zacząłem, ale głos mi się załamał, a o do oczu napłynęło łzy. Nagle poczułem chęć wylać wszystkie moje uczucia na zewnątrz i to nie tylko opowiadając o wszystkim Rydel, ale również płacząc.
- Ross, co się stało? - spytała z niepokojem.
- Bo Laura... ona... Romwellowie ją porwali - powiedziałem zacinając się.
Zobaczyłem, jak oczy Rydel się powiększają ze zdziwienia.
- Co takiego? Jak to się niby stało? Przecież oni siedzą w więzieniu.
- No to najwyraźniej uciekli i jakoś nas znaleźli - odparłem.
- Siadaj i wszystko mi opowiedz - powiedziała, po czym usiedliśmy na kanapie.
- Byłem z Laurą na plaży, a gdy zrobiło się już późno, zaczęliśmy się zbierać do pójścia do domów. Szliśmy przez plażę, a nagle poczułem, że ktoś odpycha mnie od Laury i uderza czymś w tył głowy. Zobaczyłem, że Josh trzyma Laurę, a potem straciłem przytomność. Ocknąłem się po drugiej i dotarło do mnie, co się wydarzyło. Poszedłem do rodziców Laury i odpowiedziałem im o wszystkim, a potem wróciłem do domu - opowiedziałem.
- To nie do wiary, że oni uciekli. Tylko, jak oni was znaleźli?
- Nie mam pojęcia.
- Ale po co im Laura? Znowu mogą chcieć okupu?
- Może tak. Jak na razie jej rodzice nie dostali telefonu od Romwellów.
- Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie. Boję się o nią - powiedziała z niepokojem.
- Ja też i to strasznie. Co jeśli oni tym razem jej coś zrobią? Co jeśli oni ją... - zacząłem, ale Rydel zaraz mi przerwała
- Nawet tak nie myśl. Laura żyje. Musimy być dobrej myśli.
- Chciałbym w to wierzyć - odparłem. - To moja wina, że ją porwali. To przeze mnie może grozić jej niebezpieczeństwo. Nie wiem, dlaczego wcześniej nie wydałem Romwellów policji.
- Ross, teraz nie pora na gdybanie, bo to ci nic nie da. To nie jest twoja wina, że ją porwali. Przecież nic o tym nie wiedziałeś.
- To prawda, ale to przeze mnie pierwszy raz ją uprowadzili. Wtedy to była tylko moja wina - powiedziałem. - Jeśli jej się coś teraz stanie, to sobie tego nie wybaczę. Laura musi przeżyć. Nie potrafię już bez niej żyć - odparłem, a po policzku pociekła mi łza.
Rydel nic już nie powiedziała, ale za to przytuliła mnie. Ona daje mi ogromne wsparcie. Zawsze była moją podporą. To od niej zasięgałem jakiś rad. Rydel zawsze mnie pocieszała. Gdy nasi rodzice zginęli w wypadku, to czasami zastępowała mi mamę. Ona jest bardzo silna i mądra, ale wystarczy, że coś się komuś stanie, to bardzo się martwi. Rydel jest moim wzorem. Kto nie chciałby być takim dobrym, mądrym, troskliwym i opiekuńczym? Taka siostra to skarb. Bardzo ją kocham.
Po paru minutach odsunąłem się od niej.
- Już ci trochę lepiej? - spytała troskliwie.
- Może odrobinkę, ale i tak boję się o Laurę. Przecież nawet nie wiem, gdzie ona może być, bo na pewno jej nie przetrzymują w miejscach, które znam.
- Ale i tak można je sprawdzić. Najlepiej, jak zrobi to policja. Ty może już nie bierz udziału w akcji ratunkowej, bo co jeśli znowu cię postrzelą? Wtedy miałeś szczęście, bo pocisk tylko trochę cię drasnął, ale co jeśli tym razem dostałbyś w serce? - powiedziała, a w jej głosie słychać było niepokój.
- Rydel, jeśli policja pozwoli mi ze sobą działać, to na pewno będę brał udział w akcji ratunkowej - odparłem pewnym głosem.
- To niech tym razem dadzą ci kamizelkę kuloodporną. Wtedy będziesz mógł iść.
- Poproszę ich o nią, jeśli będzie taka potrzeba - odpowiedziałem. - Rydel nie martw się o mnie. To Laurze grozi niebezpieczeństwo i to o nią trzeba się bać.
- Jak ty ją kochasz. Jesteś gotowy oddać za nią życie - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- To prawda. Zrobię wszystko, żeby była bezpieczna.
- No to jutro pewnie czeka cię ciężki dzień, więc idź spać. Przyda ci się dużo sił.
- Wątpię, żebym był w stanie zasnąć.
- Może ci się uda, a teraz idź już na górę.
- Okay, już idę, ale ty też musisz iść spać.
- Ja jeszcze się napiję i zaraz pójdę.
- Okay - odparłem, po czym wstałem z kanapy i poszedłem na górę do sypialni.
~*~
Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Niechętnie sięgnąłem ręką w stronę szafki nocnej i wziąłem przedmiot. Spojrzałem na ekran, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Numer zastrzeżony, czyli dzwonią Romwellowie. Od razu odechciało mi się spać. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i z sercem w gardle przyłożyłam telefon do ucha.
- Witaj, Lynch - powiedział oschłym tonem John.
Natychmiast poczułem przypływ złości. Jak ja ich nienawidzę!
Natychmiast poczułem przypływ złości. Jak ja ich nienawidzę!
- Gdzie jest Laura? - spytałem ze złością.
- Spokojnie, właśnie miałem przejść do tej rzeczy - odparł.
- Mów, gdzie ona jest - warknąłem.
- Nie powiem ci tego. Masz 72 godziny na znalezienie jej, a nawet mniej, bo liczę czas od jej porwania.
- Co z nią chcecie zrobić?
- To już nie twoja sprawa. Pamiętaj masz czas do pojutrze do jedenastej w nocy na znalezienie jej, bo jeśli nie, to już nie zobaczysz swojej przyjaciółeczki - powiedział. - A i jeszcze jedno. Ona wcale nie musi być w Los Angles - odparł, po czym usłyszałem pikanie.
