"I played it safe, I kept my foot up on the brake. I never really took a chance in life and didn’t live for today." ~ "Grałem bezpiecznie, trzymałem nogę na hamulcu. Tak naprawdę nigdy nie chwyciłem szansy w życiu i nie żyłem chwilą." - Crazy 4u
~Los Angeles, 28.07.2015r.~
★Laura★
- Obiecujesz, że nigdy mnie nie zapomnisz? - spytałam. W oczach miałam łzy.
- Obiecuję ci to, Lau. - odpowiedział poważnie Ross.
- Na mały palec?
- Na mały palec. - odparł, po czym złączył nasze małe palce.
- Szkoda, że już wyjeżdżam. Chciałabym zostać tu z tobą i z Rikiem, Delcią, Rocky'm.
- Ja nie chcę ciebie stracić, Lau. - powiedział smutnym głosem.
- Ja też nie, Rossy.
- Zobaczymy się na następnych wakacjach?
- Nie wiem, ale chyba tak.
- Laura, musisimy już iść do domu. - powiedziała moja opiekunka.
- Zaraz przyjdę. - odparłam. Ross przytulił mnie, a ja odwzajemniłam jego gest.
- No to pa Lau.
- Pa Rossy. - odpowiedziałam, a z oczu wypłynęły mi dwie łzy. Odsunęłam się od niego, po czym odwróciłam się...
Obraz powoli zaczął mi się rozmazywać. Po chwili nie widziałam już nic. Otworzyłam oczy. Co to w ogóle był za sen? Czy to były moje wspomnienia? Czy to pożegnanie z Rossem miało miejsce kilkanaście lat temu? To była prawda czy tylko moja wyobraźnia? Wydaje mi się, że to mogło się stać. Zresztą było bardzo realne. Chociaż... sama nie wiem. Poczułam, że leżę na czymś lub na kimś, a moja głowa delikatnie unosi się. Zaraz do mnie dotarło, że przytulam się do Rossa, a on obejmuje mnie w pasie. Głowę mam ułożoną na jego klatce i słyszę bicie jego serca. Wsłuchałam się w ten dźwięk. Odprężał mnie i jednocześnie nie chciałam przestać go słuchać. Uniosłam odrobinę głowę i spojrzałam na Rossa. Spał. Jego włosy były w dużym nieładzie, bo każdy układał się w inną stronę, a niektóre padały mu na czoło. Z włosów przeniosłam spojrzenie na jego oczy, które były zamknięte. Nagle zrodziła mi się chęć, aby je zobaczyć. Zatopić się w jego czekoladowym wzroku. Jejku, o czym ja myślę? Na końcu spojrzałam na jego usta. Były lekko rozchylone. Ross wydaje mi się teraz taki słodki, bezbronny. Po chwili spostrzegłam, że się uśmiecham. To jest już naturalne zachowanie z mojej strony. Położyłam głowę na jego klatce i ponownie wsłuchałam się w bicie jego serca. Nie wierzę, właśne przytulam się do chłopaka, który jest tylko w samych bokserkach. Jednak jakoś nie przeszkadza mi to. Bardziej się z tego cieszę. Mam chłopaka, a śpię z innym, ale Ross nie jest zwyczajny. Jest niezwykły, bo jest moim najlepszym przyjacielem. Gdyby Jake teraz mnie tu z nim zobaczył to nieźle by się wściekł. Zresztą wygląda to trochę jednoznacznie i tak jakbym go zdradziła, ale ja tego nie robię. Czy tylko spanie z przyjacielem jest złe? No chyba nie. Nawet nie mam jakiś większych wyrzutów sumienia. Pewne miałabym je, gdybym coś czuła do Jake'a, a tak raczej nie jest. Coraz częściej zaczynam zauważać, ze nasz związek nie ma sensu. Jednak, gdybym z nim zerwała to zapewne obraziłby się na mnie. Wiedziałam, że bliższa znajomość z dwoma chłopakami będzie trudna i coś może się skomplikować, ale że aż tak? No trudno jakoś to będzie. Nie chce mi się już myśleć na ten temat. No jak na razie. Udało mi się wyłączyć moje myśli. Całkowicie oddałam się słuchaniu rytmu bicia serca Rossa. Nawet już mi się nie chciało spać. Leżałam tak kilka minut pogrążona w ciszy. Ciekawe, która godzina? Mój telefon położyłam na biurku, ale nie chce mi się wstawać. Oj tam obędzie się bez tego. Poczułam, że Ross delikatnie się poruszył, a jego mięśnie trochę się napięły. Spojrzałam na niego. Po chwili jego powieki otworzyły się i ujrzałam jego oczy. Przez moment miał taki nieogarnięty wzrok, ale gdy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się. Ja zrobiłam to samo.
- Hej Lau. - powiedział zaspanym głosem.
- Hej Ross. - odpowiedziałam.
- Wygodnie ci się spało na mnie? - spytał, uśmiechając się. Postanowiłam trochę się z nim podroczyć.
- No wiesz, było trochę twardo. - odparłam. Ledwo, co powstrzymałam uśmiech, który by mne zdradził, że kłamię.
- Naprawdę było ci tak źle? To dlaczego nadal się do mnie przytulasz? - spytał. Ross chyba zrozumiał, co robię.
- A nie wiem, mimo że jest trochę twardo to jakoś nie chce mi się wstawać.
- Tak? Ja chyba wiem, jak zaraz przestanesz na mnie leżeć i już nie będzie ci niewygodne. - powiedział z łobuzerskim uśmiechem, po czym poderwał się nagle, zwalając mnie na materac, tak że leżałam na plecach, a Ross był nade mną. Zaczął wbijać palce w mój brzuch.
- Ross, prze... stań! Ja mam tam... łaskotki. - ledwo mówiłam przez śmiech.
- Przestanę, ale dopiero, gdy przyznasz się, że kłamałaś przed chwilą.
- Okay, ale przestań. - odparłam, ale on pokręcił przecząco głową i nie przestawał mnie łaskotać. - Okay, żartowałam... Naprawdę to było mi bardzo wygodnie... - powiedziałam, a Ross przestał. Jednak nie położył się z powrotem lecz podparł się łokciami, które ułożył po obu stronam mojej głowy. Był blisko mnie. Przez to mój oddech przyspieszył trochę. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
- Nie ładnie tak żartować. - uśmiechnął się.
- Oj tam, lubię się z tobą trochę podroczyć.
- W sumie to ja też. - odparł. Zapanowała pomiędzy nami cisza, która wypełniona była naszymi oddechami. Ani przez chwilę nie odrywaliśmy od siebie wzroku. Jego czekoladowe oczy całkowicie mnie pochłonęły zupełnie tak jak wczoraj. Jednak teraz inaczej się czuję. Ross na chwilę oderwał wzrok od moich oczu i przeniósł go na usta. Nagle chciałam poczuć jego wargi na swoich. Tak, chciałam, żeby mnie pocałował. To pragnienie przyćmiło moje wszystkie zmysły. Nic w tej chwili się nie liczyło. Po kilku sekundach Ross zaczął się do mnie zbliżać. W jego oczach widziałam wątpliwości, niepewność, ale też nutkę radości. W końcu był tak blisko, że nasze oddechy się zmieszały. Oboje mieliśmy je przyspieszone. Serce waliło mi tak, że miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Gdy nasze twarze twarze dzieliły centymetry moje powieki same się zamknęły i czekałam tylko na ten moment. Teraz chciałam tylko jednego - pocałować go. W myślach policzyłam do pięciu i nadal nic nie czułam. Powoli otworzyłam oczy. Zauważyłam, że Ross jest już daleko ode mnie i tylko przyglądał mi się. Patrzył na mnie wystraszonym wzrokiem.
- Przepraszam cię, Lau. - szepnął, po czym nagle zerwał się z łóżka i wybiegł z pokoju. Podniosłam się do pozycji siedzącej i usiadłam po turecku, a głowę oparłam o ręce. Dlaczego tak się stało? Dlaczego Ross mnie nie pocałował? W ogóle, gdzie on pobiegł? Pewnie do łazienki. Najdziwniejsze jest to, że ja chciałam tego pocałunku. Nadal tego pragnę. Co się z nami stało, że do tego doszło? To wszystko wydarzyło się tak nagle i szybko. Najpierw Ross zaczął mnie łaskotać, później chciał pocałować, a na końcu wybiegł z pokoju. To wszystko trwało może z jakieś dwie minuty, bo nie więcej. Czy to, że chciałam, żeby mnie pocałował to oznacza, że ja coś do niego czuję? Jeszcze wczoraj byłam pewna na 90 procent, że nie jestem w nim zakochana, a teraz? Nie mam zielonego pojęcia. Jak w ogóle mam rozpoznać, że coś do niego czuję? Jak? No pytam się, jak? Nie, to się nie mogło stać. Chociaż od tego tygodnia chyba zachowujemy się trochę inaczej niż wcześniej. Częściej parzymy sobie w oczy, ja się rumienię, gdy mi powie komplement, droczymy się, a teraz chcieliśmy się pocałować. Czy to oznacza, że ja jestem w nim zakochana? Może tak, może nie. Ja jakoś do tego dojadę, ale nie wiem tylko jednego i najważniejszego, czy Ross coś do mnie czuje? I tutaj jest problem. Zaczyna się robić tak jak z Jake'iem, ale z Rossem jest wielka różnica. To on nie dopuścił do pocałunku, a nie ja i ja chciałam tego. Może idąc przykładem Jake'a to Ross też może jeszcze raz spróbuję to zrobić? Zaraz, zaraz Laura przystopuj trochę! Jesteś z Jake'iem, a chcesz się całować z Rossem! To jest nie w porządku. Jednak chyba dobrze, że do tego nie doszło. Tak będzie lepiej. Zresztą nie wiem, jak teraz będziemy się zachowywać, gdy będziemy tylko we dwójkę. Wątpię, żebym przy Rossie czuła się niezręcznie. Chociaż nie wiem, jak to teraz będzie. Westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach, po czym przejechałem nimi po niej. Znowu się wszystko kąplikuje i to jeszcze bardziej niż przypuszczałam. Zdecydowanie utrzymywanie bliższych relacji z dwoma przystojnymi chłopakami jest trudne. Pewnie niedługo będę musiała wybrać jednego z nich. Tylko, którego? No super, no to się teraz wkopałam. Ja nie potrafię wybrać jednego z nich. Do każdego jestem trochę inaczej przywiązania. To nie jest temat do rozmyślań teraz. Zostawię go na później w domu. Teraz muszę się przygotować do zobaczenia Rossa po naszym niedoszłym pocałunku. Będę się zachowywać tak jak zawsze. Chyba. Nigdy nie wiem, jak na niego zareaguję. Ross powoduje, że różnie się przy nim czuję. Jak będzie teraz? Będzie dobrze. Przecież się przyjaźnimy i to co się stało nie zmieni naszej relacji. Ja na pewno na to nie pozwolę. Okay, Laura wyluzuj trochę. Co będzie to będzie. Nie przewidzę przecież przyszłości.
~*~
★Ross★
- Nie ładnie tak żartować. - uśmiechnąłem się.
- Oj tam, lubię się z tobą trochę podroczyć.
- W sumie to ja też. - odparłem. Zapanowała pomiędzy nami cisza. Ani na chwilę nie oderwaliśmy do siebie wzroku. Jej duże, brązowe oczy jeszcze nigdy tak mnie nie zahipnotyzowały. Nie mogłem przestać się w nie wpatrywać. Miały w sobie coś takiego, że... sam nie wiem, co. Nie potrafię tego dokładnie określić. Na chwilę odezwałem wzrok od jej oczu i przeniosłem go na jej usta. Nagle poczułem ogromną chęć, żeby ją pocałować. Nie wiem skąd to się wzięło, ale to pragnienie zapanowało nade mną. Zacząłem się do niej zbliżać. Jednak nie byłem tego do końca pewny. Ale jakiś wewnętrzny głos kazał mi to zrobić. Nadal przybliżałem się do ust Laury. Czy dobrze robię? Czy mogę na to pozwolić? Przecież się przyjaźnimy, a ona jest z Jake'iem. Gdy nasze twarze dzieliły już tylko centymetry zauważyłem, że Laura zamyka oczy. Ja też już robiłem to samo, ale zaraz się opamiętałem. Przecież już za trzy dni oddaję ją Romwellom. Natychmiast odsunąłem się dalej od Laury, która nadal miała zamknięte oczy i chyba czekała na ten pocałunek. Po chwili otworzyła powieki i spojrzała na mnie pytająco.
- Przepraszam cię, Lau. - szepnąłem, po czym zerwałem się z łóżka i wybiegłam z pokoju. Zamknąłem się w łazience mojej i Riker'a. Odkręciłem kran i przemyłem szybko twarz wodą. Oparłem się o umywalkę, a głowę zwiesiłem na dół. Jak to się stało? Dlaczego w ogóle to się wydarzyło? Skąd wzięło mi się pragnienie, aby pocałować Laurę? Czy to oznacza, że jestem w niej zakochany? Nie, tak nie może być. Przecież ona jest z Jake'iem. Chociaż nic do niego nie czuje to nie chcę rozwalać ich związku. Zresztą już za trzy dni będę musiał oddać ją Romwellom. Nie mogę być w niej zakochany! Nie chcę jej tracić! Nie chcę później cierpieć! Nie chcę! Jednak nic nie mogę z tym zrobić. Ta bezsilność mnie przerasta. Westchnąłem ciężko. Czy ten miesiąc musiał tak szybko zlecieć? Jak ja pragnę, żeby on jeszcze trwał, żebym nie musiał oddawać Laury Romwellom. Jeśli oni jej coś zrobią, to nie wybaczę sobie tego do końca życia. Dlaczego moje życie musi tak wyglądać? Chodzi mi tylko o Romwellów, bo inne rzeczy sprawiają mi mnóstwo radości. Na przykład Laura. Przez ten miesiąc stała mi się bardzo bliska. Przez te trzy tygodne jeszcze jakoś udawało mi się nie dopuszczać do długiego patrzenia w oczy, ale w ciągu tego tygdnia stało się to już dużo razy. Teraz jeszcze bardziej skruszyłem swoją barierę tym, że chciałem ją pocałować. To jakoś samo tak wyszło. Nie planowałem tego. Pokierowały mną uczucia, a nie umysł. Jednak, gdybym jej nie łaskotał to raczej nie doszłoby do tego. Zresztą dlaczego to zrobiłem? W ciągu tego tygdnia nasza relacja wygląda trochę inaczej. Droczymy się ze sobą, mówię jej komplementy, aby widzieć, jak się rumieni, dłużej patrzymy sobie w oczy, a teraz doszedł do tego niedoszły pocałunek. To raczej coś oznacza. A może tylko jedno - że jestem zakochany w Laurze. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. To się nie mogło stać. Wcale tak nie jest. To wszystko, co się stało, oprócz pocałunku, to tylko polepszene naszej relacji. Nic więcej. Ja nic nie czuję do Laury. Jednak to ja sam łamałem barierę, która ustaliłem, gdy dowiedziałem się o tym zadaniu. Miało nie dochodzić do kontaktów, które mogą spowodować, że się pocałujemy. A ja co przed chwilą zrobiłem? Złamałem ten układ. W ciągu tych trzech dni nie może dojść do jeszcze jednej takiej sytuacji. Tak, jasne, na pewno nie dojdzie. To jest tak możliwe, że aż wcale. Zresztą, co mi szkodzi się w niej zakochać, oczywiście jeśli już to się nie stało, skoro i tak będę cierpiał po tym, gdy ją oddam Romwellom? A co mi tam. Życie jest zbyt krótkie, żeby się oszędzać. Lepiej przeżyć je najlepiej jak się da i czasami pozwolić się ponieść chwili. Przecież mogę już nie zobaczyć Laury, czego za żadne skarby nie chcę. W sumie to mogę ją pocałować, co mi to szkodzi? Może źle postąpię, bo ma już chłopaka, ale przecież go nie kocha. Ale czy Laura coś do mnie czuje? To jest najgorsze pytanie, bo odpowiedź zna tylko ona. Koniec już tych przemyślań, co będzie to będzie. Muszę już do niej iść. Zresztą trochę źle ją potraktowałem wychodząc z pokoju nie mówić jej, gdzie idę. Jednak pewnie mnie zrozumie. Przekręciłem klucz, aby wyjść z łazienki, po czym poszedłem do swojego pokoju. Przed drzwiami zatrzymałem się i westchnąłem ciężko. Otworzyłem drzwi. Zobaczyłem, że Laura siedzi po turecku na moim łóżku, a głowę podpiera na rękach. Była widocznie zamyślona, ale gdy zamknąłem drzwi wybudziła się ze swojego świata myśli, bo spojrzała na mnie. Widziałem w jej oczach niepewność, ale też radość? Sam nie wiem. Podszedłem do łożka, po czym usiadłem na nim tak, aby być naprzeciwko Laury. Chciałem, żeby spojrzała mi w oczy, ale wyraźnie uciekała wzrokiem to w prawo, to w lewo lub w dół.
- Lau, spójrz na mnie. - szepnąłem, ale ona nie zrobiła tego. Jednak widziałem, że się waha. Postanowiłem rozwiać jej wątpliwości. Dotknąłem jej podbródka i delikatnie uniosłem go ku górze tak, żeby jej twarz była na wysokości mojej. - Lau, spójrz na mnie, proszę. - powiedziałem, a ona niepewnie spojrzała mi w oczy. Widziałem, że się trochę boi, ale ja mogę powiedzieć o sobie to samo. Chwilę trwaliśmyw ciszy, patrząc sobie głeboko w oczy. - Jeśli to, co chciałem zrobić cię uraziło, to przepraszam cię. Sam nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło. To stało się tak nagle i niespodziewanie, że sam nie wiedziałem, co robię. - mówiłem nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego.
- Nic się nie stało, Ross. - uśmiechnęła się lekko. - Ja też nie panowałam nad tym, co robię. Po prostu pochłonęła nas chwila i trudno. Nic by się złego nie stało, gdybyś mnie pocałował. - powiedziała, lekko się rumieniąc.
- Jednak mimo to, nie powinno to się wydarzyć, bo ty masz chłopaka.
- No mam, ale co to za związek, skoro ja nic do niego nie czuję, a uczuć Jake'a nie jestem pewna?
- No w sumie to nie ma to sensu.
- No właśnie. Jednak boję się z nim zerwać, bo jeszcze się na mnie obrazi i już nigdy nie odezwie.
- Gdyby tak zrobił to popełniłby wielki błąd. Straciłby taką niezwykłą dziewczynę jaką ty jesteś. Ja bym tak nigdy nie zrobił. - powiedziałem, patrząc jej w oczy. To była prawda. Nie potrafiłbym się od niej odwrócić. Laura jest dla mnie bardzo ważna. Tak i już za trzy dni ją stracę. Nie mogę myśleć o tym w jej chwili.
- Wiem, że ty byś tak nie postąpił. Już dobrze cię znam. - uśmiechnęła się. Oj Lau nie znasz mnie tak dobrze jak myślisz. Nie wiesz o mnie najważniejszej i najgorszej rzeczy z przeszłości.
- Tak, raczej tak. - przytaknąłem. Na chwilę zapanowała pomiędzy nami cisza.
- Ross? - odezwała się Laura.
- Tak?
- Czy po tym, co się stało przed paroma minutami, coś się zmieni w naszej relacji? - spytała, patrząc mi w oczy.
- Nie, to nie ma żadnego wpływu na naszą przyjaźń. Wszystko zostaje po staremu.
- To dobrze, bo bałam się, że będziemy się czuli przy sobie niezręcznie.
- Nie to nam nie grozi. Zresztą, czy teraz tak jest?
- No nie.
- No właśnie i tak będzie cały czas. Mogę ci to obiecać.
- Nie musisz, bo wiem, że tak będzie. - uśmiechnęła się. - Cieszę się, że to ty właśnie jesteś moim najlepszym przyjacielem. - powiedziała i parzyła mi przy tym w oczy.
- Mnie też to uszczęśliwia. - uśmiechnąłem się. Nagle Laura przybliżyła się do mnie i wtuliła się w mój tors. Od razu objąłem ją w pasie.
- Nie wiem, jak ty to robisz Ross, ale przy tobie czuję się wyjątkowa. - mówiła to nadal będac do mnie przytulona i ani na chwilę nie podniosła głowy do góry.
- Bo tak jest. Jesteś wyjątkowa. - odpowiedziałem. Poczułem, że moje serce oblewa fala szczęścia. Naprawdę cieszę się, że ją mam. Jest mi bardzo bliska. I jak ja mogę ją teraz stracić? Po dłuższej chwili odsunęliśmy się od siebie z uśmiechem na ustach.
- Może ubierzemy się już i zejdziemy na dół? - spytałem.
- Okay. To gdzie ja mam iść?
- Możesz albo w moim pokoju albo w łazience. Jak chcesz. Wybieraj.
- Pójdę do łazienki.
- Dobra. - przytaknąłem, po czym wstaliśmy z łóżka. Laura wzięła swoje ubrania i wyszła z nimi. Gdy była odwrócona tyłem do mnie to mój wzrok sam skierował się na jej zgrabne nogi. Muszę przyznać, że pasuje jej moja koszulka. Wygląda seksownie. Ross, gdzie ty się patrzysz! Podszedłem do szafy i po krótkim zastanowieniu, wyciągnąłem z niej koszulę w czerwono-czarną kratę i czarne dżinsy. Ubrałem się w to. Usiadłem na łóżku i wziąłam telefon z szafki nocnej, włączyłem go. Była 9:00, czyli dość wcześnie wstaliśmy. Dla zabicia czasu wszedłem na Twittera i zacząłem go przeglądać. Po jakiś 5 minutach usłyszałem pukanie do moich drzwi.
- Proszę. - odezwałem się, a telefon schowałem do kieszeni spodni. Do pokoju oczywiście weszła Laura.
- Oddaję ci twoją koszulkę. - powiedziała, gdy do mnie podeszła. - Dziękuję.
- Nie ma za co. Polecam się na przyszłość. - uśmiechnąłem się, a ona zaśmiała się cicho od nosem. - Może idziemy na dół?
- Okay. - przytaknęła Laura. Wyszliśmy z mojego pokoju, po czym udaliśmy się na dół do kuchni, w której nikogo nie było.
- Tak myślałem, że jeszcze nikogo nie będzie. Rydel wstaje zawsze pierwsza i coś koło tej godziny, ale najwidocznej trochę dziś się jej przysnęło.
- Po wczorajszym dniu to się jej nie dziwię.
- Chcesz coś może do jedzenia lub picia? - spytałem.
- Trochę jestem głodna.
- Co powiesz na naleśniki?
- Okay. Umiesz gotować?
- Coś tam potrafię, a naleśniki to szczególnie. - uśmiechnąłem się.
- Pomogę ci, chociaż jeszcze nigdy ich nie robiłam.
- Zdzwiwiłbym się, gdybyś była zwyczajną dziewczyną, a nie milionerką. Nie musisz mi pomagać, bo to ty jesteś gościem w tym domu.
- Oj tam. Przecież oboje będziemy jedli, więc ja nie chcę stać i patrzyć jak ty wszystko robisz.
- Okay, jak sobie chcesz. - uśmiechnąłem się. Wyciągnąłem wszystkie potrzebne składniki, po czym dałem je do miski. - To ty możesz wymieszać ciasto. - odparłem i odsunąłem się trochę, żeby zrobić miejsce Laurze. Podałem jej trzepaczkę i zaczęła mieszać. Ja w tym czasie wyciągnąłem patelnię i postawiłem ją na gazie, aby się rozgrzała.
- Może już być? - spytała Laura.
- Poczekaj dodam jeszcze trochę mąki. - powiedziałem i wsypałem do miski trochę białego proszku, a Laura wymieszała ją z resztą masy. - Okay, jest już gotowe. - odezwałem się, a brunetka przestała mieszać. Nalałem odrobinę oleju na patelnię, a później masę.
- Gdzie macie talerze i sztućce? - spytała.
- Talerze w górnej szafce zaraz po twojej prawej stronie, a sztuśce na dole w szufladzie. - wskazałem na nie. - Mi też możesz podać jeden talerz. - powiedziałem. Laura wyciągnęla trzy talerze, jeden dała mi, dwa widelce oraz dwa noże, po czym położyła je na stole. Jeden naleśnik był już gotowy, więc ściągnąłem go z patelni i nalałem na nią masę.
- Może zrobimy sobie coś do pica do? - spytała Laura.
- Na co masz ochotę?
- Na kakao.
- Zrobisz je sama?
- Tak, ale powiedz, gdzie masz te wszystkie rzeczy.
- Okay. Kakao jest w szafce po lewej, a kubki tam gdzie talerze. Mi też zrobisz?
- Okay. - odparła, a ja przewróciłem naleśnika na drugą stronę. Podszedłem do lodówki, wyciągnąłem z niej mleko i nalałem trochę do garnuszka, po czym postawiłem go na gazie. Po chwili drugi naleśnik był już gotowy, więc położyłem go na talerzu i nalałem kolejną porcję. Mleko też już się zagrzało. Podałem garnuszek Laurze, a ona rozlała jego zawartość do dwóch kubków, które postawiła na stole.
- Ross, myślisz, że sny czasami mogą oznaczać, że coś się kiedyś wydarzyło? - spytała nagle Laura.
- Nie wiem, a co ci się takiego śniło?
- Śniło mi się nasze pożegnanie, jak byliśmy mali. Wyglądaliśmy tak jak na tamtym naszym zdjęciu z waszego albumu. Obiecywaliśmy sobie, że nigdy siebie nie zapomnimy. Gdy już od ciebie odchodziłam to już nic nie widziałam. Myślisz, że może tak się stało? - spytała, a ja wszystko co powiedziała trawiłem jeszcze raz w głowie.
- Nie wiem, ale może po prostu za dużo o tym myślałaś i była to tylko twoja wyobraźnia.
- Wiem, ale wyglądało to bardzo realistycznie. Gdy się obudziłam to czułam, jakby to się wydarzyło naprawdę.
- Może i to była prawda, a może to wymysł wyobraźni. Cokolwiek to mogło być, to był tylko sen.
- Za dużo chyba o tym myślę. Jednak to zaskakujące, że kiedyś już się znaliśmy. Szkoda, że nasz kontakt się urwał.
- Też tego żałuję. Jednak wtedy byliśmy dziećmi i teraz tego nawet nie pamiętamy.
- Teraz pewnie nasza relacja wyglądałaby inaczej.
- Niby jak? - spytałem, mimo że wiedziałem, o co jej chodzi.
- Może bylibyśmy razem. Nawet jeśli nie, to z pewnością najlepszymi przyjaciółmi.
- To drugie jest bardzo pewne, ale to pierwsze również.
- Może tak, może nie. Nie będziemy się już rozwodzić nad przeszłością, której nie pamiętamy. - powiedziała, a ja zdjąłem z patelni czwartego naleśnika. Usmażyłem jeszcze dwa, wyłączyłem gaz i razem z talerzem usiadłem przy stole obok Laury.
