"Cause you make me feel good" ~ "Bo sprawiasz, że czuję się dobrze" - F.E.E.L. G.O.O.D.
~Los Angeles, 05.07.2015r.~
★Rydel★
Obudziłam się i przeciągnęłam. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajeszego dnia. Zdecydowanie musimy częściej wychodzić z Laurą i Vanessą. Która to jest godzina? Sięgnęłam ręką do szafki nocnej, na której był mój telefon i wzięłam go. Włączyłam wyświetlacz. 9:30. Znając moich braci i przyjaciela to pewnie jeszcze śpią, bo cisza w tym domu mówi sama za siebie. Co jak co, ale jeszcze chyba nigdy się nie zdarzyło, że jest tutaj tak cicho. W tym domu zasze jest głośno, ale przyzwyczaiłam się do tego. Pora wstać, bo niedługo moje głodomory zejdą na śniadanie. Zeszłam z łóżka i podeszłam do szafy. Przeglądałam jej zawartowść i w końcu znalazłam strój na dzisiaj składający się z białej bokserki z różowym sercem na środku i jasnoniebieskich spodenek. Wzięłam jeszcze bieliznę i z tym wszystkim poszłam do swojej osobistej łazienki. W tym domu jest ich więcej. Ja mam sama, Ross ma z Rikerem, a Rocky z Ellem. Gdyby była wspólna to ciężko byłoby się do niej dostać. Ubrałam się, po czym wykonałam wszystkie poranne czynności i wyszłam z pomieszczenia. Sprawdziałam jeszcze swój wygląd w lustrze i wyszłam z pokoju. Udałam się do kuchni. Nie chce mi się jeszcze jeść, a chłopaki jeszcze nie wstali, za to chętnie się czegoś napiję. Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej pojemnik z kakaem. Z lodówki wzięłam mleko i wlałam trochę do garnuszka, po czym postawilam na kuchnence, żeby się trochę zagrzało. Wzięłam mój ulubiony różowy kubek i wsypałam do niego czetry łyżeczki proszku. Teraz tylko pozostało mi czekać na mleko. Po chwili usłyszałam kroki na schodach i po chwili w wejściu do kuchni pojwił się Ellington. Jeszcze zaspany Ellington. On tak słodko wygląda w rozczochranych włosach i nieprzytomnym spojrzeniem. Lekki uśmiech sam wkradł mi się na usta.
- Hej Ell.- przywitałam się wesoło jak zawsze miałam w swoim zwyczaju.
- Hej Delly.- odpowiedział i ziewnął, po czym usiadł za stołem.
- Chcesz może kakao?- spytałam, a on skinął głową na tak. Wyciąnęłam z szafki jego zielony kubek i wsypałam do niego proszku. Po chwili mleko już się zagrzało, więc wlałam je do kubków. Jeden podałam przyjacielowi.
- Dzięki.- powiedział, a ja uśmiechnęłam się i napiłam pysznego napoju. Przez chwilę zapanowała pomiędzy nami cisza.
- Jak się spało?- zagadałam.
- Dobrze.
- Moi bracia pewnie już niedługo się obudzą, może pomożesz mi ze śniadaniem?
- Okay chętnie ci pomogę, ale najpierw wypijmy kakao.- uśmiechnął się do mnie.
- Dobrze. Myślałam, że się nie zgodzisz. Co tak nagle stałeś się pomocny?
- A nie mogę ot tak pomóc mojej przyjaciółce?
- Możesz i to miłe.- odparłam i po chwli wypiłam swój napój. Po chwili Ell zrobił to samo, bo postawił kubek na stole.
- Okay, to co robimy na śniadanie?- spytał i wstał z krzesła.
- Może jak zwykle naleśniki?
- To jest dobry pomysł.- uśmiechnął się.- Okay to co mam robić?
- Musimy przygotować składniki, a chyba wiesz jak się robi naleśniki?
- No pewnie.- odparł, po czym przyszykowaliśmy wszystkie potrzebne rzeczy. Wyciągnęłam miskę i trzepaczkę.
- To teraz wsyp mąkę do miski.- powiedziałam, a Ellington zrobił to, a później wziął trochę białego proszku i sypnął mnie nim.- Czy ja coś mowiłam o sypaniu mnie mąką?
- Nie, ale tak jest zabawniej.- zaśmiał się, za co dostał ode mnie mąką.- Jak ja cię ubrudziłem mąką to ty się czepiasz, ale jak ty to już jest dobrze?
- A żebyś wiedział, że tak.- uśmiechnęłam się i zaczęła się bitwa na sypanie. Już po chwili cała kuchnia była biała. - Okay, ale teraz już nie sypmy się mąką, bo musimy zrobić śniadanie.
- Dobrze.- odparł Ell. Dodaliśmy resztę składników do miski, po czym wymieszałam je. Brunet w tym czasie rozgrzał dwie paletnie i po chwili nalałam na nie pierwsze naleśniki.
- Dziękuję za pomoc Ell.- uśmiechnęłam się do niego.
- Nie ma za co, przy śniadaniu to ja ci mogę pomagać, bo szybko to idzie.
