środa, 21 grudnia 2016

Rozdział 44

Proszę, niech każdy kto czytał tego bloga, przeczyta notkę pod rozdziałem.

"Baby I'd give ii all up up, I'd give it all up, if I can't be with you." ~ "Kochanie, oddałbym wszystko, oddałbym to wszystko, jeśli nie mogę być z tobą." - If I Can't Be With You

~Los Angeles - Las Vegas, 24.08.2015 r.~
★Ross★

  Już dziś minie trzeci dzień odkąd Laura została porwana. Czasu zostało niewiele, bo tylko 17 godzin. Policja szuka i jak na razie nie wiedzą, gdzie ona może być. Próbowali namierzyć telefon i numer, z którego dzwonili do mnie i do rodziców Laury, ale nie mogli tego zrobić, bo prawdopodobnie został on zniszczony i to tak, żeby nie było z nim żadnej łączności. Policja przeszukała całe Los Angeles, ale najmniejszy ślad po Laurze zaginął. Wszyscy odchodzimy od zmysłów i próbujemy wpaść na jakiś trop. Ja ledwo co potrafię się zdrzemnąć. Cały czas myślę o Laurze. Gdzie ona może być? Co oni z nią zrobili lub co zamierzają? Co jeśli ona już nie żyje? Te pytania co chwilę przelatują przez moją głowę i nie dają mi spokoju. Z każdą godziną tracę nadzieję na odnalezienie jej.
  - Ross! Ross, słyszysz, co do ciebie mówię? - Usłyszałem głos Rydel. No tak siedzę w kuchni przy stole ze wzrokiem wbitym w blat i w ogóle nie kontaktuję ze światem.
  - Co? - odezwałem się.
  - Ross, gdzie ty byłeś, jak zniknąłeś kiedyś na dwa dni? - spytała.
  - W Las Vegas - odpowiedziałem, po namyśle. Byłam tak kiedyś, bo Romwellowie chcieli obrabować tamtejszy bank i nie udało im się. Nagle w głowie coś mi zaświtało. - Las Vegas! Tam mogą przetrzymywać Laurę! - krzyknąłem.
  - A znasz tam jakieś miejsce? - zapytał Riker.
  - Tak, mniej więcej wiem, gdzie była ich baza.
  - No to na co jeszcze czekasz? Dzwoń na policję, bo trzeba tam jechać. Zostało już nam mało czasu - powiedziała Rydel.
  Poderwałem się z krzesła i wyszedłem z kuchni do salonu, żeby mieć trochę prywatności. Wybrałem numer do Davida Browna - policjanta, który na moim przesłuchaniu po pierwszym porwananiu Laury, mnie zrozumiał. Teraz mam z nim stały kontakt i na bieżąco informuje mnie o tym, w jakim kierunku zmierzają poszukiwania. Policjant odebrał od razu.
  - Dzień dobry, Ross. Po co dzwonisz? - spytał.
  - Dzień dobry. Wpadłem na pewien trop - odpowiedziałem.
  - No to zamieniam się w słuch.
  - Przypomniało mi się, że jak Romwellowie jeszcze mnie wykorzystywali do swoich planów, to raz byłem w Las Vegas. Mniej więcej wiem, gdzie jest ich kryjówka. Jeśli los nam sprzyja, to tam może być Laura.
  - To może być dobry trop. Pojedziemy tam, bo nie zostało nam dużo czasu. Przyjdź na komisariat jak najszybciej. Będziesz nam potrzebny.
  - Dobrze, będę za 10 minut. Do widzenia.
  - Do zobaczenia - odparł policjant, po czym rozłączył się.
  Poszedłem do kuchni i oznajmiłem rodzeństwu, że wychodzę i jadę do Vegas. Szybko wyszedłem z domu i wsiadłem do mojego samochodu, po czym pojechałem na komisariat. Na miejscu byłem po 15 minutach, bo były małe korki. Wszedłem do środka budynku. W głównym pomieszczeniu już czekał na mnie pan Brown.
  - Ross, dobrze, że już jesteś. Mamy dobre wieści, a twoja teoria okazała się słuszna - powiedział.
  - Jak to? Dowiedzieliście się czegoś? - spytałem.