- Naleśniki gotowe. - odezwałem się.
- Twoje kakao też. - odpowiedziała. Przysunęła kubek w moją stronę. Swojego miała już prawie połowę wypitą. Nałożyliśmy sobie po trzy naleśniki.
- No to smacznego. - powiedziałem.
- Dziękuję i wzajemnie. - uśmiechnęła się. Wziąłem pierwszy kawałek naleśnika. - Mmm... Pycha. Wyszły ci naprawdę dobre.
- Dzięki, ale to też twoja zasługa.
- Ja prawie nic nie robiłam oprócz mieszania.
- Oj tam, ale zawsze coś. - odparłem, po czym zapadła pomiędzy nami cisza, która minęła nam na jedzeniu. Gdy już kończyliśmy do kuchni weszła Rydel. Gdy nas zobaczyła zdzwiła się, co mówił wyraz jej twarzy.
- Hej. Co wy tak wcześne wstaliście? - spytała.
- A samo jakoś tak wyszło. Obudziliśmy się i nie chciało nam się już spać. - odpowiedziała Laura, a ja przytaknąłem.
- Aha, widzę, że śniadanie już zjedliście. Zostawiliście mi choć jednego naleśnika?
- Nie, ale w misce jest jeszcze dużo masy, więc możesz sobie zrobić. - odparłem.
- Przynajmniej mam mniej do roboty. - powiedziała moja siostra, po czym podeszła do kuchenki i włączyła gaz, aby rozgrzać patelnię. - No to powiedzcie mi tu teraz bez ściemy. Wydarzyło się coś może między wami? - spytała, a ja i Laura spojrzeliśmy po sobie. Z jej oczu wyczytałem, że nie chce mówić Rydel prawdy. Zresztą ja też nie chciałem, bo zaraz będzie nam wmawiała, że to coś oznacza.
- Nic się nie stało takiego. - odpowiedziałem.
- Napewno? Bo jakoś tak na siebie dziwnie patrzyliście.
- Niby jak? - zapytała Laura, gdy Rydel odwróciła się i nalała trochę masy na patelnię.
- Popatrzyliście się na się porozumiewawczym wzrokiem, tak jabyście chcieli coś zataić przede mną. - odparła, odwracając się z powrotem.
- My nic nie chcemy przed tobą ukrywać, Delly. - powiedziała Laura.
- Serio? Nic, a nic się nie wydarzyło pomiędzy wami?
- Nic. - ja i Laura powiedzieliśmy wspólnie.
- I tak wam nie wierzę. Naprawdę nie doszło pomiędzy wami do pocałunku lub chcieliście to zrobć, ale coś was powstrzymało? - spytała, a my spojrzeliśmy na siebie. Nie lubię okłamywać Rydel, ale skoro już to zaczęliśmy to trzeba się tego trzymać do konca. No chyba, że Laura powie o tym Vanessie, a pewnie później dowie się o tym moja siostra.
- Rydel, nic takiego nie miało miejsca. Jedyne, co się stało to jest to, że Laura spała na mnie, a tak nie zasypialiśmy. - odpowiedziałem. Niech tym się pocieszy.
- No i co mówicie, że nic się nie wydarzyło? To też się liczy. - uśmiechnęła się blondynka, po czym odwróciła się i położyła gotowego naleśnika na talerzu i nalała kolejną porcję.
- Przecież to nie jest nic takiego. - odparła Laura.
- Wiem, ale zawsze coś.
- Dlaczego koniecznie chcesz nas wyswatać? - spytałem.
- Bo pomiędzy wami jest duża chemia? Bo ładnie razem wyglądacie? Bo pasujecie do siebie? Bo bardzo dobrze się ze sobą dogadujecie? Bo sami nie chcecie się przyznać, że coś coś do siebie czujecie? Mam jeszcze wymieniać?
- Okay, tyle mi wystarczy. - odparłem.
- Rydel, my nie chcemy zmieniać naszej relacji. Dobrze nam w przyjaźni. Zresztą ja jestem z Jake'iem. - odezwała się Laura.
- Jesteś z nim, ale go przecież nie kochasz. Sama tak mówiłaś.
- No tak, ale to nie zmienia faktu, że z nim jestem. Nie wiem dlaczego nic do niego nie czuję.
- A ja wiem. Twoje serce należy już do Rossa i wszystko na to wskazuje. - uśmiechnęła się Rydel, po czym odwróciła się, aby zdjąć naleśnika z patelni i wlać kolejną porcję. W tym czasie ja i Laura spojrzeliśmy na siebie. Zauważyłem w jej oczach niepewność pewnie wywołaną przez to, co powiedziała moja siostra. Zresztą ja sam się nad tym zastanawiam. Czy Rydel ma rację? W sumie ten prawie pocałunek zmienia już postać rzeczy. Wręcz wszystko mi pogmatwał w głowie. Nie wiem, co mam o nim myśleć.
- Mówisz tak tylko, bo chcesz, żebyśmy byli razem. - odpowiedziała Laura, gdy Rydel z powrotem odwróciła się w naszą stronę.
- Nie. Po prostu widzę jak jest, a wy raczej nie jesteście sobie obojętni. Bardzo często uśmiechacie się do siebie, patrzycie w oczy, Ross mówi ci komplementy, a ty czasami się zarumienisz z tego powodu. Już jak na was się patrzy to widać, że macie się ku sobie. Uzmysłówcie sobie to w końcu. - powiedziała, a ja i Laura nie odezwaliśmy się. Nie wiedziałem, jak mogę na to odpowiedzieć. - To dlatego wam nie wierzę, że nic się pomiędzy wami nie wydarzyło, gdy spaliście razem. Przyznajcie się, że coś przede mną ukrywacie. - odparła, a my spojrzeliśmy na siebie.
- Ale pomiędzy nami naprawdę nic się nie wydarzyło. - odpowiedziałem.
- Serio, Rydel. - odparła Laura.
- Załóżmy, że wam wierzę, ale wiecie, że i tak się o wszystkim dowiem.
- Przed tobą nic nie da się ukryć. - zaśmiała się Laura.
- To jest już chyba taki mój dar. - uśmiechnęła się moja siostra, po czym odwróciła się i ściągnęła z patelni trzeciego naleśnika. Wyłączyła gaz i z talerzem usiadła przy stole.
- Smacznego. - ja i Laura odezwaliśmy się w tym samym czasie.
- Dzięki. - odpowiedziała Rydel i zaczęła jeść. Gdy skończyła do kuchni weszli Riker i Vanessa, którzy byli uśmiechnięci. No to teraz Rydel skupi się na nich. Laura pewnie też.
- Hej. - odezwali się.
- Hej. - odpowiedzieliśmy.
- Zostały może jeszcze jakieś naleśniki? - spytał Riker.
- Nie, wszystkie już zjedliśmy. - powiedziała Rydel.
- Zrobisz mi pare, proszę. - mój brat zrobił szczenięce oczka. Jednak muszę przyznać, że ja lepiej to robię.
- Okay, niech ci będzie, ale wiedz, ze nie działają na mnie twoje oczka. Rossa bardziej. - uśmiechnęła się.
- Dzięki Rydel. Przykro mi Riker z urokiem osobistym trzeba się urodzić. - zaśmiałem się, a on tylko spiorunował mnie wzrokiem.
- Delly, a mi też przy okazji zrobisz? - spytała Vanessa.
- Tobie tak, bo przecież jesteś naszym gościem. - odpowiedziała Rydel, po czym odwróciła się i włączyła gaz, a potem nalała na patelnię trochę masy.
- A tak w ogóle to co wy tacy uchachani przyszliście? Czyżby coś się u was wydarzyło? - odezwała się Laura. No to teraz się zacznie. Vanessa pewnie, żeby odgryźć się Laurze zacznie nasz temat. W sumie to już przyzwyczaiłem się do tego.
- A nie można wstać rano z wesołym humorem? Czy to od razu musi coś oznaczać? - spytała Vanessa.
- Naprawdę nic się nie wydarzyło pomiędzy wami? - powiedziała Rydel.
- A co niby miało się stać? - odezwał się Riker.
- Na przykład jeszcze raz się pocałowaliście? Że jesteście razem? Zresztą po tym jak się wczoraj całowaliście to myślałam, że coś się stanie. - odpowiedziała Laura.
- Do niczego takiego nie doszło. Riker może potwierdzić. - odparła Van.
- Tak, Van ma rację. Nic się pomiędzy nami nie wydarzyło. - powiedział Riker. Usłyszałem nutkę smutku w jego głosie. Coś czuję, że on jest zakochny w Vanessie. Po tym ich wczorajszym pocałunku to cały czas się uśmiechał, co chwilę zerkał na Vanessę. On nie jest w takiej sytuacji jak ja, więc może jej wyjawić swoje uczucia.
- Szkoda. Myślałam, że w końcu będzie jakaś para. Ross i Laura ciągle się opierają rękami i nogami, że nic do siebie nie czują, więc przynajmniej liczyłam, że wy będziecie pierwsi. - odpowiedziała Rydel.
- Delly przestań. My się tylko przyjaźnimy, a ten pocałunek to było tylko wyzwanie. Raczej to nie stałoby się naprawdę. - odparła Vanessa. Zauważyłem, że Riker trochę posmutniał po tym co powiedziała. Oj tak, on zdecydowanie jest w niej zakochany. Może to jakoś z niego wyciągnę.
- Zaczynasz powoli mówić jak Laura. - zaśmiała się moja siostra.
- Nie prawda. - zaprzeczyła Van. - A tak w ogóle to, co tam słychać u Raury? - spytała i uśmiechnęła się. No nie, znowu się zaczyna.
- Nic, co mogłoby cię ucieszyć. - odezwała się Laura. - Już wszystko mówiliśmy Rydel, więc niech ona to potwierdzi.
- Tak, już ich przepytywałam, ale nic się nie wydarzyło. Chyba, że coś przede mną ukryli.
- Powiedzieliśmy prawdę. - powiedziałem.
- Szkoda. - westchnęła Vanessa. Później rozmawialiśmy już na inne tematy, po jakiś 15 minutach do kuchni weszli Ellington i Rocky, którzy oczywiście też poprosili Rydel o zrobienie im naleśników.
- To my musimy chyba już powoli zbierać. - odezwała się Vanessa, gdy wszyscy skończyli jeść.
- Serio już musicie iść? - spytała Rydel.
- No tak. Przecież wczoraj spędziliście z nami cały dzień, więc pewnie chcecie sobie do nas trochę odpocząć. - powiedziała Laura.
- Chyba sobie żartujesz. W naszym domu zawsze będziecie mile widziane.
- Ale i tak powinnyśmy już się zbierać. - odparła Laura.
- Okay, jak sobie chcecie. - powiedziała Rydel, po czym wszyscy wyszliśmy na korytarz.
- To pa Ross. - odezwała się Laura, która podeszła do mnie, aby się przytulić na pożegnanie.
- Pa Lau.
- Powiesz komuś o tym co się stało rano? - spytała, patrząc mi w oczy.
- Nie, raczej nie. Ty powiesz Vanessie?
- Nie, bo jeśli bym jej to zdradziła to zaczęłaby nadawać o tym, że jestem w tobie zakochana i inne takie. Wolę jak na razie tego uniknąć. - uśmiechnęła się. - Przyjdziesz do mnie w nocy, prawda?
- Oczywiście, że tak, przecież to nasza tradycja.
- Tak, ale myślałam, że może przez to, co się stało rano to się nie zjawisz.
- Mówiłem ci, że to nie zmienia naszej relacji.
- To dobrze. - uśmiechnęła się.
- Idziesz Lau? - spytała Vanessa.
- Tak, już idę. - odparła Laura. Uśmiechnęliśmy się o siebie.
- Pa wszystkim. - powiedziały siostry.
- Pa dziewczyny. - odpowiedzieliśmy chórem, a one wyszły. Potem każdy poszedł w swoją stronę.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Jak tam wasze wrażenia po przeczytaniu rozdziału? Mam nadzieję, że jakoś mi wybaczycie, że Ross i Laura się nie pocałowali. Tak musiało być. Zobaczycie oni w końcu to zrobią. W końcu nadejdzie moment, na który czekacie. Uzbrojcie się jeszcze w odrobinę cierpliwości, bo będzie warto.
Tak w ogóle to ten rozdział z początku był o wiele dłuższy, więc podzieliłam go na dwie części. Czyli następny rozdział jest już gotowy i czeka na publikację. Szybkość pojawienia się jego zależy tylko od was. Im więcej komentarzy się pojawi pod tym rozdziałem tym szybciej będzie next. Wszystko zależy od was. A w następnym dużo się będzie działo.
Do napisania!!!
sobota, 30 stycznia 2016
sobota, 23 stycznia 2016
Rozdział 25
"And even though it should be so wrong, I can't help but feel this strong, cause the way you turn me on like a light switch." ~ "Chociaż to powinno być tak złe, nie mogę nic zrobić, tylko odczuwać to tak mocno, bo przełączyłaś cały mój świat jak włącznik światła." - I Want You Bad
~Los Angeles, 27.07.2015r.~
★Laura★
Minął już tydzień. Moje dni wyglądały podobnie. Spotkania z Lynchami. Spotkania z Rossem. Spotkania z Jake'iem. Prawie nic się nie zmieniło oprócz jednej rzeczy. Mianowicie - nie jestem już singielką. Zgodziłam się zostać dziewczyną Jake'a. Zastanawiałam się nad tym trzy dni aż w końcu podjęłam decyzję. Dokładnie pamiętam tamto wydarzenie.
Spacerujemy po plaży. Słońce zaczyna powoli zachodzić. Ja jestem zaraz obok wody, która moczy mi nogi, a Jake idzie po mojej lewej stronie. Rozmawiamy. Z nim czas zawsze płyne mi szybko. Z początku czułam się przy nim trochę spięta przez pytanie, które zadał mi w sobotę, ale to minęło. Teraz już zupełnie swobodnie z nim rozmawiam i śmieję się. Dziwi mnie to, że on nie pyta mnie o tamten wieczór, co w sumie jest mi na rękę. Usiedliśmy na pisaku, aby podziwiać zachodzące słońce.
- Lau przemyślałaś już może to pytanie, które zdałem ci w sobotę? - spytał i spojrzał na mnie. Jednak poruszył ten temat,
- Dużo nad tym myślałam. - odpowiedziałam.
- I?
- I ja nadal nie jestem tego do końca pewna. Czy będzie nam dobrze w takiej sytuacji, że ty coś do mnie czujesz, a ja chyba nie?
- A czy teraz jest źle?
- No nie, jest tak jak było.
- No właśnie i tak będzie, gdy będziemy razem. Nic się prawie nie zmieni. Lau zostaniesz moją dziewczyną?
- Ja nadal nie jestem tego do końca pewna.
- Co ci szkodzi się zgodzić? Przecież chciałaś mieć chłopaka, któremu będziesz ufała i przy którym będziesz się czuła swobodnie i będziesz szczęśliwa. Tak nie jest?
- No w sumie to tak się przy tobie czuję.
- No więc? - spytał, a ja zastanowiłam się chwilę. Zgodzić się? Przecież chyba nic to nie zmieni. Zresztą, co mi szkodzi spróbwać. Chciałam wiedzieć, jak to jest być w związku i teraz mam na to okazję.
- Ja... - przerwałm na chwilę. - Ja zgadzam się. - powiedziałam cicho. Zobaczyłam, że Jake szeroko się uśmiechnął.
- Wiedziałem, że się zgodzisz. Jak się z tego cieszę. - odparł cały w skowronkach, po czym pocałował mnie, czego w ogóle się nie spodziewałam. Jednak Jake zaraz się odsunął. - Przepraszam to tak z tych emocji.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się.
Jake miał rację, że nic się prawie nie zmieni. Nadal zachowujemy się tak jak wcześniej tylko teraz trzymamy się za ręce, a Jake czasami mnie całuje. Nasza relacja nie uległa zmianie. Mogę nawet stwierdzić, że się polepszyła. Cieszę się, że jestem jego dziewczyną. Gdy powiedziałam o tym Vanessie to ucieszyła się i gratulowała mi, ale stwierdziła, że i tak jest za Raurą. Bardziej bałam się przekazać to Rossowi, bo nie wiedziałam, jak to przyjmie. Z początku był trochę smutny, ale tak jak Van mi pogratulował i cieszył się moim szczęściem. Powiedział, że zawsze będzie przy mnie i zniknie dopiero wtedy, gdy ja tak będę chciała. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest moim najlepszym przyjacielem. Ross jest niezwykły. Chyba nigdy nie spotkam takiego chłopaka jak on. Jest mi bardzo bliski i nie chciałabym go stracić. Mimo, że jestem z Jake'iem, to Ross nadal do mnie przychodzi w nocy, co mi wcale nie przeszkadza. Kocham te nasze potajemne spotkania. Leżymy pod gwiazmi i rozmawiamy na wszelakie tematy. Teraz, gdy tak o nim myślę to uśmiech sam wkrada mi się na usta. On tak na mnie już działa. Nawet, gdy rozmyślam o Jake'u to aż tak się nie uśmiecham. Trochę mnie to dziwi, bo przecież Ross to mój przyjaciel, a Jake chłopak, więc powinno być na odwrót. Jednak wolę, żeby było tak jak jest. Okay pora się trochę ogarnąć, bo za pół godziny ja i Van idziemy na spotaknie z Lynchami, a ja jeszcze nie przebrałam piżamy. Poszłam do garderoby. Zastanowiłam się chwilę, co ubrać. Po namyśle wybrałam żółtą, pastelową bokserkę i czarne, krótkie spodenki. Po ubraniu się podeszłam do lustra. Rozczesałam włosy i upięłam je w luźnego koka, a po bokach twarzy zostawiłam kosmyk włosów. Pomalowałam jeszcze rzęsy i byłam gotowa. Wzięłam telefon z biurka i włączyłam go. Była 11:40, czyli zostało mi jeszcze 20 minut. Gdy wyszłam z pokoju spotkałam się z Vanessą, która była ubrana w jasnoniebieską koszulkę z białym sercem oraz dżinsowe, krótkie spodenki. Włosy miała związane w wysokiego kucyka.
- Gotowa? - spytała.
- Tak, a ty?
- Oczywiście. - odparła. Zeszłyśmy na dół, powiedziałyśmy Natalie, że wychodzimy i opuściłyśmy dom. Ustaliłyśmy, że do Lynchów dotrzemy na nogach. Cała droga minęła nam bardzo szybko. Nim się obejrzałyśmy, stanęłyśmy pod domem naszych przyjaciół. Van zadzwoniła dzwonkiem. Po chwili otworzył nam Ross.
- Cześć dziewczyny. - przywitał się, a do mnie uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest.
- Hej Ross. - odpowiedziałyśmy.
- Wchodźcie. - otworzył szerzej drzwi, a my weszłyśmy. - Jakby co to Rydel jest jeszcze na górze. - powiedział, gdy wchodziliśmy do salonu. Przywitaliśmy się wszyscy, a po chwili dołączyła do nas blondynka.
- Hej. - uśmiechnęła się.
- Hej Rydel.
- To co możemy już iść? - odezwał Rocky.
- Wszystko robmy według określonego wczoraj planu? - spytałam, aby się upewnić.
- Tak. - przytaknęła Rydel.
- Czyli najpierw idziemy do wesołego miasteczka. - powiedział z wyraźną radością Ellington.
- No to idziemy. - odparł Riker, po czym wyszliśmy z domu. Szliśmy jak zazwyczaj, czyli podzieleni na dziewczyny i chłopaki.
- Jak ci się układa z Jake'iem, Laura? - spytała Rydel.
- Dobrze, wszystko jest prawie po staremu. Teraz tylko trzymamy się za ręce, a Jake czasami mnie pocałuje, ale ja tego nie odwzajemniam. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Dlaczego?
- Sama nie wiem. Chyba nadal nic do niego nie czuję, bo te pocałunki nie wywierają na mnie zbyt dużych emocji.
- Może tak jest dlatego, że twoje serce należy już do kogoś innego? - odezwała się Vanessa.
- Nie sądzę. Z Rossem świetnie układa mi się w przyjaźni.
- Ale on serio ani trochę ci się nie podoba? - spytała Rydel.
- No Ross jest przystojnym chłopakiem i jest u niego na co popatrzeć. Bardziej wolę jego charakter. Jest on bardzo miły i sympatyczny. Mogę z nim porozmawiać na różne tematy. Kocham z nim leżeć pod gwiazdami. Lubię też patrzeć mu w oczy, ale to zawsze on odwraca wzrok. Po prostu czuję się przy nim sobą i bardzo go lubię.
- Tego o oczach chyba jeszcze nie mówiłaś. Coś już chyba po między wami zaczyna się zmieniać. Z resztą widzę jak na siebie patrzycie. Bardzo często się uśmiechacie do siebie. - powiedziała blondynka.
- Dobrze mi jest z nim w przyjaźni i chyba nie chcę tego zmieniać. Zresztą jestem teraz z Jake'iem.
- Ale nic do niego nie czujesz. - odparła Vanessa.
- Stuprocentowo jesteś pewna, że nie jesteś zakochana w Rossie? - spytała Rydel.
- No może na 90 procent. - odpowiedziałam po chwili namysłu. Zauważyłam, że dziewczyny uśmiechnęły się do siebie.
- Tak te dziesięć procent niepewności! - odezwała się uradowana Delly.
- Jeszcze ponad tydzień temu było 99 procent, czyli coraz lepej wam się układa. Zresztą widać tą zmianę. - uśmiechnęła się moja siostra.
- Och dziewczyny już przestańcie. Jeśli moje uczucia, co do Rossa się zmienią to wam o tym z pewnością powiem, ale jak na razie to nie zanosi się na to, żebyśmy byli razem.
- Zobaczysz, że jeszcze zmienisz zdanie w ciągu tego tygodnia. - odparła Rydel.
- No nie wiem, może tak, może nie.
- Dziewczyny chodźcie tu do nas. Czemu zawsze od nas się oddalacie? - odezwał się Riker.
- Musimy obgadać babskie sprawy. - odpowiedziała Vanessa. Zrównałyśmy się z nimi.
- Zapewne dotyczące mnie i Laury. Wiele razy usłyszałem swoje imię. - powiedział Ross.
- Tak, to jest ich główny temat. - przytaknęłam.
- No co? Próbujemy wam uświadmić, że coś do siebie czujecie, ale wy ciągle się tego wypieracie. - odparła Rydel.
- Po co nam chcecie coś uświadamiać skoro my dobrze znamy prawdę? - spytał Ross.
- Może po prostu sobie to wmówiliście i nie dacie się przekonać?
- Rydel daj już sobie z tym spokój. - jęknęłam.
- Okay, ale ja i tak wiem swoje i to się nie zmieni. - odparła, po czym wszyscy zaczęliśmy rozmawiać na inne tematy. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Droga mijała nam bardzo szybko i nim się obejrzeliśmy, a stanęliśmy przed wejścem do wesołego miasteczka. Od razu wróciły mi wspomnienia. To tutaj było nasze pierwsze, wspólne spotkanie. Jak to się wszystko od tamtego czasu pozmieniało. Wtedy Ross prawie w ogóle się nie odzywał i ciekawiło mnie to dlaczego tak jest. Myślałam wtedy, że jest on tajemniczy. Jednak wystarczyło pare spotkań sam na sam, a moje zdanie o nim uległo zmianie. Zaczęłam go lepiej poznawać, a teraz nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło go w moim życiu. Tak samo myślę o Lynchach. Z nimi każda chwila sprawia wiele radości. To są moi najlepsi przyjaciele jakich mogłam sobie wyobrazić. Zdecydownie wiele zmieniło się od naszego pierwszego spotaknia. I teraz właśnie znajdujemy się w tym samym miejscu, co wtedy. Jednak wiem, że teraz pobyt w wesołym miasteczku będzie innny niż trzy tygodnie temu.
- No to jesteśmy na miejscu. - odezwał się Rocky, po przekroczeniu wejścia.
- Od razu mówię. Najpierw idziemy na kolejkę górską. - powiedział Ellington.
- Okay nie ci będzie. - odparł Riker, po czym ustawiliśmy się w kolejce do kasy. Ustaliliśmy pary, w których będziemy jechać. Wiadomo ja z Rossem, Van z Rikerem, a Rydel z Ellingtonem, co zaproponował on sam. Rocky chwiliowo się na niego obraził, ale przeszło mu, gdy Ell zaproponował, że da mu dwie paczki żelek, a on się zgodził. Nie, żeby coś, ale Rydel i Ratliff pasują do siebie. Trzebaby ich jakoś spiknąć, ale nie wiem jak. Nie będę się teraz nad tym zastanawiać, bo zaraz będzie nasza kolej do kupienia biletu. Po zakupie jego, usiedliśmy do wagoników. Zapięliśmy się pasami, a mężczyzna obsługujący kolejkę przyciągnął nam barierkę. Zaczęłam się trochę bać, mimo że jechałam już tą kolejką. Najgorsze są pętle i nagłe zakręty.
- Lau jakbyś się bała to zawsze możesz chwycić moją rękę. - powiedział Ross, po czym otwartą dłoń położył na kolanie.
- Okay, z pewnością się przyda. - uśmiechnęłam się.
- Nie musisz się bać. To nic strasznego.
- Wiem, ale te pętle i nagłe zakręty są okropne. Nie przepadam za kolejkami górskimi, mimo że tą już jechałam. - powiedziałam, po czym poczułam, że kolejka ruszyła. Z początku jechała wolno, ale po kilku sekundach nabrała rozpędu i nagle przy zakręcie przyspieszyła do masymalnej prędkości. Ja nie byłam na to przygotowana, więc pisk sam wyrwał mi się z gardła. Później był kolejny zakręt, do góry i pętla, na której chwyciłam Rossa za rękę i piszczałam. Nie byłam jedyna, bo Vanessa i Rydel też krzyczały. Wraz z dotykiem jego dłoni przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Co on w ogóle oznacza? Jeszcze nigdy go nie poczułam przy Rossie, a nawet przy Jake'u. Nie zastanawiałam się nad tym długo, bo nadjeżdżaliśmy do kolejnej pętli, co spowodowało, że mocniej ścisnęłam dłoń Rossa. Jednak po jednym okrążeniu strach trochę mi przeszedł i czułam tylko adrenalinę. Jednak nie puszczałam ręki mojego przyjaciela, bo tak było mi przyjemniej. W końcu po 5 minutach kolejka zatrzymała się, a ja odetchnęłam z ulgą. Trochę nawet kręciło mi się w głowie.
- Lau, dobrze się czujesz, bo jesteś blada? - spytał z troską w głosie Ross.
- Tak, ale trochę kręci mi się w głowie. Zaraz pewnie przestanie.
- Okay, ale narazie będę cię trzymał za rękę. - powiedział, a ja przytaknęłam. Wysiedliśmy z wagonika, a mi momentalnie mocniej zawirowało przed oczami. Chwyciłam Rossa za ramię, a on objął mnie w pasie, co mi się spodobało.