- Bo jak się robi we dwóję to jest szybciej. Teraz trzeba posprzątać kuchnię z mąki. Zrobisz to, bo ja muszę pilonować naleśników.
- Ej przecież ty też mnie sypałaś, więc czemu tylko ja muszę sprzątać?
- Bo ty zacząłeś piewszy i tak jak już mówiłam ja muszę pilnować naleśników. Proszę no zrób to dla mnie.- uśmiechnęłam się do niego słodko.
- Okay niech ci będzie.- odpowiedział.
- Dzięki jesteś kochany.- odparłam i szybko cmoknęłam go w policzek. Zauważyłam, że na twarzy Ellingtona pojawiają się dwa lekkie rumieńce. On, żeby je ukryć odwrócił się i zaczął scierać mąkę z szafek. Całując go jakoś dziwnie się poczułam. Moje serce zabiło szybciej. Nie powiem, że mi się to nie podobało. Zauważyłam, że uśmiecham się sama do siebie. Ja muszę pilnować naleśników! Odwróciłam się do patelń i wzięłam z nich już dwa gotowe, po czym nalałam kolejną porcję. Po chwili usłyszałam, że ktoś zszedł po schodach.
- Hej Delly. Siema Ell.- przywitał się Ross, a ja odwróciłam się w jego stronę.
- Hej Ross.- ja i brunet odpowiedziliśmy wspólnie.
- Widzę, że ktoś tu urządził sobie bitwę na mąkę.- powiedział blondyn.
- Tak jakoś wyszło.- uśmiechnęłam się.
- Tak myślałem, że robisz naleśniki.
- A tak w ogóle to jak tam wczoraj ci poszło spotkanie z Laurą?- spytałam odwracając naleśnika na drugą stronę, po czym spojrzałam na brata.
- Dobrze. Zaproponowałem jej przyjaźń i zgodziła się.- uśmiechnął się.
- Widzę, że cię to cieszy.
- Tak cieszy mnie to.
- W jaki sposób, dla siebie czy dla zadania?- spytałam i widziałam, że chwilę się zastanawia nad odpowiedzią.
- Wiesz chyba dla siebie. Polubiłem ją i chcę spędzać z nią czas dla własnej przyjemności.
- To dobrze.- odpowiedziałam. Ucieszyła mnie jego odpowiedź. Co jak co, ale uważam, że Ross i Laura to ładna para i chciałabym, żeby byli razem, ale chyba to nie będzie im pisane przez to zadanie. Zresztą Ross nie chce się niej zakochać, ale ja już przeczuwam, że to się stanie skoro chce spędzać z nią czas dla własnej przyjemności. Będzie mi ich później szkoda. Mam nadzieję, że ten miesiąc nie zleci za szybko. Chciaż ten tydzień minął jak z bicza strzelił. Nim się obejrzę, a zobaczę cierpiącego Rossa. Nie mogę teraz o tym myśleć, ale chciałabym dla niego jak najlepiej. Zdjęłam dwa naleśniki z patelni i wlałam masę.
- Jak chcecie to już jedzcie. Macie już cztery naleśniki.- powiedziałam i odałam im talerz. Ellington i Ross od razu rzucili się na nie. Co jak co, ale my wszyscy kochamy naleśniki. Gdy minęło pół godziny w kuchni siedzieli już wszyscy i zajadali się pysznym daniem. Ja jak zawsze jem na końcu, ale przyzwyczaiłam się do tego.
- To kto dzisiaj zmywa? Wy ustalaliście grafik, więc ja nie wnikam w niego.- odezwałam się po skończonym posiłku.
- Riker.- odpowiedzieli wszyscy.
- No niestety ja.- westchnął blondyn i zebrał ze stołu wszystkie talerze, po czym podszedł do zlewu.
- Miłego zmywania życzę.- powiedzałam i wszyscy wyszliśmy z kuchni zostawiając w niej Rikera. Nie chce mi się siedzić w domu. Może gdzieś się przjedę? Tak, to jest dobry pomysł.
- Chłopaki ja idę się przejść do parku. Nie rozwalcie domu, gdy mnie nie będzie. Zrozumiano?- powiedziałam surowym tonem.
- Tak jest!- odpowiedzieli, a ja wyszłam na korytarz i ubrałam sandały.
- Ej Delly może się przejdę z tobą, co ty na to?- spytał Ellington, który w tej chwili pojawił obok mnie.
- Czemu nie. Razem zawsze jest raźniej.- odpowiedziałam wesoło, a brunet się uśmiechnął, po czym założył tenisówki.
- Okay to chodźmy.- odparł i wyszliśmy z domu.
&bbsp; - A tak w ogóle to co cię tak wzięło na wspólne spędzanie czasu ze mną?- spytałam, bo naprawdę mnie to ciekawiło. Dzisiejsze zachowanie Ellingtona mnie zastanawiało. Rano pomógł mi przy śniadanu, a teraz chce iść ze mną do parku.
- A co nie mogę spędzić trochę czasu z moją przyjaciółką? Ostatnio zauważyłem, że rzadko coś razem robimy.
- Masz rację. To dzisiaj trzeba trochę nadrobić zaległości.
- Dokładnie o tym samym pomyślałem.- uśmiechnął się do mnie.
