Strony

sobota, 26 września 2015

Rozdział 9

"I'm talking about starting out as friends" ~ "Mówię o rozpoczęciu, jako przyjaciele" - Here Comes Forever

~Los Angeles, 04.07.2015r~
                                                             ★Laura★

Otworzyłam oczy i ponownie je zamknęłam, bo poraziły mnie promienie słonecze. Odwróciłam się na drugi bok i ponownie otworzyłam powieki. Zobaczyłam, że Vanessa miała ręce i nogi na ciele Rydel. Wyglądało to bardzo zabawnie, więc wstałam i wzięłam z biurka mój tefon i zrobiłam im zdjęcie. Przy okazji zauważyłam, że jest 9:05. Zazwyczaj wstaję jakieś pół godziny później, ale ta pora mi nie przeszkadza. Teraz już przecież nie zasnę, a nie zamierzam budzić dziewczyn. Po cichu podeszłam do drzwi balkonowych i otworzyłam je, po czym wyszłam na zewnątrz. Oparłam ręce o barierkę i  patrzyłam na prześliczny ogród. On mnie codziennie zachwyca. To poranne wpatrywanie się w ogród to chyba już moja tradycja, bo przecież przez te cztery dni odkąd tutaj mieszkam to robię i wiem, że mi to zostanie. Zresztą kocham ten widok, więc to mnie utwierdza w tym przekonaniu. Nie umiem wyrazić piękna tego ogrodu słowami. Zużyłabym wszystkie synonimy wyrazu "piękny". To miejsce byłoby jeszcze piękniejsze, gdyby stałoby się w nim coś wyjątkowego. Coś co na długo zachowałoby się w mojej pamięci. Jednak i bez tego to miejsce jest cudowne i gdy na nie patrzę to jestem szczęśliwa. Niby to tylko podziwianie ogrodu, ale jednak daje mi to przyjemność. Są różne rodzaje szczęścia: z jakiegoś wydarzenia, z przebywania z  ukochaną osobą, bądź z przyjaciółmi, osiągnięcia jakiegoś sukcesu albo szczęście ze zwykłych rzeczy takich jak moja, czyli patrzenie na ogród. Każdego cieszy co innego i każdy odczuwa je na swój sposób. Nie ma przepisu na radość, bo ona przychodzi sama w jakimś momencie w życiu. Sprawia nam ona przyjemność. Ja jestem szczęśliwa, ze spotkałam Lynchów, bo to dzięki nim zobaczyłam prawdziwe oblicze radości. Wiem, że znam ich tylko jeden dzień no Rydel dwa, ale to dzięki nim na mojej twarzy zagościł uśmiech. Szczery uśmiech. Głupio się czuję, że wszystkich okłamałam, ale prawda szybko wyszła na jaw. Nawet, gdyby tak się nie stało to nie wytrzymałabym dłużej z tym kłamstwem. Mimo, że nie było ono jakoś bardzo duże, ale zawsze to było kłamstwo. Trzeba już w końcu wyjaśnić to reszcie rodzeństa Rydel. Ten rozdział trzeba już zakończyć. Zdecydowanie wolę żyć w szczerości, bo ona jest lepsza. Skoro mam powiedzieć prawdę Lynchom to trzeba do nich iść. Tylko, żeby ich odwiedzić Rydel i Vanessa muszą się obudzić, a jak na razie to się na to nie zanosi. Nie chcę ich budzić, bo jak pójdziemy do domu blondynki to chłopaki będą pewnie jeszcze spać. Spojrzałam na nie. Tak słodko spały, ale muszę je obudzić, bo co ja mam robić sama? Jakby tu je postawić na nogi? To musi być jakieś nietypowa pobudka. Wylanie im wody na głowę nie jest oryginalne, ale za to zniesienie do wanny to byłoby już coś. Tylko, że ja nie dam rady ich przenieść. Co by tu im zrobić? Hmmm... O już wiem! Włączę telewizor i dam na jakiś kanal muzyczny, a później dam dźwięk na maksa. Od razu się obudzą. Okay to biorę się do roboty. Weszłam do środka pokoju i podeszłam do telewizora i włączyłam go. Dźwięk był cichy, więc Van i Rydel się nie obudziły. Przełączyłam na kanał z muzyką, chwyciłam pilota do ręki i patrząc na dziewczyny pogłosiłam na maksa dźwięk. One natychmiast poderwały się z podłogi i patrzyły po całym pokoju rozkojarzonym spojrzeniem. Po chwili ich wzrok padł na mnie.
  - Laura, dlaczego włączyłaś tak głośno dźwięk?- spytała Vanessa.
  - A tak jakoś zachciało mi się posłuchać muzyki z samego rana.- uśmiechnęłam się słodko.
  - Okay, ale nie mogłaś na słuchawkach?- odezwała się Rydel.
  - Zapomniałam o nich.
  - Tak jasne zapomniałaś. Przyznaj się, że zrobiłaś to celowo.- powiedziała moja siotra.
  - Nie prawda.- starałam się powiedzieć to normalnym głosem, ale trochę zapiszczałam i nie mogłam również ukryć uśmiechu wdzierającego mi się na twarz. Pewnie się przez to zdradziłam. Rydel i Vanessa spojrzały na siebie, a ja nie wiedziałam o co im chodzi. Jednak, gdy natychmiast poderwały się z podłogi z poduszkami w rękach już wiedziałam co to oznacza.
  - Za to, że nas obudziłaś to przywitaj się z naszymy przyjaciółkami!- krzyknęła blondynka i we dwie rzuciły się na mnie i zaczęły okładać poduszkami. Ja nawet nie miałam się jak bronić, bo po pierwsze nie miałam poduszki, a po drugie były we dwie i były przeciwko mnie. Leżałam na podłodze i zasłaniałam się rękami. Wszystkie śmiałyśmy się.
  - Możecie już przestać?- spytałam.
  - Możemy, ale gdy przyznasz się, że obudziłaś nas celowo i nas za to przeprosisz.- odparła Vanesa i na obie na chwilę przestały mnie atakować.
  - Okay przyznaję się, że zrobiłam to celowo i przepraszam, że was obudziłam.- odpowiedziałam, a dziewczyny odrzuciły poduszki.
  - Okay umowa to umowa.- uśmiechnęła się Rydel i pomogła mi wstać. Usiadłyśmy na kanapie i odpoczywałyśmy.
  - A tak w ogóle to po co nas obudziłaś?- spytała moja siostra.
  - Wiecie pomyślałam, że chłopakom też należy powiedzieć prawdę.- odparłam.
  - Oni już o tym wiedzą.- powiedziała blondynka.
  - Wiem, ale im też należą się przeprosiny i wyjaśnienia.
  - Masz rację Lau.- przytaknęła Van.
  - Okay to kiedy chcecie do nich iść?- spytała Rydel.
  - Może nawet teraz?- zaproponowałam.
  - Okay.
  - Mi tam pasuje, bo i tak idę do domu.
  - Okay, ale oni jeszcze nie będą spali?- spytała moja siostra.
  - Pewnie tak, ale zależy która jest godzina. Która jest?- powiedziała Rydel.
  - Jak się obudziłam to była dziewiąta.- odpowiedziałam.
  - Czyli chłopaki napewno śpią. Oj już się boję w jakim stanie zastanę dom. Wiem, że napewno coś zrobili, więc nie unikną kary.
  - A może akurat nic nie zrobili.- powiedziała Van, a Rydel się zaśmiała.
  - Znam dobrze moich braci i wiem, że gdy mnie nie ma w domu to zawsze coś zmalują. Mieszkam już z nimi 21 lat pod jednym dachem, więc bardzo dobrze wiem na co ich stać.
  - To czyli idziemy teraz do nich?- spytałam.
  - Tak i musimy zrobić im porządną pobudkę.- odparła blondynka. Oj już się boję co ona wymyśli. Trochę współczuję chłopakom.
  - Okay to teraz koniec tego siedzenia, bo pora się wyszykować do wyjścia.- powiedziała Vanessa i wszystkie wstałyśmy z kanapy. Moja siotra poszła do swojego pokoju się ubrać.
  - To ja Rydel też zrobię to samo. Idę do garderoby, a ty możesz iść do łazienki.
  - Okay, a pokażesz mi swoją garderobę?- spytała blondynka.
  - No pewnie. Chodź za mną.- uśmiechnęłam się i poszłam do wskazanego pomieszczenia i otworzyłam drzwi. Zapaliłam światło.
  - Wow... ile ty masz ubrań.- westchnęła Rydel i weszła do środka.- Chciałabym mieć taką garderobę.
  - To nic wielkiego. Ja tam wolę mieć przyjaciół.
  - Wierz mi ja też, ale naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem jeśli chodzi o wasz dom.
  - Ja mogłabym nie być bogata, bo pieniądze nie są dla mnie najważniejsze w życiu. Mogłabym żyć jak normalna dziewczyna w moim wieku. Nie chodziłam do szkoły, nie miałam przyjaciół, chłopaka, nie mam żadnych życiowych doświadczeń. Po prostu to bogactwo przez całe moje życie nie pozwalało mi żyć normalnie. Nie jestem taka jak inne córki milionerów i się z tego cieszę, bo nie chciałabym być taka. Wolę być taka jaka jestem.- skończyłam mój monolog.
  - Wiesz za co was polubiłam?
  - Za co?
  - Za to, że jesteście naprawdę wspaniałymi dziewczynami. Nie obchodzi mnie to, że jesteście bogate, bo ja tak samo jak ty wyznaję w życiu wartości inne niż pieniądze. Gdy pierwszy raz was spotkałam to ani przez chwilę nie pomyślałam, że wy jesteście córkami milionerów, bo zachowywałyście się jak zwyczajne dziewczyny w tym wieku. Nawet ta wasza tajemnica nie przeszkadzała mi w tym, żeby was lubić. Naprawdę jeszcze nigdy nie spotkałam takich dzewczyn jakimi wy jesteście. Już wiem, że to jest początek naszej przyjaźni.- uśmiechnęła się Rydel.
  - Cieszę się, że tak myślisz. Naprawdę mieć taką przyjaciółkę jak ty to wielke szczęście.- również się uśmiechnęłam, po czym przytuliłyśmy się.
  - No fajnie nam się gadało, ale chyba już czas się ubrać, bo za chwilę Vanessa do nas przyjdzie.
  - Jej szykowanie się zajmie jeszcze trochę czasu. Ona bardzo długo zastanawia się nad wyborem ubrań. Potrafi zmienić swój strój co najmniej trzy razy, ale to gdy nie wychodzi gdzieś pozoza dom, a teraz pewnie nadal jeszcze nie jest gotowa.- zaśmiałam się.
  - Okay to ja już pójdę do łazienki.- uśmiechnęła się Rydel i wszyła z mojej garderoby. Ten dzień już dobrze się zaczyna, a co będzie później po spotkaniu z Lynchami i Ellingtonem? Westvhnęłam i poszukałam stroju na dzisiaj. Wybrałam krótkie, dżinsowe spodenki i błękitną bokserkę. Po ubraniu się podeszłam do toaletki i rozszesałam włosy. Zostawiłam je naturalne, czyli lekko pofalowane. Zrobiłam sobie lekki makijaż składający się z tuszu do rzęs i błyszczyka. Jeszcze raz sprawdziłam swój wygląd. Tak jestem już gotowa. Wyszłam z garderoby, a w pokoju zastałam już Rydel i Vanessę, które rozmawiały.
  - To co idziemy już?- odezwałam się, a one spojrzały na mnie.
  - Tak pewnie.- odparły wspólnie, po czym się zaśmiały.
  - Rydel znasz nas dwa dni i tobie też już zdarza się mówić jednocześnie z Vanessą?- zaśmiałam się.
  - To chyba jest zaraźliwe.- blondynka również się zaśmiała.
  - To co idziemy?- spytałam, a one przytaknęły głowami, po czym wstały z kanapy. Wyszłyśmy z mojego pokoju i zeszłyśmy na dół do kuchni.
  - Dzień dobry Natalie.- powiedziałam ja i Van, a Rydel to samo tylko bez imienia.
  - Dzień dobry.- przywitała się miło kobieta.
  - Wychodzimy do domu Rydel. Nie wiem, o której wrócimy.- odparła Vanessa.
  - Dobrze bawcie się dobrze, ale może najpierw zdjęcie śniadanie?- spytała gosposia, a my spojrzałyśmy na siebie i przytaknęłyśmy głowami.- To tak jak zawsze naleśniki?
  - A jakżeby inaczej.- uśmiechnęłam się, a Natalie zabrała się za robienie dania.
  - Zostajemy w kuchni czy idziemy do jadalni?- spytała moja siostra.
  - Mi to jest obojętne. Rydel ty jesteś naszym gościem, więc tu możesz zdeydować.- powiedziałam.
  - Możemy zostać tutaj. Zresztą lubię przesiadywać w kuchni.- uśmiechnęła się blondynka i usiadłyśmy za wysokim blatem.- Wiecie dziwnie się czuję nie robiąc śniadania. Robię to codziennie, wiec już się przyzwyczaiłam do tego.
  - No widzisz. Jednak brakuje ci twoich braci?- zaśmiała się Van.
  - Nie. Chociaż trochę dziwnie się bez nich czuję. Ach to przyzwyczajenie. Jednak czasami przydaje mi się od nich wolne. Zdecydowanie.
  - Teraz znowu do nich wrócisz i pewnie nie będziesz zadowolona, gdy oni coś zmalują. Ciekawe czy wtedy będziesz za nimi tęsknić?- zaśmiałam się.
  - Napewno nie będę. Pewnie będę miała ich dość. Jednak do tego też już się przyzwyczaiłam. Za długo mieszkam z czterema chłopakami pod jednym dachem i po prostu nie wyobrażam sobie życia bez nich.- uśmiechnęła się Rydel.
  - Ja tam do nich nic nie mam, ale ja nie mieszkam z nimi.- powiedziła Van.
  - A co chciałabyś się zamienić? Musiałabyś robić im trzy posiłki dziennie, sprzątać, pilnować ich i dawać im kary, gdy coś przeskrobią. Teraz chciałabyś się zamienić?
  - Wiesz, chyba niekoniecznie.- zaśmiała się moja siotra.