  - Tak, namierzyliśmy telefon, z którego dzwonili Romwellowie. Widocznie nie uszkodzili go tak bardzo. Podejdź tutaj - odpowiedział i wskazał głową na komputer, przed którym siedział inny policjant. Podszedłem do nich i spojrzałem na ekran. - Rzeczywiście są oni w Las Vegas, ale nie wiadomo, gdzie konkretnie, bo telefon mogli wyrzucić gdziekolwiek. Jednak istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że oni tam są. Pojedziemy tam, a ty z nami, ponieważ wiesz, gdzie jest ich kryjówka.
  - Byłem tam już z trzy miesięce temu, więc nie wiem, czy będę coś pamiętał - odparłem.
  - Ale chcesz znaleźć Laurę, prawda?
  - Niczego innego nie pragnę - potwierdziłem.
  - To w takim razie musisz wysilić swoją pamięć i przypomnieć sobie, gdzie i jak wyglądała ich kryjówka.
  - Może, jak już tam będziemy, to coś sobie przypomnę. Na tą chwilę raczej nic nie pamiętam.
  - No to w takim razie jedziemy. Nie zostało nam dużo czasu. Raptem 17 godzin - powiedział komendant policji.
  Obok mnie i pana Browna stanęło jeszcze czterech policjantów.
  - A ty, Ross, tym razem założysz kamizelkę kuloodporną. Po twoim ostatnim wypadku lepiej być ostrożniejszym - powiedział komendant. - David, przynieś mu ją - rozkazał, a pan Brown gdzieś poszedł. Po chwili wrócił z wspomnianą rzeczą, którą założyłem pod bluzę.
  - Teraz jesteś bezpieczny - odparł pan Brown.
  - Jeśli odkryjecie coś jeszcze, to dajcie znać - zakomenderował komendant, po czym wyszliśmy z budynku.
  Ja musiałem jechać z komendantem oraz panem Brownem jednym samochodem, a za nami były jeszcze dwa. Po chwili ruszyliśmy. Do Vegas dojechaliśmy po czterech godzinach. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Ciągle myślałem o Laurze. Czy jej się coś stało? Czy nadal w ogóle żyje? Czy ją tam znajdę? Te pytania co chwilę przelatywały przez moje myśli.
  - Teraz się skup, Ross i przypomnij sobie, gdzie jest ich baza - powiedział komendant.
  - Dobrze, postaram się - odparłem i zacząłem rozglądać się po mieście.
  - Jedźmy tam, gdzie namierzyliśmy telefon - rozkazał komendant.
  Cały czas patrzyłem na wszystko, co mijamy, żeby choć odrobinę sobie przypomnieć. Jednak na razie nie kojarzę nic.
  - Gdzieś tu został namierzony telefon. Poznajesz coś, Ross? - spytał  pan Brown.
  Nagle minęliśmy budynek, w którym byłem. Przypomniałem go sobie jakby to było wczoraj, a nie kilka miesięcy temu.
  - To ten szary budynek - powiedziałem, a pan Brown zatrzymał się niedaleko niego.
  - Coś takiego. To tutaj został namierzony telefon. Albo oni nie pomyśleli albo zrobili to celowo, żebyśmy wpadli w pułapkę - odparł komendant. - Musimy sprawdzić ten budynek. - Wziął do ręki krótkofalówkę. - Do wszystkich jednostek. Wchodzimy do szarego budynku. Dwójka zostaje przed, gdyby uciekli.
  - Ja też mogę tam iść? - spytałem.
  - Jeśli chcesz, to możesz, ale weź to - powiedział komendant, podając mi pistolet. - Użyj go w razie konieczności, ale nie zrób nikomu większej krzywdy, dobrze?
  - Dobrze - przytaknąłem, biorąc broń.
  - Schowaj go na razie - odezwał się pan Brown, a ja wsunąłem pistolet za pasek spodni, chowając go jednocześnie pod bluzą.
  - Wkraczamy do akcji - rozkazał komendant, po czym wyszliśmy z samochodu.
  Weszliśmy do budynku, a ja już dokładnie pamiętałem to miejsce.
  - Rozdzielmy się - powiedział szef.
  Poszedłem na górę, bo pamiętam, że jest tam pokój z materacem, na którym spałem. Po cichu poszedłem do drzwi, aż nagle usłyszałem jakieś głosy. Przyłożyłem ucho do drzwi.
  - Ej, spokojnie, przecież ja ci nic złego nie zrobię - powiedział mężczyzna, ale nie był do głos Johna ani Josha.
  - Zostaw mnie! - krzyknęła Laura.
