~Los Angeles, 22.08.2015 r.~
★Ross★
Otworzyłem powoli oczy, ale niewiele zobaczyłem, bo widziałem tylko ciemność. Usłyszałem szum oceanu i zorientowałem się, że leżę na piasku. W tylnej części głowy czułem tępe pulsowanie. Nagle mój mózg całkowicie oprzytomniał i zdałem sobie sprawę z tego, co się tu stało. Randka, uderzenie w tył głowy, Laura trzymana przez Josha i ciemność. Tylko tyle pamiętam, ale tyle mi wystarcza, żeby dotarło do mnie, co się wydarzyło. Romwellowie jakoś uciekli z więzienia, a Laura została przez nich porwana. Tylko skąd oni dowiedzieli się, gdzie my jesteśmy? Kiedy uciekli? Po co uprowadzili Laurę i gdzie ją wywieźli? Jasna cholera! Jak to się mogło stać? Dlaczego ten koszmar znów się powtarza? Co jeśli tym razem jest już zapóźno i Laura nie żyje? Nie.
Znów poczułem strach o Laurę. Co ja mogę teraz zrobić? Przecież nawet nie wiem, gdzie ona jest ani w jakim celu ją porwali. Chociaż mogę się domyślić tego drugiego. Chcieli się zemścić na mnie i to zrobili. Wątpię też, żeby ukryli ją w bazie lub w starym tartaku. Ja muszę ją uratować! Laura musi być bezpieczna. Nawet nie chcę myśleć, co oni mogą z nią tym razem zrobić. Za długo już tu siedzę, tylko tracę czas. Muszę powiedzieć o porwnaniu jej rodzicom. Mojemu rodzeństwo na razie nic zdradzę. Zaraz, zaraz, która właściwie jest godzina? Dotknąłem kieszeni spodni i wyczułem w prawej telefon, więc mi go nie zabrali. Wyciągnąłem go i włączyłem. Na ekranie zobaczyłem godzinę 2:12. No to długo tu leżę. Chyba tak z trzy godziny. Zauważyłem też, że mam siedem nieodebranych połączeń. Trzy od Rydel i po jednym od Rikera, Rocky'ego, Ellingtona oraz od mamy Laury. No to chyba wszyscy się o nas niepokoją. Muszę iść do rodziców Laury. Lepiej od razu im to powiem.
Wstałem z piasku i zacząłem biec. Po drodze kilka razy chwilę odpoczywałem, ale zaraz znów ruszałem biegiem przed siebie. Do posiadłości Marano dotarłem w 15 minut. Zadzwoniłem dzwonkiem do bramy. Czekałem parę minut aż usłyszałem zaspany głos pani Ellen:
- Kto tam? - spytała.
- To ja, Ross - odpowiedziałem.
- Nareszcie, wchodźcie - odparła, a w jej głosie usłyszałem ulgę.
Po chwili drzwiczki się otworzyły. Gdy przeszedłem przez bramę poczułem strach, bo przecież nie przynoszę jej dobrych wieści. Nie chcę znów wiedzieć rodziców Laury pełnych obawy. Nie chcę znów przez to wszystko przechodzić od nowa. Nie chcę, żeby Laurze coś się stało. Moje serce ścisnęło się i przeszył je ból. Jeśli... jeśli tym razem Laura nie wyjdzie z tego cało, to nie wiem jak się po tym pozbieram.
Westchnąłem ciężko.
- Ross, gdzie jest Laura? - Usłyszałem głos pani Ellen.
Zorientowałem się, że stoję w wejściu z głową skierowaną w dół, a w drzwiach stoi mama Laury i patrzy na mnie z niepokojem.
- Laura... ona... oni... - z moich ust wydostały się tylko szczępki tego, co chciałem powiedzieć. Po prostu przez ten natłok strachu nie potrafiłem nic z siebie wydusić.
Do oczu napłynęły mi łzy. Z każdą sekundą uświadamiam sobie, co się stało i nie mogę tego pojąć. Wszystko mnie przerosło. Nagle przed oczami zobaczyłem mroczki, a w uszach zaczęło mi dzwonić. Po chwili straciłem świadomość.
Otworzyłem oczy i zaraz je zamknąłem przez jasne światło. Po chwili znów rozwarłem powieki i zobaczyłem pochylającą się nade mną panią Ellen, która przyciskała mi do czoła zimny okład. W głowie znów czułem pulsujący ból. Chyba mocno oberwałem od Romwellów. Po chwili odzyskałem zupełną świadomość i zauważyłem, że w fotelu naprzciewko kanapy, na której leżę, siedzi pan Damiano z poważnym wyrazem twarzy, ale ze strachem w oczach. Głowę opierał na ręce, którą miał ułożoną pod podbródkiem. Wydawał się zamyślony. Jeszcze raz skierowałem wzrok na panią Ellen.
- Co... co się stało? - spytałem trochę ochrypłym głosem.
- Zemdlałeś w wejściu i teraz jesteś w naszym domu - odpowiedziała.
- Ja... muszę coś państwu powiedzieć. To bardzo ważne - powiedziałem poważnym głosem.
- Tak, zdecydowanie - odparł pan Damiano. - Powiedz nam, gdzie jest Laura.
Podparłem się na łokciu i usiadłem na kanapie. Pani Ellen usadowiła się obok mnie. Oboje patrzyli na mnie wyczekująco.