O nie! Nie jest dobrze! Skoro Laury może nie być w Los Angeles, to niby gdzie? Jak ja mam ją znaleźć? Na dodatek mam tylko niecałe 72 godziny. To bardzo mało czasu. Co jeśli nie zdążę? Oni ją zabiją? Nie, muszę choć trochę myśleć pozytywnie. Jednak nic nie zrobię, jeśli nie wyjdę z łóżka.
Szybko wstałem i podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem ubrania. Ubrałem się i zszedłem na dół. W całym domu panowała cisza. W sumie nie mam się, co dziwić, bo jest dopiero przed siódmą. Zjadłem śniadanie i napisałem na karteczce, że wychodzę szukać Laury, po czym przyczepiłem ją magnesem do lodówki. To po to, żeby się o mnie nie martwili. Wyszedłem z domu i wsiadłem do mojego samochodu. Na razie nie pojadę do rodziców Laury. Najpierw sprawdzę, czy Romwellowie nie ukryli jej w bazie i tartaku. Podróż do ich kryjówki zajęła mi 10 minut. Zaprakwałem trochę dalej od budynku, tak na wszelki wypadek, jakby byli w środku. Wysiadłem z auta i po kryjomu poszedłem do ich bazy. Zajrzałem do wszystkich okien na parterze, ale nikogo nie zauważyłem. Lepiej jednak wejść do środka. Znalazłem okno z wybitą szybą, po czym wślizgnąłem się przez nie do wnętrza budynku. Rozejrzałem się dookoła, ale nie zobaczyłem Laury. Przeszukałem kolejne pomieszczenia, ale nie było ani śladu po Laurze lub po Romwellach.
Potem pojechałem za miasto do starego tartaku, w którym ostatnim razem ją przetrzymywali. Od razu przypomniały mi się wszystkie tamte wydarzenia, jednak szybko je wymazałem z myśli. Pokryjomu poszedłem do budynku i udałem się do okna z wybitą szybą, bo wtedy trzymali ją w tym pokoju. Jednak nie zobaczyłem nikogo. Wszedłem do środka i przeszukałem wszystkie pomieszczenia, ale i tu również nikogo nie było.
Czyli moja teoria się sprawdziła. Nie ukrywają jej w miejscach, które ja znałem. W takim razie, gdzie oni ją przetrzymują? John powiedział, że nie musi być w Los Angeles. Ale jak można ją znaleźć w niecałe trzy dni? Przecież ona może być wszędzie. To jak szukanie igły w stogu siana. Na prawdę boję się o nią. Mam nadzieję, że nic jej nie zrobili. Oby znów chcieli okupu i podadzą miejsce, w którym są. Jeśli nie, to znalezienie jej będzie graniczyło z cudem. Tak mało czasu, a tak wiele mejsc, w których Laura mogłaby być.
Laura, gdzie ty jesteś? Mam nadzieję, że żyjesz i nic ci nie jest. Oby tak było. Inaczej nie wybaczę sobie tego, bo to ja sprowadziłem na ciebie niebezpieczeństwo.
Szybko wstałem i podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem ubrania. Ubrałem się i zszedłem na dół. W całym domu panowała cisza. W sumie nie mam się, co dziwić, bo jest dopiero przed siódmą. Zjadłem śniadanie i napisałem na karteczce, że wychodzę szukać Laury, po czym przyczepiłem ją magnesem do lodówki. To po to, żeby się o mnie nie martwili. Wyszedłem z domu i wsiadłem do mojego samochodu. Na razie nie pojadę do rodziców Laury. Najpierw sprawdzę, czy Romwellowie nie ukryli jej w bazie i tartaku. Podróż do ich kryjówki zajęła mi 10 minut. Zaprakwałem trochę dalej od budynku, tak na wszelki wypadek, jakby byli w środku. Wysiadłem z auta i po kryjomu poszedłem do ich bazy. Zajrzałem do wszystkich okien na parterze, ale nikogo nie zauważyłem. Lepiej jednak wejść do środka. Znalazłem okno z wybitą szybą, po czym wślizgnąłem się przez nie do wnętrza budynku. Rozejrzałem się dookoła, ale nie zobaczyłem Laury. Przeszukałem kolejne pomieszczenia, ale nie było ani śladu po Laurze lub po Romwellach.
Potem pojechałem za miasto do starego tartaku, w którym ostatnim razem ją przetrzymywali. Od razu przypomniały mi się wszystkie tamte wydarzenia, jednak szybko je wymazałem z myśli. Pokryjomu poszedłem do budynku i udałem się do okna z wybitą szybą, bo wtedy trzymali ją w tym pokoju. Jednak nie zobaczyłem nikogo. Wszedłem do środka i przeszukałem wszystkie pomieszczenia, ale i tu również nikogo nie było.
Czyli moja teoria się sprawdziła. Nie ukrywają jej w miejscach, które ja znałem. W takim razie, gdzie oni ją przetrzymują? John powiedział, że nie musi być w Los Angeles. Ale jak można ją znaleźć w niecałe trzy dni? Przecież ona może być wszędzie. To jak szukanie igły w stogu siana. Na prawdę boję się o nią. Mam nadzieję, że nic jej nie zrobili. Oby znów chcieli okupu i podadzą miejsce, w którym są. Jeśli nie, to znalezienie jej będzie graniczyło z cudem. Tak mało czasu, a tak wiele mejsc, w których Laura mogłaby być.
Laura, gdzie ty jesteś? Mam nadzieję, że żyjesz i nic ci nie jest. Oby tak było. Inaczej nie wybaczę sobie tego, bo to ja sprowadziłem na ciebie niebezpieczeństwo.
~*~
★Laura★
Bezradność... Strach... Tęsknota...
Te trzy uczucia kotłują się w mnie już od kilku lub kilkanastu godzin. Leżę na materacu ze związanymi rękami i zakneblowanymi ustami w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Nadal wierzę, że Ross lub ktokolwiek będący po mojej stronie mnie znajdzie. Jednak powoli zaczynam się bać, że ratunek nie przyjdzie, a mnie spotka coś okropnego. Może mnie zabiją? Chociaż ten nieznany typ powiedział, że chce mnie wykorzystać do zaspokajania potrzeb innych mężczyzn. Domyślam się, że zamierza zrobić ze mnie prostytutkę. Kto wie, może nawet mnie, gdzieś wywiezie? Jak już tego nie zrobił. Przez moje myśli przebiegają tylko czarne scenariusze. Żyję nadzieją, że ktoś mnie uratuje, bo tylko ona mi pozostała. Dlaczego moje życie tak wygląda? Dlaczego zostałam drugi raz porwana? Ech, gdyby Ross nie musiał wcześniej wykonywać zadań dla Romwellów, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Żylibyśmy bez tych okroponych wydarzeń i naszemu życiu nic by nie zagrażało. Gdybym nie poznała Rossa, to nie zostałabym porwana. Jednak, jak wyglądałoby moje życie bez niego? Byłoby takie puste, pozbawione szczęścia oraz miłości, którą siebie nawzajem darzymy. Nie wyobrażam sobie dlaszego życia bez niego. Jeśli wyjdę stąd cała, to pragnę być przy nim do końca moich dni. Ilekroć on będzie tego chciał.