  Laura! Ona tam jest! Żyje! Ale jest tam też jakiś mężczyzna. Co on z nią robi? Nagle przez myśl przeszła mi zła myśl. Nagle zobaczyłem obok siebie pana Browna.
  - Tam jest Laura - szepnąłem. - Jest tam też mężczyzna - dodałem, a policjant naładował broń.
  - Wchodzimy tam. Ja idę pierwszy - powiedział, po czym chwycił za klamkę, a drzwi otworzyły się. Zobaczyłem Laurę, która leżała na materacu, a nad nią był jakiś facet. Zacisnąłem dłonie w pięść. Zabije go, jeśli ją tknął.
  - Ręce do góry, jesteś aresztowany! - powiedział policjant, a mężczyzna poderwał się na nogi jak poparzony.
 Spojrzałem na Laurę, która uśmiechnęła się lekko do mnie, a ja odwzajemniłem jej gest.
  - Ręce do góry! - krzyknął pan Brown, a ten powoli to zrobił. Nagle jednak ruszył przed siebie, aby uciec, ale ja zagrodziłem mu drogę i dodatkowo przywaliłem mocno w twarz pięścią, a on zachwiał się. Jego chwilową nieuwagę wykorzytasł policjant, szybko podchodząc do niego i przyciskając go do ściany. Zakuł go w kajdanki, a mężczyzna zaklął po nosem.
  - Ja się już nim zajmę, ty idź do Laury - powiedział pan Brown, a ja tylko przytaknąłem głową.
  Podszedłem do Laury i zauważyłem, że płakała i była przerażona.
  - Spokojnie, Lau. Już ci nic nie grozi. Jestem przy tobie - powiedziałem troskliwym głosem.
  Pomogłem się jej podnieść, po czym uwolniłem ją z więzów i przytuliłem ją mocno. Laura wtuliła się we mnie i płakała. Ja głaskałem ją po włosach i uciszałem. Ona jednak nie uspokajała się, co mnie niepokoiło. Odsunąłem ją trochę od siebie.
  - Lau, czy on ci coś zrobił? - spytałem, patrząc w jej zapłakane i pełne cierpienia oczy.
  Laura spuściła wzrok i nic nie powiedziała, ale za to bardziej się rozpłakała.
  - Laura, on ci coś zrobił, tak? Proszę powiedz coś - odparłem z niepokojem.
  - Tak - odezwała się cicho.
  - Co takiego? - spytałem.
  Laura tylko spojrzała na mnie z ogromnym smutkiem i bólem. Nie musiała już nic mówić, bo już wiem, co ten koleś jej zrobił.
  Zacinąłem mocno pięści ze złości, która w sekundę się we mnie zagotowała.
  - Zabiję, gnoja! - syknąłem z wściekłością. - Jak on śmiał cię tknąć?! Już ja myślę, że dostanie spory wyrok.
  We mnie dosłownie się gotowało, ale gdy spojrzałem na płaczącą Laurę, uspokoiłem się trochę. Znowu ją przytuliłem.
  - Wszystko się ułoży, zobaczysz. Jakoś przez to przebrniemy. Nie zostawię cię z tym samą. Cały czas będę cię wspierał. Będzie dobrze - mówiłem łagodnym głosem, kołysząc ją w ramionach.
  - Czuję się teraz taka brudna. Nie wiem, czy zdołam o tym zapomnieć - powiedziała.
  - Razem coś wymyślimy i zapomnisz o tym - odparłem, patrząc jej w oczy.
  - Ale ja chciałam przeżyć swój pierwszy raz z tobą, a nie w taki sposób - załkała.
  - To się nie liczy. Możemy to naprawić. Zrobię wszystko, żebyś przestała o tym myśleć.
  - Ross, ja tak bardzo się bałam, że już cię nie zobaczę.
  - Ja też okropnie się o ciebie martwiłem. Nie mogłem pozwolić, żebym cię stracił. Musiałem cię znaleźć i się udało. Kocham cię najmocniej na świecie.
  - Ja ciebie też - odpowiedziała.
  Zaczęliśmy się do siebie zbliżać, aż w końcu nasze usta się spotkały. Nasze pocałunki wyrażały nasze wszystkie uczucia, które się w nas kotłowały od tych dni. Teraz mogliśmy się sobie oddać i podzielić się naszą miłością. Laura jest moim całym życiem i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Gdybym ją stracił, to moje życie nie miałoby sensu. Kocham ją całym moim sercem i nigdy nie przestanę. Już zawsze będę ją kochał. Rozłączyć może nas tylko śmierć.
~*~
★Laura★