- Laura, co ci się stało? - spytała Vanessa.
- Nic, tylko trochę kręci mi się w głowie. Pewnie zaraz mi przejdzie. Chodźmy dalej. - odparłam. Było mi już coraz lepiej. Bliskość Rossa jakoś dziwnie na mnie działała. Jego dotyk powodował, że moje serce biło szybciej.
- To gdzie teraz idziemy? - spytał Riker.
- Może na tą szybką karuzelę? - zaproponował Rocky.
- Laura dasz radę? - zapytał Ross.
- Tak, już mi jest lepiej. Możesz nawet już mnie puścić. - odpowiedziałam, a on wypuścił mnie z objęć. Jakoś dziwnie się poczułam, ale nie zważałam na to. Poszliśmy na karuzelę. W wesołym miasteczku bawiliśmy się dobre trzy godziny. Byliśmy chyba na wszystkich atrakcjach. Świetnie spędzaliśmy ten czas, a uśmiech nie schodził nam z twarzy. Zdecydownie teraz jest inaczej niż na naszym pierwszym spotkaniu. Nie wiem jaka jest dokładnie różnica. Może taka, że już dobrze się znamy? Nie wiem. Później według ustalonego planu poszliśmy do kina na komedię. Wiadomo była kłótnia - komedia romantyczna a horror, ale poszliśmy na kompromis. Podczas seansu Rocky i Ell rzucali popcornem w ludzi, którzy byli na dole. Jednemu chłopakowi po kryjomu wrzucali go do kaptura, a on się w ogóle nie zorientował. Czasami ktoś się odwrócił, a wtedy oni udawali, że są wciągnięci przez film. My wszyscy mieliśmy z tego ubaw i głównie uwagę skupialiśmy na nich niż na komedii. Po skończonym seansie poszliśmy do kręgielni.
- Laura, Van, czy wy kiedyś grałyście w kręgle? - spytał Rocky.
- Tak, ale to było tak dawno, że ja już zapomniałam, jak się dobrze gra. - odpowiedziałam.
- Ja jeszcze może coś tam umiem, ale pewnie nie za dobrze. - odparła moja siostra.
- Nauczycie się podczas gry. - odezwał się Ellington.
- To na jakie drużyny się dzielimy? - spytał Ross.
- Dawaj wybieram ja i ty. - powiedział Riker i wszyscy przystaliśmy na tą propozycję.
- To ja wybieram pierwszy, bo jestem młodszy.
- Okay, niech ci będzie, a my w takim razie zaczynamy pierwsi.
- Dobrze. To ja biorę Laurę.
- Vanessa.
- Rocky.
- Ellington.
- Rydel. - powiedział Ross. Graliśmy w takich składach: ja, Ross, Rocky i Rydel na Rikera, Van i Ellingtona.
- No ej wy macie przewagę liczebną. - odezwał się Ell.
- Oj tam dacie radę. Przecież ty i Riker umiecie tak samo grać, co ja i Ross. - odpowiedział Rocky.
- No w sumie tak. - przytaknął Riker.
- My zaczynamy pierwsi, bo jest nas mniej. - powiedziała Vanessa, a wszyscy się zgodzili. Ustaliliśmy jeszcze, że przegrana drużyna stawia połowę kwoty pizzy drugiej. Moja siostra rzuciła pierwsza. Oczywiście Riker dawał jej rady i pokazywał, jak należy rzucać. Przy tym obejmował ją od tyłu, co jak widziałam, nie przeszkadzało jej za bardzo. W końcu Vanessa wykonała rzut i zbiła 8 kręgli.
- O tak! - krzyknęła.
- Jest dobrze. Następnym razem może uda ci się zbić wszystkie. - powiedział Riker. Teraz nadeszła moja kolej. Chwyciłam kulę w place. Była trochę ciężka i nie za bardzo wiedziałam, jak mam nią rzucić, mimo że widziałam, jak robi to Vanessa. Jednak to co innego patrzeć jak robić to samemu.
- Jak mam to zrobić? - spytałam.
- To jest proste. - odparł Ross, podchodząc do mnie. - Musisz tylko dobrze wymierzyć w środek i rzucić. Chodź pokażę ci, jak odpowiednio się ustawić. - powiedział, po czym delikatnie objął mnie od tyłu i chwycił mnie za prawą rękę, w której miałam kulę. Znowu przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Co się ze mną dzieje? - Teraz lekko się pochyl, lewą nogę daj na przód, a prawą z tyłu i lekko je ugnij. - mówił, a ja tak robiłam. - Teraz wymierz kulą w środek i rzuć.
- Okay. - odpowiedziałam, a Ross odsunął się ode mnie. Przyjemne dreszcze minęły. Zrobiłam tak jak powiedział, wymierzyłam w środek i rzuciłam kulę, która zbiła wszystkie kręgle.
- Jest! - krzyknęłam i z tych emocji przytuliłam Rossa, ale zaraz się odsunęłam. - Sorki to tak z tych emocji. - uśmiechnęłam się lekko. Trochę zakłopotała mnie ta sytuacja.
- Nic się nie stało. - zaśmiał się blondyn.
- O nie trzeba nadrobić straty. - odezwał się Riker, który ustawił się do rzutu. Zbił wszystkie kręgle. - O tak! Tak się gra! - powiedział, po czym przybił piątkę z Ellingtonem i Vanessą. Później Rydel zbiła osiem kręgli, więc był remis.
- No to teraz moja kolej. Patrzcie i się uczcie. - powiedział Ell.
- Nie zbijesz wszystkich. - odparła Rydel.
- A jesteś tego pewna?
- Tak.
- No to patrz. - odparł i odpowiednio ustawił się.
- Nie trafisz. W ogóle żadnego nie zbijesz. - blondynka próbowała go rozproszyć, ale jej trud poszedł na marne, bo Ellington zbił wszystkie kręgle.
- I co? Zrobiłem strike'a.
- Pff... miałeś farta. Następnym razem to ja go zrobię.
- No to zobaczymy. - odparł brunet. Teraz nadeszła kolej Rossa, który również zbił wszystkie kręgle. Tak właśnie toczyła się ta gra. Prawie cały czas szliśmy łeb w łeb. Gdy tylko ktoś przekroczył wynik o kilka punktów to zaraz następna osoba robiła strike'a i znów był remis. Naprawdę świetnie się bawiłam. Najwięcej śmiechu było, gdy Rydel i Ellington próbowali się rozpraszać, co czasami im wychodziło, ale w następnej kolejce zbijali wszystkie kręgle. W końcu o jeden punkt wygrała drużyna Rikera, chociaż było ich mniej.
- O tak! I kto tu jest mistrzem? Ta drużyna! - krzyczeli i radowali się ze zwycięstwa.
- To była tylko różnica jednego punktu. Mieliście po prostu szczęście. - powiedział Rocky.
- Przyjmijcie do wiadomości przegraną i pogódźcie się z tym. - odparł Elligton.
- To teraz stawiacie nam połowę ceny za pizzę. - odezwała się Vanessa.
- Zakład to zakład, niestety musimy tak zrobić. - odpowiedziała Rydel.
- No to idziemy do pizzeri. - odparł Riker. Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Poszliśmy do ulubionego lokalu Lynchów, którzy mówili, że tam jest najlepsza pizza w Los Angeles. Zajęliśmy dwa stoliki, które były blisko siebie, a nawet przysunęliśmy je odrobinę bliżej. Podzieliliśmy się na grupy w jakich graliśmy, bo przecież przegrana drużyna stawia połowę pizzy wygranej. Oni na złość nam wybrali najdroższą. Zamówiliśmy dwie największe takie same i czekaliśmy nie. Po 20 minutach nasze jedzenie było gotowe. Rzeczywiście była to najlepsza pizza jaką jadłam. Tutaj możemy przychodzić zawsze przy jakiejś okazji. Po zjedzeniu zapłaciliśmy za potrawę, po czym opuściliśmy lokal. Było już po siódmej.
- Ale ten dzień szybko zleciał. - odezwałam się.
- Nawet za szybko. Jednak zabawa była dobra. - powiedział Ellington.
- Prawie cały dzień spędziłyśmy razem z wami. Szkoda, że już za chwilę się rozstajemy. - odparła Vanessa.
- Mam pomysł. - odezwała się nagle Rydel. - Może chcecie u nas zostać na noc? Będzie fajnie. Co wy na to? - spytała. Ja i Van spojrzałyśmy na siebie i uśmiechnęłyśmy się.
- No pewnie, że tak. - odpowiedziałam.
- To super. Nie dość, że spędziliśmy ze sobą prawie cały dzień to teraz jeszcze noc. - uśmiechnęła się blondynka.
- Ale my nie mamy piżam. Musiałybyśmy pójść do domu. - odparła Van.
- Nie musicie. Ja wam pożyczę, albo któryś z chłopaków da wam swoją koszulkę. Mówię wam, że one są wygodne, bo sama zabrałam jedną Ellingtonowi.
- Że co? Niby którą? - spytał brunet.
- A taką zwyczajną. Czarną z jakimś tam białym napisem. Już ci jej nie oddam.
- Zostaw ją sobie. Będzie ci przypominała o mnie. - uśmiechnął się do niej, a Rydel zarumieniła się lekko. Rydel i rumienienie się? Wow, to coś nowego. Coś mi się wydaje, że oni mają się ku sobie. Zresztą ciągle się sprzeczają o coś. Często obok siebie siedzą. No, no czyżby szykowała się nowa para? Może im trochę pomogę? Chociaż oni sami sobie poradzą. Muszę przyznać, że słodko razem by wyglądali.
- Okay w sumie to nie jest zły pomysł. - przytaknęła moja siostra.
- I już nawet wiem czyją koszulkę możesz mieć. - zaśmiałam się, wskazując oczami na Rikera.
- Tak? Ja też wiem czyją ty. - odgryzła mi się.
- Ja nie mam nic przeciwko, żeby dać Van koszulkę. - Riker uśmiechnął się do niej, a ons odwzajemniła jego gest. Dlasza część drogi minęła nam na planowaniu wieczoru. Film już był, więc wykreśliliśmy go. Oczywiście będzie butelka, bo jakże by inaczej. Wtedy zawsze się coś dzieje. Ten dzień już jest udany, ale jak to się mówi nie chwali się dnia przed zachodem. O tak, w ten wieczór zdecydowanie może się coś wydarzyć. Po 5 minutach byliśmy w domu Lynchów i Ell'a. Przekąski daliśmy do salonu. Ułożylismy poduszki na podłodze, żeby nam było wygodniej siedzieć. Riker znalazł też pustą butelkę. Po skończeniu pracy usiedliśmy na kanapach. Jednak podczas tych przygotowań Rydel gdzieś wsiąkła. Nie zastanawiłam się nad tym długo, bo przecież to jest jej dom.
- Hej, mam pewnien pomysł. Co wy na to, żeby wspólnie pooglądać nasze zdjęcia z dzieciństwa? - spytała blondynka, która nagle pojawiła się w salonie.
- Okay, zobaczycie nas jak byliśmy mali. - odparł Riker. Rydel usiadła na środku tak, aby każdy widział. Na jej kolanach spoczywało chyba z sześć albumów.
- Dobra no to zaczynamy. - powiedziała, po czym otworzyła pierwszy. Na pierwszym zdjęciu była kobieta w ciąży oraz mężczyzna, który ją obejmował od tyłu. Domyślam się, że to byli ich rodzice. Zresztą ich smutne miny mówiły same za siebie.
- A ten słodki dzidziuś to ja. - uśmiechnął się Riker, wskazując na zdjęcie maluszka. Było jeszcze mnóstwo zdjęć, gdy był mały. Później każdy pojawiał się po kolei. Wszyscy śmialiśmy się z niektórych fotografii.
- Czy ja na tym zdjęciu mam całą twarz brudną z czekolady? - spytał Ross.
- Ja nie wiem, czy to nie jest coś innego. - zaśmiał się Rocky, a blondyn spiorunował go wzrokiem.
- Chyba bawiłeś się w murzynka. - skomentował Riker.
- Szkoda, że ty nie masz takiego zdjęcia. - odparł Ross.
- Nawet słodko wyglądałeś. - odezwałam się, ale zaraz pożałowałam tego.
- Tak? Ciekawe dlaczego tak uważasz? - uśmiechnęła się moja siostra, a ja tylko przewróciłam oczami. Zaczęliśmy oglądać już czwarty album. Zaraz na początku zobaczyłam tam zdjęcia, które mnie zaskoczyły. Nie tylko mnie. Wszyscy patrzyliśmy a nie zdziwieni.
- Ej to przecież jestem ja i Laura. - powiedziała Vanessa.
- Jesteście tego pewne? - spytał Ell.
- Ja napewno rozpoznam siebie. Zresztą ten podpis mówi sam za siebie. - wskazałam na niego.
- Z Laurą i Vanessą. - przecztał Riker.
- To my się już znaliśmy jako dzieci? - odezwał się Ross.
- Jak to jest możliwe? Przecież my prawie cały czas byłyśmy w domu. - odpowiedziała moja siostra.
- Te zdjęcia są tylko z parku, czyli tam się spotykaliśmy i to nie raz, bo sądząc po tym, że na niektórych jesteśmy inaczej ubrani. - odparła Rydel.
- Aww... jakie słodkie zdjęcie. - uśmiechnęła się Vanessa. Wskazywała fotografię, na której ja i Ross przytulaliśmy się. - Już od małego was do siebie ciągnęło.
- Może dlatego tak łatwo wam się teraz dogadać. - odpowiedziała blondynka.
- Byliśmy przecież wtedy dziećmi. Mieliśmy z jakieś cztery latka, a ja nawet tego nie pamiętam. - odezwał się Ross.
- Chyba nikt tego nie pamięta. Jednak to jest dziwne, że o tym nie wiedzieliśmy. My z rodzicami z pewnością nie wychodziliśmy często do parku. - odpowiedziałam.
- Chyba prędzej z naszą opiekunką. - dodała moja siostra, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Zresztą w LA byłyśmy tylko we wakacje.
- Jestem ciekawy, czy się wtedy przyjaźniliśmy. - powiedział Riker.
- Może tak, ale później nam się pewnie urwał kontakt, bo gdyby tak nie było to już znalibyśmy się. - odparł Rocky.
- Szkoda. Ciekawe jak by teraz wyglądały nasze relacje, gdyby tak się nie stało. - odezwałam się.
- No pewnie ty i Ross bylibyście razem, tak samo Van i Riker. - uśmiechnęła się Rydel.
- Co? - powiedzieliśmy we czwórkę w tej samej sekundzie.
- No co? Pewnie tak by było. Laura i Ross to na bank byliby parą.
- Już znowu zaczyna się ten temat. Oglądajmy dalej. - odparł Ross, a blondynka przytaknęła głową i przewróciła kartkę. Na drugiej stronie nie było już naszych wspólnych zdjęć. Pewnie już wtedy skończyła się nasza znajomość. Szkoda. To zaskakujące, że jako małe dzieci się już znaliśmy. Ciekawe jak wtedy to było. Pewnie po prostu bawiliśmy się i tyle. Co innego mogą robić dzieci? Jednak w pamięci utwkiło mi zdjęcie moje i Rossa. Jestem ciekawa, jak wtedy wyglądała nasza relacja. Zapewne były to tylko dziecięce zabawy i nic więcej. Koniec już tych przemyślań. Całą uwagę skupiłam na oglądaniu zdjęć. W przedostatnim albumie dużo było fotografii, na których Lynchowie grali na instrumentach. Były to tylko dziecięce zabawki, ale już widać było w nich potencjał oraz, że lubią to robić. Pod koniec zaczął pojawiać się Ellington, a w ostatnim już był prawie na każdym zdjęciu. Fajnie mieć taki rodzinny album. Można wspominać wydarzenia, które stały się wiele lat temu, a oglądając je wydaje się, że były niedawno. Zdjęcia naprawdę mają dużą moc. Moc wspomnień. Ja nie wiem, czy mam taki album. Może tak, ale nigdy go nie widziałam. Chciałabym przypomnieć sobie swoje dzieciństwo, które choć nie było tak wesołe jak Lynchów i Ellingtona, to jednak zawsze jakieś było. Gdy będę miała swoje dzieci to będę uwieczniała na zdjęciach wszystkie ważne chwile z ich życia. Chcę, żeby miały weselsze dzieciństwo niż ja. Chyba za bardzo wybiegam w przyszłość. Przecież mam dopiero 19 lat, jeszcze mam czas na dzieci. Jednak myśleć o nich już mogę, bo czemu nie?
- I koniec. Więcej zdjęć jeszcze mamy, ale je zostawimy na kiedy indziej. - powiedziała Rydel, po czym wstała z kanapy razem z albumami i wyszła z salonu. Po krótkim czasie wróciła.
- To teraz może zagramy w butelkę? - zaproponował Ellington.
- No, a jak. Wieczór w dobrym towarzystwie bez butelki to stracony wieczór. - odpowiedział Rocky. Wszyscy usiedliśmy na poduszkach. Kolejność ode mnie w lewo wyglądała tak: ja, Ross, Rocky, Ell, Rydel, Riker, Van. Pierwszy zakręcił Ellington, bo to on wziął butelkę. Wypadło na Rocky'ego.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Oczywiście, że wyzwanie. Tylko mięczaki biorą pytanie.
- Okay, bo ja już mam dla ciebie wymyślone zadanie. - uśmiechnął się Ratliff. - No więc tak. Wjedź na rowerze w samych bokserkach do basenu. - powiedział. Nie no takiego zadania jeszcze nie widziałam.
- Okay, wyzwanie to wyzwanie. - odparł Rocky, po czym wstał i rozebrał się do bokserek. Poszedł do garażu po rower, a my wszyscy udaliśmy się do ogrodu. Po chwili brunet przyjechał do niego. Od razu kierował się w stronę basenu i nawet się ani razu nie zatrzymał. Z uśmiechem na ustach wjechał do basenu. Całe to zdarzenie nagrywał Ellington. Rocky wynurzył się z wody.
- Wow! To był super! - krzyknął. - Nagrał to ktoś?
- Ja, wiedziałem, że bedziesz chciał mieć pamiątkę. - uśmiechnął się Ratliff. Rocky wyciągnął rower z basenu, po czym sam z niego wyszedł. Wyszycy z powrotem udaliśmy się do domu. Brunet najpierw się wytarł i ubrał, a potem zakręcił butelką. Wypadło na Rydel.
- Pytane cz wyzwanie?
- A niech będzie wyzwanie. Zaryzykuję, ale nie dawaj niczego głupiego.
- Okay postaram się. Muszę pomyśleć. - powiedział i zastanawiał się chwilę. - Mam. Wyjdź na ulicę z jakąś imprezową muzyką i krzycz na przkład: Rozkrecamy tą i imprezę! Wychodzić ludziska z domów! Wiesz, o co mi chodzi?
- Wiem i zrobię to. - odparła. Wzięła swój telefon. Włączyła TSUNAMI, po czym wyszła na zewnątrz. My oczywiście za nią, ale stanęliśmy w drzwiach. Rydel stanęła na chodniku,
- Wychodzić ludziska z domów! Rozkręcamy tą imprezę! Dawać! Niech nikt się nie boi! Zaszalejmy trochę! Wbijać na imprę! Trzeba ją jakoś zacząć! No śmiało wychodzić z domów! Impreza! - krzyczała i nawet trochę tańczyła. Muszę przyznać, że ma bardzo głośny krzyk, co już słyszałam, gdy dawała reprymendę chłopakom. Gdy powiedziała ostatnie słowo z domu naprzeciwko wyszedł pan Green. Na twarzy miał wymlowaną złość.
- Zamknij się! Czy nie wiesz, że przeszkadzasz ludziom tymi swomi wrzaskami? Przestanń już, bo ja oglądam wiadomości i mało słyszę. Z wami to nigdy nie mam spokoju. Dlaczego musieliście akurat tutaj zamieszkać? - mówił niemiłym tonem. Nie przepdam za nim, ale on zawsze wyjdzie z domu, gdy ktoś ma jakieś głośne zadanie do wykonania.
- Tak wyszło. Przepraszam pana. - odparła Rydel, a mężczyzna tylko trzasnął drzwiami. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Po skończonym napadzie głupawki, weszliśmy do domu i usiedliśmy na poduszkach. Rydel zakręciła i wylosowała mnie.
- Pytanie czy wyzwanie?
- A co mi tam biore wyzwanie. - odparłam pewnie.
- Pocałuj Rossa w policzek. - uśmiechnęła się blondynka.
- Co? - ja i Ross powiedzieliśmy równocześnie.
- No co? To nie jest nic złego. Ciesz się Lau, że nie całujesz Rossa w usta.
- Okay, zadanie to zadanie. - odpowiedziałam. Spojrzałam na Rossa. Zbliżyłam się bliżej jego policzka, po czym pocałowałam go delikatnie i zaraz się odsunęłam. Wraz z tym gestem przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Większy niż na kolejce górskiej. Poczułam również, że się rumienię, a moje serce zabiło trochę szybciej. Nasze spojrzenia spotkały się. Zauważyłam, że z jego oczu bije blask radości. Może moje wyrażają to samo? Też się cieszę z tego, co się stało. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Aww... jak słodko. - odezwała się Vanessa, co spowodowało, że odwróciliśmy do siebie wzrok.
- Ty mi tu nie słódź. - odparłam, po czym zakręciłam butelką. Wypadło na Rikera.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Dawaj wyzwanie. Skoro wszyscy je biorą to ja też. - powiedział. Zastanowiłam się chwilę. W mojej głowie zrodził się fajny plan.
- Całuj się z Vanessą przez 10 sekund. - uśmiechnęłam się. Jednak nie zauważyłam zdziwienia z jego strony. Z jego oczu wyczytałam, że się cieszy.
- Że co?! Ja się nie zgadzam! - odezwała się moja siostra.
- Co mnie obchodzi twoje zdanie. To jest zadanie Rikera, a nie twoje. - powiedziałam.
- Ale ja się nie zgadzam.
- Oj Van co ci szkodzi? - powiedziała Rydel.
- Ja tego nie zrobię.
- To nic takiego Van. To tylko zadanie. Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Ten pocałunek nic nie musi znaczyć. - odezwał się Riker. Widziałam, że on chce tego. Może on jest zakochany w Vanessie?
- Okay niech ci będzie, ale robię to tylko dla ciebie. - odpowiedziała po namyśle moja siostra. Spojrzeli sobie w oczy. Powoli zaczęli się do siebie zbliżać. Gdy ich twarze dzieliły milimetry Vanessa zatrzymała się, ale Riker złączył ich usta w pocałunku. Oboje uśmiechnęli się lekko, po czym Van odwzajemniła pocałunek. Zaczęłam odliczać. Widziałam, że całkowicie zatracili się w tym, co robią, bo gdy doszłam do zera, to oni nadal nie przestawiali się całować. Spojrzałam z uśmiechem na Rydel. Ona również się uśmiechała. Po kolejnych 10 sekundach oderwali się od siebie.
- Czy wy wiecie, że całowaliście się z jakieś 20 sekund? - powiedziałam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Właśne dzięki mnie moja siostra przeżyła swój pierwszy pocałunek i to nie z byle jakim chłopakiem.
- Serio? Czemu nic nie mówiłaś? - spytała Vanessa, która zarumieniła się. Ona rzadko to robi, więc coś to oznacza.
- Nie chciałam wam przerywać, bo tak bardzo się zatraciliście w pocałunkach.
- Wykonaliśmy twoje zadanie lepiej niż chciałaś. - uśmiechnął się Riker. Jego spojrzenie mówiło, że dziękuje.
- Tak. Teraz tylko czekam na efekty tego. - odwzajemniłam jego gest. Już ich widzę jako parę. To tylko kwestia czasu. Riker zakręcił i wypadło na Van.
- Przypadek? - spytałam.
- Nie sądzę. - zaśmiała się Rydel.
- Pytanie czy wyzwane?
- A będę inna i wezmę pytanie.
- Podobał ci się ten pocałunek? - spytał Riker, a Vanessa zarumieniła się mocnie. Mówiło to samo za siebie. Jednak chciałam usłyszeć potwierdzenie z jej strony.
- Yyy... eee... - jąkała się. - No tak. - powiedziała cicho, nie patrząc na blondyna, który uśmiechnął się szerko. No to teraz mam już haka na Van. Już teraz mam dobre argumenty, że jest zakochana w Rikerze. Z pewnością to będzie temat, gdy będziemy wracały do domu. Po chwili moja siostra zakręciła butelką, która wylosowała Rossa. No nie.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Ross, nie bierz od niej wyzwania. Teraz się na mnie zemści. - odezwałam się.
- Okay, biorę pytanie. - odpowiedział Ross.
- Na ile procent jesteś pewny, że nie jesteś zakochany w Laurze? - spytała z uśmiechem na ustach. Spojrzałam na niego. Zastanawiał się. Nie tylko Vanessę ciekawi co powie, bo mnie również. Ja twierdziłam, że na 90 procent, a ile on da? Co jeśli mniej? To będzie coś oznaczało?
- Chyba na 90 proent. - odparł po chwili.
- Tak! Laura powiedziała tyle samo. To już coś oznacza. - zaśmiała się Van.
- Czy to musi od razu coś znaczyć? Przecież na tyle jesteśmy tego pewni, więc o co ci chodzi? - spytałam.
- Ty już dobrze wiesz o co mi chodzi. - uśmiechnęła się, a ja tylko przewróciłam oczami. Ross zakręcił i wylosował Ellingtona, która wziął wyzwanie. Graliśmy chyba do jedenastej. Chyba jeszcze nigdy się tak nie uśmiałam. Bolał mnie brzuch od tego. To była zdecydowanie najlepsza butelka w jaką grałam. Później nawet nie braliśmy pytań, bo wyzwania były ciekawsze i śmieszniejsze.
- Chyba pora ustalić gdzie dziewczyny będą spały. - odezwał się Riker.
- Nie przygotowałam swojego pokoju, więc Laura u Rossa, a Vanessa u ciebie. - odpowiedziała Rydel.
- Mi to nie przeszkadza. Przecież już spaliśmy razem. - odparł Ross, uśmiechając się do mnie.
- Ja tam się zgadzam. - odwzajemniłam jego gest.
- Ja też nie mam żadnych problemów z tym. - powiedział Riker.
- No mi nie pozostało nic innego, jak się zgodzić. - odezwała się Vanessa.
- Okay i spanie mamy załatwione. Może chodźmy już się wykąpać, bo trochę każdemu to zajmie. - odparła Rydel. Wszycy wstaliśmy i poszliśmy na górę do pokoi.
- Czyli znów śpimy razem. - odezwałam się, gdy weszliśmy do sypialni Rossa.
- No tak, tylko tym razem w domu, a nie na dachu. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam jego gest.
- Ja nie żałuję, że wtedy tam spaliśmy. Było przyjemnie i nawet trochę romantycznie.
- No było. - odparł Ross. - Idziesz się wykąpać? Może łazienka na górze będzie jeszcze wolna.