Westchnęłam.
Gdzie ty jesteś, Ross? Błagam, uratuj mnie, zabierz mnie stąd. Tylko przy tobie czuję się bezpieczna, a teraz tak bardzo się boję. Mój strach jest nie do opisania. Obawiam się, że mogą być to moje ostatnie dni życia, które spędzam bez ciebie. Gdzie jesteś, Ross? Gdzie?
Po moich policzkach spłynęły dwie duże łzy, a za nimi kolejne. Będąc w tym więzieniu wypłakałam już morze łez.
Nagle usłyszałam zgrzyt zamka w drzwiach, a moje serce natychmiast podeszło mi do gardła, a na ciele poczułam nieprzyjemny dreszcz. Strach wzrósł w jednej sekundzie. Po chwili drzwi otowrzyły się i zobaczyłam tego samego mężczyznę, co przyszedł do mnie w nocy, bo teraz jest dzień, co mogę określić przez promnienie słońca, które przedostają się przez okno. Przynajmniej mam jakieś światło, ale w tej chwili nie chciałabym jego zobaczyć. Budził on we mnie strach, bo nie miałam pojęcia, co może mi teraz zrobić.
Teraz dokładniej mu się przyjrzałam, bo w nocy nie widziałam zbyt wiele. Był on wysokim mężczyzną, o barczystych ramionach. Jego włosy były czarne, a na twarzy miał lekki zarost. Myślę, że jest koło czterdziestki.
Teraz dokładniej mu się przyjrzałam, bo w nocy nie widziałam zbyt wiele. Był on wysokim mężczyzną, o barczystych ramionach. Jego włosy były czarne, a na twarzy miał lekki zarost. Myślę, że jest koło czterdziestki.
- Miło cię znowu widzieć - powiedział, a po moim ciele przeszły ciarki.
- ,,Mi ciebie nie" - odpowiedziałam w myślach, bo przez ten materiał nie mogę nic mowić.
- Pewnie nadal zastanawiasz się, co tu robisz lub, co ja ci zrobię. Otóż teraz zabawię się z tobą trochę. Będzie to nawet przyjemne, bo kto by nie lubił tego robić? - odparł, a ja w jednej chwili zrozumiałam, o co mu chodzi. On chce mnie zgwałcić!
Panika wzrastała we mnie z każdą sekundą, a gdy podszedł do mnie bliżej i przykucnął przed materacem, zaczęłam się wić i kręcić, a by oswobodzić się z krępujących mnie więzów. Jednak nic to nie dało, mimo tego że rozbolały mnie nadgarstki i kostki. Zaczęłam również cicho piszczeć, ale przez szmatkę moje dźwięki były stłamszone.
- Nie wierć się tak, bo to ci w niczym nie pomoże - powiedział, a ja nadal kręciłam się. Nagle przybliżył twarz do mojej głowy. - Należysz teraz do mnie - szepnął mi do ucha, a ja poczułam większe dreszcze na ciele. - Spokojnie. Teraz tylko trochę się zabawimy. - Uśmiechnął się. - Zresztą i tak będą o robić inni mężczyźni.
Zdecydowanie chce zrobić ze mnie prostytutkę.
- Teraz zmienię trochę twoją pozycję - odparł, po czym przewrócił mnie z boku na plecy.
Było mi niewygodnie, bo leżałam na związanych z tyłu rękach. Jednak nie obchodziło mnie to. Teraz trzęsłam się ze strachu, który owładnął każdą moją komórkę. Docierało do mnie, że jestem zupełnie bezbronna i nie uchornię się przed tym, co ten typ chce mi zrobić, a zamierza coś okropnego. Coś nad czym nie mam żandej kontroli, bo nie dość, że jestem związana, to dodatkowo nie miałabym najmniejszych szans w stracu z nim.
Nawet nie kontrolowałam łez, które płynęły po moich policzkach, gdy on zsunął mi spodnie oraz majtki do kolan. Kiedy zaczął rozpinać swoje spodnie, ja zamknęłam oczy.
Nie chcę patrzeć na to, co będzie mi robił. Nie chcę na niego patrzeć.
Po chwili usłyszałam dźwięk rozrywania czegoś.
- Zabezpieczam się, więc nie martw się, że zajdziesz w ciążę - powiedział, będąc już nade mną, co stwierdziłam odrobinę otwierając oczy.
Wiedziałam, co za chwilę nastąpi, więc zaczęłam się wiercić, ale mężczyzna unieruchomił mnie poprzez mocne trzymanie mnie w talii.
To koniec. Już nic mnie nie uratuje. Po moich policzkach ciekły niekończące się strumienie łez. Znalazłam się w takiej beznadziejnej sytuacji.
Nagle poczułam, że mężczyzna wszedł we mnie brutalnie i gwałtownie, co sprawiło mi ból. Każdy jego ruch przyczyniał się do moich kolejnych łez. Mojce ciało drgało w spazmatycznym płaczu. Dlaczego takie coś musiało spotkać akurat mnie? Dlaczego, no dlaczego?
W końcu mężczyzna wyszedł ze mnie, po czym z powrotem podciągnął swoją dolną część garderoby. Potem zrobił to samo z moimi ubraniami.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem to zrobić. Nic nie mogło mnie przed tym powstrzymać. Jesteś taka piękna - powiedział, po czym pogładził mój policzek, ale ja szybko poruszyłam głową. Przez chwilę spojrzałam mu w oczy. To spojrzenie zielonych tęczówek będzie śniło mi się po nocach.
Po chwili mężczyzna wstał i podszedł do drzwi, ale stanął w progu, po czym odwrócił się w moją stronę.
