Strony

piątek, 30 października 2015

Rozdział 14

"I know you got a dark side. Won't you give it to me?" ~ "Wiem, że masz ciemną stronę. Nie ulegniesz mi?" - Dark Side

~Los Angeles, 08.07.2015r.~
                                                             ★Ross★

Obudziłem się i przeciągnąłem. Przypomniały mi się wydarzenia z wczorajszego wieczoru. Co my tam wyprawialiśmy. Uśmiechnąłem się. Jednak jest coś co mnie dręczy. Chodzi mi o to, że przytuliłem Laurę. To wyszło tak samo z siebie. Nie przemyślałam tego, ale pododobało mi się to. Przez to przekroczyłem wyznaczoną granicę. Wiedziałem, że to zrobię. Chociaż przytulanie się dopuściłem. Jednak na nic więcej nie mogę pozwolić, a w szczególności na pocałunek. Tego nie chcę zrobić. To będzie krok do zakochania się w niej, a ja nie mogę tego zrobić. Chociaż do wyrzutów sumienia i tak wystarczy mi, że ją lubię. Teraz jakoś dziwnie byłoby mi bez Laury. Te nasze spotkania, rozmowy, to wszystko powoduje, że chciałbym ją przy sobie zatrzymać. Nie oddawać Romwellom. Jednak to nie jest możliwe. Niestety, ale mogę ją stracić. Jeśli nie przez to, że zginie lub jej się coś stanie, do czego myślę, że nie dojdzie, to przez to, że pracuję dla nich. Dlatego nie mogę pozwolić na to, żebym zakochał się w niej. Dobrze mi z nią jako przyjaciele. Wystarczy, że ją lubię. Chociaż gdyby nie Bracia Romwell to może mógłbym z nią być. Wtedy może tak, ale nie mogę. Dlaczego oni musieli wybrać taką niezwykłą dziewczynę jaką jest Laura, a nie inną? Chociaż gdyby tego nie zrobili to może bym jej nigdy nie poznał. Okay koniec tych przemyśleń. Wziąłem z szafki nocnej telefon i włączłem go. Była 10:00. No to pora skończyć to leniuchowanie. Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej dżinsy i białą koszulkę z napisem. Poszedłem z ubranianiami to łazienki. Wykonałem wszystkie poranne czynności i wyszedłem z pokoju. Już z korytarza poczułem zapach naleśników. To znaczy, że Rydel wstała. Zszedłem na dół do kuchni. Tam zobaczyłem już wszystkie dziewczyny.
  - Cześć.- przywitałem się i uśmiechnąłem.
  - Hej Ross.- odpowiedziały.
  - Robisz naleśniki, co nie Rydel? Mój nos mówił sam za siebie.- odparłem.
  - Tak, ale dopeiro, co zaczęłam, więc musisz trochę poczekać.
  - No trudno, ale na naleśniki twojej roboty warto.- uśmiechnąłem się i usiadłem przy stole obok Laury.- Chłopaki jeszcze nie wstali?
  - A widzisz ich gdzieś tu?
  - Nie, ale znając ich to pewnie niedługo przyjdą na dół.- odparłem i w tym samym momencie do kuchni wszedł Riker.
  - Hej.- przywitał się.
  - Hej.- odpowiedzieliśmy mu tym samym.
  - Widzę, że robisz naleśniki.- zwrócł się do Rydel.
  - Tak i już niedługo będą gotowe.- odparła, a on usiadł obok mnie.
  - Jak wam się dziewczyny spało u nas?- spytał.
  - Dobrze, mi na materacu tak, ale czy Delly i Van miały wygodnie to już nie wiem.- odpowiedziała Laura i uśmiechnęła się.
  - Jedna drugą zepchała z łóżka, czy coś innego?- odezwałem się.
  - Nie, ale spałam na kawałku łóżka.- powiedziała Rydel.
  - Ja też tak miałam w nocy, więc obie nie miałyśmy za wygodnie.- odparła Vanessa.
  - Nastepnym razem chcę spać z Laurą.
  - No nie wiem, czy skuszę się na taką propozycję. Mi na materacu było wygodnie, więc nie narzekam. Nie wiem, czy przeniosę się na łóżko.- odpowiedziała brunetka.
  - Może jeszcze mamy jeden materac to wtedy każda miałaby dobrze. Zawsze jedna z was może iść do pokoju gościnnego lub do któregoś z chłopaków.- odparła Rydel.
  - Wiecie rozważcie tą drugą opcję ze spaniem u nas, nawet nie teraz, ale na przyszłość.- uśmiechnął się Riker.
  - To już wiem kto poszedłby do ciebie.- powiedziała Laura i znacząco spojrzała na Vanessę.
  - Oj nie myśl Lau, że się zgodzę.- odezwała się zaraz jej siostra.- Zresztą równie dobrze ty możesz iść do Rossa.- uśmiechnęła się.
  - Co?!- ja i Laura odpowiedzieliśmy wspólnie, po czym spojrzeliśmy na siebie. Co jak co, ale takie spanie to nie byłoby dobre dla mnie. Jeszcze przekroczyłbym granicę.
  - Dobra dziewczyny już sobie nie dogadujcie. Znajdę drugi materac i następnym razem będzie tak jak było, czyli śpicie w moim pokoju.- odezwała się Rydel.
  - To będzie najlepsze rozwiązanie.- odparła Vanessa.
  - A tak w ogóle to naleśniki już są gotowe.- uśmiechnęła się blondynka i położyła na stole talerz a pysznym jedzeniem. Kazdy od razu wziął jednego. W tym samym czasie do kuchni weszli Ellington i Rocky. Oni to mają wyczucie.
  - Siema.- przywitali się.
  - Hej.- odpowiedzieliśmy wspólnie.
  - Widzę, że w sam raz przyszliśmy na śniadanie.- odezwał się Ratliff.
  - Tak, macie niezłe wyczucie.- odparłem, a oni usiedli do stołu i wszyscy zaczęliśmy jeść.
  - Rydel robisz pyszne naleśniki. Takie same jak Natalie.- powiedziała Laura.
  - Dziękuję.- uśmiechnęła się blondynka.- Ale wasza gospsia robi lepsze.
  - Mówisz tak przez skormność.
  - Nie lubię się zbytnio chwalić.
  - Ale talent kulinarski masz.- odezwał się Rocky i w tym samym czasie zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i zobaczyłem, że dzwoni numer zastrzeżony. Wiedziałem, że to Romwellowie. Od razu mój dobry humor znikł i zastąpił go niepokój. Co oni ode mnie chcą?
  - Ross kto do ciebie dzwoni?- spytała trochę zaniepokojonym głosem Rydel. Chyba zauważyła moją zmianę nastrojów. Ja tylko spojrzałem na nią wymownie, a ona zrozumiała, bo zauważyłem strach w jej oczach. Moi bracia i Ellington też patrzyli na mnie podobnym spojrzeniem.
  - Przepraszam, ale muszę odebrać.- odparłem i wstałem od stołu. Szybko wbiegłem po schodach do moiego pokoju. W tym czasie mój umysł nawiedzały już myśli. Co oni mogą ode mnie znowu chceć? Kolejne zadanie? A może skrócą termin przyprowadzenia do nich Laury? Tylko nie to. Błagam, żeby nie było to! Gdy znalazłem się w pokoju westchnąłem ciężko i odebrałem. Przyłożyłem telefon do ucha.
  - Czemu tak długo nie odbierasz Lynch?!- usłyszałem zdenerwowany głos Johna.
  - Jadłem śniadanie z rodzeństwem.- odpowiedziałem.
  - Nie obchodzi mnie co robiłeś tylko dlaczego nie odebrałeś od razu!
  - Dlaczego do mnie dzwonisz?- spytałem chcąc zmienić temat.
  - Jak ci idzie z tą córką milionerów?- zapytał, a ja chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią. Powiedzieć prawdę czy skłamać? Co jeśli powiem, że dobrze, a oni każą mi ją szybciej przyprowadzić? Wolę nie ryzykować. Jeszcze nie chcę jej stracić.
  - Jeszcze nie idzie mi z nią za dobrze. Nadal próbuję zdobyć jej zaufanie, ale do tego potrzebuję czasu. Do pierwszego sierpnia w sam raz się wyrobię.- odparłem.
  - Dobrze, ale więcej czasu ci już nie damy. Jeśli dasz plamę to wiesz co cię czeka?
  - Tak.- wiedziałem, że chodzi mu o śmierć moją i mojego rodzeństwa.
  - To czyli widzimy się za dwa tygodnie.- odparł John i rozłączył się. Odetchnąłem z ulgą. Już się bałem, że chodzi im o coś gorszego. Na szczęście było to tylko przypomnienie o zadaniu. Jednak chyba dobrze, że skłamałem. Może wtedy kazali by mi przyprowadzić Laurę wcześniej? Nie chcę jej tak szybko stracić. Chociaż nie jestem pewny, czy teraz poszłaby w nocy gdzieś ze mną. Chyba jeszcze na tyle mi nie ufa, ale wiem co ona czuje, więc nie będę gdybał. Przez ten telefon przywróciła do mnie świadomość, że już za dwa tygodnie będę musiał oddać im Laurę. Może nawet jej nigdy nie zobaczyć. Nigdy nie zdobyć już takiego zaufania. To okropne, że mogę stracić ją już na zawsze. Chyba nigdy nie pogodzę się z tą myślą, a szczególne, gdy to już się stanie. Chciałbym zatrzymać czas i nie pozwolić mu ruszyć do przodu. Do tego pierwszego sierpnia. To z pewnośnią będzie jeden z najgorszych dni w moim życiu. Nigdy nie wymarzę go z pamięci. Nawet jeśli tylko będę lubił Laurę to i tak będę miał wyrzuty sumienia i tak będę cierpiał. Teraz jak na razie to muszę cieszyć się tym czasem. Żyć w teraźniejszości i nie patrzeć na przyszłość. Nie myśleć o Romwellach tylko o tym, żeby jak najlepiej wykorzystać te dwa tygodnie, bo może to będą ostatnie dwa tygodnie mojego życia. Przecież nie wiem co oni zrobią ze mną po tym, gdy przyprowadzę do nich Laurę. Muszę żyć chwilą. Mogę nawet się zakochać, byle by ten czas spędzić z Laurą, bo naprawdę ją polubiłem. Muszę się nacieszyć tym co mam. Tak należy postąpić. Gdy nie będę myślał o Romwellach to będę sobą. Stuprocentowym sobą, który nie "pracuje" dla bandytów. Prawdziwym Rossem. Chociaż teraz już taki jestem, ale mogę żyć tak jak wredy, gdy spotkałem Braci Romwell. Muszę skończyć już te przemyślania, bo pewnie wszyscy się o mnie martwią, a szczególnie Rydel. Jak ja chciałbym pozbyć się z życia Johna i Josha. Wtedy wszystko byłoby takie jak było, czyli nie takie niebezpieczne. Wyszedłem z pokoju i szybko zbiegłem po schodach na dół. Wszedłem do kuchni i wszystkie spojrzenia momentalnie skierowały się na mnie.
  - Ross wszystko dobrze?- spytała z wyraźnym niepokojem Rydel.
  - Tak, wszystko w porządku.- odpowiedziałem i zauważyłem, że im trochę ulżyło. Jednak wiedziałem, że po wyjściu Laury i Vanessy nie uniknę pytań. Usiadłem na swoje miejsce. Atmosfera była trochę napięta i każdy to wyczuwał.
  - Wiecie co, my już chyba musimy już iść do domu.- odezwała się Vanessa.
  - Nie musicie jeszcze wychodzić.- powiedziała Rydel.
  - Nie chcemy wam już przeszkadzać, bo widzę, że musicie o czymś pogadać, a nasze towarzystwo wam nie służy.- odparła Laura. Ona to jest spostrzegawcza. Oczywiście nie przeszkadza mi, ale napewno moje rodzeństwo chce wiedzieć co powiedzieli mi Romwellowie.
  - Nie no co ty, nie przeszkadzacie nam.- odpowiedziała blondynka.
  - Ale i tak powinnyśmy już wracać.
  - Okay, jak chcecie.
  - Jeszcze tylko weźmimy swoje rzeczy.- odparła Vanessa i wstała od stołu, a Laura zaraz zrobiła to samo.
  - Pójdę z wami.- powiedziała Rydel i we trzy wyszły z kuchni. Natychmiast spojrzenia chłopaków wylądowały na mnie.
  - Ross, co Romwellowie od ciebie chcieli?- spytał Riker.
  - Powiem wam, gdy będzie z nami Rydel. Nie chce mi się powtarzac dwa razy tego samo.- odparłem.
  - Okay, ale było to coś złego?- odezwał się Rocky.
  - Nie.- zaprzeczyłem.
  - Przynajmnej tyle dobrze.- powiedział Ellington i zapanowała pomiędzy nami cisza. Po paru minutach do kuchni weszły dziewczyny.
  - No to my już będziemy wychodziły.- odezwała się Laura.
  - Pa dziewczyny.- powiedzieliśmy.
  - Pa chłopaki.- odparły i poszły do wyjścia razem z Rydel. Po chwili blondynka pojawiła się w kuchni.
  - A teraz Ross mów, co chcieli od ciebie Romwellowie? Było to coś złego?- spytała.
  - Nie, na szczęście nie było to nic złego. Spytali mnie, jak mi idzie z Laurą, a ja skłamałem, że jeszcze nie za dobrze i potrzbuję czasu i że do pierwszego sierpnia się wyrobię. Nic więcej.- odpowiedziałem, a wszyscy odetchnęli z ulgą.
  - To dobrze, ale dlaczego skłamałeś?- odezwał się Rocky.
  - Bałem się, że skrócą mi czas i będę musiał przyprowadzić do nich Laurę wcześniej, a nie chcę, żeby wydarzyło się to tak szybko.
  - Ktoś tu polubił Laurę, co?- uśmiechnął się Riker.
  - Tak, polubiłem ją.- odparłem.
  - A lubisz spędzać z nią czas?- zapytała Rydel.
  - Tak, bardzo przyjemnie mi się z nią rozmawia na różne tematy.
  - Powiedz tak szczerze, podoba ci się?
  - Jest bardzo ładną i mądrą dziewczną i podoba mi się, ale nie w uczuciowy sposób.
  - Myślę, że to się kiedyś zmieni.
  - Może tak, może nie. Zresztą my się tylko przyjaźnimy. Nic więcej. Koniec i kropka.
  - Wiadomo, że w tamtym tygodniu raczej się w sobie nie zakochaliście, ale wiem, że to się zmieni. Czuję to. Co jak co, ale pasujecie do siebie.- uśmiechnęła się Rydel.
  - Ja też tak sądzę.- odezwał się Ellington, a moi bracia przytaknęli twierdząco głowami.
  - Czyli wszyscy tak myślicie?- spytałem.
  - Tak.- odpowiedzieli.
  - Ja nie zakochałem się w Laurze. Nie wiem, po co mnie o to wszystko pytacie.
  - Z ciekawości, ale też dla utwierdzenia własnych racji.- odparła Rydel.
  - Możemy już skończyć ten temat?- spytałem zrezygnowany.
  - Okay, ale kiedyś i tak do niego powrócę.- uśmiechnęła się, a ja przewróciłem teatralnie oczami.
  - Ty jak się na coś uprzesz to już nie popuścisz.
  - Tak wiem, że jestem uparta i lubię postawić na swoim.
  - Ten upór to jest u nas chyba rodzinny.- odezwał się Riker.
  - Chyba tak.- wzruszuła ramionami.
  - Wiecie co ja pójdę na górę.- powiedziałem.
  - Okay idź.- odparła Rydel, a ja wyszedłem z kuchni. Szybko pokonałem schody i wszedłem do swojego pokoju. Od razu skierowałem się w stronę łóżka i usiadłem na nim. Co by tu porobić? Zacząłem rozglądać się po wszystkim, aż w końcu natrafiłem wzrokiem na moją gitarę. Jak już dano nie dawaliśmy koncertów. Cztery miesiące już minęły odkąd zawiesiliśmy naszą działalność. Głównym powodem była moja "praca" dla Romwellów. To dopiero wtedy wszyscy dowiedzieli się o tym i to zupełnie przez przypadek. Wcześniej nie mówiłem im, bo nie chciałem ich martwić, ale wiedziałem, że prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Brakuje mi występów. Chciałbym znowu powrócić na scenę i uszczęśliwić tym naszych fanów, ale również samego siebie. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie założyli zespołu. To jest część mnie. To była najlpesza decyzja jaką podjęliśmy. Już od dziecka mieliśmy zapał do muzyki. Taki krok był dla nas najlepszym rozwiązaniem. Robimy to co kochamy i w dotatku uszczęśliwiamy tym innych. Fani pewnie byli strasznie zasmuceni naszą zawieszką. Dla nas też to był cios, ale tak zdecydowaliśmy i tyle. Kiedyś znów powrócimy na scenę. Teraz i tak nie siedzimy bezczynnie, bo zaraz po wznowieniu naszej działalności chcemy wydać drugi album. Mamy już nawet sporo nowych piosenek i to bardziej w rockowej wresji. Rocky i Riker piszą naprawdę wspaniałe teksty. Pomagam im w tym, gdy poterzebują pomocy. Jednak nie napisałem jeszcze sam jakiegoś utworu. Chcę to zmienić. Chociaż teraz nie mam pomysłu na tekst. Wstałem i podszedłem do gitary. Wziąłem ją i z powrotem usiadłem na łóżku. Zacząłem grać pierwsze akrody ,,Pass Me By", a w odpowiednim momencie dołaczyłem śpiew, ale nie robiłem tego głośno. Jak ja kocham muzykę. Zawsze oddaję się jej całym moim sercem. Później zagrałem ,,Things Are Looking Up". Gdy skończyłem do głowy przyszła mi nowa melodia. Szybko wziąłem mój zeszyt i zapisałem pierwsze akordy. Dalsza część przychodziła od razu jakbym już kiedyś grał ten utwór. Całą swoją uwagę skupiłem na nowej melodii. W końcu skończyłem i byłem zadowolony z całości. Podoba się się ten kawałek. Teraz wystarczy napisać tekst i nowa piosenka gotowa. Tylko z tym jest problem, bo nie mam żadnego pomysłu na słowa. Myślałem, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Jeszcze raz zagrałem tą melodię, ale w dalszym ciągu nie wymyśliłem tekstu. No trudno może uda mi się dokończyć tą piosenkę kiedy indziej. Jednak nie pokażę jej Rocky'emu i Rikerowi, bo oni pewnie wymyślą słowa. Chcę stworzyć ten uwór sam od początku do końca. Kiedyś może wena mi dopisze i wtedy napiszę tekst. Jak na razie mam tylko melodię. Jest wesoła i szybko wpada w ucho. Ostatni raz zagrałem i odłożyłem gitarę na miejsce. Wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół do salonu. Byli w nim moi bracia i Ellington, którzy grali na X-Boxsie w piłkę nożną.
  - Ej chłopaki mogę grać z wami?- spytałem.
  - Pewnie, ale najpierw muszę pokonać Rocky'ego.- odpowiedział Ratliff.
  - Nie wygrasz tego meczu. Jak na razie to jest remis i to ja wygram.- odparł Rocky, a ja usiadłem na kanapie obok Rikera i patrzyłem na ich dokonania.
  - Słyszałem jak grasz na gitarze.- odezwał się Riker.
  - Tak grałem.
  - Brakuje mi występów. Chciałbym znów stanąć na scenie. Poczuć tą adrenalinę.- westchnął.
  - Tak ja też, ale kiedyś znowy podbijemy scenę.
  - Kiedy twoja "praca" dla Romwellów się skończy?
  - Tego nie wiem, ale przecież mówili mi, że po tym zadaniu zwrócą mi wolność. Cokolwiek to znaczy.
  - Co masz na myśli?
  - Może mnie zabiją. Ja sobie nie mogę wyobrazić, żeby nagle po roku zostawili mnie w spokoju. To się nie trzyma całości.
  - Ross może oni rzeczyiście w końcu się od ciebie odczepią.
  - Mam taką nadzieję, ale to zadanie jest najtrudniejsze ze wszystkich.
  - Szczerze powiedziawszy to nie chciałbym być na twoim miejscu. Przyprowadzić do bandytów dziewczynę, którą się lubi, a może nawet kocha. Okropne.
  - Tak, bardzo okropne.- westchnąłem.- Już sobie wyobrażam jak będę się czuł przez i po jej oddaniu.
  - Będziemy cię wspierać Ross.
  - Wiem.
  - Myślisz, że oni zrobią coś Laurze?
  - Tego nie wiem, ale mam nadzieję, ze nie zabiją jej. Nie wybaczyłbym sobie wtedy tego, że ją tam przyprowadziłem. Chciaż będę musiał to zrobić. To zdecydowanie jest najgorsze zdanie. To jest zadanie mojego sumienia.
  - Nie myśl teraz już o tym, bo tylko się tym dołujesz. Chłopaki zaraz skończą grać to my się wtedy zmierzymy.- powiedział z nutką wyzwania w głosie.
  - Rzucasz mi wyzwanie?- spytałem.
  - Nie powiedziałem tego wprost, ale tak.- uśmiechnął się.
  - Ja wygram ten mecz Riker. Zobaczysz, że tak będzie.- odparłem pewnym głosem.
  - Ty? Nie ma mowy. Ja zwyciężę.
  - Dobra nie kłóćmy się teraz, bo wszystko wyjdzie podczas gry.
  - Tak to prawda.
  - Ha ha wygrałem!- krzyknął Rocky.- I kto tu jest mistrzem w nogę na X-Boxsie? Ten gość.- wskazał na siebie.
  - Pfff... minimalnie ci się udało. Wygrałeś tylko jedną bramką.- prychnął Ellington.
  - No właśnie. Zwycięzca jest tylko jeden i musisz pogodzić się z tym, że to ja nim jestem.
  - Ja chcę dogrywkę.
  - Okay, czyli chcesz jeszcze raz przegrać?
  - Nie bądź taki pewny tej wygranej, bo przecież wygrywałem z tobą o dwie bramki.
  - A później to straciłeś.
  - Dobra chłopaki już się nie kłócie. Teraz ja i Ross gramy.- odezwał się Riker i oboje wstaliśmy z kanapy.
  - Stawiam na Rossa, że wygra.- powiedział Ellington.
  - Dzięki Ell.- uśmiechnąłem się.
  - Okay to ja na Rikera.- odparł Rocky, a ja i Riker zaczęliśmy grę. Gdy tylko jeden z nas miał jedną bramkę przewagi, już po chwili był remis i tak w kółko. W końcu cały mecz ja wygrałem.
  - Jest! Wygrałem!- krzyknąłem.
  - Tylko jednym punktem.- odparł Riker.
  - Mówisz tak samo jak Ellington.
  - Ross graj teraz ze mną. Robimy pojedynek mistrzów.- odezwał się Rocky.
  - Okay.- powiedziałem i zaczęliśmy grę. Co jak co, ale Rocky dobry jest i ciężko z nim się grało. Jednak dorównywałem mu, ale niestety on zwyciężył.
  - O tak! Jestem mistrzem w nogę na X-Boxie!- krzyknął.
  - Gratuluję ci wygranej. To była bardzo wyrównana walka.- powiedziałem podaliśmy sobie dłonie.- Ale i tak chcę rewanżu.
  - Okay, jak sobie chcesz.
  - To teraz gramy ja i Riker.- odparł Ell i zaczęli. Tak spędziliśmy czas do południa. Każdy grał z każdym i to po kilka razy. Pod koniec dołączyła do nas Rydel i zagrała z nami wszystkimi. Jednak przegrała trzy razy i stwierdziła, że oszukujemy. Jednak i tak bawiła się dalej. Kocham spędzać czas z moim rodzeństwem i Ellingtonem. Chociaż jego traktuję jak brata, bo jest mi tak samo bliski jak Riker i Rocky. Nie wyobrażam sobie innej rodziny. Łączy nas wiele rzeczy takie jak bycie w zespole, miłość do muzyki, podobne charaktery. Bycie członkiem takiej rodziny to wielkie szczęście.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam podoba się rozdział? Ja uważam, że mi wyszedł i podoba mi się. Wyrobiłam się na dzisiaj, więc rozdział jest szybciej. Polubiłam pisać z perspektywy Rossa. Romwellowie dali o sobie znać, ale z nimi będzie się jeszcze później działo. Jest też troszeczkę Raury.
Dziękuję wam z komentarze pod poprzednim rozdziałem. Jesteście wspaniali. :)
Do napisania!!!