  Od tamtych wydarzeń minął miesiąc. Z początku ciężko mi było zapomnieć o tych okropnych chwilach, ale dzięki Rossowi nawet mi się to udało. Nie myślę już o tym, choć czasami w nocy nadal mam koszmary, w których dzieje się to samo, co było na prawdę. Ross był dla mnie największym wsparciem. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła. On po prostu nadaje sensu mojemu życiu. On jest moim życiem. Kocham go z całego serca. W tym miesiącu przeżyłam z nim piękne chwile. Najlepsze było nasze kochanie. Dzięki Rossowi przestałam kojarzyć seks z czymś okropnym. On wyleczył moją duszę. Był moim lekarstwem. Chyba żadnemu psychologowi nie udałoby się tak szybko pozbyć się mojej traumy. Nie wiem, czy zdołam o tym kiedyś całkowicie zapomnieć. Mam nadzieję, że tak. Ze wsparciem Rossa na pewno mi się uda.
  Teraz stoimy na moście w lesie, który jest niedaleko stadniny. Pamiętam jak Ross zabrał mnie tu dwa miesiące temu. Teraz wydaje mi się to tak dawno. W tym czasie tyle się wydarzyło w moim życiu. Były wspaniałe i okropne chwile. Jednak najlepsze w tym wszystkim jest to, że spotkałam Rossa. Moje życie byłoby bez sensu bez niego. Jejku, jak ja go kocham!
  - Lau, czy ty mnie słuchasz? - spytał Ross.
  - Przepraszam, zamyśliłam się - odpowiedziałam.
  - Bo wiesz, mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia - odparł i spoważniał.
  - Co takiego? - spytałam.
  Widziałam, że czymś się denerwuje. Ale czym?
  Po chwili Ross włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej małe pudełeczko, które otworzył. W środku był piękny złoty pierścionek z brylatem. Uklęknął na jedno kolano i chwycił mnie za rękę. Spojrzał mi głęboko w oczy.
  Jejku, to się dzieje na prawdę? Jeśli tak, to niech nikt tego nie przerywa!
  - Lau, wiem, że nie znamy się zbyt długo, a moja przeszłość nie jest idealna i czasami się zastanawiam, dlaczego ty nadal ze mną jesteś. Jednak wiedz, że ty zmieniłaś moje życie na lepsze i nie wyobrażam sobie, żeby ciebie zabrakło. Jesteś całym moim sercem. Jeśli spędziłabyś resztę swojego życia przy moim boku, to byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - przerwał na chwilę. - Lauro Marie Marano, wyjdziesz za mnie? - spytał z nadzieją.
  Przez chwilę nie byłam w stanie nic powiedzieć, bo szczęście uniemożliwiło mi wykrztuszenie czegokolwiek. Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje na prawdę!
  - Oczywiście, że tak - zgodziłam się, a po moich policzkach spłynęły łzy szczęścia.
  Ross szeroko się uśmiechnął. Można powiedzieć, że cała jego twarz się śmiała. Wyciągnął pierścionek z pudełeczka, po czym wsunął mi go na palec i pocałował w jego miejsce. Po chwili wstał i po prostu mnie pocałował. Ja zaraz odwzajemniłam gest i zatonęliśmy w namiętnych i pełnych miłości pocałunkach.
  Ta chwila jest cudowna, idealna wręcz. Nigdy jeszcze nie czułam się taka szczęśliwa. Przeszłość Rossa może i nie jest idealna, ale nie obchodzi mnie to, bo ważne jest to, jaki on jest na prawdę. Liczy się to, co ma się w głębi serca. Zawsze trzeba spojrzeć na wnętrze człowieka, bo w nim kryje się wszystko. Tylko, gdy dobrze poznamy drugą osobę, to możemy ją szczerze pokochać za to jaki jest, a nie jaki był. W miłości ważne jest zaufanie i szczerość, bo jeśli ich brakuje, to ciężko zbudować dobrą relację. Mi udało się znaleźć miłość swojego życia. Nie spodziwałam się, że może to się stać tak szybko. Mam dopiero 19 lat, a jestem już zaręczona. Ludzie mogli by powiedzieć, że to jeszcze nie jest ten jedyny, ale to, przez co przeszliśmy z Rossem jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nigdy nie przestanę go kochać. To właśnie jego los postawił na mojej drodze.
  Życie jest jak labirynt uczuć i zdarzeń. Każdy nasz wybór, to wejście w kolejną uliczkę, która zawsze ma zakręty. Nie ma prostej dr. Są decyzje dobre i złe, ale człowiek musi doświadczyć jednego i drugiego, żeby potem wyciągnąć z tego wnioski. Nigdy nie wiadomo, co się stanie w naszym życiu. Trzeba też pamiętać, że czasami może być źle, ale zawsze może być lepiej. Życie jest tylko jedno, nie można się cofnąć w czasie, ani przewidzieć przyszłości. Ważne jest co się dzieje tu i teraz. Żyje się tylko raz i trzeba to wykorzystać najlepiej, jak się da.

