sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 17

"O północy wejdźmy na dach, by pod gołym niebem spać. I niech każdy to widzi, co znaczy szczęśliwym być tak."

Los Angeles, 11.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Obudził mnie nieprzyjemny dźwięk budzika. Jeszcze z zamkniętymi oczami sięgnęłam ręką na szafkę nocną i wzięłam z niej mój telefon. Niechętnie otworzyłam powieki i wyłączyłam budzik. Była 8:00. Wczoraj ustaliliśmy, że wyjdzemy o 9:00, żeby więcej czasu spędzić w domku, więc musiałam się obudzić godzinę przed. Przetarłam zaspane oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. To nie jest moja pora wstawania. Wczoraj w nocy przyszedł do mnie Ross, więc nie mogłam iść szybciej spać, żeby być lepiej wyspana. Jednak nie żałuję, że on u mnie był. Bardziej mnie to cieszy, bo myślałam, że się nie pojawi. Jednak Ross potrafi mnie zaskakiwać. Od początku to robił. Okay już pora się ogarnąć do wyjścia. Wstałam z łóżka i udałam się do garderoby. Co by tu ubrać? Po namyśle wybrałam żółtą, letnią sukienkę, która będzie pasowała mi do bikini. Zresztą to jest ulubiony kolor Rossa. Poszłam z nią do łazienki. Wzięłam lekki prysznic, żeby trochę się ożeźwić. Ubrałam się i wykonałam wszystkie poranne czynności. Wyszałam z pokoju czystości i wzięłam mój telefon. Włączyłam wyświetlacz. Zobaczyłam, że jest 8:35. W sam raz, żeby jeszcze zjeść śniadanie. Wzięłam torbę z potrzebnymi rzeczami i wyszłam z pokoju. Udałam się na dół do kuchni. Tam zastałam Natalie robiącą naleśniki.
  - Dzień dobry. - przywitałam się, a ona spojrzała na mnie.
  - Dzień dobry Lauro. Wyspałaś się? - spytała miło gosposia.
  - Nie za bardzo, ale daję radę.
  - Zrobiłam już naleśniki, żebyście od razu miały je gotowe.
  - Vanessa jeszcze nie zeszła?
  - Nie, nie widziałam jej na dole, ale pewnie za chwilę się pojawi. Jak na razie masz pierwszą porcję naleśników. - powiedziała Natalie i podała mi talerz. - Smacznego.
  - Dziękuję. - uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść. Po chwili do kuchni weszła moja siostra. Była ubrana w niebieską sukienkę. Ciekawe dlaczego?
  - Dzień dobry Natalie. Hej Laura. - odezwała się i usiadła obok mnie przy blacie.
  - Dzień dobry. - odpowiedziała gosposia.
 b - Hej Van. - odparłam.
  - Widzę, że już jesz śniadanie. - zwrociła się do mnie, a ja tylko pokiwałam głową na tak.
  - Dla ciebie też już mam gotową porcję. - powiedziała Natalie i podała Van talerz z naleśnikami. - Smacznego.
  - Dziękuję. - uśmiechnęła się moja siotra i obie zajęłyśmy się jedzeniem.
  - To teraz czekamy na Lynchów. - odezwałam się, gdy skończyłyśmy.
  - No tak. Może wyjdźmy już przed dom?
  - Okay, czemu nie. - odparłam i wstałyśmy z krzeseł.
  - Bawcie się dobrze. Kazałam wypełnić lodówkę i szafki tym co lubicie, więc głodni nie będziecie. - powiedziała gosposia.
  - Dziękujemy. - odpowiedziałyśmy i wyszłyśmy z kuchni. Udałyśmy się do korytarza, żeby ubrać buty i wyszłyśmyz domu. Sprawdziłam godznię na telefonie i była 8:54.
  - Może chodźmy usiąść na tarasie, bo nie chce mi się stać. - zaporponowałam, a Vanessa się zgodziła i poszłyśmy na tył domu. Usiadłyśmy na leżakach.
  - Dlaczego ubrałaś niebieską sukienkę? Czyżby dla Rikera? - spytałam i poruszałam znacząco brwiami.
  - Co? Nie. Po prostu lubię ten kolor, a że to jest ulubiony Rikera to mnie to nie obchodzi. Zresztą ty ubrałaś się dla Rossa? - tym razem ona odbiła paleczkę.
  - Może trochę o nim pomyślałam. Nie rób sobie nadzieji, że jestem w nim zakochana, bo tak nie jest.
  - Okay załóżmy, że ci wierzę, ale i tak wiem swoje. - uśmiechnęła się.
  - Ja przynajmniej się przyzanałam, że o nim pomyślałam ubierając się, a ty boisz się tego powiedzieć.
  - Nie myślałam o Rikerze.
  - Dobra, dobra, ja i tak wiem swoje. - powiedziałam jej własne słowa.
  - Zmieńmy temat, bo wiem, że ty możesz tak ciągnąć bardzo długo.
  - No fakt mogę.
  - Ross był wczoraj u ciebie? - spytała i uśmiechnęła się.
  - Był. Jak zawsze przyszedł po dziesiątej.
  - I pewnie leżeliście sobie koło wierzby i oglądaliście gwiadzy, prawda?
  - No tak, a co widziałaś nas?
  - Nie, ale domyśliłam się. To jest takie romantyczne, bo Ross wchodzi pokryjomu do twojego pokoju po pergoli, a później rozmawicie pod gwiazdami. Fajne są takie spotkania. Sama bym tak chciała, ale nie będę od was tego odgapiać.
  - I dobrze, bo to jest już nasza tradycja.
  - I właśnie przez te wasze spotkania zakochacie się w sobie. Ja to przeczuwam. Nie wiem kiedy to się stanie, ale z pewnością się wydarzy. - uśmiechnęła się.
  - Przyjaźnię się jeszcze przecież z Jake'iem.
  - Wiem, ale tak jak ci mówiłam, że ja jestem za Raurą.
  - Oj Van, ty i ta twoja wyobraźnia. - zaśmiałam się.
  - Jaka wyobraźnia? Ja mówię na serio. Jeśli coś poczujesz do Rossa to w pierwszej kolejności mi o tym mówisz, okay?
  - Okay, ale nie wiem czy to się stanie, bo my się tylko przyjaźnimy.
  - Ja i tak liczę na coś więcej. Zresztą dzisiaj razem śpicie.
  - Ty i Riker też. Nie, żeby coś, ale pasujecie do siebie. - uśmiechnęłam się.
  - Co? Weź przestań!
  - Co przestań? Przecież przed chwilą ty łączyłaś mnie z Rossem. Fajnie to tak?
  - Ja przynajmniej przypuszczałam nieuniknione. - zaśmiała się, a ja tylko przewróciłam oczami. Po chwili usłyszałam, że jakiś samochód zatrzymuje się przed bramą.
  - Już przyjechali. Chodźmy już. - odparłam i wstałyśmy z leżaków. Poszłyśmy w kierunku bramy. Tak to byli Lynchowie. Z aut wysiedli Ross i Riker i gdy nas zobaczyli pomachali nam, a my zrobiłyśmy to samo. Po chwili podeszłyśmy do nich.
  - Hej dzieczyny. - odezwali się i uśmiechnęli.
  - Hej chłopaki. - odpowiedziałyśmy.
  - I co gotowe już jesteście do wyjazdu? - spytał Ross.
  - Tak. Czekamy na was już od jakiś 5 minut. - odparłam.
  - Kto z kim jedzie? - odezwała się Vanessa.
  - Wy jedziecie razem z Rossem i Rydel, a ja z Rocky'm i Ellingtonem. - odpowiedział Riker.
  - Dajcie swoje troby, bo musimy je spakować do bagażnika. - powiedział Ross i wziął je od nas, po czym włożył do samochodu.
  - Okay to wy wsiadajcie i jedziemy. To wy wskazujecie nam drogę, bo my nie wiemy, jak mamy jechać. - odparł starszy blondyn.
  - Okay. - odpowiedziałśmy, a z samochodu wyszła Rydel.
  - Hej dziewczyny. - odezwała się.
  - Hej Delly. - odparłyśmy i przytuliłyśmy się na powitanie.
  - Jak chcecie siedzieć? - spytała.
  - Mi to obojęne. - odpowiedziała Vanessa.
  - To ja mam pomysł. Ja i Van z tyłu, a Laura z przodu, co wy na to?
  - Okay. - przytaknęłyśmy i wszyscy wsiedliśmy do samochodu. Po chwili odjechaliśmy. Ciekawe dlaczego ja siedzę akurat z przodu? No bardzo mnie to zastanawia. Hmmm... może dlatego, żebym była obok Rossa? Tak, to chyba dlatego. Moje przemyślania doprowadziły do tego, że lekko się uśmiechnęłam.
  - Ross, jak się czujesz tak otoczony przez trzy dziewczyny? - odezwzła się Rydel.
  - Nie przeszkadza mi to.
  - A chyba szczególnie taka jedna, co nie? - powiedziała Vanessa i wiem, że się teraz uśmiecha i że chodziło jej o mnie.
  - Nie wiem o kogo wam chodzi. - odparł Ross, ale pewnie się z nimi droczył, bo był uśmiechnięty.
  - Tak jasne. Przecież wiesz, że chodzi nam o Laurę. - odpowiedziała Rydel.
  - Tak? Jakoś się nie domyśliłem. - zaśmiał się.
  - Ładnie ona dziś wyglada, co? - spytała Vanessa, a ja spojrzałam na Rossa.
  - Żółta sukinka, czyli w twoim ulubionym kolorze. - dodała od razu blondynka.
  - No ładnie wygląda. - blonyn spojrzał na mnie i uśmiechnął się, a ja idwzajemniłam jego gest. Poczułam też, że lekko się zarumieniłam. Szybko spojrzałam w okno. Mam nadzieję, że on tego nie widział. Zresztą, dlaczego ja się czerwienię? Chyba dlatego, że nie czuję się za dobrze, gdy dziewczyny tak o nas mówią. O co im chodzi? Przecież ja i Ross tylko się przyjaźnimy i nic więcej.
  - Aww... jak słodko. Ładna z was para. - powiedziała Rydel.
  - Dziewczyny możecie już skończyć ten temat? - spytałam.
  - Popieram Laurę. - dodał Ross.
  - Okay, niech wam będzie, ale my tutaj liczymy na Raurę. - odparła moj siostra i zaśmiała się razem z Rydel.
  - Ech dziewczyny, ale wy fantazjujecie. - odpowiedział blondyn. Po chwili usłyszałam znajomą mi już piosenkę, której nadal nie znam tytułu, ani wykonawcy. Spojrzałam na Rossa i zauważyłam, że uśmiech zniknął mu z twarzy. Zerknęłam też na tył i Rydel zareagwała tak samo. Co się z nimi dzieje?
  - O znowu ta piosenka. Bardzo często, gdy jestem w samochodzie to ją słyszę. - odezwałam się. - Rydel znasz ją może? - spytałam.
  - Kojarzę ją, ale nie zanam wykonawcy. - odpowiedzała trochę poddenerwowanym głosem.
  - Szkoda, bo mi się spodobała. - odparłam i wsłuchałam się w utwór. Znow sądzę, że skądś kojarzę ten głos. Chyba, że znów mi się wydaje. Ale drugi raz? Nie. Jeszcze bardziej skupiłam się na piosence. Ten ton jest podobny do... Rossa? Nie. To nie może być on, ale głosowo jest podobny. Ale Ross przecież nie jest piosenkarzem. Chyba, że o tym nie wiem. Chociaż wyróżnia się też w tej piosence głos Rikera? Oni nie śpiewają. Pewnie mi się wydaje, ale te głosy są łudząco podobne. Sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Spytam o to Rossa w nocy. Może mi odpowie, a jeśli nie to może oznaczać, że moje przypuszenia są słuszne. Zobaczymy. Gdy piosenka się skończyła zauważyłam, że Rossowi i Rydel trochę ulżyło. Coś mi się wydaje, że oni coś ukrywają. Tylko co to może być? Reszta drogi upłynęła bardzo szybko, bo cały czas o czymś rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Atmosfera była bardzo wesoła. Po godzinie dojechaliśmy na miejsce. Gdy zobaczyłam nasz domek to trochę się nim zachwyciłam, bo dawno go nie widziałam, a jest piękny.
  - Wow. Tak waszym zdaniem wygląda domek? On jest rozmiarów przeciętego domu. - odezwała się Rydel.
  - Chociaż nie ma co się dziwić, bo wasz dom jest większy od tego. - powiedział Ross.
  - Tak to prawda. - przytaknęła Vanessa.
  - Bardzo mi się podoba. Chciałabym w takim mieszkać. Chociaż nic nie mam do własnego domu. - odparła blondynka.
  - Pewnie w środku też jest duży, co nie? - spytała.
&nbso; - Tak, ale mniejszy od naszego. - odpowiedziałam i wysiedliśmy z samochodu. Po chwili przyjechali chłopaki i wszyscy razem weszliśmy do środka domu. Pierwszy ukazał się salon.
  - Wow, ale piękny salon. - odezwała się Rydel, która znów nie ukrywała podziwu.
  - Od razu ustalamy kto gdzie śpi? - spytałam.
  - Chyba lepiej to od razu zrobić. - odparł Ross.
  - To może zrobimy tak, że ja i Lau idziemy do swoich pokoi, Rydel i Ellington do sypialni naszych rodziców, a Rocky do pokoju gościnnego, co wy na to? - zaproponowała Vanessa, a każdy się zgodził. - To chodźcie wszyscy na górę. Chociaż nie, Rocky ma sypialnię na dole. Później ci ją pokażę, okay?
  - Okay. - przytaknął brunet i udaliśmy się na piętro.
  - To teraz Rydel i Ell wy idziecie prosto. - wskazałam na drzwi do sypialni rodziców. - A ty Ross chodź ze mną. - powiedziałam i skręciliśmy w lewo. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka mojej sypialni.