- Do zobaczenia, Lauro - odparł, po czym zamknął drzwi, a potem usłyszałam dźwięk przekręcania klucza w zamku.
Wybuchnęłam głośnym płaczem. Dlaczego to musiało mnie spotkać? To było okropne. Zawsze chciałam przeżyć pierwy raz z osobą, którą kocham. Chciałam kochać się z Rossem zanim on wyjedzie w trasę. Czekałam tylko na ospowiednią chwilę. Nici z mojego planu. Bowiem stało się najgorsze. Czuję się teraz taka brudna. Taka wewnętrznie brudna. To wydarzenie na pewno pozostawi uraz na mojej psychice, która ma się w coraz gorszym stanie. Jeśli tylko uda mi się stąd wyjść, nie wiem jak udźwięgnę to, co się tu stało. Ten typ zniszczył najbardziej intymną, ludzką rzecz. Nie wiem, czy teraz byłabym w stanie kochać się z Rossem. Na pewno przed oczami stanąłby mi ten mężczyzna. On będzie dominował w moich snach. Nadal czuję to, co mi robił.
Co jeśli nikt mnie nie uratuje? Jeśli nie zobaczę już nigdy mojej rodziny i Rossa? Co się ze mną stanie? Czy ten mężczyzna jeszcze raz do mnie przyjdzie i mnie zgwałci? Muszę stąd wyjść, inaczej ja nie wytrzmam tu psychicznie. Tylko przy Rossie czułam się bezpieczna. Jego ramiona były dla mnie bezpieczną ostoją. Wystarczyło, że przy mnie był, a ja byłam szczęśliwa. Kocham go całym moim sercem i jeśli go przy mnie zabraknie, to cieżko by mi się żyło. Ja chcę jeszcze go zobaczyć. Jeszcze raz utonąć w jego ramionach i poczuć się bezpieczna. Ktoś musi mnie stąd uratować! Musi!
Ross, gdziekolwiek teraz jesteś, to mam nadzieję, że mnie szukasz. Czekam, aż wejdziesz przez te drzwi i po prostu mnie przytulisz. Gdzie jesteś, Ross?
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Tak wiem, wiem. Rozdziału nie było gurbo ponad miesiąc, za co was przepraszam. Ostatnimi czasy mam coraz mniej weny i ogólnie mało chęci do pisania. Teraz doszła do tego wszystkiego szkoła i nauka, więc czas wolny mam zapchany nią. Zaczęłam liceum, a z tym wiąże się więcej nauki niż w gimnazjum. Jednak to nie oznacza, że przestanę pisać, bo ja chcę skończyć tą historię oraz kontynuować mojego drugiego bloga. Obiecałam sobie, że ukńczę tego bloga i tak będzie. I tak zostało już tylko 7 rozdziałów, a potem ostro biorę się za Ogień i Wodę. Mam w planach też kolejnego bloga, ale to dopiero po skończeniu tego i ustatkowaniu się na drugim. Także nowe opowiadanie może się pojwaić coś koło listopada lub grudnia. Na prawdę was przepraszam za to, że tak rzadko dodaję rozdziały. W zasiadzie raz na miesiąc, ale po mojej miesięcznej zawieszce w kwietniu dalej miałam spadek weny i nie miałam rozdziałów w przód, tak jak zawsze to było w moim przypadaku. To dlatego wcześniej rozdziały pojawiały się co tydzień, a teraz nie mam już żadnego wyprzedzenia i piszę na bieżąco, a ostatnio mam na prawdę problemy z weną i chęcią do pisania. Na prawdę bardzo was przepraszam. Postaram się dodawać rozdziały co dwa tygodnie, ale niczego nie mogę obiecać, bo nigdy nie wiadomo ile będę miała czasu na pisanie. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest i mam dla kogo kończyć to opowiadanie. Proszę dajcie o sobie znać w komentarzu. Chcę zobaczyć ilu was tu jeszcze mam.
A tak w ogóle to dziękuję za ponad 30000 wyświetleń! Jesteście wspaniali! :) Tylko ja nawalam. :(
Do napisania!!!
Zdecydowanie chce zrobić ze mnie prostytutkę.
- Teraz zmienię trochę twoją pozycję - odparł, po czym przewrócił mnie z boku na plecy.
Było mi niewygodnie, bo leżałam na związanych z tyłu rękach. Jednak nie obchodziło mnie to. Teraz trzęsłam się ze strachu, który owładnął każdą moją komórkę. Docierało do mnie, że jestem zupełnie bezbronna i nie uchornię się przed tym, co ten typ chce mi zrobić, a zamierza coś okropnego. Coś nad czym nie mam żandej kontroli, bo nie dość, że jestem związana, to dodatkowo nie miałabym najmniejszych szans w stracu z nim.
Nawet nie kontrolowałam łez, które płynęły po moich policzkach, gdy on zsunął mi spodnie oraz majtki do kolan. Kiedy zaczął rozpinać swoje spodnie, ja zamknęłam oczy.
Nie chcę patrzeć na to, co będzie mi robił. Nie chcę na niego patrzeć.
Po chwili usłyszałam dźwięk rozrywania czegoś.
- Zabezpieczam się, więc nie martw się, że zajdziesz w ciążę - powiedział, będąc już nade mną, co stwierdziłam odrobinę otwierając oczy.
Wiedziałam, co za chwilę nastąpi, więc zaczęłam się wiercić, ale mężczyzna unieruchomił mnie poprzez mocne trzymanie mnie w talii.
To koniec. Już nic mnie nie uratuje. Po moich policzkach ciekły niekończące się strumienie łez. Znalazłam się w takiej beznadziejnej sytuacji.
Nagle poczułam, że mężczyzna wszedł we mnie brutalnie i gwałtownie, co sprawiło mi ból. Każdy jego ruch przyczyniał się do moich kolejnych łez. Mojce ciało drgało w spazmatycznym płaczu. Dlaczego takie coś musiało spotkać akurat mnie? Dlaczego, no dlaczego?
W końcu mężczyzna wyszedł ze mnie, po czym z powrotem podciągnął swoją dolną część garderoby. Potem zrobił to samo z moimi ubraniami.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem to zrobić. Nic nie mogło mnie przed tym powstrzymać. Jesteś taka piękna - powiedział, po czym pogładził mój policzek, ale ja szybko poruszyłam głową. Przez chwilę spojrzałam mu w oczy. To spojrzenie zielonych tęczówek będzie śniło mi się po nocach.