- Co myślisz o Laurze i Vanessie?- spytałam.
- Są bardzo miłe i sympatyczne. Spoko dziewczyny.
- Tak też tak myślę tylko trochę mi głupio, że ukrywamy przed nimi, że jesteśmy R5.
- Rydel przeiceż wiesz, że w ten sposób kryjemy Rossa, bo to przecież głównie przez niego zawiesiliśmy swoją działalność.
- Tak, ale myślę, że taka przerwa jest dobra. Chociaż kocham być na scenie, grać na keyboardzie, śpiewać, ale chwila wytchnienia i odpoczynku się przydaje.
- Tak, ale kiedy my znowu staniemy na scenie?
- Nie wiem to trochę zależy od Rossa. Boję się o niego przez to nowe zadanie. To jest trudne zadanie, bo jeśli się zakocha w Laurze to będzie mu się ciężko z nią rozstać. Okropnie się czuję widząc ją, bo wiem, że ona trafi do Romwellów. Ona jest taką miłą dziewczną, a nie widomo co się z nią stanie za trzy tygodnie. Nie wiadomo co się z nami stanie.
- Delly nie myśl o tym. Nam nic nie grozi. Nie martw się wszystko kiedyś się ułoży, a Romwellowie odczepią się od Rossa.- powiedział Ell i obojął mnie opiekuńczo ramieniem. Od razu poczułam się lepiej. Przy nim wszystkie moje obawy znikają. Nie wiem dalczego tak się dzieje, ale to jest przyjemna sprawa. Cieszę się, że go mam. On jest najlepszym przyjacielem jakiego mogę mieć. Przy nim jestem sobą. Wiem, że mogę mu o wszystkim powiedzieć, bo on zawsze mnie wysłucha. Przy nim jestem szczęśliwa i nic już tego nie zmieni.
- Już ci lepiej?- spytał, ale ja nie chciałam uwalniać się z pod jego ramienia, bo dzięki temu jestem blisko niego i słyszę jego bicie serca. Jaki to jest przyjemny dźwięk.
- Już mi leiej, ale ty tak fajnie mnie obejmujesz, że nie chcę się od ciebie odsuwać.
- Wiesz ja też nie chcę, ale jak chcesz później widzieć nasze zdjęcia w gazecie z podpisem "Czy Rydel Lynch i Ellington Ratliff są parą?" to mi to nie przeszkadza.- odpowiedział. Fakt nie pomyślałam o paparazzi. Chociaż już trochę tak idziemy i może już zrobili nam zdjęcie. Jednak nie chcę widzieć takich tytułów w gazetach.
- Okay lepiej się trochę od siebie odsuńmy. Nie chcę jednak, żeby świat uważał nas za parę.- odparłam, a Ellington mnie puścił. Od razu moje miłe uczucie towarzyszące przy jego bliskości minęło. Szkoda.
- A tak w ogóle to co byłoby złego, gdyby ludzie myśleli, że jesteśmy razem?- spytał.
- Nie daliby nam spokoju. Przynajmniej bylibyśmy wolni od reporterów, bo przecież nie udzielamy jak na razie żadnych wywiadów.
- Co by było gdybyśmy byli razem?- zapytał, a mnie to pytanie trochę zdziwiło.
- Nie wiem, bo przecież jesteśmy przyjaciółmi. Ty wiesz?
- Wiesz myślę, że nasza relacja jest tak dobra, że raczej nic by się nie zmieniło. Chyba byłoby tak samo tylko z drobiazgami, które robią pary.
- Masz rację, ale co by było gdybyśmy się pokłócili? Co jeśli przestalibyśmy się wtedy do siebie odzywać? Ja nie chcę stracić naszej relacji nigdy. Chcę, żeby zawsze była taka sama.
- Tak ja też nie chcę jej zniszczyć, bo jest za dobra i nic jej nigdy nie rozerwie, a już szczególnie my sami. Za długo się znamy i przyjźnimy.- uśmiechnął się Ellington, a na moje usta również wpłynął uśmiech. To on go spowodował.
- Masz rację. Nic nigdy nie zniszczy naszej wieloletniej przyjaźni.
- Okay, a teraz może masz ochotę na loda? Zaraz dojdziemy do budki.- powiedział i wiem, że oznacza to koniec tematu. Zresztą uważam, że ten temat już sami skończyliśmy, bo przecież wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Okay, ale ja sama sobie kupuję.- odparłam.
- Dobrze niech ci będzie, bo i tak wiem, że jak coś postanowisz to dopniesz swojego. Bardzo dobrze cię znam Rydel Lynch.- uśmiechnął się.