  - Wow. - odezwał się Ross. Sama byłam trochę pod wrażeniem, bo dawno nie widziałam tego pokoju. Ściana na wprost drzwi była cała przeszklona, a widok rozpościerał się na ocean. Wieczorem widać zachód słońca. Po lewej stronie stało dwuosobowe łóżko, a obok szafka nocna. Po prawej była duża, biała szafa. Całe pomieszczene było pomalowane na błękitny kolor. Bardzo podobał mi się ten pokój. Szkoda, że jestem w nim tak żadko.
  - Tak wiem to jest piękna sypialnia. - odparłam i nadal wszystko lustrowałam wzrokiem.
  - To co dziś w nocy jak zawsze wychodzimy na zewnątrz?
  - No jasne, że tak.
  - Gdzie? Na plażę?
  - Zobaczysz. - uśmiechnęłam się.
  - Okay, jestem ciekawy co wymyśliłaś. - odwzajemnił mój gest. Po chwili do pokoju weszła Vanessa.
  - Idziecie na plażę? - spytała.
  - Tak. - odpowiedzieliśmy.
  - To super, gdy będziecie gotowi to idzcie od razu na plażę.
  - Okay. - odparliśmy, a moja siostra wyszła.
  - To ty idź pierwsza do łazienki. - powiedział Ross.
  - Okay. - przytaknęłam i wyjęłam z torby bikini. Poszłam z nim do łazienki i tam ubrałam się w nie. Sprawdziłam jeszcze wygląd w lustrze. Jest dobrze. Po chwili wyszłam z pomieszczenia. - Poczekam na ciebie.
  - Okay. - odparł blondyn. Wyciągnęłam z torby koc, ręcznik i krem z filtrem. Przebieranie się nie zajęło mu dużo czasu, bo po kilku minutach był gotowy. Był w samych kąpielówkach, a mój wzrok powędrował na jego umięśniony tors. Lekko przygryzłam dolną wargęi nadal na niego patrzyłam. Mimo, że widziałam go już dwa razy bez koszulki to nadal jego ciało mnie onieśmiela.
  - Lau idziesz, bo tak stoisz i patrzysz na mnie. - uśmiechnął się, a ja zarumienim się lekko. Jednak zaraz spuściłam głowę i zasłoniłam twarz włosami.
  - Tak idę. - odparłam i szybko podeszłam do drzwi, po czym otworzyłam je. Gdy byliśmy na schodach Ross zrównał się ze mną.
  - Dlaczego zasłaniasz się włosami. Ładnie ci w rumieńcach. - powiedził, po czym się uśmiechnął. Jego słowa spowodowały, że moje policzki stały się bardziej czerwone. Nie spojrzałam na niego, ale domyślam się, że teraz się uśmiecha.
  - Dzięki. - odpowiedziałam i wyszliśmy z domu. Po przejści przez mały taras od razu był piasek. Ross poszedł do chłopaków, którzy byli już w wodzie, a ja rozścieliłam koc obok Vanessy i położyłam się.
  - I jak tam z Rossem? - spytała moja siostra.
  - A jak ma być? Jest normalnie. - odparłam.- A u ciebie i Rikera? - odgryzłam się jej.
  - Dobrze, po staremu. - powiedziała, a ja posmarowałam się kremem do opalania.
  - To teraz dziewczyny leżing, plażing, smażing. - odezwała się Rydel. Położyłam się na plecach. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się ciepłymi promieniami słonecznymi. O taki weekend mogę mieć, co tydzień. Spędzam czas z przyjaciółmi i siostrą, słoneczko grzeje, czas leci szybko i przyjemnie. Nic tylko korzystać z takich chwil. Jednak opalanie nie zajęło nam długo, bo chłopaki wołali nas, żebyśmy weszły do wody. Z początku się opierałyśmy, ale gdy chcieli wrzucić nas do oceanu poszłyśmy z własnej woli. Świetnie się bawiliśmy. Pływaliśmy, podtapialiśmy się, chlapaliśmy, rozegraliśmy mecz siatkówki. Czas leciał nam bardzo szybko i przyjemnie i nim się obejrzeliśmy słońce zaczęło zachodzić. Postanowiliśmy, że zrobmy ognisko. Chłopaki poszli po gałęzie do pobliskiego lasu, a ja, Van i Rydel zajęłyśmy się szykowaniem jedzienia. Po niecałej godzinie ognisko zostało rozpalone i teraz siedzimy i smażymy kiełbaski. Robiło się już ciemno i trochę zimno, a ogień dawał nam zarówno światło jak i ciepło. Między nami panowała przyjemna atmosfera. U każego na twarzy widniał uśmiech.
  - Jak ten dzień szybko zleciał. - odezwał się Riker.
  - Bardzo szybko, ale miło spędzony czas zawsze płynie szybko i przyjemnie. - powiedziałam.
  - Chyba musimy częściej organizować takie weekendy. Tutaj mamy całą plażę dla siebie i nikt nas nie widzi. Taki domek nad ocenem się przydaje. - odparła Rydel i nastąpiła cisza. Nie była ona drętwa i niekomfortowa. Nie musieliśmy nic mówić, żeby wiedzieć, że ten czas jest dla nas przyjemny. Kiełbaski się pieką, ognisko strzela. Czego chcieć więcej? Te chwile muszę zapamiętać. Gdy zjedliśmy Lynchowie i Ell popatrzyli na siebie jeden po drugim. Wysyłali ku sobie takie porozumiewawcze spojrzenia. Nie miałam pojęcia, o co im chodzi.
  - Laura, Vanessa musimy wam coś powiedzieć. - zaczął poważnie Rocky. Poważny Rocky? To się nie zdarza za często. Okay w ogóle to się nie dzieje.
  - Wiecie, od początku ukrywamy przed wami ważną rzecz. - odezwał się Ross.
  - Chodzi nam o to, że my jesteśmy zespołem. - powiedział Riker.
  - Dokładniej jesteśmy R5. - dopowiedział Ell.
  - Ta piosenka, którą słyszałyście dziś w radiu to był nasz utwór ,,Pass Me By". - odparła Rydel. Wiedziałam, że to był głos Rossa. Jaka ja jestem spostrzegawcza.
  - Nie chcieliśmy wam z początku o tym mówić, bo tak samo, jak wy nie chceliśmy, żebyście lubiły nas za to, że jesteśmy sławni. - powiedział Rocky i na chwilę zapanowała cisza.
  - O to nie musieliście się martwić, ale widzę, że byliśmy w takiej samej sytuacji. - odezwała się Vanessa.
  - Dlaczego nam nie powiedzieliście tego wcześniej? - spytałam.
  - Chcieliśmy na początku was sprawdzić. Chodzi mi o to co powiedział Rocky. Na chwilę obecną nasza działalność jest zawieszona. - odparł Riker i wszyscy wyraźnie posmutnieli. Chyba mi się wydaje, że najbardziej Ross.
  - Dlaczego? - zapytała Van, a oni spojrzeli po sobie.
  - Chcieliśmy sobie odpocząć od dawania koncertów, wywiadów. Taka przerwa każdemu się przydaje. Nasza trwa już cztery miesiące. - odpowiedziała Rydel.
  - A nie chcecie wrócić z powrotem na scenę? Nie tęsknicie za tym? - tym razem ja spytałam.
  - Gdyby to było takie łatwe. - westchnął Ross.
  - Co wam to utrudnia? - powiedziała moja siostra, a oni znów spojrzeli po sobie. Co się mogło takiego stać? A wydawało mi się, że oni nie mają żadnych tajemnic, a tu proszę. Widzę, że skrywają jeszcze coś, co spowodwało ich przerwę. Co to mogło być? Musiało to być coś poważnego. Jestem ciekawa, czy to powiedzą.
  - Przykro nam, ale nie możemy wam tego powiedzieć. To jest dla nas bardzo bolesna i ciężka sprawa. - odparł Riker.
  - Dobrze, rozumiemy was. Nie musicie nam wszystkiego opowidać, jeśli nie chcecie. - odezwałam się.
  - Kiedyś wam to powiemy. - odpowiedział Ross spoglądając na mnie smutno.
  - A jakie to jest uczucie bycie sławnym i występowaniem na scienie? - spytała Vanessa. Pewnie chciała tym trochę rozładować tą atmosferę, która zrobiła się trochę ciężka.
  - To jest niezwykłe. Ta radość, satysfakcja, duma z tego co robimy to jest nie do opisania. Posiadanie fanów, którzy nie mogą się doczekać naszych koncertów, to jest bardzo fajna rzecz. To daje porządnego kopa do dalszej pracy.- odpowiedział żywo Rocky.
  - My od zawsze interesowaliśmy się muzyką. To jest dla nas drugie imię.- odezwał się Ellington.
  - Kto pisze te wszystie utwory? - zaptałam.
  - Ja i Riker, ale reszta też nam pomaga. - odparł Rocky.
  - Teraz i tak, mimo że nie występjemy to nie próżnujemy, bo tworzymy nowy album, który się pojawi, gdy z powrotem wejdziemy na scenę. - powiedział Ross.
  - To fajnie. Z pewnością go kupię. - uśmiechnęłam się.
  - Zaśpiewalibyście nam coś? - spytała Vanessa, a oni się uśmiechnęli. Zdecydowanie wolę ich wesołych niż przygnębionych. Gdy oni są radośni to ludzie dookoła tacy są, a gdy są smutni to inni też. Taki jest ich czar.
  - Okay, mamy nawet gitary. - odezwał się Rocky i razem z Rikerem i Rossem poszli do samochodu. Po chwili wrócili z instrumentami.
  - To co gramy? - spytał Riker.
  - Może ,,Pass Me By"? Laura polubiła tą piosenkę. - powiedział Ross, a ja uśmiechnęłam się do niego. On odwzajemnił mój gest. Po chwili zaczęli grać. Pierwszy śpiewał Ross. Widziałam, że to co robią sprawia im ogromną przyjemność. W oczach mieli błysk. Zdecydowanie kochają muzykę. To jest prawdziwie ognisko. Dźwięk gitar i śpiew dodaje całego klimatu.
  - To teraz może ,,Things Are Looking Up"? - spytał Rocky, gdy skończyli grać.
  - Okay. - odpowiedzieli chłopaki i zaczęli grać. Kolejna piosenka, która mi się podoba. Po powrocie do domu konicznie muszę posłuchać wszystkich ich piosenek. Coś mi się wydaje, że R5 to będzie mój ulubiony zespół. Nie tylko dlatego, że toworzą go moi przyjaciele, ale również z powodu ich muzyki. Słyszę dopiero ich drugi utwór, a już wiem, że inne też mi się spodobają. Tak właśnie spędziliśmy czas prawie do jedenastej. Ich piosenki naprawdę przypadły mi do gustu i utkwiły w pamięci, więc teraz chodzą mi po głowie.
  - Wiecie chyba już powinniśmy się zbierać, bo trochę się zasiedzieliśmy. - odezwała się Rydel.
  - Tak, ale dowiedziałyśmy się, że nasi przyjaciele to R5. - odparła Vanessa.
  - Umiemy was zaskakiwać. - uśmiechnął się Riker. Zagasiliśmy ognisko, pozbieraliśmy wszystkie rzeczy i weszliśmy do domu. Od razu każdy poszedł do wspólnych pokoi.
  - To kto idze pierwszy się kąpać? - spytałam.
  - Idź ty, ja sobie poczekam. - odpowiedział Ross.
  - Okay. - odparłam i wzięłam moją piżamę, po czym weszłam do łazienki. Nie chciałam, żeby Ross długo czekał, więc w miarę szybko się uwijałam. Po 15 minutach byłam już gotowa i wyszłam z pokoju czystości. Nie zobaczyłam nigdzie Rossa. Rozejrzałam się po wnęterzu aż zobaczyłam go na balkonie wpatrującego się w ocean. Podeszłam do niego i stanęłam obok.
  - Łazienka jest już wolna. - odezwałam się i chyba wybudziłam go tym z myśli, bo spojrzał na mnie trochę nieprzytomnym spojrzeniem.
  - Szybko się uwinęłaś. Myślałem, że dłużej ci to wszystko zajmie. - odpowiedział.
  - Nie chciałam, żebyś długo czekał.
  - Okay to ja teraz pójdę się wykąpać. - odparł i wszedł do środka pokoju, a ja zostałam na balkonie. Oparłam się o barierkę i patrzyłam na ocean, na który księżyc rzuciał swoją poświatę. Piękny widok. Wsłuchałam się w szum wody. Jest to bardzo przyjemny dźwięk. W sam raz do rozmyślań. Cieszę się z przyjazdu tutaj. Muszę zapamiętać te chwile, żeby w przyszłości je sobie przypominać. Ta wiadomość o tym, że Lynchowie i Ellington są zespołem była dla mnie zaskoczeniem. Jednak domyślałam się tego, bo rozpoznałam głos Rossa w piosence. To, że są sławni nie robi dla mnie jakieś większej różnicy. Oni nadal są moimi przyjaciółmi. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez nich. Byłoby ono puste i nudne, a oni nadali jemu barw i radości. Mimo, że znam ich tylko nicałe dwa tygodnie to czuję się jakbym znała ich o wiele więcej. Nie wiem, jak to zrobili. Nie mogę pojąć, że te niecałe dwa tygodnie temu przyjechałam do Los Angles. Minęło tak mało czasu, a już tak dużo się wydarzyło. Spełniło się moje marzenie o posiadaniu przyjaciół. Na inne też kiedyś przyjdzie pora. Czasami, żeby nasze pragnieinia się spełniły to trzeba im trochę pomóc. Kiedy one już się przydarzą to daje nam to wielkie szczęście. Ja po prostu cieszę się z tego tym kim jestem i co mam. Nie chcę się zmienić, bo taką siebie już w pełni zaakceptowałam. Najlepsza zmiana w moim życiu to była przeprowadzka tutaj. Gdyby to się nie stało to w tej chwili nie byłabym tu z moimi przyjaciółmi i siostrą. Czułam, że przyjazd do LA sporo zmieni i to okazało się prawdą. Narawdę cieszę się z tego, co mam. Czasami ludzi nie doceniają tego. Jednak takie małe rzeczy dają mnóstwo radości. Samo przebywanie z przyjaciółmi mnie uszczęśliwa, a jeszcze bardziej to, że akceptują mnie taką jaką jestem.