  - Wiedziałam, że się nie zamienisz. Jestem ciekawa jakbyś ty z nimi wyglądała.
  - Pewnie po pewnym czasie zachowywałabym się tak jak ty.
  - Nawet cię widzę w mojej roli, gdy na nich krzyczę.
  - Tak? Naprawdę?
  - Chociaż sama nie wiem, ale tak jest mi dobrze tak jak jest. Ja naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez chłopaków.- uśmiechnęła się Rydel.
  - Wiecie byłoby bardzo ciekawie gdybyście się zamieniły.- odezwałam się.
  - Tak, ale ja jednak chyba każda z nas woli takie życie jakie ma.- odpowiedziała Vanessa.
  - Tak jest najlepiej.- odparła blondynka.
  - No dziewczyny naleśniki już gotowe.- powiedziała Natalie i podała nam talerze. Zaciągnęłam się ich zapachem. Zdecydowanie to moje ulubione śniadanie.
  - Mmm... robi pani naprawdę świetne naleśniki.- odezwała się Rydel.
  - Dziękuję. Robie je już wiele lat, a Laura i Vanessa przepadają z nimi.- uśmiechnęła się kobieta.
  - Tak masz rację.- powiedziała Van. W końcu naleśniki zniknęły z naszych talerzy tak szybko jak się pojawiły.
  - To teraz idziemy do ciebie, co nie Delly?- spytałam.
  - Tak. Jestem ciekawa czy chłopaki jeszcze śpią. Jak tak to zgotujemy im pobudkę. Mam też nadzieję, że dom nie wygląda jakby wybuchła w nim bomba.- odpowiedziała blondynka, po czym poszłyśmy na korytarz, żeby założyć buty i wyszłyśmy z domu. Po 20 minutach, spędzonych na rozmowie, śmianiu się i wspominaniu wczorajszej nocy, doszłyśmy do domu Rydel.
  - W razie czego przygotujcie się na widok, który zobaczycie. Oni nie mogą być w domu sami, bo wtedy zasze coś wykombinują.- powiedziała blondynka i otworzyła drzwi. Z korytarzem napewno nic się nie stało, bo jest w takim samym stanie, co wcześniej. Poszłyśmy do salonu. O nim z całym pewnościa nie mogę powiedzieć tego samego co o korytarzu. Było w nim dużo ludzi, którzy spali na czym popadanie. Na ścianach i kanapie były plamy, wszędzie walało się dużo pustych butelek po alkoholu. Widzę, że Lynchowie i Ellington urządzili sobie wczoraj imprezę. Rozgladałam się po salonie aż natrafiłam wzrokiem na Rossa. Spał przywiązany do nogi od stołu, miał na szyi obrożę, ubrany był w różową sukienkę, a na czole miał długi róg w tym samym kolorze. On chyba robił za jednorożca jeśli się nie mylę. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu wdzierajcego mi się na usta. To wygląda bardzo komicznie. Starałam się nie wybuchnąć śmiechem. Spojrzałam na Rydel, która ani trochę nie była skłonna do śmiechu. Wręcz przeciwnie, była cała czerwona na twarzy i wszystko lustrowała wściekły spojrzeniem. Wiedziałam, że za chwilę wybuchnie i tylko czekałam na to.
  - Riker! Ross! Rocky! Ellington! Wstawać mi tu natychmiast! - krzyknęła, a wszyscy śpiący ludzie razem z jej braćmi i przyjacielem obudzili się. Co jak co, ale Rydel to ma głośny krzyk. Chłopaki jak ją zobaczyli od razu się przestraszyli.- Do szeregu zbiórka!- rozkazała, a oni natychmiast się podnieśli i stanęli na baczność. Niestety Ross nie móg wykonać tego zadania.- Lau odwiążesz Rossa?- spytała mnie Rydel swoim naturalym głosem. Jak ona to robi?
  - Tak.- odpowiedziałam i podeszłam do niego, po czym uklęknęłam.- Hej Ross.- przywitałam się i uśmiechnęłam do niego.
  - Hej Laura, a co ty tutaj robisz?- spytał, a ja odwiązałam sznurek od nogi stołu.
  - Przyszłam razem z Rydel do was. Teraz podnieś trochę wyżej głowe, bo muszę zdjąć ci obrożę.- powiedziałam, a on zrobił to. Nasze spojrzenia się spotkały, a nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu. Ross chyba też tak ma, bo również patrzy tylko mi w oczy. Po chwili otrząsnęłam się i skierowałam spojrzenie na obrożę, po czym odpięłam ją z szyi blondyna, który tą czynność obserwował, a dokładniej mówiąc parzył na moje dłonie.
  - I już jesteś wolny.- uśmiechnęłam się lekko.
  - Dziękuję. Jestem ciekawy jak na znalazła się na mojej szyi.
  - Byliście pijani, więc pewnie nie pamiętasz. Tak w ogóle to zauważyłeś może jak jesteś ubrany?- spytałam, a on spojrzał na sukienkę.
  - Kto mnie w to ubrał?- spytał zdziwony.
  - Dodatkowo jeszcze masz róg na czole.- wskazałan na niego, a on dotknął go i zdjął z głowy.- Chyba na tej imprezie robiłeś za jednorożca.- zaśmiałam się.
  - Pewnie tak.- Ross również się zaśmiał.
  - Ross nie zagaduj mi tu Laury tylko w tej chwili dołącz do szeregu!- krzyknęła Rydel, a on natychmiast poderwał się z ziemi i stanął na baczność obok Ellingtona. Ja też wstałam i podeszłam do blondynki. Zorientowałam się, że wszyscy uczestnicy imprezy już znikli z domu. Za chwilę Rydel pewnie wygłosi kazanie chłopakom. Już im współczuję.
  - Czy was naprawdę nie można zostawić samych w domu na noc?! Nie, nie można, bo cztery małpy mieszkające tutaj robią sobie w tym czasie imprezkę, a w dodatku dom wygląda jak pobojowisko! Co wam strzeliło znowu do tych głów?! Kto to wymyślił?!- przewędrowała po wszystich groźnym wzrokiem.
  - To Riker!- odpowiedzili wszyscy wspólnie i wskazali na najstarszego.
  - Co?! To nie byłem ja!- zaprał się blondyn.
  - Nie radzę wam teraz kłamać, bo jak się nie przyznacie to dostanecie gorszą karę. Więc, który to zrobił?! Niech winny przyzna się po dobroci.
  - Okay to byłem ja.- odparł Riker i spuścił głowę.
  - Ty? Skąd przyszedł ci do głowy ten pomysł?- spytała już trochę normalniejszym głosem, ale cały czas słychać było złość.
  - Nudziło nam się wszystkim i wpadłem na pomysł, żeby zrobić imprezę. Ciebie nie było, więc skorzystaliśmy z okazji. Myśleliśmy, że przyjedziesz później i do tego czasu zdążymy posprzątać. Taka jest prawda. Chłopaki mogą potwierdzić.- odpowiedział blondyn, a reszta pokiwała zgodnie głowami.
  - Okay dobrze, że się przyznaliście, ale kara i tak musi być. Przez dwa tygodnie zmywacie naczynia po każdym posiłku. Ja nie będę decydowała kto kiedy, bo to już wy sami ustalicie. Teraz w półgodziny macie posprzątać i doprowadzić cały dom do stanu w jakim był wcześniej. Jeśli się nie wyrobicie to przedłużę wam karę do trzech tygodni. Czas start!- krzyknęła Rydel, a chłopcy natychmiast zerwali się z miejsca i zaczęli biegać po całym salonie.
  - Wow oni to mają zryw.- odezwała się Vanessa.
  - Motywacja robi swoje.- powiedziała blondynka.- Nie przeszkadzajmy im. Chodźcie do mojego pokoju.
  - Okay.- ja i Van odpowiedziałyśmy wspólnie i poszłyśmy za naszą przyjaciółką na górę. Stanęłyśmy przed pdrzwiami z różowym napisem "Królestwo Rydel".
  - Zapraszam do mojego królestwa.- uśmiechnęła się i otrzyła drzwi, po czym weszłyśmy do środka.
  - Masz bardzo ładny pokój.- powiedziałam rozgladając się po wnętrzu.
  - Dziękuję sama go wymyśliłam.- odparła blondynka.
  - Już widać, że twoim ulubionem jest różowy.- odezwała się Vanessa.
  - Tak mam słabość do tego koloru.
  - Naprawdę twój pokój jest bardzo miło urządzony. Jest taki przytulny.
  - Tak, też o nim tak myślę. Jednak mój pokój w stosunku do waszych to jest nic takiego. Chociaż i tak wolę mój.
  - Swoje zawsze najlepsze.- uśmiechnęłam się.
  - Dziewczyny przepraszam was na chwilkę, ale muszę się przebrać, bo mam na sobie wczorajsze ubrania. Usiądźcie sobie na łóżku, a ja przebiorę się w swojej łazience.
  - Okay.- ja i Van odpowiedziałysmy wspólnie i usiadłyśmy. Rydel podeszła do szafy i po chwili wyciągnęła z niej jakieś ubrania i poszła z nimi do łazienki. Rozglądałam się po pokoju. Naprawdę mi się podobał. Jest taki miły i przytulny, aż chce się w nim siedzieć. Z dołu słyszę hałasy i dźwięki szybkich kroków. Trochę współczuję chłopakom, ale już wiem do czego są zdolni po opowiadaniach Rydel, więc nie dziwię się jej, że tak na to zareagowała. Jednak cały czas nie mogę zapmnieć o spojrzeniu Rossa. Mimo, że ta chwila trwała krótko to wywarła na mnie uczucia, których nigdy nie czułam. Jego oczy tak jak wtedy gdy wszedł do mojego pokoju mnie zahipnotyzowały i nie mogłam oderwać od nich wzroku. Jego obecność wywiera na mnie duży wpływ. Przy nim po prostu czuję się szczęśliwa i nie wiem czym to jest spowodowne. Pewnie gdybym powiedziała o tych odczuciach Vanessie lub Rydel to pewnie stwierdziłby, że się w nim zakochałam. Jednak jak nie sądzę, żeby tak było. Jeszcze przecież go nie znam, więc to byłoby tylko zauroczenie jego wyglądem, bo charakteru nie znam. Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje, ale przy Rossie czuję się inaczej niż przy Jake'u. Nie mam pojęcia dlaczego tak jest. Jestem w takiej sytuacji dopiero pierwszy raz. Nie mam życiowych doświadczeń. Nawet nie mogłam ich przeżyć, bo niby jak to zrobić siedząc całymi dniami w domu. Odkąd pamiętam zawsze marzyłam o prawdziwej przyjaźni, a gdy zaczęłam dorastać to również o miłości. Wiem, że pierwsza rzecz już zaczyna się spełniać. Mogę nawet stwierdzić, że już się spełniła. Na miłość jeszcze muszę poczekać, ale ona też w końcu mnie spotka. Chcę poznać chłopaka, który będzie jednocześnie moim przyjacielem i chłopakiem. Nie wiem czy tak może być, ale chciałabym tak. Myślę, że prawdziwa miłość rodzi się z przyjaźni. Przyjaźniąc się ufamy sobie wzajemnie, wspieramy się w ciężkich chwilach, cieszymy się sobą, ale czasami możemy się zakochać. Wtedy wydaje nam się, że wszstko się zepsuje, gdy wyjwimy uczucia drugiej osobie, ale często się zdarza, że ta druga połówa czuje dokładnie to samo. Wtedy zaczyna się rodzić miłość. Zdecydowanie czytałam za dużo książek o miłości, a nic pdobnego nie przeżyłam. Jednak chciałabym tak się zakochać. Zakochać się w przyjacielu. Najlepszym przyjacielu. To jest moje nowe marzenie, które nie wiem czy się spełni. Mam nadzieję, że tak. Wtedy byłabym szczęśliwa, bo spełnianie marzeń jest bardzo przyjemną rzeczą.
  - Laura! Laura! Żyjesz tam czy może już nie?! Laura!- usłyszałam krzyki i poszułam, że ktoś szarpie mnie za ramię. Tym ktosiem była moja siotra. Znowu się za długo zamyśliłam, ale to samo jakoś tak się dzieje i ja na to nic nie poradzę.
  - Tak?- spytałam.
  - Czyli już powróciłaś z powrotem na ziemię. Wołam cię tak już dobre dwie minuty, a ty w ogóle nie reagowałaś.- powiedziała Vanessa. Zauważyłam, że Rydel też już jest w pokoju. Chyba naprawdę długo byłam w świecie moich myśli.
  - Przepraszam was, ale ja nie panuję nad tym kiedy się zamyślę.- odparłam.
  - Szczerze, to ja już się trochę przyzwyczaiłam do tego.- uśmiechnęła się blondynka.
  - Przyzwyczajaj się do tego, bo Laura jeszcze często będzie tak robiła.- powiedziała moja siotra.
  - Mów sama za siebie.- odpowiedziałam.
  - Okay ja już na ten temat się nie odzywam, ale i ta wiem swoje.- zaśmiała się.
  - Jestem ciekawa jak idzie chłopakom.- zmieniłam temat.
  - Teraz pewnie ganiają po całym domu i porządkują wszystko. Wiem, że wyrobią się w czasie. Zresztą jak chcecie to możemy do nich zajrzeć. Pod moim okiem będą jeszcze szybsi i dokładniejsi.- odparła Rydel.
  - Okay możemy do nich iść. Chętnie zobaczę jak zabijają się o własne nogi.- zaśmiała się Vanessa. Wstałyśmy z łóżka i wyszłyśmy z pokoju, po czym zeszłyśmy na dół. Poszłyśmy do salonu, a chłopaki rzeczywiście szybko się uwijali, a gdy zobaczyli Rydel to odrobinę się przerazili. Minęło chyba jakieś 10 minut, a oni już prawie doprowadzili cały salon do porządku. Mają niezłe tempo. Patrzyłyśmy tak na nich jeszcze tyle samo czasu, aż oni skończyli i padli zmęczeni na kanapę.