Po chwili mężczyzna wstał i podszedł do drzwi, ale stanął w progu, po czym odwrócił się w moją stronę.
- Do zobaczenia, Lauro - odparł, po czym zamknął drzwi, a potem usłyszałam dźwięk przekręcania klucza w zamku.
Wybuchnęłam głośnym płaczem. Dlaczego to musiało mnie spotkać? To było okropne. Zawsze chciałam przeżyć pierwy raz z osobą, którą kocham. Chciałam kochać się z Rossem zanim on wyjedzie w trasę. Czekałam tylko na ospowiednią chwilę. Nici z mojego planu. Bowiem stało się najgorsze. Czuję się teraz taka brudna. Taka wewnętrznie brudna. To wydarzenie na pewno pozostawi uraz na mojej psychice, która ma się w coraz gorszym stanie. Jeśli tylko uda mi się stąd wyjść, nie wiem jak udźwięgnę to, co się tu stało. Ten typ zniszczył najbardziej intymną, ludzką rzecz. Nie wiem, czy teraz byłabym w stanie kochać się z Rossem. Na pewno przed oczami stanąłby mi ten mężczyzna. On będzie dominował w moich snach. Nadal czuję to, co mi robił.
Co jeśli nikt mnie nie uratuje? Jeśli nie zobaczę już nigdy mojej rodziny i Rossa? Co się ze mną stanie? Czy ten mężczyzna jeszcze raz do mnie przyjdzie i mnie zgwałci? Muszę stąd wyjść, inaczej ja nie wytrzmam tu psychicznie. Tylko przy Rossie czułam się bezpieczna. Jego ramiona były dla mnie bezpieczną ostoją. Wystarczyło, że przy mnie był, a ja byłam szczęśliwa. Kocham go całym moim sercem i jeśli go przy mnie zabraknie, to cieżko by mi się żyło. Ja chcę jeszcze go zobaczyć. Jeszcze raz utonąć w jego ramionach i poczuć się bezpieczna. Ktoś musi mnie stąd uratować! Musi!
Ross, gdziekolwiek teraz jesteś, to mam nadzieję, że mnie szukasz. Czekam, aż wejdziesz przez te drzwi i po prostu mnie przytulisz. Gdzie jesteś, Ross?
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Tak wiem, wiem. Rozdziału nie było gurbo ponad miesiąc, za co was przepraszam. Ostatnimi czasy mam coraz mniej weny i ogólnie mało chęci do pisania. Teraz doszła do tego wszystkiego szkoła i nauka, więc czas wolny mam zapchany nią. Zaczęłam liceum, a z tym wiąże się więcej nauki niż w gimnazjum. Jednak to nie oznacza, że przestanę pisać, bo ja chcę skończyć tą historię oraz kontynuować mojego drugiego bloga. Obiecałam sobie, że ukńczę tego bloga i tak będzie. I tak zostało już tylko 7 rozdziałów, a potem ostro biorę się za Ogień i Wodę. Mam w planach też kolejnego bloga, ale to dopiero po skończeniu tego i ustatkowaniu się na drugim. Także nowe opowiadanie może się pojwaić coś koło listopada lub grudnia. Na prawdę was przepraszam za to, że tak rzadko dodaję rozdziały. W zasiadzie raz na miesiąc, ale po mojej miesięcznej zawieszce w kwietniu dalej miałam spadek weny i nie miałam rozdziałów w przód, tak jak zawsze to było w moim przypadaku. To dlatego wcześniej rozdziały pojawiały się co tydzień, a teraz nie mam już żadnego wyprzedzenia i piszę na bieżąco, a ostatnio mam na prawdę problemy z weną i chęcią do pisania. Na prawdę bardzo was przepraszam. Postaram się dodawać rozdziały co dwa tygodnie, ale niczego nie mogę obiecać, bo nigdy nie wiadomo ile będę miała czasu na pisanie. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest i mam dla kogo kończyć to opowiadanie. Proszę dajcie o sobie znać w komentarzu. Chcę zobaczyć ilu was tu jeszcze mam.
A tak w ogóle to dziękuję za ponad 30000 wyświetleń! Jesteście wspaniali! :) Tylko ja nawalam. :(
Do napisania!!!
wtorek, 9 sierpnia 2016
Rozdział 42
"Ain't no way I'm gonna lose you. Nobody in the world could ever take your place." ~ "Nie ma sposobu, żebym stracił cię. Nikt na świecie nie mógłby kiedykolwiek zająć twojego miejsca." - If I Can't Be With You
~Los Angeles, 21.08.2015 r.~
~Los Angeles, 21.08.2015 r.~
★Laura★
Jest już noc, księżyc i gwiazdy jasno świecą, a ja i Ross idziemy po plaży. Nic nie mówimy, ale rozmowa nie jest potrzebna nam do wyrażenia, że jesteśmy szczęśliwi. Wsłuchuję się w szum oceanu i wietrzyk. Obie te rzeczy mnie uspokajają i odprężają.
W końcu doszliśmy na miejsce, bo zobaczyłam czerwony koc, a dookoła niego cztery lampiony, które dodają romantycznej atmosfery. Usiedliśmy na kocu. Ross objął mnie od tyłu ręką, a ja położyłam głowę na jego ramię.
Jestem z nim bardzo szczęśliwa. Nie żałuję, że go poznałam. Kocham go, mimo tego że przez miesiąc mnie oszukiwał, a potem oddał Romwellom. Jednak rozumiem go i nie żywię do niego urazy. Chciał tylko chronić rodzinę, mnie także, co mu się udało, gdy mnie uratował. Tamte czarne chmury przeszłości już dawno się rozpłynęły, a teraz nad nami unosi się tęcza szczęścia.
- Jestem z tobą bardzo szczęśliwa, wiesz? - odezwałam się.
- Szczęściarz ze mnie, że ciebie mam. Gdyby ci się wtedy coś stało, nie wybaczyłbym sobie tego - powiedział trochę smutnym głosem.
- Ross, nie myśl już o tamtym. To przeszłość. Postaraj się zapomnieć.
- Kiedy ja nie potrafię. Te wspomnienia odżyły we mnie, gdy szliśmy przez plażę. Wtedy na prawdę mogło ci się coś stać. Oni mogli zrobić z tobą wszystko, co chcieli. Nigdy sobie nie wybaczę, że naraziłem cię na niebezpieczeństwo. Nigdy.