  - Hej Lau. - szepnął Ross, który nagle się obok mnie pojawił. Byłam taka zamyślona, że nawet nie słyszałam kiedy podszedł. Zauważyłam, że jest w samych bokserkach, co mnie ja zawsze rozpraszało.
  - Hej Ross. - odpowiedziałam również szpetem. - Czy ty nie możesz się ubrać? - spytałam trochę skrępowana.
  - Ja ta zawsze śpię, ale skoro ci to przeszkadza to mogę się ubrać, bo przygotowałem się na taki wypadek.
  - Zresztą gdy będziemy na zewnątrz to byłoby ci zimno. - odparłam i weszłam do środka.
  - A idziemy gdzieś? - spytał.
  - Tak. Możesz wziąć ten materac?
  - Okay, a po co on nam jest potrzebny?
  - Zobaczysz. - uśmiechnęłam się.
  - Zaczynasz mnie zaskakiwać.
  - No w końcu uczę się od najlepszego. - zaśmiałam się, a Ross zrobił to samo. - Ubierz się.
  - Okay. - odpowiedział, a ja podeszłam do łóżka i ściągnęłam z niego kołdrę, którą poskładałam oraz wzięłam poduszki. Wszystko wzięłam na ręce i trochę te rzeczy zasłaniały mi widoczność.
  - Pomóc ci? - spytał Ross, który był ubrany w spodnie od dresu i bluzę.
  - Nie musisz, bo ty bierzesz materac.
  - Poradzę sobie. Zresztą przy mnie nie będziesz za dużo dźwigać.
  - Okay weź te poduszki. - odpowiedziałam i dałam mu je.
  - To co teraz z tym robimy?
  - Chodź za mną. - odparłam i wyszliśmy z pokoju. Szliśmy na koniec holu i skręcikiśmy w prawo w małą wnękę. Stanęliśmy pod schodkami.
  - Gdzie ty mnie prowdzisz?
  - Nie powiem ci, bo za chwilę się dowiesz. - odpowiedziałam i weszłam po schodach, po czym otworzyłam klapę i znalazłam się na dachu domu. Po chwili Ross rówież wszedł.
  - To jest to twoje miejsce? Dach? - spytał, rozglądając się.
  - A co nie podoba ci się? - powiedziałam. Rozejrzałam się. Nad nami znajdowało się rozgwieżdżone niebo i księżyc, który jasno ,,świecił". Widać było ocean, który przyjemnie szumiał. To wszystko było bardzo piękne. Zachwyciłam się tym widokiem.
  - Nie, skąd. Podoba mi się. To miejsce jest zupełnie w twoim stylu. - uśmiechnął się.
  - Tak, specjalnie chciałam mieć takie wejście na dach, żeby patrzeć na gwiazdy.
  - Czyli nasza tradycja dzisiaj też jest utrzymana.
  - Oczywiście. Wymyśliłam to już wcześniej.
  - Ale po co nam są potrzebne te rzeczy?
  - A jak myślisz będzie nam wygodnie leżeć na gołym dachu?
  - No nie. Widać, że miałaś to zaplanowane skoro materac był już gotowy.
  - On był do spania w pokoju. Tak naprawdę to rodzice nie wiedzą, że śpimy razem. Jakby, co to każdy spał osobno.
  - Okay niczego się nie dowiedzą. Może już się rozłożymy? - spytał, a ja przytaknęlam głową. Położyliśmy materac na dachu, ułożyliśmy poduszki i kołdrę, po czym weszliśmy na nasze ,,łóżko". Było trochę mało miejsca, więc musieliśmy być bardzo blisko siebie, co mi nie przeszkadazało za bardzo, bo było mi cieplej i przyjemniej.
  - Spłeś kiedyś pod gwiazdami? - spytałam.
  - Nie, teraz będzie mój pierwszy raz. Ty już tak, prawda?
  - Tak. Zawsze, gdy tutaj przyjeżdżałam z Van i rodzicami to spałam na dachu. Czasami Vanessa też, ale rzadko. Lubiłam tak leżeć, patrzeć na gwiazdy i słuchać szumu oceanu. To mnie odprężało i usypiało.
  - Muszę przyznać, że jest tu przyjemnie.
  - A tak w ogóle to zaskoczyliście mnie tym, co dziś zdradziliście.
  - To, że jesteśmy zespołem?
  - Tak. Chociaż zaczynałam się domyślać tego, bo rozpoznałam twój głos w waszej piosence, która leciała w radiu. Gdybyście o tym nie powiedzieli to pewnie spytałabym cię teraz o to. Powiedziałbyś prawdę?
  - Nie wiem, ale chyba tak, bo to i tak w końcu by się wydało.
  - Ja nie rozumiem, co wam utrudnia powrót na scenę? - spytałam, ale nie uzyskałam od razu odpowiedzi.
  - Nie mogę ci tego zdradzić. - westchnał Ross.
  - Dlaczego?
  - Bo to jest poważna sprawa.
  - Okay, nie będę naciskać. Skoro nie chcesz to nie mów. Rozumiem.
  - To dobrze, bo myślałem, że może się na mnie obrazisz.
  - Nie zrobiłabym tego. Skoro to jest wasza rodzinna tajemnica to nie musicie mi jej zdradzać. Tak w ogóle to nie chciałbyś powrócić na scenę?
  - Chciałbym i to bardzo. Zespół to jest moje drugie życie. To jest niezwykłe, że mamy tylu fanów. Gdy widziałem jak dużo osób przychodzi na nasze koncerty to byłem naprawdę szczęśliwy i dumny z tego, co robię. Taki zespół składajacy się z członków rodziny moim zdaniem jest lepszy, bo lepiej się znamy i dogadujemy niż zespoły stworzone przez osoby, które nie są ze sobą spokrewnione. Mamy też lepszy kontakt. Kocham występować. Muzyka to moje drugie imię. - mówił to wszystko z wielkim entuzjazmem.
  - To naprawdę musi być przyjemne. Ja nie miałam kontaktu z instrumentami. Chociaż chciałabym się nauczyć grać na pianinie lub na gitarze.
  - Jakbyś chciała to mogę cię pouczyć na gitarze. - uśmiechnął się.
  - Okay, może kiedyś. - odparłam i również się uśmiechnęłam.
  - Pamiętaj, że zawsze możesz mnie o to poprosić.
  - Dobrze, zapamietam to. - powiedziałam. - Dlaczego nie napisałeś sam żadnej piosenki?
  - Nie miałem pomysłu na tekst lub melodię. Parę wersów mogę napisać, ale później często się zawieszam. Jednak melodię umiem stworzyć, bo ostatnio ją wymyśliłem, ale nie mam pomysłu na słowa. Nie pokazałem tej piosenki Rikerowi i Rocky'emu, bo sam chcę ją dokończyć. Potrzebuję tylko jakiegoś natchnienia. Nie powiesz im o tym?
  - Nie powiem, ale będę mogła jej posłuchać?
  - Okay, jak przyjdziesz do nas to mogę ci ją zagrać. - odparł i zapanowała pomiędzy nami cisza.
  - Ross, dlaczego nigdy nie mówłeś mi o waszych rodzicach? Gdzie oni właściwie są, bo nie mieszkają z wami. - zapytałam, a on westchnął. - Jak nie chcesz to nie musisz mi o tym mówić. - dopowiedziałam.
  - Mogę ci o tym powiedzieć. No w końcu jesteś moją przyjaciółką i nie musimy niczego przed sobą ukrywać.
  - To opowiadaj. Nie będę ci przerywała.
  - Zacznę może od końca, a później od początku. Nasi rodzice nie żyją. - westchnął.
  - Co? Jak to się stało? - spytałam poruszona tym, co powiedział.
  - Stało się to cztery lata temu. Nasi i rodzice Ellingtona chceli wybrać się na wakacje bez dzieci. Jednak długo się nad tym zastanawiali, bo ja i Rocky nie byliśmy jeszcze pełnoletni, ale Riker i Rydel przekonali ich. Mieli polecieć na Hawaje. Niestety przy podchodzeniu do lądowania coś stało się z silnikiem i piloci nie umieli zapnować nad samolotem. Lecieli prosto w doł na pas startowy. Gdy maszyna dotknęła ziemi, wybuchła. Nikogo nie udało się uratować. Wszyscy zginęli. - westchnął ciężko, a w jego oczach zauważyłam łzy. - Gdy się o tym dowiedzieliśmy, nie mogliśmy się z tym pogodzić. Najgorzej to przeżywali Rydel i Riker, bo to oni namówili ich na wyjazd. Ciągle pocieszaliśmy ich i mówiliśmy, że to nie ich wina i nie można było przewidzieć katastrofy. Najgorsze było to, że ja i Rocky mogliśmy trafić do domu dziecka, ale Rydel i Riker nie pozwolili na to i tak jakby oni sprawowali nad nami opiekę. Dobrze, że Ellington miał 18 lat, bo spotkałoby go to samo, a on nie ma rodzeństwa. To dla nas wszystkich były ciężkie chwile. Długo nie mogliśmy się pogodzić ze stratą rodziców. Gdy minęło pół roku byliśmy już nawet normalni. Teraz już pogodziliśmy się z tym, ale zawsze w rocznicę tego wydarzenia cierpimy. Nastąpi ona niedługo, bo 13 sierpnia, czyli za miesiąc. - skończył opowiadać i otarł łzy, które spłynęły mu po policzkach. Było mi go bardzo szkoda. Chciałabym go jakoś pocieszyć, więc przytuliłam go, a on objął mnie w pasie. Przeżyć śmierć rodziców w tak młodym wieku to jest coś okropnego. Nigdy nie chciałabym tak mieć.
  - Współczuję ci Ross. Nawet nie przypuszczałam, że wy tyle przeszliście. - odezwałam się i spojrzałam mu w oczy.
  - Skąd miałaś wiedzieć. Nikt ci o tym nie powiedział. Możemy już nie poruszać tego tematu?
  - Dobrze. - przytaknęlam. - Wiesz teraz tak mi przyszło do głowy, że smutne wydarzenia przytrafiły nam się w podobnym czasie. Ja wtedy leżałam w szpitalu w śpiącze po upadku z konia, a później rozpaczałam po tym, że nie mogę jeździć konno, a ty cierpiałeś z powodu śmierci rodziców. Jednak ty miałeś dwa razy gorzej. Nie wyobrażam sobie, żebym teraz straciła rodziców, mimo że poświęcają mi tak mało czasu.
  - Rzeczywiście masz rację. To wydarzyło się w ty samym roku, a nawet w tym samym miesiącu.
  - Gdybyśmy się wtedy zanli to pewnie pocieszalibyśmy się nawzajem.
  - Wiesz, zastanawiałem się, dlaczego my wcześniej się nie poznaliśmy, bo przecież ty tutaj przyjeżdżałaś i byliśmy w tym samym mieście.
  - Widocznie wtedy nie było nam to pisane. Jednak teraz cieszę się, że cię poznałam. - uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.
  - Tak, ja też. - odwzajemnił mój gest i nadal nie spuszczaliśmy z siebie wzroku. Zatonęłam w jego spojrzeniu i nie wiem czemu, ale nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu. Ta chwila nie trwała długo, bo Ross spojrzał w górę, a ja zaraz zrobiłam to samo. Zapanowała pomiędzy nami cisza. Jeszcze nigdy nie patrzyliśmy sobie w oczy tak długo. Jednak zawsze Ross to przerywa i nie mam pojęcia dlaczego. Chociaż, czy przyjaciele mogą tak robić, czy to już wychodzi poza tą granicę? Nie wiem. Przyglądałam się naszym gwiazdom, które jasno świeciły. Czy to jest zbieg okoliczności, że są blisko siebie, czy może to coś oznacza?
  - Wiesz, może nadamy nazwę naszym gwiazdom? - odezwałam się.
  - Okay, a jaką? - spytał Ross, a ja zastanowiłam się chwilę.
  - Może Together Forever?
  - Dlaczego tak?
  - Bo te gwiazdy będą na zawsze razem.
  - Tak, ale czy my to już nie wiadomo.
  - No tak, ale ja nie chciałbym ciebie stracić.
  - Ja też, ale nigdy nie wiadamo, co przyniesie nam przyszłość.
  - Mam nadzieję, że będą to same dobre rzeczy.
  - Też bym tak chciał. - odpowiedział i ponownie spojrzeliśmy na gwiazdy. Wsłuchałam się w szum oceanu, który mnie odprężał. Poczułam, że moje powieki stają się senne. Ziewnęłam.
  - Komuś chce tu się spać, co? - spytał Ross.
  - Tak.
  - To trzeba się jakoś wygodnie ułożyć, bo ten materac nie jest za duży.
  - To może się do ciebie przutulę? Wtedy będzie nam też cieplej, ale również przytulnie.
  - Okay. - odparł, a ja objęłam jego tors i przysunęłam się bliżej. Ross natomiast położył swoją rękę na mojej talii, co w ogóle mi nie przeszkadzało. Biło od niego takie przyjemne ciepło. Poczułam się przy nim zupełnie bezpieczna.
  - Dobranoc Lau. - szepnął, gdy już powoli zasypiałam.
  - Dobranoc Ross. - również szepnęłam i mocniej się w niego wtuliłam. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam podoba się rozdział? Mi tak. Jest w nim nawet sporo Raury, co pewnie was ucieszyło. Relacja Rossa i Laury caraz bardziej zaczyna się pogłębiać. Jednak przez dużo rozdziałów nie dojdzie do większych rzeczy. Musicie jeszcze poczekać na Raurę. Mam nadzieję, że jakoś to wytrzymacie, a będzie się działo.
Do napisania!!!