- Opowiem wszystko od początku - zacząłem. - No więc byliśmy na plaży i miło spędzaliśmy czas. Zrobiło się już późno, więc postanowiliśmy wrócić do domów. Gdy szliśmy przez plażę, nagle poczułem, że ktoś odpycha mnie od Laury i uderza czymś w tył głowy. Zanim straciłem przytomność zobaczyłem, że Josh Romwell trzyma Laurę. Nic więcej nie pamiętam - opowiedziałem, to co widziałem.
- To już wyjaśnia dlaczego masz odrobinę rozciętą głowę, ale spokojnie nie jest to duża rana - odezwała się pani Ellen. - Jednak to nie do wiary, że oni uciekli z więzienia - powiedziała z niepokojem.
- Jak oni was znaleźli? - spytał pan Damiano.
- Nie mam pojęcia. Nawet nie wiem, jakim cudem udało im się uciec - odpowiedziałem.
- Mam nadzieję, że tym razem ty nie masz z tym porwaniem nic wspólnego? - Spojrzał na mnie złowrogo.
- Nie, nie mam z tym nic wspólnego - zaprzeczyłem od razu. - Tak samo zadaję sobie dużo pytań, co państwo i martwię się o Laurę.
- Nawet nie chcę myśleć, co oni mogą jej tym razem zrobić - odezwała się płaczliwie pani Ellen. - Domyślasz się, gdzie oni mogą ją ukrywać?
- Nie wiem, ale mogę pójść do ich bazy i do tartaku, chociaż wątpię, żeby tam byli. Tym razem policja musi zająć się tą sprawą.
- Tak, koniecznie trzeba im zgłosić porwanie. Jednak raczej nie pracują o tej godzinie, więc trzeba to zostawić na rano - powiedział pan Damiano.
- A nie dostali państwo żadnego telefonu od Romwellów? - spytałem.
- Nie, nie dzwonił żaden nieznany numer - odpowiedziała pani Ellen.
- Może i tym razem będą chcieli okupu. Trzeba czekać na jakiś znak od nich.
- Tak, ale teraz musimy położyć się spać. Jutro czeka nas ciężki dzień. Musimy być wypoczęci - powiedział pan Damiano.
- Ross, jak chcesz, to możesz zostać tutaj. Przyszykuję dla ciebie pokój gościnny - odparła pani Ellen.
- Dziękuję, ale nie trzeba. Muszę wrócić do domu, bo mogą się o mnie niepokoić.
- Już nie czujesz się słabo? Głowa już cię nie boli? Opatrzyłam małe rozcięcie.
- Dziękuję, pani. Już czuję się lepiej. Dam radę dojść do domu.
- Skoro tak to nie będziemy cię zatrzymywać. Jutro przyjdź tutaj, bo przecież jesteś świadkiem i twoje zeznania przydadzą się policji - odezwał się pan Damiano.
- Dobrze, przyjdę rano - odparłem, po czym wstałem z kanapy. - To do widzenia, państwu.
- Do widzenia - odpowiedzieli, a ja poszedłem do wyjścia i opuściłem dom Marano.
Szedłem z opuszczoną głową. Nie musiałem przecież na nic uważać na chodniku, bo nikogo nie było. Czasami tylko przejeżdżał jakiś samochód. Panowała cisza.
Nie mogę uwierzyć, że ten koszmar się powtarza. Sądziłem, że jesteśmy już bezpieczni, że już po wszystkim i najgorsze się skończyło. Wygląda to tak, jakby ktoś nacisnął replay. Gdybym mógł cofnąć czas. Już po moim przypadkowym spotkaniu z Romwellami powinienem pójść na policję. Dlaczego ja wtedy tego nie zrobiłem? Zamiast tego wolałem słuchać ich rozkazów. Jednak robiłem to, aby chronić moją rodzinę. Ale dlaczego nawet, jak już dla nich pracowałem, nie wydałem ich policji? No dlaczego? Gdybym tak zrobił, to nie doszłoby do pierwszego porwania Laury, a tym bardziej do drugiego. Jakim ja byłem idiotą. Dałem się wciągnąć w niebezpieczną grę. Przecież mogłem skończyć za kratkami. Dlaczego ja pozwoliłem się w to wszystko wrobić?
Westchnąłem ciężko.
I bez tamtego zadania poznałbym Laurę. Przyszła razem z Rydel do naszego domu. Pewnie i tak bym się z nią zaprzyjaźnił, zakochał, a najważniejsze, że ona nie byłaby ofiarą Romwellów. Ech, gdyby tak było, to uniknęłaby tych dwóch porwań. To, co ją spotkało, to moja wina. Przeze mnie została uprowadzona. Nie rozumiem, dlaczego ona ze mną jest. Przecież ja na nią nie zasługuję przez to, w co ją wpakowałem. Już po pierwszym porwaniu powinna zerwać ze mną kontakt. Zrozumiałbym ją. Jednak nie wiem, jak mógłbym bez niej żyć. Jeszcze nigdy tak mocno nie pokochałem żadnej dziewczyny. Dla jej bezpieczeństwa oddłbym własne życie. Boże, jak ja ją kocham. Nie może jej się nic teraz stać. Jeśli tak będzie to... to nie wiem, co zrobię. Wyrzuty sumienia pożarłyby mnie od środka, bo to wszystko stało się przeze mnie. To tylko moja wina. Przez moją głupotę Laurze grozi niebezpieczeństwo. Ona na prawdę zasługuje na kogoś lepszego ode mnie. Kogoś przy kim byłaby bezpieczna i nie miała doczynienia z bandytami. Nie jestem jej wart. Jeśli ona ocaleje i nie będzie chciała mnie znać, to odejdę od niej, bo beze mnie będzie bezpieczniejsza. Ile ja bym dał, żeby Laura była teraz cała i zdrowa. Ona musi żyć.