10 komentarzy=next

sobota, 24 października 2015

Rozdział 13

"You turn my hole world upside down" ~ "Wywróciłaś moje życie do góry nogami" - Things Are Looking Up

Los Angeles, 07.07.2015r.

                                                             ★Narrator★

Lynchowie i Ellington szykują dom do nocowania Laury i Vanessy. Wszyscy sprzątają to co zobaczą. Oczywiście przygotowaniami kieruje Rydel. Rikera wysłała do sklepu po jedzenie, reszcie chłopakom kazała ogarnąć dom, a sama zajmowała się swoim pokojem. Udało jej się znaleźć niestety tylko jeden materac, bo w tym pośpiechu nie mogła długo szukać. Stwierdziła, że to nic nie szkodzi, bo jej łóżko jest duże, więc jedna z dziewczyn się zmieści. Ze spaniem nie było już problemu. Po skończeniu porządkowania swojego pokoju zeszła na dół. Tam zastała swoich braci i przyjaciela sprzątających w pośpiechu. Rikera jeszcze nie zobaczyła.
  - Jak wam idzie?- spytała Rydel.
  - Dobrze jeszcze trochę i skończymy.- odpowiedział Ross.- A ty już przygotowałaś swój pokój?
  - Tak, już wszystko jest w nim gotowe. Nie wiecie może kiedy przyjdzie Riker?
  - Nie mamy zielonego pojęcia.- odparł Rocky.
  - Pojechał 20 minut temu i jeszcze nie wrócił. Mam nadzieję, że zdąży zanim przyjdą dziewczyny.
  - Nie martw się Rydel. Zadąży.- odezwał się Ellington i po chwili wyszcy usłyszeli odgłos otwierania drzwi.- A nie mówiłem?- zaśmiał się brunet, gdy zobaczyli Rikera zmierzającego do kuchni. Rydel podeszła do niego i razem weszli do pomieszczenia.
  - Co tak długo? Przecież do najbliższego sklepu mamy tylko 5 minut drogi.- powiedziała.
  - Kolejka była, więc musiałem czekać. Kupiłem wszystko co chciałaś.
  - To dobrze, a teraz rozpakujmy to jedzenie, bo lada moment mogą przyjść dziewczyny.- odparła i zaczęli wyciągać rzeczy z torby, a trochę ich było, bo co jak co, ale potrzeba trochę jedzenia przy siedmiu osobach. Powysypywali wszystkie przekąski do misek, po czym zanieśli je do salonu.
  - Wszystko już gotowe?- spytał Ross.
  - Tak, myślę, że tak.- odpowiedziała Rydel.
  - Teraz pozostało nam tylko czekać aż dziewczyny przyjdą.- odparł Rocky. Wszyscy usiedli na kanapie i odpoczywali po małym zamieszaniu. Po paru minutach usłyszeli dzwonek do drzwi.
  - Ja otworzę.- powiedziała blondynka i wstała. Poszła na korytarz i otworzyła drzwi.- Hej dziewczyny.- uśmiechnęła się do nich.
  - Cześć Rydel.- odparły.
  - Wchodźcie do środka.- odpowiedziała Rydel, a one tak zrobiły.- Co tam u was słychać?
  - Wszystko po staremu.- odezwała się Laura.- A u was?
  - U nas również bez zmian. Chodźcie już do salonu.- powiedziała blondynka, a siostry jeszcze ściągnęły buty i poszły za nią.
  - Cześć chłopaki.- uśmiechnęły się.
  - Hej.- odparli wszyscy.
  - Siadajcie na kanapie.- odezwała się Rydel, a dziewczyny zrobiły to.
  - Okay, to co robimy najpierw?- spytał Ellington.
  - Może obejrzymy jakiś film?- zaproponował Riker, a każdy się zgodził.
  - To może horror?- powiedział Rocky.
  - Nie, dzisiaj nie oglądamy horroru. - odparła Rydel.
  - Jak wy wybierzecie to napewno będzie to komedia romantyczna, na której będziecie płakać.
  - Je wybieramy na babskie wieczory, a nie wspólne.
  - Okay, żeby nie był kłótni to proponuję obejrzeć jakąś komedię, na której można dobrze się pośmiać. - odezwał się Ross, a wszyscy uznali, że to dobry pomysł.
  - To ja już wiem jaki film. Co powiecie na ,,Duże dzieci"?- spytał Ellington.
  - Okay.- odpowiedzieli wszyscy.
  - To czyli włączamy, bo mamy to nawet na płycie.- odparł Riker i wstał z kanapy. Po znalezieniu płyty, włożył ją do DVD i nacisnął play. W między czasie Rydel wyłączyła główne światło i włączyła boczne na suficie. Dało to przyjemną i miłą atmosferę. Wyszycy wygodnie usadowili się na kanapie i seans się zaczął. Czasami ktoś skomentował daną scenę, co powodowało większy wybuch śmiechu. Ta komedia była idealna na rozpoczęie nocowania, bo już każdy się rozweselił. W końcu film się skończył.
  - To może teraz zagramy w butelkę?- zapronował Rocky.
  - Dziewczyny jeśli chcecie wykownywać głupie zadania to nie wybierajacie ich od Rocky'ego i Ellingtona. Ja tylko was uprzedzam.- odezwała się Rydel.
  - Jedno takie zadanie mi nie zaszkodzi.- odparła Laura.
  - Jak chcesz, ale pamiętaj, że ja cię ostrzegałam.- uśmiechnęła się blondynka. Wszyscy usiedli w kółku, a Ell wziął ze stołu pustą butelkę i zakręcił nią. Wypadło na Rossa.
  - No to wybieraj pytanie czy wzwanie?- spytał brunet.
  - Nie chce mi się robic czegoś głupiego zaraz przy pierwszyszym razie, więc biorę pytanie.
  - Okay.- zamyślił się chwilę.- Która z obecych tu dziewczyn podoba ci się najbardziej?- zapytał, a blondyn oczywiście już znał odpowiedź. Jednak nie wiedział jak na to zareaguje ta osboba, bo przecież się przyjaźnią. Owszem podobała mu się, ale nie czuł do niej nic więcej. Stwierdził, że to tylko gra, więc to nic takiego.
  - Hmmm... trudny wybór, bo są tutaj trzy ładne dziewczyny.- specjalnie przedłużał i patrzył na każdą. - No niech będzie wybieram Laurę. - odparł i spojrzał na nią. Zauważył, że brunetka się zarumieniła, co mu się spodobało.
  - Okay kręć.- powiedział Ell, a Ross zrobł to i wylosował Rydel.
  - Wyzwanie.- odpara od razu.
  - Okay siostra muszę pomyślec, co by ci tu dać.- chwilę się zastaniawiał.- Idź do sąsiadów i pożycz od nich trzy jabłka, bo zabrakło ci na szarlotkę.
  - Kto normalny piecze ciasto prawie w nocy?
  - Ty możesz to robić.- zaśmiał się blodnyn.
  - A co jeśli będą już spać?
  - Idź i zrób to zadanie, bo i tak nie jest takie złe.
  - Okay masz rację.- odparła Rydel i wstała z podłogi. Wyszła z domu i udała się do budynku obok. Zadzwoniła dzwonkiem i czekała na jakiś znak ze środka. Po chwili drzwi się otworzyły i zobaczyła za nimi panią Brown, która była już w podeszłym wieku.
  - Dobry wieczór.- powiedziała blodynka.
  - Dobry wieczór. Co cię sprowadza do mnie o tej porze?- spytała miło.
  - Czy ma pani pożyczyć trzy jabłka, bo zabrakły mi do szarlotki.
  - Oczywiście. Nocnych wypiekow się zachciało?- odparła i weszła do środka. Po chwili wróciła z owocami.- Proszę weź je. Nie musisz mi ich oddawać. Tak w ogóle to powiedz swoim braciom, że wiem, że nie pieczesz ciasta.- uśmiechnęła się,
  - Dziękuję, ale skąd pani wiedziała, że to było zadanie?
  - Nie raz już do mnie przychodzliście i prosiliście o różne rzeczy. Już przywykłam do tego.
  - Bardzo miła z pani kobieta.- uśmiechnęła się Rydel.
  - Jakoś trzeba sobie z wami radzić.- zaśmiała się.
  - Jeszcze raz dziękuję za jabłka. Do widzenia.
  - Do widzenia.- powiedziała kobieta i zamknęła drzwi. Rydel wróciła z powrotem do domu.
  - Widzę, że ci się udało wykonać zadanie.- odezwał się Ross, a blodnynka usiadła na swoje miejsce w kółku.
  - Tak to teraz ja kręcę.- odparła i zrobiła to. Wypadło na Vanessę.- No to Van pytanie czy wyzwanie?
  - Jak na razie to pytanie. Może później wezwę zadanie.
  - Skoro Ell pytał o dziewczyny to ja na odwrót. Który z obecnych tutaj chłopaków ci się podoba?- spytała, a Vanessa zastanawiała się. Spojrzała na każdego. Stwierdziała, że na jest u nich na co oko zawiesić.
  - Riker.- odpowiedziała i spojrzała na niego. Blodnyn uśmiechał się, bo był zadowolony z jej wyboru. Co jak co to przeczuwał, że ona wskaże jego. Jego stwierdzenie okazało się słuszne.
  - Już mamy drugą parę Marano i Lynch.- odparła Rydel.
  - Nie ma żadnych par.- cała czwórka powiedziała razem, po czym się zaśmiali.
  - Nawet mózgi macie zsynchronizowane.- zaśmiał się Rocky.
  - Nie prawda.- odezwała się Laura.
  - Okay pora znowu kogoś wylosować.- odparła Vanessa i zakręciła butelką. Tym razem wypadło na jej siostrę.- No to Lau co wybierasz pytanie czy wyzwanie?
  - Najpierw pytanie.
  - Co sądzisz o Jake'u?- spytała czarnowłosa i ukradkiem spojrzała na Rossa, bo chciała zobaczyć jego reakcję. Jednak nic nie wyczytała z wyrazu jego twarzy.
  - A kto to jest?- zapytał Ellington.
  - Chłopak, którego poznałam.- odparła Laura.
  - Miałaś odpowiadać na moje pytanie.- powiedziała Vanessa.
  - Okay, Jake jest miły, sympatyczny, przystojny. Lubię go takim jakim jest i nie chciałabym, żeby się zmieniał.- odpowiedziała brunetka i czasami zerkała na Rossa. Jednak on nie był zazdrosny. Słuchał jej uważnie. Jak na razie tylko lubił Laurę i nie był zazdrosny o Jake'a.
  - Nie ładnie to tak na dwa fronty lecieć.- odezwał się Riker.
  - Niby dlaczego? Jakie dwa fronty?- spytała Laura.
  - Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi. Otóż spotykasz się z Rossem i tym Jake'iem.
  - To są moi przyjaciele. Nic więcej do żadnego z nich nie czuję.
  - To pewnie niedługo się zmieni.- powiedziała Vanessa.
  - Może tak, może nie, ale obojga lubię. Zresztą Van ty też masz dwóch chłopaków obok siebie.- zaśmiała się Laura.
  - Co? Jak to?- odparła jej siostra.
  - Brayan to oczywista sprawa, a kto dzisiaj był na spacerze z Rikerem, co?- uśmiechnęła się brunetka.
  - Przecież wiesz, że to nie było wcześnej umówione. To było spotkanie spontaniczne.
  - Okay, ale widzisz ja też mam na ciebie haka.
  - Dobra kręć już.- powiedziała Vanessa, a Laura zrobiła to i wypadło na Ellingtona.
  - Dawaj wyzwanie. Jestem ciekawy co wymyślisz.- odezwał się od razu, a brunetka pomyślała chwilę.
  - Już wiem. Wyjdź na środek ulicy i krzyknij kocham Rydel Lynch i chcę mieć z nią piątkę dzieci.- odparła Laura i zaśmiała się.
  - Ja nie chciałabym mieć aż tyle dzieci.
  - Oj tam nie marudź. Przecież to zdanie nie jest prawdzie. No chyba, że jest ja tam nie wiem.- powiedziała brunetka, a Ell się uśmiechnął.
  - Okay idę.- odparł i wstał z podłogi. Wyszedł na środek ulicy.- Kocham Rydel Lynch! I chcę mieć z nią piątkę dzieci!- wykrzyczał na całe gardło i szybkp wszedł do domu, żeby uniknąć skarg sąsiadów. Usiadł z powrotem w kółku i zakręcił butelką. Wylosował Rocky'ego.
  - No to co wybierasz dla siebie?- spytał Ratliff.
  - Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że wyzwanie. Ja pytań nie biorę, bo nic się wtedy nie dzieje.- uśmiechnął się Rocky.
  - Idź do pana Greena i uprzedź go przed jutrzejszą zagładą kosmitów. Powiedz, że odstrasza ich cebula.
  - On przecież nas nie lubi.
  - Właśnie dlatego jego wbrałem.
  - Okay idę do niego. Z takimi jest więcej radochy.- odparł Rocky i wyszedł z domu. Poszedł do budynku naprzeciwko i zadzwonił dzwonkiem. Po chwili drzwi otoworzył mężczyzna. Jak tylko zobaczył chłopaka mina mu zrzedła.
  - Dobry wieczór.- odezwał się miło brunet.
  - Czego chcesz?- spytał niemiło.
  - Przyszedłem pana ostrzec. Jutro na naszą Ziemię przylecą kosmici i nas wszystkch pożrą. Trzeba się do tego odpowiednio przygotować. Należy mieć przy sobie cebulę, bo ona ich odstrasza. Niech się pan na to przygotuje, bo to będzie koniec świata.- powiedział bardzo szybko Rocky.
  - Nie zawracaj mi głowy takimi głupotami.- warknął.
  - Ale to prawda.
  - Jedyne przed czym muszę się strzeć to wy.
  - My nie jesteśmy wcale tacy źli.
  - Tak napewno.- odparł z ironią męzczyzna.- A tak w ogóle to czy możecie się nie wydzierać na środku ulicy?
  - Możemy.- odparł Rocky, a sąsiad zamknął drzwi przed jego nosem.- Co za zrzędliwy stary dziad.- powiedział do siebie i poszedł do domu.
  - I co udało ci się wykonać zadanie?- spytał Ellington.
  - Powiedziałem to co trzeba, ale on powiedził, że jedyne przed czym musi się strzec to my. Jak zawsze był niemiły.
  - On taki zawsze jest.- odezwał się Ross.
  - Zresztą nie ma się co dziwić, bo to do niego idziemy z najgłupszymi zadaniami.- odparł Riker.
  - Powinien już się do tego przywyczaić.- wzruszył ramionami Rocky.- Nie ważne kręcę.- powiedział i wypadło na Rydel.- Pytanie czy wzywanie?
  - Znowu biorę wyzwanie.
  - Okay już mam. Pocałuj Ellingtona.- uśmiechnął się.
  - Że co mam zrobić?- spytała zdzwionym głosem.
  - No co nie słyszałaś? Pocałuj Ell'a.
  - Gdzie?
  - Serio nie wiesz gdzie się całuje?
  - O nie, nie, nie, ja nie pocałuje go w usta.- odpowiedziała pewnym głosem.
  - Rocky my jesteśmy przecież przyjaciółmi.- odzwał się Ratliff.
  - No dobra zmienię trochę. Pocałuj go w policzek, ale blisko ust.- uśmiechnął się Rocky.
  - No tak jest już lepiej.- odparła Rydel i przusunęła się do niego, bo siedział naprzeciwko jej. Spojrzeli na siebie, a blodnynka zbliżyła się do niego i cmoknęła go niedaleko kącika jego ust. Poczuli, że ich serce oblewa fala ciepła. Szybko odsunęła się i spojrzeli na siebie, po czym uśmiechnęli się. Rydel wróciła na swoje miejsce, czyli między Laurą a Rocky'm.
  - Jakie to było słodkie.- odezwała się Vanessa.
  - Nie słodź mi tu.- odparła blondynka i zakręciła butelką, która wylosowała Rikera. Tak grali do 23:00. Każdy po drugim razie brał wyzwanie, ale odbywały się już w domu. Nie chcieli o tej porze przeszkadzać sąsiadom. Bawili się świetnie i czuli się dobrze w swoim towarzystwie.
  - Może już kończmy tę grę i zbierajmy się do spania, co?- odezwała Rydel, a wszyscy się z nią zgodzili. Udali się na górę. Dziewczyny weszły do jednego pokoju.
  - To która z was śpi na materacu, a która ze mną w łóżku?- spytała blondynka.
  - Ja na łóżku.- odpowiedziała natychmiast Vanessa.
  - Ej no.- oburzyła się Laura.
  - Lau przugotowałam ten materac bardzo dobrze i jest na nim wygdonie tak jak na łóżku.- powiedziała Rydel.- Zresztą sama sprawdź.
  - Okay.- odparła brunetka i położyła się na materacu.- Rzeczywiście jest wygodnie.
  - A nie mówiłam?
  - Muszę cię Rydel ostrzec, bo Vanessa bardzo się "rozgałęzia", więc nie zdziw się jeśli będziesz spała na kawałku łóżka.- zaśmiała się Laura.
  - Haha bardzo śmieszne.- odparła jej siostra.- Ja wcale nie zajmuję całego łóżka.
  - Jasne, że tak.- odpowiedziała z ironią brunetka.- Nie raz widziałam cię rozłożoną na cały materac.
  - Okay może i zajmuję trochę misjaca, ale przecież nie śpię sama.
  - Nie martw się Van ja też rozkładam się na całym łóżku. Myślę, że jakoś się pomieścimy.- odezwała się Rydel.
  - Napewno nam się uda.
  - Dobra to teraz kto idzie się pierwszy wykąpać?- spytała blondynka.
  - Ja.- odparła Laura.
  - Okay to idź do mojej łazienki.
  - Dobrze.- odparła brunetka i weszła do pomieszczenia. Tam szybko się umyła i wyszła ubrana w piżamę.- Gdzie Van?- spytała, gdy nie zobaczyła swojej siostry w pokoju.
  - Poszła się wykąpać do łazienki na dole.- odpowiedziała Rydel, a Laura pokiwała głową na znak, że zrozumiała.
  - Wiesz, chce mi się pić.
  - Idź do kuchni i tam coś napewno będzie. Poszłabym z tobą, ale chcę się umyć.
  - Okay poradzę sobie.
  - Picie powinno być w szafce na dole.
  - Okay.- odparła Laura i wyszła z pokoju Rydel. Gdy zamknęła za sobą drzwi na korytarzu zobaczyła Rossa. Oniemiała na jego widok. Przyczyną tego było to, że chłopak był w samych bokerkach, a resztę ciała miał nagą. Brunetka najbardziej skupiała swój wzrok na jego klatce. Co jak co to on umięśnione ciało ma, przeszło jej przez myśl. Zarumieniła się lekko. Nie uszło to uwadze blondyna, który się jej przyglądał.
  - O Laura.- odezwał się blodnyn.
  - Cześć Ross.- uśmiechnęła się.
  - Po co wyszłaś?
  - Zachciało mi się pić.
  - Mi tak samo. Może chodźmy razem?
  - Okay.- odparła Laura i zeszli na dół do kuchni.
  - Na co masz ochotę?
  - Może być jakiś sok.
  - Pomarańczowy może być?
  - To mój ulubiony.- uśmiechnęła się, a on rówież.
  - Mój też.- odparł i wyciągnął dwie szklanki, po czym nalał do nich napoju. Podał jedną Laurze.
  - Dzięki.- powiedziała i wzięła łyka.
  - Dzisiaj przepadło nam nasze spotkanie.
  - A co chciałeś do mnie przyjść?
  - Tak, ale i tak się widzimy teraz.
  - No tak, ale to nie to samo, co leżenie pod gwiazdami.
  - Czyli znowu chciesz wyjść z pokoju?
  - Bardzo mi się to spodobało. Możemy tak cały czas robić?
  - Jeśli tylko ty będziesz miała na to ochotę.- uśmiechnął się.
  - To jutro będziesz?
  - No nie wiem zastanowię się jeszcze.- odpowiedział żartobliwym tonem.
  - Okay to myśl.- uśmiechnęła się.
  - Teraz na mnie czekasz, prawda?
  - Tak, bo już trochę się przyzwyczaiłam do twoich nocnych wizyt.
  - Pierwszy raz i tak był najlepszy, bo wtedy zupełnie mnie się nie spodziewałaś.- uśmiechnął się.
  - Przestraszyłeś mnie wtedy.
  - Wiem, ale spodziewałem się, że tak zaeragujesz, bo niecodziennie chłopak wchodzi przez balokn do twojego pokoju.- zaśmiał się.
  - Tak, ale teraz to już prawie codziennie.- uśmiechnęła się.- Pierwszy raz był zaskakujący, ale drugi też, bo nie przypuszczałam, że przyjdziesz.
  - Tak, ale za trzecim razem już, tak?
  - Tak wczoraj na ciebie czekałam.
  - Teraz to już nie jest oryginalne.
  - Nadal jest, bo tylko ty tak do mnie przychodzisz. Nie chciałabym, żeby inny chłopk tak zrobił.
  - Nawet Jake?
  - Wiesz, chyba nie, bo to jest takie nasze spotkanie.- uśmiechnęła się.
  - Tylko nasze.- odwzajemnił jej gest. Na chwilę umilkli. Co chwilę przyglądali się sobie. Wzrok Laury sam kierował się głównie na klatkę Rossa. Nadal była trochę tym onieśmielona. On widział to i lekko się uśmiechał. Wypili do końca zawartość szklanki.
  - Idziesz już spać?- spytał Ross.
  - Tak, pójdę już do pokoju Rydel, bo jeszcze będzie się o mnie martwiła.- odpowiedziała Laura i wyszli z kuchni. Poszli po schodach na górę i stanęli na środku korytarza.
  - No to musimy się pożeganać na tą noc.
  - No musimy. Dobranoc Ross.
  - Dobranoc Lau.- odparł i objął ją lekko w pasie. Brunetka trochę się zdzwiła tym gestem, ale zaraz zarzuciła swoje ręce na jego szyję. Była blisko jego ciała, więc czuła na sobie jego mięśnie. Obojgu spodobał się ten gest.
  - Ooo... jacy wy jesteście słodcy.- odezwała się Vanessa, która w tej chwili weszła na górę i zobaczyła ich. Para od razu się od siebie odsunęła, a Laura zarumieniła się lekko.
  - My tylko się żegnaliśmy.- odparła brunetka.
  - Okay, ale przecież zobaczycie się rano.
  - To już nie można przytulić się z przyjacielem?
  - Można. Czy ja coś mówiłam na ten temat?- Vanessa podniosła ręce w geście obrony.
  - Chodźmy już lepiej do pokoju.- powiedziała Laura i otworzyła drzwi. Gdy je zamykała Ross uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła gest i weszła do środka.
  - Tak długo szukałaś picia?- spytała Rydel, która siedziała na łóżku.
  - Po drodze spotkałam Rossa i zagadałam się z nim chwilę.- odpowiedziała Laura.
  - Ja jeszcze zobaczyłam jak przytulają się na pożegnanie.- odezwała się Vanessa.
  - Jak słodko.- odparła Rydel.
  - W dodatku Ross był w samych bokserkach.
  - I co Lau podoba ci się jego klata?- spytała blondynka i zaśmiała się, a brunetka zarumieniła się lekko.
  - Eee... no robi wrażenie.- odpowiedziała trochę się zacinając.- Możecie dać już sobie spokój i nic już więcej nie mówć na ten temat?
  - Okay.- odparły dziewczyny.
  - No i w porządku, a teraz chcę już iść spać, bo jestem zmęczona.- powiedziała Laura i położyła się na materacu, po czym przykryła się kołdrą.
  - Okay to jest dobry pomysł, bo też już padam.- odezwała się Vanessa i położyła się razem z Rydel na łóżku. Laura w tym czasie myślała o wcześniejszej rozmowie z Rossem. Cieszyła się, że ma takiego przyjaciela. Naprawdę bardzo go polubiła, a czas spędzny z nim zawsze ją rozweselał. Lubiła te spotkania w nocy. Wiedziała, że Ross jest jedną z ważniejszych osób w jej życiu. Nie chciała go stracić. Z takimi myślami nawet nie wiedziała kiedy usnęła.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam podoba się rozdział? Myślę, że jest nudny. Nie miałam za dużo weny pisząc go. Po tym tygodniu w szkole jestem wykończona i na nic nie mam siły. Jednak udało mi się jakoś napisać rozdział. Jest w nim troszeczkę Raury, co pewnie was cieszy. Ich relacja zaczyna coraz bardziej się rozwijać, ale jeszcze nic większego nie będzie się z nimi działo przez najbliższe rozdziały.
Do napisania!!!