Komentujesz = Motywujesz

sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 16

"I was solo, living YOLO ‘Til you blew my mind" ~ "Byłem sam, żyłem chwilą dopóki nie namieszałaś w moim umyśle" - Pass Me By

~Los Angeles, 10.07.2015r.~
                                                             ★Ross★

Obudziłem się i przeciągnąłem. Sięgnąłem ręką do szafki nocnej i wziąłem z niej telefon. Włączyłem go, żeby sprawdzić godzinę. Była 9:55, czyli moja normalna pora wstawania. Odłożyłem przedmiot na miejsce. Przypomniały mi się wczorajsze wydarzenia, a szczególnie te z nocy. Szkoda mi Laury. Straciła swoją pasję przez wypadek. To musiało być okropne. Zresztą widziałem to po tym, jak wszystko opowiadała z emocjami i przecież płakała. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś kazał mi porzucić na zawsze muzykę. To byłoby nie do zniesienia. Chociaż jak na razie to nasz zespół jest zawieszony, ale przecież kiedyś się to skończy. Chciałbym coś zrobić, żeby spełnić marzenie Laury. Chciałbym, żeby była szczęśliwa. Stadnina jest blisko, więc mógłbym ją tam zabrać, gdy nie będzie jej rodziców w domu. Tak tylko, że wtedy ja bym stał i nic nie robił podczas, gdy ona jeździłaby na koniu. Zresztą ja nie jestem taki ważny. Najważniejsze jest to, żeby Laura była zadowolona. Tak, ale co jeśli ona pojedzie w teren? Szczerze? To chciałbym jej towarzyszyć. Jest tylko jeden wielki problem. Ja nie umiem jeździć konno. Może jednak mógłbym się tego nauczyć? Laura mówiła, że z jazdą konną jest tak samo jak z rowerem. Wsiadasz i jedziesz. No tak tylko to robiła przez cztery lata i miała trzecie miejsce w zawodach i starała się o pierwsze, a ja nigdy nie miałem doczynienia z końmi. Jednak chciałbym towarzyszyć jej podczas jazdy. To chyba nie jest takie trudne. Wsiadasz na konia i jedziesz. Pewnie łatwo się mówi, a trudniej robi. Pewnie dochodzi jeszcze do tego utrzymanie równowagi i inne rzeczy. Jednak chcałbym zrobić to dla Laury. Chcę, żeby jej marzenie się spełniło, a ja mu w tym pomogę. Zrobię to, nauczę się jeździć konno. Chociaż za dużo czas nie mam, bo zostały mi dwa tygodnie z kawałkiem do oddania jej Romwellom. Wykorzystam ten czas najlepiej jak potrafię i zrobię wszystko, żeby się nauczyć. Dam radę. Zrobię to dla Laury. Chcę, żeby była szczęśliwa. Czyli musiałbym pojechać do tej stadniny i zapytać o lekcje. Nawet dzisiaj mogę tam pojechać. Im szybciej tym lepiej. Okay koniec już tego leżenia. Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej dżinsy i czerwoną koszulę w czarną kratę. Poszedłem z tymi ubraniami do łazienki i wykonałem wszystkie poranne czynności. Wyszedłem z pomieszczenia czystości i zszedłem na dół do kuchni. Siedzieli w niej już wszyscy. Niecodziennie jestem ostatni.
  - Hej. - przywitałem się wesoło.
  - Hej. - odpowiedzieli, a ja usiadłem przy stole. Jedli tosty, które pachniały bardzo smakowicie. Na talerzu leżała moja porcja, więc wziąłem je i zacząłem jeść.
  - Jak poszło ci wczorajsze spotkanie z Laurą? - spytała Rydel.
  - Dobrze, dowiedziałem się więcej o jej przeszłości. - odpowiedziałem.
  - Czego?
  - Tego, że jeździła konno, ale przez wypadek rodzice jej zabronili. Nadal chce to robić, więc przed chwilą wpadłem na pomysł, żeby pomóc jej spełnić to marzenie. Zamierzam zabrać ją do stadniny, która jest pod Los Angeles i do to tego nauczyć się jeździć na koniu.
  - Aww... jak słodko. Widać, że ci na niej zależy. - uśmiechnęła się Rydel.
  - Po prostu chcę, żeby była szczęśliwa, ale nie myślcie od razu, że jestem w niej zakochany, bo tak nie jest. Zresztą taką rzecz może zrobić przyjaciel.
  - No może, ale zobaczysz, że poczujesz do niej coś więcej. - odezwał się Riker.
  - Znowu zaczynacie ten temat? Musicie go ciągle poruszać przy tym jak mówię coś o Laurze. Ja się tylko z nią przyjaźnię. Nic więcej. Nawet nie macie pojęcia jak się czuję z myślą, że za dwa tygodnie ją oddam Romwellom! - powiedziałem trochę podniesionym tonem.
  - Ross, przepraszam cię ja nie chciałem cię urazić. - odparł Riker.
  - Ja też cię przepraszam, bo to ja, jak zawsze zaczęłam ten temat. Nie obrażaj się na nas. - odezwała się Rydel.
  - Nie robię tego, bo nie umiem się na was gniewać. - uśmiechnąłem się.
  - Okay, już nie będę zaczynać tego tematu, ale gdy się w niej zakochasz to powiesz mi o tym? - spytała.
  - Tak, jeśli tak się stanie.
  - To super, a tak w ogóle to wczoraj w nocy wpadałam na pewnien pomysł. - powiedziała Rydel.
  - Jaki? - spytał Rocky.
  - Może wyznamy Laurze i Vanessie, że jesteśmy zespołem? Moglibyśmy zrobić to jutro, gdy będziemy w tym ich domku? Zgadzacie się?
  - Rydel, ale jak im wytłumaczysz, że zawiesiliśmy zespół? Przecież to jest związane ze mną. - odparłem.
  - Powiemy im tak jak wszystkim, że zrobiliśmy to, bo chcieliśmy odpocząć.
  - Okay, ale nie wspominajcie o mnie.
  - Wiadamo. Zgadzacie się, czy nie? - spytała, a my wszyscy spojrzeliśmy na siebie.
  - Zgadzamy się. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
  - Może od razu zagramy i zaśpiewamy im. Może przy ognisku? - zaproponował Rocky.
  - No to jest dobry pomysł. - przytaknął Ellington.
  - Jak myślicie jak one na to zareagują? - spytał Riker.
  - Myślę, że dobrze to przyjmą. Musimy im to porządnie wytłumaczyć. - odpowiedziała Rydel.
  - No nie do końca. - odparłem, a ona przytaknęła głową.
  - To jutro pozbywamy się jednej naszej tajemnicy, bo drugą jest sprawa Rossa. - powiedział Ell.
  - Mojej chyba nie uda mi się wyznać. Chociaż chciałbym to powiedzieć tylko Laurze. Jednak, co Romwellowie z nią zrobią tego już nie wiem. - westchnąłem.
  - Ross nie myśl o tym. Zostały ci jeszcze przecież dwa tygodnie. Wykorzystaj ten czas najlpiej jak potrafisz. - odparła Rydel.
  - Tak wiem.
  - Może nawet zaryzykuj i bardziej otwórz serce dla Laury.
  - Czy się w niej zakocham to nie zależy ode mnie, bo to nie mój rozum odczuwa moje uczucia tylko serce.
  - Pomyśl co przed chwilą powiedziałeś, bo może ci się to kiedyś przydać. - powiedziała Rydel, a ja zastanowiłem się chwilę. Fakt dobrze powiedziałem, bo to serce wybiera osobę, którą się pokocha. Rozum musi tylko to zaakceptować, a to czasami nie jest takie proste, bo można się wypierać, ale serce i tak wie lepiej. Ja jednak nie czuję niczego więcej do Laury. Może tylko to siebie wmawiam? Może tak, ale jeszcze nie sądzę, że się w niej zakochałem. Chyba to nie nastąpiło. A może jednak? Nie wiem. To jest trudne. Najlepiej nad tym mogę się zastanawiać przy Laurze. Na tą chwilę to uważam, że nie jestem w niej zakochany. Chyba.
  - Okay, czyja dzisiaj kolej zmywania? - spytała Rydel, a ja się ocknąłem.
  - Moja. - odparł Ellington i pozbierał wszystkie talerze. Wszyscy wyszliśmy z kuchni, żeby mu nie przeszkadzać. Może teraz pojadę to tej stadniny? Muszę znać dokładny adres. Poszedłem na górę do swojego pokoju i usiadłem na krześle przed biurkiem. Otworzyłem laptopa i chwilę poczekałem aż się włączy. Gdy tylko to się stało, wszedłem na internet. Wpisałem w przeglądarce stadnina ,,W siodle" i wyskoczła mi odpowiednia strona. Przeglądałem ją aż w końcu natrafiłemna adres: Los Angeles 1502. Obejrzałem kilka zdjęć z terenu, który obejmuje stadnina. Naprawdę są tam ładne widoki. Okay to mam już to, co potrzebuję. Zamknąłem laptopa i wyszedłem z pokoju. Udałem się do salonu, gdzie siedziało moje rodzeństwo.
  - Ja jadę do stadniny. Nie wiem kiedy wrócę. - powiedziałem.
  - Okay jedź. - odparła Rydel, a ja poszedłem na korytarz. Założyłem trampki i wyszedłem z domu. Wyciągnąłem samochód z garażu i odjechałem. Kierowałem się na wschodnią część miasta. Wyjechanie z niego trochę mi zajęło, bo Los Angeles to małych miast nie należy. W końcu natrafiłem na drogę wyjazdową. Gdy zniknęły wysokie budynki zacząłem rozglądać się po okolicy, ale jak na razie nie widziałem. Jechałem jeszcze jakieś 10 minut aż w końcu ujrzałem reklamę stadniny. Skręciłem w prawo i po 5 minutach zobaczyłem budynki oraz konie. Zaparkowłem na parkingu i wysiadłem z samochodu. To tutaj Laura spędziła cztery lata. Muszę przyzanć, że stadnina jest położona w malowniczym miejscu. To teraz muszę kogoś znaleźć, a najlepiej właścicielkę. Wszedłem do pierwszego budynku i jak się po chwili zorientowałem do stajni. Mają tutaj dużo koni. Ciekawe gdzie jest ten Laury? Rozejrzałem się po wnętrzu i zauważyłem jakąś dziewczynę. Podszedłem do niej.
  - Dzień dobry. - powiedziałem, a ona natychmiast się odwróciła. Była blondynką o zielonych oczach i mniej więcej w moim wieku. Nawet ładna, ale Laura według mnie jest ładniejsza. Zaraz, zraz, o czym ja myślę?
  - W czymś mogę pomóc? - spytała uprzejmie.
  - Szukam właścicielki tej stadniny, pani Elizabeth Morgan. Jest może tutaj?
  - Tak, zaprowadzę pana do niej. - uśmiechnęła się i razem wyszliśmy ze stajni. Obeszliśmy ten budynek i zobaczyłem dużo miejsca do jazdy. Akurat jakaś dziewczynka jeździła. Skoro ona potrafi, to chyba ja też mogę się tego nauczyć. Zauważyłem, że blondynka cały czas na mnie zerka. Podeszliśmy do barierek, przy której stała jakaś kobieta. To pewnie właścicilka.
  - Przepraszam. - powiedziała dziewczyna, a kobieta odwróciła się. Była w średnim wieku, włosy miała brązowe, tak samo jak oczy. - Przyszedł ktoś do pani. - odparła i odeszła.
  - Dzień dobry. Nazywam się Ross Lynch. - przedstawiłem się.
  - Dzień dobry. Jestem Elizabeth Morgan, właścicielka tej stadniny.
  - Miło mi panią poznać.
  - Wzajemnie. Co pana do mnie sprowadza?
  - Chciałbym nauczyć się jeździć konno. Czy mam na to szanse w takim wieku?
  - Oczywiście, każdy może się tego nauczyć i nie ma ograniczeń. Zazwyczaj naukę rozpoczna się od dziecka.
  - Tak wiem, ale chciałbym się nauczyć, ponieważ chcę pomóc spełnić marzenie mojej przyjaciółce Laurze Marano.
  - Laurze? - spytała ze zdziwieniem, ale również z widoczną radością. - Tej Laurze Marano, córce milionerów?
  - Tak.
  - Minęły trzy lata odkąd ją widziałam. To była niezwykła dziewczyna. Pełna ambicji i zapału. Jak się na coś uparła to nie odpuszczała i zawsze stawiała na swoim. Co u niej słychać?
  - Chyba nic się nie zmieniło z wyjątkiem tego, że nie jeździ konno.
  - Szkoda, że rodzicie jej zabronili. Miała wielki potencjał. Nigdy jeszcze nie miałam takiej uczennicy jak ona.
  - Laura dużo mi opowiadała o tej stadninie i o jej klaczy Night.
  - Ona była z nią bardzo zżyta. Laura spędzała całe dnie na przejażdżkach na niej.
  - Ta klacz nadal jest tutaj?
  - Tak, trzyma się bardzo dobrze. Nadal tylko mi się pozwala dotykać. Tylko Laura ją oswoiła do siebie. Mówiłeś, że chcesz się nauczyć jeździć konno i pomóc jej spełnić marzenie, tak?
  - Tak chcę, żeby znowu wsiadła na koński grzbiet.
  - Musi ci na niej bardzo zależeć, skoro tak się dla niej starasz. - uśmiechnęła się, a ja trochę się zmieszałem.
  - Laura to moja przyjaciółka.
  - Wiesz, dam ci pewną radę. Jeśli chcesz znaleźć prawdziwą miłość to Laura jest dla ciebie idealna. Takiej dziewczyny jak ona nigdzie nie znajdziesz. - odparła, a ja nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. Czy nawet pani Morgan musi mi o tym mówić? Czy ja naprawdę nie mogę tylko przyjaźnić się z Laurą? Dlaczego każdy mnie z nią łączy?
  - Będę o tym pamiętał. - powiedziałem. - To będę mógł się nauczyć jazdy konnej? - spytałem, żeby zmienić temat.
  - Oczywiście.
  - A da się to robić w dwa tygodnie?
  - To zależy od chęci i szybkiej nauki. Jeśli tak zależy ci na czasie to mogę zostać twoją trenerką.
  - Dziękuję, a kiedy będę mógł przychodzić?
  - Pięć razy w tygodniu, jeśli chcesz się nauczyć jazdy w dwa tygodnie.
  - Dobrze. Od kiedy zaczynam?
  - Dzisiaj niestety już nie mogę, ale możesz przychodzić od poniedziałku do piątku.
  - Dobrze, dziękuję pani bardzo.
  - Nie ma za co. Pozdrów ode mnie Laurę.
  - To będzie niespodzianka, więc nie.
  - Dobrze, już nie mogę się doczekać aż ją zobaczę. Pewnie wyrosła na piękną dziewczynę.
  - Z tym muszę się zgodzić. Do widzenia.
  - Do widzenia. - odpowiedziała pani Morgan, a ja poszedłem do samochodu. Wsiadłem do niego, odpaliłem i odjechałem. Cieszę się, że załatwiłem tą sprawę. Myślę, że dam radę się nauczyć jeździć konno. To chyba nie jest takie trudne. Ta pani Morgan to sypmatyczna kobieta. Łatwo się z nią dogadać. Nie dziwię się, że Laura ją lubiła. Mam nadzieję, że wyrobię się w czasie i zdążę spełnić jej marzenie. Nawet nie wiem dlaczwgo tak bardzo mi na tym zależy. Może dlatego, że Laura to moja najlpesza przyjaciółka i chcę dla niej jak najlepiej? Tak, chyba to jest powód. Po chwili usłyszałem w radiu ,,Pass Me By" i zacząłem śpiewać. Słysząc tą piosenkę przypomniałem sobie czasy, gdy ją pisaliśmy, robiliśmy teledysk, występowaliśmy. To było niezwykłe. Naprawdę chciałbym znowu stanąć na scenie i poczuć te wszystkie emocje, czyli radość, ale też dumę. Jednak nie wiem kiedy to się stanie. Mam nadzieję, że jak najszybciej. Z początku muszę przyznać, że przerwa mi się przydawała, ale teraz my wszyscy chcemy znów robić to, co kochaliśmy. To jest część naszej rodziny. Część mnie. Gdy piosenka się skończyła usłyszałem głos prowadzącego: ,,To był utwór ,,Pass Me By" zespołu R5, który niestety jest zawieszony od czterech miesięcy. Fani bardzo rozpaczają i chcieliby znów zobaczyć na scenie swoich idoli. Kiedy R5 to zrobi? Tego nie wie nikt." Skończył, a ja westchnąłem. Ma rację tego nie wie nikt. Dlaczego Romwellowie musieli pojawić się w moim życiu, które tak dobrze się układało? Doprowadzili do zawieszenia naszego zespołu, ale też do mojego cierpienia z powodu oddania im Lau. Ta druga sprawa ciągle nie daje mi spokoju. Z każdym dniem coraz bardziej, bo każdy dzień przybliża mnie do rozstania z Laurą. Ja tego nie chcę robić. Jednak ja nie ma nic do gadania. Nawet, gdybym poszedł do nich i powiedział, że nie przyprowadzę im jej to pewnie zaraz daliby mi wybór, czyli śmierć lub zadanie. Ja oczywiście wybiorę to drugie. Chociaż może bez nich nie spotkałbym Laury, a tego bym nie chciał, bo przywiązałem się do niej. Naprawdę bardzo ją polubiłem. Spotkana z nią to dla mnie czysta przyjemność. Cieszę się, że ją znam. Ona jest niezywkłą dziewczyną. Nigdy takiej nie spotkałem i wątpię, żebym kiedykolwiek spotkał. Nie ma takiej drugiej jak Laura. Może brzmię tak, jak bym był w niej zakochany, ale tak nie jest. Przyjaciel też może tak powiedzieć. Przyjaźń z nią daje mi naprawdę wielkie szczęście. Tak i właśnie dlatego chcę się nauczyć jeździć konnej i jej towarzyszyć podczas tego. Chcę spełnić jej marznie i pokazać, że jest dla mnie bardzo ważna. Dobra koniec już tych przemyślać i użalania się nad moim losem. Co się stanie to się stanie. Zobaczymy, co pokaże mi jeszcze życie. Takie myśli towarzyszyły mi do wjazdu do miasta. Po jakiś 15 minutach zatrzymałem samochód pod domem. Wjechałem nim do garażu i wszedłem do domu. Ściągnąłem buty i udałem się do salonu, gdzie zastałem Rydel oglądającą telewizję.
  - Hej Rydel. - powiedziałem, a ona spojrzała na mnie.
  - Hej Ross. Udało ci się zapisać na lekcje jazdy konnej? - spytała.
  - Tak, zaczynam od poniedziałku. Mam je pięć razy w tygodniu.
  - Czyli codziennie będziesz tam jeździł oprócz soboty i niedzieli?
  - Tak.
  - To urocze, że chcesz spełnić marzenie Laury. Widać, że ci na niej zależy. - uśmiechnęła się.
  - Zależy mi na niej jak na przyjaciółce. Chyba mogę sprawić jej radość będąc jej przyjcielem?
  - Możesz, czy ja coś powiedziałam na ten temat?
  - Idę do siebie. - odparłem, a Rydel pokiwała tylko głową i odwróciła ze mnie wzrok i skierowała go na ekran telwizora. Wyszedłem z salonu i udałem się na górę do mojego pokoju.
                                                                  ~*~
                                                             ★Laura★