Pochłonięty przez moje myśli doszedłem do domu, nim się o tym zorientowałem. Chwyciłem za klamkę i pociągnąłem drzwi, które były otwarte. No to moje rodzeństwo raczej nie śpi. Nie mam ochoty mówić im, co się stało, bo to jeszcze bardziej mnie zdołuje.
Zauważyłem, że świeci się światło w salonie, więc wszedłem do pomieszczenia, a tam zobaczyłem Rydel, która trzymała w ręce kubek i wpatrywała się przed siebie. Na jej twarzy wymalowany był niepokój. Chyba mnie usłyszała, gdy wszedłem, bo odwróciła głowę w moją stronę. Gdy mnie zobaczyła, poderwała się z kanapy i szybko podeszła do mnie.
- Ross, gdzieś ty się podziewał? Wszyscy się o ciebie martwimy. Nie słyszałeś, że do ciebie dzwonimy i to nawet nie raz? - zalała mnie pytaniami.
Ja nic nie odpowiedziałem, tylko westchnąłem ciężko.
- Ross, co ci jest? Dlaczego jesteś smutny? Pokłóciliście się z Laurą? - spytała z troską w głosie.
- Stało się coś o wiele gorszego - odparłem.
- Co takiego? Mi możesz powiedzieć wszystko.
- Rydel, bo wiesz... - zacząłem, ale głos mi się załamał, a o do oczu napłynęło łzy. Nagle poczułem chęć wylać wszystkie moje uczucia na zewnątrz i to nie tylko opowiadając o wszystkim Rydel, ale również płacząc.
- Ross, co się stało? - spytała z niepokojem.
- Bo Laura... ona... Romwellowie ją porwali - powiedziałem zacinając się.
Zobaczyłem, jak oczy Rydel się powiększają ze zdziwienia.
- Co takiego? Jak to się niby stało? Przecież oni siedzą w więzieniu.
- No to najwyraźniej uciekli i jakoś nas znaleźli - odparłem.
- Siadaj i wszystko mi opowiedz - powiedziała, po czym usiedliśmy na kanapie.
- Byłem z Laurą na plaży, a gdy zrobiło się już późno, zaczęliśmy się zbierać do pójścia do domów. Szliśmy przez plażę, a nagle poczułem, że ktoś odpycha mnie od Laury i uderza czymś w tył głowy. Zobaczyłem, że Josh trzyma Laurę, a potem straciłem przytomność. Ocknąłem się po drugiej i dotarło do mnie, co się wydarzyło. Poszedłem do rodziców Laury i odpowiedziałem im o wszystkim, a potem wróciłem do domu - opowiedziałem.
- To nie do wiary, że oni uciekli. Tylko, jak oni was znaleźli?
- Nie mam pojęcia.
- Ale po co im Laura? Znowu mogą chcieć okupu?
- Może tak. Jak na razie jej rodzice nie dostali telefonu od Romwellów.
- Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie. Boję się o nią - powiedziała z niepokojem.
- Ja też i to strasznie. Co jeśli oni tym razem jej coś zrobią? Co jeśli oni ją... - zacząłem, ale Rydel zaraz mi przerwała
- Nawet tak nie myśl. Laura żyje. Musimy być dobrej myśli.
- Chciałbym w to wierzyć - odparłem. - To moja wina, że ją porwali. To przeze mnie może grozić jej niebezpieczeństwo. Nie wiem, dlaczego wcześniej nie wydałem Romwellów policji.
- Ross, teraz nie pora na gdybanie, bo to ci nic nie da. To nie jest twoja wina, że ją porwali. Przecież nic o tym nie wiedziałeś.
- To prawda, ale to przeze mnie pierwszy raz ją uprowadzili. Wtedy to była tylko moja wina - powiedziałem. - Jeśli jej się coś teraz stanie, to sobie tego nie wybaczę. Laura musi przeżyć. Nie potrafię już bez niej żyć - odparłem, a po policzku pociekła mi łza.
Rydel nic już nie powiedziała, ale za to przytuliła mnie. Ona daje mi ogromne wsparcie. Zawsze była moją podporą. To od niej zasięgałem jakiś rad. Rydel zawsze mnie pocieszała. Gdy nasi rodzice zginęli w wypadku, to czasami zastępowała mi mamę. Ona jest bardzo silna i mądra, ale wystarczy, że coś się komuś stanie, to bardzo się martwi. Rydel jest moim wzorem. Kto nie chciałby być takim dobrym, mądrym, troskliwym i opiekuńczym? Taka siostra to skarb. Bardzo ją kocham.
Po paru minutach odsunąłem się od niej.
- Już ci trochę lepiej? - spytała troskliwie.