- Tak, idę. - powiedziałam. Już chciałam wziąć piżamę, ale przypomniałam sobie, że przecież jej nie mam. - Ross, pożyczysz mi koszulkę do spania? - spytałam niepewnie.
- Okay. - uśmiechnął się. Podszedł do szafy i wyciąnął z niej czarny T-shirt z krótkim rękawem. - Proszę. - powiedział i dał mi koszulkę.
- Dziękuję. - odpowiedziałam, po czym wyszłam z jego pokoju. Poszłam do łazienki lecz była zamknięta. Pewnie Vanessa się kąpie. No trudno. Zeszłam na dół. Udałam do "pokoju czystości". Związałam włosy w koka, aby ich nie zmoczyć, rozebrałam się, po czym weszłam do kabiny prysznicowej. Wzięłam szybki prysznic. Wytarałam się i ubrałam w koszulkę Rossa, która sięgała mi do połwy uda. Pod nią ubrałam spodenki, ale nie było ich widać. Jednak z nimi czuję się bardziej komfortowo. Wyszłam z łazienki i poszłam na górę do pokoju Rossa. Nie zobczyłam go. Pewnie się kąpie. Położyłam swoje ubrania na krześle, po czym rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój wzrok przykuł mój autoportret, który leżał na biurku. Podeszłam do niego. Podniosłam rysunek. Na dole kartki zauważyłam mały napis: Moja przyjaciółka Lau. Uśmiechnęłam się. To miłe z jego strony. Położyłam rysunek z powrotem na biurko. Usiadłam na krześle przed nim. Znowu rozglądałam się po pokoju. Tym razem moją uwagę przykuły zdjęcia powieszone na ścianie. Podeszłam tam. Na jednym był mały Ross z zabawkowym mikrofonem w ręce. Na kolejnym on już starszy z gitarą. Mali Lynchowie, a potem trochę starsi i obecnie. Na końcu teraźniejsze zdjęcie Rossa. Przyglądałam się jeszcze raz każdemu z uwagą pokolei. To chyba fajna sprawa mieć tyle rodzeństwa. Wiadomo są plusy i minusy. Zaletą jest to, że nigdy nie będziesz sam. Możesz wyżalić się komuś. Będziesz miał wsparcie od tylu osób. Będziesz kochany przez tyle osób. Wadą może być brak spokoju, chociaż ma się swój pokój. Jednak rodzeństwo to fajna sprawa. Nie chciałabym być jedynaczką i nie mieć do kogo się odezwać. Mam Vanessę i cieszę się z tego. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyte. Zawsze, gdy nam się coś przydarzy to od razu idziemy to sobie opowiedzieć. Dla mnie jest to już tak oczywiste, że nawet o tym nie myślę. Po prostu idę i mówię, co leży mi na sercu. Rodzeństwo to skarb, mimo że czasami zdarzają się kłótnie, ale zaraz znów wychodzi słońce i jest dobrze. Niektórzy nie dostrzegają zalet z posiadania rodzeństwa. Odwracają się od niego, nie przyznają się, nie ozywają się. Dla mnie to jest dziwne, bo jak można odwrócić się od swojej rodziny? Od kogoś kto jest choć trochę do ciebie podobny z wyglądu lub charakteru? Nie rozumiem takich osób. Ja nigdy nie byłabym w stanie tak postąpić. Za bardzo kocham Vanessę. Nagle poczułam ciepły oddech na karku. Odwróciłam się i przed sobą zobaczyłam nie kogo innego, jak Rossa. Był blisko mnie, że nasze ciała były oddalone od siebie tylko o parę centymetrów. Zauważyłam, że jest ubrany tylko w bokserki. Jego nagi tros spowodował, że moje policzki zarumieniły się, a ja poczułam się trochę skrępowana. Spojrzałam mu w oczy.
- Oglądasz moje zdjęcia? - spytał.
- Tak, słodki byłeś jako dziecko.
- A teraz to już nie? - spytał, drocząc się ze mną. Ostatnio coraz częściej to robi.
- Hmm... nie. - uśmiechnęłam się.
- Nie? To dlaczego się rumienisz?
- Eee.... no... tak jakoś samo wyszło... - jąkałam się. Co się ze mną dzieje?
- Ja chyba wiem od czego, ale ty mi to powiedz. - cały czas się uśmiechał.
- No od tego, że ty jesteś tylko w samych bokserkach. - odpowiedziałam miejscami się zacinając. Moje rumieńce powiększyły się bardziej.
- Tak myślałem. - zaśmiał się.
- Skoro wiedziałeś to, po co miałam ci to mówić?
- Bo chciałem widzieć, jak bardziej się rumienisz mówiąc to.
- Robisz to specjalnie.
- No może. Tak w ogóle to do twarzy ci w mojej koszulce. - uśmiechnął się szeroko.
- Ross, przestań. - odparłam. Teraz to jestem czerwona jak burak.
- Okay, ale mówiłem prawdę. - zaśmiał się, a ja przweróciłam oczami i odeszłam od niego. Musiałam trochę uspokoić moje serce, które biło mocno. Jeszcze nigdy się tak nie czułam przy Rossie. Co się ze mną dzieje?
- Idziemy już spać? - spytał, a ja tylko przytaknęłam. Ross zgasił światło, po czym weszliśmy do łóżka. Położyliśmy się na boku tak, żeby dobrze się widzieć. Byliśmy nawet blisko siebie.
- Wiesz, lubię patrzeć, jak się rumienisz. Ładnie wtedy wyglądasz. - uśmiechnął się. Jego słowa spowodowały oczywiście widomo co. Może on tego nie zauważył, bo jest ciemno.
- Dzięki. - odpowiedziałam. Na chwilę zapanowała pomiędzy nami cisza.
- Jak ci się układa z Jake'iem? - spytał, ale trochę smutniejszym głosem.
- Dobrze. W sumie to prawie nic się nie zmieniło. Teraz tylko trzymamy się za ręce, a Jake czasami mnie pocałuje, ale ja tego nie odwzajemniam. Chyba nadal nie kocham.
- Cieszysz się, że to właśnie z nim przeżyłaś swój pierwszy pocałunek i że jest on twoim pierwszym chłopakiem?
- Wiesz, sama nie wiem. Przecież chyba nic do niego nie czuję, czyli moje oczekiania nie zostały do końca spełnione. Przynajmniej wiem, jak wygląda związek. Jednak chciałbym wiedzieć, jak to jest, gdy się zakocha. Przeżyć pocałunek z kimś kogo kocham. Czuć się jak w siódmym niebie. Chodzić z głową w chmurach. Naprawdę chciałabym doświadczyć tego uczucia.
- Zobaczysz, jeszcze się zakochasz. To jest tylko kwestia czasu.
- No ja myślę. Jednak jestem ciekawa, jak to by było, gdyby było na odwrót, czyli ty byłbyś moim chłopakiem, a Jake przyjacielem.
- Wiesz, myślę, że między nami nic by się nie zmieniło. Doszłoby tylko rzeczy, które robią pary, a tak to wszystko byłoby takie samo.
- Też tak myślę. Jesteś może choć trochę zazdrosny o Jake'a? - spytałam, patrząc mu głęboko w oczy. Widziałam, że się nad tym zastanawia. Jednak teraz nie myślałam o niczym. Jego ciepłe, czekoladowe oczy pochłonęły mnie. Patrzenie w nie sprawiało mi przyjemność. Wcześniej nie zauważyłam, że Ross ma takie ładne oczy, które powodują, że nie mogę oderwać od nich wzroku. Całkowicie zatonęłam w jego spojrzeniu, mimo że czasami nie patrzył na mnie.
- Wiesz, może jestem trochę zazdrosny, ale to chyba normalne. Po prostu boję się, że mogę cię przez niego stracić, a tego nie chcę. - odpowiedział, patrząc mi w oczy.
- Ja też na to nie pozwolę. Chociaż Jake chce, żebym przestała się z tobą przyjaźnić, co jest powodem do naszych kłótni, ale ja nie chcę cię stracić.
- Kłócisz się z nim przeze mnie?
- No tak. Nawet nie wiesz jaki Jake jest o ciebie zazdrosny.
- Też bym był, bo o ciebie warto walczyć. - uśmiechnął się.
- To miłe, że tak o mnie mówisz. - odpowiedziałam, po czym odwzajemniłam jego gest. - Naprawdę cieszę się, że jesteś moim przyjacielem.
- Mnie też to nie smuci. - odparł. Zapanowała pomiędzy nami przyjemna cisza. Nasze spojrzenia się spotkały. Jego oczy znów mnie zahipnotyzowały, bo nie mogłam odwrocić od nich wzroku. Naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje. Jeszcze nigdy nie czułam się tak przy Rossie. Szczególnie podczas patrzenia w oczy moje serce nie biło mi tak mocno. Jednak, jak zawsze to Ross odwrócił wzrok.
- Chcesz już iść spać? - spytał.
- Jestem już trochę zmęczona, bo całodzienne chodzenie mnie wykończyło. - odpowiedziałam. Ross odwrócił się na plecy, a ja nadal leżałam na boku i patrzyłam na niego. - Wiesz dzisiaj pierwszy raz śpię z chłopakiem, który ma na sobie tylko bokserki. To ty nim jesteś. Zresztą to z tobą pierwszy raz spałam.
- Przynajmniej w tym jestem pierwszy. Te ważniejsze rzeczy wykonał Jake.
- Tak, ale to ty jako pierwszy oficjalnie zostałeś moim przyjacielem. Wcześniej od Jake'a mnie o to spytałeś.
- Z tego się cieszę i nie żałuję. - odpowiedział i spojrzał na mnie.
- Ja też. - odparłam, po czym zapanowała cisza. Ten dzień zdecydowanie był dla mnie udany. Jest wyjątkowy, bo spędziłam go z moimi przyjaciółmi. Zdecydowanie nie wyobrażam sobie życia bez Lynchów i Ell'a. W szczególności bez Rossa. Komu bym wtedy mówiła o wszystim, co mi się przytrafiło oprócz Vanessie? Wiadomo mam jeszcze Jake'a, ale jemu nigdy tyle o sobie nie opowiadałam. Nie mówiłam mu o stadninie. Jednak nie mam takiej potrzeby, żeby mu to zdradzić. Ross może o tym wiedzieć. On dużo o mnie wie, a ja o nim. Czasami czuję jakbym nie znała go prawie cały miesiąc tylko o wiele dłużej. Bardzo się do niego przywiązałam. Nawet chyba mocniej niż do Jake'a. Ten związek jakoś mnie nie uszczęśliwia. Powodem jest, że nic do niego nie czuję. Czy Jake serio jest we mnie zakochany? Tego nie jestem do końca pewna tak samo jak tego związku. Nadal mam wątpliwości, czy dobrze zrobiłam zgadzając się. Przecież nawet jeszcze się nie całowaliśmy. Przy pocałunkach Jake'a nie czuję się jakoś szczególnie. Skoro tak to wszystko odczuwam to czy to, że jesteśmy parą ma sens? Nie wiem, ale nie chcę nim zrywać, bo jeszcze się na mnie obrazi i nigdy nie odezwie. O jejku jak to się wszystko pokąplikowało. Jeszcze miesiąc temu nie miałam takich problemów. Przez te przemyślenia poczułam, że staję się coraz bardziej senna.
- Dobranoc Lau. - szepnął Ross, gdy już prawie usypiałam.
- Dobranoc Ross. - odszepnęłam, po czym odpłynęłam do krainy Morfeusza.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Jak tam wasze wrażenia po przeczytaniu rozdziału? Mi on się podoba, bo jest w nim dużo Raury. Cieszę się też z jego długości. Jak widzicie ich relacja jest coraz lepsza. Do ich pocałunku zostało... nie powiem wam ile, ale stanie się to już niedługo. Jeszcze tylko trochę musicie poczekać.
Do napisania!!!
Komentujcie!
~Los Angeles, 27.07.2015r.~
★Laura★
Minął już tydzień. Moje dni wyglądały podobnie. Spotkania z Lynchami. Spotkania z Rossem. Spotkania z Jake'iem. Prawie nic się nie zmieniło oprócz jednej rzeczy. Mianowicie - nie jestem już singielką. Zgodziłam się zostać dziewczyną Jake'a. Zastanawiałam się nad tym trzy dni aż w końcu podjęłam decyzję. Dokładnie pamiętam tamto wydarzenie.
Spacerujemy po plaży. Słońce zaczyna powoli zachodzić. Ja jestem zaraz obok wody, która moczy mi nogi, a Jake idzie po mojej lewej stronie. Rozmawiamy. Z nim czas zawsze płyne mi szybko. Z początku czułam się przy nim trochę spięta przez pytanie, które zadał mi w sobotę, ale to minęło. Teraz już zupełnie swobodnie z nim rozmawiam i śmieję się. Dziwi mnie to, że on nie pyta mnie o tamten wieczór, co w sumie jest mi na rękę. Usiedliśmy na pisaku, aby podziwiać zachodzące słońce.
- Lau przemyślałaś już może to pytanie, które zdałem ci w sobotę? - spytał i spojrzał na mnie. Jednak poruszył ten temat,
- Dużo nad tym myślałam. - odpowiedziałam.
- I?
- I ja nadal nie jestem tego do końca pewna. Czy będzie nam dobrze w takiej sytuacji, że ty coś do mnie czujesz, a ja chyba nie?
- A czy teraz jest źle?
- No nie, jest tak jak było.
- No właśnie i tak będzie, gdy będziemy razem. Nic się prawie nie zmieni. Lau zostaniesz moją dziewczyną?
- Ja nadal nie jestem tego do końca pewna.
- Co ci szkodzi się zgodzić? Przecież chciałaś mieć chłopaka, któremu będziesz ufała i przy którym będziesz się czuła swobodnie i będziesz szczęśliwa. Tak nie jest?
- No w sumie to tak się przy tobie czuję.
- No więc? - spytał, a ja zastanowiłam się chwilę. Zgodzić się? Przecież chyba nic to nie zmieni. Zresztą, co mi szkodzi spróbwać. Chciałam wiedzieć, jak to jest być w związku i teraz mam na to okazję.
- Ja... - przerwałm na chwilę. - Ja zgadzam się. - powiedziałam cicho. Zobaczyłam, że Jake szeroko się uśmiechnął.
- Wiedziałem, że się zgodzisz. Jak się z tego cieszę. - odparł cały w skowronkach, po czym pocałował mnie, czego w ogóle się nie spodziewałam. Jednak Jake zaraz się odsunął. - Przepraszam to tak z tych emocji.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się.
Jake miał rację, że nic się prawie nie zmieni. Nadal zachowujemy się tak jak wcześniej tylko teraz trzymamy się za ręce, a Jake czasami mnie całuje. Nasza relacja nie uległa zmianie. Mogę nawet stwierdzić, że się polepszyła. Cieszę się, że jestem jego dziewczyną. Gdy powiedziałam o tym Vanessie to ucieszyła się i gratulowała mi, ale stwierdziła, że i tak jest za Raurą. Bardziej bałam się przekazać to Rossowi, bo nie wiedziałam, jak to przyjmie. Z początku był trochę smutny, ale tak jak Van mi pogratulował i cieszył się moim szczęściem. Powiedział, że zawsze będzie przy mnie i zniknie dopiero wtedy, gdy ja tak będę chciała. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest moim najlepszym przyjacielem. Ross jest niezwykły. Chyba nigdy nie spotkam takiego chłopaka jak on. Jest mi bardzo bliski i nie chciałabym go stracić. Mimo, że jestem z Jake'iem, to Ross nadal do mnie przychodzi w nocy, co mi wcale nie przeszkadza. Kocham te nasze potajemne spotkania. Leżymy pod gwiazmi i rozmawiamy na wszelakie tematy. Teraz, gdy tak o nim myślę to uśmiech sam wkrada mi się na usta. On tak na mnie już działa. Nawet, gdy rozmyślam o Jake'u to aż tak się nie uśmiecham. Trochę mnie to dziwi, bo przecież Ross to mój przyjaciel, a Jake chłopak, więc powinno być na odwrót. Jednak wolę, żeby było tak jak jest. Okay pora się trochę ogarnąć, bo za pół godziny ja i Van idziemy na spotaknie z Lynchami, a ja jeszcze nie przebrałam piżamy. Poszłam do garderoby. Zastanowiłam się chwilę, co ubrać. Po namyśle wybrałam żółtą, pastelową bokserkę i czarne, krótkie spodenki. Po ubraniu się podeszłam do lustra. Rozczesałam włosy i upięłam je w luźnego koka, a po bokach twarzy zostawiłam kosmyk włosów. Pomalowałam jeszcze rzęsy i byłam gotowa. Wzięłam telefon z biurka i włączyłam go. Była 11:40, czyli zostało mi jeszcze 20 minut. Gdy wyszłam z pokoju spotkałam się z Vanessą, która była ubrana w jasnoniebieską koszulkę z białym sercem oraz dżinsowe, krótkie spodenki. Włosy miała związane w wysokiego kucyka.
- Gotowa? - spytała.
- Tak, a ty?
- Oczywiście. - odparła. Zeszłyśmy na dół, powiedziałyśmy Natalie, że wychodzimy i opuściłyśmy dom. Ustaliłyśmy, że do Lynchów dotrzemy na nogach. Cała droga minęła nam bardzo szybko. Nim się obejrzałyśmy, stanęłyśmy pod domem naszych przyjaciół. Van zadzwoniła dzwonkiem. Po chwili otworzył nam Ross.
- Cześć dziewczyny. - przywitał się, a do mnie uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest.
- Hej Ross. - odpowiedziałyśmy.
- Wchodźcie. - otworzył szerzej drzwi, a my weszłyśmy. - Jakby co to Rydel jest jeszcze na górze. - powiedział, gdy wchodziliśmy do salonu. Przywitaliśmy się wszyscy, a po chwili dołączyła do nas blondynka.
- Hej. - uśmiechnęła się.
- Hej Rydel.
- To co możemy już iść? - odezwał Rocky.
- Wszystko robmy według określonego wczoraj planu? - spytałam, aby się upewnić.
- Tak. - przytaknęła Rydel.
- Czyli najpierw idziemy do wesołego miasteczka. - powiedział z wyraźną radością Ellington.
- No to idziemy. - odparł Riker, po czym wyszliśmy z domu. Szliśmy jak zazwyczaj, czyli podzieleni na dziewczyny i chłopaki.
- Jak ci się układa z Jake'iem, Laura? - spytała Rydel.
- Dobrze, wszystko jest prawie po staremu. Teraz tylko trzymamy się za ręce, a Jake czasami mnie pocałuje, ale ja tego nie odwzajemniam. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Dlaczego?
- Sama nie wiem. Chyba nadal nic do niego nie czuję, bo te pocałunki nie wywierają na mnie zbyt dużych emocji.
- Może tak jest dlatego, że twoje serce należy już do kogoś innego? - odezwała się Vanessa.
- Nie sądzę. Z Rossem świetnie układa mi się w przyjaźni.
- Ale on serio ani trochę ci się nie podoba? - spytała Rydel.
- No Ross jest przystojnym chłopakiem i jest u niego na co popatrzeć. Bardziej wolę jego charakter. Jest on bardzo miły i sympatyczny. Mogę z nim porozmawiać na różne tematy. Kocham z nim leżeć pod gwiazdami. Lubię też patrzeć mu w oczy, ale to zawsze on odwraca wzrok. Po prostu czuję się przy nim sobą i bardzo go lubię.
- Tego o oczach chyba jeszcze nie mówiłaś. Coś już chyba po między wami zaczyna się zmieniać. Z resztą widzę jak na siebie patrzycie. Bardzo często się uśmiechacie do siebie. - powiedziała blondynka.
- Dobrze mi jest z nim w przyjaźni i chyba nie chcę tego zmieniać. Zresztą jestem teraz z Jake'iem.
- Ale nic do niego nie czujesz. - odparła Vanessa.
- Stuprocentowo jesteś pewna, że nie jesteś zakochana w Rossie? - spytała Rydel.
- No może na 90 procent. - odpowiedziałam po chwili namysłu. Zauważyłam, że dziewczyny uśmiechnęły się do siebie.
- Tak te dziesięć procent niepewności! - odezwała się uradowana Delly.
- Jeszcze ponad tydzień temu było 99 procent, czyli coraz lepej wam się układa. Zresztą widać tą zmianę. - uśmiechnęła się moja siostra.
- Och dziewczyny już przestańcie. Jeśli moje uczucia, co do Rossa się zmienią to wam o tym z pewnością powiem, ale jak na razie to nie zanosi się na to, żebyśmy byli razem.
- Zobaczysz, że jeszcze zmienisz zdanie w ciągu tego tygodnia. - odparła Rydel.
- No nie wiem, może tak, może nie.
- Dziewczyny chodźcie tu do nas. Czemu zawsze od nas się oddalacie? - odezwał się Riker.
- Musimy obgadać babskie sprawy. - odpowiedziała Vanessa. Zrównałyśmy się z nimi.
- Zapewne dotyczące mnie i Laury. Wiele razy usłyszałem swoje imię. - powiedział Ross.
- Tak, to jest ich główny temat. - przytaknęłam.
- No co? Próbujemy wam uświadmić, że coś do siebie czujecie, ale wy ciągle się tego wypieracie. - odparła Rydel.
- Po co nam chcecie coś uświadamiać skoro my dobrze znamy prawdę? - spytał Ross.
- Może po prostu sobie to wmówiliście i nie dacie się przekonać?
- Rydel daj już sobie z tym spokój. - jęknęłam.
- Okay, ale ja i tak wiem swoje i to się nie zmieni. - odparła, po czym wszyscy zaczęliśmy rozmawiać na inne tematy. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Droga mijała nam bardzo szybko i nim się obejrzeliśmy, a stanęliśmy przed wejścem do wesołego miasteczka. Od razu wróciły mi wspomnienia. To tutaj było nasze pierwsze, wspólne spotkanie. Jak to się wszystko od tamtego czasu pozmieniało. Wtedy Ross prawie w ogóle się nie odzywał i ciekawiło mnie to dlaczego tak jest. Myślałam wtedy, że jest on tajemniczy. Jednak wystarczyło pare spotkań sam na sam, a moje zdanie o nim uległo zmianie. Zaczęłam go lepiej poznawać, a teraz nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło go w moim życiu. Tak samo myślę o Lynchach. Z nimi każda chwila sprawia wiele radości. To są moi najlepsi przyjaciele jakich mogłam sobie wyobrazić. Zdecydownie wiele zmieniło się od naszego pierwszego spotaknia. I teraz właśnie znajdujemy się w tym samym miejscu, co wtedy. Jednak wiem, że teraz pobyt w wesołym miasteczku będzie innny niż trzy tygodnie temu.
- No to jesteśmy na miejscu. - odezwał się Rocky, po przekroczeniu wejścia.
- Od razu mówię. Najpierw idziemy na kolejkę górską. - powiedział Ellington.
- Okay nie ci będzie. - odparł Riker, po czym ustawiliśmy się w kolejce do kasy. Ustaliliśmy pary, w których będziemy jechać. Wiadomo ja z Rossem, Van z Rikerem, a Rydel z Ellingtonem, co zaproponował on sam. Rocky chwiliowo się na niego obraził, ale przeszło mu, gdy Ell zaproponował, że da mu dwie paczki żelek, a on się zgodził. Nie, żeby coś, ale Rydel i Ratliff pasują do siebie. Trzebaby ich jakoś spiknąć, ale nie wiem jak. Nie będę się teraz nad tym zastanawiać, bo zaraz będzie nasza kolej do kupienia biletu. Po zakupie jego, usiedliśmy do wagoników. Zapięliśmy się pasami, a mężczyzna obsługujący kolejkę przyciągnął nam barierkę. Zaczęłam się trochę bać, mimo że jechałam już tą kolejką. Najgorsze są pętle i nagłe zakręty.
- Lau jakbyś się bała to zawsze możesz chwycić moją rękę. - powiedział Ross, po czym otwartą dłoń położył na kolanie.
- Okay, z pewnością się przyda. - uśmiechnęłam się.
- Nie musisz się bać. To nic strasznego.
- Wiem, ale te pętle i nagłe zakręty są okropne. Nie przepadam za kolejkami górskimi, mimo że tą już jechałam. - powiedziałam, po czym poczułam, że kolejka ruszyła. Z początku jechała wolno, ale po kilku sekundach nabrała rozpędu i nagle przy zakręcie przyspieszyła do masymalnej prędkości. Ja nie byłam na to przygotowana, więc pisk sam wyrwał mi się z gardła. Później był kolejny zakręt, do góry i pętla, na której chwyciłam Rossa za rękę i piszczałam. Nie byłam jedyna, bo Vanessa i Rydel też krzyczały. Wraz z dotykiem jego dłoni przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Co on w ogóle oznacza? Jeszcze nigdy go nie poczułam przy Rossie, a nawet przy Jake'u. Nie zastanawiałam się nad tym długo, bo nadjeżdżaliśmy do kolejnej pętli, co spowodowało, że mocniej ścisnęłam dłoń Rossa. Jednak po jednym okrążeniu strach trochę mi przeszedł i czułam tylko adrenalinę. Jednak nie puszczałam ręki mojego przyjaciela, bo tak było mi przyjemniej. W końcu po 5 minutach kolejka zatrzymała się, a ja odetchnęłam z ulgą. Trochę nawet kręciło mi się w głowie.
- Lau, dobrze się czujesz, bo jesteś blada? - spytał z troską w głosie Ross.
- Tak, ale trochę kręci mi się w głowie. Zaraz pewnie przestanie.
- Okay, ale narazie będę cię trzymał za rękę. - powiedział, a ja przytaknęłam. Wysiedliśmy z wagonika, a mi momentalnie mocniej zawirowało przed oczami. Chwyciłam Rossa za ramię, a on objął mnie w pasie, co mi się spodobało.
- Laura, co ci się stało? - spytała Vanessa.
- Nic, tylko trochę kręci mi się w głowie. Pewnie zaraz mi przejdzie. Chodźmy dalej. - odparłam. Było mi już coraz lepiej. Bliskość Rossa jakoś dziwnie na mnie działała. Jego dotyk powodował, że moje serce biło szybciej.
- To gdzie teraz idziemy? - spytał Riker.
- Może na tą szybką karuzelę? - zaproponował Rocky.
- Laura dasz radę? - zapytał Ross.
- Tak, już mi jest lepiej. Możesz nawet już mnie puścić. - odpowiedziałam, a on wypuścił mnie z objęć. Jakoś dziwnie się poczułam, ale nie zważałam na to. Poszliśmy na karuzelę. W wesołym miasteczku bawiliśmy się dobre trzy godziny. Byliśmy chyba na wszystkich atrakcjach. Świetnie spędzaliśmy ten czas, a uśmiech nie schodził nam z twarzy. Zdecydownie teraz jest inaczej niż na naszym pierwszym spotkaniu. Nie wiem jaka jest dokładnie różnica. Może taka, że już dobrze się znamy? Nie wiem. Później według ustalonego planu poszliśmy do kina na komedię. Wiadomo była kłótnia - komedia romantyczna a horror, ale poszliśmy na kompromis. Podczas seansu Rocky i Ell rzucali popcornem w ludzi, którzy byli na dole. Jednemu chłopakowi po kryjomu wrzucali go do kaptura, a on się w ogóle nie zorientował. Czasami ktoś się odwrócił, a wtedy oni udawali, że są wciągnięci przez film. My wszyscy mieliśmy z tego ubaw i głównie uwagę skupialiśmy na nich niż na komedii. Po skończonym seansie poszliśmy do kręgielni.