  - No brawo chłopaki! Wyrobiliście się w 20 minut. Gratuluję.- odezwała się Rydel, a oni lekko się uśmiechnęli.
  - Może z tej okazji, że zrobiliśmy wszystko wcześniej to może skrócisz nam karę?- spytał Rocky i zrobił szczenięce oczka.
  - Muszę pomyśleć chwilę. Skroro zostało wam jeszcze 10 minut to skrócę wam karę o dwa dni i więcej już nie wytargujecie.- odpowiedziała blondynka, a chłopaki uśmiechnęli się.
  - Dziękujemy Rydel.- odparli.
  - Te dwa dni mniej to i tak lepiej.- powiedział Ellington.
  - Macie i się cieszcie. Znajacie moją litość.- uśmiechnęła się Rydel.
  - A tak w ogóle to, po co Laura i Vanessa tutaj przyszły?- spytał Riker, a ja i moja siotra spojrzałyśmy na siebie. Pora już całkowice pozbyć się tego kłamstwa. Ten rozdział już za chwilę będzie zamknięty. Już więcej nie zamierzam ich okłamywać.
  - My przyszłyśmy tutaj, bo chciałyśmy wam się do czegoś przyznać mimo, że w już znacie prawdę.- odezwałam się i skinęłam głową na Van, żeby teraz ona mówiła.
  - Chodzi nam o to, że nie byłyśmy z wami do końca szczere, bo my nie nazywamy się Morasso tylko Marano i jesteśmy córkami milionerów.
  - Przepraszamy was. My tylko chciałyśmy mieć przyjaciół, którzy nie będą lubić nas ze względu na pieniądze tylko przez to jakie jesteśmy. Przepraszamy was. Nie obrazicie się na nas, prawda?- powiedziałam.
  - No pewnie, że nie. My już was polubiliśmy.- odezwał się Riker i uśmiechnął się do nas.
  - Nie ważne, że jesteście bogate, bo my nie zwracamy na to uwagi.- powiedział Ross.
  - Powiedziałyście też, że lubicie żelki, więc jak ja i Ell możemy was nie lubić?- zaśmiał się Rocky.
  - Czyli już wszystko mamy wyjaśnione. Naprawdę cieszymy się, że was spotkaliśmy.- odparła Vanessa.
  - My też.- uśmiechnęła się Rydel.
  - Okay to może z teraz gdzieś wspólnie znowu wyjdziemy?- zaproponował Ellington.
  - Dziewczyny to decydujecie.- powiedziała blondynka, a ja i Van spojrzałyśmy na siebie i uśmiechnęłyśmy się.
  - No pewnie, że się zgadzamy.- odpowidziałyśmy wspólnie, po czym zaśmiałyśmy się.
  - Okay to gdzie idziemy?- spytał Ross.
  - Może na plażę?- zaproponował Riker i wszyscy zgodziliśmy się.
  - To w takim razie ja i Van musimy iść po stroje kąpielowe.- odezwałam się.
  - Tylko nie mówicie, że będziecie szły. Riker albo Ross was zawiezie.- powiedziała Rydel.
  - Okay tak będzie szybciej.- odparła Vanessa.
  - To może ja wa zawiozę? Wiem gdzie mieszkacie.- odezwał się Ross i zgodziłyśmy się.
  - Okay, to wy jedźcie, a my się tutaj przyszykujemy. Ross przyjedź tu z powrotem i wszyscy razem pójdziemy, bo nie mamy daleko do plaży.- powiedziała blondynka, a chłopak przytaknął głową i wyszłyśmy za nim z domu.
  - Poczekajcie chwilę tylko wyciągnę auto z garażu.- odparł blondyn, a my zostałyśmy pod drzwiami. Po chwili samochód podjechał obok nas, a ja usiadłam z przodu. Zauważyłam, że Vanessa nie skarży się przez to, że siedzi z tyłu. Ross uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam jego gest, po czym zapięłam się pasem. Po chwili ruszyliśmy.
  - Tak w ogóle to skąd znasz nasz adres Ross?- spytała Vanessa, a ja i on spojrzeliśmy na siebie.
  - W gazecie był artykuł o waszej przeprowadzce i był podany adres. Sam nie sprawdzałem gdzie to jest.- odpowiedział i uśmiechnął się do mnie.
  - To od ciebie Rydel dowiedziała się o tym gdzie mieszkamy?
  - Tak. Ja od początku wiedziałem, że nie nazywacie się Morasso, ale nie odzywałem się, gdy wy byłyście.
  - To dobrze, że wy wszyscy już znacie prawdę. Tak jest lepiej.- uśmiechnęłam się. Ross włączył radio i usłyszałam piosenkę, której jeszcze nigdy nie słyszałam. Blondyn za to zaczął się uśmiechać.
  - Znasz ta piosenkę, że tak się uśmiechasz?- spytałam.
  - Tak, a ty ją kiedyś może słyszałaś?
  - Nie, jaki to jest zespół?- zapytałam, ale nie uzyskałam od razu odpowiedzi.
  - Zapomniałem, ale oni są bardzo dobrzy.- odpowiedział po chwili trochę poddenerowany. Chyba, że mi się wydawało.
  - Szkoda, że nie wiesz jak się nazywają, bo spodobała mi się ta piosenka. Dobrze wpada w ucho. Chętnie posłuchałabym innych.- odparłam.
  - Tak ich piosenki są świetne.- powiedział i w samochodzie zapanowała cisza wypełniona dźwiękiem piosenki. Dlaczego Ross przez to pytanie o zepół stał się jakiś spięty? Powiedziałam coś nie tak? On naprawdę jest tajemniczy. Raz jest wesoły i wyluzowany, a raz cichy i trochę spięty. Jednak naprawdę chciałabym go bliżej poznać, ale żeby to zrobić musimy spotkać się sam na sam, a ja się trochę krępuję go o to zapytać. Może on mnie spyta? Zgodziłabym się napewno.
  - Dobrze bawiliście się na imprezie?- spytała Vanessa.
  - Nie pamiętam jej za bardzo, ale zabawa była świetna. Co jak co, ale na naszych imprezach zawsze dzieje się coś ciekawego i nigdy nie jest nudno.- odpowiedział Ross. Znowu jest wyluzowany. Znowu zmienił swój nastrój na wesoły. On naprawdę zaczyna mnie coraz bardziej intrygować.
  - Czyli nie pamiętasz, gdy robiłeś prawdodopodnie za jednorożca?- zaśmiałam się.
  - Nie tego na szczęscie nie pamiętam i cieszę się z tego. Chociaż jestem ciekawy co ja robiłem i czy ja sam się za niego przebrałem, czy ktoś to zrobił.- uśmiechnął się.
  - Tak i jeszcze dowiedzieć się, kto założył ci obrożę i przywiązał do nogi od stołu.- powiedziałam.
  - Może i robiłem za jednorożca, ale ich raczej nie przywiązuje się. Chociaż logoka pijanego człowieka nie jest taka jak na codzień.
  - Ale wiesz, do twarzy ci było w twj sukienkce.- zaśmiałam się, a Ross spojrzał na mnie i zrobił to samo.
  - Dzięki. Chyba muszę częściej chodzić w sukienkach.
  - To byłby niezykły widok.- odparłam i uspakajaliśmy nagły wybuch śmiechu. Dobrze czuję się w jego towarzystwie, a to jest dobre do nawiązania lepszej relacji.
  - Zauważyłam, że wy się dobrze dogadujecie. Zachowujecie się jakbyście się znali już dłużej.- odezwała się Vanessa. Spojrzałam w lusterko i zobaczyłam, że się do mnie uśmiecha.
  - To chyba dobrze, co nie?- spytał Ross.
  - No dobrze. Wiecie stwierdziłam, że ładnie razem wyglądacie.- powiedziała, a ja zarumeiniłam się lekko. Spojrzałam na Rossa w tym samym czasie co na mnie, a spowodowało to, że spojrzeliśmy sobie w oczy. Blondyn uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniła gest. Ten moment trawał może z trzy sekundy, bo Ross skierował swój wzrok na ulicę. Przez jego spojrzenie czuję takie ciepłe uczucie w sercu. Nie wiem co to oznacza, ale jest to bardzo przyjemne doznanie.
  - No i właśnie o to mi chodzi. Widziałam wasze spojrzenia i uśmiechy.- odparła Vanessa i nawet nie musiałam na nią patrzyć, bo dobrze wiem, że teraz się uśmiecha.
  - To były zwyczajne spojrzenia. O co ci chodzi?- spytałam.
  - Czy mi musi zawsze o coś chodzić? Co powiedziałam to powiedziałam i cóż zdania nie zmienię.
  - Dla twojej wiadomości to my się nawet dobrze znamy.
  - Ale zawsze możemy się bliżej poznać.- wtrącił się Ross, po czym krótko spojrzał na mnie.
  - Chcesz mnie bliżej poznać?- spytałam.
  - Czemu nie. Wyglądasz i pewnie jesteś miłą dziewczyną i w dodatku ładną.- odpowiedział, a ja poczułam, że moje policzki lekko się rumienią.
  - Dziękuję.- tylko to powiedziałam, bo nie widziałam czy coś jeszcze mam dodać.
  - Nie ma za co.- uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam gest.
  - No i właśnie o tym mówiłam. Coś już czuję, że w przyszłości będzecie parą.- odezwała się Vanessa.
  - Van już przestać snuć historie na nasz temat.- odpowiedziałam.
  - Okay już nic nie mówię, ale kiedyś wspomnicie moje słowa i zrozumiecie, że miałam rację.
  - I musiałaś na końcu wtrącić swoje trzy grosze?
  - Okay teraz już niec nie powiem na wasz temat, ale powiedziałam teraz, a co będzie później to już nie wiem.- powiedziała, a ja tylko się zaśmiałam.
  - Już dojeżdżamy.- odezwał się Ross i spojrzałam w okno. Rzeczywiście już wjechaliśmy na naszą ulicę. Po chwili stanęliśmy przed bramą naszego domu.
  - Okay to wy lećcie się przyszykować, a ja na was tutaj poczekam.- powiedział blondyn, a ja i Vanessa wysiadłyśmy z samochodu. Nacisnęłam dzwonek do bramy i po chwili drzwiczki otworzyły się przed nami i skierowałyśmy się do drzwi. Otowrzył nam je lokaj. Pobiegłyśmy do swoich pokoi. Weszłam o garderoby i szukałam stroju kąpielowego. W końcu znalazłam odpowiednią szufladę i wyciąnęłam z niej żółte bikini. Zdjęłam z siebie ubrania i założyłam strój. Wybrałam również sukienkę idelaną na plażę, po czym ubrałam się w nią.
Na stopy założyłam białe sandały, Podeszłam jeszcze do lustra i rozczesałam włosy. Okay to wygląd mam już z głowy. To teraz pora przygotować potrzebne rzeczy. Po znalezieniu dużej torby zaczęłam pakować do niej koc, ręcznik, krem do opalania. We włosy wsunęłam okulary słoneczne i byłam już gotowa do pójścia na plażę. Ciekawe czy Vanessa już jest gotwa? Muszę to sprawdzić. Wyszłam ze swojego pokju i udałam się do jej. Zapukałam i usłyszałam "proszę", więc weszłam do środka.
  - I co Van jesteś już gotowa?- spytałam.
  - Tak już prawie. Szukam tylko kremu do opalania.- odpowiedziała.
  - Ja go już wzięłam, więc ci pożyczę.
  - Okay dzięki, to w takim razie jestem już gotowa. Tak w ogóle to ładnie wyglądasz. Wystroiłaś się dla Rossa? No przyznaj się.- zaśmiała się.
  - Nie ubrałam się dla niego. Ubrałam się tak nie myśląc o nikim.- odparłam.
  - Okay ja i tak tam swoje wiem.- uśmiechnęła się.
  - Ty też ładnie wglądasz. Może ty wystroiłaś się dla Rikera?- odgryzłam się jej.
  - Okay wiem do czego zmierzasz, ale ubrałam się dla siebie.
  - Okay ja i tak tam swoje wiem.- powtórzyłam jej słowa i obie się zaśmiałyśmy.
  - Chodźmy już do Rossa, bo on nie będzie czekał w nieskończoność.- powiedziała Vanessa, po czym wyszłyśmy z jej pokoju i udałyśmy się do kuchni. Powiedziałyśmy Natalie, że idziemy na plażę i wszyłyśy z domu. Wsiadłyśmy do samochodu Rossa.
  - Nareszcie się wystroiłyście. Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet jeśli chodzi o czas szykowania się.- powiedział blondyn.
  - Taka już jest nasza natra i nic na to nie poradzisz.- odparła Vanessa i ruszłyliśmy.
  - A tak w ogóle w to ładnie wyglądasz Laura.- uśmiechnął się do mnie, a ja zarumieniłam się lekko.
  - Dziękuję.- odpowiedziałam i odwzajemniłam jego gest. Dalsza części drogi minęła nam na rozowie, a czas zleciał mi naprawdę szybko i przyjemnie. W końcu stanęliśmy pod domem Lynchów i Ellingtona. Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do środka domu.
  - Już jesteśmy!- krzyknął Ross z korytarza. Poszliśmy do salonu, a tam zastaliśmy już wszystkich.
  - To dobrze. Zaraz wychodzmy.- odezwała się Rydel.
  - To poczekajcie chwilę na mnie, bo muszę się przebrać.- odpowiedział blondyn i wyszedł z salonu.
  - Ładnie wyglądasz Vanessa.- powiedzał Riker i uśmiechnął się do niej. Spojrzałam na siostrę, a jej policzki były lekko zaróżowione. Widzę, że nie tylko ja się rumienię przez komplementy.
  - Dziękuję.- odparła. Spojrzała na mnie, a ja poruszałam znacząco brwiami. Van tylko przewróciła oczami i usiadła na kanapie obok Rydel. Zrobiłam to samo, bo nie chciało mi się stać.
  - Jak wam zleciała przejażdżka z Rossem?- spytała blondynka.
  - Dobrze, dużo rozmawialiśmy.- odpowiedziałam.
  - Tak, a najwięcej Ross i Laura.- powiedziała Vanessa.
  - Widzę, że szykuje się nam coś poważniejszego.- zaśmiał się Riker.
  - Nic się nie dzieje. Co już nie można prozmawiać?