- Może odrobinkę, ale i tak boję się o Laurę. Przecież nawet nie wiem, gdzie ona może być, bo na pewno jej nie przetrzymują w miejscach, które znam.
- Ale i tak można je sprawdzić. Najlepiej, jak zrobi to policja. Ty może już nie bierz udziału w akcji ratunkowej, bo co jeśli znowu cię postrzelą? Wtedy miałeś szczęście, bo pocisk tylko trochę cię drasnął, ale co jeśli tym razem dostałbyś w serce? - powiedziała, a w jej głosie słychać było niepokój.
- Rydel, jeśli policja pozwoli mi ze sobą działać, to na pewno będę brał udział w akcji ratunkowej - odparłem pewnym głosem.
- To niech tym razem dadzą ci kamizelkę kuloodporną. Wtedy będziesz mógł iść.
- Poproszę ich o nią, jeśli będzie taka potrzeba - odpowiedziałem. - Rydel nie martw się o mnie. To Laurze grozi niebezpieczeństwo i to o nią trzeba się bać.
- Jak ty ją kochasz. Jesteś gotowy oddać za nią życie - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- To prawda. Zrobię wszystko, żeby była bezpieczna.
- No to jutro pewnie czeka cię ciężki dzień, więc idź spać. Przyda ci się dużo sił.
- Wątpię, żebym był w stanie zasnąć.
- Może ci się uda, a teraz idź już na górę.
- Okay, już idę, ale ty też musisz iść spać.
- Ja jeszcze się napiję i zaraz pójdę.
- Okay - odparłem, po czym wstałem z kanapy i poszedłem na górę do sypialni.
~*~
Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Niechętnie sięgnąłem ręką w stronę szafki nocnej i wziąłem przedmiot. Spojrzałem na ekran, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Numer zastrzeżony, czyli dzwonią Romwellowie. Od razu odechciało mi się spać. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i z sercem w gardle przyłożyłam telefon do ucha.
- Witaj, Lynch - powiedział oschłym tonem John.
Natychmiast poczułem przypływ złości. Jak ja ich nienawidzę!
Natychmiast poczułem przypływ złości. Jak ja ich nienawidzę!
- Gdzie jest Laura? - spytałem ze złością.
- Spokojnie, właśnie miałem przejść do tej rzeczy - odparł.
- Mów, gdzie ona jest - warknąłem.
- Nie powiem ci tego. Masz 72 godziny na znalezienie jej, a nawet mniej, bo liczę czas od jej porwania.
- Co z nią chcecie zrobić?
- To już nie twoja sprawa. Pamiętaj masz czas do pojutrze do jedenastej w nocy na znalezienie jej, bo jeśli nie, to już nie zobaczysz swojej przyjaciółeczki - powiedział. - A i jeszcze jedno. Ona wcale nie musi być w Los Angles - odparł, po czym usłyszałem pikanie.
O nie! Nie jest dobrze! Skoro Laury może nie być w Los Angeles, to niby gdzie? Jak ja mam ją znaleźć? Na dodatek mam tylko niecałe 72 godziny. To bardzo mało czasu. Co jeśli nie zdążę? Oni ją zabiją? Nie, muszę choć trochę myśleć pozytywnie. Jednak nic nie zrobię, jeśli nie wyjdę z łóżka.
Szybko wstałem i podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem ubrania. Ubrałem się i zszedłem na dół. W całym domu panowała cisza. W sumie nie mam się, co dziwić, bo jest dopiero przed siódmą. Zjadłem śniadanie i napisałem na karteczce, że wychodzę szukać Laury, po czym przyczepiłem ją magnesem do lodówki. To po to, żeby się o mnie nie martwili. Wyszedłem z domu i wsiadłem do mojego samochodu. Na razie nie pojadę do rodziców Laury. Najpierw sprawdzę, czy Romwellowie nie ukryli jej w bazie i tartaku. Podróż do ich kryjówki zajęła mi 10 minut. Zaprakwałem trochę dalej od budynku, tak na wszelki wypadek, jakby byli w środku. Wysiadłem z auta i po kryjomu poszedłem do ich bazy. Zajrzałem do wszystkich okien na parterze, ale nikogo nie zauważyłem. Lepiej jednak wejść do środka. Znalazłem okno z wybitą szybą, po czym wślizgnąłem się przez nie do wnętrza budynku. Rozejrzałem się dookoła, ale nie zobaczyłem Laury. Przeszukałem kolejne pomieszczenia, ale nie było ani śladu po Laurze lub po Romwellach.
Potem pojechałem za miasto do starego tartaku, w którym ostatnim razem ją przetrzymywali. Od razu przypomniały mi się wszystkie tamte wydarzenia, jednak szybko je wymazałem z myśli. Pokryjomu poszedłem do budynku i udałem się do okna z wybitą szybą, bo wtedy trzymali ją w tym pokoju. Jednak nie zobaczyłem nikogo. Wszedłem do środka i przeszukałem wszystkie pomieszczenia, ale i tu również nikogo nie było.