Siedzę z Vanessą pod wierzbą i rozmawiamy. Do spotkania z Jake'iem zostało mi już tylko pół godziny. Dzisiaj spędziłam cały dzień z moją siostrą. Przed południem kąpałyśmy się w basenie i opalałyśmy. Zrobiłyśmy sobie siostrzany dzień. Jednak jakoś dziwnie siedzi mi się z nią pod wierzbą. Pewnie dlatego, że jest to miejsce moje i Rossa. Myślałam, że po tym jak wczoraj prawie nakryła mnie z Rossem to znowu mnie o to spyta, ale jednak tego nie zrobiła. Chciaż ją znam i pewnie to zrobi.
  - Okay, a teraz mam do ciebie takie małe pytanko. - powiedziała. Coś mi się wydaje, że to dotyczy wczoraj.
  - Jakie?
  - Powiedz szczerze i nie owijaj w bawełnę. Był u ciebie wczoraj w nocy Ross? Widziałam, że jesteś poddenerwowana i że chcesz mnie jak najszybciej spławić, więc mów. - odparła. Wiedziałam, że mnie o to spyta. Jej ciekawość jest naprawdę wielka. Powiedzieć jej prawdę? Czemu nie. Zresztą już wcześniej powinna o tym wiedzieć.
  - Eee... no, bo wiesz... - zaczęłam niepewnie. - Dobra powiem ci prawdę. Tak, wczoraj w nocy Ross był u mnie. Wszedł przez balkon. Przychodził nawet już wcześniej, a dokładnie pierwszy raz to zrobił, gdy spotkałyśmy Lynchów. Później tak zjawiał się co dwa dni, a teraz codziennie.
  - A co wy robicie, że tak spytam z ciekawości? - uśmiechnęła się.
  - Rozmawiamy na różne tematy.
  - U ciebie w pokoju?
  - Rzadko, bo zazwyczaj przychodzimy właśnie tu pod wierzbę, a dokładnie to obok rozścielamy koc, kładziemy się na nim i oglądamy gwizady. Schodzimy po pergoli i przemykamy się tu pokotyjomu, żeby nikt nas nie zobaczył.
  - Aww... jak romantycznie. - uśmechnęła się. - Nie doszło między wamio czegoś więcej?
  - Do czego?
  - Naprawdę nie wiesz o co mi chodzi? Chodzi mi o całowanie się.
  - Co? Nie, my tego nie robiliśmy. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Do takich rzeczy nie doszło.
  - Jeszcze nie doszło mogę dodać. Zobaczysz w końcu to się stanie i ja to wiem, bo widzę jak na siebie patrzycie. Może jak na razie tylko się przyjaźnicie, ale myślę, że to się przerodzi w coś więcej. Te wasze spotkania mogą do tego doprowadzić.
  - Myślisz, że się zakocham w Rossie?
  - Tak, chyba, że już to się stało.
  - Nie, ja go tylko bardzo lubię i nic więcej.
  - Zobaczysz, że się w nim zakochasz. Z takim przystojnym chłopakiem, jakim jest Ross ciężko się przyjaźnić. Zresztą uważam, że pasujcie do siebie. Nawet bardziej niż ty i Jake.
  - Van, skończ już ten temat. Z Rossem jest mi dobrze w przyjaźni i jak na razie nie chcę tego zmieniać.
  - Okay, ale zobaczysz, że wspomnisz moje słowa. Ja i tak będę za Raurą, a nie za Jaurą.
  - Za kim?
  - Połączyłam imię twoje i Rossa oraz twoje i Jake'a. Wyszło mi Raura i Jaura.
  - Okay, a ja za to shippuję Rikessę. - odgryzłam się jej.
  - Dla twojej wiadomości ja i Riker się przyjaźnimy. To ty i Ross bardziej przekraczacie tą granicę.
  - Okay, dobra koniec już tych naszych pogaduszek, bo idę na spotkanie z Jake'iem i jego przyjaciółmi. - odparłam i wstałam z trawy.
  - Miłej zabawy życzę, ale nie za dobrej z Jake'iem, bo ja czekam na Raurę. - uśmiechnęła się, a ja przerwróciłam oczami i odgarnęłam gałązki wierzby, żeby wyjść. Szłam dróżką prowadzącą do domu. Zauważyłam, że cały czas się uśmiecham. Dlaczego zawsze, gdy rozmawiam z Rossem lub o nim to właśnie się uśmiecham? Nie wiem dlaczego. To przezwisko jakie dała mi i Rossowi jest słodkie. Raura. Nawet nie wiedziałam, że tak razem współgrają nasze imiona. Przyjemnie to brzmi. Powiem o tym Rossowi, gdy do mnie przyjdzie. Pewnie to zrobi, bo teraz zjawia się codziennie, co mnie cieszy, bo lubię spędzać z nim czas. Jemu mówię o wszystkim. Jednak on o sobie już rzadko. Nie wiem za dużo o nim, ale skoro on nie chce opowiadać o sobie to nie musi. Nie będę naciskać. Z takimi myślami doszłam do swojego pokoju. Czas się przyszykować na spotkanie z Jake'iem i jego przyjaciółmi. Weszłam do garderoby i wybrałam niebiskie bikini oraz letnią sukienkę w tym kolorze. Ubrałam się w to i podeszłam do toaletki. Rozczesałam włosy i zostawiłam je, jak zawsze rozpuszczone. Nie będę robiła makijażu, bo gdy wejdę do wody to mi się wszystko zmyje. Sapakowałam również wszystkie potrzebne rzeczy na plażę do torby i byłam już gotowa. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, więc szybko wybiegłam ze swojego pokoju i udałam się na korytarz. Oczywiście drzwi otworzył już lokaj.
  - Hej Laura. - powiedział Jake i się uśmiechnął.
  - Hej Jake. - odparłam i odwzajemniłam jego gest.
  - Już jesteś gotowa?
  - Tak, tylko jeszcze założę buty i możemy iść. - odpowiedziałam i ubrałam sandały, po czym wyszłam z domu.
  - A tak w ogóle to ładnie wyglądasz. - uśmiechnął się.
  - Dziękuję. - odparłam i wyszliśmy za bramę. Wsiedliśmy do jego samochodu i po chwili odjechaliśmy.
  - Justin, Max i Liz nie mogą się doczekać aż ciebie zobaczą.
  - To fajnie. Jestem ciekawa jacy oni są.
  - Tacy jacy już ci mówiłem, bardzo mili i sympatyczni. - odpowiedział, a po chwili usłyszałam z radia piosenkę. To była ta, która leciała, gdy Ross zawiózł mnie i Vanessę do domu po rzeczy na plażę. Nie powiedział mi wtedy jak nazywa się ten utwór, ani jaki ma tytuł. Szkoda, bo spodobała mi się ta melodia i tekst.
  - Znasz może tą piosenkę? - spytałam.
  - Nie, ale jest nawet fajna.
  - Mi się bardzo podoba. - odparłam i wsłuchałam się w nią. Jednak ten głos wydawał mi się znajomy. Chyba, że mi się wydaje. Skądś go znam, ale nie mogę go skojarzyć. Dobra nie ważne. Zaczęłam nucić tą piosenkę. Jest naprawdę przyjemna dla ucha. Gdy się skończyła rozmawialiśmy z Jake'iem na temat jego przyjaciół. Po 10 minutach dojechaliśmy na miejsce. Jacob zaparkował samochód, po czym z niego wysiedliśmy.
  - Daj poniosę twoją torbę. - odezwał się.
  - Nie musisz, nie jest ciężka. Zresztą masz swoją.
  - Dla mnie to nie jest duże obciążenie.
  - Okay niech ci będzie. - odpowiedziałam i dałam mu torbę. Szliśmy do wejścia na plażę, gdy byliśmy już blisko jacyś dwaj chłopcy machali do nas ręką. Domyślałam się, że to są właśnie jego przyjaciele. Podeszliśmy do nich.
  - Siemia stary. - powiedzieli i przybili sobie piątkę.
  - Siemia chłopaki. Cześć Liz. - odparł Jake. - Laura przedsatawię ci moich kumpli. To są Justin, Max i Liz, a wy poznajcie Laurę. - na każdego wskazywał rękę. Przyglądałam się im. Justin był wyskokim blondynem o niebieskich oczach. Max natomiast był brunetem o brązowych oczach i również wysoki, miał dłuższą grzywkę. Obaj mieli włosy postawione na żel. Muszę przyznać, że jest na co popatrzeć, bo obaj są przystojni. Na końcu przyjrzałam się Liz. Była wysoką, blondynką o zielonych oczach. Na pierwszy rzut oka wydaje się być miła. Zresztą uśmiechała się, co trochę mnie w tym przekonaniu utwierdziło.
  - Miło nam cię poznać. - powiedzieli.
  - Mi was również. - odparłam.
  - Dużo o tobie słyszeliśmy. Jake non stop o tobie gada. - odezwał się Justin, a Jake spiorunował go wzrokiem.
  - Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. - uśmiechnęłam się.
  - Oczywiście, że tak. Ciągle po spotkanich z tobą mówi jaka to jesteś ładna i w ogóle. - powiedział Max i zaśmiał się, a po chwili dołączył do niego Justin. Spojrzałam na Jake'a, a jemu to chyba nie było do śmiechu. Cieszę się, że tak o mnie sądzi.
  - Dobra chłopaki przestańcie już. - odparł Jacob, a oni trochę się uspokoili, ale uśmiech nadal pozostał na ich twarzach. Tym wiecznym rozbawieniem trochę przypominali mi Lynchów. Jednak oni nie mogli się równać z moimi przyjaciółmi, a szczególnie z Rocky'm i Ellingtonem. Nikt ich nie pobije w ich wyczynch. Myślę tak, a w ogóle nie znam Justina i Maxa. Jednak nawet, gdy ich lepiej poznam to raczej zdania nie zmienię.
  - Okay, Jake wyluzuj już. - powiedział Max.
  - Chodźmy już na tą plażę. - odezwała się Liz i przeszliśmy przez przejście. Gdy tylko znaleźliśmy się na niej od razu ściągnęłam sandały, żeby poczuć ciepły piasek pod stopami. Trochę czasu zajęło nam poszukiwanie miejsca, w którym się rozłożymy. W końcu znaleźliśmy dość spory obszar. Rozścieliśmy koce. Chłopaki od razu ściągnęli ubrania i muszę przyznać, że każdy był trochę umięśniony. Jeszcze nigdy nie widziałam Jake'a bez koszulki. Rossa widziałam dwa razy. Umięśniony to on jest. Zaraz, zaraz, o czym ja myślę? Zauważyłam, że Liz też już jest w samym bikini, więc ściągnęłam swoją sukienkę.
  - No, no, Jake dobrze się ustawiłeś. Wyrwałeś ładną dziewczynę i to w dodatku córkę milionrów. - powiedział Max.
  - My jesteśmy przyjaciółmi. - odparł Jake.
  - Okay, my się nie będziemy już wtrącać w wasze relacje, bo widzę, że oboje jesteście zakłopotani. - odezwał się Justin. Szczerze powiedziawszy to nie czuję się zbyt swobodnie w ich towarzystwie. Przy Lynchach od razu byłam sobą. Nie byłam spięta. Teraz to jest też pewnie spowodowane obecnością Rossa, bo z nim jestem najbliżej, z Rydel też, ale z Rossem jednak czuję się inaczej. Zdecydowanie to jest mój najlpeszy przyjaciel.
  - Chłopaki idźcie do wody. Ty Jake też. - odezwała się Liz.
  - Ale... - zaczął.
  - Nie ma żadnego ale. Idźcie. - powiedziała blondynka, a chłopaki odeszli. - To teraz możemy sobie na spokojnie porozmawiać. - zwróciła się do mnie.
  - Okay. Oni zawsze się tak ciebie słuchają?
  - Nie, ale znamy się już długo, a jestem jedną dziewczyną wśrod trzech chłopaków, więc trzeba sobie jakoś radzić. - uśmiechnęła się. Trochę przypomina mi Rydel, ale i tak nie jest taka sama.
  - Ile się znacie?
  - Pięć miesięcy, a od czterch jestem z Justinem.
  - Długo jesteście razem.
  - Tak i cieszę się z tego. Jeśli Justin albo Max cię urazili to nie obrażaj się na nich. Oni tacy już są. Są poprostu pewni siebie i wyluzowani. Trochę tacy, jak podrywacze, ale oni potrafią stworzyć z dziewczną udany związek. Jake też kiedyś taki był, ale odkąd zaczął pracować w firmie to trochę spoważniał. Tak mi opowiadał Justin.
  - Naprawdę Jake taki był? Nie wyobrażam go siebie takiego.
  - Ja też nie zabardzo, ale przebywając z chłopakmi potrafię to zrobić.
  - Ja nadal nie potrafię tego pojąć.
  - Mogę zadać ci pewne pytanie?
  - Pewnie.
  - Jak to jest być córką milionerów?
  - Ma się wszystko, co materialne, ale co już związane z uczuciami to już nie za bardzo. Nie chodziłam do szkoły, nie miałam jeszcze chłopaka, nawet przyjaciół, ale teraz już tak.
  - Czyli nie jest za kolorowo?
  - Zależy jak na to patrzysz. Jeśli na pieniądze to wydaje się to wielki szczęściem. Ja jednak patrzę na osobowość, a nie na bogactwo.
  - Jake mówił o tym, ale nie sądziłam, że to jest prawda, a jednak.
  - Mogę teraz ja zadać tobie pytanie?
  - Jasne. Pytaj o co chcesz.
  - Jak rozpoznać, że jest się zakochanym? - spytałam, bo chciałam poznać jej zdanie na ten temat.
  - Wiesz, każdy to może czuć inaczej, ale najczęściej jest podobnie, czyli wystarczy ci sam widok tej osoby, żeby być szczęśliwym. Wszystko nabiera barw i staje się piękniejsze. Nawet każda zwykła rzecz. Ja czułam się jakbym unosiła się nad ziemią. Miłość to piękne uczucie. Naprawdę jej jeszcze nie przeżyłaś? Z takim wyglądem i pochodzeniem?
  - Nie, bo każdy chłopak patrzył na moje pieniądze, a nie na moją osobowość, a tego nie lubię.
  - Masz poza Jake'iem innych przyjaciół?
  - Tak, czteroosobwe rodzeństwo i ich przyjaciel. Dokładniej czterch chłopaków i jedna dziewczyna.
  - Którego lubisz najbardziej? Bo chyba jeden musiał ci bardziej przypaść do gustu.
  - Najbardziej tego w moim wieku.
  - Jak on wygląda?
  - Jest blondynem o brązowych oczach. Przystojny, dobrze umięśniony. Ma ładny uśmiech. - odpowiedziałam, a mówiąc z każdym słowem mój uśmiech robił się coraz większy. Ross nawet, gdy go nie ma tak na mnie działa. To jest jednocześnie zaskakujące i przyjemne.
  - A jak się nazywa jeśli mogę wiedzieć?
  - Ross. - odparłam.
  - Skądś kojarzę to imię, ale nie pamiętam dokładnie z kim. - powiedziała, a ja chciałam jeszcze spytać z kim dokładniej, ale w naszą stronę szli chłopaki. Usiedli na swoich kocach.
  - I co lepiej się poznałyście? - spytał Jake.
  - Tak, trochę rozmawiałyśmy. - odpowiedziałam.
  - Polubiłyście się trochę?
  - Tak, Liz to bardzo sympatyczna dziewczyna. - uśmiechnęłam się do niej.
  - Okay, to może teraz wszycy pójdziemy do wody? - spytał Max i wszyscy przytaknęliśmy głowami. Wstaliśmy z kocy i udaliśmy się do oceanu. Zanurzyłam stopy, a woda była już trochę zimna, bo jest już coś po piątej. Nie mam ochoty na kąpiel. Jaustin, Max i Liz byli już zanurzeni prawie do pasa, a ja nadal stałam na brzegu po kostki w wodzie.
  - Nie wchodzisz głębiej? - spytał Jake.
  - Chyba nie, bo woda jest już trochę zimna, ale też nie mam ochoty na kąpiel. - odpowiedziałam.
  - Okay, to w takim razie postoję tu z tobą.
  - Nie mam nic przeciwko. - uśmiechnęłam się. Patrząc tak na ocean przypomniało mi się jak ja, Van i Lynchowie plus Ell chlapaliśmy w wodzie. Byliśmy wtedy tacy weseli. Dobrze się z nimi wtedy bawiłam. Jednak najbardziej w pamięci utkwiło mi to spojrzenie Rossa po wynurzeniu się po tym jak na niego wskoczyłam za to, że wrzucił mnie do oceanu. Trwało ono może z sekundę, ale spodobało mi się. Podobnym spojrzeniem obdarzył mnie, gdy pierwszy raz do mnie przyszedł w nocy i mówił mi, że nic mi nie zrobi. Teraz, gdy tylko nasze spojrzenia się zetkną natychmiast ucieka wzrokiem. Nie wiem dalczego tak robi. Zresztą dlaczego ja myślę o Rossie będąc z Jake'iem? Laura ogarnij się!
  - Liz mówiła mi, że zanim zacząłeś pracować w firmie mojego taty to byłeś taki jak Justin i Max, to prawda? - spytałam po chwili. Byłam ciekawa ci na to odpowie.
  - Wiesz, no byłem podobny. Też taki wyluzowany i pewny siebie, ale przez pracę trochę spoważniałem.
  - Nie mogę sobie wyobrazić takiego.
  - Naprawdę? Dlaczego?
  - Chyba dlatego, że przyzwycziłam się już do twojego charakteru. Portafisz nadal tak się zachowywać?
  - Raczej tak, ale myślę, że w końcu trzeba trochę spoważnieć i zacząć myśleć o swojej przyszłości.
  - Tak, ale czasami można żyć tylko teraźniejszością.
  - Tak, ale też warto zastanowiśc się nad tym co się stanie później. Jednak czasami trzeba zaryzykować i nie patrzeć na konsekwencje.
  - Tak, też tak myślę. - przytaknęłam. - Jeśli będziesz chciał się ze mną spotkać jutro lub pojutrze to nie będziesz mógł, bo spędzę ten weekend z moimi przyjaciółmi i Vanessą.
  - Tym rodzeństwem?
  - Tak.
  - To życzę wam udanego weekendu.
  - Dzięki.
  - Może jednak wejdziesz do wody i dołączymy do reszty? - spytał Jake.
  - Okay, a co mi tam. - odparłam i stopniowo się zanurzaliśmy. Woda nie była za ciepła, ale nie było aż tak źle. Wsytarczy się przyzwyczaić. W końcu doszliśmy do przyjaciół Jacoba.
  - Jednak weszłaś? - spytała Liz.
  - Tak, jednak tak. - odpowiedziałam i razem zaczęliśmy skakać w fale. Dobrze się z nimi bawiłam, ale jednak z Lynchami lepej. Było zabawniej. Co jak co, ale z nimi na plaży jest najpiej. Już nie mogę się doczekać jutra. Ten weekend będzie udany. Wiem to. Zresztą z nimi napewno nie będzie nudno. Mam już pewien pomysł jeśli chodzi o spanie z Rossem. Cieszy mnie to. Nie wierzę znowu o nim myślę! Laura ogarnij się! Z Jake'iem i jego przyjaciółmi byłam jeszcze na plaży z godzinę, a później stwierdziliśmy, że czas się zbierać. Pożegnaliśmy się na parkingu, a ja wsiadłam z Jacobem do samochodu i po chwili odjechaliśmy. Przyjemnie spędziłam ten czas.
  - I co sądzisz o chłopakach i Liz? - spytał Jake.
  - Są tacy jak mówieł, czyli mili i sympatyczni. Dobrze się z wami bawiłam.
  - Może częściej będziemy tak wspólnie z nimi gdzieś wychodzić?
  - Nie wiem, ale chyba wolę spędzać czas tylko z tobą. Oczywiście nic do nich nie mam.
  - Okay, rozumiem. - odpowiedział. Przez resztę drogi do mojego domu rozmawialiśmy na inne tematy. Po 10 minutach stanęlśmy przed bramą.
  - Dziękuję za udane popołudnie. - odezwałam się.
  - Nie ma za co, ale mi też się podobało.
  - Okay, to pa Jake. - uśmiechnęłam się.
  - Pa Lau. - odwzajemnił mój gest i lekko mnie objął. Po chwili się puściliśmy, a ja wyszłam z samochodu. Przeszłam przez bramę i szłam dróżką prowadzącą do domu. Gdy już się pod nim znalazłam, odwróciłam się na chwilę, żeby pomachać Jake'owi, a on zrobił to samo i odjechał. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zdjęłam sandały i udałam się do kuchni. Powiedziałam Natalie, że już jestem i poszłam na górę do pokoju Vanessy. Zapukałam i usłyszałam ,,proszę", więc weszłam do środka. Nigdzie nie zuważyłam mojej siostry.
  - Van, gdzie jestes? - spytałam.
  - W garderobie. - odpowiedziała Vanessa, ja udałam się do tego pomieszczenia. Zobaczyłam, że moja siostra się pakuje. - Jak tam spotaknie z Jake'iem i jego przyjaciółmi? - spytała i przerwała wykonywane czynności.
  - Dobrze się z nimi bawiłam. Byli mili i sympatyczni.
  - A przynajmniej przystojni byli ci chłopcy?
  - Tak, było na co poparzeć.
  - A jaka była ta dziewczyna?
  - Bardzo miła. Pogadałyśmy trochę. Nawet ją polubiłam.
  - To fajnie.
  - Jednak z nimi nie było tak jak z Lynchami i Ellingtonem. Trochę mi ich brakowało. Chociaż i tak dobrze się bawiłam.
  - Spędzimy całe dwa dni z nimi i to pewnie głównie na plaży, więc się rozerwiesz. - uśmiechnęła się Van.
  - Już się nie mogę doczekać. Widzę, że już się zaczęłaś pakować?
  - Tak, ale dopiero co zaczęłam. Tobie też radzę teraz to zrobić.
  - Wiem, mam taki zamiar.
  - Spiesz się, bo jeszcze nie zdążysz zanim przyjdzie do ciebie Ross. - zaśmiała się.
  - A kto powiedział, że on przyjdzie dzisiaj? Z nim to nigdy nic nie wiadomo, ale i tak nie wchodź do mojego pokoju po dziesiątej.
  - Okay, nie będę wam przerywać waszych romansów. - uśmiechnęla się, a ja tylko przewróciłam oczami.
  - Idę się już pakować.
  - Okay. - odparła Van, a ja wyszłam z jej pokoju i udałam się do swojego. Od razu weszłam do garderoby. Wyciągnęłam torbę i zaczęłam do niej pakować wszystkie potrzebne rzeczy. Zajęło mi to jakieś pół godziny i w końcu miałam spokój. Wzięłam słuchawki, podłączyłam je do telefonu i założyłam je na uszy. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy, żeby lepiej się odprężyć i oddać dźwiękom muzyki.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam podoba się rozdział? Myślę, że nie jest taki zły, ale mógłby być lepszy. Zawaliłam trochę koncówkę, ale nie miałam już pomysłów i uleciała mi wena. To już znacie plan Rossa. Od razu mówię trochę poczekacie sobie na ten moment, ale będzie się w tym rozdziale trochę działo. Więcej wam nie zdradzę. W tym rozdziale było trochę Raury, ale następnym będzie więcej.
Do napisania!!!