9 komentarzy=next

sobota, 17 października 2015

Rozdział 12

"We all regret the didn't, not the did's" ~ "Wszyscy żałujemy tego, czego nie zrobiliśmy" - Never Be The Same

~Los Angeles, 07.07.2015r.~
                                                           ★Vanessa★

Leżę na łóżku i bezczynnie patrzę w sufit. Nudzi mi się i nie wiem co mam robić. Może pogadam sobie z Laurą? Nie, bo ona przecież rysuje, więc nie będe jej przeszkadzać. Może gdzieś się przejdę? Tylko gdzie? Dzisiaj mam chyba dzień lenia, bo na nic nie mam ochoty. Po chwili tą głuchą ciszę przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Wstałam z łóżka i podeszłam do biurka, na którym on leżał i wzięłam go do ręki. Zobaczyłam, że dzwoni Brayan i odebrałam.
  - Hej Brayan.- odezwałam się miło.
  - Hej Van, co tam u ciebie?- spytał.
  - Nudzę się i nie mam co robić, a tak w ogóle to po co dzwonisz?
  - Chcesz może się ze mną przejść do parku?
  - Okay, o której?
  - Jak możesz to nawet za chwilę.
  - Okay to gdzie się spotykamy?
  - W parku, bo aktualnie w nim jestem.
  - Dobrze to będę za jakieś 10 minut jeśli się uda.
  - Okay, to do zobaczenia.
  - Pa.- odparłam i rozłączyłam się. No to, czyli mam już co robić. Podeszłam do lustra i sprawdziłam swój wygląd. Jest dobrze, ale jeszcze rozczesałam włosy i byłam gotowa. Wzięłam telefon i wsadziłam go do kieszeni spodenek i wyszła z pokoju. Zeszłam na dół i udałam się do kuchni.
  - Cześć Natalie.- odezwałam się.
  - Cześć Vanessa.- odpowiedziała i na chwilę przerwała wyrabianie ciasta.
  - Wychodzę na spotkanie z Brayanem. Nie wiem, o której wrócę.
  - Baw się dobrze.- uśmiechnęła się kobieta, a ja wyszłam z kuchni i udałam się na korytarz. Ubrałam buty i wyszłam z domu. Jak zawsze była ładna pogoda. Jestem ciekawa, czy w Los Angeles pada deszcz. Pewnie tak, ale rzadko. Przez ten tydzień na niebie nie pojawiła się ani jedna deszczowa chmura. Tutaj ciąglę świeci słonce, za to w Londynie padał deszcz i było zimno. Zdecywodanie wolę ładną i ciepłą pogodę. Zresztą co ja się tak zamyśliłam o tej pogodzie? Samo jakoś tak przyszło. Jestem ciekawa dlaczego Brayan chce się ze mną spotkać skroro widzieliśmy się wczoraj. Nie wiem, może ma mi coś ważnego do powiedzenia? On też przeprowadził się do LA. Zresztą chyba nawet nie miał wyboru, bo jego mama pracuje w firmie mojego taty. Jego mama też wyjechała wcześniej i on też tak jak my przyleciał tutaj. Cieszę się, że go mam, bo gdybym nie spotkała Lynchów i Ellingtona to on byłby moim jedynym przyjacielem. Bardzo go lubię, ale nic więcej. Przez nasze prawie pół roku znajomości nie zakochałam się w nim i raczej to się nie stanie. Brayan chyba nie jest mi przeznaczony. Może uda mi się spotkać jakiegoś chłopaka. Wyszłam już z mojej ulicy. Nie chce mi się iść do praku, a troche drogi tam mam, bo 15 minut zajmuje dojście na piechotę. Zaczęłam machać ręką aż w końcu zatrzymała się przede mną taksówka. Weszłam do środka.
  - Dzień dobry. Proszę mnie zawieźć do parku.- powiedziałam, a kierowca ruszył. Szczerze to nie lubię za bardzi jeździć limuzyną, bo gdy z niej wysiadam to większość ludzi się na mnie patrzy. Tak przynajmniej mam trochę prywatności. Chociaż nikt nie zna za mnie, ani Laury. Mama i tata nie za często pokazują się z nami publicznie. Oni prawie w ogóle się nami nie interesują. Wiem, że Lau to boli, ale mnie również. Co to są za rodzice, którzy nie zajmują się swoimi dziećmi? Wiem, że nie powinnam narzekać na nich, bo przecież to w końcu moja rodzina. Muszę cieszyć się z tego, co mam. Doceniam to, że robią to co kochają, ale czasami mogliby zwrócić na nas uwagę. Jednak co mogę z tym zrobić? Wiadomo mogę porozmawiać, ale oni ten tematu zawsze unikają. No trudno muszę pogodzić się z tym tak jak jest. Może kiedyś to się zmieni. Mam nadzieję. Spojrzałam w okno i zauważyłam, że taksówka zbliża się do parku. Po chwili zatrzymała się, a ja podziękowałam kierowcy za podwózkę i zapłaciłam. Wysiadłam z samochodu i poszłam do parku. Szłam alejką i szukałam wzrokiem Brayana. Nigdzie nie mogłam go zobaczyć. Gdzie on się podziewa? Po chwili zobaczyłam go, siedzącego na ławce. Patrzył przed siebie i wyglądał na zamyślonego, więc mnie nie zauważył. Podeszłam do niego i usiadłam obok.
  - Hej Brayan.- odezwałam się wesoło, a on spojrzał na mnie.
  - O hej Vanessa. Kiedy przyszłaś? Nie zauważyłem cię.- odpowiedział.
  - Przed chwilką. Z daleka wyglądałeś na zamyślonego. Coś się stało?
  - Nie, nic się poważnego nie stało.- odparł jednak widziałam, że coś go trapi.
  - Widzę, że coś cię męczy. Powiedz, a napewno ci ulży.- powiedziałam, a on westchnął i spojrzał na mnie niepewnie. Okay zaczynam się trochę niecierpliwić. Coś musiało się stać, że jest taki małomówny. Zazwyczaj to on najwięcej mówi. Widzę, że coś go gryzie i chyba boi mi się tego powiedzieć. Co to jest skoro on tak się zachowuje? Jego milczenie zaczyna mnie już coraz bardziej niecierpliwić. Co się z nim dzieje?
  - Brayan no powiedz coś w końcu. Wyrzuć to z siebie.- odezwałam się i czekałam na reakcje z jego strony. Jednak chyba się nie doczekam, bo on głośno westchnął. Rozejrzałam się po parku i mój wzrok napotkał znajomą mi osobę. Mianowicie chodzi mi o Rikera. Szedł w naszą stronę, ale chyba jeszcze mnie nie zobaczył. Jednak po chwili nasze spojrzenia się spotkały. Zauważyłam zaskoczenie na jego twarzy. Po kilku sekundach był już obok naszej ławki.
  - Van, muszę ci powiedzieć, że...- zaczął Brayan, ale nie dokończył, bo przerwał mu Riker.
  - O cześć Vanessa.- odezwał się i uśmiechnął się do mnie.
  - Hej Riker.- odpowiedziałam i spojrzałam na Brayana, który nie wydawał się wesoły na jego widok. Zauważyłam, że jest zawiedziony.
  - Co tam u ciebie?- spytał blondyn.
  - W porządku, a u ciebie?
  - Spoko jakoś leci. Może mnie przedstawisz?
  - Jasne. Riker to jest Brayan mój przyjaciel, Brayan to jest Riker mój nowy znajomy.- powiedziałam, z chłopaki uścisnęli sobie dłonie.
  - Van to ja już sobie pójdę.- odezwał się Brayan.
  - Przecież chciałeś mi coś powiedzieć.
  - Już nie ważne. Może innym razem.
  - Okay, to pa.- uśmiechnęłam się.
  - Pa Vanessa.- odparł i objął mnie lekko. Ja odezajemniłam jego uścisk i po chwili się puściliśmy. Wstał i odszedł, zostawiając mnie sam na sam z Rikerem.
  - Coś on nie był w humorze.- odezwał się blondyn i usiadł obok mnie.
  - Najwyraźniej tak. Widziałam, że coć go gryzie, ale nie chce mi tego powiedzieć.- odpowiedziałam.
  - Czyli to twój przyjaciel, tak?
  - Tak, zgadza się.
  - Mówiłaś, że nie masz żadnych znajomych.
  - Jakoś wyleciało mi to z głowy. Zresztą o tym wspominała Laura, a ja nie. Zresztą, co ty tutaj robisz?- spytałam.
  - Chciałem sobie trochę odpocząć od mojego rodzeństwa i pomyśleć w ciszy i spokoju.
  - W waszym domu cicho raczej nie jest.- zaśmiałam się.
  - Tak, ale o tym już się sama trochę przekonałaś.- uśmiechnął się.
  - Może się przejdźmy? Nie chce mi się siedzieć.
  - Okay, czemu nie.- odparł Riker i wstaliśmy z ławki. Zaczęliśmy iść wolnym tempem.- Jeszcze nie mieliśmy okazji bliżej się poznać.
  - Tak to prawda.- przytaknęłam.
  - Długo znasz już swojego przyjaciela?- spytał.
  - Prawie pół roku. W zasadzie to jesteśmy tak jakby parą.
  - Co? Przecież powiedziałaś, że się przyjaźnicie.- przerwał mi.
  - Powiedziałam tak jakby jesteśmy parą.- podkreśliłam te słowa.- Udajemy tylko przy naszych rodzicach, bo to moi mnie spiknęli z Brayanem.
  - Twoi rodzicie wybrali ci chłopaka?
  - Tak, ale Laurze też tak robią. Zresztą my możemy się sprzeciwić jeśli się nam nie spodoba. Odkąd jestem dorosła miałam już sześciu kandydatów, ale oni byli synami milionerów i nie byli mili i sympatyczni, więc odrzucałam ich. Pół roku temu przedstawili mi Brayana. Po bliższym poznaniu okazał się sympatycznym chłopakiem. Jednak oboje nie chceliśmy być parą, bo uważaliśmy, żeby nią być to trzeba coś do siebie czuć, a my tylko się lubiliśmy. Rodzicom, żeby byli zadowoleni powiedzieliśmy, że jesteśmy razem. Tylko przy nich udajemy. Na osobności jesteśmy przyjaciółmi i dobrze się ze sobą dogadujemy. Przepraszam, że tak się rozgadałam, ale samo tak wyszło.- skończyłam swój monolog.
  - Nie no co ty, przyjemnie mi się ciebie słuchało.- uśmiechnął się Riker.- Czyli nic do niego nie czujesz?
  - Nie i trochę mnie to dziwi. Znamy się już prawie pół roku, a ja nadal tylko go lubię i nic więcej. Nie wiem dlaczego tak jest, ale chyba Brayan nie jest mi przeznaczony. Wolę go jako przyjaciela.
  - A on coś do ciebie czuje?
  - Raczej nie, ale nie wiem. Zawsze mówił, że mnie lubi i nic po za tym.
  - Dobrze udaje wam się grać parę?
  - My po prostu jesteśmy sobą. Tylko trzymamy się za rękę i nic więcej.
  - Ani razu się nie pocałowaliście?
  - Nie, bo przecież się przyjaźnimy. Jednak miesiąc temu on chyba chciał tego, bo zaczął się do mnie przybliżać, a ja odsunęłam się, bo przyjaciele się nie całują.
  - Skoro on tego chciał, to może jednak coś do ciebie czuje tylko to ukrywa, bo ty go nie kochasz.- powiedział Riker, a mnie to trochę zastanowiło.
  - Nie wiem, może, ale wątpię. Chciaż w sumie. Może wpłynęła po prostu na niego chwila. Riker ja nie wiem co mam o tym myśleć.- odpowiedziałam bez ładu i składu.
  - Jabyś zareagowała, gdybyś się dowiedziała, że on chce czegoś więcej niż przyjaźni?
  - Zadajesz mi trudne pytania. Nie wiem, bo nie przytrafiło mi się coś takiego. Pewnie bym zaakceptowała jego uczucia, ale nie powiedziałabym mu, że czuję do niego to samo. Boję się, że tym by się uraził.
  - Jeśli dobrze się dogadujecie to zrozumie twoje zdanie.
  - Pewnie tak. Skoro ty mnie tak wypytujesz to teraz ty mi coś o sobie powiedz. Masz dziewcznę?- spytałam.
  - Nie mam, ale w swoim życiu miałem trzy.- odpowiedział Riker.
  - Opowiedz mi coś o nich.- uśmiechnęłam się.
  - Okay, no więc swoją pierwszą dziewczynę miałem w wieku 15 lat. Jedanak to nie była prawdziwa miłość, bo jak ma ona wyglądać w takim wieku? To była bardzo fajna dziewczyna. Nazywała się Cathyy. Byliśmy ze sobą cztery miesięce, ale to i tak długo jak na pierwszy związek.
  - Dlaczego się rozstaliście?- spytałam.
  - Stwierdziliśmy, że to nie ma sensu, bo się nie kochamy. Zerwaliśmy też dlatego, że ona zakochała się w swoim przyjacielu i on odwzajemniał jej uczucia, więc nie chciałem im stawać na drodze.
  - Dobrze zrobiłeś.
  - Wiem. Druga była Elizabeth, ale wszyscy mówili do niej Liz. Poznałem ją, gdy miałem 18 lat. To już był poważniejszy związek, bo byliśmy razem prawie rok. Przy niej zrozumiałem, co to jest prawdziwa miłość. Ona była naprawdę miłą i sympatyczną dziewczyną. Dodawała mojemu życiu szczęścia. Oboje znaliśmy siebie na wylot i doskonale się rozumieliśmy. To był mój najlpeszy związek. Niestety ona wyjechała do Nowego Jorku na studia. Nie chcieliśmy tworzyć związku na odległość, bo to zwykle nie wychodzi. Rozstaliśmy się w przyjaźni. Jednak po roku nasz kontakt się urwał, gdy spotkała innego chłopaka.