Czyli moja teoria się sprawdziła. Nie ukrywają jej w miejscach, które ja znałem. W takim razie, gdzie oni ją przetrzymują? John powiedział, że nie musi być w Los Angeles. Ale jak można ją znaleźć w niecałe trzy dni? Przecież ona może być wszędzie. To jak szukanie igły w stogu siana. Na prawdę boję się o nią. Mam nadzieję, że nic jej nie zrobili. Oby znów chcieli okupu i podadzą miejsce, w którym są. Jeśli nie, to znalezienie jej będzie graniczyło z cudem. Tak mało czasu, a tak wiele mejsc, w których Laura mogłaby być.
Laura, gdzie ty jesteś? Mam nadzieję, że żyjesz i nic ci nie jest. Oby tak było. Inaczej nie wybaczę sobie tego, bo to ja sprowadziłem na ciebie niebezpieczeństwo.
Szybko wstałem i podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem ubrania. Ubrałem się i zszedłem na dół. W całym domu panowała cisza. W sumie nie mam się, co dziwić, bo jest dopiero przed siódmą. Zjadłem śniadanie i napisałem na karteczce, że wychodzę szukać Laury, po czym przyczepiłem ją magnesem do lodówki. To po to, żeby się o mnie nie martwili. Wyszedłem z domu i wsiadłem do mojego samochodu. Na razie nie pojadę do rodziców Laury. Najpierw sprawdzę, czy Romwellowie nie ukryli jej w bazie i tartaku. Podróż do ich kryjówki zajęła mi 10 minut. Zaprakwałem trochę dalej od budynku, tak na wszelki wypadek, jakby byli w środku. Wysiadłem z auta i po kryjomu poszedłem do ich bazy. Zajrzałem do wszystkich okien na parterze, ale nikogo nie zauważyłem. Lepiej jednak wejść do środka. Znalazłem okno z wybitą szybą, po czym wślizgnąłem się przez nie do wnętrza budynku. Rozejrzałem się dookoła, ale nie zobaczyłem Laury. Przeszukałem kolejne pomieszczenia, ale nie było ani śladu po Laurze lub po Romwellach.
Potem pojechałem za miasto do starego tartaku, w którym ostatnim razem ją przetrzymywali. Od razu przypomniały mi się wszystkie tamte wydarzenia, jednak szybko je wymazałem z myśli. Pokryjomu poszedłem do budynku i udałem się do okna z wybitą szybą, bo wtedy trzymali ją w tym pokoju. Jednak nie zobaczyłem nikogo. Wszedłem do środka i przeszukałem wszystkie pomieszczenia, ale i tu również nikogo nie było.
Czyli moja teoria się sprawdziła. Nie ukrywają jej w miejscach, które ja znałem. W takim razie, gdzie oni ją przetrzymują? John powiedział, że nie musi być w Los Angeles. Ale jak można ją znaleźć w niecałe trzy dni? Przecież ona może być wszędzie. To jak szukanie igły w stogu siana. Na prawdę boję się o nią. Mam nadzieję, że nic jej nie zrobili. Oby znów chcieli okupu i podadzą miejsce, w którym są. Jeśli nie, to znalezienie jej będzie graniczyło z cudem. Tak mało czasu, a tak wiele mejsc, w których Laura mogłaby być.
Laura, gdzie ty jesteś? Mam nadzieję, że żyjesz i nic ci nie jest. Oby tak było. Inaczej nie wybaczę sobie tego, bo to ja sprowadziłem na ciebie niebezpieczeństwo.
~*~
★Laura★
Bezradność... Strach... Tęsknota...
Te trzy uczucia kotłują się w mnie już od kilku lub kilkanastu godzin. Leżę na materacu ze związanymi rękami i zakneblowanymi ustami w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Nadal wierzę, że Ross lub ktokolwiek będący po mojej stronie mnie znajdzie. Jednak powoli zaczynam się bać, że ratunek nie przyjdzie, a mnie spotka coś okropnego. Może mnie zabiją? Chociaż ten nieznany typ powiedział, że chce mnie wykorzystać do zaspokajania potrzeb innych mężczyzn. Domyślam się, że zamierza zrobić ze mnie prostytutkę. Kto wie, może nawet mnie, gdzieś wywiezie? Jak już tego nie zrobił. Przez moje myśli przebiegają tylko czarne scenariusze. Żyję nadzieją, że ktoś mnie uratuje, bo tylko ona mi pozostała. Dlaczego moje życie tak wygląda? Dlaczego zostałam drugi raz porwana? Ech, gdyby Ross nie musiał wcześniej wykonywać zadań dla Romwellów, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Żylibyśmy bez tych okroponych wydarzeń i naszemu życiu nic by nie zagrażało. Gdybym nie poznała Rossa, to nie zostałabym porwana. Jednak, jak wyglądałoby moje życie bez niego? Byłoby takie puste, pozbawione szczęścia oraz miłości, którą siebie nawzajem darzymy. Nie wyobrażam sobie dlaszego życia bez niego. Jeśli wyjdę stąd cała, to pragnę być przy nim do końca moich dni. Ilekroć on będzie tego chciał.
Westchnęłam.
Gdzie ty jesteś, Ross? Błagam, uratuj mnie, zabierz mnie stąd. Tylko przy tobie czuję się bezpieczna, a teraz tak bardzo się boję. Mój strach jest nie do opisania. Obawiam się, że mogą być to moje ostatnie dni życia, które spędzam bez ciebie. Gdzie jesteś, Ross? Gdzie?