Komentujcie!!!

sobota, 14 listopada 2015

TB + One Shot

Zostałam nominowana do TB przez Anię Fankę. Dziękuję ci bardzo. Czas do napisania OS'a mija jutro, więc się wyrobiłam. Pisałam go przez ten tydzień, bo szczerze powiedziawszy to o nim zapomniałam, ale w porę sobie przypomniałam. Tematem OS'a miał być wymarzony tydzień. Nie wiem, czy do końca się zgadza, ale myślę, że tak. Liczę, że choć trochę wam się spodoba. Co do rozdziału to dopiero go zacznę, więc jak zwykle pojawi się za tydzień. Jeszcze raz dziękuję ci Aniu za nominację. :)

Nominowani:
- Alex Rover
- Szylwia
- Abi
- Pinni Pay
- Karcia Lynch
- King JuLien
- Megan Lynch
- Sandra Lynch
- Patrycja-choclate Lynch
- Kiki
- Pattiee

Tematy (do wyboru): Nieszczęśliwa miłość/Szkolna miłość/Nienawiść i miłość
Paring: Raura
Czas: do 16 grudnia

Życzę powodzenia! A teraz zapraszam wam do przeczytania mojego One Shota.

                  ,,Czasami miłość przychodzi wtedy, gdy się jej nie spodziewamy"


  Nazywam się Laura Marano. Mam 19 lat. Jestem brunetką o brązowych oczach. Z charakteru jestem miła i przyjazna, ale gdy ktoś mnie wkurzy to już umiem pokazać pazurki. Mam siostrę Vanessę oraz przyjaciół, którymi są Lynchowie i Ellington. Bez tych osób nie wyobrażam siebie życia. Jestem aktorką i właśnie skończyły się zdjęcia do serialu Austin i Ally. Z tego powodu cała obsada leci na tydzień na Hawaje. Naprawdę się z tego cieszę, bo od zawsze marzyłam, żeby tam polecieć. Jednak, albo nie miałam czasu, albo nie miałam okazji. Teraz spełni się moje marzenie, bo właśnie teraz tam lecę. Siedzę koło okna i patrzę na chmury, a obok mnie jest Ross. Jest on moim najlrpszym przyjacielem. W głębi serca ukrywam bardzo ważną rzecz, o której nie wie nikt oprócz Vanessy. Jestem zakochana w Rossie Lynchu! Nawet sama nie wiem kiedy to się stało. Domyślam się, że na planie, a szczególnie przez sceny pocałunków Auslly. Jednak chyba trochę za późno zdałam siebie z tego sprawę. Otóż mam chłopaka Andrewa. Znaczy miałam, bo zerwałam z nim wczoraj. Dokładnie pamiętam jak potoczyła się ta cała rozmowa.

  - Hej Lau. - powiedział Andrew i chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam. - Coś nie tak? 
  - Nie. - odparłam krótko. Byłam bardzo zestresowana i chyba było to widać.
  - Widzę, że coś cię dręczy. Powiedz, a na pewno ci ulży. - ujął moją dłoń w swoją. Nie cofnęłam ręki. Nie wiedziałam jak zacząć. Jak mu najdelikatniej powiedzieć, że z nim zrywam? Dobra Laura weź się w garść!
  - Chodzi o to, że... - głos uwiązł mi w gardle. - Ja chcę ci powiedzieć, że ja nic do ciebie nie czuję. - powiedziałam trochę się zacinając.
  - Co? Jak to nic do mnie nie czujesz? - spytał i puścił moją dłoń.
  - Ja jestem zakochana w kimś innym.
  - W kim?
  - Powiem ci jeśli jemu o tym nie powiesz i nic nie zrobisz.
  - Okay zgoda.
  - Naprawdę się nie domyślasz kto to może być?
  - Może trochę, ale nie do końca. Powiedz.
  - Tym chłopakiem jest mój najlepszy przyjaciel. Teraz już raczej wiesz kto to?
  - Ross?
  - Tak, Ross. To w nim jestem zakochana. - westchnęłam. - Ale nie możesz mu tego powiedzieć. Proszę cię.
  - Okay, ale i tak bym tego nie zrobił.
  - Dzięki. - uśmiechnęłam się.
  - Ale przecież on ma dziewczynę, więc dlaczego ze mną zrywasz?
  - Wiesz, ja po prostu nie chcę być kimś kogo nie kocham. Z Rossem to nic do nie wiadomo. Przecież jutro lecimy na Hawaje i nie będzie z nim Courtney, więc może uda mi się coś zdziałać lub zobaczyć, czy on czuje do mnie to samo.
  - Planujesz rozbić jego związek?
  - Nie, co się stanie to się stanie.
  - Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa. - powiedział smutno.
  - Dzięki, ale tobie też życzę szczęścia.
  - To ja już idę. Pa Laura.
  - Pa Andrew. - odpowiedziałam, a on wstał z ławki i odszedł.