  - Cierpiałeś, gdy wyjechała?- spytałam.
  - Tak, bardzo za nią tęskniłem, ale wraz z naszym urwanym kontaktem moja miłość do niej wygasała.
  - Szkoda, bo po twoim opowidaniu twierdzę, że byliście bardzo udaną parą.
  - Tak i to bardzo. Jednak losu nie da się pogodzić.- westchnął.- Moją trzecią dziewczyną była Jessica. Miałem wtedy 22 lata. Jess była fajną dziewczyną. Jednak nie czułem się przy niej tak jak przy Liz. Może dlatego, że miała inny charakter. Liz była spokojna, a Jessica pełna energii. Nasz związek trwał tylko dwa miesiące.
  - Dlaczego tak krótko?- spytałam.
  - Zdradzała mnie. Tak właściwie to ona miała chłopaka od miesiąca od naszego poznania. Była ze mną tylko ze względu na sł...- przerwał.- nie ważne dlaczego, powiem ci to kiedy indziej. Ona nawet mnie nie kochała. Zresztą ja jej też nie. Byłem tylko nią zauroczony.
  - Jak się dowiedziałeś, że ona ma chłopaka?
  - Zobaczyłem jak się całują. Gdy spytałem, co to ma znaczyć, to ona opowiedziała mi prawdę. Nawet nie byłem smutny. Byłem zły, że nie zauważyłem tego wcześniej. Tak to właśnie układały się moje relacje z dziewcznami.
  - No historię miłosną to ty masz.- powiedziałam.
  - Tak nawet trochę długą.- uśmiechnął się.
  - Teraz nie spotkałeś żadnej dziewczyny?
  - Nie, ale ja czekam na tą wyjątkową. Taką, którą pokocham tak samo lub mocniej jak Liz.
  - Nie masz żadnej na oku?
  - No jest taka jedna.- powiedział i wyglądał na trochę speszonego.
  - Czyli jednak jakaś ci się podoba. Znasz ją?
  - Trochę tam o niej wiem.
  - Długo się znacie?
  - Jakieś pare dni.
  - To trochę któtko, ale zawsze coś jest.- uśmiechnęłam się.
  - Tak. Ona jest bardzo fajną dziewczyną.- odparł.
  - Życzę ci z nią szczęścia. Może wam się kiedyś uda być razem.
  - Mam taką nadzieję.- uśmiechnął się.
  - Wiesz przyjemnie mi się z tobą rozmawia.- powiedziałam.
  - Mi z tobą również. Cieszę się, że się spotkaliśmy, mimo że było to przypadkowo.
  - Tak, ale fajnie spędziliśmy razem czas.
  - Teraz wiemy już o sobie więcej niż na początku.
  - Wcześniej po prostu nie mieliśmy okazji porozmawiać sam na sam.
  - Możemy częścej tak razem wychdzić do parku lub na plażę, co ty na to?- spytał.
  - Okay zgadzam się.- uśmiechnęłam się do niego.
  - To fajnie.- odwzajemnił mój gest.
  - Cieszę się, że poznałam ciebie, twoje rodzeństwo i Ellingtona. Naprawdę bardzo sympatyczni i radośni z was ludzie.
  - Witaj w gronie przyjaciół, bo możemy być nimi dla ciebie i Laury.
  - Okay. Lubicie nas ze względu na to jakie jesteśmy, prawda?- spytałam, bo chciałam się upewnić.
  - Tak i wiem o co ci chodzi. Nie martw się my nie zwracamy uwagi na to, że jesteście bogate. My nie jesteśmy z tych ludzi, którzy patrzą na pieniądze zamiast na charakter. Bardzo was polubiliśmy.- odpowiedział.
  - Tą odpowiedzią rozwiałeś moje wątpliwości.
  - Po prostu to była prawda.- uśmiechnął się.
  - Ona jest lepsza od kłamstwa, mimo że czasami może ona zranić.
  - Ja nie lubię ranić ludzi. Wolę żyć z nimi w przyjaźni.
  - Ja też.
  - Mam pomysł. Może ty i Laura wpadniecie do nas dzisiaj na noc? Spytam Rydel o zgodę, ale ona się zgodzi. Jest dopiero 18:00, więc co ty na to?- zaproponował Riker.
  - Okay, z chęcią do was przyjdzemy. Zresztą wszyscy razem nie widzielieśmy się przez dwa dni.- uśmechnęłam się.
  - To super. Może powoli wracajmy, bo musimy powiadomić o tym resztę.- powiedział, a ja przytaknęłam głową i zawróciliśmy. Droga do wyjścia z parku upłynęła nam na żywej rozmowie, a czas płynął mi bardzo szybko. W końcu znaleźliśmy się na chodniku.
  - Czyli musimy się już pożegnać.- odparłam.
  - No niestety, ale przecież zobaczymy się jeszcze dzisiaj.
  - To pa Riker.- uśmiechnęłam się.
  - Pa Van. Chyba mogę tak na ciebie mówić?- zapytał szybko.
  - Pewnie, tak mówią do mnie przyjaciele.
  - Okay, to widzimy się niedługo.- uśmiechnął się Riker i rozeszliśmy się w swoje strony. Nie chciało mi się iść na nogach, więc zaczęłam machać ręką na taksówkę i po chwili stanęła przede mną. Podałam kierowcy adres i ruszyliśmy. Cieszę się, że spędziłam ten czas z Rikerem. Dobrze czuję się w jego towarzystwie. On jest naprawdę bardzo miłym i sympatycznym chłopakiem, któremu można zaufać. Jestem ciekawa jaka to dziewczyna jest na jego oku. Nie, żebym była zazdrosna. Ja tylko jestem ciekawa jaka ona jest. Zna ją pare dni, czyli poznał ją, gdy przyjechaliśmy do LA. Dlaczego nie miałam okazji jej poznać? Pewnie on spotykał się z nią, gdy ja i Laura nie byłyśmy z nim i jego rodzeństwem. Nie będę już więcej myśleć na ten temat, bo to jest jego sprawa. Bardzej interesuje mnie to co chciał mi powiedzieć Brayan. Był taki spięty i nie mógł z siebie wydusić słowa. To musiało być coś poważnego. Tylko co? Co jeśli Riker miał rację i on coś do mnie czuje? Może właśnie to chciał mi powiedzieć tylko nie wiedział jak? Pewnie bał się mojej reakcji. Ja zaakceptowałabym to, ale co byłoby wtedy z naszą przyjaźnią skoro ja go nie kocham, a on mnie tak? Nie on nie może być we mnie zakochany. To nie było to. Napewno nie. To było coś innego. Nie mogę już o tym myśleć! Koniec tych przemyślań! Ja wcale o tym nie myślę! Co ja wygaduję, przecież okłamję sama siebie. Nie myśl! Nie myśl! To nie jest prawda! Po chwili zadzwonił mój telefon, więc wyciągnęłam go z kieszeni spodenek. Zauważyłam, że to Rydel i odebrałam.
  - Hej Delly.- odezwałam się wesoło.
  - Hej Vanessa. Riker powiedział mi, że chce, żebyście do nas przyszły na noc i ja się zgadzam.- powiedziała radośnie.
  - To super. Teraz jeszcze jadę taksówką, więc powiem o tym Laurze, gdy będę w domu, ale ona się zgodzi. Możecie się szykować.
  - Tylko, że to będzie wspólny wieczór, a nie babski. Będziecie spać u mnie to sobie wtedy pogadamy.
  - Okay, a o której mamy przyjść?
  - O której chcecie. To zależy w jakim czasie się wyszykujecie.
  - Okay to załóżmy, że będziemy u was więcej niż za pół godziny.
  - Dobrze, czyli wszystko mamy już omówione. Do zobaczenia.
  - Pa Rydel.- powiedziałam i rozłączyłam się. O tak to zdecydoawnie będzie udany wieczór. Po 3 minutach taksówka stanęła przed domem. Zapłaciłam kierowcy i wyszłam z auta. Przeszłam przez bramę i po chwili byłam już w środku. Zdjęłam buty i udałam się do kuchni. Tam powiadomiłam Natalie, że ja i Laura będziemy nocować u naszych przyjaciół, po czym poszłam na górę. Zapukałam do drzwi, ale nie usłyszałam proszę, więc weszłam do środka pokoju mojej siostry. Nie było jej w "saloniku" tak nazwała część pomieszcznia, w którym była kanapa, biurko, szafki i telewizor. Udałam się do jej sypialni i tam zastałam ją leżącą na łóżku ze słuchawakami na uszach. Miała zamknięte oczy, więc mnie nie zauważyła. To dlatego się nie odezwała. Podeszłam do niej i poszturchałam delikatnie w ramię, a ona otworzyła oczy.
  - O hej Van.- uśmiechnęła się, po czym ściągnęła słuchawki.
  - Hej Lau. Mam dobrą wiadomość.- powiedziałam.
  - Jaką?- spytała i usiadła po turecku.
  - Będziemy dzisiaj nocować u Lynchów i Ellingtona.- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
  - Tak? To super. Kto wpadł na ten pomysł?
  - Riker.
  - Riker? To ty się dziś z nim widałaś?
  - No tak, ale naprawdę to miałam się spotkać z Brayanem w parku, bo do mnie zadzownił. Chciał mi coś powiedzieć, ale się bał. Wtedy, gdy już zbierał się na wyjawienie mi tego, to przyszedł Riker, a Brayan odszedł. Zostałam sam na sam z Rikerem i zaczęliśmy rozmawiać, przy tym lepiej się poznaliśmy i pod koniec zaporoponował, żebyśmy przyszły do nich na noc. Taka o to przydarzyła mi się dziś historia.- skończyłam opowiadać.
  - Fajnie. Ciekawe, co Brayan chciał ci powdzieć.- odparła Laura.
  - Nie mam pojęcia, ale był bardzo spięty i poddenerwowany.- powiedziałam i widziałam, że siostra na czymś się zastanawia. Ciekawi mnie co tam kryje się w je umyśle.
  - Cokolwiek to było to musiało być dla niego ważne skoro bał ci się o tym powiedzieć.- odezwała się po chwili.
  - Tak napewno.- przytaknęłam. Zapanowała pomiędzy nami cisza.
  - Van widzę, że coś cię dręczy. Jak chcesz to mi o tym powiedz, bo lepiej wyrzucić coś z siebie niż chować w sercu.- odezwała się Laura. Jak ona dobrze mnie zna.
  - Tak masz rację. Jedna sprawa mnie nurtuje i wiąże się z Brayanem. Nie wpadłabym na to, gdyby nie Riker.- przerwałam na chwilę.
  - Zamieniam się w słuch.- powiedziała i poprawiła się w miejscu.
  - Riker pytał mnie, czy czuję coś do Brayna, czy on coś do mnie czuje, czy się całowaliśmy, a ja na to wszystko odpowiedziałam nie. Chociaż co do pocałunku to Brayan chciał to zrobić miesiąc temu, ale o tym przecież wiesz. Po tym Riker powiedział, że on może coś do mnie czuje. Ta sprawa mnie teraz męczy. Co jeśli to jest prawda? Co wtedy stanie się z naszą przyjaźnią? Jak się będzimy zachowywać w swoim towarzystwie? Przecież ja go nie kochałam, nie kocham i raczej nie będę kochać. Za długo już żyję z nim w przyjaźni, żeby teraz poczuć coś więcej. Ja go tylko lubię. Brayan chyba nie jest mi przeznaczony. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Laura pomóż mi.- powiedziałam.
  - Van, nie zadręczaj się myślami to tym, bo może to nie jest prawda. Na ten pocałunek wtedy może wpłynęła na niego tylko chwila, a nie uczucia, ale ja tego nie wiem. Myślę, że wam się jakoś ułoży.
  - Tak myślisz?
  - Tak, a teraz ogarnij się już, bo musimy przygotować się do nocowania u Lynchów.- odparła żywo Laura i wstała z łóżka.
  - Właśne prawie bym zapomniała o tym. Tak w ogóle to dziękję, ze mnie wysłuchałaś.- uśmiechnęłam się do niej.
 , - Nie ma za co, bo przecież ty też zawsze mi doradzasz.- odwzajemniła mój gest.- Ale teraz idź już się szykować.
  - Okay.- odparłam i wstałam z łóżka, po czym wyszłam z jej pokoju i udałam się do swojego. Wzięłam moją piżamę i ubrania na jutro. Więcej chyba już mi nie potrzeba. Spakowałam te ubrania do małej torby i poszłam z powrotem do pokoju Laury.
  - Jesteś już gotowa?- spytałam.
  - Tak, możemy już iść.- uśmiechnęła się. Udałyśmy się na dół i weszłyśmy do kuchni.
  - Cześć Natalie.- odezwałyśmy się.
  - Cześć. Już wychodzicie?- spytała kobieta.
  - Tak, wrócimy jutro przed południem.- powiedziała Laura.
  - Powiesz o tym rodzicom?- zapytałam.
  - Powiadomię ich o tym.
  - Dobrze, to my już idzemy.- odparłam.
  - Bawicie się dobrze.- uśmiechnęła się gosposia, a my wyszłyśmy z kuchni. Na korytarzu ubrałyśmy buty i wyszłyśmy z domu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam podobał się rozdział? Mi tak sobie, bo myślę, że nic się w nim nie dzieje i jest trochę nudny. Poświęciłam go głównie Rikessie, bo ta para też zaistnieje na tym blogu, żeby było ciekawiej. To w następnym ukarze się R5. Jeśli chodzi o Raurę to ich relacja jeszcze długo będzie opierała się na przyjaźni.
Co myślicie o nowym teledysku R5? Mi tak nawet się podoba, ale trochę za mało było reszty zespołu.
Do napisania!!!