Po moich policzkach spłynęły dwie duże łzy, a za nimi kolejne. Będąc w tym więzieniu wypłakałam już morze łez.
Nagle usłyszałam zgrzyt zamka w drzwiach, a moje serce natychmiast podeszło mi do gardła, a na ciele poczułam nieprzyjemny dreszcz. Strach wzrósł w jednej sekundzie. Po chwili drzwi otowrzyły się i zobaczyłam tego samego mężczyznę, co przyszedł do mnie w nocy, bo teraz jest dzień, co mogę określić przez promnienie słońca, które przedostają się przez okno. Przynajmniej mam jakieś światło, ale w tej chwili nie chciałabym jego zobaczyć. Budził on we mnie strach, bo nie miałam pojęcia, co może mi teraz zrobić.
Teraz dokładniej mu się przyjrzałam, bo w nocy nie widziałam zbyt wiele. Był on wysokim mężczyzną, o barczystych ramionach. Jego włosy były czarne, a na twarzy miał lekki zarost. Myślę, że jest koło czterdziestki.
Teraz dokładniej mu się przyjrzałam, bo w nocy nie widziałam zbyt wiele. Był on wysokim mężczyzną, o barczystych ramionach. Jego włosy były czarne, a na twarzy miał lekki zarost. Myślę, że jest koło czterdziestki.
- Miło cię znowu widzieć - powiedział, a po moim ciele przeszły ciarki.
- ,,Mi ciebie nie" - odpowiedziałam w myślach, bo przez ten materiał nie mogę nic mowić.
- Pewnie nadal zastanawiasz się, co tu robisz lub, co ja ci zrobię. Otóż teraz zabawię się z tobą trochę. Będzie to nawet przyjemne, bo kto by nie lubił tego robić? - odparł, a ja w jednej chwili zrozumiałam, o co mu chodzi. On chce mnie zgwałcić!
Panika wzrastała we mnie z każdą sekundą, a gdy podszedł do mnie bliżej i przykucnął przed materacem, zaczęłam się wić i kręcić, a by oswobodzić się z krępujących mnie więzów. Jednak nic to nie dało, mimo tego że rozbolały mnie nadgarstki i kostki. Zaczęłam również cicho piszczeć, ale przez szmatkę moje dźwięki były stłamszone.
- Nie wierć się tak, bo to ci w niczym nie pomoże - powiedział, a ja nadal kręciłam się. Nagle przybliżył twarz do mojej głowy. - Należysz teraz do mnie - szepnął mi do ucha, a ja poczułam większe dreszcze na ciele. - Spokojnie. Teraz tylko trochę się zabawimy. - Uśmiechnął się. - Zresztą i tak będą o robić inni mężczyźni.
Zdecydowanie chce zrobić ze mnie prostytutkę.
- Teraz zmienię trochę twoją pozycję - odparł, po czym przewrócił mnie z boku na plecy.
Było mi niewygodnie, bo leżałam na związanych z tyłu rękach. Jednak nie obchodziło mnie to. Teraz trzęsłam się ze strachu, który owładnął każdą moją komórkę. Docierało do mnie, że jestem zupełnie bezbronna i nie uchornię się przed tym, co ten typ chce mi zrobić, a zamierza coś okropnego. Coś nad czym nie mam żandej kontroli, bo nie dość, że jestem związana, to dodatkowo nie miałabym najmniejszych szans w stracu z nim.
Nawet nie kontrolowałam łez, które płynęły po moich policzkach, gdy on zsunął mi spodnie oraz majtki do kolan. Kiedy zaczął rozpinać swoje spodnie, ja zamknęłam oczy.
Nie chcę patrzeć na to, co będzie mi robił. Nie chcę na niego patrzeć.
Po chwili usłyszałam dźwięk rozrywania czegoś.
- Zabezpieczam się, więc nie martw się, że zajdziesz w ciążę - powiedział, będąc już nade mną, co stwierdziłam odrobinę otwierając oczy.
Wiedziałam, co za chwilę nastąpi, więc zaczęłam się wiercić, ale mężczyzna unieruchomił mnie poprzez mocne trzymanie mnie w talii.
To koniec. Już nic mnie nie uratuje. Po moich policzkach ciekły niekończące się strumienie łez. Znalazłam się w takiej beznadziejnej sytuacji.
Nagle poczułam, że mężczyzna wszedł we mnie brutalnie i gwałtownie, co sprawiło mi ból. Każdy jego ruch przyczyniał się do moich kolejnych łez. Mojce ciało drgało w spazmatycznym płaczu. Dlaczego takie coś musiało spotkać akurat mnie? Dlaczego, no dlaczego?
W końcu mężczyzna wyszedł ze mnie, po czym z powrotem podciągnął swoją dolną część garderoby. Potem zrobił to samo z moimi ubraniami.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem to zrobić. Nic nie mogło mnie przed tym powstrzymać. Jesteś taka piękna - powiedział, po czym pogładził mój policzek, ale ja szybko poruszyłam głową. Przez chwilę spojrzałam mu w oczy. To spojrzenie zielonych tęczówek będzie śniło mi się po nocach.
Po chwili mężczyzna wstał i podszedł do drzwi, ale stanął w progu, po czym odwrócił się w moją stronę.
- Do zobaczenia, Lauro - odparł, po czym zamknął drzwi, a potem usłyszałam dźwięk przekręcania klucza w zamku.