- Laura, Van, czy wy kiedyś grałyście w kręgle? - spytał Rocky.
- Tak, ale to było tak dawno, że ja już zapomniałam, jak się dobrze gra. - odpowiedziałam.
- Ja jeszcze może coś tam umiem, ale pewnie nie za dobrze. - odparła moja siostra.
- Nauczycie się podczas gry. - odezwał się Ellington.
- To na jakie drużyny się dzielimy? - spytał Ross.
- Dawaj wybieram ja i ty. - powiedział Riker i wszyscy przystaliśmy na tą propozycję.
- To ja wybieram pierwszy, bo jestem młodszy.
- Okay, niech ci będzie, a my w takim razie zaczynamy pierwsi.
- Dobrze. To ja biorę Laurę.
- Vanessa.
- Rocky.
- Ellington.
- Rydel. - powiedział Ross. Graliśmy w takich składach: ja, Ross, Rocky i Rydel na Rikera, Van i Ellingtona.
- No ej wy macie przewagę liczebną. - odezwał się Ell.
- Oj tam dacie radę. Przecież ty i Riker umiecie tak samo grać, co ja i Ross. - odpowiedział Rocky.
- No w sumie tak. - przytaknął Riker.
- My zaczynamy pierwsi, bo jest nas mniej. - powiedziała Vanessa, a wszyscy się zgodzili. Ustaliliśmy jeszcze, że przegrana drużyna stawia połowę kwoty pizzy drugiej. Moja siostra rzuciła pierwsza. Oczywiście Riker dawał jej rady i pokazywał, jak należy rzucać. Przy tym obejmował ją od tyłu, co jak widziałam, nie przeszkadzało jej za bardzo. W końcu Vanessa wykonała rzut i zbiła 8 kręgli.
- O tak! - krzyknęła.
- Jest dobrze. Następnym razem może uda ci się zbić wszystkie. - powiedział Riker. Teraz nadeszła moja kolej. Chwyciłam kulę w place. Była trochę ciężka i nie za bardzo wiedziałam, jak mam nią rzucić, mimo że widziałam, jak robi to Vanessa. Jednak to co innego patrzeć jak robić to samemu.
- Jak mam to zrobić? - spytałam.
- To jest proste. - odparł Ross, podchodząc do mnie. - Musisz tylko dobrze wymierzyć w środek i rzucić. Chodź pokażę ci, jak odpowiednio się ustawić. - powiedział, po czym delikatnie objął mnie od tyłu i chwycił mnie za prawą rękę, w której miałam kulę. Znowu przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Co się ze mną dzieje? - Teraz lekko się pochyl, lewą nogę daj na przód, a prawą z tyłu i lekko je ugnij. - mówił, a ja tak robiłam. - Teraz wymierz kulą w środek i rzuć.
- Okay. - odpowiedziałam, a Ross odsunął się ode mnie. Przyjemne dreszcze minęły. Zrobiłam tak jak powiedział, wymierzyłam w środek i rzuciłam kulę, która zbiła wszystkie kręgle.
- Jest! - krzyknęłam i z tych emocji przytuliłam Rossa, ale zaraz się odsunęłam. - Sorki to tak z tych emocji. - uśmiechnęłam się lekko. Trochę zakłopotała mnie ta sytuacja.
- Nic się nie stało. - zaśmiał się blondyn.
- O nie trzeba nadrobić straty. - odezwał się Riker, który ustawił się do rzutu. Zbił wszystkie kręgle. - O tak! Tak się gra! - powiedział, po czym przybił piątkę z Ellingtonem i Vanessą. Później Rydel zbiła osiem kręgli, więc był remis.
- No to teraz moja kolej. Patrzcie i się uczcie. - powiedział Ell.
- Nie zbijesz wszystkich. - odparła Rydel.
- A jesteś tego pewna?
- Tak.
- No to patrz. - odparł i odpowiednio ustawił się.
- Nie trafisz. W ogóle żadnego nie zbijesz. - blondynka próbowała go rozproszyć, ale jej trud poszedł na marne, bo Ellington zbił wszystkie kręgle.
- I co? Zrobiłem strike'a.
- Pff... miałeś farta. Następnym razem to ja go zrobię.
- No to zobaczymy. - odparł brunet. Teraz nadeszła kolej Rossa, który również zbił wszystkie kręgle. Tak właśnie toczyła się ta gra. Prawie cały czas szliśmy łeb w łeb. Gdy tylko ktoś przekroczył wynik o kilka punktów to zaraz następna osoba robiła strike'a i znów był remis. Naprawdę świetnie się bawiłam. Najwięcej śmiechu było, gdy Rydel i Ellington próbowali się rozpraszać, co czasami im wychodziło, ale w następnej kolejce zbijali wszystkie kręgle. W końcu o jeden punkt wygrała drużyna Rikera, chociaż było ich mniej.
- O tak! I kto tu jest mistrzem? Ta drużyna! - krzyczeli i radowali się ze zwycięstwa.
- To była tylko różnica jednego punktu. Mieliście po prostu szczęście. - powiedział Rocky.
- Przyjmijcie do wiadomości przegraną i pogódźcie się z tym. - odparł Elligton.
- To teraz stawiacie nam połowę ceny za pizzę. - odezwała się Vanessa.
- Zakład to zakład, niestety musimy tak zrobić. - odpowiedziała Rydel.
- No to idziemy do pizzeri. - odparł Riker. Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Poszliśmy do ulubionego lokalu Lynchów, którzy mówili, że tam jest najlepsza pizza w Los Angeles. Zajęliśmy dwa stoliki, które były blisko siebie, a nawet przysunęliśmy je odrobinę bliżej. Podzieliliśmy się na grupy w jakich graliśmy, bo przecież przegrana drużyna stawia połowę pizzy wygranej. Oni na złość nam wybrali najdroższą. Zamówiliśmy dwie największe takie same i czekaliśmy nie. Po 20 minutach nasze jedzenie było gotowe. Rzeczywiście była to najlepsza pizza jaką jadłam. Tutaj możemy przychodzić zawsze przy jakiejś okazji. Po zjedzeniu zapłaciliśmy za potrawę, po czym opuściliśmy lokal. Było już po siódmej.
- Ale ten dzień szybko zleciał. - odezwałam się.
- Nawet za szybko. Jednak zabawa była dobra. - powiedział Ellington.
- Prawie cały dzień spędziłyśmy razem z wami. Szkoda, że już za chwilę się rozstajemy. - odparła Vanessa.
- Mam pomysł. - odezwała się nagle Rydel. - Może chcecie u nas zostać na noc? Będzie fajnie. Co wy na to? - spytała. Ja i Van spojrzałyśmy na siebie i uśmiechnęłyśmy się.
- No pewnie, że tak. - odpowiedziałam.
- To super. Nie dość, że spędziliśmy ze sobą prawie cały dzień to teraz jeszcze noc. - uśmiechnęła się blondynka.
- Ale my nie mamy piżam. Musiałybyśmy pójść do domu. - odparła Van.
- Nie musicie. Ja wam pożyczę, albo któryś z chłopaków da wam swoją koszulkę. Mówię wam, że one są wygodne, bo sama zabrałam jedną Ellingtonowi.
- Że co? Niby którą? - spytał brunet.
- A taką zwyczajną. Czarną z jakimś tam białym napisem. Już ci jej nie oddam.
- Zostaw ją sobie. Będzie ci przypominała o mnie. - uśmiechnął się do niej, a Rydel zarumieniła się lekko. Rydel i rumienienie się? Wow, to coś nowego. Coś mi się wydaje, że oni mają się ku sobie. Zresztą ciągle się sprzeczają o coś. Często obok siebie siedzą. No, no czyżby szykowała się nowa para? Może im trochę pomogę? Chociaż oni sami sobie poradzą. Muszę przyznać, że słodko razem by wyglądali.
- Okay w sumie to nie jest zły pomysł. - przytaknęła moja siostra.
- I już nawet wiem czyją koszulkę możesz mieć. - zaśmiałam się, wskazując oczami na Rikera.
- Tak? Ja też wiem czyją ty. - odgryzła mi się.
- Ja nie mam nic przeciwko, żeby dać Van koszulkę. - Riker uśmiechnął się do niej, a ons odwzajemniła jego gest. Dlasza część drogi minęła nam na planowaniu wieczoru. Film już był, więc wykreśliliśmy go. Oczywiście będzie butelka, bo jakże by inaczej. Wtedy zawsze się coś dzieje. Ten dzień już jest udany, ale jak to się mówi nie chwali się dnia przed zachodem. O tak, w ten wieczór zdecydowanie może się coś wydarzyć. Po 5 minutach byliśmy w domu Lynchów i Ell'a. Przekąski daliśmy do salonu. Ułożylismy poduszki na podłodze, żeby nam było wygodniej siedzieć. Riker znalazł też pustą butelkę. Po skończeniu pracy usiedliśmy na kanapach. Jednak podczas tych przygotowań Rydel gdzieś wsiąkła. Nie zastanawiłam się nad tym długo, bo przecież to jest jej dom.
- Hej, mam pewnien pomysł. Co wy na to, żeby wspólnie pooglądać nasze zdjęcia z dzieciństwa? - spytała blondynka, która nagle pojawiła się w salonie.
- Okay, zobaczycie nas jak byliśmy mali. - odparł Riker. Rydel usiadła na środku tak, aby każdy widział. Na jej kolanach spoczywało chyba z sześć albumów.
- Dobra no to zaczynamy. - powiedziała, po czym otworzyła pierwszy. Na pierwszym zdjęciu była kobieta w ciąży oraz mężczyzna, który ją obejmował od tyłu. Domyślam się, że to byli ich rodzice. Zresztą ich smutne miny mówiły same za siebie.
- A ten słodki dzidziuś to ja. - uśmiechnął się Riker, wskazując na zdjęcie maluszka. Było jeszcze mnóstwo zdjęć, gdy był mały. Później każdy pojawiał się po kolei. Wszyscy śmialiśmy się z niektórych fotografii.
- Czy ja na tym zdjęciu mam całą twarz brudną z czekolady? - spytał Ross.
- Ja nie wiem, czy to nie jest coś innego. - zaśmiał się Rocky, a blondyn spiorunował go wzrokiem.
- Chyba bawiłeś się w murzynka. - skomentował Riker.
- Szkoda, że ty nie masz takiego zdjęcia. - odparł Ross.
- Nawet słodko wyglądałeś. - odezwałam się, ale zaraz pożałowałam tego.
- Tak? Ciekawe dlaczego tak uważasz? - uśmiechnęła się moja siostra, a ja tylko przewróciłam oczami. Zaczęliśmy oglądać już czwarty album. Zaraz na początku zobaczyłam tam zdjęcia, które mnie zaskoczyły. Nie tylko mnie. Wszyscy patrzyliśmy a nie zdziwieni.
- Ej to przecież jestem ja i Laura. - powiedziała Vanessa.
- Jesteście tego pewne? - spytał Ell.
- Ja napewno rozpoznam siebie. Zresztą ten podpis mówi sam za siebie. - wskazałam na niego.
- Z Laurą i Vanessą. - przecztał Riker.
- To my się już znaliśmy jako dzieci? - odezwał się Ross.
- Jak to jest możliwe? Przecież my prawie cały czas byłyśmy w domu. - odpowiedziała moja siostra.
- Te zdjęcia są tylko z parku, czyli tam się spotykaliśmy i to nie raz, bo sądząc po tym, że na niektórych jesteśmy inaczej ubrani. - odparła Rydel.
- Aww... jakie słodkie zdjęcie. - uśmiechnęła się Vanessa. Wskazywała fotografię, na której ja i Ross przytulaliśmy się. - Już od małego was do siebie ciągnęło.
- Może dlatego tak łatwo wam się teraz dogadać. - odpowiedziała blondynka.
- Byliśmy przecież wtedy dziećmi. Mieliśmy z jakieś cztery latka, a ja nawet tego nie pamiętam. - odezwał się Ross.
- Chyba nikt tego nie pamięta. Jednak to jest dziwne, że o tym nie wiedzieliśmy. My z rodzicami z pewnością nie wychodziliśmy często do parku. - odpowiedziałam.
- Chyba prędzej z naszą opiekunką. - dodała moja siostra, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Zresztą w LA byłyśmy tylko we wakacje.
- Jestem ciekawy, czy się wtedy przyjaźniliśmy. - powiedział Riker.
- Może tak, ale później nam się pewnie urwał kontakt, bo gdyby tak nie było to już znalibyśmy się. - odparł Rocky.
- Szkoda. Ciekawe jak by teraz wyglądały nasze relacje, gdyby tak się nie stało. - odezwałam się.
- No pewnie ty i Ross bylibyście razem, tak samo Van i Riker. - uśmiechnęła się Rydel.
- Co? - powiedzieliśmy we czwórkę w tej samej sekundzie.
- No co? Pewnie tak by było. Laura i Ross to na bank byliby parą.
- Już znowu zaczyna się ten temat. Oglądajmy dalej. - odparł Ross, a blondynka przytaknęła głową i przewróciła kartkę. Na drugiej stronie nie było już naszych wspólnych zdjęć. Pewnie już wtedy skończyła się nasza znajomość. Szkoda. To zaskakujące, że jako małe dzieci się już znaliśmy. Ciekawe jak wtedy to było. Pewnie po prostu bawiliśmy się i tyle. Co innego mogą robić dzieci? Jednak w pamięci utwkiło mi zdjęcie moje i Rossa. Jestem ciekawa, jak wtedy wyglądała nasza relacja. Zapewne były to tylko dziecięce zabawy i nic więcej. Koniec już tych przemyślań. Całą uwagę skupiłam na oglądaniu zdjęć. W przedostatnim albumie dużo było fotografii, na których Lynchowie grali na instrumentach. Były to tylko dziecięce zabawki, ale już widać było w nich potencjał oraz, że lubią to robić. Pod koniec zaczął pojawiać się Ellington, a w ostatnim już był prawie na każdym zdjęciu. Fajnie mieć taki rodzinny album. Można wspominać wydarzenia, które stały się wiele lat temu, a oglądając je wydaje się, że były niedawno. Zdjęcia naprawdę mają dużą moc. Moc wspomnień. Ja nie wiem, czy mam taki album. Może tak, ale nigdy go nie widziałam. Chciałabym przypomnieć sobie swoje dzieciństwo, które choć nie było tak wesołe jak Lynchów i Ellingtona, to jednak zawsze jakieś było. Gdy będę miała swoje dzieci to będę uwieczniała na zdjęciach wszystkie ważne chwile z ich życia. Chcę, żeby miały weselsze dzieciństwo niż ja. Chyba za bardzo wybiegam w przyszłość. Przecież mam dopiero 19 lat, jeszcze mam czas na dzieci. Jednak myśleć o nich już mogę, bo czemu nie?
- I koniec. Więcej zdjęć jeszcze mamy, ale je zostawimy na kiedy indziej. - powiedziała Rydel, po czym wstała z kanapy razem z albumami i wyszła z salonu. Po krótkim czasie wróciła.
- To teraz może zagramy w butelkę? - zaproponował Ellington.
- No, a jak. Wieczór w dobrym towarzystwie bez butelki to stracony wieczór. - odpowiedział Rocky. Wszyscy usiedliśmy na poduszkach. Kolejność ode mnie w lewo wyglądała tak: ja, Ross, Rocky, Ell, Rydel, Riker, Van. Pierwszy zakręcił Ellington, bo to on wziął butelkę. Wypadło na Rocky'ego.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Oczywiście, że wyzwanie. Tylko mięczaki biorą pytanie.
- Okay, bo ja już mam dla ciebie wymyślone zadanie. - uśmiechnął się Ratliff. - No więc tak. Wjedź na rowerze w samych bokserkach do basenu. - powiedział. Nie no takiego zadania jeszcze nie widziałam.
- Okay, wyzwanie to wyzwanie. - odparł Rocky, po czym wstał i rozebrał się do bokserek. Poszedł do garażu po rower, a my wszyscy udaliśmy się do ogrodu. Po chwili brunet przyjechał do niego. Od razu kierował się w stronę basenu i nawet się ani razu nie zatrzymał. Z uśmiechem na ustach wjechał do basenu. Całe to zdarzenie nagrywał Ellington. Rocky wynurzył się z wody.
- Wow! To był super! - krzyknął. - Nagrał to ktoś?
- Ja, wiedziałem, że bedziesz chciał mieć pamiątkę. - uśmiechnął się Ratliff. Rocky wyciągnął rower z basenu, po czym sam z niego wyszedł. Wyszycy z powrotem udaliśmy się do domu. Brunet najpierw się wytarł i ubrał, a potem zakręcił butelką. Wypadło na Rydel.
- Pytane cz wyzwanie?
- A niech będzie wyzwanie. Zaryzykuję, ale nie dawaj niczego głupiego.
- Okay postaram się. Muszę pomyśleć. - powiedział i zastanawiał się chwilę. - Mam. Wyjdź na ulicę z jakąś imprezową muzyką i krzycz na przkład: Rozkrecamy tą i imprezę! Wychodzić ludziska z domów! Wiesz, o co mi chodzi?
- Wiem i zrobię to. - odparła. Wzięła swój telefon. Włączyła TSUNAMI, po czym wyszła na zewnątrz. My oczywiście za nią, ale stanęliśmy w drzwiach. Rydel stanęła na chodniku,
- Wychodzić ludziska z domów! Rozkręcamy tą imprezę! Dawać! Niech nikt się nie boi! Zaszalejmy trochę! Wbijać na imprę! Trzeba ją jakoś zacząć! No śmiało wychodzić z domów! Impreza! - krzyczała i nawet trochę tańczyła. Muszę przyznać, że ma bardzo głośny krzyk, co już słyszałam, gdy dawała reprymendę chłopakom. Gdy powiedziała ostatnie słowo z domu naprzeciwko wyszedł pan Green. Na twarzy miał wymlowaną złość.
- Zamknij się! Czy nie wiesz, że przeszkadzasz ludziom tymi swomi wrzaskami? Przestanń już, bo ja oglądam wiadomości i mało słyszę. Z wami to nigdy nie mam spokoju. Dlaczego musieliście akurat tutaj zamieszkać? - mówił niemiłym tonem. Nie przepdam za nim, ale on zawsze wyjdzie z domu, gdy ktoś ma jakieś głośne zadanie do wykonania.
- Tak wyszło. Przepraszam pana. - odparła Rydel, a mężczyzna tylko trzasnął drzwiami. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Po skończonym napadzie głupawki, weszliśmy do domu i usiedliśmy na poduszkach. Rydel zakręciła i wylosowała mnie.
- Pytanie czy wyzwanie?
- A co mi tam biore wyzwanie. - odparłam pewnie.
- Pocałuj Rossa w policzek. - uśmiechnęła się blondynka.
- Co? - ja i Ross powiedzieliśmy równocześnie.
- No co? To nie jest nic złego. Ciesz się Lau, że nie całujesz Rossa w usta.
- Okay, zadanie to zadanie. - odpowiedziałam. Spojrzałam na Rossa. Zbliżyłam się bliżej jego policzka, po czym pocałowałam go delikatnie i zaraz się odsunęłam. Wraz z tym gestem przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Większy niż na kolejce górskiej. Poczułam również, że się rumienię, a moje serce zabiło trochę szybciej. Nasze spojrzenia spotkały się. Zauważyłam, że z jego oczu bije blask radości. Może moje wyrażają to samo? Też się cieszę z tego, co się stało. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Aww... jak słodko. - odezwała się Vanessa, co spowodowało, że odwróciliśmy do siebie wzrok.
- Ty mi tu nie słódź. - odparłam, po czym zakręciłam butelką. Wypadło na Rikera.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Dawaj wyzwanie. Skoro wszyscy je biorą to ja też. - powiedział. Zastanowiłam się chwilę. W mojej głowie zrodził się fajny plan.
- Całuj się z Vanessą przez 10 sekund. - uśmiechnęłam się. Jednak nie zauważyłam zdziwienia z jego strony. Z jego oczu wyczytałam, że się cieszy.
- Że co?! Ja się nie zgadzam! - odezwała się moja siostra.
- Co mnie obchodzi twoje zdanie. To jest zadanie Rikera, a nie twoje. - powiedziałam.
- Ale ja się nie zgadzam.
- Oj Van co ci szkodzi? - powiedziała Rydel.
- Ja tego nie zrobię.
- To nic takiego Van. To tylko zadanie. Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Ten pocałunek nic nie musi znaczyć. - odezwał się Riker. Widziałam, że on chce tego. Może on jest zakochany w Vanessie?
- Okay niech ci będzie, ale robię to tylko dla ciebie. - odpowiedziała po namyśle moja siostra. Spojrzeli sobie w oczy. Powoli zaczęli się do siebie zbliżać. Gdy ich twarze dzieliły milimetry Vanessa zatrzymała się, ale Riker złączył ich usta w pocałunku. Oboje uśmiechnęli się lekko, po czym Van odwzajemniła pocałunek. Zaczęłam odliczać. Widziałam, że całkowicie zatracili się w tym, co robią, bo gdy doszłam do zera, to oni nadal nie przestawiali się całować. Spojrzałam z uśmiechem na Rydel. Ona również się uśmiechała. Po kolejnych 10 sekundach oderwali się od siebie.
- Czy wy wiecie, że całowaliście się z jakieś 20 sekund? - powiedziałam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Właśne dzięki mnie moja siostra przeżyła swój pierwszy pocałunek i to nie z byle jakim chłopakiem.
- Serio? Czemu nic nie mówiłaś? - spytała Vanessa, która zarumieniła się. Ona rzadko to robi, więc coś to oznacza.
- Nie chciałam wam przerywać, bo tak bardzo się zatraciliście w pocałunkach.
- Wykonaliśmy twoje zadanie lepiej niż chciałaś. - uśmiechnął się Riker. Jego spojrzenie mówiło, że dziękuje.
- Tak. Teraz tylko czekam na efekty tego. - odwzajemniłam jego gest. Już ich widzę jako parę. To tylko kwestia czasu. Riker zakręcił i wypadło na Van.
- Przypadek? - spytałam.
- Nie sądzę. - zaśmiała się Rydel.
- Pytanie czy wyzwane?
- A będę inna i wezmę pytanie.
- Podobał ci się ten pocałunek? - spytał Riker, a Vanessa zarumieniła się mocnie. Mówiło to samo za siebie. Jednak chciałam usłyszeć potwierdzenie z jej strony.
- Yyy... eee... - jąkała się. - No tak. - powiedziała cicho, nie patrząc na blondyna, który uśmiechnął się szerko. No to teraz mam już haka na Van. Już teraz mam dobre argumenty, że jest zakochana w Rikerze. Z pewnością to będzie temat, gdy będziemy wracały do domu. Po chwili moja siostra zakręciła butelką, która wylosowała Rossa. No nie.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Ross, nie bierz od niej wyzwania. Teraz się na mnie zemści. - odezwałam się.
- Okay, biorę pytanie. - odpowiedział Ross.
- Na ile procent jesteś pewny, że nie jesteś zakochany w Laurze? - spytała z uśmiechem na ustach. Spojrzałam na niego. Zastanawiał się. Nie tylko Vanessę ciekawi co powie, bo mnie również. Ja twierdziłam, że na 90 procent, a ile on da? Co jeśli mniej? To będzie coś oznaczało?
- Chyba na 90 proent. - odparł po chwili.
- Tak! Laura powiedziała tyle samo. To już coś oznacza. - zaśmiała się Van.
- Czy to musi od razu coś znaczyć? Przecież na tyle jesteśmy tego pewni, więc o co ci chodzi? - spytałam.
- Ty już dobrze wiesz o co mi chodzi. - uśmiechnęła się, a ja tylko przewróciłam oczami. Ross zakręcił i wylosował Ellingtona, która wziął wyzwanie. Graliśmy chyba do jedenastej. Chyba jeszcze nigdy się tak nie uśmiałam. Bolał mnie brzuch od tego. To była zdecydowanie najlepsza butelka w jaką grałam. Później nawet nie braliśmy pytań, bo wyzwania były ciekawsze i śmieszniejsze.
- Chyba pora ustalić gdzie dziewczyny będą spały. - odezwał się Riker.
- Nie przygotowałam swojego pokoju, więc Laura u Rossa, a Vanessa u ciebie. - odpowiedziała Rydel.
- Mi to nie przeszkadza. Przecież już spaliśmy razem. - odparł Ross, uśmiechając się do mnie.
- Ja tam się zgadzam. - odwzajemniłam jego gest.
- Ja też nie mam żadnych problemów z tym. - powiedział Riker.
- No mi nie pozostało nic innego, jak się zgodzić. - odezwała się Vanessa.
- Okay i spanie mamy załatwione. Może chodźmy już się wykąpać, bo trochę każdemu to zajmie. - odparła Rydel. Wszycy wstaliśmy i poszliśmy na górę do pokoi.
- Czyli znów śpimy razem. - odezwałam się, gdy weszliśmy do sypialni Rossa.
- No tak, tylko tym razem w domu, a nie na dachu. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam jego gest.
- Ja nie żałuję, że wtedy tam spaliśmy. Było przyjemnie i nawet trochę romantycznie.
- No było. - odparł Ross. - Idziesz się wykąpać? Może łazienka na górze będzie jeszcze wolna.
- Tak, idę. - powiedziałam. Już chciałam wziąć piżamę, ale przypomniałam sobie, że przecież jej nie mam. - Ross, pożyczysz mi koszulkę do spania? - spytałam niepewnie.
- Okay. - uśmiechnął się. Podszedł do szafy i wyciąnął z niej czarny T-shirt z krótkim rękawem. - Proszę. - powiedział i dał mi koszulkę.