- Ja też znam twój upór oraz ciebie Ellingtonie Ratliff.- również się uśmiechnęłam. Doszliśmy do budki z lodami. Ja oczywiście wzięłam truskawkowe, bo jest to mój ulubiony smak, zaś Ell wybrał czekoladowe. Z lodami i uśmiechem na ustach weszliśmy do parku. Szliśmy po żwirowej alejce, a między nami panowała przyjemna cisza. Ona też jest dobra, a szególnie, gdy nie jest niezręczna. Cisza to takie zakończenie jednej części rozmowy, żeby potem zacząć kolejną. To jest taka mała przerwa. Idąc tak przez park patrzyłam na bawiące się dzieci. Czasami trzeba na chwilę zapomnieć, że jest się dorosłym i przypomnieć sobie czasy dzieciństwa, a są to najpięknijesze lata w życiu człowieka. Powinny być, ale nie są zawsze. Ja swoje czasy młodości wspominam z uśmiechem na ustach. Już od dziecka ja i moi bracia śpiewaliśmy i graliśmy na instrumentach. Robiliśmy wstępy dla rodziców i krewnych i gdy słyszałam brawa to cieszyłam się, bo co innego może robić dziecko, gdy słyszy pochwałę. Zawsze się ucieszy. Jednak, gdy zaczynaliśmy już występować poza domem to byłam z siebie dumna. Dumna, że robię to co kocham i że to podoba się innym ludziom. Pamiętam dobrze te czasy. Jednak nigdy nie zapomnę tego dnia, gdy spotkaliśmy Ellingtona. To była jedna z najlpeszych rzeczy jakie mnie spotkały. Bez niego przecież nie bylibyśmy R5. Nie założylibyśmy zespołu. Chociaż może zrobilibyśmy to, ale nie byłoby to to samo, co z Ellingtonem. On już od samego początku był nam bardzo bliski i tak jest do dziś. Naprawdę cieszę się, że jest moim przjacielem. Najleszym przycielem. To on zawsze mnie wspierał, gdy coś się wydarzyło. On był, nadal jest moją podporą życiową. Taki przyjciel to skarb i nikomu go nie oddam. Nie pozwolę na to, żeby ktoś zniszczył naszą przyjaźń. Będę strażniczką mojej przyjaźni z nim. Nikomu nie otworzę drogi do niej, bo gdybym to zrobiłam to ktoś może mi go zabrać, a ja na to nie mogę powolić. Może zachowuję się jak egoistka, ale nie wyobrażam sobie życia beż Ellingtona.
- Delly! Rydel! Jesteś jeszcze może na ziemi czy może już nie? Rydel!- krzyczał Ell i machał mi ręką przed oczami. Zamrugam kilkaktornie oczami i spojrzałam na niego. Już myślałam, że tylko Laurze zdarza się tak zamyślić, a jednak ja też tak potrafię.
- Co się stało?- spytałam.
- No wiesz od jakiś 5 minut stoisz i patrzysz się przed siebie nieprzytomnym wzrokiem. Wszytko w prządku?- spytał troskliwym tonem.
- Tak, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ja tylko zamyśliłam się. Przepraszam cię.- odpowiedziałam.
- Przecież nie musisz przepraszć mnie za to, że się zamyśliłaś, bo każdemu się to zdarza. Nie jesteś wyjątkiem, ale dla mnie jesteś.- uśmiechnął się do mnie, a ja nie wiem czemu, ale zarumieniłam się lekko. Szybko schyliłam głowe w dół zasłaniąjąc tym samym moją twarz włosami. Chyba zaraziłam się tym od Laury i Vanessy. To w ogóle jest zaraźliwe?
- Może chodźmy już dalej, co?- spytałam nie patrząc na niego.
- Okay chodźmy.- powiedział i wiedziałam, że się uśmiecha. Za dobrze go znam. Zaczęłam iść, ale nie spojrzałam na Ella.- A tak w ogóle to ładnie ci w rumieńcach.- odezwał się, a moje policzki znowu stały się bardziej czerwone. Co się ze mną dzieje?
- Dzięki.- powiedziałam tylko to, bo na nic innego nie umiałam się zdobyć.
- Okay, a teraz co powiesz na mały wyścig stąd do fontanny?- zaproponował. Co jak co, ale on dobrze umie wybrnąć z danej sytuacji.
- Okay, ale żebyś późnej nie marudzil, że przegrałeś.- odparłam już swoim normalnym głosem, a w duchu wzrosła chęć rywalizacji.
- Ja przegram? Chyba śnisz! Ja jestem od ciebie szybszy!
- A zakład, że ja wygram?
- Okay mogę się z tobą założyć, że to ja wygram. To o co się zakładamy?
- Gdy wygram to robisz mi kolację. Nie ma to być byle jaki danie. Stoi?- spytałam i wyciągnęłam przed siebie dłoń.
- Stoi, ale jeśli ja wygram to ty mi zrobisz kolację.- odparł i uścisnął mi rękę.
- Okay.- powiedziałam i przecięłam nasze dłonie.- Czyli stąd startujemy i biegniemy do fontanny, tak?
- Tak. Licz się z przegraną.