  - Można, ale czy ja coś mówiłem na temat rozmawiania?- podniósł ręce w geście obrony.
  - Zachowujesz się jak Vanessa.- odparłam.
  - Tak? Czyli mamy coś wspólnego ze sobą.- uśmiechnął się do niej.
  - Może tak, może nie.- powiedziała moja siostra. Po chwili usłyszałam odgłos kroków schodzenia po schodach i zaraz w salonie pojawił się Ross.
&nbdp; - Okay to ja jestem już gotowy.- odezwał się.
  - To świtnie! W końcu pójdzemy na tą plażę.- powiedział Rocky i wstał z kanapy, a my wszyscy zrobiliśmy to samo.
  - Komu w drogę temu czas.- odparł Ellington i wyszliśmy z domu. Po 10 minutach byliśmy już na miejscu. Jak ja dawno nie byłam na plaży. W Londynie nie miałam na to okazji, bo tam bardzo często pada deszcz i nie jest za ciepło. Za to Los Angeles najczęsciej jest słonecznie. Zdecydownie bardziej wolę to miasto, bo w końcu tutaj znalazłam przyjaciół. Po kolejnych 10 minutach znaleźliśmy miejsce, w którym się rozłożyliśmy. Chłopaki od razu się rozebrali i pobiegli do wody. Ja, Van i Rydel za to rozścieliłyśmy koce, ściągnęłyśmy z siebie ubrania zostając w samym bikini, posmarowałyśmy się kremem do opalania, a na końcu położyłyśmy się i zaczęłyśmy się opalać. Tak to ja mogę spędzić cały dzień. Słońce przyjemnie ogrzewa moją skórę, a ja odpoczywam i słucham szumu oceanu. Jak ja kocham być na plaży. Po dłuższym czasie poczułam, że promienie już nie padają na moje ciało. Otowrzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą stojącego Rossa, który na twarzy miał łobuzierski uśmiech. Przejechałam wzrokiem po całym jego ciele i muszę przyznać, że jest on dobrz umięśniony. Zauważyłam też, że koło Vanessy stoi Riker, a obok Rydel Ellington. Coś mi się wydaje, że oni coś szykują, ale nie wiem co.
  - Dziewczyny chodźcie z nami wody.- powiedział Riker.
  - Nie. My wolimy się poopalać.- odparła Rydel i spojrzała na mnie i na Van, a my skinęłyśmy zgodnie głowami.
  - No odźcie będzie fajnie.- tym razem Ross próbował nas zachęcić.
  - Nie.- odpowiedziałyśmy wspólnie i zmaknęłyśmy oczy.
  - Okay skoro nie chciałyście po dobroci to trzeba na siłę.- odezwał się Ellington i poczułam, że jakieś zimne ręce chwytają mnie i podnoszą szybko do góry. Otworzyłam oczy i ujrzałam uśmiechniętego Rossa, który zaczął iść. Zauważyłam, że dziewczyny też już są na rękach tak samo jak ja. Chłopcy zaczęli biec, a gdy zobaczyłam, że zmierzają w kierunku morza zaczęłam się wyrywać Rossowi, ale on mocno mnie trzymał i za nic nie chciał mnie puścić.
  - O nie tylko nie to! Nawet nie prubójcie nas wrzucać do wody!- krzyknęła Rydel, ale Ellingtona, który ją niosł, w ogóle to nie ruszyło.
  - Ross nie rób tego!- krzyknęłam, gdy już był po kostki w wodzie, ale on nadal szedł naprzód. Jeszcze brdziej przylgnęłam do jego ciała. Pierwszy raz jestem w objęciach półnagiego chłopaka i w dodatku umięśnionego chłopaka. Co jak co, ale Ross jest dobrze zbudowany i teraz czuję jego mięśnie na swoim ciele.
  - Chłopaki to na trzy.- zawołał Riker, gdy już byli zamoczeni do pasa.- Raz...- zaczęłam się szarpać.- Dwa...- jeszcze mocniej.- Trzy...- powiedział i po chwili wylądowałam w zimnej wodzie. Zaraz się wynurzyłam i przed sobą zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Rossa.
  - Ellington nie daruję ci tego!- krzyknęła Rydel i zaczęła biec w jego stronę, a on przed nią uciekał. Vanessa też poszła w ślady blondynki i również goniła Rikera. Ja też ruszyłam na Rossa, a on dopiero po chwili się o tym zrientował i odwrócił się. Jednak nie zdążył mi uciec, bo skoczyłam mu na plecy i oboje zanurkowaliśmy pod wodą. Po chwili wynurzyliśmy się bardzo blisko siebie, że niemal stykaliśmy się ciałami. Odsunęłam się trochę dalej.
  - Ross dlaczego to zrobiłeś?- spytałam.
  - A dlatego, że nie chciałyście dołączyć do nas po dobroci.- zaśmiał się, a ja za to ochlapłam go wodą. On odwzajenił mi się tym samym i po chwili zaczęliśmy bitwę na chlapanie. Śmialiśmy się i dobrze się bawiliśmy.
  - Dobra okay już stop.- powiedział, ale ja nie przestałam.
  - Okay, ale dopiero gdy mnie przeprosisz za to, że mnie wrzuciłeś do wody.- odparłam.
  - Okay nich ci będzie, przepraszam.- uśmiechnął się do mnie, a ja przestałam go chłapać.
  - Przeprosiny przyjęte.- również się uśmiechnęłam.
  - Wiesz, żółty to mój ulubiony kolor. Ładnie wyglądasz w tym stroju.- powiedział, a ja zarumieniłam się lekko.
  - Dziękuję.- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.- Może chodźmy już do reszty?- spytałam.
  - Okay.- odparł i szliśmy w kierunku brzegu. Po chwili wyszliśmy z wody i usiedliśmy na kocach.
  - Rydel gdzie jest Vanessa?- spytałam.
  - Tam jest. Dusi Rikera.- odpowiedziała blondynka i wskazała mi na nich ręką. Spojrzałam na nich i uśmiechnęłam się do siebie. Moja siotra siedziała na blondynie okrakiem i coś do niego mówiła.
  - Ładnie razem wyglądają, co nie?- powiedziałam.
  - Tak, masz rację.
  - Powiedziałaś może Rikerowi, że Van ma chłopaka?
  - Nie, a powinnam?
  - Nie, właśnie dobrze, że nic mu nie mówiłaś. Jestem ciekawa, czy jak Vanessa powie mu o Brayanie to Riker nadal będzie ją podrywał, jak myślisz? To twój brat, więc więcej wiesz na ten temat.
  - Szczerze powiedziawszy to ja nie wiem. On po prostu tak ma, że jak podoba mu się jakaś dziewczyna to się o nią stara, ale jak narazie nie widać tego za bardzo. Jednak pamiętam, że jak startował do jakiejś zajętej dziewczny to gdy ona powiedziała mu, że ma chłopaka to on ja sobie odpuścił.
  - Myślisz, że tak samo będzie z Vanessą? Chociaż jak na razie to oni dobrze się nie znają.
  - Nie wiem jak to się ułoży, ale mam nadzieję, że dobrze, bo rzeczywście ładna z nich para.
  - Cicho już, bo oni tu idą.- powiedziałam i skończyłyśmy temat.
  - Jak tam się dusiło Rikera?- spytała Rydel.
  - Bardzo fajnie. Przynajmniej dostał karę.- odpowiedziała moja siostra i położyła się na kocu, a Riker zrobił to samo.
  - Jakaś kobieta stwierdziła, że jesteśmy ładną parą. Jak myślicie miała rację?- spytał blondyn, a Vanessa zarumieniła się lekko.
  - Przecież wy nie jesteście razem, ale trochę miała rację.- odparłam, a Riker się uśmiechnął.
  - Okay, a teraz koniec już tego gadania, bo teraz pora się poopalać. Teraz nawet nie próbujcie wrzucać nas do wody.- powiedziała Rydel i wszyscy ucichliśmy. O tak nie ma to jak odrobina relaksu na plaży. Po jakiejś pół godzinie przyszli do nas Rocky i Ellington z prośbą o zagranie w siatkówę na co zgodziliśmy się. Podzieliliśmy się na dwie drużyny: ja, Ell, Van i Riker na pozostałych. Składy były nierówne i trochę się o to pokłóciliśmy, ale na końcu zostało tak jak było. Grając świetnie się bawiłam. Nie traktowaliśmy tego meczu za bardzo na poważnie tylko tak, żeby miło spędzić czas. Po prostu śmialiśmy się i czasami wygłupialiśmy, ale udało się nam rozegrać trzy rozgrywki. Wygrała drużyna Rossa, Rydel i Rocky'ego mimo, że było ich mniej. Po skończonej grze poszliśmy do wody i tam zachowywaliśmy się jak małe dzieci. Chlapaliśmy się, podtapialiśmy. Było po protu świetnie i liczyła się tylko zabawa. Czasami ludzie patrzyli na nas dziwnie, ale zazwyczaj tylko kręcili głowami i uśmiechali się. Nie obchodziło nas to co o nas myślą. Po prosu żyliśmy chwilą. Spędzliśmy cały dzień na plaży, a ja nawet nie zorientowałam się kiedy słońce powoli zaczęło zachodzić.
  - Chyba musimy się powili zbierać, bo słońce już zachodzi.- powiedziała Rydel, a wszyscy zgodziliśmy się i zaczęliśmy zbierać swoje rzeczy. Nie zabrało nam to dużo czasu i już po 5 minutach wyszliśmy z plaży.
  - Świetnie się z wami bawiłam.- odezwałam się.
  - Z nami zawsze jest świetna zabawa.- zaśmiał się Rocky.
  - Zauważyłam to.- uśmiechnęłam się.
  - To może chodźcie jeszcze do nas?- spytała Rydel.
  - Myślę, że powinnyśmy już wracać do domu, bo przecież jest już koło dziewiątej.- odpwiedziała Vanessa.
  - Okay jak chcecie, ale chyba nie zamierzacie iść na nogach? Może znowu podwiezie was ktoś.
  - Skoro się tak o nas troszczysz to okay.- uśmiechnęłam się do blondynki.
  - Tym razem może ja was zawiozę?- spytał Riker.- Chociaż nie wiem gdzie mieszkacie, ale mi powiecie.
  - Mi to obojętno kto jedzie.- powiedziałam.
  - Ja się zgadzam.- odezwałała się Van.- I od razu mówię ja siedzę tym razem przodu.
  - Okay idź do przodu flirtować z Rikerem.- zaśmiałam się, a on zarumieniła się lekko.
  - A jak ty to robiłaś z Rossem to było dobrze?
  - Ja z nim tylko rozmawiałam.- odpowiedziałam, a blondyn uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam jego gest.
  - Okay niech będzie, że ci wierzę.- odparła, a reszta drogi do domu Lynchów i Ellingtona upłynęła nam na wspominaniu dzisiejszego dnia.
  - Niestety musimy się już rozstać.- powiedziała Rydel, gdy już byliśmy pod ich domem.
  - No niestety. Naprawdę świetnie się z wami bawiłyśmy.- uśmiechnęła się Vanessa.
  - Polecamy się na przyszłość.- zaśmiała się blondynka i przytuliła nas na pożegnanie.
  - To pa dzieewczyny.- odezwali się wszyscy.
  - Pa.- odpowiedziałyśmy i wsiadłyśmy do samochodu Rikera. Oczywiście Vanessa usiadła z przodu. Będę miała was na oku. Nic przed mną nie ucieknie. Po chwili odjechaliśmy. Spojrzałam w okno. Patrzyłam na budynki, ludzi, wszystko co mijaliśmy. Świetnie się dzisiaj bawiłam. Cały dzień na plaży z Lynchami i Ellingtonem. Jak można nie polubić takich ludzi? Po prostu się nie da. Wiem, że właśnie zyskałam przjaciół i to mnie najbardziej cieszy. Dzień spędzony z nimi jest dla mnie niezwykły. Ja nie wiem skąd oni biorą tą ciągłą energię i dobry humor. Zawsze gdy ich widzę to są uśmiechnięci. Gdybym zobaczyłam ich smutnych to byłoby już coś nie tak. Mimo, że znam ich tylko trzy dni, a czuję jakbym znała ich o wiele dłużej. Przy nich nie myślę o tym, że jestem bogata. Nie myślę po prostu o niczym, bo dobrze się bawię. Z nimi słowo "nuda" nie istnieje. Najlepesze jest w nich to, że są sobą i nie udają przed nami kogoś innego. Skąd to wiem? Tak mówi mi moja intuicja, ale również opowiadania Rydel też dużo dają. Ja też przy nich jestem sobą, bo tak się czuję najlepiej. Oni są naprawdę wesołymi ludźmi i bardzo ich lubię. Mieć takie osoby za przyjciół to wielki skarb. Szczerze to teraz nie wyobrażam sobie, żebym ich nie poznała, bo to przecież oni wnieśli w moje życie radość i to w tak krótkim czasie. Nie wiem jak oni to zrobili, że tak szybko im zaufałam. Bardzo się cieszę, że ich spotkałam. Odwróciłam wzrok od okna i skierowałam go na Vanessę i Rikera. Rozmawiali jakby mnie tu w ogóle nie było. Niech sobie gadają, bo przecież ja i Ross robiliśmy to samo. Chciałabym, żeby oni byli razem. Życzę mojej siotrze jak najlepiej, bo wiem, że ona chce poznać prawdziwą miłość. Riker jest bardzo fajnym chłopakiem i myślę, że były dla niej najlepszy. Po 10 minutach dojechaliśmy pod naszą willę.
  - Wow... macie bardzo piękny dom.- powiedział Riker.
  - Tak jest na co popatrzeć.- odezwałam się.
  - No to my już idziemy.- odparła Vanessa.
  - Szkoda, że już się żegnamy. To pa dziewczyny.
  - Pa Riker.- odpowiedziałyśmy i wyszłyśmy z samochodu. Przeszłyśmy przez bramę i weszłyśmy do domu. Ściągnęłyśmy buty i udałyśmy się do kuchni. Tam zjadłyśmy kolację, po czym poszłyśmy do swoich pokoi.
                                                                  ~*~
Godzinę później...