- Dziękuję. - odpowiedziałam, po czym wyszłam z jego pokoju. Poszłam do łazienki lecz była zamknięta. Pewnie Vanessa się kąpie. No trudno. Zeszłam na dół. Udałam do "pokoju czystości". Związałam włosy w koka, aby ich nie zmoczyć, rozebrałam się, po czym weszłam do kabiny prysznicowej. Wzięłam szybki prysznic. Wytarałam się i ubrałam w koszulkę Rossa, która sięgała mi do połwy uda. Pod nią ubrałam spodenki, ale nie było ich widać. Jednak z nimi czuję się bardziej komfortowo. Wyszłam z łazienki i poszłam na górę do pokoju Rossa. Nie zobczyłam go. Pewnie się kąpie. Położyłam swoje ubrania na krześle, po czym rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój wzrok przykuł mój autoportret, który leżał na biurku. Podeszłam do niego. Podniosłam rysunek. Na dole kartki zauważyłam mały napis: Moja przyjaciółka Lau. Uśmiechnęłam się. To miłe z jego strony. Położyłam rysunek z powrotem na biurko. Usiadłam na krześle przed nim. Znowu rozglądałam się po pokoju. Tym razem moją uwagę przykuły zdjęcia powieszone na ścianie. Podeszłam tam. Na jednym był mały Ross z zabawkowym mikrofonem w ręce. Na kolejnym on już starszy z gitarą. Mali Lynchowie, a potem trochę starsi i obecnie. Na końcu teraźniejsze zdjęcie Rossa. Przyglądałam się jeszcze raz każdemu z uwagą pokolei. To chyba fajna sprawa mieć tyle rodzeństwa. Wiadomo są plusy i minusy. Zaletą jest to, że nigdy nie będziesz sam. Możesz wyżalić się komuś. Będziesz miał wsparcie od tylu osób. Będziesz kochany przez tyle osób. Wadą może być brak spokoju, chociaż ma się swój pokój. Jednak rodzeństwo to fajna sprawa. Nie chciałabym być jedynaczką i nie mieć do kogo się odezwać. Mam Vanessę i cieszę się z tego. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyte. Zawsze, gdy nam się coś przydarzy to od razu idziemy to sobie opowiedzieć. Dla mnie jest to już tak oczywiste, że nawet o tym nie myślę. Po prostu idę i mówię, co leży mi na sercu. Rodzeństwo to skarb, mimo że czasami zdarzają się kłótnie, ale zaraz znów wychodzi słońce i jest dobrze. Niektórzy nie dostrzegają zalet z posiadania rodzeństwa. Odwracają się od niego, nie przyznają się, nie ozywają się. Dla mnie to jest dziwne, bo jak można odwrócić się od swojej rodziny? Od kogoś kto jest choć trochę do ciebie podobny z wyglądu lub charakteru? Nie rozumiem takich osób. Ja nigdy nie byłabym w stanie tak postąpić. Za bardzo kocham Vanessę. Nagle poczułam ciepły oddech na karku. Odwróciłam się i przed sobą zobaczyłam nie kogo innego, jak Rossa. Był blisko mnie, że nasze ciała były oddalone od siebie tylko o parę centymetrów. Zauważyłam, że jest ubrany tylko w bokserki. Jego nagi tros spowodował, że moje policzki zarumieniły się, a ja poczułam się trochę skrępowana. Spojrzałam mu w oczy.
- Oglądasz moje zdjęcia? - spytał.
- Tak, słodki byłeś jako dziecko.
- A teraz to już nie? - spytał, drocząc się ze mną. Ostatnio coraz częściej to robi.
- Hmm... nie. - uśmiechnęłam się.
- Nie? To dlaczego się rumienisz?
- Eee.... no... tak jakoś samo wyszło... - jąkałam się. Co się ze mną dzieje?
- Ja chyba wiem od czego, ale ty mi to powiedz. - cały czas się uśmiechał.
- No od tego, że ty jesteś tylko w samych bokserkach. - odpowiedziałam miejscami się zacinając. Moje rumieńce powiększyły się bardziej.
- Tak myślałem. - zaśmiał się.
- Skoro wiedziałeś to, po co miałam ci to mówić?
- Bo chciałem widzieć, jak bardziej się rumienisz mówiąc to.
- Robisz to specjalnie.
- No może. Tak w ogóle to do twarzy ci w mojej koszulce. - uśmiechnął się szeroko.
- Ross, przestań. - odparłam. Teraz to jestem czerwona jak burak.
- Okay, ale mówiłem prawdę. - zaśmiał się, a ja przweróciłam oczami i odeszłam od niego. Musiałam trochę uspokoić moje serce, które biło mocno. Jeszcze nigdy się tak nie czułam przy Rossie. Co się ze mną dzieje?
- Idziemy już spać? - spytał, a ja tylko przytaknęłam. Ross zgasił światło, po czym weszliśmy do łóżka. Położyliśmy się na boku tak, żeby dobrze się widzieć. Byliśmy nawet blisko siebie.
- Wiesz, lubię patrzeć, jak się rumienisz. Ładnie wtedy wyglądasz. - uśmiechnął się. Jego słowa spowodowały oczywiście widomo co. Może on tego nie zauważył, bo jest ciemno.
- Dzięki. - odpowiedziałam. Na chwilę zapanowała pomiędzy nami cisza.
- Jak ci się układa z Jake'iem? - spytał, ale trochę smutniejszym głosem.
- Dobrze. W sumie to prawie nic się nie zmieniło. Teraz tylko trzymamy się za ręce, a Jake czasami mnie pocałuje, ale ja tego nie odwzajemniam. Chyba nadal nie kocham.
- Cieszysz się, że to właśnie z nim przeżyłaś swój pierwszy pocałunek i że jest on twoim pierwszym chłopakiem?
- Wiesz, sama nie wiem. Przecież chyba nic do niego nie czuję, czyli moje oczekiania nie zostały do końca spełnione. Przynajmniej wiem, jak wygląda związek. Jednak chciałbym wiedzieć, jak to jest, gdy się zakocha. Przeżyć pocałunek z kimś kogo kocham. Czuć się jak w siódmym niebie. Chodzić z głową w chmurach. Naprawdę chciałabym doświadczyć tego uczucia.
- Zobaczysz, jeszcze się zakochasz. To jest tylko kwestia czasu.
- No ja myślę. Jednak jestem ciekawa, jak to by było, gdyby było na odwrót, czyli ty byłbyś moim chłopakiem, a Jake przyjacielem.
- Wiesz, myślę, że między nami nic by się nie zmieniło. Doszłoby tylko rzeczy, które robią pary, a tak to wszystko byłoby takie samo.
- Też tak myślę. Jesteś może choć trochę zazdrosny o Jake'a? - spytałam, patrząc mu głęboko w oczy. Widziałam, że się nad tym zastanawia. Jednak teraz nie myślałam o niczym. Jego ciepłe, czekoladowe oczy pochłonęły mnie. Patrzenie w nie sprawiało mi przyjemność. Wcześniej nie zauważyłam, że Ross ma takie ładne oczy, które powodują, że nie mogę oderwać od nich wzroku. Całkowicie zatonęłam w jego spojrzeniu, mimo że czasami nie patrzył na mnie.
- Wiesz, może jestem trochę zazdrosny, ale to chyba normalne. Po prostu boję się, że mogę cię przez niego stracić, a tego nie chcę. - odpowiedział, patrząc mi w oczy.
- Ja też na to nie pozwolę. Chociaż Jake chce, żebym przestała się z tobą przyjaźnić, co jest powodem do naszych kłótni, ale ja nie chcę cię stracić.
- Kłócisz się z nim przeze mnie?
- No tak. Nawet nie wiesz jaki Jake jest o ciebie zazdrosny.
- Też bym był, bo o ciebie warto walczyć. - uśmiechnął się.
- To miłe, że tak o mnie mówisz. - odpowiedziałam, po czym odwzajemniłam jego gest. - Naprawdę cieszę się, że jesteś moim przyjacielem.
- Mnie też to nie smuci. - odparł. Zapanowała pomiędzy nami przyjemna cisza. Nasze spojrzenia się spotkały. Jego oczy znów mnie zahipnotyzowały, bo nie mogłam odwrocić od nich wzroku. Naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje. Jeszcze nigdy nie czułam się tak przy Rossie. Szczególnie podczas patrzenia w oczy moje serce nie biło mi tak mocno. Jednak, jak zawsze to Ross odwrócił wzrok.
- Chcesz już iść spać? - spytał.
- Jestem już trochę zmęczona, bo całodzienne chodzenie mnie wykończyło. - odpowiedziałam. Ross odwrócił się na plecy, a ja nadal leżałam na boku i patrzyłam na niego. - Wiesz dzisiaj pierwszy raz śpię z chłopakiem, który ma na sobie tylko bokserki. To ty nim jesteś. Zresztą to z tobą pierwszy raz spałam.
- Przynajmniej w tym jestem pierwszy. Te ważniejsze rzeczy wykonał Jake.
- Tak, ale to ty jako pierwszy oficjalnie zostałeś moim przyjacielem. Wcześniej od Jake'a mnie o to spytałeś.
- Z tego się cieszę i nie żałuję. - odpowiedział i spojrzał na mnie.
- Ja też. - odparłam, po czym zapanowała cisza. Ten dzień zdecydowanie był dla mnie udany. Jest wyjątkowy, bo spędziłam go z moimi przyjaciółmi. Zdecydowanie nie wyobrażam sobie życia bez Lynchów i Ell'a. W szczególności bez Rossa. Komu bym wtedy mówiła o wszystim, co mi się przytrafiło oprócz Vanessie? Wiadomo mam jeszcze Jake'a, ale jemu nigdy tyle o sobie nie opowiadałam. Nie mówiłam mu o stadninie. Jednak nie mam takiej potrzeby, żeby mu to zdradzić. Ross może o tym wiedzieć. On dużo o mnie wie, a ja o nim. Czasami czuję jakbym nie znała go prawie cały miesiąc tylko o wiele dłużej. Bardzo się do niego przywiązałam. Nawet chyba mocniej niż do Jake'a. Ten związek jakoś mnie nie uszczęśliwia. Powodem jest, że nic do niego nie czuję. Czy Jake serio jest we mnie zakochany? Tego nie jestem do końca pewna tak samo jak tego związku. Nadal mam wątpliwości, czy dobrze zrobiłam zgadzając się. Przecież nawet jeszcze się nie całowaliśmy. Przy pocałunkach Jake'a nie czuję się jakoś szczególnie. Skoro tak to wszystko odczuwam to czy to, że jesteśmy parą ma sens? Nie wiem, ale nie chcę nim zrywać, bo jeszcze się na mnie obrazi i nigdy nie odezwie. O jejku jak to się wszystko pokąplikowało. Jeszcze miesiąc temu nie miałam takich problemów. Przez te przemyślenia poczułam, że staję się coraz bardziej senna.
- Dobranoc Lau. - szepnął Ross, gdy już prawie usypiałam.
- Dobranoc Ross. - odszepnęłam, po czym odpłynęłam do krainy Morfeusza.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Jak tam wasze wrażenia po przeczytaniu rozdziału? Mi on się podoba, bo jest w nim dużo Raury. Cieszę się też z jego długości. Jak widzicie ich relacja jest coraz lepsza. Do ich pocałunku zostało... nie powiem wam ile, ale stanie się to już niedługo. Jeszcze tylko trochę musicie poczekać.
Do napisania!!!
Komentujcie!
sobota, 16 stycznia 2016
Rozdział 24
"I just need one last dance with you." ~ "Potrzebuję jednego ostatniego tańca z tobą." - One Last Dance
~Los Angeles, 18.07.2015r.~
★Laura★
Obudziłam się. Przewróciłam z boku na plecy i przeciągnęłam się lekko. Sięgnęłam ręką na szafkę nocną i wzięłam z niej telefon, który włączyłam w celu obeznania się z godziną. 10:04, czyli moja normalna pora wstawiania. Jak zawsze wczoraj poszłam spać przed jedenastą, bo zagadałam się z Rossem. Na jego myśl na usta wpłynął mi uśmiech. Cieszę się, że on jest moim przyjacielem. Po prostu cieszę się, że go mam. Przyjaźń to piękne uczucie. Westchnęłam. Okay pora wstawać. Niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym spuściłam nogi na miękki dywan, który był obok mojego łóżka. Wstałam z materaca i poszłam do garderoby. W co by się tu ubrać? Po chwili zastanowienia wybrałam prostą, miętową sukienkę z kokardą w pasie. Ej zaraz, zaraz dzisiaj jest ta impreza, a ja nie mam co na siebie założyć. Co z tego, że mam całą garderobę obładowaną ciuchami, ale nie mam w co się ubrać! Zaczęłam przeglądać moje sukienki. Wszystkie już gdzieś miałam. Może wybiorę się na zakupy? Z Vanessą? O i z Rydel? Tak, to jest dobry pomysł. Spędzimy sobie dzień na shoppingu. Z wybraną sukienką udałam się do łazienki. Wykonałam wszystkie poranne czynności, po czym wyszłam z mojego pokoju, aby pójść do Vanessy. Stanęłam pod jej drzwiami i zapukałam. Usłyszałam ciche ,,proszę", więc weszłam. Zobaczyłam moją siostrę siedzącą na łóżku. Od razu zauważyłam, że dopiero, co się obudziła. Jej wzrok jeszcze był senny, a włosy żyły swoim życiem.
- Hej. - odezwałam się wesoło.
- Hej Lau. Co taka wesoła jesteś?
- A nie wiem jakoś tak. - wzruszyłam ramionami. - A ty dopiero wstałaś?
- No tak. - odpowiedziała i ziewnęła.
- Wiesz może w co się ubierasz na dzisiejszą imprezę?
- Wczoraj przeglądałam wszystkie moje sukienki i stwierdziłam, że nie mam w co się ubrać.
- Czyli, że masz ten sam problem, co ja. Może wybrałybyśmy się na galerię? Weźmiemy też Rydel. Co ty na to? - To jest dobry pomysł. Delly napewno się zgodzi.
- Tak i to całą pewnością. Przyda jej się chwila spokoju od chłopaków.
- To ty do niej zadzwoń, a ja w tym czasie się ubiorę i ogarnę moje piękne włosy.
- Masz na myśli tą szopę? - zaśmiałam się.
- Czy możesz nic nie mówić na temat moich włosów? Doskonale wiem, jak one wyglądają rano.
- Okay to ty męcz się z nimi, a ja idę do siebie.
- Okay. - odparła Van, a ja wyszłam z jej pokoju, po czym udałam się do swojego. Usiadłam na łóżku, wzięłam telefon do ręki, wybrałam numer do Delly i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam go do ucha. Chwilę czekałam.
- Hej Laura. - usłyszałam głos Ellingtona.
- Hej Ell. Jest może Rydel?
- Na chwilę obecną to Rydel jest zajęta, bo goni Rocky'ego. - odpowiedział. Usłyszałam jakieś krzyki.
- Co on zrobił?
- Narysował jej na twarzy wąsy czarnym, niezmywalnym markerem wąsy no i Rydel się wściekła i zaczęła go gonić z patelnią. Biegają tak już dobre 15 minut. O teraz właśnie nadbiegają. Posłuchaj ich. - powiedział.
- Zabije cię za to Rocky! Uduszę, poćwiartuję i zakopię! - usłyszałam krzyki Rydel.
- Ciesz się, że nie narysowałam ci na przykład karnego. - odpowiedział Rocky.
- Jakbyś tylko spróbował to gorzko byś tego pożałował. - odparła blondynka i po chwili rozległ się głośny metaliczny odgłos udrzenia w coś lub kogoś.
- Ell, co się tam stało? - spytałam.
- Rocky został znokautowany patelnią przez Rydel, jak w ,,Zaplątanych" normalnie. Nie sądziłem, że to takie skuteczne, a jednak tak, bo leży plackiem na podłodze.
- Dasz mi Rydel do telefonu, skoro już nie jest zajęta?
- Okay. - odparł. - Rydel, Laura do ciebie dzwoni. - powiedział.
- Czemu nie mówiłeś mi od razu?
- Bo byłaś zajęta.
- Hej Lau. - powiedziała Rydel trochę zdyszanym głosem.
- Hej Delly. Co tam w was się dzieje, że jest tak głośno?
- Lepiej nie pytaj.
- I tak już się dowiedziałam od Ell'a. Jak tam Rocky? Dalej jest nieprzytomny po tym jak to uderzyłaś patelnią? - spytałam, a na moje usta wkradł się uśmiech. Zdecydowanie ta sytuacja mnie bawi.
- Tak, ale nieźle dostał. Szkoda, że tego nie widziałaś. Poleciał normalnie jak drzewo.
- Ciekawe, kiedy się ocknie.
- Nie mam pojęcia. Jak na razie to chłopaki tylko nad nim stoją, ale jak nie otworzy oczu to podejmiemy jakieś środki.
- Najlepiej to wodą go oblejcie.
- Też o tym myślałam, ale zamierzam mu się odwdzięczyć tym samym. - powiedziała. Domyślam się, że teraz się uśmiecha.
- Też mu coś narysujesz na twarzy?
- Tak, ale jeszcze nie wiem, co. Wymyślę coś.
- Z pewnością. Tak w ogóle to nie dzwonię do ciebie bez przyczyny. Ja i Van idziemy na galerię kupić sukienkę na dzisiaj. Może chciałabyś iść z nami? Od razu zrobimy sobie mały shopping.
- Bardzo chętnie. Już mam dość chłopaków, a dopiero jest rano.
- Trochę się odprężysz z nami.
- Tak. Chwila relaksu mi się przyda. To może przyjdźcie najpierw do nas, bo ja jeszcze muszę zmyć marker z twarzy, co raczej nie potrwa krótko.
- Okay. Zresztą od was jest bliżej do galerii. Będziemy za jakiąś godzinę. Może szybciej.
- Dobra. Muszę już kończyć, no Rocky zaczyna otwierać oczy.
- Czyli, że nie dostał tak mocno. Nie wypełnisz swojej zemsty.
- Ja jeszcze coś wymyślę. Okay do zobaczenia.
- Pa Rydel. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Zaśmiałam się cicho. U nich to ciągle się coś dzieje. Nigdy nie jest nudno. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. - odezwałam się. W wejściu pojawiła się Vanessa.
- I co Rydel dołączy do nas? - spytała.
- Tak. U nich już się działo i ma dość chłopaków, a szczególnie to Rocky'ego. - uśmiechnęłam się.
- Co oni znów zmalowali?
- Rocky narysował Rydel czarnym, niezmywalnym markerem wąsy, gdy spała. Ona się wkurzyła i zaczęła go gonić z patelnią, a na końcu uderzyła nią jego, a on upadł nieprzytomny na podłogę.
- Nie no patelnia to najlepsza broń. Nie sądziłam, że aż taka skuteczna. - zaśmiała się.
- U nich to nigdy nie jest nudno.
- Zdecydowanie nie. - przytaknęła. - Idziemy na śniadanie? Chyba z pustym brzuchem nie pójdziemy na zakupy?
- No pewnie, że nie. Jestem głodna. - odpowiedziałam. Zeszłyśmy na dół do kuchni. Zjadłyśmy naleśniki przyrządzone przez Natalie i wyszłyśmy z domu. Postanowiłyśmy dojść na nogach do Lynchów. Droga minęła nam bardzo szybko. Po 15 minutach stanęłyśmy pod ich budynkiem. Zadzwoniłam dzwonkiem. Po chwili otworzył nam Riker.
- Cześć dziewczyny. - uśmiechnął się.
- Hej. - odpowiedziałyśmy mu tym samym.
- Wchodźcie do środka. - odparł, a my tak zrobiłyśmy. - Rydel jeszcze się szykuje. Dopiero, co udało jej się zmyć wąsy. Szkoda, że nie widziałyście wyrazu jej twarzy, gdy to zobaczyła. Każdy chyba by się uśmiał.
- Może tak. - powiedziała Vanessa. Poszłyśmy do salonu, w którym byli chłopcy. Rocky trzymał na czubku głowy jakieś zawiniątko. Pewnie był w nim lód.
- Hej wam. - przywitałyśmy się.
- Hej. - odpali.
- Siadajcie. - odezwał się Ross i trochę przesunął się na kanapie, robiąc nam miejsce. Usiadłam obok niego.
- Jak tam głowa Rocky? - spytałam.
- Nawet nie wiesz jak to boli dostać patelnią. - jęknął.
- Współczuję ci, ale wiesz, że Rydel i tak się jeszce na tobie zemści.
- Niestety to wiem. Jednak nie żałuję, że to zrobiłem, bo jej mina była nie do opisania.
- Tak naprawdę to my wszyscy spiskowaliśmy, ale ja wykonałem całą robotę. Ell nagrywał, ale nie widać za dobrze, jak to robię, bo było ciemno. Za to jej mina jest uwieczniona na filmiku. Nic jej nie mówcie, że wszyscy to wymyśliliśmy, okay?
- Okay. - przytaknęłyśmy.
- Chcecie może zobaczyć nasze dzieło? - spytał Ellington, a my się zgodziłyśmy. Włączył filmik i podał nam telefon. Szczerze powiedziawszy to nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy zobaczyłam wyraz twarzy Rydel. Przechodził od zdziwienia, a następnie we wściekłość. Na końcu tylko krzyknęła Rocky! i wybiegła z pokoju.
- Muszę przyznać, że jej początkowa mina wyglądała komicznie i te czarne, grube wąsy. - zaśmiała się Vanessa.
- Dzieło godne Leonarda da Vinci. - powiedział Rocky, po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Nagle w wejściu do salonu pojawiła się Rydel i natychmiast ucichliśmy.
- Hej dziewczyny. - odezwała się blondynka.
- Hej Rydel.
- Z czego się śmialiście? Dlaczego tak nagle ucichliście? - spytała, a my tylko wysyłaliśmy sobie znaczące spojrzenia.
- Z niczego takiego. Ot taki wybuch śmiechu. - odezwał się Ross.
- Okay, załóżmy, że wam wierzę. To co dziewczny idziemy po wasze kreacje na dzisiejszą imprezę?
- Tak. - odparłyśmy i wstałyśmy z kanapy. Poszłyśmy na korytarz i wyszłyśmy z domu. Obrałyśmy kierunek na galerię.
- Przyznajcie się, z czego się śmialiście? - spytała Rydel, a ja i Van spjrzałyśmy na siebie.
- Z tego, co się działo u was rano. - odpowiedziała moja siostra.
- Aha, tak myślałam.
- I co wymyśliłaś karę dla Rocky'ego? - zapytałam.
- Jeszcze nie, ale coś wykąbnuję. - uśmiechnęła się. - A tak w ogóle to macie jakieś określone wyglądy sukienek, jakie chcecie, czy nie?
- Nie. Jaka mi się spodoba to taką wezmę. - odparłam.
- Też nie mam określpnego kroju. Chciałabym jakąś w niebieskim kolorze. - powiedziała Vanessa.
- Ciekawe dlaczego? - zaśmiałam się.
- Laura nie zaczynaj znów tego tematu. Po prostu lubię ten kolor, a Riker nie ma z tym nic wspólnego. Zresztą jego tam nie będzie, ale Brayan tak. - westchnęła.
- Pogadasz z nim? - spytała Rydel.
- Nie wiem, ale jak na razie to nie mam na to ochoty. Nie chcę, żeby mnie bardziej zranił.
- Nie tylko tobie chłopak wyznał uczucia. Chociaż ja jestem w innej sytuacji niż ty, bo nadal przyjaźnię się z Jake'iem. Wiesz myślę, że powinnaś z nim pogadać, gdy on tego będzie chciał. - powiedziałam.
- Nie wiem, czy chcę wiedzieć, co będzie chciał mi przekazać. Skoro tak szybko przekreślił naszą przyjaźń to nie muszę się starać, żeby ją naprawić.
- Na starego przyjaciela zawsze znajdzie się nowy, a może nawet lepszy. - odezwała się Rydel.
- Kogo masz dokładnie na myśli?
- Na przykład Rikera. Dobrze przecież się dogadujecie. Od niego wiem, że cię lubi, więc to z nim możesz zacząć przyjaźń.
- W sumie to przy Rikererze dobrze się czuję. Lubię go. Chyba mogłabym się z nim bardziej zżyć.
- To nie jest takie trudne. Wystarczy zaufanie i przyjaźń się rozwija. - powiedziałam.
- Widzę, że bardzo wam zależy, żeby mnie z nim połączyć. - uśmiechnęła się Van.
- Nie musicie od razu być parą. Wystarczy, że będziecie ze sobą blisko. - odparła Rydel.
- Tak jak Laura i Ross?
- To jest już trochę bliżej. - uśmiechnęła się blondynka.
- Aha, czyli teraz zbaczacie na nasz temat? Nie chcę już tego słuchać, bo odpowiedź nadal mam taką samą. - odpowiedziałam.
- Ty jak się uperzesz to już nie pozwolisz niczego sobie wytłumaczyć. Boisz się własnych uczuć? - spytała Vanessa.
- Ja się wcale nie boję moich uczuć. Dobrze wiem, co myślę o Rossie.
- Tak, my to wiemy, ale chyba ty sama siebie oszukujesz. Oboje to robicie. - odparła Rydel.
- Dziewczyny skończcie już ten temat. Ja i Ross jesteśmy tylko przyjaciółmi i nic więcej.
- Może w końcu zrozumiesz, o co nam chodzi. - westchnęła moja siostra. Później rozmawiałyśmy już o innych rzeczach. W końcu po 5 minutach doszłyśmy na galerię. Chodziłyśmy po wielu sklepach w poszukiwaniu idelanej sukienki. Rydel oczywiście nam doradzała. Chociaż prawie w ogóle nam nie pomagała, bo prawie cały czas mówiła, że wyglądamy świetnie, co wcale nie ułatwiało nam wyboru. W końcu Vanessa wybrała niebieską sukienkę bez ramiączek, z dopasowną górą i rozkloszowanym, tiulowym dołem. Ja jednak nadal nie umiałam znaleźć odpowiedniej. Gdy przechodziłyśmy koło jednej wystawy mój wzrok przykuła piękna sukienka. Była podobnego kroju, co Vanessy, ale w kolorze czerwonym, czyli moim ulubionym. Od razu mi się spodobała. Weszłyśmy do sklepu i od razu przymierzyłam ją.
- Jak wyglądam? - spytałam, wychodząc z przebieralni.
- Pięknie. - odpowiedziała Van.
- Ta sukienka pasuje do ciebie idelalnie. Weź ją. - odparła Rydel. Przeglądałam się w lustrze.
- Okay, kupuję ją. - powiedziałam zdecydowanym głosem. Poszłyśmy do kasy i zapłaciłam za moją kreację.
- Skoro już znalazłyście swoje sukienki to teraz możemy zacząć shopping. - odparła blondynka. Chodziłyśmy chyba z trzy godziny po sklepach z ubraniami i butami. Nakupiłyśmy mnóstwo rzeczy. W końcu poszłyśmy do kawiarni, żeby trochę odpocząć. Zamówiłyśmy sobie kawałek tiramisu i dużą porcję lodów z mnóstwem dodatków. A co. Jak szaleć to szaleć. Nie miałyśmy siły, żeby iść do domu na nogach, więc zamówiłyśmy taksówkę. Szybko dojechałyśmy pod budynek Lynchów.
- To pa Delly. - powiedziałałyśmy ja i Van.
- Pa dziewczyny. Przyjemnie spędziłam z wami czas. Chyba częściej musimy wychodzić na zakupy.
- Ja jestem za. - odparła Van, a ja przytaknęłam. Rydel wysiadła z samochodu, a mu odjechałyśmy do swojego domu. Zapłaciłyśmy kierowcy i wyszłyśmy z taksówki. Weszłyśmy do domu, w którym panowało małe zamieszanie, bo rodzicie przygotowywali imprezę. Akurat byli w salonie.