- Aha chyba ty się licz.- odparłam i ustawiliśmy się w pozycji do startu.- Gotowi... do startu... Start!- krzyknęłam i ruszyliśmy sprintem. Co jak co, ale Ellington szybko biega. Nie mogę przegrać tego wyścigu. Ludzie patrzyli na nas dziwnie i szybko usuwali się nam z drogi, bo dwie szybko biegnące osoby mogą być trochę nieobliczalne, ale nie obchodziło mnie teraz co sobie o nas myślą, bo chciałam wygrać ten wyścig. Do fontanny było już coraz bliżej, a my ciągle szliśmy łeb w łeb. Po chwili Ell trochę wysunął się na prowadzenie, ale ja się nie poddałam i przyspieszyłam jeszcze bardziej. Już widziałam fontannę. Ostatnia prosta i... dotknęliśmy murku jednocześnie. Co? Remis? Ja chcę dogrywkę! Chociaż remis nie jest taki zły, bo w końcu nikt nie wygrał, ani nie przegrał. Co jednak nie zmienia faktu, że chciałabym wygrać. No trudno. Teraz muszę się skupić na uspokajaniu przyspieszonego oddechu. Zgięłam się w pół i dotknęłam dłońmi kolan. Starałam się oddychać spokojnie. W końcu udało mi się to i usiadłam na murki fontanny. Po chwili Ellington zrobił to samo.
- Czyli mamy remis. To jak będzie z naszym zakładem?- spytał.
- Skoro nikt nie wygrał to robimy sobie wzajemnie kolację.
- Czyli ja robię tobie, a ty mi?- spytał pewnie dla upewnienia.
- Tak i pamiętaj, że to nie ma być nic normalnego.
- Czy ty sądzisz, że ja umiem coś przygotować oprócz naleśników, jajecznicy, gofrów lub tostów? Nawet jakbym zrobił coś lepszego to nie wiem czy by mi wyszło.
- Okay nie pomyślałam o tym. Nie ważne co mi zrobisz, ale ważne, że sam to zrobisz.- uśmiechnęłam się.
- Liczy się gest, co nie?- odwzajemnił uśmiech.
- Tak.
- A tak w ogóle to masz na prawym policzku trochę loda.- powiedział, a ja zaczęłam przestałam policzek dłonią.
- Już?
- Jeszcze trochę ci zostało.
- Gdzie?- spytałam, a Ellington wyciągnął przed siebie rękę i dotknął mojego policzka ścierając pozostałość po lodzie. Wraz z jego dotykiem poczułam, że moje serce oblewa fala szczęścia. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Zauważyłam w jego oczach iskierki szczęścia. Myślę, że z moich oczu on może to samo zobaczyć. Po chwili odwróciłam wzrok. Mimo, że to trwało tylko parę sekund to wywarło na mnie duży wpływ. Czuję się szczęśliwa.
- I teraz jesteś już czysta.- powiedział Ellington.
- Dzięki.- uśmiechnęłam się i zobaczyłam w jego oczach łobuzerski błysk.
- Ale zaraz możesz być bardziej czysta.- zaśmiał się i położył mi dłoń na ramieniu, po czym popchał mnie do wody. Jednak on wylądował w niej razem ze mną, bo chyciłam jego rękę.
- Ell przez ciebie jestem teraz cała mokra! Masz za to!- powiedziałam i ochlapałam go.
- Taką bitwę chcesz ze mną rozpocząć?- uśmiechnął się łobuzersko i również mnie ochlapał. Zaczęliśmy się wzajemnie chlapać. Śmialiśmy się przy tym i dobrze się bawiliśmy. Takie coś w naszym wykonaniu jest bardzo normalne.
- Okay może już skończmy tą zabawę, co? Ludzie się na nas dziwnie patrzą.- odezwałam się.
- Okay niech ci będzie.- powiedział Ellington, po czym wyszliśmy z fontanny. Zrobiło mi się trochę zimno, więc objęłam się rękami. Zauważyłam, że chłopak robi to samo.
- Nie pomyślałeś, że będzie nam zimno po tym, gdy mnie wrzucisz do fontanny, co?
- Nie pomyślałem, ale fajnie było. Przynajmniej mieliśmy jakąś rozrywkę.- uśmiechnął się.
- Gdyby jej z tobą nie było to zdziwiłabym się trochę. Może chodźmy już do domu?
- To jest bardzo dobry pomysł.- odpowiedział Ell i ruszyliśmy. Szliśmy szybciej. Ludzie dziwnie się na nas patrzyli zresztą im się nie dziwię, bo jestemy cali mokrzy.
- Wiesz cieszę się, że chciałeś do mnie dołączyć. Bez ciebie nudziłoby mi się i nie byłoby tak fajnie.- uśmiechnęłam się do niego.
- Polecam się na przyłość.- zaśmiał się.
- Chyba częściej musimy wspólnie wychodzić.
- To jest dobry pomysł. Takie spacery są miłe, a szczególnie, gdy ty ze mną jesteś.- uśmiechnął się.
- Rocky nic nie mówił, gdy wychodziłeś?
- Chyba nie zdążył nawet zareagować, bo to szybko się stało.
- Pewnie rzuci się na ciebie i będzie mówł "dlaczego mnie opuściłeś?".- zaśmiałam się.
- Tak raczej będzie. Tak w ogóle to jak to będzie z tą kolacją? Robimy ją wspólnie czy osobno.
- Osobno, żeby była niespodzianka.
- Okay, muszę coś wymyślić, ale jak na razie to jeszcze nie wiem co mam ci zrobić.
- Ja też nie wiem.
- Rydel nie musisz się za bardzo starać. Mnie wszystko ucieszy, bo lubię jeść.