- Ross, ale nic mi się nie stało. Wszystko jest dobrze. Uratowałeś mnie, to się liczy - odparłam, kładąc rękę na jego policzku, aby odwrócić jego głowę w moją stronę, ale Ross unikał mojego wzroku. Zauważyłam, że w jego oczach gości smutek i żal. - Ross, spójrz na mnie - powiedziałam.
- Jak mogę spojrzeć ci w oczy po tym, co ci zrobiłem? - spytał, a nasze spojrzenia się spotkały.
- Nie możesz mieć do siebie żalu. Ross, nie obwinaj siebie już. Romwellowie to przeszłość. Postaraj się o nich zapomnieć. Zrób to dla swojego dobra, bo niepotrzebnie zadręczasz się myślami o nich.
Pod wpływem mojego spojrzenia jego oczy zaczynały powoli się trochę rozpogadzały.
- Postaram się o nich zapomnieć, ale będzie to trudne, bo nadal pojawiają się w moich koszarach. Często występujesz w nich ty, a oni chcą zrobić ci coś złego. Te sny są tak rzeczywiste, że gdy się budzę, myślę, że jest to prawda. I wtedy boję się, że oni wrócą i się zemszczą na mnie.
- Oni siedzą w więzieniu. Wątpię, żeby zdołali z niego uciec.
- Jestem z tobą bardzo szczęśliwa, wiesz? - odezwałam się.
- Szczęściarz ze mnie, że ciebie mam. Gdyby ci się wtedy coś stało, nie wybaczyłbym sobie tego - powiedział trochę smutnym głosem.
- Ross, nie myśl już o tamtym. To przeszłość. Postaraj się zapomnieć.
- Kiedy ja nie potrafię. Te wspomnienia odżyły we mnie, gdy szliśmy przez plażę. Wtedy na prawdę mogło ci się coś stać. Oni mogli zrobić z tobą wszystko, co chcieli. Nigdy sobie nie wybaczę, że naraziłem cię na niebezpieczeństwo. Nigdy.
- Ross, ale nic mi się nie stało. Wszystko jest dobrze. Uratowałeś mnie, to się liczy - odparłam, kładąc rękę na jego policzku, aby odwrócić jego głowę w moją stronę, ale Ross unikał mojego wzroku. Zauważyłam, że w jego oczach gości smutek i żal. - Ross, spójrz na mnie - powiedziałam.
- Jak mogę spojrzeć ci w oczy po tym, co ci zrobiłem? - spytał, a nasze spojrzenia się spotkały.
- Nie możesz mieć do siebie żalu. Ross, nie obwinaj siebie już. Romwellowie to przeszłość. Postaraj się o nich zapomnieć. Zrób to dla swojego dobra, bo niepotrzebnie zadręczasz się myślami o nich.
Pod wpływem mojego spojrzenia jego oczy zaczynały powoli się trochę rozpogadzały.
- Postaram się o nich zapomnieć, ale będzie to trudne, bo nadal pojawiają się w moich koszarach. Często występujesz w nich ty, a oni chcą zrobić ci coś złego. Te sny są tak rzeczywiste, że gdy się budzę, myślę, że jest to prawda. I wtedy boję się, że oni wrócą i się zemszczą na mnie.
- Oni siedzą w więzieniu. Wątpię, żeby zdołali z niego uciec.
- Oby tak się nigdy nie stało. - odparł. - A ty zapomniałaś o tamych wydarzeniach? - spytał, a ja westchnęłam ciężko.
- Nie. Nadal śnią mi się koszmary z Romwellami w roli głównej. Często budzę się w nocy z krzykiem. Nie potrafię zapomnieć - powiedziałam smutnym głosem, a tamte wspomnienia we mnie odżyły.
- To dla nas obojga były ciężkie chwile. Jednak ty miałaś o wiele gorzej i to z mojej winy.
- Nie, to ciebie postrzelili. Mogłeś wtedy zginąć.
- Ty też i to przeze mnie.
- Skończmy już ten temat, dobrze? On tylko wywołuje złe wspomnienia. Musimy się postarać zapomnieć o Romwellach.
- Będzie ciężko, ale tak będzie dla nas lepiej.
Zapanowała pomiędzy nami cisza. Znowu przypomniał mi się moment, w którym ocknęłam się i byłam przywiązana do krzesła. To było okropne uczucie. Byłam zdezorientowana i bezradna. Nie chciałabym przeżyć tego jeszcze raz.
- Kocham cię, Laura - powiedział Ross po chwili, a ja odwróciłam głowę w jego stronę. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Ja ciebie też - odparłam, po czym pocałowaliśmy się krótko.
Potem położyliśmy się na kocu i patrzyliśmy w gwiazdy, które stąd były jeszcze piękniejsze niż koło wierzby. Leżeliśmy w ciszy, która nam nie przeszkadzała. Atmosfera znów się rozluźniła, bo przez temat o Romwellach trochę się napięła. Zdecydowanie oboje musimy o nich zapomnić. Tak będzie dla nas najlepiej. Niepotrzebnie zawracamy sobie głowę tamtymi wydarzeniami. Lepiej o nich nie myśleć.
Wiele się pozmieniało odkąd poznałam Rossa. Dzięki niemu i jego rodzinie moje życie nabrało barw i stało się ciekawsze. Teraz prawie codziennie ja i Van jesteśmy u nich lub odwrotnie. Bardzo się z nimi zżyłam i gdybym miała ich opuścić, nie zniosłabym tęsknoty po nich. Brakowałoby mi ich, a szczególnie Rossa. Jeszcze nigdy nie przywiązałam się tak mocno do kogoś. Jaka ja byłam ślepa przez tamten miesiąc, twierdząc, że nic do niego nie czuję. Ross jest dla mnie wszystkim i bardzo go potrzebuję. Nie wiem, czy potrafiłabym pokochać innego chłopaka tak jak jego. Ross po prostu jest jedyny w swoim rodzaju i chyba nigdy nie przestanę go kochać. Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym przestała czuć coś do niego. Chyba musiałabym umrzeć.
- Szkoda, że już za tydzień wyjeżdżacie w trasę. Będzie mi ciebie brakować - odezwałam się ze smutkiem w głosie.
- Och, Lau, będę często do ciebie dzwonił i pisał. Te cztery miesiące jakoś miną. Spotamy się w święta.