- Cześć. - odezwałyśmy się.
- Widzę, że byłyście na zakupach. - powiedziała mama.
- Tak, musiałyśmy kupić sukienkę na dzisiaj, a reszta urań sama jakoś tak wyszła. - odparła Vanessa.
- Shopping zdecyeowanie macie po mnie. - zaśmiała się.
- Zanieście te rzeczy do swoich pokoi, a później pomóżcie nam szykować dom. - odezwał się tata, a my przytaknęłyśmy. Udałyśmy się na górę, a następnie do swoich sypialń. Poukładam kupione ubrania na półkach od razu. Zresztą później nie będę miała czasu. Nawet szybko się z tym uporałam. Po tym poszłam na dół.
~*~
O 17:00...
Właśnie kończę się szykować na imprezę. Jestem już ubrana w sukienkę oraz uczesana. Jak zawsze postawiłam na rozpuszczone i lekko podkręcone włosy. Teraz dokańczam makijaż, ale nie nakładam go zbyt dużo. Tusz do rzęs, podkład, różowy błyszczyk i powieki pomalowane na srebrny, lekko błyszczący kolor. Popsikałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i byłam gotowa. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, co oznacza, że goście zaczynają zaczynają się schodzić. Wyszłam z łazienki. Podeszłam do drzwi balkonowych i otworzyłam je, ale przymknęłam. Tak na wszelki wypadek niech będą otwarte, gdyby Ross do mnie przyszedł, a impreza jeszcze trwała. Będzie dużo ludzi, więc chyba nie będzie się narażał, bo może ktoś go zobaczyć. Chociaż Ross jest nieprzewidywalny i nigdy nie wiadomo, co zrobi. Okay koniec tego rozmyślania, pora iść do gości. Zgasiłam światło i wyszłam z pokoju, po czym udałam się na dół. Zauważyłam, że rodzice witają już kogoś. Stanęłam obok Vanessy, która była przy stole z jedzeniem. Wyglądała na trochę poddenerwowaną. Zresztą nie dziwię się jej, bo przecież Brayan przyjdzie, a zerwał z nią przyjaźń.
- Czemu jesteś taka spięta? - spytałam, lekko nachylając się do niej.
- Aż tak to widać?
- Ja cię dobrze znam, więc wiem, jak się zachowujesz w danej sytuacji. Aż tak się boisz spotkać z Brayanem?
- Tak, ale chyba z nim nie będę rozmawiała. Skoro on tak szybko przekreślił naszą przyjaźń, to ja nie będę się starać, aby ją ratować. Co jeśli teraz znowu będzie chciał, żeby było tak jak kiedyś, a na przykład jutro już się rozmyśli i znowu zrobi to samo? Nie chcę, żeby co rusz sprawiał mi przykrość.
- Może masz rację. Zobaczymy jak się będzie zachowywał. - odparłam, po czym ucichłyśmy, bo rodzice podeszli z nami z jakąś parą w średnim wieku.
- Dzień dobry. - odezwałyśmy się.
- Dzień dobry. Nie spodziewałam się, że będziecie takie piękne. Widać, że urodę macie po mamie. - powiedziała kobieta. Uśmiechnęłam się lekko. Nie lubię takich sytuacji, bo nie wiem za bardzo jak mam się zachować. Chociaż już wiele razy mówiono nam takie rzeczy.
- Dziękujemy. - odparłyśmy.
- Takie córki do dla nas wielki skarb. - odezwała się mama.
- Z pewnością. - przytaknął mężczyzna, po czym razem z żoną odeszli od nas. Zaraz znów usłyszałam dzwonek do drzwi, więc rodzice poszli do drzwi. Witanie gości zajęło jakieś 15 minut i razem z Vanessą nasłuchałyśmy się wiele podobnych komplementów. W końcu mogłyśmy odetchnąć z ulgą. Brayan z rodzicami przyszli jako trzeci. On nie podszedł do Van, ale spojrzał na nią ze smutkiem. Moja siostra też posmutniała. Ten wieczór chyba nie będzie należał do jej udanych. Współczuję jej takiej sytuacji. Ostatni przybyli Johnsonowie. Jake, gdy tylko mnie zobaczył, od razu podszedł do mnie. Vanessa zostawiła nas samych.
- Hej Lau. - uśmiechnął się.
- Hej Jake. - odpowiedziałam i odwzajemniałam jego gest.
- Pięknie wyglądasz. - odparł, a ja poczułam, że moje policzki lekko się zaczerwieniły.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Co tam i ciebie słychać? - spytałam.
- Dobrze, bo jesteś tu ze mną. - powiedział, a na jego ustach zgościł uśmiech. Chciałam coś odpowiedzieć, ale tata zastukał dwa razy w kieliszek, na co wszyscy umilki.
- Proszę wszystkich o uwagę. - powiedział głośniejszym tonem, aby każdy go usłyszał. - Zebraliśmy się tutaj, aby uczcić 50-lecie istnienia mojej firmy architektonicznej. Jak chyba wiecie założył ją mój dziadek, ale niestety szybko zmarł, więc odziedziczył ją mój ojciec. Teraz po jego odejściu przyszła kolej na mnie. Cieszę się, że przypadł mi ten zaszczyt, aby uczcić taką rocznicę. Mam nadzieję, że firma będzie rozwijała się tak jak dotychczas lub coraz lepiej. Jednak to również dzięki wam ona działa. Myślę, że jeszcze długo będziemy ze sobą pracować. - mówił wolno, wyraźnie i z dumą w głosie.
- A teraz zapraszamy do stołu na kolację. - odezwała się mama. Udaliśmy się do jadalni. Usiadłam obok Jake'a, a Vanessa koło mnie. Poszukałam Brayana. Siedział cztery miejsaca od jej strony. Zauważyłam, że czasami na nią zerka, ale ona patrzy się w stół. Szkoda mi jej. Chciałabym z nią być, ale Jake cały czas mnie nie opuszcza, a ona pewnie nie chce nam przeszkadzać.
- Smacznego. - powiedział tata i wszycy zaczęli jeść. Nabrałam na łyżkę trochę zupy. Była przepyszna. Wiadomo kuchnia Natalie jest bardzo dobra. Później na stół podano ravioli, a na końcu deser. Tiramisu. Do tego oczywiście lampka wina. Nie lubię za bardzo alkoholu, ale okazjonalnie mogę wypić trochę. Po posiłku każdy udał się do salonu. Leciała wolna muzyka, która dodawała nastroju. Dorośli podzielili się na grupki i rozmawiali. Co ja mam teraz robić?
- To co robimy? - spytał Jake.
- Nie wiem. Nie lubię takich przyjęć.
- Też nie, ale musiałem przyjść. Zresztą cieszyłem się, że cię zobaczę. Tylko dlatego głównie tutaj przyszedłem.
- Też się cieszyłam, że ty będziesz. Przynajmniej mam jakieś towarzystwo, a tak to pewnie siedziałabym z Vanessą z dala od tych ludzi.
- Czemu ona jest taka smutna?
- Nie mogę ci tego powiedzieć. To są jej sprawy nie poruszajmy ich.
- Okay. - przytaknął.
- Może pójdziemy do altanki, bo tutaj przy tych ludzich źle się rozmawia.
- Dobrze. W sumie sam chciałem ci zaproponować, żebyśmy stąd poszli. - odparł. Wyszliśmy na taras, a potem szliśmy dróżką. Światła między rabatami świeciły, co dawało romantyczny nastrój. Wieczorem ogród będzie jeszcze piękniejszy. Doszliśmy do altanki i usiedliśmy na ławce. Od razu pochłonęliśmy w żywej rozmowie. Minuta leciała za minutą. Tak samo godziny. Nim się obejrzałam było już koło dziesiątej. Cały ogród rozświetlały lampy. Był to prześliczny widok.
- Lau? - powiedział niepewnie Jake.
- Tak?
- Długo nad tym myślałem aż w końcu podjąłem decyzję.
- Jaką?
- Już wiem, że nie jesteś mi obojętna. Lau, czy zostaniesz moją dziewczyną? - spytał. Totalnie mnie sparaliżowało. Nie spodziewałam się takiego pytania i to szczególnie w tej chwili. Ja nawet nie wiem, czy do niego coś czuję, a on mnie pyta o taką rzecz. Co ja mam robić? Przecież jak mu odmówię to jeszcze się na mnie obrazi. Zaś z drugiej strony w grę wchodzą moje uczucia. Nie no teraz to na pewno nie dojdę do jakiś większych wniosków. Potrzebuję trochę czasu, aby to wszystko sobie uporządkować.
  - Jake, ja... - zacięłam się. Spojrzał na nie z nadzieją. - Ja... nie wiem. Zaskoczyłeś mnie tym pytaniem. Jak sobie to przemyślę to dam ci znać. - powiedziałam i zobaczyłam smutek w jego oczach.
- Okay, przynajmniej mi nie odmówiłaś, ale tak się czuję.
- Proszę nie obrażaj się na mnie przez to. Nie chciałam cię urazić.
- Wiem, ale nie zrobiłbym tego, bo chcę, żebyś była blisko mnie.
- Ja też. - odparłam. - Wiesz, pójdę na chwilę do mojego pokoju. Wrócę tutaj za chwilę.
- Okay. - przytaknął. Wstałam z ławki i poszłam do domu. Udałam się do swojego pokoju. Zapaliłam światło i zobaczyłam Rossa siedzącego na kanapie, który nagle wstał. W pierwszej chwili przestraszyłam się go, bo nie spodziewałam się jego.
- Przestraszyłeś mnie. - odezwałam się, przykładając rękę do serca.
- Przepraszam, nie chciałem. - powiedział i podszedł do mnie. - Ale zareagowałaś podobnie jak za pierwszym razem.
- No może. Co ty tutaj robisz?
- Jak to co? Przyszedłem cię odwiedzić. - uśmiechnął się.
- Naraziłeś się na niebezpieczeństwo. Przecież ktoś mógł cię zobaczyć. - powiedziałam z wyrzutem.
- Szybko przemknąłem. Nabrałem już dużej wprawy. Zresztą chyba większość osób była na tarasie.
- Ale ja i Jake byliśmy w altance. Jakoś cię nie zobaczyłam.
- No widzisz. Skoro ty mnie nie widziałaś, to inni też nie.
- Ale i tak ryzykowałeś.
- To miłe, że się o mnie martwisz. - uśmiechnął się.
- Martwię się, bo przecież jesteś moim przyjacielem. - odwzajemniłam jego gest.
- Zresztą w razie czego ubrałem się bardziej odświętnie. - powiedział. Dopiero teraz bardziej przyjrzałam się jego strojowi. Był ubrany w białą koszulę oraz czarne dżinsy, a na szyi miał luźno przywiązany czarny krawat.
- No w sumie tak. - przytaknęłam. - Teraz jak się świeci światło to ktoś może nas zobaczyć. Byłoby źle gdyby moi rodzice dowiedzieli się, że do mnie przychodzisz w nocy. Może zabronili by nam się spotykać, a nie chcę tego.
- Ja też. - westchnął. - Może zatańczymy?
- Co?
- Chcesz ze mną zatańczyć? Wolna muzyka leci, więc czemu nie. Zresztą jeszcze nigdy ze sobą nie tańczyliśmy i trzeba nadrobić zaległości.
- Ktoś może nas zobaczyć Ross. Nie chcę ryzykować.
- Raz możemy zaryzykować. Zresztą co ci szkodzi? - uśmiechnął się.
- No nie wiem. - odparłam wahając się.
- I just need one last dance with you. - zaśpiewał z uśmiechen na ustach.
- Okay zgadzam się, ale wcale nie musiałeś śpiewać.
- Wiem, ale tak jest oryginalniej. Zresztą wiem, że lubisz tą piosenkę.
- Poczekaj, zrobię jedną rzecz. - odparłam, a on spojrzał na mnie zdziwiony. Podeszłam do włączynika i wyłączyłam światło. - Teraz już nikt nas raczej nie zobaczy. - powiedziałam podchodząc z powrotem do niego. Ross zaśmiał się. Położył mi rękę na talii i przyciągnął mie do siebie. Ja ułożyłam dłoń na jego ramieniu, a palce spletliśmy. Zaczęliśmy się wolno ruszać w rytm muzyki. Muszę przyznać, że podobało mi się to. Jest nawet romantycznie. Poczułam również, że moje serce oblało jakieś dziwne ciepło, którego jeszcze nigdy dotąd nie doznałam. Było to przyjemne. Jednak po chwili przypomniałam sobie o pytaniu Jake'a. Co ja mam z nim zrobić? Nie chcę go zranić. Chociaż teraz jest już smutny. Czy ja jestem gotowa na związek? Skoro umiem żyć z nim w przyjaźni to chyba jako para też sobie poradzę. No to jest łatwe. Pozostaje niestety najważniejsza sprawa. Mianowicie, czy ja coś czuje do Jake'a? Nie mam pojęcia. Jak ma wyglądać niby związek, w którym jedna osoba kocha, a druga nie? Czy czułabym się dobrze w takim związku? Jakie coraz bardziej mi wszystko gmatwa. Z dnia na dzień staje się odważniejszy. Zaczęło się od niedoszłego pocałunku, później przez pocałunek aż do teraz.
- Czemu jesteś taka smutna? - spytał Ross, a ja westchnęłam.
- Myślę o Jake'u.
- Co on znowu zrobił?
- Spytał mnie, czy zostanę jego dziewczyną. - powiedziałam, patrząc mu w oczy. Zauważyłam w nich zdziwienie, ale też smutek?
- A ty co mu odpowiedziałaś?
- Że nie wiem. Powiedziałam jeszcze, że muszę się nad tym zastanowić.
- I teraz o tym myślisz, prawda?
- No tak. - westchnęłam. - Mogłabym się zgodzić, gdybym coś do niego czuła, a tego nie wiem.
- Dobrze powiedziałaś, że musisz się zastanowić. Skoro nie jesteś pewna uczuć do niego to daj sobie trochę czasu na przemyślenia.
- Gdybym się zgodziła to ty nie obraziłbyś się na mnie? - spytałam, patrząc mu w oczy.
- Nie. Ja chcę, żebyś była po prostu szczęśliwa. To ty zdecyduj. Zresztą jestem twoim przyjacielem, więc będę przy tobie. - powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. Wiedziałam, że mówi prawdę.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się. Bardziej przybliżyłam się do Rossa tak, że stykaliśmy się klatkami, a ja wtuliłam się w jego tors. Zapadła pomiędzy nami cisza. Wsłuchałam się w bicie jego serca. Był to bardzo przyjemny dźwięk. Uspokajał mnie. Ta chwila mogłaby trwać dłużej, a wiem, że się skończy. W ramionach Rossa czuję się zupełnie bezpiecznie. Wiem, że przy nim mi nic nie grozi. Całkowicie mu ufam. Jednak zaraz wyłączyłam swoje myśli i całkowicie oddałam się tej chwili. Tańczyliśmy wolno z jakieś pare minut.
- Mówiłaś, że boisz się, że ktoś na zobaczy. Teraz już się nie?
- Nadal mi nie przeszło, ale wiesz chyba będę musiła już iść, bo powiedziałam Jake'owi, że wrócę za chwilę, a trochę już czasu minęło. Jednak nie chcę przerywać tańca z tobą, bo jest mi tak przyjemnie.
- Tak, ja też, ale skoro już musisz iść, to idź.
- Może siedź u mnie w pokoju aż skończy się impreza? Boję się, że ktoś cię zobaczy.
- Jakoś się z tąd wyślizgnę. Mam już trochę wprawy.
- Okay, skoro tak chcesz.
- Wyjdę, jak już pójdziesz. Nie bądźcie z Jake'iem w altance, bo jeszcze mnie zobaczy.
- Dobrze, to pa Ross.
- Pa Lau. - odpowiedział, po czym odsunął się ode mnie. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, ale w progu zatrzymałam się. Odwróciłam się i uśmiechnęłam się do niego, a Ross odwzajemnił mój gest. Zamknęłam drzwi. Zeszłam na dół. Zauważyłam, że Jake rozmawia z Brayanem. Rozejrzałam się po salonie w poszukiwaniu Vanessy, ale nie było jej. Może jest w pokoju, albo w ogrodzie. Pewnie unika Brayana. Na jej miejscu chyba postąpiłabym tak samo. Chociaż przyjaźń z Rossem, albo Jake'iem, ratowałabym. Nie chcę, żeby któryś z nich się ode mnie odwrócił, ale tak się może stać, gdy z którymś się zwiążę. Jake już wykonał pierwszy krok w tą stronę. Zgodzić się? Nawet jeśli tak, to Jake pozwoli mi się spotykać z Rossem? Jeśli by mi tego zabronił to sprzeciwiłabym się temu. Nie mogłabym przestać widywać się z Rossem, bo przecież to jest mój przyjaciel. Nie wiem, czy mam się zgodzić. Jak w ogóle będzie wyglądał ten związek skoro ja chyba go nie kocham? Byłoby nam dobrze? Och Jake, dlaczego zapytałeś mnie o to akurat dzisiaj? Teraz to już wszystko mi się pokąplikowało. Jednak nie chcę go stracić, gdybym mu odmówiła. No trudno jakoś sobie poradzę. Wiedziałam, że w końcu będę musiała wybrać jednego z nich jako chłopaka. Czyli, że będzie to Jake? Ross przecież nie zapytał mnie o to, ani nie powiedział, że coś do mne czuje. Może tak jest lepiej? Przecież gdyby oboje coś do mnie czuli to byłoby mi jeszcze trudniej wybrać. Ross chyba nic do mnie nic czuje. Ale, czy ja jestem w nim może zakochana? Nie, chyba nie. Nie wiem. Naprawdę ja jestem taka głupia, skoro nie umiem dojść do tego, czy kogoś kocham? Nie mam doświadczena w takich sprawach. Dziewczyny w moim wieku pewnie miały już kilku chłopaków i przeżyły zerwania, a ja nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Ja chyba po prostu za dużo rozmyślam. Ale to nie jest nic złego, bo wolę wszystko przynajmniej odrobinę przemyśleć niż wcale. Taka już jestem i tego nie zminię. Może w koćnu uda mi się stwierdzić, czy jestem zakochana w Rossie lub Jake'u, ale jak na razie to tego niestety nie wiem. Może z czasem wyjaśnienie samo przyjdzie. No przynjmniej mam taką nadzieję.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Jak wam podoba się rozdział? Myślę, że nie jest taki zły, ale nie jest taki jaki chciałam. Skopałam scenę Raury. Wyszła mi inaczej niż w mojej wyobraźni. No trudno jakoś to przeboleję. Podobał wam się choć trochę ten fragment? Jak myślicie Laura zgodzi się zostać dziewczyną Jake'a? Na wyjaśnienie musicie poczekać do następnego rozdziału.
Do napisania!!!
Liczę na komentarze!
~Los Angeles, 18.07.2015r.~
★Laura★
Obudziłam się. Przewróciłam z boku na plecy i przeciągnęłam się lekko. Sięgnęłam ręką na szafkę nocną i wzięłam z niej telefon, który włączyłam w celu obeznania się z godziną. 10:04, czyli moja normalna pora wstawiania. Jak zawsze wczoraj poszłam spać przed jedenastą, bo zagadałam się z Rossem. Na jego myśl na usta wpłynął mi uśmiech. Cieszę się, że on jest moim przyjacielem. Po prostu cieszę się, że go mam. Przyjaźń to piękne uczucie. Westchnęłam. Okay pora wstawać. Niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym spuściłam nogi na miękki dywan, który był obok mojego łóżka. Wstałam z materaca i poszłam do garderoby. W co by się tu ubrać? Po chwili zastanowienia wybrałam prostą, miętową sukienkę z kokardą w pasie. Ej zaraz, zaraz dzisiaj jest ta impreza, a ja nie mam co na siebie założyć. Co z tego, że mam całą garderobę obładowaną ciuchami, ale nie mam w co się ubrać! Zaczęłam przeglądać moje sukienki. Wszystkie już gdzieś miałam. Może wybiorę się na zakupy? Z Vanessą? O i z Rydel? Tak, to jest dobry pomysł. Spędzimy sobie dzień na shoppingu. Z wybraną sukienką udałam się do łazienki. Wykonałam wszystkie poranne czynności, po czym wyszłam z mojego pokoju, aby pójść do Vanessy. Stanęłam pod jej drzwiami i zapukałam. Usłyszałam ciche ,,proszę", więc weszłam. Zobaczyłam moją siostrę siedzącą na łóżku. Od razu zauważyłam, że dopiero, co się obudziła. Jej wzrok jeszcze był senny, a włosy żyły swoim życiem.
- Hej. - odezwałam się wesoło.
- Hej Lau. Co taka wesoła jesteś?
- A nie wiem jakoś tak. - wzruszyłam ramionami. - A ty dopiero wstałaś?
- No tak. - odpowiedziała i ziewnęła.
- Wiesz może w co się ubierasz na dzisiejszą imprezę?
- Wczoraj przeglądałam wszystkie moje sukienki i stwierdziłam, że nie mam w co się ubrać.
- Czyli, że masz ten sam problem, co ja. Może wybrałybyśmy się na galerię? Weźmiemy też Rydel. Co ty na to? - To jest dobry pomysł. Delly napewno się zgodzi.
- Tak i to całą pewnością. Przyda jej się chwila spokoju od chłopaków.
- To ty do niej zadzwoń, a ja w tym czasie się ubiorę i ogarnę moje piękne włosy.
- Masz na myśli tą szopę? - zaśmiałam się.
- Czy możesz nic nie mówić na temat moich włosów? Doskonale wiem, jak one wyglądają rano.
- Okay to ty męcz się z nimi, a ja idę do siebie.
- Okay. - odparła Van, a ja wyszłam z jej pokoju, po czym udałam się do swojego. Usiadłam na łóżku, wzięłam telefon do ręki, wybrałam numer do Delly i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam go do ucha. Chwilę czekałam.
- Hej Laura. - usłyszałam głos Ellingtona.
- Hej Ell. Jest może Rydel?
- Na chwilę obecną to Rydel jest zajęta, bo goni Rocky'ego. - odpowiedział. Usłyszałam jakieś krzyki.
- Co on zrobił?
- Narysował jej na twarzy wąsy czarnym, niezmywalnym markerem wąsy no i Rydel się wściekła i zaczęła go gonić z patelnią. Biegają tak już dobre 15 minut. O teraz właśnie nadbiegają. Posłuchaj ich. - powiedział.
- Zabije cię za to Rocky! Uduszę, poćwiartuję i zakopię! - usłyszałam krzyki Rydel.
- Ciesz się, że nie narysowałam ci na przykład karnego. - odpowiedział Rocky.
- Jakbyś tylko spróbował to gorzko byś tego pożałował. - odparła blondynka i po chwili rozległ się głośny metaliczny odgłos udrzenia w coś lub kogoś.
- Ell, co się tam stało? - spytałam.
- Rocky został znokautowany patelnią przez Rydel, jak w ,,Zaplątanych" normalnie. Nie sądziłem, że to takie skuteczne, a jednak tak, bo leży plackiem na podłodze.
- Dasz mi Rydel do telefonu, skoro już nie jest zajęta?
- Okay. - odparł. - Rydel, Laura do ciebie dzwoni. - powiedział.
- Czemu nie mówiłeś mi od razu?
- Bo byłaś zajęta.
- Hej Lau. - powiedziała Rydel trochę zdyszanym głosem.
- Hej Delly. Co tam w was się dzieje, że jest tak głośno?
- Lepiej nie pytaj.
- I tak już się dowiedziałam od Ell'a. Jak tam Rocky? Dalej jest nieprzytomny po tym jak to uderzyłaś patelnią? - spytałam, a na moje usta wkradł się uśmiech. Zdecydowanie ta sytuacja mnie bawi.
- Tak, ale nieźle dostał. Szkoda, że tego nie widziałaś. Poleciał normalnie jak drzewo.
- Ciekawe, kiedy się ocknie.
- Nie mam pojęcia. Jak na razie to chłopaki tylko nad nim stoją, ale jak nie otworzy oczu to podejmiemy jakieś środki.
- Najlepiej to wodą go oblejcie.
- Też o tym myślałam, ale zamierzam mu się odwdzięczyć tym samym. - powiedziała. Domyślam się, że teraz się uśmiecha.
- Też mu coś narysujesz na twarzy?
- Tak, ale jeszcze nie wiem, co. Wymyślę coś.
- Z pewnością. Tak w ogóle to nie dzwonię do ciebie bez przyczyny. Ja i Van idziemy na galerię kupić sukienkę na dzisiaj. Może chciałabyś iść z nami? Od razu zrobimy sobie mały shopping.
- Bardzo chętnie. Już mam dość chłopaków, a dopiero jest rano.
- Trochę się odprężysz z nami.
- Tak. Chwila relaksu mi się przyda. To może przyjdźcie najpierw do nas, bo ja jeszcze muszę zmyć marker z twarzy, co raczej nie potrwa krótko.
- Okay. Zresztą od was jest bliżej do galerii. Będziemy za jakiąś godzinę. Może szybciej.
- Dobra. Muszę już kończyć, no Rocky zaczyna otwierać oczy.
- Czyli, że nie dostał tak mocno. Nie wypełnisz swojej zemsty.
- Ja jeszcze coś wymyślę. Okay do zobaczenia.
- Pa Rydel. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Zaśmiałam się cicho. U nich to ciągle się coś dzieje. Nigdy nie jest nudno. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. - odezwałam się. W wejściu pojawiła się Vanessa.
- I co Rydel dołączy do nas? - spytała.
- Tak. U nich już się działo i ma dość chłopaków, a szczególnie to Rocky'ego. - uśmiechnęłam się.
- Co oni znów zmalowali?
- Rocky narysował Rydel czarnym, niezmywalnym markerem wąsy, gdy spała. Ona się wkurzyła i zaczęła go gonić z patelnią, a na końcu uderzyła nią jego, a on upadł nieprzytomny na podłogę.
- Nie no patelnia to najlepsza broń. Nie sądziłam, że aż taka skuteczna. - zaśmiała się.
- U nich to nigdy nie jest nudno.
- Zdecydowanie nie. - przytaknęła. - Idziemy na śniadanie? Chyba z pustym brzuchem nie pójdziemy na zakupy?
- No pewnie, że nie. Jestem głodna. - odpowiedziałam. Zeszłyśmy na dół do kuchni. Zjadłyśmy naleśniki przyrządzone przez Natalie i wyszłyśmy z domu. Postanowiłyśmy dojść na nogach do Lynchów. Droga minęła nam bardzo szybko. Po 15 minutach stanęłyśmy pod ich budynkiem. Zadzwoniłam dzwonkiem. Po chwili otworzył nam Riker.
- Cześć dziewczyny. - uśmiechnął się.
- Hej. - odpowiedziałyśmy mu tym samym.