- Ciekawe czy jest coś z żelkami?
- Gdyby coś było to mi takie zrób oby tylko było dużo żelków.
- Ach ta twoja miłość do zelków. Ja naprawdę tego nie rozumiem, jak można jeść ich tyle?
- Można, bo są przepyszne. Zresztą kto nie lubi żelków?
- Mogą zdarzyć się takie osoby, które ich nie lubią. Ja jestem w tych co lubią, a ty i Rocky chyba jako jedyni w tych, którzy jedzą je nałogowo.
- Zgadzam się z tym, bo ja po prostu jestem od nich uzależniony.- uśmiechnął się.
- To jest lepsze uzależnienie od palenia, pica lub ćpania.
- Zdecydowanie tak. Może znowu się pościgamy?
- Nie, bo jesteśmy już blisko ulicy, a tam będzie większy ruch niż w parku.
- Okay szkoda, bo znow pewnie byłby nowy zakład.
- Pewnie tak. Poczekaj może zrobimy wyścig na szybkie chodzenie? Musimy dojś do samego domu, ale nie można truchtać. Może być?- spytałam.
- Może być, a zakładamy się o coś?
- Może wystarczy już tych załadów, co?
- A co boisz się, że przegrasz?- chciał mnie podjeść, ale nie ze mną te numery.
- Ja to wygram nawet bez zakładu.
- Dobra zobaczymy kto szybciej umie chodzić.
- Okay właśnie doszliśmy do chodnika.- powiedziałam i ustawiliśmy się. My chyba za dużo ze sobą rywalizujemy, ale co tam i tak fajnie się bawię.- Gotowi... do staru... start!- krzyknęłam i ruszyliśmy szybkim krokiem. Szczerze powiedziawszy to jest trudno cały czas iść, bo czasami mam ochotę trochę potruchtać. Przynajmniej wymyśliłam coś trudniejszego. Jak na razie to szliśmy łeb w łeb, ale po kilku sekundach byłam na prowadzeniu jednak Ellington zaraz się ze mną zrównał. Tak właśnie wyglądała nasza rywalizacja do samego końca. Co chwilę ktoś z nas był pierwszy, ale zaraz ta druga osoba doganiała. W końcu widać już było nasz dom. Zostały oststnie metry, ostatnie próbowane być pierwszysm, ostatnie doganianie. Już prawie jesteśmy, jeszcze tylko parę kroków i... wygrał Ellington, który w ostatnej chwili przyspieszył.
- Haha tak wygrałem! I kto tu jest mistrzem szybkiego chodzenia? Ten gość!- wskazał na siebie i cały czas się cieszył.
- To był fart, gdyby było jeszcze parę metrów to ja to bym wygrała.
- Oj Delly nie przejmuj się tym to jest tylko zabawa. No chodź tu do mnie. W nagrodę za udział możesz przytulić zwycięzcę.- powiedział i rozłożył ramiona. Ja długo się nie zastanawiałam i tylko przytuliłam się do niego, a on objął mnie w pasie. Co jak co, ale Ellington umie przytulać. Jak mi przyjemnie w jego ramionach. Tak ciepło i przytulnie.- I co już się nie smucisz, że przegrałaś?- spytał po dłuższej chwili.
- Już mi trochę lepiej.- odpowiedziałam i niechętnie poluźniliśmy uścisk, po czym odsunęliśmy się od siebie.- Wiesz jak ty fajnie przytulasz? Mogłabym tak być w twoich ramionach dłużej.
- Bo ja jestem twoich misiem do przytulania.- zaśmiał się.
- To mój osobisty misiu może wejdźmy już do domu?- uśmiechnęłam się do niego.
- Okay, ale przez to szybkie chodzenie już mi nie jest zimno.
- Mi też.- odparłam i otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Ściągnęliśmy buty. Ja od razu sierowałam się w kierunku schodów, żeby się przebrać. Jenak przechodząc obok salonu zobaczyli nas moi bracia.
- O już przyszliście? Dlaczego jesteście cali mokrzy?- spytał Ross.
- Bo Ell wepchnął mnie do fontanny, a ja go złapałam i on razem ze mną wylądował w wodzie.- odpowiedziałam. Nagle Rocky zerwał się z kanapy i podbiegł do Ellingtona, po czym rzucił się na niego (czytaj: zaczął go przytulać).
- Ell jak mogłeś mnie zostawić samego i to bez uprzedzenia! Nie miałem z kim zjeść porannej paczli żelków! Nie zostawiaj mnie więcej tak!- szlochał, a Ell tylko klepał go po plecach.
- Okay Rocky spokojnie już więcej nie wyjdę bez pożegnia się z tobą.- powiedział, po czym mój brat go puścił.
- Okay, a teraz chodź jeść ze mną żelki?- odparł Rocky i pocągnął za sobą Ella. Ja się tylko zaśmiałam.