 THE END

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 Hejka wszystkim!!!
 Nadeszła teraz chwila prawdy i szczerości. Wiem, że Was zawiodłam. Nie dodawałam tu nic przez prawie trzy miesiące. Bardzo Was przepraszam, ale po prostu straciłam już całkowicie wenę na tego bloga, dlatego postanowiłam go zakończyć. Nie chcę po prostu robić czegoś na siłę. Zauważyłam też, że Blogger już wymarł. Już prawie nikt tu niczego nie publikuje. Większość blogów albo jest zawieszonych albo po prostu nie ma żadnych postów od dłuższego czasu. W ogóle to jest już mój ostatni blog o Raurze, bo po prostu już w nią nie wierzę, a nawet nie słucham już R5. Zmieniłam się i uważam, że na lepsze. Jednak liceum nie jest takie straszne. Chociaż nauki jest dużo, ale moja klasa ogólnie jest spoko.
 Jednak przez ten czas nie leniłam się. Postanowiłam spróbować swoich sił na Wattpadzie. Na razie nic nie opublikowałam tam, ale rozdziały już piszę do przodu. Będzie to ulepszona wersja mojego bloga Ogień i Woda - Przeciwieństwa się przyciągają. Bloga usunę, bo jakoś nie podoba mi się to, co tam napisałam. Teraz lepiej rozplanowałam rozdziały i myślę, że wyjdzie mi to lepiej niż na blogu. Jeśli chcecie nadal czytać moje opowiadania, to w najbliższym czasie dodam tu linka do Wattpada. Książka będzie mieć tytuł Wielka Czwórka: Przeznaczenie. Tam również nazywam się Milky Way, a dokładniej milky_way_2000.
  Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest. Jeszcze raz Was bardzo przepraszam i dziękuję za wszystko. Nie spodziewałam się takich osiągnięć. Jesteście wspaniali! Bardzo, ale to bardzo Wam za wszystko dziękuję! W ogóle 27 grudnia miną dwa lata odkąd zaczęłam pisać. Jak ten czas szybko leci...
  Do napisania na Wattpadzie!
~ Wasza Milky Way :*

Ps. Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! :)