Tak właśnie wyglądało nasze zerwanie. Nie jestem z tego powodu smutna, ale trochę szkoda mi Andrewa. Nie wiem czy mam szansę u Rossa, a tym bardziej, że jest on z Courtney. Ja chyba od tego momentu, gdy mi powiedział, że ma dziewczynę i są razem, to jestem zazdrosna. W środku mnie paliło. To ja chciałam z nim być. Jednak może za późno zorientowałam się, że go kocham? Może gdybym to wiedziała przed zakończeniem kręcenia Austina i Ally to może miałabym jakieś szanse u niego? Nie wiem. Tego nie dało się przewidzieć. Często rozpaczamy po kimś lub po czymś,  gdy to stracimy. Jak ja mogłam wcześniej nie zauważyć, że Ross jest mi bliższy niz przyjaciel? Szczególnie po naszych pocałunkach na planie, które zawsze wywoływały ciepło w moim sercu. Jednak, czy Ross coś do mnie czuje? To pytanie najbardziej mnie nurtuje. Skoro jest z Courtney to może nie. Ja naprawdę nie wiem co mam o tym myśleć. To jest okropne uczucie, gdy osoba, którą kochasz jest z kimś innym. Z początku znosiłam widok Rossa i Courtney razem, ale odkąd zrozumiałam, że jestem w nim zakochana ten widok sprawia mi wielki ból. Jest on nawet większy od zazdrości. Jaka ja byłam głupia, że wcześniej tego nie zauważyłam! Jednak skąd miałam wiedzieć, że pojawi się jakaś Courtney i na dodatek będzie z Rossem? Jednak tego nie dało się przewidzieć. Może ten wyjazd coś zmieni? Może spostrzegnę, że Ross coś do mnie czuje? Gdyby tak się stało to byłabym najszczęśliwsza na świcie i byłby to mój wymarzony tydzień. Spojrzałam na Rossa. Miał na uszach słuchawki, a oczy zamknięte. Na jego ustach malował się delikatny uśmiech. Patrząc na niego sama się uśmiechałam. On tak na mnie działa. Nawet, gdy patrzyłam na niego, jak na przyjaciela. On samym byciem przy mnie mnie uszczęśliwiał. Nie musieliśmy ze sobą rozmawiać, bo wystarczała mi jego obecność. To jest piękne w przyjaźni. Nie wyobrażam siebie, żebym go nie spotkała. Szczególnie teraz, gdy wiem, że jestem w nim zakochana. Po chwili w samolocie rozległ się głos informujący o zapięciu pasów, bo niedługo będziemy lądować. Wykonałam polecenie. Zauważyłam, że Ross już ściągnął słuchawki i zrobił to samo.
  - Już dolatujemy. Cieszę się z tego wyjazdu. - odezwał się.
  - Tak ja też. To będzie spełnienie moich marzeń. - odpowiedziałam.
  - Jakie masz kolejne marzenie? - spytał, a ja nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Teraz marzę o tym, żeby on coś do mnie poczuł, ale tego nie mogę mu powiedzieć.
  - Nie wiem jeszcze. - odparłam. - A ty?
  - Ja marzę o tym, żeby stworzyć związek z dziewczyną, która naprawdę kocham. - powiedział, a moje serce zabiło szybciej. Może on ma na myśli mnie? To byłoby coś cudownego.
  - A Courtney nie kochasz? - sama nie wiem dlaczego o to bo zapytałam. Przecież jeśli odpowie, że tak to mnie to zaboli. Jednak wolę poznać prawdę.
  - Chyba jeszcze bym tak tego nie nazwał. Prędzej jestem zauroczony. - odparł, a mnie ta widamość ucieszyła. On jeszcze nie jest pewny uczuć do niej. Może mam jakieś szanse?
  - No tak, bo w końcu nie znacie się za długo.
  - Tak, ale mamy jeszcze dużo czasu, żeby się lepiej poznać.
  - Tak. - odparłam trochę smutnym głosem i spojrzałam w okno. - O zobacz już lądujemy. - powiedziałam radośnie i patrzyłam na widoki, które mnie zachwyciły. Po chwili wysiedliśmy z samolotu. Dołączyliśmy do Raini i Caluma. Po rozprawie, odebraniu bagaży, mogliśmy w końcu opuścić lotnisko. Wszyscy byliśmy głodni, więc poszliśmy na pizzę. Do hotelu pojechaliśmy taksówką. W recepcji odebraliśmy klucz do pokoju i każdy udał się do niego. Ja i Raini miałyśmy razem, a Ross z Calumem. Po wejściu do środka podałam zmęczona na łóżko.
  - Nareszcie jesteśmy. - odezwałam się.
  - Tak, cieszę się, że jesteśmy na Hawajach. Jestem ciekawa jak będzie wyglądał ten tydzień. - odpowiedziała Raini.
  - Mam nadzieję, że będą to same przyjemne rzeczy.
  - To co rozpakowujemy się? Lepiej zrobić to teraz, bo i tak jest już prawie wieczór.
  - To jest dobry pomysł. - odparłam i wstałam z łóżka. Poukładanie wszystkich rzeczy z walizki w szafie zajęło mi sporo czasu. Muszę przyznać, że zabrałam dużo ubrań. Nawet nie wiem po co aż tyle, bo pewnie nie ubiorę wszystkiego. Chociaż lepiej mieć więcej niż mniej. Po skończonym zajęciu z powrotem położyłam się na łóżku. Jestem trochę zmęczona. Kilku godzinne siedzenie w samolocie jest męczące. Chyba dziś podłożę się spać wcześniej.
  - Co robimy w ten wieczór? - spytała Raini.
  - A możemy nie wychodzić z pokoju?
  - Serio? Przyjechaliśmy tu na wakacje, a ty chcesz siedzieć w pokoju? Musimy się zabawić.
  - Jestem zmęczona i nie mam za bardzo na nic ochoty.
  - To może razem z chłopakami coś ustalimy?
  - Okay.
  - Okay, to ja po nich pójdę. - odpowiedziała i wyszła z pokoju. Po kilku minutach wróciła razem z Rossem i Calumem. Gdy ich zobaczyłam podniosłam się do pozycji siedzącej.
  - Przychodzimy, aby trochę rozkręcić ten wieczór. - odezwał się Ross
  - Macie jakiś pomysł, co możemy zrobić? - spytałam.
  - Ja już coś wymyślłam. - odpowiedziała Raini.
  - Co takiego?
  - Co powiecie na butelkę? Skoro Laura nie chce wychodzić z pokoju to możemy w nim zostać i zagrać. Kto popiera mój pomysł? - zapytała i wszyscy się zgodziliśmy.
  - To może najpierw trochę się odświeżmy, a później zagramy? - odparłam, a oni przytaknęli.
  - Załóżmy, że za jakieś pół godziny spotykamy się w naszym pokoju. - powiedziała Raini, a chłopaki wyszli.
  - To ja idę się pierwsza wykąpać. - odparłam.
  - Okay, niech ci będzie. - uśmiechnęła się. Udałam się do łazienki. Wykąpałam się i umyłam włosy. Po 15 minutach byłam gotowa. Później czekałam na Raini. W końcu wyszła z pomieszczenia czystości. Chwilę potem przyszli chłopaki. Usiedliśmy w kółku, a na środku położyliśmy pustą butelkę. Zaczęła Raini. Wypadło na Caluma.
  - Pytanie czy wyzwanie?
  - Niech będzie pytanie.
  - Jaka była najśmieszniejsza sytuacja w twoich życiu?
  - Chyba taka, że po imprezie, wróciłem pijany do domu i położyłem się spać do byle jakigo pokoju. Rano okazało się, że była to sypialnia mojej babci. Wystraszyła się, gdy mnie zobaczyła, ale ja też. - odpowiedział Calum i się zaśmiał.
  - Nie skomentuję tego. - uśmiechnęła się Raini, a on zakręcił. Wylosował Rossa.
  - Pytanie czy wyzwanie?
  - Niech będzie wyzwanie, a co mi tam.
  - Całuj się się z Laurą przez minutę.
  - Co?! - ja i Ross powiedzieliśmy razem. Co jak co to mi to nie przeszkadza, ale wolę udawać, że tak. No w końcu jestem dobrą aktorką.
  - Ja nie mogę, bo przecież jestem z Courtney. - odparł Ross.
  - Nie powiemy jej o tym. - odezwała się Raini.
  - Ale my jesteśmy przyjaciółmi. - powiedziałam.
  - Przecież robiliście to już dużo razy na planie, więc teraz to powinno być dla was proste. - odpowiedziała Raini.
  - Na planie musieliśmy się całować, a prywatnie to już co innego. - odparł Ross.
  - Wyzwanie to wyzwanie i masz je wykonać. - powiedział Calum.
  - Okay niech wam będzie, ale nie nagrywajacie tego, ani nie róbcie zdjęć.
  - Okay. - odparli Calum i Raini.
Ross przysunął się bliżej mnie, bo siedział obok. Spojrzeliśmy sobie w oczy, w których utonęłam. Po chwili Ross zaczął się przybliżać. Gdy jego twarz była już blisko zamknęłam oczy i czekałam aż stanie się ten moment. Po kilku sekundach poczułam jego wargi na swoich. Moje serce oblała fala szczęścia i zrobiło mi się gorąco. Natychmiast odwzajemniłam pocałunek, pogłębiając go. Całowaliśmy się delikatnie, ale już po chwili zaczęliśmy to robić coraz namiętniej. Ross gładził mój policzek, co mnie bardziej rozpalało. Pozycja, w której się znajdowaliśmy zaczynała się robić niewygodna. Ross też chyba to poczuł, bo posadził mnie na swoich kolanach. Przylegliśmy do siebie całym ciałem. Nasze pocałunki z każdą sekundą stawały się namiętniejsze i odważniejsze. Już zapomniałam, że on tak dobrze całuje. Teraz naprawde czuję, że go kocham. Ta radość prawie rozsadza mnie od środka. Ciekawe, czy Ross tak się czuje? Wnioskując po jego pocałunkach chyba tak. Moje są przepełnione miłością. Jak ja bym chciała czuć się już zawsze tak jak teraz. Oderwaliśmy się od siebie z powodu braku powietrza w płucach. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Zobaczyłam, że w jego skaczą iskierki szczęścia. Słowa mogą kłamać, ale nie oczy. Moje z pewnością wyrażają niezmierne szczęście. Ross pochylił się się i jeszcze raz mnie pocałował, ale krótko i namiętnie. Jejku, jak ja go kocham!
  - Wow. - szepnęła Raini. - Całowaliście się dłużej niż minutę. - uśmiechnęła się, a na moje policzki wkradły się dwa rumieńce.
  - Wczuliście się i to bardzo. Nie robiliście tego obojętnie. - odezwał się Calum.
  - Koniec już tego gadania. - powiedział Ross i zakręcił butelką, która wylosowała Raini. Tak bawiliśmy się do północy. Później chłopaki poszli do swojego pokoju, a ja i Raini weszłyśmy do łóżek. Ona szybko zasnęła, ale ja ciągle przewracałam się z boku na bok i nie mogłam zmrużyć oka. Nie mogę zapomnieć o tym pocałunku. Ciągle staje mi przed oczami. Jednak cały czas nurtuje mnie jedna sprawa. Czy Ross coś do mnie czuje? Moim zdaniem nie całował mnie obojętnie. Tak nawet nie robiliśmy na planie. Robił to, bo kierowały nim uczucia, czy może grał? Może jednak robił to z miłości? Może on nie kocha Courtney? Chciałabym się tego dowiedzieć, ale boję się go o to zapytać. Po prostu obawaiam się odrzucenia. To mogłoby zniszczyć naszą przyjaźń, a ja tego za żadne skarby nie chcę. Pragnę go mieć cały czas przy sobie. Nie musi wiedzieć, co do mniego czuję, bo wystarcza mi sama jego obecność, przyjaźń. Nie, co ja wygaduję?! Okłamuję sama siebie! Ja chcę, żeby on był moim chłopakiem, nie przyjacielem. Może ten pocałunek coś zmienił? Może teraz coś poczuł do mnie? Może tak jak ja ukrywał przede mną swoje uczucia? Może. To głupie może, które jest takie niepewne. To gdybanie nic mi nie daje, bo w dalszym ciągu nie wiem, czy on mnie kocha. Jak ja bardzo bym tego chciała. Muszę przestać już o tym myśleć! Odwróciłam się na prawy bok i próbowałam zasnąć. Po kilku minutach sen zaczął napływać na moje powieki i odłynęłam do krainy Morfeusza.
  Minął już prawie cały tydzień. Już jutro opuszę piękne Hawaje i z powrotem wrócę do Los Angeles. Przez te dni nic takiego się nie działo. Cały czas spędziliśmy razem we czwórkę na plaży lub chodzeniu po mieście. Nadal nie wiem, czy Ross coś do mnie czuje. Rozmawia ze mną zupełnie swobodnie, jakby ten pocałunek w ogóle się nie wydarzył. Może jednak rzeczywiście on nie traktował go jakoś szczególnie. Smuci mne to trochę. Z drugiej strony cieszę się, że nie jesteśmy przy sobie spięci. Zachowujemy się tak jak na planie, czyli całujemy się, potem jak gdyby nigdy nic się zdarzyło. Przywykłam już do tego, ale myślałam, że tym razem będzie inaczej. Co by się nie stało, cieszę się, że Ross jest moim najlepszm przyjacielem.
  - Może przejedziemy się sami po plaży? Co ty na to Lau? - spytał Ross, który leżał obok mnie na kocu. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
  - Okay. - odpowiedziałam. Cieszę się, że przez chwilę pobędziemy sami. Może uda mi się zapytać, czy ten nasz pocałunek coś dla niego znaczył? Nie wiem, czy się na to odważę. Wstaliśmy z kocy.
  - Raini, Calum, my idziemy się przejść. - powiedział Ross.
  - Okay, bawcie się dobrze. - uśmiechnęła się Raini, a my ruszyliśmy. Skierowaliśmy się u brzegu oceanu i szliśmy tak, żeby woda oblewała nam nogi. Zapanowała pomiędzy nami cisza, która wcale mi nie przeszkadzała.
  - Tęsknisz za Courtney? - spytałam. Nie wiem, po co zaczęłam ten temat. Jednak wolę wiedzieć, co on o tym sądzi.
  - Trochę mi jej brakuje, ale nie narzekam, bo spędzam świetnie czas z moimi przyjaciółmi. - uśmiechnął się do mnie.
  - Chciałbyś, żeby była tutaj?
  - Wiesz, czasami potrzeba trochę odpoczynku od drugiej osoby. Jednak nie miałbym nic przeciwko. - odpowiedział. Chcę go zapytać, czy coś czuł podczas pocałunku. Dam radę. Laura dasz radę! To tylko jedno pytanie, które nje musi mieć żadnych skutków. Okay na trzy. Raz... Dwa... Trzy!
  - Gdyby tutaj była to pewnie nie pozwoliłaby na nasz pocałunek do wykonania zadania. - odparłam. Powoli dojdę do tego pytania. Małymi kroczkami.
  - Tak, byłaby zazdrosna, ale zadanie to zadanie i musiałaby się z tym pogodzić. - uśmiechnął się. Dobra powiem to teraz i będzie mi lżej. Muszę wiedzieć, co on sądzi na ten temat.
  - A czułeś coś podczas tego pocałunku? - spytałam i spuściłam głowę w dół. Czekałam na odpowiedź, która nie padła od razu.
  - Wiesz, ja czułem się tak jak na planie. - odparł. Nie jest to odpowiedź jakiej oczekiwałam. Jednak Ross chyba nic do mnie nie czuje.
  - Aha. - tylko na taką odpowiedź mogłam się zdobyć.
  - A jak ci się układa z Andrewem? Jakoś nie wspominasz nic o nim. - powiedział. Pewnie chciał tym pytaniem zmienić temat o pocałunku. Ja też nie zamierzam go ciągnąć. Powiedzieć mu prawdę, że zerwałam z Andrewem? Zresztą, co mi szkodzi? W końcu to mój przyjaciel i ma prawo wiedzieć taką rzecz.
  - Wiesz, ja zerwałam z nim przed tym wyjazdem.