- Wchodźcie do środka. - odparł, a my tak zrobiłyśmy. - Rydel jeszcze się szykuje. Dopiero, co udało jej się zmyć wąsy. Szkoda, że nie widziałyście wyrazu jej twarzy, gdy to zobaczyła. Każdy chyba by się uśmiał.
- Może tak. - powiedziała Vanessa. Poszłyśmy do salonu, w którym byli chłopcy. Rocky trzymał na czubku głowy jakieś zawiniątko. Pewnie był w nim lód.
- Hej wam. - przywitałyśmy się.
- Hej. - odpali.
- Siadajcie. - odezwał się Ross i trochę przesunął się na kanapie, robiąc nam miejsce. Usiadłam obok niego.
- Jak tam głowa Rocky? - spytałam.
- Nawet nie wiesz jak to boli dostać patelnią. - jęknął.
- Współczuję ci, ale wiesz, że Rydel i tak się jeszce na tobie zemści.
- Niestety to wiem. Jednak nie żałuję, że to zrobiłem, bo jej mina była nie do opisania.
- Tak naprawdę to my wszyscy spiskowaliśmy, ale ja wykonałem całą robotę. Ell nagrywał, ale nie widać za dobrze, jak to robię, bo było ciemno. Za to jej mina jest uwieczniona na filmiku. Nic jej nie mówcie, że wszyscy to wymyśliliśmy, okay?
- Okay. - przytaknęłyśmy.
- Chcecie może zobaczyć nasze dzieło? - spytał Ellington, a my się zgodziłyśmy. Włączył filmik i podał nam telefon. Szczerze powiedziawszy to nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy zobaczyłam wyraz twarzy Rydel. Przechodził od zdziwienia, a następnie we wściekłość. Na końcu tylko krzyknęła Rocky! i wybiegła z pokoju.
- Muszę przyznać, że jej początkowa mina wyglądała komicznie i te czarne, grube wąsy. - zaśmiała się Vanessa.
- Dzieło godne Leonarda da Vinci. - powiedział Rocky, po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Nagle w wejściu do salonu pojawiła się Rydel i natychmiast ucichliśmy.
- Hej dziewczyny. - odezwała się blondynka.
- Hej Rydel.
- Z czego się śmialiście? Dlaczego tak nagle ucichliście? - spytała, a my tylko wysyłaliśmy sobie znaczące spojrzenia.
- Z niczego takiego. Ot taki wybuch śmiechu. - odezwał się Ross.
- Okay, załóżmy, że wam wierzę. To co dziewczny idziemy po wasze kreacje na dzisiejszą imprezę?
- Tak. - odparłyśmy i wstałyśmy z kanapy. Poszłyśmy na korytarz i wyszłyśmy z domu. Obrałyśmy kierunek na galerię.
- Przyznajcie się, z czego się śmialiście? - spytała Rydel, a ja i Van spjrzałyśmy na siebie.
- Z tego, co się działo u was rano. - odpowiedziała moja siostra.
- Aha, tak myślałam.
- I co wymyśliłaś karę dla Rocky'ego? - zapytałam.
- Jeszcze nie, ale coś wykąbnuję. - uśmiechnęła się. - A tak w ogóle to macie jakieś określone wyglądy sukienek, jakie chcecie, czy nie?
- Nie. Jaka mi się spodoba to taką wezmę. - odparłam.
- Też nie mam określpnego kroju. Chciałabym jakąś w niebieskim kolorze. - powiedziała Vanessa.
- Ciekawe dlaczego? - zaśmiałam się.
- Laura nie zaczynaj znów tego tematu. Po prostu lubię ten kolor, a Riker nie ma z tym nic wspólnego. Zresztą jego tam nie będzie, ale Brayan tak. - westchnęła.
- Pogadasz z nim? - spytała Rydel.
- Nie wiem, ale jak na razie to nie mam na to ochoty. Nie chcę, żeby mnie bardziej zranił.
- Nie tylko tobie chłopak wyznał uczucia. Chociaż ja jestem w innej sytuacji niż ty, bo nadal przyjaźnię się z Jake'iem. Wiesz myślę, że powinnaś z nim pogadać, gdy on tego będzie chciał. - powiedziałam.
- Nie wiem, czy chcę wiedzieć, co będzie chciał mi przekazać. Skoro tak szybko przekreślił naszą przyjaźń to nie muszę się starać, żeby ją naprawić.
- Na starego przyjaciela zawsze znajdzie się nowy, a może nawet lepszy. - odezwała się Rydel.
- Kogo masz dokładnie na myśli?
- Na przykład Rikera. Dobrze przecież się dogadujecie. Od niego wiem, że cię lubi, więc to z nim możesz zacząć przyjaźń.
- W sumie to przy Rikererze dobrze się czuję. Lubię go. Chyba mogłabym się z nim bardziej zżyć.
- To nie jest takie trudne. Wystarczy zaufanie i przyjaźń się rozwija. - powiedziałam.
- Widzę, że bardzo wam zależy, żeby mnie z nim połączyć. - uśmiechnęła się Van.
- Nie musicie od razu być parą. Wystarczy, że będziecie ze sobą blisko. - odparła Rydel.
- Tak jak Laura i Ross?
- To jest już trochę bliżej. - uśmiechnęła się blondynka.
- Aha, czyli teraz zbaczacie na nasz temat? Nie chcę już tego słuchać, bo odpowiedź nadal mam taką samą. - odpowiedziałam.
- Ty jak się uperzesz to już nie pozwolisz niczego sobie wytłumaczyć. Boisz się własnych uczuć? - spytała Vanessa.
- Ja się wcale nie boję moich uczuć. Dobrze wiem, co myślę o Rossie.
- Tak, my to wiemy, ale chyba ty sama siebie oszukujesz. Oboje to robicie. - odparła Rydel.
- Dziewczyny skończcie już ten temat. Ja i Ross jesteśmy tylko przyjaciółmi i nic więcej.
- Może w końcu zrozumiesz, o co nam chodzi. - westchnęła moja siostra. Później rozmawiałyśmy już o innych rzeczach. W końcu po 5 minutach doszłyśmy na galerię. Chodziłyśmy po wielu sklepach w poszukiwaniu idelanej sukienki. Rydel oczywiście nam doradzała. Chociaż prawie w ogóle nam nie pomagała, bo prawie cały czas mówiła, że wyglądamy świetnie, co wcale nie ułatwiało nam wyboru. W końcu Vanessa wybrała niebieską sukienkę bez ramiączek, z dopasowną górą i rozkloszowanym, tiulowym dołem. Ja jednak nadal nie umiałam znaleźć odpowiedniej. Gdy przechodziłyśmy koło jednej wystawy mój wzrok przykuła piękna sukienka. Była podobnego kroju, co Vanessy, ale w kolorze czerwonym, czyli moim ulubionym. Od razu mi się spodobała. Weszłyśmy do sklepu i od razu przymierzyłam ją.
- Jak wyglądam? - spytałam, wychodząc z przebieralni.
- Pięknie. - odpowiedziała Van.
- Ta sukienka pasuje do ciebie idelalnie. Weź ją. - odparła Rydel. Przeglądałam się w lustrze.
- Okay, kupuję ją. - powiedziałam zdecydowanym głosem. Poszłyśmy do kasy i zapłaciłam za moją kreację.
- Skoro już znalazłyście swoje sukienki to teraz możemy zacząć shopping. - odparła blondynka. Chodziłyśmy chyba z trzy godziny po sklepach z ubraniami i butami. Nakupiłyśmy mnóstwo rzeczy. W końcu poszłyśmy do kawiarni, żeby trochę odpocząć. Zamówiłyśmy sobie kawałek tiramisu i dużą porcję lodów z mnóstwem dodatków. A co. Jak szaleć to szaleć. Nie miałyśmy siły, żeby iść do domu na nogach, więc zamówiłyśmy taksówkę. Szybko dojechałyśmy pod budynek Lynchów.
- To pa Delly. - powiedziałałyśmy ja i Van.
- Pa dziewczyny. Przyjemnie spędziłam z wami czas. Chyba częściej musimy wychodzić na zakupy.
- Ja jestem za. - odparła Van, a ja przytaknęłam. Rydel wysiadła z samochodu, a mu odjechałyśmy do swojego domu. Zapłaciłyśmy kierowcy i wyszłyśmy z taksówki. Weszłyśmy do domu, w którym panowało małe zamieszanie, bo rodzicie przygotowywali imprezę. Akurat byli w salonie.
- Cześć. - odezwałyśmy się.
- Widzę, że byłyście na zakupach. - powiedziała mama.
- Tak, musiałyśmy kupić sukienkę na dzisiaj, a reszta urań sama jakoś tak wyszła. - odparła Vanessa.
- Shopping zdecyeowanie macie po mnie. - zaśmiała się.
- Zanieście te rzeczy do swoich pokoi, a później pomóżcie nam szykować dom. - odezwał się tata, a my przytaknęłyśmy. Udałyśmy się na górę, a następnie do swoich sypialń. Poukładam kupione ubrania na półkach od razu. Zresztą później nie będę miała czasu. Nawet szybko się z tym uporałam. Po tym poszłam na dół.
~*~
O 17:00...
Właśnie kończę się szykować na imprezę. Jestem już ubrana w sukienkę oraz uczesana. Jak zawsze postawiłam na rozpuszczone i lekko podkręcone włosy. Teraz dokańczam makijaż, ale nie nakładam go zbyt dużo. Tusz do rzęs, podkład, różowy błyszczyk i powieki pomalowane na srebrny, lekko błyszczący kolor. Popsikałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i byłam gotowa. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, co oznacza, że goście zaczynają zaczynają się schodzić. Wyszłam z łazienki. Podeszłam do drzwi balkonowych i otworzyłam je, ale przymknęłam. Tak na wszelki wypadek niech będą otwarte, gdyby Ross do mnie przyszedł, a impreza jeszcze trwała. Będzie dużo ludzi, więc chyba nie będzie się narażał, bo może ktoś go zobaczyć. Chociaż Ross jest nieprzewidywalny i nigdy nie wiadomo, co zrobi. Okay koniec tego rozmyślania, pora iść do gości. Zgasiłam światło i wyszłam z pokoju, po czym udałam się na dół. Zauważyłam, że rodzice witają już kogoś. Stanęłam obok Vanessy, która była przy stole z jedzeniem. Wyglądała na trochę poddenerwowaną. Zresztą nie dziwię się jej, bo przecież Brayan przyjdzie, a zerwał z nią przyjaźń.
- Czemu jesteś taka spięta? - spytałam, lekko nachylając się do niej.
- Aż tak to widać?
- Ja cię dobrze znam, więc wiem, jak się zachowujesz w danej sytuacji. Aż tak się boisz spotkać z Brayanem?
- Tak, ale chyba z nim nie będę rozmawiała. Skoro on tak szybko przekreślił naszą przyjaźń, to ja nie będę się starać, aby ją ratować. Co jeśli teraz znowu będzie chciał, żeby było tak jak kiedyś, a na przykład jutro już się rozmyśli i znowu zrobi to samo? Nie chcę, żeby co rusz sprawiał mi przykrość.
- Może masz rację. Zobaczymy jak się będzie zachowywał. - odparłam, po czym ucichłyśmy, bo rodzice podeszli z nami z jakąś parą w średnim wieku.
- Dzień dobry. - odezwałyśmy się.
- Dzień dobry. Nie spodziewałam się, że będziecie takie piękne. Widać, że urodę macie po mamie. - powiedziała kobieta. Uśmiechnęłam się lekko. Nie lubię takich sytuacji, bo nie wiem za bardzo jak mam się zachować. Chociaż już wiele razy mówiono nam takie rzeczy.
- Dziękujemy. - odparłyśmy.
- Takie córki do dla nas wielki skarb. - odezwała się mama.
- Z pewnością. - przytaknął mężczyzna, po czym razem z żoną odeszli od nas. Zaraz znów usłyszałam dzwonek do drzwi, więc rodzice poszli do drzwi. Witanie gości zajęło jakieś 15 minut i razem z Vanessą nasłuchałyśmy się wiele podobnych komplementów. W końcu mogłyśmy odetchnąć z ulgą. Brayan z rodzicami przyszli jako trzeci. On nie podszedł do Van, ale spojrzał na nią ze smutkiem. Moja siostra też posmutniała. Ten wieczór chyba nie będzie należał do jej udanych. Współczuję jej takiej sytuacji. Ostatni przybyli Johnsonowie. Jake, gdy tylko mnie zobaczył, od razu podszedł do mnie. Vanessa zostawiła nas samych.
- Hej Lau. - uśmiechnął się.
- Hej Jake. - odpowiedziałam i odwzajemniałam jego gest.
- Pięknie wyglądasz. - odparł, a ja poczułam, że moje policzki lekko się zaczerwieniły.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Co tam i ciebie słychać? - spytałam.
- Dobrze, bo jesteś tu ze mną. - powiedział, a na jego ustach zgościł uśmiech. Chciałam coś odpowiedzieć, ale tata zastukał dwa razy w kieliszek, na co wszyscy umilki.
- Proszę wszystkich o uwagę. - powiedział głośniejszym tonem, aby każdy go usłyszał. - Zebraliśmy się tutaj, aby uczcić 50-lecie istnienia mojej firmy architektonicznej. Jak chyba wiecie założył ją mój dziadek, ale niestety szybko zmarł, więc odziedziczył ją mój ojciec. Teraz po jego odejściu przyszła kolej na mnie. Cieszę się, że przypadł mi ten zaszczyt, aby uczcić taką rocznicę. Mam nadzieję, że firma będzie rozwijała się tak jak dotychczas lub coraz lepiej. Jednak to również dzięki wam ona działa. Myślę, że jeszcze długo będziemy ze sobą pracować. - mówił wolno, wyraźnie i z dumą w głosie.
- A teraz zapraszamy do stołu na kolację. - odezwała się mama. Udaliśmy się do jadalni. Usiadłam obok Jake'a, a Vanessa koło mnie. Poszukałam Brayana. Siedział cztery miejsaca od jej strony. Zauważyłam, że czasami na nią zerka, ale ona patrzy się w stół. Szkoda mi jej. Chciałabym z nią być, ale Jake cały czas mnie nie opuszcza, a ona pewnie nie chce nam przeszkadzać.
- Smacznego. - powiedział tata i wszycy zaczęli jeść. Nabrałam na łyżkę trochę zupy. Była przepyszna. Wiadomo kuchnia Natalie jest bardzo dobra. Później na stół podano ravioli, a na końcu deser. Tiramisu. Do tego oczywiście lampka wina. Nie lubię za bardzo alkoholu, ale okazjonalnie mogę wypić trochę. Po posiłku każdy udał się do salonu. Leciała wolna muzyka, która dodawała nastroju. Dorośli podzielili się na grupki i rozmawiali. Co ja mam teraz robić?
- To co robimy? - spytał Jake.
- Nie wiem. Nie lubię takich przyjęć.
- Też nie, ale musiałem przyjść. Zresztą cieszyłem się, że cię zobaczę. Tylko dlatego głównie tutaj przyszedłem.
- Też się cieszyłam, że ty będziesz. Przynajmniej mam jakieś towarzystwo, a tak to pewnie siedziałabym z Vanessą z dala od tych ludzi.
- Czemu ona jest taka smutna?
- Nie mogę ci tego powiedzieć. To są jej sprawy nie poruszajmy ich.
- Okay. - przytaknął.
- Może pójdziemy do altanki, bo tutaj przy tych ludzich źle się rozmawia.
- Dobrze. W sumie sam chciałem ci zaproponować, żebyśmy stąd poszli. - odparł. Wyszliśmy na taras, a potem szliśmy dróżką. Światła między rabatami świeciły, co dawało romantyczny nastrój. Wieczorem ogród będzie jeszcze piękniejszy. Doszliśmy do altanki i usiedliśmy na ławce. Od razu pochłonęliśmy w żywej rozmowie. Minuta leciała za minutą. Tak samo godziny. Nim się obejrzałam było już koło dziesiątej. Cały ogród rozświetlały lampy. Był to prześliczny widok.
- Lau? - powiedział niepewnie Jake.
- Tak?
- Długo nad tym myślałem aż w końcu podjąłem decyzję.
- Jaką?
- Już wiem, że nie jesteś mi obojętna. Lau, czy zostaniesz moją dziewczyną? - spytał. Totalnie mnie sparaliżowało. Nie spodziewałam się takiego pytania i to szczególnie w tej chwili. Ja nawet nie wiem, czy do niego coś czuję, a on mnie pyta o taką rzecz. Co ja mam robić? Przecież jak mu odmówię to jeszcze się na mnie obrazi. Zaś z drugiej strony w grę wchodzą moje uczucia. Nie no teraz to na pewno nie dojdę do jakiś większych wniosków. Potrzebuję trochę czasu, aby to wszystko sobie uporządkować.
  - Jake, ja... - zacięłam się. Spojrzał na nie z nadzieją. - Ja... nie wiem. Zaskoczyłeś mnie tym pytaniem. Jak sobie to przemyślę to dam ci znać. - powiedziałam i zobaczyłam smutek w jego oczach.
- Okay, przynajmniej mi nie odmówiłaś, ale tak się czuję.
- Proszę nie obrażaj się na mnie przez to. Nie chciałam cię urazić.
- Wiem, ale nie zrobiłbym tego, bo chcę, żebyś była blisko mnie.
- Ja też. - odparłam. - Wiesz, pójdę na chwilę do mojego pokoju. Wrócę tutaj za chwilę.
- Okay. - przytaknął. Wstałam z ławki i poszłam do domu. Udałam się do swojego pokoju. Zapaliłam światło i zobaczyłam Rossa siedzącego na kanapie, który nagle wstał. W pierwszej chwili przestraszyłam się go, bo nie spodziewałam się jego.
- Przestraszyłeś mnie. - odezwałam się, przykładając rękę do serca.
- Przepraszam, nie chciałem. - powiedział i podszedł do mnie. - Ale zareagowałaś podobnie jak za pierwszym razem.
- No może. Co ty tutaj robisz?
- Jak to co? Przyszedłem cię odwiedzić. - uśmiechnął się.
- Naraziłeś się na niebezpieczeństwo. Przecież ktoś mógł cię zobaczyć. - powiedziałam z wyrzutem.
- Szybko przemknąłem. Nabrałem już dużej wprawy. Zresztą chyba większość osób była na tarasie.
- Ale ja i Jake byliśmy w altance. Jakoś cię nie zobaczyłam.
- No widzisz. Skoro ty mnie nie widziałaś, to inni też nie.
- Ale i tak ryzykowałeś.
- To miłe, że się o mnie martwisz. - uśmiechnął się.
- Martwię się, bo przecież jesteś moim przyjacielem. - odwzajemniłam jego gest.
- Zresztą w razie czego ubrałem się bardziej odświętnie. - powiedział. Dopiero teraz bardziej przyjrzałam się jego strojowi. Był ubrany w białą koszulę oraz czarne dżinsy, a na szyi miał luźno przywiązany czarny krawat.
- No w sumie tak. - przytaknęłam. - Teraz jak się świeci światło to ktoś może nas zobaczyć. Byłoby źle gdyby moi rodzice dowiedzieli się, że do mnie przychodzisz w nocy. Może zabronili by nam się spotykać, a nie chcę tego.
- Ja też. - westchnął. - Może zatańczymy?
- Co?
- Chcesz ze mną zatańczyć? Wolna muzyka leci, więc czemu nie. Zresztą jeszcze nigdy ze sobą nie tańczyliśmy i trzeba nadrobić zaległości.
- Ktoś może nas zobaczyć Ross. Nie chcę ryzykować.
- Raz możemy zaryzykować. Zresztą co ci szkodzi? - uśmiechnął się.
- No nie wiem. - odparłam wahając się.
- I just need one last dance with you. - zaśpiewał z uśmiechen na ustach.
- Okay zgadzam się, ale wcale nie musiałeś śpiewać.
- Wiem, ale tak jest oryginalniej. Zresztą wiem, że lubisz tą piosenkę.
- Poczekaj, zrobię jedną rzecz. - odparłam, a on spojrzał na mnie zdziwiony. Podeszłam do włączynika i wyłączyłam światło. - Teraz już nikt nas raczej nie zobaczy. - powiedziałam podchodząc z powrotem do niego. Ross zaśmiał się. Położył mi rękę na talii i przyciągnął mie do siebie. Ja ułożyłam dłoń na jego ramieniu, a palce spletliśmy. Zaczęliśmy się wolno ruszać w rytm muzyki. Muszę przyznać, że podobało mi się to. Jest nawet romantycznie. Poczułam również, że moje serce oblało jakieś dziwne ciepło, którego jeszcze nigdy dotąd nie doznałam. Było to przyjemne. Jednak po chwili przypomniałam sobie o pytaniu Jake'a. Co ja mam z nim zrobić? Nie chcę go zranić. Chociaż teraz jest już smutny. Czy ja jestem gotowa na związek? Skoro umiem żyć z nim w przyjaźni to chyba jako para też sobie poradzę. No to jest łatwe. Pozostaje niestety najważniejsza sprawa. Mianowicie, czy ja coś czuje do Jake'a? Nie mam pojęcia. Jak ma wyglądać niby związek, w którym jedna osoba kocha, a druga nie? Czy czułabym się dobrze w takim związku? Jakie coraz bardziej mi wszystko gmatwa. Z dnia na dzień staje się odważniejszy. Zaczęło się od niedoszłego pocałunku, później przez pocałunek aż do teraz.
- Czemu jesteś taka smutna? - spytał Ross, a ja westchnęłam.
- Myślę o Jake'u.
- Co on znowu zrobił?
- Spytał mnie, czy zostanę jego dziewczyną. - powiedziałam, patrząc mu w oczy. Zauważyłam w nich zdziwienie, ale też smutek?
- A ty co mu odpowiedziałaś?
- Że nie wiem. Powiedziałam jeszcze, że muszę się nad tym zastanowić.
- I teraz o tym myślisz, prawda?
- No tak. - westchnęłam. - Mogłabym się zgodzić, gdybym coś do niego czuła, a tego nie wiem.
- Dobrze powiedziałaś, że musisz się zastanowić. Skoro nie jesteś pewna uczuć do niego to daj sobie trochę czasu na przemyślenia.
- Gdybym się zgodziła to ty nie obraziłbyś się na mnie? - spytałam, patrząc mu w oczy.
- Nie. Ja chcę, żebyś była po prostu szczęśliwa. To ty zdecyduj. Zresztą jestem twoim przyjacielem, więc będę przy tobie. - powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. Wiedziałam, że mówi prawdę.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się. Bardziej przybliżyłam się do Rossa tak, że stykaliśmy się klatkami, a ja wtuliłam się w jego tors. Zapadła pomiędzy nami cisza. Wsłuchałam się w bicie jego serca. Był to bardzo przyjemny dźwięk. Uspokajał mnie. Ta chwila mogłaby trwać dłużej, a wiem, że się skończy. W ramionach Rossa czuję się zupełnie bezpiecznie. Wiem, że przy nim mi nic nie grozi. Całkowicie mu ufam. Jednak zaraz wyłączyłam swoje myśli i całkowicie oddałam się tej chwili. Tańczyliśmy wolno z jakieś pare minut.
- Mówiłaś, że boisz się, że ktoś na zobaczy. Teraz już się nie?
- Nadal mi nie przeszło, ale wiesz chyba będę musiła już iść, bo powiedziałam Jake'owi, że wrócę za chwilę, a trochę już czasu minęło. Jednak nie chcę przerywać tańca z tobą, bo jest mi tak przyjemnie.
- Tak, ja też, ale skoro już musisz iść, to idź.
- Może siedź u mnie w pokoju aż skończy się impreza? Boję się, że ktoś cię zobaczy.
- Jakoś się z tąd wyślizgnę. Mam już trochę wprawy.
- Okay, skoro tak chcesz.
- Wyjdę, jak już pójdziesz. Nie bądźcie z Jake'iem w altance, bo jeszcze mnie zobaczy.
- Dobrze, to pa Ross.
- Pa Lau. - odpowiedział, po czym odsunął się ode mnie. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, ale w progu zatrzymałam się. Odwróciłam się i uśmiechnęłam się do niego, a Ross odwzajemnił mój gest. Zamknęłam drzwi. Zeszłam na dół. Zauważyłam, że Jake rozmawia z Brayanem. Rozejrzałam się po salonie w poszukiwaniu Vanessy, ale nie było jej. Może jest w pokoju, albo w ogrodzie. Pewnie unika Brayana. Na jej miejscu chyba postąpiłabym tak samo. Chociaż przyjaźń z Rossem, albo Jake'iem, ratowałabym. Nie chcę, żeby któryś z nich się ode mnie odwrócił, ale tak się może stać, gdy z którymś się zwiążę. Jake już wykonał pierwszy krok w tą stronę. Zgodzić się? Nawet jeśli tak, to Jake pozwoli mi się spotykać z Rossem? Jeśli by mi tego zabronił to sprzeciwiłabym się temu. Nie mogłabym przestać widywać się z Rossem, bo przecież to jest mój przyjaciel. Nie wiem, czy mam się zgodzić. Jak w ogóle będzie wyglądał ten związek skoro ja chyba go nie kocham? Byłoby nam dobrze? Och Jake, dlaczego zapytałeś mnie o to akurat dzisiaj? Teraz to już wszystko mi się pokąplikowało. Jednak nie chcę go stracić, gdybym mu odmówiła. No trudno jakoś sobie poradzę. Wiedziałam, że w końcu będę musiała wybrać jednego z nich jako chłopaka. Czyli, że będzie to Jake? Ross przecież nie zapytał mnie o to, ani nie powiedział, że coś do mne czuje. Może tak jest lepiej? Przecież gdyby oboje coś do mnie czuli to byłoby mi jeszcze trudniej wybrać. Ross chyba nic do mnie nic czuje. Ale, czy ja jestem w nim może zakochana? Nie, chyba nie. Nie wiem. Naprawdę ja jestem taka głupia, skoro nie umiem dojść do tego, czy kogoś kocham? Nie mam doświadczena w takich sprawach. Dziewczyny w moim wieku pewnie miały już kilku chłopaków i przeżyły zerwania, a ja nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Ja chyba po prostu za dużo rozmyślam. Ale to nie jest nic złego, bo wolę wszystko przynajmniej odrobinę przemyśleć niż wcale. Taka już jestem i tego nie zminię. Może w koćnu uda mi się stwierdzić, czy jestem zakochana w Rossie lub Jake'u, ale jak na razie to tego niestety nie wiem. Może z czasem wyjaśnienie samo przyjdzie. No przynjmniej mam taką nadzieję.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Jak wam podoba się rozdział? Myślę, że nie jest taki zły, ale nie jest taki jaki chciałam. Skopałam scenę Raury. Wyszła mi inaczej niż w mojej wyobraźni. No trudno jakoś to przeboleję. Podobał wam się choć trochę ten fragment? Jak myślicie Laura zgodzi się zostać dziewczyną Jake'a? Na wyjaśnienie musicie poczekać do następnego rozdziału.
Do napisania!!!
Liczę na komentarze!
Subskrybuj:
Posty (Atom)