Wybuchnęłam głośnym płaczem. Dlaczego to musiało mnie spotkać? To było okropne. Zawsze chciałam przeżyć pierwy raz z osobą, którą kocham. Chciałam kochać się z Rossem zanim on wyjedzie w trasę. Czekałam tylko na ospowiednią chwilę. Nici z mojego planu. Bowiem stało się najgorsze. Czuję się teraz taka brudna. Taka wewnętrznie brudna. To wydarzenie na pewno pozostawi uraz na mojej psychice, która ma się w coraz gorszym stanie. Jeśli tylko uda mi się stąd wyjść, nie wiem jak udźwięgnę to, co się tu stało. Ten typ zniszczył najbardziej intymną, ludzką rzecz. Nie wiem, czy teraz byłabym w stanie kochać się z Rossem. Na pewno przed oczami stanąłby mi ten mężczyzna. On będzie dominował w moich snach. Nadal czuję to, co mi robił.
Co jeśli nikt mnie nie uratuje? Jeśli nie zobaczę już nigdy mojej rodziny i Rossa? Co się ze mną stanie? Czy ten mężczyzna jeszcze raz do mnie przyjdzie i mnie zgwałci? Muszę stąd wyjść, inaczej ja nie wytrzmam tu psychicznie. Tylko przy Rossie czułam się bezpieczna. Jego ramiona były dla mnie bezpieczną ostoją. Wystarczyło, że przy mnie był, a ja byłam szczęśliwa. Kocham go całym moim sercem i jeśli go przy mnie zabraknie, to cieżko by mi się żyło. Ja chcę jeszcze go zobaczyć. Jeszcze raz utonąć w jego ramionach i poczuć się bezpieczna. Ktoś musi mnie stąd uratować! Musi!
Ross, gdziekolwiek teraz jesteś, to mam nadzieję, że mnie szukasz. Czekam, aż wejdziesz przez te drzwi i po prostu mnie przytulisz. Gdzie jesteś, Ross?
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Tak wiem, wiem. Rozdziału nie było gurbo ponad miesiąc, za co was przepraszam. Ostatnimi czasy mam coraz mniej weny i ogólnie mało chęci do pisania. Teraz doszła do tego wszystkiego szkoła i nauka, więc czas wolny mam zapchany nią. Zaczęłam liceum, a z tym wiąże się więcej nauki niż w gimnazjum. Jednak to nie oznacza, że przestanę pisać, bo ja chcę skończyć tą historię oraz kontynuować mojego drugiego bloga. Obiecałam sobie, że ukńczę tego bloga i tak będzie. I tak zostało już tylko 7 rozdziałów, a potem ostro biorę się za Ogień i Wodę. Mam w planach też kolejnego bloga, ale to dopiero po skończeniu tego i ustatkowaniu się na drugim. Także nowe opowiadanie może się pojwaić coś koło listopada lub grudnia. Na prawdę was przepraszam za to, że tak rzadko dodaję rozdziały. W zasiadzie raz na miesiąc, ale po mojej miesięcznej zawieszce w kwietniu dalej miałam spadek weny i nie miałam rozdziałów w przód, tak jak zawsze to było w moim przypadaku. To dlatego wcześniej rozdziały pojawiały się co tydzień, a teraz nie mam już żadnego wyprzedzenia i piszę na bieżąco, a ostatnio mam na prawdę problemy z weną i chęcią do pisania. Na prawdę bardzo was przepraszam. Postaram się dodawać rozdziały co dwa tygodnie, ale niczego nie mogę obiecać, bo nigdy nie wiadomo ile będę miała czasu na pisanie. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest i mam dla kogo kończyć to opowiadanie. Proszę dajcie o sobie znać w komentarzu. Chcę zobaczyć ilu was tu jeszcze mam.
A tak w ogóle to dziękuję za ponad 30000 wyświetleń! Jesteście wspaniali! :) Tylko ja nawalam. :(
Do napisania!!!
Zdecydowanie chce zrobić ze mnie prostytutkę.
- Teraz zmienię trochę twoją pozycję - odparł, po czym przewrócił mnie z boku na plecy.
Było mi niewygodnie, bo leżałam na związanych z tyłu rękach. Jednak nie obchodziło mnie to. Teraz trzęsłam się ze strachu, który owładnął każdą moją komórkę. Docierało do mnie, że jestem zupełnie bezbronna i nie uchornię się przed tym, co ten typ chce mi zrobić, a zamierza coś okropnego. Coś nad czym nie mam żandej kontroli, bo nie dość, że jestem związana, to dodatkowo nie miałabym najmniejszych szans w stracu z nim.
Nawet nie kontrolowałam łez, które płynęły po moich policzkach, gdy on zsunął mi spodnie oraz majtki do kolan. Kiedy zaczął rozpinać swoje spodnie, ja zamknęłam oczy.
Nie chcę patrzeć na to, co będzie mi robił. Nie chcę na niego patrzeć.
Po chwili usłyszałam dźwięk rozrywania czegoś.
- Zabezpieczam się, więc nie martw się, że zajdziesz w ciążę - powiedział, będąc już nade mną, co stwierdziłam odrobinę otwierając oczy.