Jestem właśnie w łazience i kąpię się. Ciepła woda to jest to czego potrzebuję. Siedziałam tak w wannie jakieś 10 minut, ale w końcu trzeba wyjść. Zrobiłam to, po czym wytarłam ciało i włosy i ubrałam się w piżamę. Wysuszyłam włosy, a następnie rozczesałam i wyszłam z łazienki. Poszłam do sypialni, a w niej zobaczyłam Rossa. Przestraszyłam się go aż chwyciłam się za serce i cofnęłam do tyłu. Co on tutaj znowu robi?
  - Cześć Laura.- odezwał się i uśmiechnał się do mnie.
  - Hej Ross. Czy ty musisz zjawiać się tak niespodziewanie? Przestraszyłeś mnie.- odparłam i uspokajałam przyspieszony oddech.
  - Jestem aż taki straszny?
  - Nie, ale gdy pojawiasz się nispodziewanie w moim pokoju to można się ciebie wystraszyć.
  - Skoro nie jestem przerażający, to dlaczego nie podejdziesz bliżej mnie?- uśmiechnął się.
  - Usiądźmy na łóżku.- powiedziałam i zrobiłam to, a on po chwili znalazł się obok mnie. Cały mój strach już przeszedł i zastapiła go radość, którą czułam przez cały dzisiejszy dzień.
  - Okay, a teraz powiedz mi, dlaczego znowu do mnie przyszedłeś?
  - Pamiętasz jak w samochodzie powiedziałem, że chcę cie bliżej poznać?- spytał, a ja przytaknęłam głową.- To właśnie po tu przyszedłem, żebyśmy się lepiej poznali.- uśmiechnął się do mnie.
  - Naprawdę chcesz mnie poznać?
  - Tak, a nawet zaprzyjaźnić się. Chcałabyś być moją przyjaciółką?
  - Zjawiasz się u mnie niespodziewanie i proponujesz mi w dodatku przyjaźń? Naprawdę zaczynasz mnie coraz bardziej zaskakiwać.
  - No widzisz taki już jestem. Zresztą sama powiedziałaś za pierwszym razem, gdy do ciebie przyszedłem, że jest to niecodzienne i trochę romantyczne.
  - No bo tak jest. Nie codziennie przez mój balokn przychodzi chłopak.- zaśmiałam się.
  - No to jak, zgadzasz się na przyjaźń ze mną?- spytał i spojrzał mi w oczy.
  - Tak.- odpowiedziałam i spuściłam z niego wzrok.
  - Cieszę się. To może wyjdziemy na balokon?
  - Okay tylko się ubiorę.- powiedziałam i założyłam szlafrok. Wyszliśmy na zewnątrz i oparliśmy się o barierkę. Patrzyliśmy na ogród, a między nami zapanowała przyjemna cisza.
  - Wiesz ten ogród jest bardzo piękny.- odezwał się Ross.
  - Tak on o każdej porze taki jest, ale jednak w nocy jest najpiękniejszy. Te światełka obok dróżki i w między kwiatami dodają mu uroku. Muszę przyznać, ze jest to bardzo romantyczne miejsce.- powiedziałam.
  - Tak, masz rację.
  - Wierzysz w przjaźń damso-męską?- spytałam, a on spojrzał na mnie.
  - Gdybym w nią nie wierzył to nie spytałbym o przjaźń z tobą.- uśmiechnął się.- A ty?
  - Tak, ale myślę, że taka przyjaźń przeradza później się coś więcej. Naczytałam się dużo książek, ale nie wiem, czy tak się może stać w rzeczywistości.
  - Wiesz myślę, że może się tak stać, ale ja nie przeżyłem takiego czegoś.
  - Ja też nie.
  - Opowiedz mi coś o sobie, a później ja coś powiem.
  - Okay, wiesz już jak się nazywam oraz, że mam siostrę i bogatch rodziców. Lubię rysować i malować, a szczególnie konie, bo to są moje ulubione zwierzęta. To sprawia mi radość i przy tym się odprężam. Nie lubię kłamać, ale to zrobiłam. Wierz mi, nie czułam się dobrze z tym, że nie znacie prawdy. Mam swoje trzy warości, które są dla mnie najważniejsze, a są to przyjaźń, miłość i rodzina. Okay jak na razie to tyle ci wystarczy, bo przecież nie opowiemy sobie wszystkego teraz, bo mamy na to inne dni.- skończyłam swój monolog.- Teraz ty mi coś o sobie opowiedz.- uśmiechnęłam się do niego.
  - Ty też już wiesz, że mam rodzeństwo i przyjaciela. Kocham muzykę. Ona sprawia, że świat staje się piękniejszy. Umiem grać na gitarze, perkusji, pianine. Mam te same wartości co ty i też są dla mnie najwżniejsze. Wiesz już, że mam zwariowane rodzeństwo, ale ja też sam taki jestem, bo chyba wesołe nastawienie do życia jest u nas dziedziczne.- powiedział i uśmiechnął się do mnie.
  - Wiesz nie wiem czy dobrze myślę, ale sądzę, że ty trochę się różnisz od swojego rodzeństwa. Takiego przekonania nabrałam, gdy pierwszy raz byłam w waszym domu. Ty wtedy byłeś taki spięty i jakby poddenrwowany. Jednak teraz już wiem, że jesteś tak samo wesoły jak reszta.
  - Jeśli chodzi o tamten dzień to po prostu byłem zdziwiony, że wy, córki milionerów, jesteście w naszym domu. Ja na dodatek znałem już prawdę i zastanawiało mnie dlaczgo podałyście inne nazwisko. Fakt byłem trochę spięty, ale już widziałaś, że też jestem taki jak moje rodzeństwo, czyli wesoły.
  - Świetnie się z wami bawiłam. Nigdy jeszcze nie byłam taka wesoła, a przy was to uśmiech sam wchodzi mi na usta. Nie wiem dlaczego tak się dzieje.
  - Może dlatego, że jesteś z nami, a u nas nigdy nie jest nudno i zawsze się coś dzieje.- zaśmiał się.
  - Tak w waszym domu po prostu jest chyba jakiś gaz rozweselający.- również się zaśmiałam.
  - Może tak.
  - A tak w ogóle to ktoś wie, że u mnie jesteś?- spytałam, gdy przestaliśmy się śmiać.
  - Tak, Rydel wie. Wyszedłem normalnie przez drzwi.
  - A do mnie nie mógłbyś tek wejść?
  - A wpuściłby mnie ktoś o takiej porze?
  - Raczej nie, ale przecież możesz przyjść w dzień.
  - Wiem, ale tak jak do ciebie przyszedłem jest ciekawiej.
  - Czyli, że jutro też do mie przyjdziesz o tej godzinie?- spytałam i chciałam, żeby tak było.
  - Sama się przekonasz.- powiedział tajemniczym głosem i uśmiechnął się do mnie.
  - Okay zobaczymy.- odparłam i odwzajemniłam jego gest, po czym ziewnęłam. Nie było to wymuszone tylko prawdziwe, bo co jak co, ale po całym dniu na plaży jestem zmęczona.
  - O ktoś tu jest zmęczony, co?
  - Tak.
  - Czyli, że mam już sobie iść?
  - Jak chcesz.- odpowiedziałam, bo nie chciałam za bardzo, żeby już sobie poszedł.
  - Widzę, że jesteś zmęczona, więc dam ci iść spać. Jeszcze się spotkamy nie raz.- uśmiechnął się.
  - Okay jestem za.- odparłam i również się uśmiechnęłam.
  - To w takim razie, pa Laura.
  - Skoro się przyjaźnimy to możesz mówić na mnie Lau.
  - Dobrze.
  - To pa Ross.
  - Pa Lau.- uśmiechnął się, po czym zszedł na ziemię po pergoli i szybko przebiegł do drzewek. Gdy już był koło nich odwrócił się i pomachał mi, a ja zrobiłam to samo. Po chwili chłopak zniknął w ciemności. Westchnęłam i z uśmiechem na ustach, który cały czas mi nie schodził, weszłam do środka pokoju i zamknęłam drzwi balkonowe. Położyłam się na łóżku i po krótkim czasie zasnęłam.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam podobał się rozdział? Jest najdłuższy ze wszystkich, które były dotychczas, ale podoba mi się on. Może też dlatego, że jest w nim trochę Raury. Na razie nie chcę im za bardzo słodzić, ale wątpię, żeby mi to wszyło. Jednak na Raurę jako parę jeszcze długo sobie poczekacie. Akcja po woli zaczyna nabierać tempa i mam nadzieję, że uda mi się napisać więcej takich długich rozdziałów.
Czy tylko ja nie mogę uwierzyć, że już za 4 dni R5 będą w Warszawie? Ja nie jadę na koncert, co mnie bardzo smuci. Kto z was zobaczy na żywo naszych idoli?
Do napisania!!!