- Ale to dopiero w grudniu, a wyjedziecie pod koniec sierpnia - powiedziałam z żalem. - Co ja mam bez was robić. Moje życie znów będzie wyglądało tak jak wtedy, gdy was nie znałam.
- Jakoś sobie poradzimy. Gdybym mógł, to zabrałbym cię ze sobą. Ja też będę za tobą bardzo tęskinił - odparł czułym głosem, patrząc w moje oczy.
- Mam nadzieję, że nasz związek przetrwa ten czas.
- To dla nas próba. Jeśli się uda, nic nie stanie nam na drodze do szczęścia. Poradzimy sobie. Zresztą wątpię, żebym pokochał inną dziewczynę tak mocno jak ciebie. Jesteś dla mnie zbyt ważna.
- Myślę tak samo jak ty. Jakoś damy radę. Musimy, bo inaczej nie będziemy razem, a to byłoby dla mnie nie do zniesienia.
- Przetrawmy te cztery miesiące. Zobaczysz, nasza miłość wzrośnie, a nie zmaleje.
- Mam taką nadzieję - przytaknęłam.
Nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać, a w końcu pocałowaliśmy się. Tym razem nie chcieliśmy kończyć tej chwili za szybko. Oboje musimy się sobą nacieszyć, póki jeszcze możemy. Po kilku sekundach nasze pocałunki stały się bardzo namiętne. Nawet nie zauważyłam, kiedy Ross znlazł się nade mną i zaczął całować moją szyję. Ja cicho jęczałam. Znów poczułam, że chcę czegoś więcej. Ostatnio coraz częściej przydarza nam się coś takiego. Jednak nie wiem, czy jestem gotowa na taki krok. Ta chwila jest romantyczna, ale chyba muszę ją przerwać teraz nim będzie zapóźno.
- Ross, przestań - powiedziałam, ale nie byłam do końca tego pewna. Chociaż nie chciałabym się z nim kochać tutaj, bo nie jest za ciepło, a na tym piasku nie jest zbyt wygodnie.
Ross oderwał się od mojej szyi i położył się obok mnie. Wyglądał na trochę zmieszanego.
- Przepraszam, Lau. Znów mnie trochę poniosło - powiedział po chwili.
- To nie twoja wina. Po prostu nie wiem, czy jestem gotowa na to - odparłam.
- Ja cię do niczego nie będę zmuszał. Chociaż na prawdę chciałbym już to zrobić, ale poczekam na twoją decyzję.
- Wierz mi, ja też tego chcę, ale się trochę boję.
- Ja bym cię nigdy nie skrzywdził, ale rozumiem cię. Nie musimy się z tym spieszyć. Mamy jeszcze czas. - Uśmiechnął się.
- Jesteś najlepszym chłopakiem jakiego mogłam mieć - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
- I wzajemnie - odpowiedział, po czym pocałował mnie czule, ale zaraz się odsunął. - Chyba musimy się zbierać. Robi się już zimniej.
- Dobrze - odparłam.
Wstaliśmy z koca, zwinęliśmy go oraz wyłączyliśmy lampiony i wzięliśmy to wszystko ze sobą. Szliśmy trzymając się za ręce.
Nagle poczułam, że ktoś kładzie mi dłoń na ustach i przytrzymuje mocno w pasie. Nie mogłam obrócić głowy, żeby zobaczyć, co się dzieje z Rossem, bo ktoś mocno mnie trzymał. Zaczęłam się wiercić, ale uścisk był zbyt mocy, abym mogła się uwolnić. W mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl - Romwellowie, po czym zrobiło mi się ciemno przed oczami...
~*~
Otworzyłam powoli oczy, ale mimo to zobaczyłam tylko ciemność. Jednak po chwili przywykłam do niej i zauważyłam, że znajduję się w jakimś pustym pomieszczeniu, do którego nie wpadało ani odrobiny światła. Nagle zorientowałam się, że leżę związana na jakimś starym materacu, a usta mam zakneblowane kawałkiem materiału.
Nie! To nie może być prawda! To pewnie tylko sen! Znów śni mi się ten sam koszmar.
Zaczęłam się wiercić i kręcić, a przez to czułam pieczenie na skórze, bo sznury ocierały się o moje nadgarstki i kostki. Do oczu w jednej chwili napłynęły mi łzy.
Nie! To jest rzeczywistość! Znów zostałam porwana, nie wiem, gdzie jestem, nie wiem, co się stało z Rossem ani nie wiem, co się ze mną później stanie. Nie wiem, ja nic nie wiem! Chociaż jednego jestem pewna - Romwellowie uciekli z więzienia i porwali mnie, bo kto inny mógłby to zrobić? Nie mogę uwierzyć, że znów to zrobili. Cały koszmar ponownie się powtarza. Wygląda to tak jakby ktoś nacisnął replay, a moje życie cofnęło się do tamtych wydarzeń. Dlaczego? Dlaczego to się stało?
Załkałam, a z oczu płynęły mi strumienie łez. Znów poczułam tą bezsilność, znowu jestem przerażona, zdezorientowana i mam mnóstwo pytań w głowie.
Już wtedy dużo przeżyłam, a potem miałam koszmary. Co będzie teraz? Drugie porwanie wyciśnie jeszcze większy uraz w mojej psychice. Ja już tego dłużej nie zniosę! Ja już tak nie mogę! Jeśli stąd wyjdę, to nie wiem, czy się po tym pozbieram. Znowu.
Co jeśli Romwellowie tym razem zrobią mi coś albo Rossowi? Co jeśli tym razem nie uda mu się mnie uratować, bo oni go uprzedzili? Jeśli mu się coś stanie, to nie wiem, jak ja sobie z tym poradzę. Już wtedy był bliski śmierci, a co jeśli teraz by zginął? Nie! Nie mogę tak myśleć! Ross mnie uratuje i znów wszystko będzie dobrze. Chociaż tylko on potrafił mnie uspokajać, gdy przypominałam sobie tamte wydarzenia. Dzięki niemu choć trochę zapomniałam o Romwellach. Jeśli by mi go zabrakło, ciężko byłoby mi się pozbierać, a szczególnie po jego stracie. Nie zniosłabym tego. Ja tak bardzo go kocham. Jednak to przez zadanie Rossa zostałam porwana pierwszy raz. Mimo tego nie żałuję, że go poznałam. On jest mi potrzebny. Teraz pewnie znów mnie uratuje. Wejdzie jakoś do tego pokoju i razem uciekniemy nie zauważeni przez Romwellów. Znowu bylibyśmy szczęśliwi. Jednak to mogą być tylko moje marzenia. Zawsze może się spełnić czarny scenariusz. Jednak muszę być dobrej myśli. Wszystko jakoś się ułoży.