Wiedziałam, co za chwilę nastąpi, więc zaczęłam się wiercić, ale mężczyzna unieruchomił mnie poprzez mocne trzymanie mnie w talii.
To koniec. Już nic mnie nie uratuje. Po moich policzkach ciekły niekończące się strumienie łez. Znalazłam się w takiej beznadziejnej sytuacji.
Nagle poczułam, że mężczyzna wszedł we mnie brutalnie i gwałtownie, co sprawiło mi ból. Każdy jego ruch przyczyniał się do moich kolejnych łez. Mojce ciało drgało w spazmatycznym płaczu. Dlaczego takie coś musiało spotkać akurat mnie? Dlaczego, no dlaczego?
W końcu mężczyzna wyszedł ze mnie, po czym z powrotem podciągnął swoją dolną część garderoby. Potem zrobił to samo z moimi ubraniami.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem to zrobić. Nic nie mogło mnie przed tym powstrzymać. Jesteś taka piękna - powiedział, po czym pogładził mój policzek, ale ja szybko poruszyłam głową. Przez chwilę spojrzałam mu w oczy. To spojrzenie zielonych tęczówek będzie śniło mi się po nocach.
Po chwili mężczyzna wstał i podszedł do drzwi, ale stanął w progu, po czym odwrócił się w moją stronę.
- Do zobaczenia, Lauro - odparł, po czym zamknął drzwi, a potem usłyszałam dźwięk przekręcania klucza w zamku.
Wybuchnęłam głośnym płaczem. Dlaczego to musiało mnie spotkać? To było okropne. Zawsze chciałam przeżyć pierwy raz z osobą, którą kocham. Chciałam kochać się z Rossem zanim on wyjedzie w trasę. Czekałam tylko na ospowiednią chwilę. Nici z mojego planu. Bowiem stało się najgorsze. Czuję się teraz taka brudna. Taka wewnętrznie brudna. To wydarzenie na pewno pozostawi uraz na mojej psychice, która ma się w coraz gorszym stanie. Jeśli tylko uda mi się stąd wyjść, nie wiem jak udźwięgnę to, co się tu stało. Ten typ zniszczył najbardziej intymną, ludzką rzecz. Nie wiem, czy teraz byłabym w stanie kochać się z Rossem. Na pewno przed oczami stanąłby mi ten mężczyzna. On będzie dominował w moich snach. Nadal czuję to, co mi robił.
Co jeśli nikt mnie nie uratuje? Jeśli nie zobaczę już nigdy mojej rodziny i Rossa? Co się ze mną stanie? Czy ten mężczyzna jeszcze raz do mnie przyjdzie i mnie zgwałci? Muszę stąd wyjść, inaczej ja nie wytrzmam tu psychicznie. Tylko przy Rossie czułam się bezpieczna. Jego ramiona były dla mnie bezpieczną ostoją. Wystarczyło, że przy mnie był, a ja byłam szczęśliwa. Kocham go całym moim sercem i jeśli go przy mnie zabraknie, to cieżko by mi się żyło. Ja chcę jeszcze go zobaczyć. Jeszcze raz utonąć w jego ramionach i poczuć się bezpieczna. Ktoś musi mnie stąd uratować! Musi!
Ross, gdziekolwiek teraz jesteś, to mam nadzieję, że mnie szukasz. Czekam, aż wejdziesz przez te drzwi i po prostu mnie przytulisz. Gdzie jesteś, Ross?
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Tak wiem, wiem. Rozdziału nie było gurbo ponad miesiąc, za co was przepraszam. Ostatnimi czasy mam coraz mniej weny i ogólnie mało chęci do pisania. Teraz doszła do tego wszystkiego szkoła i nauka, więc czas wolny mam zapchany nią. Zaczęłam liceum, a z tym wiąże się więcej nauki niż w gimnazjum. Jednak to nie oznacza, że przestanę pisać, bo ja chcę skończyć tą historię oraz kontynuować mojego drugiego bloga. Obiecałam sobie, że ukńczę tego bloga i tak będzie. I tak zostało już tylko 7 rozdziałów, a potem ostro biorę się za Ogień i Wodę. Mam w planach też kolejnego bloga, ale to dopiero po skończeniu tego i ustatkowaniu się na drugim. Także nowe opowiadanie może się pojwaić coś koło listopada lub grudnia. Na prawdę was przepraszam za to, że tak rzadko dodaję rozdziały. W zasiadzie raz na miesiąc, ale po mojej miesięcznej zawieszce w kwietniu dalej miałam spadek weny i nie miałam rozdziałów w przód, tak jak zawsze to było w moim przypadaku. To dlatego wcześniej rozdziały pojawiały się co tydzień, a teraz nie mam już żadnego wyprzedzenia i piszę na bieżąco, a ostatnio mam na prawdę problemy z weną i chęcią do pisania. Na prawdę bardzo was przepraszam. Postaram się dodawać rozdziały co dwa tygodnie, ale niczego nie mogę obiecać, bo nigdy nie wiadomo ile będę miała czasu na pisanie. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest i mam dla kogo kończyć to opowiadanie. Proszę dajcie o sobie znać w komentarzu. Chcę zobaczyć ilu was tu jeszcze mam.
A tak w ogóle to dziękuję za ponad 30000 wyświetleń! Jesteście wspaniali! :) Tylko ja nawalam. :(
Do napisania!!!