9 komentarzy=next

sobota, 10 października 2015

Rozdział 11

"Listen to the airplanes as we count the stars" ~ "Wsłuchaj się w samoloty, jak będziemy liczyć gwiazdy" - Do It Again

~Los Angeles, 06.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Siedzę na krześle na balkonie i rysuję konia. Czasami przydaje mi się chwila ciszy i spokoju. Chociaż zaczyna mi się nudzić. Wczoraj Ross nie przyszedł do mnie w nocy tak jak się tego spodziewałam. Naprawdę sądziłam, że się zjawi, ale tak się nie stało. Nie, żebym była smutna przez to, bo przecież on ma swoje życie i ja mam swoje, ale po przedwczorajszej rozmowie zapragnęłam go zobaczyć i znowu pogadać na różne tematy. Polubiłam go to fakt, bo jest bardzo sympatyczny i miły. Jak można go nie polubić? Cieszę się, że zaproponował mi przyjaźń. Czuję, że przyjaźń z nim będzie czymś wspaniałym. Sama nie wiem dlaczego tak myślę. Chciałabym, żeby tak było. Wiem, że w końcu znowu do mnie przyjdzie niezapowiedzianie przez balokon. Za to jednak Jake nie odezwał się do mnie od dwóch dni. Może obraził się na mnie przez to, że go okłamałam? Powiedział, że nie zrobił tego, ale może wtedy kłamał. Może tak powiedział, żeby nie sprawić mi przykrości? Może po prostu był zajęty pracą i nie miał czasu dla mnie? Mam nadzieję, że to przez pracę, bo polubiłam go. On też jest miłym i sympatycznym chłopakiem. Wiem, że może to trochę wyglądać jakbym leciała na dwa fronty, bo myślę i o Rossie i o Jake'u, ale jak na razie to szukam przyjaciół, a nie chłopaka. Przyjaciele mi na razie wystarczą, a na miłość też w końcu przyjdzie czas. Nie da się przewidzieć kiedy nadejdzie, bo może się to zdarzyć zarówno jutro, pojutrze bądź za miesiąc, rok. Ja czekam na prawdziwą miłość. Czekam na tego niezwykłego chłopaka, który mnie ją obdarzy. Jake dobrze powiedział, że nie trzeba szukać chłopaka gdzieś daleko, bo może być bliżej niż myślę. Chciałabym się zakochać. Zrobić coś głupiego z miłości. Nie czekam na księcia z bajki, bo takiego nie znajdę. Po prostu czekam na kogoś, przy którym będę sobą i będę czuła się zupełnie swobodnie. Na kogoś kto będzie zarówno moim przyjacielem i chłopakiem. Nie wiem, czy taka osoba może istnieć, ale chciałabym, żeby tak było. To są moje marzenia. Wiem, że one nie są oryginalne, ale ja potrzebuję swojej drugiej połówki. Inni marzą o bogactwie, sławie, podróżach dookoła świta, a ja marzę o uczuciach. O czymś co może wydawać się tak oczywiste, że nie trzeba snuć o tym marzeń. Jednak ja w swoim życiu nie doświadczyłam wielu uczuć. Rodzicie tylko ciągle pracują i prawie w ogóle nie interesują się mną i Vanessą. Przyjaciół i chłopaka nie miałam. Miałam tylko Van. To ona była moim światłem życiowym. Bez niej nie wiem jakbym mogła żyć. Teraz na szczęście moje życie zmieniło się, nabrało więcej barw. Poznałam Lynchów, Ellingtona i Jake'a. To dzięki nim coś się zmieniło. Cieszę się z tej zmiany, bo to jest to o czym od dawna marzyłam. Jednak to by się nie stało gdybyśmy się tu nie przeprowadzili, a to zawdzięczam rodzicom. Jestem w Los Angeles dopiero tydzień, a już tyle przyjemnych chwil mi się przytrafiło.
  - Hej Lau.- usłyszałam głos mojej siostry. Odwróciłam głowę do tyłu i zobaczyłam ją w drzwiach balkonowych. Jak ona długo tu stoi?
  - Hej Van. Długo już tu jesteś?
  - Nie, dopiero co weszłam. Jakby co to pukałam, ale nie słyszałam żadnego proszę, więc weszłam i jak zawsze zastałam cię zamyśloną. Może się zakochałaś?
  - Nie, na to jeszcze kiedyś przyjdzie pora.- odpowiedziałam szybko.
  - Okay, a tak a ogóle to nie przyszłam do ciebie bez powodu.
  - Tak? Coś się stało?
  - Przez chwilą tata powiedział mi, że dziś na kolację przyjdą do nas rodzice Bryana i Jake'a, a chłopaki razem z nimi.
  - Czyli, że Jake tutaj przyjdzie? O której?
  - O 19, czyli już za 15 minut.
  - Co? Tak szybko? Dopiero teraz o tym się dowiedziałaś?
  - Tak dosłownie przed chwilą. Jadalnia już jest gotowa.
  - To wypadałoby się jakoś lepiej ubrać, bo tak jak teraz jestem to raczej się nie pokażę.- odparłam wskazując na moje legginsy i luźną koszulkę z krótkim rękawem.
  - Nie przesadzaj. Nie wyglądasz źle. Dla Jake'a się będziesz stroić, co?- Van poruszała znacząco brwiami.
  - Nie, ja po prostu chcę dobrze wyglądać przy rodzicach jego i Brayana.
  - Gadaj se gadaj ja i tak swoje wiem.
  - Oj Vanessa. Sama pewnie też za chwilę się przebierzesz.- uśmiechnęłam się do niej.
  - Tak, ale teraz już więcej może nie gadajmy, bo mamy mało czasu.
  - Fakt, masz rację.- odparłam, a on wyszła z mojego pokoju. Ja udałam się do garderoby. Poszperałam trochę w moich sukienkach, a mam ich sporo i w końcu znalazłam odpowiednią. Miała kolor beżowy i czarne nieduże kropki. Była trochę luźniejsza, więc dodałam do niej cienki, brązowy pasek. Ubrałam się, po czym podeszłam do toaletki. Rozczesałam włosy i zostawiłam je w naturalnym wyglądzie, czyli lekko pofalowane. Na podkręcanie i tak nie mam dużo czasu. Jak zawsze zrobiłam sobie lekki makijaż składający się z tuszu do rzęs i błyszczyka. Nie lubię się za bardzo malować. Jeszcze raz przyjrzałam się swojemu wyglądowi w lustrze. Jestem już gotowa. Wyszłam z garderoby. Drzwi na balokon zostawię otwarte. Tak na wszelki wypadek jakby nasi goście zostali dłużej i Ross do mnie przyszedł. Dlaczego ja ciąglę myślę, że przyjdzie właśnie przez balkon? Chyba dlatego, że zrobił już to dwa razy. No nic pora już zjeść na dół. Wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach, po czym udałam się do jadalni, w której siedzieli już moi rodzice.
  - Cześć Laura. Dobrze, że już przyszłaś, bo za chwilę odwiedzą nas goście.- powiedział tata.
  - Wiem już to od Vanessy. Dlaczego wcześniej nam nie powiedzieliście?- spytałam.
  - Nie było na to czasu.- odparła mama. Serio? Nie mogli poświęcić parę minut na powiedzenie mi o tym wcześniej? Nie wiedziałam, że aż tak bardzo ich nie interesuję. Zabolało. To fakt.
  - Naprawdę tak ciężko poświęcić odrobinę waszego cennego czasu na powiedzenie mi o tym?
  - Laura stwierdziliśmy, że wystarczy to zrobić przed samą wizytą, bo po co ci taka wiadomość wcześniej?
  - Czy ja już za grosz was nie intersuję?! Czy w ogóle was choć trochę obchodzę? Dlaczego nigdy nie spytacie mnie jak spędziłam dzień? Dlaczego jesteście tacy obojętni?!- z każdym zdaniem podnosiłam głos.
  - Laura uspokój się. Jak to się tobą nie interesjemy? A dla kogo zrobiłem ten ogród?- odpowiedział tata.
  - Za niego dziękuję, ale dlaczego nie możecie ze mną od czasu do czasu porozmawiać. Czy to tak trudno zamienć kilka zdań ze swoją córką? I nie wypierajcie się pracą, bo takie coś mogliście mi wciskać, gdy byłam młodsza.- spytałam już zwyczajnym tonem. Nie uzyskałam szybko odpowiedzi. Chyba nigdy jej nie uzykam. Co mają powiedzieć? Nie chciało się nam? Nie mieliśmy na to ochoty? Niech już coś w końcu powiedzą, bo zaczyna robić się to trochę denerwujące. Już mama otworzyła usta, żeby coś powiedziec, ale w tej chwili do jadalni weszła Vanessa.
  - Cześć Vanessa. Usiądź już przy stole. Zaraz przyjdą goście.- odezwała się mama. Czyli, że mój temat jest już pewnie skończony. Czy Van nie mogła przyjśc trochę później? Dowiedziałabym się może wtedy prawdy. Po chwili zadzwonił też dzwonek do bramy. Ciekawe kto pierwszy przyszedł? Jake czy Brayan? Mam nadzieję, że Jake. Odwlekłam swoje złości na później. Patrzyłam na wejście do jadalni i czekałam na gości. W końcu stanęli tam Jake i jego rodzice. Od razu się uśmiechnęłam. Nasze spojrzenia na krótką chwilę się spotkały, ale zaraz szatyn odwrócił wzrok.
  - Dzień dobry.- powiedzieli Johnsnowie.
  - Dzień dobry. Peter, Elizabteh proszę siadajcie obok nas, a ty Jacob usiądź obok Laury.- odparł tata, a oni zrobili tak jak im kazał.
  - Hej Laura.- odezwał się Jake.
  - Cześć Jake. Jak fajnie cię znowu zobaczyć.
  - Ja też się cieszę, że cię widzę. Tak w ogóle to ładnie wyglądasz.- uśmiechnął się.
  - Dziękuję.- odwzajeniłam jego gest. Po chwili ponownie zadzwonił dzwonek, czyli przyszli teraz Adamsowie. Po paru minutach pojawili się w jadalni i tata ich przywitał. Vanessa i Brayan przytulili się na powitanie. Przy rodzicach muszą udawac parę. Wychodzi im to bardzo dobrze, bo w końcu są "razem" już prawie pół roku. Spojrzałam na Brayna i zobaczyłam w jego oczach błysk, którego nigdy wcześniej nie dostrzegłam. Nie wiem co on oznacza. Jednak od pewnego czasu widzę, że przy Vanessie zachowuje się trochę inaczej. Może on się w niej zakochał? Wiem, że moja siostra nie darzy go takim uczuciem, bo często się jej o to pytam. Może oczywiście co do niego się mylę, bo nigdy wcześniej nie byłam zakochana. Gdyby to była prawda to jestem ciekawa jak na to zareagowałaby Vanessa.
  - To teraz skoro jesteśmy już wszyscy to możemy skosztować tego pysznego jedzenia.- powiedziała mama i każdy zaczął jeść. Dorośli zaczęli również rozmawiać o pracy. Nie miałam ochoty słuchać o czym jest mowa. Nie lubię takich kolacji, bo czuję się jak piąte koło u wozu i nawet nie wiem po co jestem przy stole. Jedzenie jest pyszne, ale atmosfera już nie. Zjadłam już wszystko co miałam na talerzu i nie miałam ochoty siedzieć w jadalni.
  - Przepraszam mamo, ale czy mogę już wyjść z jadalni? Skończyłam już jeść.- odezwałam się uprzejmie.
  - Tak oczywiście. Wszyscy możecie iść jak chcecie i porozmawiać na osobności.
  - Dziękuję.- powiedziałam i spojrzałam na Jake'a.- Idziesz ze mną?- spytałam go.
  - Tak.- odparł i wstaliśmy od stołu. Gdy wyszliśmy z jadalni odetchnęłam z ulgą. Teraz czuję się o wiele lepiej. Jak zazwyczaj.
  - Może chodźmy do ogrodu?- spytałam.
  - Okay, zresztą to twój dom, więc ty możesz mnie zaprowadzić gdzie chcesz.- odpowiedział i wyszliśmy drzwiami prowadzącymi na taras.
  - Ten ogród robi na mnie ogromne wrażenie. Jest niezwykły.- odparł Jake.
  - Wiem jest prześliczny. To jest moje ulubione miejsce w domu.- uśmiechnęłam się.
  - Nie lubisz chyba takich kolacji, co?
  - Aż tak to było po mnie widać?
  - Tylko trochę, ale po dokładnym przypatrzeniu się tobie.
  - Co ja takiego robiłam, że to zauważyłeś?- spytałam, bo ciekawiło mnie to.
  - Byłaś spięta, a nie jesteś taka na codzień, nawet teraz już nie.
  - Tak masz rację byłam spięta, bo ja nie lubię takich kolacji. Ta atmosfera jest dla mnie taka ciężka i niekomfortowa. Czuję się niepotrzebna przy stole.
  - Nie mam za bardzo jak postawić się w twojej sytuacji, ale rozumiem cię.- powiedział, a ja uśmiechnęłam się do niego. Weszliśmy do altanki i usiedliśmy na ławce.
  - Dlaczego nie odezwałeś się do mnie przez te dwa dni?- spytałam, bo to pytanie już mnie trochę męczyło.
  - Przepraszam cię, ale naprawdę byłem zajęty pracą. Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziłaś?- spytał i sporzał mi w oczy. Widziałam w tym spojrzeniu prośbę i wybaczenie.
  - Nie obraziłam się, ale trochę mnie to martwiło i myślałam, że to ty się na mnie obraziłeś przez to, że cię okłamałam.
  - Mówiłem ci już wtedy, że nie. Dlaczego zwątpiłaś we mnie?
  - Nie wiem, ale chyba dlatego, że w ogóle do mnie nie dzwoniłeś, nie pisałeś, nic. Myślałam, że wtedy tak powiedziałeś, żebym nie była smutna.
  - Nie kłamałem wtedy, ale trochę cię rozumiem. Mogłaś tak pomyśleć. Jeszcze raz cię przepraszam, że nie dawałem żadnego znaku życia.
  - Przeprosiny przyjęte.- uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił gest. 
  - Wiesz masz naprawdę piękny dom. Chciałbym kiedyś w takim zamieszkać. Coś w takim nowoczesnym stylu sobie zaprojektowałem.