  - Co? Dlaczego?
  - Stwierdziłam, że ten związek nie ma sensu skoro ja go nie kocham, bo zakochałam się w innym chłopaku. - odpowiedziałam. Jednak chciałabym usunąć ostatnie słowa, bo pewnie Ross zaraz spyta w kim jest ten chłopak. Mogłam się ugryźć w język.
  - Kto to jest? - spytał z wyraźnym zaciekawieniem w głosie.
  - Ja... Nie mogę ci tego powiedzieć. - zacinałam się.
  - Dlaczego? Jesteśmy przyjaciółmi i nie powinniśmy niczego przed sobą zatajać.
  - Ross, ale ja naprawdę nie mogę ci tego powiedzieć.
  - Wytłumacz mi dlaczego. Może wtedy zrozumiem.
  - Nie wiem, jak ci to powiedzieć.
  - Naprawdę tak ciężko wyjawić ci imię tego chłopaka? Po prostu chcę wiedzieć kto to jest. Co to za przyjaźń, gdy druga osoba nie chce zdradzić czegoś drugiej?
  - Okay! Powiem ci! Skoro tak bardzo ci na tym zależy to, co mi tam! - odpowiedziałam podniesionym tonem. No trudno zaraz on dwie się prawdy.
  - No to słucham. W kim się zakochałaś?
  - W tobie! Pasuje ci?! - krzyknęłam mu prosto w twarz. Zauważyłam zdziwienie w jego oczach. Odwróciłam się tyłem do niego i zaczęłam biec. Do moich oczu napłynęły łzy, przez które mało widziałam. Nawet się nie odwróciłam. On nawet nie zawołał mnie, nie zatrzymał, nie dogonił. To mnie najbardziej bolało, że on nic nie zrobił. Teraz jestem pewna, że on nic do mnie nie czuje, bo gdyby tak było to próbowałaby mnie zatrzymać. To wyjaśnia dlaczego przy pocałunku czuł się tak jak na planie. Nie wiem jak teraz ma wyglądać nasza przyjaźń. Nie sądziłam, że on w taki sposób dowie się prawdy. Zresztą nie potrzebnie się łudziłam, ze on odwzajemnia moje uczucia. On przecież jest z Courtney. Ja nie mam z nim przyszłości. Jaka ja byłam głupia sądząc, że on czuje do mnie to samo. Najgorsze co mnie w życiu spotkało to nieodwzajemniona miłość. Cieszę się, że już jutro lecimy z powrotem do Los Angeles, bo nie wytrzymałabym jego widoku. Już myślałam, że to jest mój wymarzony tydzień, że po tym pocałunku Ross się we mnie zakocha. Jednak jedną chwilą cały czar tego miejsca prysł. Przebiegłam obok Raini i Caluma i pognałam w kierunku hotelu.
  - Laura! Co się stało?! Laura zaczekaj! - krzyczała Raini i słyszałam, że za mną biegnie. Zatrzymałam się, a ona po chwili stanęła naprzeciwko mnie. - Ty płaczesz? Co zrobił ci Ross? Mam mu wygłosić kazanie?
  - Płaczę z powodu czego on nie zrobił. - powiedziałam zapłakanym głosem.
  - Co się stało? Opowiedz mi.
  - Dobrze, ale chodźmy do pokoju, bo na razie nie chcę go zobaczyć.
&nbso; - Okay. - przytaknęła i poszłyśmy do hotelu. Pojechałyśmy windą na czwarte piętro i udałyśmy się do naszej sypialni. Usiadłysmy na łóżku. - A teraz opowiadaj.
  - No więc szliśmy i rozmawialiśmy. Udało mi się spytać go, czy czuł coś podczas pocałunku, a on odpowiedział, że czuł się tak jak na planie. Potem zapytał, jak mi się układa z Anrewem. Powiedziałam mu prawdę, że z nim zerwałam, bo zakochałam się w innym chłopaku. Ross chciał się dowiedzieć kto to jest. Nie chciałam mu tego zdradzić, ale w końcu uległam i wykrzyczałam mu prosto w twarz, że to w nim się zakochałam. Później uciekłam, a on nic nie zrobł. Nie zawołał mnie, nie zatrzymał. To mnie najbardziej zabolało. Teraz już wiem, że on nic do mnie nie czuje. - odpowiedziałam, a z moich oczu spłynęł dwie, duże łzy, które szybko starłam.
  - A może po prostu był tak zdziwiony twoim wyznaniem, że nie mógł nic zrobić?
  - Ty go bornisz?
  - Nie, ale uważam, że bezpodstawnie wyciągasz takie wnioski. Myślę, że on też cię kocha tylko nie chce ci tego zdradzić. Zresztą widziałam, że nie całował cię obojętnie i z pewnością nie tak jak na planie.
  - Nawet, gdyby tak było, to dlaczego nic nie zrobił?
  - Mówiłam, może zatkało go to co powiedziałaś.
  - No po jego oczach i minie widziałam, że jest zaskoczony.
  - Może on chciał to sobie na spokojnie przemyśleć. Laura zobaczysz, że wam się ułoży. Musisz tylko z nim szczerze pogadać.
  - Dzisiaj nie potrafię. Nie dam rady spojrzeć mu w oczy. Może, gdy już przyjedziemy do Los Angeles to prędzej.
  - Nie zwlekaj z tym długo, bo to myślenie tylko będzie cię smuciło. Lepiej od razu wiedzieć na czym się stoi.
  - Napewno z nim pogadam, bo sama jestem ciekawa, czy on odwzajemnia moje uczucia. Jednak dzisiaj nie chcę go zobaczyć.
  - Jak chcesz.
  - Jeśli chcesz to możesz już iść. Nie musisz siedzieć ze mną w pokoju. Zresztą chcę trochę pobyć sama i sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć.
  - Okay, ale jakby co to jestem na plaży. - powiedziała, a ja skinęłam głową. Raini wstała z łóżka i wyszła z pokoju. Westchnęłam i opadłam plecami na materac. Może Raini ma rację? Może moje wyznanie zaskoczyło Rossa? Może on kłamał, gdy mówił, że podczas naszego pocałunku czuł się tak jak na planie? Może on odwzajemnia moje uczucia? Może, znowu to głupie może. Jak jest naprawdę? Chcę się tego dowiedzieć i z nim pogadać. Jednak dziś się na to nie zdobędę. Nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy. Ja po prostu boję się tej rozmowy. Obawiam się prawdy, że on mnie nie kocha. Skoro ja wykonałam pierwszy korok wyznając mu moje uczucią, to teraz on powinien coś zrobić. Zobaczę, jak to wszystko się z nim ułoży.
  Jest już wieczór i słońce zaczyna zachodzić, a ja nadal nie wyszłam z pokoju, a tym bardziej nie widziałam Rossa. Raini też wsiąkła. Po chwili usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyciągnęłam przedmiot z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła Raini. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
  - Hej Raini. - odezwałam się.
  - Hej Laura.
  - Po co dzwonisz?
  - Pokłóciłam się z Calumem. Możesz przyjść na niestrzeżoną plażę?
  - Okay, a gdzie dokładnie jesteś?
  - Od wejscia skręć w lewą stronę i cały czas idź prosto aż nie będzie żadnych ludzi.
  - Okay, będę tam za parę minut.
  - To pa.
  - Pa Raini. - odpowiedziałam i usłyszałam pikanie. Włożyłam telefon z powrotem do kieszni i wstałam z łóżka. Wyszłam z pokoju i zamknęłam go. Jejku siedziałam w nim pół dnia. Szłam korytarzem do windy, zjechałam nią na parter i wyszłam z hotelu. Kierowałam się na plażę, która była oddalona o trzy minuty drogi. Gdy przeszłam przez przejście, skręciłam w lewo. Podążałam obok brzegu. Jak pięknie dziś zachodzi słońce. Pół nieba jest w czerwonych, pomarańczowych i żołtych barwach. Teraz jest idealna pora na romantyczne spacery. Minęłam już kilka par trzymających się za ręcę. Jak ja bym tak chciała chodzić z Rossem. Jeśli on nic do mnie nie czuje to będę musiała się odkochać. Będzie to bardzo trudne zadanie, bo chcę jednocześnie być blisko niego. Nie pozwolę, żeby przez moje wyznanie skończyła się nasza przyjaźń. Nie mogę go stracić, bo jest dla mnie zbyt waży. Kocham go i chyba nic tego nie zmieni. Ross jest moim ideałem i wiem, że nigdy nie spotkam drugiego takiego chłopaka jak on. On jest wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju i niezastąpiony. Jednak może za późno zorientowałam się, że jestem w nim zakochana? Chociaż lepiej późno niż wcale. Gdyby on odwzajemniał moje uczucia to byłabym przeszczęśiwa. Takie myśli towarzyszyły mi aż wyszłam z strzeżona plażę i było już coraz mniej ludzi. Rozglądałam się w poszukiwaniu Raini, ale nigdzie jej nie mogłam zobaczyć. Pewnie jest gdzieś dalej. Spojrzałam na piasek. Była na nim strzałka wskazująca prosty kierunek i napis: ,,IDŹ TĘDY LAU". No to się Raini postarała, żebym ją znalazła, bo zostawiła mi ślady. Przeszłam kawałek ciągle wpatrując się na piasek. W końcu ujrzałam kolejną strzałkę. ,,JUŻ BLISKO" - przeczytałam i po przebyciu kilku metrów zobaczyłam napis: ,,JESTEŚ NA MIEJSCU". Uniosłam głowę w górę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Dwa metry ode mnie stał Ross z gitarą i zaczął na niej grać. Wiedziałam, co to była za piosenka, bo już po samej melodii zgadłam, a gdy dołączył śpiew to już tym bardziej. Śpiewał If I Can't Be With You. Patrzył mi w oczy i z każdym zdaniem powoli zbliżał się do mnie. Uśmiech rozpromienił mi twarz, a nogi się pode mną ugięły. Nie mogę uwierzyć, że on specjalnie dla mnie śpiewa piosenkę. Jeszcze tak idealnie ją dobrał. Teraz jestem już pewna, że jemu na mnie zależy. Patrzyłam tylko w jego oczy, które lśniły blaskiem szczęścia. Teraz nic się dla mnie nie liczyło oprócz tej cudownej chwili. Gdy skończył śpiewać, stał bardzo blisko mnie. Poczułam ogromną ochotę, żeby go pocałować, ale opamiętałam się, bo pewnie będzie chciał coś powiedzieć. To zostawię na później. Ross odłożył gitarę na piasek i ponownie spojrzał mi w oczy, których zabrakło mi przez te parę sekund.
  - Lau muszę ci coś wyznać. Tak naprawdę chciałem zrobić to już dawno, ale bałem się, że ty nie odwzajemniasz moich uczuć. Utwierdziło mnie w tym to, gdy zaczęłaś spotykałać się z Andrewem, bo byłem o ciebie zazdrosny. Chciałem pozbyć się tego uczucia, ale nie umiałem się w tobie odkochać. Myślałem, że gdy będę z kimś innym to minie, ale tak się nie stało. Będąc z Courtney nadal tylko w tobie byłem zakochany. Byłem z nią też, żeby zobaczyć twoją reakcję na to, ale ty chyba byłaś obojętna. Wtedy, gdy już prawie staciłem nadzieję, że możesz ze mną być, produceni serialu ogłosili, że lecimy na Hawaje. Chciałem tutaj sprawić, żebyś coś do mnie poczuła. Podczas naszego pocałunku czułem się bardzo szczęśliwy. Wręcz nie mogłem uwierzyć, że dzieje się ta chwila. Wtedy moje uczucia tylko się pogłębiły. Skłamałem mówiąc ci, że czułem się podczas niego jak na planie, bo nie wiedziałem, że ty odwzajemniasz moje uczucia. Gdy powiedziałaś, że zerwałaś z Andrewem to bardzo się ucieszyłem, ale fakt, że jesteś zakochana w kimś innym trochę mnie zaniepokoił. Chociaż miałam cichą nadzieję, że chodzi ci o mnie. Gdy mi to powiedziałaś nie mogłem w to uwierzyć i nie byłem w stanie nic zrobić. Ocknąłem się dopiero, gdy ty byłaś już daleko. Od Raini dowiedziałem się, że płakałaś. Przepraszam, że nie próbowałem cię zatrzymać, ale twoje słowa po prostu mnie zamurowały. Później tylko myślałem, co zrobić, żebyś mi wybaczyła. Wybarałem najprostrzy sposób, ale moim zdaniem najromantyczniejszy. Piosenka też idealnie pasowała. Lau wiedz, że ja już od dawna cię kocham. Zakochałem się w tobie nawet sam nie wiem kiedy. Każdego chwila spędzona z tobą tylko pogłębiała moje uczicia. - skończył mówić, a z moich oczu spłynęły łzy szczęścia. Chciałam coś powiedzieć, ale wzruszenie odebarało mi głos. Nadal nie mogę uwierzyć, że Ross wyznał mi swoje uczucia. Dotknął mojego policzka i starł mokre ślady po łzach. Jego dotyk spowodowałał, że na moje policzki wkradły się rumieńce.
  - Ross, ja nie przypuszczałam, że ty możesz odwzajemniać moje uczucia. Ja dowiedziałam się, że jestem w tobie zakochana, gdy zacząłeś spotykać się z Courtney. Myślalam wtedy, że zbyt późno się o tym zorientowałam i że już cię straciłam. Do Andrewa od początku nic nie czułam i teraz wiem dlaczego. Ja też nie wiem kiedy coś do ciebie poczułam. Bałam ci się tego wyznać, bo myślałam, że to zniszczy naszą przyjaźń, a tego za żadne skarby bym nie chciała. Ja też chciałam będąc na Hawajach sprawić, żebyś się we mnie zakochał. Podczas naszego pocałunku czułam, że szczęście rozsadza mnie od środka. Gdy nic nie zrobiłeś po tym, gdy wyznałam ci moje uczuca myślałam, że ty nie odwzajemniasz moich uczuć. Jednak myliłam się. Kocham cię Ross i nigdy nie przestanę. - powiedziałam cały czas wpatrując się w jego oczy. Słowa same ze mnie wypływały, a wychodziły prosto z mojego serca. Z tego natłoku uczuć znów poczułam, że do oczu napływają mi łzy, które zaraz spłynęły mi po policzkach. Ross tak jak poprzednio je starł, ale nie cofnął ręki. Powoli zaczął się do mnie zbliżać. Po chwili poczułam jego usta na moich, a moje serce w jednej sekundzie zalała fala gorąca i szczęścia, która oblała całe moje ciało. Od razu odwzajemniłam pocałunek, pogłębiając go. Ross złapał mnie w talii i przybliżył mnie do siebie tak, że nasze ciała idealnie się stykały. Ja natomiast zarzuciłam ręce na jego szyję, a jedną dłoń wplotłam w jego włosy. Nasze pocałunki z każdą sekundą stawały się coraz bardziej namiętne. Przypieczętowywaliśmy nimi nasze wyznania. Wkładałam w nie wszystkie moje uczucia, które do niego żywię. Jak ja go kocham! Już nikomu go nie oddam. Nie pozwolę na to. Będę go strzegła jak oka w głowie. Po długim czasie oderwaliśmy się od siebie, a Ross oparł swoje czoło o moje. Nasze spojrzenia wyrażały więcej niż tysiąc słów.
  - Zostaniesz moją dziewczyną Lau? - spytał.
  - Oczywiście, że tak. - odpowiedziałam z ogromnym uśmiechem na twarzy. Pownie złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Ten tydzień zdecydownie jest taki jaki sobie wymarzyłam. Pojechałam na Hawaje i zdobyłam chłopaka, którego kocham ponad życie i najważniejsze, że on czuje do mnie to samo. Teraz moim życiu mam nadzieję, że zagoszczą tylko same szczęśliwe chwile, wypełnione naszą miłością.
                                                           THE END

Proszę skomentujcie tego One Shota! Chcę wiedzieć, co o nim sądzicie.