Taki tam mały szantażyk...
8 komentarzy=next

sobota, 19 września 2015

Rozdział 8

"But I just can't forget about you." ~ "Ale ja po prostu nie mogę zapomnieć o tobie." - (I Can't) Forget About You

~Los Angeles, 03.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Droga z Jake'iem minęła mi bardzo szybko. Cały czas o czymś rozmawialiśmy i często się śmialiśmy. Dobrze spędziłam z nim ten czas mimo, że nie był długi. Czas w dobrym towarzystwie mija szybko i przjemnie. Tak samo czułam się z Lynchami. Z nimi było jeszcze lepiej. Gdy byliśmy już blisko mojego domu zobaczyłam Rydel. Zaraz, zaraz, Rydel? To nie może być ona. Przecież nie wie gdzie ja mieszkam. Chyba, że Ross jej powiedział. Co ona tutaj robi? Znowu zaliczę kolejne niespodziewane spotkanie i znowu kolejną wpadkę w planie. Jednak od początku trzeba było mówić prawdę wszystkim, bo teraz oni sami pojawiają się obok mnie. Może jakoś uda mi się niepostrzeżenie wejść do domu? Tylko jak? Rydel stoi przed bramą, a innego wejścia nie ma. No trudno, czyli znowu się będę tłumaczyć. Muszę już pożegnać się z Jake'iem, bo nie chcę, żeby Rydel mnie z nim zobaczyła.
  - Jake musimy się już pożegnać.- chciałam zabrzmieć naturalnie, ale usłyszałam nutkę paniki w moim głosie.
  - To tutaj mieszkasz?- spytał i spojrzał na willę obok nas.
  - Nie, ja mieszkam trochę dalej. Tam gdzie stoi ta blondynka.
  - Dlaczego nie możemy pożegnać się przed twoim domem?- spytał. Powiedzieć mu prawdę? Tak, nie zamierzam już kłamać. Od dzisiaj już nikogo nie będę okłamywać.
  - Bo wiesz, ja znam tą blondynkę i ja też ją okłamałam tak jak ciebie.- odparłam.
  - Wszytkich swoich nowych znajomych okłamałaś?
  - Niestety tak, teraz już czas wyznać prawdę. Możemy już się pożegnać?
  - Tak. Rozumiem, że nie chcesz przedstawić mnie swojej koleżance?
  - Nie za bardzo, ale kiedyś może znajdę okazję.
  - Okay, to pa Laura.- uśmiechnął się do mnie.
  - Pa Jake.- odpowiedziałam i również się uśmiechnęłam.
  - Zadzwonię do ciebie kiedyś i się umowimy chyba, że znów spotkamy się niespodziewanie.
  - No może znowu nam się to uda. Do zobaczenia.- odparłam, a Jake tylko się uśmiechnął, po czym odwrócił się i odszedł. Westchnęłam. Już czas powiedzieć również Rydel prawdę. Okay idę. Pomyślałam i szłam w stronę domu. Gdy byłam już blisko blondnka zaczęła mi machać, a ja odmachałam jej. Po chwili stanęłam obok jej.
  - Hej Delly.- odezwałam się.
  - Hej Laura. Co tam u ciebie słychać?- spytała i uśmiechnęła się.
  - Dobrze, a u ciebie?
  - W porządku.
  - Co tutaj robisz?
  - A jakoś tak zachciało mi się poogladać domy bogaczy. Ten jest naprawdę piękny.- wskazała na mój dom. No trudno muszę już powiedzieć jej prawdę.
  - Wiesz, to jest mój dom.- powiedziałam ciszej.
  - Naprawdę? To ty nazywasz się Marano, a nie Morasso?
  - Tak nazywam się Marano. Rydel przepraszam cię, że ja i Van okłamałyśmy was w tej sprawie. My po prostu chciałyśmy, żeby ktoś polubił nas ze względu na osobowość, a nie za pieniądze. My chciałyśmy znaleźć prawdziwych przyjaciół, a jest to trudne będąc córkami milionerów. Głupio mi teraz. Naprawdę cię przepraszam.- powiedziałam i westchnęłam. Jejku już trzeci raz się tłumaczę. Jednak przy Rydel tak jak przy Rossie i Jake'u szybko poszło i mało się bałam. Może dlatego, że robię to już trzeci raz?
  - Przyjmuję przeprosiny, ale nie masz za bardzo za co przepraszać. Rozumiem was.- uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam jej gest.
  - Cieszę się, że mnie zrozumiałaś. Chcesz może wejść do środka?- spytałam.
  - Pewnie. Jeszcze nigdy nie byłam w takim domu. Z zewnątrz jest piękny, a pewnie co dopiero w środku.
  - To wszytko to nic w porównaniu z ogrodem. To jest najpiękniejsze miejsce jakie widziałam.- odpowiedziałam i przycisnęłam dzwonek od bramy. Po chwili ona otworzyła się i weszłyśmy na teren domu. Lokaj otworzył przed nami drzwi i znalazłyśmy się wewnątrz willi. Ściągnęłyśmy buty i zaprowadziłam Rydel do salonu.
  - Wow macie bardzo pięnky salon.- uśmiechnęła się.
  - Chodź na chwilę do kuchni, bo muszę powiedzieć gosposi, że jestem.
  - Dlaczego?
  - Tak kazali nam rodzice. Przed wyjściem i po ja i Van musimy mówić, że gdześ idziemy.
  - Też tak karzę robić moim braciom, żebym później nie musiała się martwić gdzie są.- powiedziała blondynka i weszłyśmy do kuchni.
  - Cześć Natalie, już jestem.- przywitałam się, a kobieta spojrzała na mnie.
  - Cześć Lauro, widzę, że przprowadziłaś koleżankę.- uśmiechnęła się do Rydel.
  - Dzień dobry pani.- powiedziała blondynka.
  - Dzień dobry. Zostaniesz może na kolacji?
  - Nie wiem, nie chcę przeszkadzć.
  - Mi i Vanessie napewno nie będziesz.- uśmiechnęłam się do niej.
  - Ale i tak nie chcę robić kłopotu.
  - Okay, ale jakby co to mi powiedz.
  - Okay.
  - Natalie, gdzie jest Vanessa?- spytałam.
  - W swoim pokoju chyba, że wyszła do ogrodu.
  - Dziekuję.- odpowiedziałam i wskazałam głową Rydel, że wychodzimy.- To idziemy teraz do Van?
  - To twój dom.
  - I tak muszę powiedzieć jej, że jesteś.- odparłam i poszłyśmy na górę. Zapukałam do drzwi i usłyszałam proszę, więc weszłyśmy do środka. Zauważyłam, że moja siostra jest na balkonie.
  - Hej Van.- powiedziałam głośno, żeby mnie usłyszała.
  - Hej Lau, chodź do mnie na balkon.- odparła nie ptrząc w moją stronę. Podeszłyśmy do niej.- Kogo przedstawił ci tata?- spytała i spoglądając na mnie.- Rydel? A co ty tutaj robisz? Znasz już prawdę o nas?
  - Może tak najpierw jakieś hej, co tam?- uśmiechnęła się blondynka,
  - Przepraszam, ale zaskoczył mnie twój widok tutaj. Hej Rydel, co tam u ciebie?- powiedziała Van i uśmiechnęła się.
  - Dobrze, przed chwilą dowiedziałam się o waszej tajemnicy.
  - Nie jesteś zła, że cię okłamałyśmy?
  - Nie, wy tylko chciałyście zdobyć prawdziwych przyjaciół i rozumiem was.
  - To fajnie, ale przepraszam cię.
  - Przeprosiny przyjęte.- uśmiechnęła się Rydel.
  - A tak w ogóle to jak wy się spotkałyście?
  - Gdy wracałam do domu to zobaczyłam Rydel przed naszą bramą.- odezwałam się.
  - Delly co tutaj robiłaś? Skąd wiedziałaś, gdzie mieszkamy?
  - Dowiedziałam się z gazety.- odpowiedziała, ale wydaje mi się, że to Ross jej to powiedzial. Jednak jeśli nie to nie chcę, żeby ktoś wiedział, że on u mnie był.
  - Aha, dobrze, że już znasz prawdę.- uśmiechnęła się Van.
  - A reszta twojego rodzeństwa o tym wie?- spytałam. Oczywście pomijam w tym Rossa. Ciekawe czy on jeszcze do mnie tak przyjdzie prze okno? To było takie oryginalne.
  - Mam być szeczra? To tak oni też o tym wiedzą.
  - Ale i tak my musimy ich przeprosić.- powiedziałam.
  - Tak Laura ma rację. Powinniśmy się spotakać z chłopakami.- odparła Vanessa.
  - Okay, jak chcecie.- uśmiechnęła się blondynka.
  - To skoro tutaj jesteś to może urządzimy sobie babski wieczór, co wy na to dziewczyny?- zaproponowałam.
  - Okay.- odpowiedziały.
  - Do nocy jeszcze jest sporo czasu, więc może przejdziemy się po ogrodzie?- spytała moja siostra.
  - Wyjęłaś mi to pytanie z ust. Ja mogę tam przesiedzieć cały dzień, ale jeszcze tego nie zrobiłam.- odparłam.
  - Ale za to dzisiaj przesiedziałaś tam pół dnia.
  - No tak, ale musiałam coś ze soboą zrobić do czasu aż pojadę do taty. Wiesz jak ja się niecierpliwiłam i zastanawiałam się kogo mi tym razem przedstawi?
  - Wiem, bo ciągle o tym gadałaś.- zaśmiała się Van.- Kogo ci przedstawił?
  - Powiem ci w ogrodzie.- odparłam i wyszłyśmy z pokoju mojej siostry, po czym udałyśmy się do altanki.
  - Naprawdę macie prześliczny ogród. Chciałabym mieć taki.- powiedziała Rydel, gdy siedziałyśmy na ławce.
  - A kto by nie chciał? Dla mnie to jest ogród marzeń.- uśmiechnęłam się.
  - Lau miałaś mi powiedzieć, kogo przedstwił ci tata?- spytała Vanessa.
  - Chyba nigdy byś nie zgadała.- specjalnie przerwałam.- Jake'a. Gdy go zobaczyłam myślałam, że mam zwidy i chciałam się zapaść pod ziemię.
  - Jake'a? A on jak na to zreagował?
  - Był tak samo zdziwiony co ja. Później powiedziałam mu prawdę, bo i tak nie miałam wyjścia.
 b - Kto to jest ten Jake?- odezwała się Rydel.
  - Spotkałam go w drugim dniu pobytu tutaj. Obudziłam się wcześnie rano i zachciało mi się biegać w parku. Gdy biegłam to potknęłam się o sznurówkę i upadłam, a Jake podszedł do mnie i spytał co się stało. Później chwilę rozmawialiśmy, a wieczorem byłam z nim w kawiarni, żeby się lepiej poznać. Dzisiaj byłam w firmie mojego taty, bo on chciał mi kogoś przedstawić i tym kimś był właśnie Jake. Zdziwiłam się, że go widzę.- odpowiedziałam.
  - Dlaczego na niego tak zareagowałaś?
  - Bo ja też go okałamałam tak samo jak was. Naprawdę głupio się z tym czuję.- westchnęłam.
  - Nie musisz, to nie było nic wielkiego.- uśmiechnęła się Rydel, a ja odwzajemniłam jej gest.- A teraz powiedz mi jak on wygląda.
  - Jest przystojnym szatynem o jasno brązowych oczach.
  - Wiesz, gdy stałam koło wszego domu to widziałam cię Lau z jakimś chłopakiem. To był on?
  - Tak to był Jake. Miał mnie odprowdzić do domu, ale gdy cię zobaczyłam zrezygnowałam z tego. Tak w ogóle to co robiłaś pod naszym domem?
  - Chciałam go zobaczyć. Ross powiedział mi gdzie mieszkacie, bo on dowiedział się tego z gazety.- odpowiedziała. On miał tego nie mówić. Nawet mi to obiecał. Dlaczego jej powiedział? Nie chcę pytać o to Rydel, bo wolę jego. Zresztą chcę się nim spotkać. Może o znowu wejdzie przez balkon? Byłoby fajnie. Naprawdę chcę go bliżej poznać, bo wydaje mi się miłym chłopakiem i w dodatku bardzo przystojnym. Tak jego wygląd jest naprawdę powalający. Wiem, że nie powinnnam oceniać go po wyglądzie, ale nie znam go, ale zamierzam to zrobić. Mnie po prostu coś do niego ciągnie i nie wiem co to może być. Jake nie wywiera na mnie takiego wpływu. Ross już pierwszego spojrzenia przykuł swoją uwagę, a późnej ta jego tajemniczość. Nie, żeby coś, ale ja się w nim nie zakochałam od pierwszego wejrzenia. Chociaż wierzę w taką miłość jednak nie sądzę, żeby ona mnie spotkała. Ross już pierwszym spotkaniem mnie zaintrygował. Jaki okaże się później? Mam nadzieję, że taki jak myślę. Po chwili usłyszałam. Moje imię. Może mi się wydaje? Nie, bo przecież jestem tutaj z Vanessą i Rydel.
  - Lau! Laura! Ziemia do Laury!- moja siotra machała mi ręką przed oczami, co spowodowało, że moje myśli odpłynęły.
  - Co się stało?- spytałam, ale po chwili zorientowałam się, że to pytanie było głupie. Zamyśliłam się to się stało.
  - Odpłynęłaś w swoich myślach daleko od nas.- odparła Van.
  - Przepraszam was. Jakoś tak wyszło.
  - Często się tak zamyślasz?- zapytała Rydel.
  - Może nie bardzo często, ale zdarza mi się czasami odpłynąć. Może to jest trochę głupie, bo wtedy się wyłączam, ale tak już mam.
  - To nie jest głupie. Każdemu zdarza się zamyślć i zapomnieć o całym świecie.- uśmiechnęła się blondynka.
  - Tak, ale nie jest to odpowiednie, gdy jest się z kimś tak jak teraz na przykład. Wtedy ta druga osoba może poczuć, że ja ją olewam.
  - Ja wcale się tak nie poczułam.
  - Bo rozmawiałaś z Vanessą, a gdybyś była sam na sam ze mną może byś się tak poczuła.
  - Nie wiem może.- wzruszyła ramionami.
  - O czy rozmawiałyście tak w ogóle?
  - O tym jak Rydel dowiedziała się od Rossa gdzie mieszkamy. Nie martw się nic cię ważnego nie ominęło.- odezwała się moja siostra.
  - Okay i tak wiem jak Rydel się o tym dowiedziała.- odpowiedziałam. W altance siedziałyśmy aż zrobiło się ciemno. Czas leciał mi naprawdę bardzo szybko i przyjemnie. Cały czas o czymś rozmawiałyśmy, a tematy nam się nie kończyły. W końcu koło dziewiątej zaczęło nam się robić chłodno, więc poszłyśmy do domu. Zjadłyśmy kolację, przygotowałyśmy pokój do spania i wykąpałyśmy się. W moim pokoju kontynuowałyśmy pogaduszki.
  - Może teraz zrobimy tak, że któraś z nas poda pytanie, a później wszystkie na nie odpowiadamy, co wy na to?- zaproponowała Rydel.
  - Może być ciekawie.- odparła Vanessa.
  - Okay to ty zacznij Delly, bo jesteś naszym gościem.- powiedziałam.
  - Okay. Pierwsze pytanie brzmi, czy miałyście swój pierwszy pocałunek? Laura zaczyna.
  - Nie przeżyłam go, bo nigdy jeszcze nie miałam chłopaka.
  - Ja też go nie miałam, ale prawie się to wydarzyło z moim chłopiem Brayanem.- odparła Van.
  - To ty masz chłopaka? Czemu nic nie mówiłaś?- spytała Rydel.
  - Ja nie jestem z nim z mojego własnego wyboru, bo wybrali mi go rodzice, ale ja się zgodziłam. Po bliższym poznaniu się z nim stwierdziłam, że jest on naprawdę fajnym i miłym chłopakiem, ale nie lubię go w inny sposób, a on mnie też. My po prostu jesteśmy przyjaciółmi i udajemy parę przy rodzicach. Jednak oboje chcemy poznać kogoś innego i prawdziwie się zakochać. Chcę znaleźć prawdziwą miłość.
  - Okay to teraz ja odpowiem na pytanie.- odparła Rydel.- Ja jeszcze się nie całowałam. Przyznaję się bez bicia.
  - Naprawdę jeszcze tego nie robiłaś?- zdziwiłam się.
  - To samo mogłabym o tobie powiedzieć Lau ale nie, jeszcze nie przeżyłam swojego pierwszego pocałunku. Po prostu chcę go przeżyć z chłopakiem, którego kocham i który czuje do mnie to samo.
  - Mam podbnie Delly tylko, że ja mam taki wymarzony pocałunek.- powiedziałam.
  - Jaki?
  - W deszczu. Wiem, że brzmi to jak wyjęte z komedii romantycznej, ale ja chciałbym tak. Całować się nie zważając na to, że jestem mokra i pada deszcz. Po prostu taki pocałunek jest jedyny w swoim rodzaju, a gdyby był jeszcze z chłopakiem, którego kocham i który mnie kocha byłby to niezwykła chwila, której nigdy bym nie zapomniała.
  - To ja mam teraz pytanie skierowane tylko do Laury.- odparła Rydel.
  - Jakie?
  - Co myślisz o Rossie?- spytała.
  - Ja go prawie w ogóle nie zanam.
  - Wiem, ale powiedz jakie masz wrażenia po pierwszym spojrzeniu.
  - Jest bardzo przystojny, ma ładne brązowe oczy i uśmiech. Przez to, że mało mówił podaczas naszego wspólnego wypadu stwierdziłam, że jest trochę tajemniczy.- odpowiedziałam. Nie chciałam już mówić więcej, czyli na przykład, że ta jego tajemniczość mnie do niego w dziwny sposób przyciąga, a najbardziej to nie chcę wspominać o tym, że wszedł do mojego pokoju.
  - Chyba ktoś tu się zakochał od pierwszego wejrzenia.- powiedziała Vanessa i zrobiła serduszko.
  - Nie prawda! Przecież ja go nawet nie znam!
  - Oj tam, oj tam, ale zawsze możesz poznać.- zaśmiała się Rydel.
  - Nic do niego nie poczułam. Znam też przecież jeszcze Jake'a.- powiedziałam pewnym głosem.
  - Mów sobie co chesz, ale i tak wiem swoje.- odparła moja siostra.
  - A tak w ogóle to ty i Riker pasujecie do siebie i przecież dał ci swój numer.- odgryzłam się jej.
  - No to co z tego?- prychnęła.
  - A to, że w przyszłości widzę was jako parę.
  - Och cicho już bądź.- odaparła Van.
  - Zgadzam się z Laurą, gdy wyszłyście Riker mówł o tobie.- odezwała się Rydel.
  - Zakochał się w tobie widzisz, a ty w nim.- zaśmiałam się i po chwili dostałam poduszką od Vanessy.
  - Z poduszką mi tu wyskakujesz? O już po tobie.- odparłam i chwyciłam najbliższą poduszkę i chciałam rzucić nią w moją siostrę, ale za to trafiłam w Rydel.- Ups.- zaśmiałam się.
  - Ja ci dam ups.- powiedziała Delly i wzięła przedmiot i uderzyła mnie. Ja oczywiście jej oddałam, ale przez przypadek trafiłam też w Vanessę i tym samym rozpoczynając bitwę na poduszki. Biegałyśmy po całym pokoju, śmiejąc się, a w powietrzu latały pierze. Świetnie się bawiłyśmy i po kilku minutach padłyśmy zmęczone a kanapę. Uspokajałyśmy oddech i śmiech.
  - To była najlepsza bitwa na poduszki w jakiej brałam udział.- powiedziała Rydel.
  - Tak zdecydownie.- zaśmiała się Vanessa.
  - To co teraz robimy?- spytałam.
  - Może obejrzymy jakiś film, co wy na to?- zaproponowała moja siotra.
  - Okay mi pasuje.- odparła Rydel.
  - Mi też.- powiedziałam.- Jakaś komedia romantyczna?- spytałam, a dziewczyny poiwały twierdząco głowami. Podeszłam do półki z filamami, a mam ich sproro i wybrałam ,,Love, Rosie". Zapytałam, czy im pasuje, a one zgodziły się, więc włączyłam płytę. Usiadłam razem z Van i Rydel na kanapie i rozpoczęłyśmy seans jedząc przy tym popcorn. Płakałyśmy. Zwawsze to robię na tym filmie. Mimo, że nie ma tam jakiś momentów typu śmierć, ale niektóre scenki chwytają za serce. Gdy film się skończył postanowiłyśmy iść spać, bo wszystkie byłyśmy zmęczone. Ułożyłam się na posłaniu, które zrobiłam i starałam się zasnąć jednak coś mi ku temu przeszkadzało. Obróciłam się na bok i patrzyłam w drzwi balkonowe. Przypomniałam sobie jak zobaczyłam w tym miejscu Rossa. To było takie niespodziewane i nie umiem tego zapomnieć. Wiem, że często o nim myślę, ale on wydaje mi się inny od wszystkich chłopaków, których do tej pory spotkałam. Może wyróżnia go to, że nie jest synem bogatych ludzi? Może, ale Jake też nie jest z tej partii. Wiem, że oboje od siebie się różnią, bo do tego już wcześniej doszłam, jednak Ross ma w sobie takie coś. Coś czego nawet nie umiem określić. Nie znam go prawie, ale myślę, że mogę mu zaufać. Nie wiem dlaczego tak na niego reaguję. Jak porównam moje odczucia, gdy wyjawiałam prawdę Rossowi i Jake'owi to one były odmienne. Już wcześniej to zrobiłam, ale to mnie trochę dziwi. Przy Rossie byłam bardziej wyluzowana, a początkowe uczucia, czyli zaskoczenie i lekki strach szybko minęły pod wpływem jego wzroku. Za to przy Jake'u byłam bardziej spięta i nie wiedziałam jak zacząć. Może tak się stało, bo różniły się sytuacje, w których się wtedy znalazłam. Może dlatego, że Ross wcześniej patrzył mi w oczy, a Jake nie? Nie wiem. Naprawdę nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Jestem w Los Angeles tylko cztery dni, a moje życie już zdążyło się zmienić i to bardzo. Wiem, że w tym mieście przydarzy mi się jeszcze wiele innych rzeczy, ale chyba nie zapomnę tych pierwszych dni pobutu tutaj. Już wiem, że Rydel będzie przyjaciółką moją i Vanessy. Ona jest taka miła i bardzo wesoła. Wiem, że mogę jej zaufać, bo ona nikomu nic nie powie. Cieszę się, że ją spotkałam tak samo jak jej rodzeństwo i Jake'a. Naprawdę cieszę się, że spotkałam tych ludzi. Z Lynchami i Ellingtonem mogę się zabawić i oderwać się od mojego codziennego życia. Za to z Jake'iem mogę porozmawiać na różne tematy, ale on jest bardziej poważny od nich, ale i tak cieszę się, że go spotkałam, bo w końcu to jego pierszego spotkałam. Jednak Lynchwoie już po jednym dniu spędzonym z nimi zdobyli moje zaufanie i polubiłam ich. Z nimi czułam się jakbym znała ich dłużej. To są wspaniali ludzie, których nie da się szybko wymazać z pamięci. Westchnęłam i poczułam, że moje oczy robią się senne, więc już dłużej nie myślałam tylko oddałam się w objęcia krainy snów.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Przepraszam was za kolejny nudny rozdział. Przez szkołę mam mało weny. Nie chciałam was zawieść, więc wolałam opublikować takie coś niż nic. Początki bloga są naprawdę trudne, ale myślę, że gdy przebrnę przez te początkowe rozdziały to już uda mi się rozwinąć trochę akcję. Nie będzie ona toczyła się bardzo szybko tylko wolno, żeby wszystko układało się po mojej myśli. Tylko, gdy Raura zacznie się częściej spotykać akcja zacznie nabierać tempa i będzie się działo. No, ale to będzie dopiero później, a teraz jest tak jak jest, czyli nudny i krótki rozdział. Tak już musi być. No trudno. Liczę na komentarze!
Do napisania!!!