  - Chciałbyś być milionerem?- spytałam. Jednak nie uzyskałam od razu odpowiedzi. Widziałam, że Jake się zastanawia i mogę poczekać, bo nie jest to łatwe pytanie. W głębi serca nie chcę, żeby nim był. Wielu ludzi pieniądze niszczą. Chociaż są tacy, którzy przeznaczają ogromne sumy na różne organizacje pomagające niepełnosprawnym ludziom. Tacy mają serce i litość, ale niektórzy gdy są bogaci tracą głowę i tylko chcą więcej i więcej. Moi rodzice raz wsparli pewną organizacji, która pomaga chorym dzieciom, co nie czyni ich tak bardzo zapatrzonych w pieniądze, ale oni niestety zwracają na nie dużą uwagę. No cóż oni już są tacy jacy są. Może kiedyś się zmienią na lepsze. Byłaby to dla mnie bardzo szczęśliwa wiadomość.
  - Laura mam nadzieję, że przez moją odpowiedź się na mnie nie obrazisz, ale ja chcę ci powiedzieć prawdę.- odezwał się Jake. Boję się tego co chcę mi powiedzieć.
  - To mów. Zniosę wszystko.- odparłam.
  - Wiesz ja trochę chciałbym być milionerem, ale nie pozwoliłbym, żeby pieniądze mnie zmieniły. Nadal byłbym taki jaki jestem. Pieniądze są potrzebne w życiu, bo bez nich nie da się żyć w tych czasach. Teraz wszędzie liczą się one. Jednak czasami chciałabym być bogaty. Ty może tego nie rozumiesz, bo taka jesteś. Zastanów się czy chcałabyś być jak typowa dziewczna? Zwyczajni ludzie po prostu o tym czasami marzą. Praca w firmie twojego taty to już jest dla mnie sukces. Nie martw się, bo ja nie zwracam uwagi tylko na pieniądze. Przyjaciele też się dla mnie liczą. Proszę zrozum mnie. Ja naprawdę cię polubiłem. Nie dlatego, że jesteś córką milionerów tylko za twoją osobowość.- skończył swój monolog, po czym niepewnie złapał mnie za dłoń i spojrzał w oczy. Ja nie sprzeciwiłam się temu gestowi. Jego wypowiedź trochę mnie zdzwiła. On ma rację. Niektórzy ludzie pragną być bogaczami. Ja już taka się urodziłam i nie wiem czy poradziłabym sobie w "zwyczajnym" świecie. Za bardzo przyzwyczaiłam się do tego. Jednak czy chciałabym porzuciać moje życie? Stać się typową dziewczyną w moim wieku? Czasami tak bym chciała, ale czy już zawsze to nie wiem. To jest bardzo trudna odpowiedź i teraz do tego nie dojdę. Zresztą za długo już się nie odzywam. Jeszcze Jake pomyśli, że się na niego obraziłam.
  - Jake ja cię rozumiem. Powiedziałeś swoje zdanie i ja je szanuję. Lepsza jest szczera prawda niż kłamstwo. Dobrze, że zdobyłeś się na odwagę i powiedziałes co myślisz. Ja też cię lubię za to jaki jesteś i cieszę się, że jesteś ze mna szczery.- odpowiedziałam i wywołałam tym uśmiech na jego twarzy.
  - Cieszę się, że mnue zrozumiałaś. Jesteś wspaniałą dziewczyną.- odparł, a ja zarumieniłam się lekko.
  - Ty też jesteś wspaniałym chłopakiem.- uśmiechnęłam się.
  - Wiesz skoro tak dobrze się rozumiemy, to może zostaniemy przyjaciółmi?- spytał niepewnie. Skąd ona u niego się wzięła?
  - Okay zgadzam się.- powiedziałam, a ona się do mnie objął. Jednak po sekundzie odsunął się ode mnie.
  - Przepraszam, trochę mnie poniosło.
  - Za co ty mnie przepraszasz? Przecież przyjaciele się przytulają.- uśmiechnęłam się do niego.
  - Tak wiem, ale nie wiedziałem jak na to zareagujesz.
  - Jak widzisz bardzo dobrze.
  - Tak zauważyłem.- uśmiechnął się.
  - Wiesz może dlaczego moi rodzicie zaprosili twoich na kolację?- spytałam i zmieniłam temat.
  - A ty nie wiesz?
  - Nie wiem, bo nie mam za dobrego kontaktu z rodziciami. Nie rozmawiają ze mną za często, ale o tym już przecież wiesz. Przyszli w jakieś ważnej sprawie, czy co?
  - Po to, żeby porozmawiać. Tak mi powiedziała mama, ale czy to do końca jest prawda to już nie wiem.
  - Wiesz mam pewne przypuszczenia co do tej kolacji.
  - Jakie?
  - Przyszli jeszcze do nas rodzicie chłopaka Vanessy i twoi też. Myślę, że mama i tata chcą mnie z tobą zeswatać. Zresztą tata już mi ciebie przedstawił, więc to jest bardzo prawdopodobne.
  - Skąd wiesz, może tak nie jest?
  - Oj wierz mi znam już swoich rodziców. Miałam już trzech kandydatów na mojego chłopaka i też była z nimi kolacja. Po niej zawsze wychodziłam z tym chłopakiem, żeby się lepiej poznać, a gdy już oni od nas wychodzili to zawsze odmawiałam i mówiłam, że on mi się nie podoba. Teraz też pewnie zrobili tak samo, a gdy już będzicie się zbierać do wyjścia to pewnie mama lub tata zapyta mnie czy mi się podobasz.
  - A ty co odpowiesz?
  - Jeszcze nie wiem, co dokładnie powiem, ale napewno zgodzę się, żeby się z tobą widzieć. Powiem, że jesteśmy przyjaciółmi.
  - Okay już myślałem, że mnie odrzucisz.
  - Ciebie? Przecież jesteś moim przyjcielem.- uśmiechnęłam się, a on odwzajemnł gest.
  - Czyli, że twoi rodzice chcą ciebie ze mną zeswatać, tak?
  - To jest bardzo prawdopodobne. Wręcz pewne.
  - Lubisz jak tak wybierają ci chłopaków?
  - Nie lubię tego, bo ja sama chcę kogoś spotakać i zakochać się, gdy przyjdzie na to czas. Tych, których mi przedstawili byli synami milionerów. Byli oni egoistami, patrzli tylko na pieniądze moich rodziców i na mój wygląd. Nie chciałam ich bliżej poznać. Ty po raz pierwszy nie jesteś bogaty i szczerze to to mnie zdziwło, że to ciebie wybrali. Chociaż wiesz ty jesteś bardzo miły i sympatyczny i lubię cię, ale nie jesteś tacy jak tamci.
  - Może dlatego, że twój tata i mój bardzo się lubią.
  - Może dlatego. Nie wnikajmy już dlaczego to właśnie ciebie mi wybrali, ale cieszę się z tego wyboru. Przynajmiej jeden raz udało im się znaleźć kogoś fajniejszego.- uśmiechnęłam się do niego.
  - Dziękuję. Cieszę się, że tak myślisz.- odparł Jake i odwzajemnił mój gest. Później rozmawialiśmy już na inne tematy. Dobrze się czułam w jego towarzystwie i to mnie cieszyło, bo to jest podstawa do przyjaźni. Gdybym źle się czuła przy nim to nie wiem czy zgodziłabym się na przyjźń. Jake jest naprawdę bardzo miłym i sympatycznym chłopakiem. Przegadaliśmy ze sobą jakieś trzy godziny i w końcu musiał wracać do swojego domu.
  - I co Laura, podoba ci się Jacob?- spytała mnie mama, gdy już wszyscy staliśmy przy bramie.
  - Jake to bardzo miły i sympatyczny chłopak. Chciałabym, żeby jak na razie był moim przyjacielem.- odpowiedziałam i spojrzałam na szatyna, który się do mnie uśmiechnął.
  - Dobrze. Zaskoczyła mnie twoja decyzja, bo już trzy razy odrzuciłaś chłopaków.
  - Jake jest po prostu inny i to w nim lubię.
  - Tym razem lepiej wybraliśmy. To teraz już niestety czas się pożegnać.- odparła mama i dorośli zaczęli mówić sobie miłe rzeczy na koniec.
  - Czyli się zgodziłaś.- odezwał się Jake, któru stanął naprzeciwko mnie.
  - Mówiłam, że się zgodzę.- odpowiedziałam, a on mnie przytulił tylko tym razem dłużej. Ucieszyłam się z tego gestu. Po chwili odsunął się ode mnie.
  - To pa Laura.- uśmiechnął się.
  - Pa Jake.- odwzajemniłam jego gest i po chwili wszyscy goście wyszli za bramę. Gdy Jacob był już w samochodzie pomachał mi na pożegnanie, a ja zrobiłam to samo i zaraz odjechali.
  - Naprawdę cieszymy się, ze dałaś Jacobowi szansę.- odezwał się tata.
  - Ja też się cieszę.
  - To chodźmy teraz już do domu.- powiedziała mama i wszyscy weszliśmy do środka. Od razu poszłam do swojego pokoju. Wzięłam telefon do ręki i włączyłam go. Była już 21:50. To trochę wszyscy się zasiedzieliśmy. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
  - Proszę.- odezwałam się i do pokoju weszła Vanessa.
  - Hej Lau. Widzę, że zgodziłaś się na Jake'a.- powiedziała i usiadła na kanapie, a ja zaraz zrobiłam to samo.
  - Tak, ale jak na razie to on jest tylko moim przyjacielem. Nie jest moim "chłopakiem" jak twój Bryan. Tak w ogóle to jak tam wam się układa?- odparłam i zrobiłam cudzysłów w powietrzu, gdy mówiłam słowo - chłopakiem.
  - Dobrze. Dużo rozmawialiśmy ja zawsze, a u ciebie i Jake'a?
  - Też spoko. Dobrze się ze sobą dogadujemy.- powiedziałam i przypadkiem spojrzałam na otwarte drzwi balkonowe. Co jeśli zaraz przyjdzie do mnie Ross? Vanessa nie może go zobaczyć. Musze ją jakoś spławić. Jak na razie to nie chcę, żeby dowiedziała się, że on do mnie przychodzi i to w dodatku w nocy. Powiem jej kiedyś o tym, ale jeszcze nie teraz. Specjalnie ziewnęłam.
  - Wiesz chce mi się już trochę spać, a jeszcze muszę się wykąpać.- odparłam.
  - Okay już wychodzę ty mój śpiochu.- zaśmiała się i wstała z kanapy, po czym wyszła z mojego pokoju. Uff... to jak na razie nie dowie się, że Ross do mnie przychodzi. Chociaż nie wiem czy to dzisiaj zrobi. Wczoraj go nie było, więce może dzisiaj też. Szczerze to chciałabym się z nim zobaczyć. Dzisiaj widziałam już Jake'a, ale chciałabym też zobaczyć Rossa. Co jak co, ale teraz to oni są moimi przyjaciółmi. Sami mnie o to spytali i ja się zgodziłam, z czego się cieszę. Nie pojdę się wykąpać, bo nie chcę się znowu go wystraszyć. Poczekam sobie na niego. Wstałam z kanapy i wyszłam na balkon. Dokładnie rozejrzałam się po ogrodzie, ale jeszcze nigdzie go nie zauważyłam. Postałam tak parę minut aż w końcu ujrzałam jakąś sylwetkę obok bramy. Szybko schowałam się w pokoju, ale nadal nie spuszczałam wzroku z tamtego miejsca. Po chwili zobaczyłam, że ta osoba zwinnie przechodzi przez bramę i już wiedziałam, że to jest Ross. W głębi serca poczułam szczęście. Widzę jak rozgląda się uważnie po terenie i w końcu przechodzi przez drzewka i szybko i cicho skrada się w kierunku naszego domu. Szybko odsunęłam się od drzwi i usiadłam na kanapie. Dla lepszego efektu włączłam telewizor. Co chwilę zerkałam na balkon aż w końcu zobaczyłam jego blond włosy i spojrzałam w ekran.
  - Hej Lau.- usłyszałam jego głos i odwróciłam się w jego kierunku. Gdy go zobaczyłam od razu na moje usta wpłynął uśmiech.
  - Hej Ross.- powiedziałam, a on usiadł obok mnie na kanapie.
  - Widzę, że dzisiaj cię nie zaskoczyłem swoją obecnością.
  - Zaskczyłeś mnie jak zawsze. Myślałam, że nie przyjdziesz.
  - A widzisz, a jednak jestem.- uśmiechnął się.
  - Cieszę się, że cię widzę. Dlaczego wczoraj nie przyszedłeś?- spytałam i napotkałam swoim spojrzeniem jego oczy.
  - Wiesz nie było mnie wczoraj, bo pomyślałem, że pewnie będziesz się mnie spodziewać, a dzisiaj już trochę mniej. Dlatego właśnie postanwoiłem przyjść dziś.- odpowiedział patrząc mi w oczy. Jakie on ma ładne brązowe oczy. Po chwili jednak spuścił ze mnie swój wzrok.
  - Tak dobrze myślaleś. Wczoraj czekałam na ciebie, ale dzisiaj też, chociaż już myślałam, że nie przyjdziesz.
  - A tak w ogóle to widziałem cię na balkonie. Pewnie gdy mnie zobaczyłaś to się schowałaś w pokoju i udawałaś, że oglądasz telewizję.- uśmiechnął się.
  - Skąd wiedziałeś, że to właśnie zrobiłam? Czytasz mi w myślach, czy co?- spytałam, bo trochę mnie to zdziwiło.
  - Nie, ale domyśliłem się. Zresztą sama właśnie się przyznłaś, że tak było.
  - Rzeczywiście to zrobiłam.- uśmiechnęłam się.
  - Wiesz pomyślałem, że może dzisiaj pójdziemy do ogrodu. Tam pod wierzbą jest ciemno i nikt nas nie zobaczy, co ty na to?- spytał.
  - A jak zejdziemy?
  - Po pregoli, a jak inaczej? Przecież jak wyjdziesz przez drzwi to jeszcze ktoś nas razem zobaczy.
  - Masz rację, ale ja nigdy nie schodziłam w ten sposób. Nie umiem tak. Co jeśli spadnę?
  - Zejdę pierwszy i w razie czego cię złapię. Musisz mi tylko zaufać. Zaresztą to nie jest wysoko. Dasz sobie radę.- uśmiechnął się do mnie.
  - Okay ufam ci, ale napewno mnie złapiesz w razie czego?- upewniłam się.
  - Tak zrobię to.
  - Okay to chodźmy, ale może wezmę jakiś koc, bo chyba nie będziemy cały czas stać.
  - Weź napewno się przyda.- odparł Ross, a ja wzięłam rzecz i wyszliśmy na balkon. Uprzednio wyłączyłam telewizor i zgasiłam światło. Jakby co to ja śpię.