Nagle usłyszałam zgrzyt w zamku, a po chwili drzwi otworzyły się. To co zobaczyłam kompletnie mnie zaskoczyło. W wejściu stał jakiś mężczyzna koło czterdziestki i nie był to żaden z Romwellów. Może to nie oni mnie porwali? To w takim razie, kto to jest i czego ode mnie chce? I najważniejsze pytanie, co on ze mną zrobi?
Poczułam jak po ciele przebiegają mi ciarki. Nie! Ja nie chcę przez to znów przechodzić! Ja już tego nie wytrzymam!
- Witaj, Lauro. Dobrze, że już się obudziłaś - powiedział, a ja zaczęłam się kręcić, ale zaraz przestałam, bo sznury boleśnie wrzynały mi się w skórę. - Nie wierć się tak, bo niepotrzebnie uszkodzisz sobie swoją skórę, a wygląd będzie ci potrzebny.
Co? Co on chcę ze mną zrobić? Zaczybam bać się go bardziej niż Romwellów.
Nagle usłyszałam zgrzyt w zamku, a po chwili drzwi otworzyły się. To co zobaczyłam kompletnie mnie zaskoczyło. W wejściu stał jakiś mężczyzna koło czterdziestki i nie był to żaden z Romwellów. Może to nie oni mnie porwali? To w takim razie, kto to jest i czego ode mnie chce? I najważniejsze pytanie, co on ze mną zrobi?
Poczułam jak po ciele przebiegają mi ciarki. Nie! Ja nie chcę przez to znów przechodzić! Ja już tego nie wytrzymam!
- Witaj, Lauro. Dobrze, że już się obudziłaś - powiedział, a ja zaczęłam się kręcić, ale zaraz przestałam, bo sznury boleśnie wrzynały mi się w skórę. - Nie wierć się tak, bo niepotrzebnie uszkodzisz sobie swoją skórę, a wygląd będzie ci potrzebny.
Co? Co on chcę ze mną zrobić? Zaczybam bać się go bardziej niż Romwellów.
- Pewnie zastanawiasz się, co tu robisz - odparł, podchodząc do mnie i przyklękując obok materaca. - Otóż jesteś mi potrzebna. Chciałbym wykorzystać ciebie do zaspokajania potrzeb innych mężczyzn. Tymczasowo pobędziesz trochę tutaj, a potem twoje życie się zmieni - mówił to ze spokojem, a na koniec wyciągnął rękę i chciał dotknąć mojej twarzy, ale ja szybko się odsunęłam. Jego dłoń zastygła w bezruchu, a na ustach pojawił złowieszczy uśmieszek. - I jeszcze ma charakterek. Już ja ci później pokażę - odparł, po czym wstał i wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz.
On chyba chce zrobić ze mnie prostytutkę. Nie! Błagam nie! Ja już wolałam jak więzili mnie Romwellowie. Oni chcieli tylko pieniędzy, a on może mnie... Nie, tylko nie to! To normalnie jest jakiś koszmar. To się nie dzieje na prawdę.
Wybuchnęłam niepohamowanym płaczem. Nie. Już wiem po co on tu później przyjdzie. Nie, nie, nie.
Ross, gdzie ty jesteś? Błagam uratuj mnie. Tylko ty możesz to zrobić. Znajdź mnie jakoś i wyciągnij stąd zanim ten typ mi coś zrobi. Ross, proszę, uratuj mnie.
Po kilku minutach przestałam płakać. Poczułam się bardzo zmęczona od tego wszystkiego. Oczy same mi się zamykały. Długo się opierałam, bo bałam się, że ten facet zaraz tu przyjdzie, ale w końcu zasnęłam.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Przepraszam, że rozdziału nie było miesiąc, ale w tamtym miesiącu miałam bardzo mało weny, a tydzień temu wróciłam z koloni, więc dopiero teraz w końcu coś napisałam. Przepraszam was bardzo. Mam nadzieję, że rozdział spodobał wam się, bo chyba nie spodziewaliście się takiego obrotu spraw. Dużo teraz namieszam i będzie się działo. Czekałam na ten zwrot akcji, bo już dawno go zaplanowałam. Pewnie jesteście zaskoczeni. Już było spokojnie, a tu nagle bum! Zobaczycie, co się stanie dalej. Po mnie teraz chyba można się wszystkiego spodziewać.
Do napisania!!!
On chyba chce zrobić ze mnie prostytutkę. Nie! Błagam nie! Ja już wolałam jak więzili mnie Romwellowie. Oni chcieli tylko pieniędzy, a on może mnie... Nie, tylko nie to! To normalnie jest jakiś koszmar. To się nie dzieje na prawdę.
Wybuchnęłam niepohamowanym płaczem. Nie. Już wiem po co on tu później przyjdzie. Nie, nie, nie.
Ross, gdzie ty jesteś? Błagam uratuj mnie. Tylko ty możesz to zrobić. Znajdź mnie jakoś i wyciągnij stąd zanim ten typ mi coś zrobi. Ross, proszę, uratuj mnie.
Po kilku minutach przestałam płakać. Poczułam się bardzo zmęczona od tego wszystkiego. Oczy same mi się zamykały. Długo się opierałam, bo bałam się, że ten facet zaraz tu przyjdzie, ale w końcu zasnęłam.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Przepraszam, że rozdziału nie było miesiąc, ale w tamtym miesiącu miałam bardzo mało weny, a tydzień temu wróciłam z koloni, więc dopiero teraz w końcu coś napisałam. Przepraszam was bardzo. Mam nadzieję, że rozdział spodobał wam się, bo chyba nie spodziewaliście się takiego obrotu spraw. Dużo teraz namieszam i będzie się działo. Czekałam na ten zwrot akcji, bo już dawno go zaplanowałam. Pewnie jesteście zaskoczeni. Już było spokojnie, a tu nagle bum! Zobaczycie, co się stanie dalej. Po mnie teraz chyba można się wszystkiego spodziewać.
Do napisania!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)