sobota, 12 września 2015

Rozdział 7

"Just being honest, you can't tie me down. Life is a short trip, and I've been around" ~ "Jestem tylko szczery, nie możesz mnie powstrzymać. Życie to krótka podróż i ja w niej byłem" - Did You Have Your Fun?

~Los Angles, 03.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Jadę do firmy mojego taty. Jestem ciekawa kogo chce mi przedstawić. Mam nadzieję, że nie będzie to jakiś zapatrzony w siebie i pieniądze chłopak. Takiego z pewnością nie chcę znać. Nie, że nigdy nie próbowałam, bo próbowałam, ale oni zawsze mnie irytowali i szybko zrywałam z nimi znajomość. Byli przystojni, ale barakowało im cech ,,normalnego" chłopaka. Nie chciałam być tylko ich ozdobą do publicznego pokazywania. Wiem, że niektóre bogate dziewczny tak mają. Nie chciałabym zachowywać się tak one. Jednak to kogo przedstawi mi tata nie ma tak dużego znaczenia, bo bardziej się boję, że spotkam tam Jake'a. Co mam mu wtedy powiedzieć? Co mam wtedy zrobić? Co jeśli już nie chciał by mnie znać? Chociaż Ross nie obraził się na mnie, więc może Jacob też. Oni naprawdę się różnią. Gdy zobaczyłam Rossa to przyciągała mnie do niego ta tajemniczość. Zaś Jake wydał mi się chłopakiem, który już na pierwszy rzut oka jest miły i tak jest. Ross okazał się być wesoły, gdy byliśmy sam na sam, a nie gdy byłam razem z jego rodzeństwem. Spotknie z Jake'iem było normalne, a z Rossem już oryginalne, bo wszedł do mojego pokoju przez balokon. Oczywiście oboje bardzo różnią się wyglądem. Obaj są bardzo przystojni. U Rossa podoba mi się jego uśmiech i oczy, a u Jacoba chyba to samo. Sama nia wiem, co mi się w nim podobało. Na obu reagowałam całkowicie inaczej. Przy spotkaniu z Jake'iem na początku czułam się niezręcznie, a później mi przeszło. Ross na początku mnie trochę przestraszył, zresztą nie dziwię się sobie, ale przy nim czułam się wyluzowana i wesoła. Może dlatego, że wcześniej spędziałam czas z jego rodzeństwem? Może, ale nie wiem. Oboje bardzo się od siebie różnią, ale obojga polubiłam.
  - Panienko już jesteśmy.- odezwał się kierowca.
  - Dziękuję za dojazd.- odpowiedziałam i wyszłam z limuzyny. Spojrzałam na ogromny budynek, przed którym stałam. Sunęłam po nim spojrzeniem aż do samej góry. Robi wrażenie. Ciekawe gdzie mój tata ma się ze mną spotkać. Gdzie ja mam w ogóle iść? No trudno jakoś sobie poradzę. Weszałam do budynku i rozerzałam się po wnętrzu. Ściany były szare, a meble białe. Dawało to kontrast i ładnie ze sobą współgrało. No w końcu mój tata zmienił to wnętrze. Podeszłam do recepcji.
  - Przepraszam.- powiedziałam nieśmiało do kobiety, która robiła coś przy papierach.
  - Słucham? W czym mogę pani pomóc?- spytała.
  - Jestem Laura Marano i miałam spotkać się z moim ojcem. Wie pani gdzie on może jest?
  - Uprzedzono mnie wcześniej o pani wizycie tutaj. Zaraz panią zaprowadzę.
  - Dziękuję.- odparłam i poszłam za kobietą. Weszłyśmy do windy, a ona nacisnęła przycisk na 30 piętro, czyli ostatnie. To będzie długo trwało zanim tam wjedziemy. Czy tata nie mógł być na początkowych piętrach? Co jeśli Jake wejdzie do windy? Mnóstwo czasu minie zanim dojadę na właściwe piętro. Tylko, żeby on nie wszedł do windy. Tylko, żeby go nie było. Gdy winda się zatrzymała wstrzymałam oddech, ale na szczęscie nie był to Jacob. Tak właśnie minęło mi dotracie na ostatnie piętro, na ciągłym strachu, gdy winda zatrzyma się. Jednak Jake nie wchodził do niej i bezpiecznie udało mi się dotrzeć na górę. Winda się zatrzymała i poszłam za kobietą, która gdzieś mnie prowadziła. Po chwili stanęłyśmy pod drzwiami z napisem ,,Biuro Damiano Marano". Zapukała, a ze środka usłyszałam "proszę".
  - Wchodzimy.- odezwała się i otworzyła przede mną drzwi. Wnętrze biura taty było urzadzone bardzo stylowo i nowocześnie. Naprawdę podoba mi się to miejsce. Jednak największe wrażenie robi widok zza przeszklonej ściany.
  - Dzień dobry panie Damiano.- powiedziała kobieta.
  - Dzień dobry. Dziękukę, że przyprowadziłaś moją córkę. Teraz możesz już wrócić do swojej pracy.- odparł tata, a kobieta wyszła.
  - Cześć tato.- odezwałam się.
  - Cześć Laura. Cieszę się, że przyszłaś. Ta osoba zaraz tutaj przjdzie. Nawet nie wie, po co ją wzywam. Usiadź sobie na fotelu.
  - A mogę podejść do okna?
  - Oczywiście.- uśmiechnął się do mnie tata, a ja podeszłam do szyby. Spojrzałam w dół. Jak tu jest wysoko zresztą nie dziwię się, bo to jest 30 piętro. Widok naprawdę jest oszałamiający.
  - Dlaczego masz swoje biuro na ostatnim piętrze?- spytałam nadal patrząc za szybę.
  - Chciałem patrzeć na ten widok tak jak teraz ty. W wolnym czasie to robię.
  - Ten on robi na mnie ogromne wrażenie, ale i tak wolę mój z balkonu na ogród. Tutaj są tylko wieżowce, a tam są rośliny.
  - Może zechcesz tuta pracować jako projektantka ogrodów?- zaproponował tata, a ja odwróciłam się w jego stronę.
  - Nie wiem. Nie znam nazw roślin, więc jak miałabym przeniść je na projekt?
  - Tego można się nauczyć. Do projektowania potrzebna jest wyobraźnia i umiejętność rysunku, a ty masz te dwie rzeczy. Zastanów się nad tym.
  - Dobrze, ale jak narazie to jeszcze nie chcę pracować. Narazie chcę lepiej poznać moich nowych znajomych.
  - Czyli już kogoś poznałaś? Kim oni są? Są z jakiejś znanej rodziny?
  - Nie, to jest zwykłe czteroosobowe rodzeństwo i ich przyjaciel. Są naprawdę miłymi i sympatycznymi ludźmi.
  - Skroro chcesz to się z nimi przyjaźnij mi to nic do tego, bo wiem, że jeśli się sprzeciwię to i tak mnie nie posłuchasz. Powiedzieliśmy też przeiceż z mamą, że nie będziemy wam na siłę szukać znajomych.
  - Dziekuję tato, że się zgodziłeś.
  - Proszę bardzo. Mogłbym ich poznać?
  - Chyba na razie jeszcze nie są na to gotowi. Znamy się dopiero jednen dzień.
  - Kiedyś przyprowadź ich do domu.- powiedział i ktoś zapukał do drzwi.- Proszę wejść.- odparł tata i drzwi się otowrzyły. Po tym kogo tam zobaczyłam chciałam zapaść się pod ziemię. Pobladałam. W wejściu stał Jacob. Może mi się tylko tak wydaje? Może to fata morgana? Jednak chyba nie, bo parzy się na mnie z takiem samym zdziwieniem, co ja. Po co on tutaj przyszedł? Już myślałam, że go nie spotkam, a on wchodzi do biura mojego taty.
  - Dzień dobry panie Damiano. Wzywał mnie pan.- odezwał się. Jednak to jest on. Nie wyobraziłam go sobie.
&nbso; - Tak wezwałem cię. Usiądź w fotelu naprzeciwko mnie.
  - Dobrze.- odparł Jake i usiadł. Prawie cały czas na mnie patrzył, co mnie onieśmielało. Nie wiedzałam co mam robić, gdzie się podziać. W mojej głowie panowała kompletna pustka.
  - Oboje przyszliście tutaj, żebym was zapoznał. Lauro poznaj Jacoba Johnsona jednego z dobrych pracowników tej firmy. Jackob poznaj moją córkę Laurę.- powiedział tata.
  - Cześć.- odezwał się Jake. Widziałam w jego oczach, że jest zdezorientowany i tak samo jak ja nie wie co powiedzieć.
  - Cześć.- odparłam cicho, bo tylko na taki dźwięk zdobyło się moje gardło. Jest mi strasznie głupio, że go okłamałam. Wiedziałam, że prawda w końcu wyjdzie na jaw, ale nie w ten sposób. Co on sobie o mnie teraz myśli? Dlaczego muszę być w takiej niezręcznej sytuacji.
  - Dlaczego pan chciał przedstawic mi swoją córkę?- spytał szatyn.
  - Bo chcę, żebyście się poznali. Ty jesteś bardzo dobrym pracownikiem oraz jesteś w wieku Laury, więc tak sobie pomyślałem. To teraz możecie już iść i bliżej się poznać.- odparł tata, a Jake wstał i wyszedł. Stałam jak kołek wbity w ziemię i nie umiałam się poruszyć. Jest mi naparawdę wstyd.
  - Laura idź już. Ja muszę pracować.- powiedział tata, a ja wyszłam. Rozejrzałam się po korytarzu i szukałam wzrokiem Jake'a. W końcu zobaczyłam go. Patrzył w okno, więc nie widziałam wyrazu jego twarzy. Co ja mam teraz zrobić? Podejść do niego czy iść sobie? Nie mogę sobie pójść. Jestem mu winna wyjaśnienia, więc muszę z nim pogadać. Boję się jak zareaguje na moją obecność. Pierwszy raz jestem w takiej kompromitującej sytuacji. Chociaż tłumaczyłam się już Rossowi. Jednak zdecydowanie przydałyby mi się jakieś życiowe doświadczenia, ale ja ich nie mam. Muszę do niego podejść. Dam radę. To tylko zwykła rozmowa. Okay idę. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Okay już trochę się uspokoiłam. Szłam do niego niepewnym krokiem, a w głowie znów miałam pustkę. Stanęłam za nim i nie umiałam wydusić z siebie słowa. Przy Rossie tak szybko i łatwo mi jakoś wyszły wyjaśnienia. Powiedziałam od razu, a byłam w podobnej sytuacji, bo też zobaczyłam go niespodziewanie. Jednak przy Rossie w ogóle się nie stresowałam. Przy nim czułam się swobodniej. To dlaczego na Jake'a inaczej reaguję? Dobra Laura ogarnij się! Trzeba mu w końcu coś powiedzieć!
  - Jake?- spytałam niepewnym i cichym głosem.
  - Tak?- odparł i odwrócił się w moją stronę. Nie był zły, ale rozczarowany. No trudno muszę mu to powiedzieć.
  - Przerpraszam, że cię okłamałam. Po prostu chciałam, żebyś mnie polubił taką jaką jestem, a nie przez pieniądze. Wiem, że nie powinnam cię oszukiwać, ale tak jakoś wyszło. Chciałam zobaczyć czy mnie polubisz i tyle. Mam nadzieję, że nie obrazisz się na mnie przez takie coś.- powiedziałam i spuściłam głowę na dół.
  - Oczywiście, że się nie obrażę. Tylko skałamałaś o nazwisku i rodziacach, czy o czymś jeszcze? Tak tylko chcę wiedzieć.- odparł, a ja spojrzałam na niego. Uśmiechał się.
  - Tylko w tym i w moim drugim imieniu, a cała reszta była prawdą.
  - Wiesz już odpoczątku wydawało mi się to trochę dziwne.
  - No, a ja bałam się, że czegoś się domyślasz.
  - Może zaczniemy naszą znajomość od początku, a o tym zapomnimy?
  - Okay.- uśmiechnęłam się.
  - Jestem Jacob Johnson, ale wszyscy mówią na mnie Jake.- powiedział i wyciagnął przed siebie rękę.
  - Jestem Laura Marano, miło mi ciebie poznać.- odpowiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
  - Mi ciebie również.- uśmiechnął się, a ja odwzajeniałam jego gest.
  - To co wyjdziesz gdzieś ze mną na jakieś spotaknie?- zaproponował.
  - Bardzo chętnie, a gdzie pójdziemy?- spytałam.
  - Może pójdziemy do parku? Tam się przecież poznaliśmy.