- To ja idę się przebrać.- odezwałam się i wyszłam z salonu. Szybko pokonałam schody i weszłam do swojego pokoju. Od razu podeszłam do szafy i po chwili wyciągnęłam z niej letnią sukienkę. Wzięłam ją i poszłam do łazienki. Wytarłam się ręcznikiem i ubrałam się. Wysuszyłam jeszcze włosy i gotowa wyszłam z pomieszczenia. Położyłam się na łóżku i zaczęłam przypominać sobie dzisiejsze wydarzenia związane z Ellingtonem. Świetnie spędziłam z nim czas. Z nim nie da się nudzić. W ogóle w tym domu nigdy nie wieje nudą. Ten spacer jeśli tak można nazwać ściganie się lub chlapanie wodą w fontannie to okay, ale cieszę się, że wyszłam z domu. Gdybym poszła sama to pewnie tylko posiedziałabym na ławce i odpoczywała, a tak z Ellem przy okazji zabawiłam się trochę. Nie chce mi się tak bezczynnie leżeć i patrzeć w sufit. Podniosłam się do pozycji siedzacej i wzięłam z szafki nocnej telefon oraz słuchawki. Włączyłam muzykę i zamknęłam oczy. Chwila relaksu mi się przyda chociaż wiem, że nie potrwa to długo, ale muszę nacieszyć się chwilą spokoju. Przestałam rozmyślać i całkowicie poddałam się dźwiękom piosenki.
~*~
Wieczorem...
No pora w końcu zrobić Ellingtonowi kolację, bo w końcu zakład to zakład. Wzięłam książkę kucharską i szukałam czegoś odpowiedniego. W końcu znalazłam kanapkę z kurczakiem. Wygląda samcznie. Przeczytałam składniki. Potrzebne mi są: chleb, pierś z kurczaka, szynka, ser, masło i kwaśna śmietana. Przygotowałam je wszystkie. Jak dobrze, że na obiad zrobiłam kurczaka i mam teraz już usmażoną pierś. Okay to biorę się do roboty. Wzięłam dwie kromki chleba i posmarowałam je masłem z jednej strony, a z drugiej śmietaną. Na jedną kromkę położyłam ser, kurczaka, szynkę i ser i przykryłam drugą. Podgrzałam patelnię i położylam na niej kanapkę. Podgrzewałam ją tak długo aż ser się rozpuścił, a kurczak zagrzał. Gotowe danie położyłam na talerzu i przekroiłam na pół. Może jeszcze coś do tego zrobię? Już wiem jajecznica będzie w sam raz. Szybko ją przyrządziłam i położyłam obok kanapki. No teraz wygląda już lepiej. Teraz muszę poczekać aż Ellington mi zrobi kolację. Jestem ciekawa co wymyśli. Cokolwiek to będzie i tak się ucieszę, bo przecież on nie umie gotować. Okay trzeba znieść mu ten talerz. Wzięłam go i poszłam do salonu, w którym byli wszyscy chłopacy i grali na konsoli.
- Ellington!- zawołałam, ale nie było żadnej reakcji z jego strony, bo tak był zapatrzony w grę. Podeszłam do niego i szturchnęłam go w ramię.- Ellington!
- Co chcesz Rydel? Nie widzisz, że ja tu teraz poziom przechodzę?- odpowiedział nawet na mnie nie patrząc.
- Pamiętasz może nasz zakład z rana? Bo ja pamiętałam i już go wykonałam.- odparłam, a na spjrzał na mnie i zatrzymał grę.
- Tak pamiętam. To w takim razie możesz już dać mi talerz?
- Tak, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Gdy już zjesz idziesz do kuchni i mi robisz kolację, bo w końcu taki był zakład.
- Okay zrobię ci coś. Spokojnie już nawet wiem co.- powiedział, a ja podałam mu talerz.- Dzięki.- uśmiechnął się i wziął pierwszego gryza kanapki.- Mmm to jest pyszne. Rób mi takie coś częścej.- odparał i zajadał się kanapką.
- A mi też zrobisz też taką kanpkę?- spytał Riker.
- Nie, bo to ją robiłam, żeby wykonać zakład.- odpowiedziałam.
- To chyba muszę też się z tobą o coś założyć.
- Chciałbyś. O kolację już więcej się nie zakładam.
- Szkoda, bo taką kolację mógłbym jeść częściej.- odezwał się Ell.
- Ross, tak w ogóle to idziesz dzisiaj do Laury?- spytałam.
- Nie wiem jeszcze, ale chyba dzisiaj będzie się mnie spodziewała, więc może nie. Jutro zrobię jej niespodziankę moją obecnością.- odparł.
- Dlaczego chodzisz do niej w nocy, a nie w dzień?
- A nie wiem. Tak jest oryginalniej.
- Ciekawe co wy tam robicie.- zaśmiał się Rocky.
- Rozmawiamy, a co niby mamy innego robić?
- W nocy można robić też inne rzeczy oprócz spania i rozmawiania.- poruszał znacząco brwiami.
- Weź zachowaj te swoje zboczone myśli dla siebie, okay?
- Okay już nic nie mówię.- odparł brunet i podniósł ręce do góry.
- Rydel to było przepyszne tylko, że to co ja zrobię już raczej nie będzie takie.- odezwał się Ellington.
- Oj tam dasz sobie radę. Teraz kuchnia należy do ciebie.- odpowiedziałam, a on wstał z kanapy i poszedł do wskazanego pomieszczenia. Jestem ciekawa co on wymyślił. Nie wiem czego mogę się po nim spodziewać.