  - To teraz patrz na mnie, późnej zejdziesz w ten sam sposób co ja.- powiedział, a ja przytaknęłam głową. Ross przeszedł przez barierkę i zaczął schodzić po pergoli. Po chwili był już na ziemi.- Okay, a teraz ty. Uda ci się.- szepnął, a ja głęboko odetchnęłam. Dam sobie radę. Mocno złapałam się barierki i przełożyłam jedną nogę. Po chwili zrobiłam to samo z drugą.- Dasz sobie radę. W razie czego cię złapię.- powiedział blondyn, a ja postawiłam stopę w szparę między deskeczkami. Nie jest tu wsysoko, ale ta pregola nie jest za bardzo wytrzymała. Dodatkowo było ciemno. Powoli i ostrożnie schodziłam w dół.- Już prawie. Jeszcze trochę.- odparł Ross i po chwili poczułam stały grunt pod nogami. Tak udało mi się! Odróciłam się do niego.
  - Brawo dałaś sobie radę.- uśmiechnął się.
  - Tak, ale to dzięki tobie, bo mnie wspierałeś.- odpowiedziałam i odwzajemniłam jego gest.
  - Teraz chodź za mną. Bądź ostrożna, bo nie możesz hałasować.
  - Okay.- przytaknęłam. Ross szedł w kierunku drzek, a ja za nim. Starałam się chodzić najciszej jak umiałam i udawało mi się to. Po chwili dotaraliśmy do nich i dalej podążaliśmy obok bramy. Szybko pokonaliśmy tą trasę i znaleźliśmy się pod wierzbą. Rzeczywiśce jest pod nią ciemno i prawie nic nie widać. Ross przedł przez głązki.
  - Co ty robisz?- spytałam.
  - No chodź tu do mnie.- odpowiedział, a ja wyszłam z pod drzewa.
  - Nikt nas tutaj nie zobaczy?
  - Nie spokojnie. Przecież i tak już prawie wszyscy śpią.- odparł i rozścielił koc na trawie, po czym położył się na nim.- Połóż się obok mnie.- uśmiechnął się i poklepał wolne miejsce.
  - Okay, ale co będziemy robić?- spytałam i położyłam się obok niego.
  - Spójrz w górę to zobaczysz.- odpowiedział, a ja powędrowałam wzrokiem na niebo. Było na nim mnóstwo gwiazd.
  - Wow... jakie piękne gwiazdy.- szepnęłam.
  - Tak i tak możemy częściej tutaj leżeć, co ty na to?
  - Okay.
  - A tak w ogóle to jeszcze nie powiedziałem ci, że ładnie wyglądasz.- powiedział i spojrzał na mnie.
  - Dziękuje.- uśmiechnęłam się.
  - Miałaś dzisiaj jakąś uroczystość, czy coś?
  - Miałam kolację z moimi rodzicami oraz z rodzicami takich dwóch chłopaków.- odpowiedziałam trochę się zacinając.
  - Jakich chłopaków?
  - No, bo wiesz ty nie jesteś moim jedynym przyjacielem.- zaczęłam, ale przerwałam na chwilę. Poczułam się troche niezręcznie i sama nie wiem dlaczego.
  - Tak masz jeszcze moją siotrę i braci oraz Ellingtona, ale z chłopakami tak bardzo się nie znasz.
  - Tak, ale ja znam też kogoś innego niż wy.
  - Naprawdę?
  - Tak i to jest chłopak. Nazywa się Jacob i to jego poznałam pierwszego, bo zaraz w drugi dzień mojego pobytu w LA. Dzisiaj moi rodzice zaprosili jego z jego rodzicami na kolację. No i Jake spytał mnie czy chcę się z nim przyjaźnić i ja się zgodziłam, bo dobrze się z nim dogaduję. Chyba nie jesteś na mnie zły za to, że ci o nim nie powiedziałam wcześniej?- spytałam, a jego wzrok utkwił na moich oczach. Nie chciałam spuszczać z niego mojego spojrzenia.
  - Lau, dlaczego miałbym się na ciebie obrazić? Ty możesz mieć i wiele innych przjaciół, a ja będę ich tolerował. Jesteś przecież moją przyjaciółką, więc muszę to robić.- uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam jego gest. Od razu poczułam się lepiej po jego wyznaniu.
  - Cieszę się, że tak myślisz. Szczerze to czuję się jakbym znała cię już dłużej, a widziałam się z tobą tylko trzy razy. Nie wiem jak to się stało.
  - Po prostu my Lynchowie jesteśmy bardzo towarzyscy i nowych znajomych traktujemy jak już tych znanych.
  - Ta wasza magia zadziałała na mnie.- zaśmiałam się.
  - To chyba dobrze, co nie?
  - Tak.
  - Teraz znowu wrócę do poprzedniego tematu. Powiedziałaś, że mieliście kolację razem z rodzicami dwóch chłopaków. Kto jest tym drugim?- spytał.
  - To jest przyjaciel Vanessy, ale przy rodzicach udają parę, ale tak naprawdę tylko się lubią.
  - Czyli Vanessa jest tak jakby już zajęta. Riker nie ucieszy się tym za bardzo, bo spodobała mu się twoja siostra.
  - Domyśliłam się tego. Możesz mu tego nie mówić? Van pewnie sama będzie chciała to zrobić.
  - Okay będę milczał jak grób.
  - To dobrze.
  - Może poparzymy teraz na gwiazy, co?
  - Pewnie.- odparłam i spojrzeliśmy w niebo. Zapanowała pomiędzy nami przyjemna cisza, którą wypełniały tylko nasze oddechy i ciche cykanie koników polnych. Gwiazdy są jednym z piękniejszych widoków jakie istnieją na ziemi. Można wpatrywać się w nie godzinami. Mi nigdy to się nie nudziło. Czasami potrafiłam nawet zasnąć na zewnątrz, ale spałam wtedy całą noc i obudziłam się dopiero, gdy słońce wzeszło. Zawsze, gdy leciała spadająca gwiazda to wypowiadałam wtedy życzenie i nadal to robię, bo kto tego nie robi widząc ją? Mało osób. Jednak te życzenia żadko się spełniały. Chociaż teraz już jedno tak, czyli posiadanie przyjaciół. Westchnęłam cicho.
  - Czemu tak wzdychasz?- spytał Ross.
  - Jakoś tak samo wyszło przez moje rozmyślania.- odpowiedziałam.
  - Wiesz, gdy patrzę w gwiazdy to myśli same przychodzą mi do głowy. Tak mam zawsze. Zresztą pozytywne rozmyślanie i podziwianie gwiazd jest czymś bardzo przyjemnym.- mówił to wpatrzony w niebo, ale czasami na mnie zerkał.
  - Ja mam dokładnue tak samo. Zresztą ja bardzo często rozmyślam i czasami po prostu się wyłączam, ale to u mnie jest zupełnie normalne.- uśmiechnęłam się.
  - Lubisz patrzeć na gwiazdy?
  - Tak, odkąd pamiętam to zawsze sprawiało mi to przjemność, a ty?
  - Tak i to bardzo, ale już o tym przed chwilą mówiłem. Masz swoją gwiazdę?
  - Tak i mogę dokładnie określić jej położenie.
  - Okay to mów.
  - Widzisz Mały Wóz i Gwiazdę Polarną?- spytałam i wskazałam na nią.
  - Tak.
  - Teraz spójrz trochę w prawo i tam zobaczysz taką jasną gwiazdę. Widzisz ją?
  - Tak, jasno świeci. To teraz ja ci powiem gdzie jest moja.
  - Zamieniam się w słuch.
  - Otóż moją znajdziesz bardzo szybko, bo jest blisko twojej, ale trochę wyżej. Widzisz ją?- spytał, ale wskazał też na nią.
  - Tak rzeczywiście jest bardzo blisko mojej. Może to coś znaczy.
  - Co na przykład?- spytał i spojrzał na mnie.
  - Może jesteśmy sobie przeznaczeni, ale raczej to jest po prostu zbieg okoliczności.
  - Może tak, może nie. Ta pierwsza opcja może jest możliwa, ale nie jestem jej do końca pewny.
  - Zawsze i tak może to oznaczać, że będziemy przyjaciółmi na zawsze. Jednak tego nie jesteśmy pewni.
  - Cokolwiek to może oznaczać to chyba będzie to z korzyścią dla nas.
  - Tak.- uśmiechnęłam się. Ponownie zapanowała pomiędzy nami cisza. Patrzyłam na nasze gwiazdy. Może rzeczywiście to oznacza, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Chociaż, gdy wybieraliśmy te gwiazdy to jeszcze się nie znaliśmy. Nie będę się już nad tym głowić, bo to, że mamy je blisko swoich jest fajne. Dwie jasne gwiazdy będące obok siebie i dwie osoby leżące obecnie obok siebie wpatrzone w te dwa punkty na niebie. Może zabrzmiało to trochę dziwnie, ale trudno. Do moich myśli nikt nie ma wstępu i mogę myśleć o czym tylko chcę i jak bardzo nieskładnie. Powiał lekki i zimny wiatr, a po moim ciele przeszły ciarki, bo w końcu mam na sobie tylko sukienkę. Zapomniałam wziąźć jakiejś bluzy.
  - Zimno mi trochę.- szepnęłam, a Ross spojrzał na mnie. Ja rówieź odwróciłam głowę w jego kierunku. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały, ale zaraz odwróciliśmy wzrok.
  - Chcesz już wrócić do pokoju?
  - Nie chce mi się za bardzo, bo przyjemnie mi się tu z tobą leży po gwaizadami i rozmawia. Czasami nawet potrafiłam zasnąć na zewnątrz i budziłam się dopiero o wschodzie słońca.
  - Skoro jeszcze chcesz trochę zostać to może dam ci swoją bluzę, żeby było ci cieplej?
  - Nie musisz tego robić, bo wtedy będzie tobie zimno.
  - Nie będzie mi aż tak zimno.- odparł i zdjął z siebie bluzę i podał ją mi. Założyłam ją i od razu było mi cieplej.
  - Dziękuję.- uśmiechnęłam się do niego.
  - Nie ma za co.- odwzajemnił gest.- I co już lepiej?
  - Tak jest mi dużo cieplej.- odparłam i kątem oka spojrzałam na dom. W tej sekundzie zapaliło się światło w salonie.- Ross ktoś jest w salonie. Schowajmy się pod wierzbą.- powidziałam, a on odwrócił głowę i przytaknął. Szybko wstaliśmy i zabraliśmy koc.
  - Mam nadzieję, że nikt nas nie widział.- odezwał się.
  - Oby, bo nie będzie dobrze, gdy ktoś zauważy, że mnie nie ma w pokoju. Chociaż niikt tam nie zagląda o tej porze.
  - Chyba to nie był dobry pomysł, żeby cię tu zabrać.- westchnął.
  - Nie no co ty, ja bardzo lubię patrzeć na gwiazdy i podoba mi się takie potajemne wychodzenie.
  - Chciałabyś tak częściej?
  - Tak, czemu nie. Tylko musimy uważać, żeby nikt nas nie zobaczył.
  - O to już ja się postaram.
  - O zobacz światło już zgasło. Może już odprowadzisz mnie do mojego pokoju?- spytałam.
  - Okay, ale jeszcze chwilę zaczekajmy, żeby było bezpieczniej.- odpowidział, a ja skinęłam głową. Ross patrzył na dom przez gałązki wierzby, a ja oparłam się o pień. Zdecydowanie możemy częściej tak tutaj leżeć i oglądać gwiazdy. Podoba mi się takie wspólne spędzanie czasu. Jestem tylko ciekawa, czy Ross jutro do mnie przyjdzie, czy też może nie. Spytam go o to później, bo teraz nie chcę mu przeszkadzać w obserwowaniu terenu. Jejku już minął tydzień odkąd przeprowadziliśmy się do Los Angeles. Ten czas zleciał mi naprawdę bardzo szybko. Znowu mogę stwierdzić, że cieszę się z przyjazdu tutaj. Dla takich chwil warto było tutaj być. Wiem, że to dopiero początek moich nowych wrażeń. Jestem ciekawa co jeszcze takiego przyniesie mi los. Mam nadzieję, że będą to dobre rzeczy.
  - Okay możemy iść.- odezwał się Ross i wyszliśmy z pod wierzby. Tak jak poprzednio przeszliśmy za drzewkami, a późnej szybko pod balokn.
  - To kto wchodzi pierwszy?- spytałam.
  - Ty, a ja w razie czego będę cię asekurował.- odpowiedział blondyn, a ja postawiłam stopę na pierwszej kratce. Wspinałam się powoli i ostrożnie i w końcu udało mi się wejść na balokon.- Brawo robisz postępy w wchodzeniu po pregoli.- odparł, a ja uśmichnęłam się. Po chwili Ross był razem ze mną na górze.
  - Czyli co już się żegnamy, tak?- spytałam.
  - Nie wiem jak chcesz.
  - Mi to obojętne, ale chyba już czas się rozsać. Miło spędziłam czas z tobą.
  - Tak ja też, czyli częściej chcesz tak leżeć po gwiazdami?
  - Tak.
  - Okay, czyli następnym razem też tak zrobimy.
  - Dokładnie. Przyjdziesz do mnie jutro?
  - Zobaczysz.- uśmiechnął się do mnie.
  - Okay, ale i tak będę na ciebie czekać.
&nbso; - Jak tam sobie chcesz.
  - To skoro już zaraz idziesz to oddam ci twoją bluzę.- odparłam i ściągnęłam ją z siebie i podałam Rossowi.
  - Dzięki. To pa Lau.- uśmiechnął się.
  - Pa Ross.- odwzajemniłam jego gest. Blondyn podszedł do mnie i objął w pasie. Ja zarzuciłam ręce na jego szyję i chwilę trwaliśmy w takiej pozycji. W jego ramionach poczułam się bezpieczie i przyjemnie. Po chwili Ross obluźnił uścik i puścił mnie.
  - To do zobaczenia.- uśmiechnął się i przeszedł za barierkę, po czym zszedł po pergoli. Szybko przebiegł do drzewek i zwinnie pokonał bramę. Później jego sylwetka znikła mi z pola widzenia. Weszłam do środka pokoju i zamknęłam drzwi balkonowe. Treaz już zawsze będę otwierała je koło dziesiątej. Jeszcze muszę się wykąpać. Wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Tam umyłam ciało i włosy. Po jakiś 15 minutach wyszłam z pomieszczenia i udałam się do sypialni. Położyłam się na łóżku i obróciłam się na lewy bok. Chwilę przemyślałam cały dzisiejszy dzień i stwierdziłam, że był on bardzo udany. Później odpłynęłam do krainy snów.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam podobał się rozdział? Myślę, że nawet mi się udał. To już bardziej rozwinęłam relacje Laury z Rossem i z Jake'iem. One jeszcze bardziej będą się pogłębiać i zadzieje się. Na Raurę jako parę jeszcze długo sobie poczekacie. Proszę komentujcie, bo to mi naprawdę pomaga w pisaniu.
Do napisania!!!

9 komentarzy=next