  - Okay.- uśmiechnęłam się i poszliśmy do windy. Jake nacisnął przycisk i ona ruszyła. Już nie jestem spięta. To uczucie minęło. Jednak przy Rossie szybciej mi przeminął strach i dezorientacja. Jednak przy nim nie byłam spięta. Zaskoczenie zaczęło mijać, gdy mówił, żebym się uspokoiła. Duży wpływ chyba miało też to, że patrzył mi się prosto w oczy. Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia. Zaraz o czym ja myślę? Jestem z Jake'iem, a myślę o Rossie. Co się ze mna dzieje? Nie mogłam się w nim zakochać, bo w ogóle go nie znam. Więc co mi jest? Chyba probuję porównać ich obu i widzę, że bardzo się od siebie różnią oraz na każdego reaguję inaczej. Na moje drodze pojawili się dwaj chłopcy. Co jeśli zakocham się w obu? Którego wtedy wybiorę? Czy będę potrafiła wybrać? Zresztą dlaczego ja o tym myślę akurat teraz? Na tą chwilę nie znam ich dobrze i mogę tylko powiedzieć o nich parę rzeczy. O Jake'u wiem więcej, ale o Rossie już prawie w ogóle. Poznam go jeszcze. Po 10 minutach byliśmy w końcu na praterze. Nie wiem jak ludzie pracując tu moga tak jeździć w górę i w dół. No trudno takie życie. Wyszliśmy z windy i kierowaliśmy się do wyjścia.
  - Z tąd jest daleko do praku?- spytałam, gdy byliśmy na zewnątrz.
  - Nie, tylko jakieś 10 minut drogi. Tak w ogóle to gdzie ty mieszkasz?
  - Nie wiesz gdzie mieszkam? Naprawdę? Przecież pracujesz w firmie mojego taty.
  - Naprawdę. Pracuję, ale nie wiem, gdzie on mieszka.
  - Myśliałam, że wiesz. Nasza willa jest na końcu ulicy Royal Street 5.
  - Chciałbym zobaczyć ten dom. Napewno jest bardzo piękny, bo w końcu projektował go twój tata.- uśmiechnął się do mnie.
  - Tak ten dom jest cudowny, ale najpiękniejszym miejscem jest ogród. Wygląda jak ogórd marzeń. To jest moje ulubione miejsce w domu.
  - Nie chciałabyś projektować ogrodów?
  - O to samo zapytał mnie dzisiaj tata. Nie wiem. Nie znam się na roślinach, więc jak miałabym je dopasowywać do projektu?
  - To projektowania potrzebna nie tylko jest wiedza, ale też wyobraźnia. Ja używam jej do wymyślania domów.
  - Masz jakiś ulubiony projekt?
  - Mam, ale to jest mój osobisty i nikomu go nie pokazałem.
  - Co to za projekt?
  - Domu, w którym chciałbym w przyszłości wybudować i zamieszkać. Tylko nie wiem czy będzie mnie na niego stać, ale odkładam pensję od twojego taty i kiedyś może uda mi się zrealizować ten projekt. Mam już w nim wszystko zapalnowane. Od wyglądu domu do wystroju wnętrz. To taki mój wymarzony dom.- uśmiechnął się.
  - Wierzę, że ci się uda zrealizować to marzenie. Po twoim opowiadaniu już wiem, że to będzie on wspaniały i piękny.- uśmiechnęłam się do niego.
  - Dziękuję, a ty masz jakieś marzenie?
  - Mam jedno, ale już zaczyna się spełniać co mnie cieszy.
  - Jakie?
  - Spotkać przyjaciół. To już się realizuje, bo wczoraj poznałam rodzeństwo w moim i Vanessy wieku. To są naprawdę bardzo sympatyczni ludzie. Oczywiście poznałam też ciebie.- uśmiechnęłam się.
  - Czyli masz już tutaj paru znajomych. Zanim się tu przeprowadziłaś miałaś kogoś?
  - Nie, niestety nie. Wiesz ciężko jest znaleźć prawdziwych przyjaciół, którzy nie parzą na moje pieniądze. Ty patrzysz na nie, gdy znasz teraz prawdę?- spytałam niepewnie i trochę obawiałam się odpowiedzi, która nie padła od razu. Widzę, że on myśli. To jest naprawdę takie trudne odpowiedzieć tak lub nie? Mówi to ta osoba, która jeszcze przed paroma minutami nie wiedziała jak zacząć rozmowę. Sama nie wiedziałam, co odpowiedzieć, ale nad czym Jake tak długo się zastanawia. Skoro to robi to boję się, że lubi mnie dla pieniędzy i nie wie jak teraz ma to powiedzieć. Mam nadzieję, że moje obawy są błędne. Jednak nawet jeśli on tak powie to nadal będę go lubić. On jest miłym chłopakiem i różni się od innych.
  - Wiesz ja lubię cię taką jaką jesteś. Nie patrzę bardzo na pienaiądze, bo ty jesteś naprawdę miłą dziewczyną. Polubiłem cię taką i to się nie zmieni.- odezwał się po chwili, a mi ulżyło. Jednak nie potrzebnie się martwiłam.
  - Cieszę się, że tak myślisz.- uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił gest.
  - To co idziemy do parku, bo jesteśmy już naprzeciwko niego.
  - Tak.- odpowiedziałam i przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Szliśmy w ciszy alejką. Nie przeszkadzała mi ona. Cisza w dobrym towarzystwie może być miła. Cieszę się, że Jake lubi mnie taką jaką jestem. Jednak nie mógł tego powiedzieć od razu tylko się zastanawiać? Trochę mnie to zastanawia. Czy on powiedział prawdę, a może skłamał, żeby mi nie było przykro? Nie wiem. Mam wątpliwości, a sama nie wiem dlaczego. Przecież nie wiem czy to prawda czy kłamstwo, bo tylko Jake to wie. Dlaczego w niego wątpię? No dlaczego? Pytam się, a nie umiem odpowiedzieć. Muszę skończyć już to przemyślanie i zacząć jakąś rozmowę.
  - Nadal biegasz po praku rano?- spytałam i przypomniało mi się nasze spotkanie.
  - Tak robię to codziennie. Może dołączysz do mnie?
  - Wiesz wstawanie wcześnie rano to nie dla mnie.- uśmiechnęłam się.
  - Ale wtedy jakoś wstałaś.
  - Obudziło mnie słońce, bo nie zasłoniłam wieczorem rolet. Wtedy wstałam i jakoś tak zachciało mi się pobiegać. Jednak teraz mi się już nie chce.
  - Gdybyś wtedy nie wstała to nie poznałabyś mnie.
  - Wiem, ale teraz chcę cię znać.
  - Może usiadziemy sobie na murku fontanny?
  - Okay.- odparłam i podeszliśmy do niej, po czym usiedliśmy. Patrzyłam na park. Było w nim dużo ludzi. Wiele dzieci, mam z wózkami, starszych ludzi, którzy odpoczywają w cieniu na ławce, czasami jakąś parą trzymającą się za ręce. Park to zdecydowanie miejsce dla każdego. Każdy znajdzie w nim coś do robienia. Zawsze lubiłam parki. Jest to największe zielone miejsce w mieście. Nie wyobrażam sobie miast bez nich. Na ulicach każdy się spieszy, a tutaj można odpocząć i na chwilę zapomnieć o pośpiechu. W dzisiejszych czasach dużo ludzi żyje w "biegu". Na przykład moi rodzice. Oni tylko myślą o pracy i pieniądzach, a zapomnianają o chwili wytchnienia. Gdy będę już pracowała to nie zamierzam być taka jak oni. Zawsze znajdę czas dla moich bliskich. Nigdy o nich przez pracę nie zapomnę. Nie byłabym wtedy sobą. Nagle zobaczyłam wysokiego blondyna. Był odwrócony tyłem, więc nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Co jeśli to Ross? Nie wiem czemu, ale nie chcę, żeby zobaczył mnie z Jake'em. Wolę, żeby widział mnie samą. Po chwili blondyn odwrócił się, ale to nie był Ross. Szczerze to chciałabym się z nim znowu zobaczyć. Tak sam na sam. Chciałabym go bliżej poznać. Nie wiem co Ross w sobie ma, ale przyciąga mnie do siebie. Nie zapomnę tych jego czekoladowych oczy. Jeszcze żaden chłopak nigdy nie patrzył mi w oczy. On ma takie cudowne oczy. Zaraz o czym ja myślę? Jestem tu przecież z Jake'iem. Co jeśli myśli, że teraz go olewam? Przecież nie odzywam się już od dłuższego czasu. On też tego nie robi. Widzę, że co chwilę na mnie zerka. Gdy nie patrzę na niego to czuję na sobie jego wzrok. Zaczynam czuć się trochę niezręcznie. Między nami sama nie wiem dlaczego, ale często zapada cisza. Tak i w tej ciszy zawsze rozmyślam. Okay czas już rozpocząć jakąś rozmowę.
  - Lubisz park?- spytałam i tym samym przyciągnęłam jego wzrok na siebie. On ma jaśniejsze oczy niż Ross, ale też ładne.
   - Tak lubię tutaj przebywać, a najchętniej tutaj biegam. To pozwala mi na chwilę odpocząć od myśli.- odpowiedział.- A ty?
   - Tak i to bardzo. Mam tak samo jak ty. Ja też odpoczywam tutaj, ale nie od myśli. Moje myśli cały czas chodzą mi po głowie, ale w parku są to tylko przyjemne, a nie te smutne. Lubię patrzeć na tych wszystkich ludzi, którzy przechodzą. Nie, że ich obaczjam tylko po prostu obserwuję. Czasami są weseli, czasami smutni. Nie wiem za jaką mnie teraz uznasz, ale ja po prostu lubię patrzeć na to co mnie otacza.
  - Okay jesteś zupełnie normalna. Nic o tobie złego nie myślę.- uśmiechnął się do mnie.
  - Cieszę się, że mnie zrozumiałeś.- odparłam i odwzajemniłam jego gest.
  - Jesteś niezwykła. Nigdy wcześniej nie spotkałem takiej dziewczyny jak ty.
  - Dziękuję.- powiedziałam i zarumieniłam się lekko. 
  - Nie rozumiem jak ty możesz nie mieć chłopaka przecież jesteś piękną i mądrą dziewczyną.
  - Tak jak ci już mówiłam, nie spotkałam tego odpowiedniego. Nadal go szukam.
  - Pamiętaj, że może on być bliżej niż myślisz.- odparł, a ja chwilę zastanowiłam się nad jego słowami. Jake ma rację. Tego wyjątkowego chłopaka nie trzeba szukać daleko. Może on być blisko. Jednak czy przypadkiem Jake nie mówił o sobie? Coś mi się wydaje, że tak. Jak na razie to nie sądzę, że to on może być tym chłopakiem. Nie wiem dlaczego tak uważam, ale taka jest prawda. Może to kiedyś się zmieni? Jeszcze przecież jest Ross. Jego prawie w ogóle nie znam, ale czuję się przy nim zupełnie inaczej niż przy Jake'u i to już parę razy sobie uzmysłowiłam.
  - Masz rację.- odezwałam się po dłuższej chwili.- A czy nie mówiłeś trochę o sobie?- spytałam niepewnie.
  - Nie miałem nikogo konkretnego na myśli. Ja tylko dałem ci taką radę i tyle.- uśmiechnął się do mnie. Mimo, że to powiedział to nie sądzę, że to prawda. Jednak oczywiście mogę się mylić.
  - Może już wracajmy?- spytałam.
  - Okay skoro chcesz to możemy wracać. Co tak szybko chcesz się mnie pozbyć?
  - Nie po prostu chcę już wracać do domu. Przecież jeszcze będziemy mieli mnóstwo okazji na rozmowę. Zresztą nie musimy iść szybko. - uśmiechnęłam się do niego i wstaliśmy z murku fontanny. Zaczęliśmy powoli iść.
  - Okay nie będziemy się spieszyć. To teraz skoro znam już twoją tajemnicę, to mogę odprowadzić cię do domu?- spytał.
  - Okay czemu nie.
  - Wow zgodziłaś się. Szczerze to już myślałem, że odmówisz.
  - No widzisz zaskoczyłam cię. - zaśmiałam się.
  - No może trochę.- uśmiechnął się.- To może po drodze kupimy sobie lody? Ja stawiam. Tam jest niedaleko budka.
  - Okay.
  - Znów się od razu zgodziłaś. Naprawdę mnie zaskakujesz.- zaśmiał się.
  - No widzisz. Może lubię zaskakiwać ludzi?- również się zaśmiałam. Po chwili doszliśmy do budki, a Jake kupił lody, po czym ruszyliśmy w stronę mojego domu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszytkim!!!
Jak tam wrażenia po przeczytaniu rozdziału? Mi tak trochę się podoba. Znowu spotkanie Jake'a i Laury. Mam nadzieję, że się na mnie przez to nie gniewacie, ale muszę was ostrzec, bo oni będą się jeszcze spotykać i to nawet często. Raura też znowu to zrobi. Jeszcze przyjdzie na nią czas. Liczę na komentarze!
Do napisania!!!
Ps. Jeśli chcecie to wpadnijcie na bloga Kaśki Kolanko: http://zyciejestpelenzagadek.blogspot.com/
Prosiłaś mnie o polecienie, więc to zrobiłam. Proszę bardzo. :)