- To chłopaki wracamy do gry?- spytał Rocky.
- No pewnie to teraz ja i Ross się zmierzymy, bo ty z Ellem jak na razie nie możecie.- odparł Riker i wziął od bruneta kontroler. Ross wziął drugi i zaczęli grać. Patrzyłam na ich zmagania, bo i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Prawie co chwilę krzyczeli "już po tobie", "giń" i inne okrzyki. Po 15 minutach Ellington wszedł do salonu i usadł obok mnie z miseczką, w której był głównie ryż, ale też inne dodatki.
- Co to jest?- spytałam.
- To jest Veggie Bowl.- odpowiedział.
- Jake tu są skladniki?
- Nie pytaj już więcej tylko jedz. Smaczengo życzę.- uśmiechnął się do mnie.
- Dzięki.- odparłam i wzięłam pierwszą łyżkę do ust. Muszę przyznać, że jest to dobre. Skąd on wytrzasnął przepis na takie coś? Bez wzgęlu skąd, ale dobre jest to danie.
- I co smakuje ci?- spytał po chwili.
- Tak i to bardzo. Musisz mi zdradzić przepis na to.
- Nie zdradzę. Jak chcesz to mogę ci takie coś robić.- uśmiechnął się.
- Okay skoro chcesz.- odpowiedziałam i również się uśmiechnęłam. Powróciłam do jedzenia dania Ellingtona. Po krótkim czasie miseczka była już pusta, ale za to ja się najadłam.
- Wiesz takie robienie sobie wzajemnie kolacji jest całkiem fajne.- odezwałam się.
- No nawet fajne. Musimy częściej się zakładać.
- A po co zaraz tam głupi zakład. Możemy tak robić ot tak.
- Okay.- uśmiechnął się.
- Jest wygrałem! I kto tu jest mistrzem? Ja jestem mistrzem!- krzyknął uradowany Ross, ale Riker za to miał kwaśną minę.
- Pfff... oszukiwałeś.- odparł Riker.
- Wygrałem bez oszustwa.
- Miałeś po prostu farta.
- Tak, tak jasne. Ty po prostu nie umiesz pogodzić się z porażką.
- Nie parawda. Ja chcę dogrywkę i zobaczysz, że ja tym razem wygram.
- No chyba śnisz, ale skoro chcesz jeszcze raz grać i przegrać to proszę bardzo.
- Chłopaki wystarczy już tych waszych gier.- odezwałam się.
- Ale ja muszę pokonać Rossa.- odparł Riker.
- Zrobisz to kiedy indziej, a teraz może obejrzmy sobie jakiś film, co?- spytałam.
- Okay.
- Dla mnie spoko.
- Możemy oglądać.
- Ja też się zgadzam.- powiedzieli po kolei wszyscy chłopcy.
- To co oglądamy?- spytał Ross.
- Co powiecie na horror?- zaproponował Rocky, a chłopaki zgodzili się.
- Okay włącz ten horror, bo z wami to i tak nic innego nie obejrzę.- odparłam.
- Ten kto się będzie bał przez cały dzień będzie chodził w sukience i to nie tylko w domu, co wy na ten zakład?- spytał Ellington, a chłopaki zgodzili się.
- Ja mogę chodzić w sukence, bo dla mnie to nic trudnego.- powiedziałam.
- Ty Delly jak nie chcesz to nie musisz robić tego zakładu.
- Fakt nie muszę, bo i tak zmięknę na początkowych scenach.
- Wiesz jakbyś się bała możesz się do mnie przytulić.- uśmiechnął się Ell.
- Okay.- również się uśmiechnęłam.
- Uwaga pora zacząc seans!- powiedział Riker i zgasił światło.
- No to zobaczymy kto będzie chodził jutro w sukenice.- odparł Rocky i film się zaczął. Już początek był straszny, a co dopiero będzie później. Nie lubię horrorów, ale czasami też trzeba się trochę pobać. Spojrzałam na chłopaków, a oni byli wpatrzeni w ekran i ani na chwilę nie spuszczali z niego wzroku. Na ich twarzach nie było widać cienia strachu. Dobrzy są. Ja bym tak nie umiała zachować kamiennej twarzy w każdej z strasznej scenie, a wybrali naprawdę przerażający film. W najgorszych momentach chwytałam Ellingtona z ramię, a często też zasłaniałam się nim. Tak właśnie leciał mi seans na ciągłym zamykaniu oczy, piszczeniu i chowaniu się za czym popadnie, a najczęściej za Ellem. W końcu nadchodził koniec horroru i coś przeczuwałam, że również najgorsza scena. Rzeczywiście tak było i ze strachu krzyknęłam i wtuliłam się w przyjaciela całym ciałem. Jednak chłopaki nie ukazali po sobie ani grama strachu. Ja naprawdę nie wiem jak oni mogą wytrzymać takie sceny.
- Eee... Rydel, czy mogłabyś odrobinę poluźnić uścisk? Dusisz mnie.- odezwał się brunet, a ja od razu się od niego odsunęłam.
- Sorki to ze strachu.- zaśmiałam się nerwowo i spojrzałam na ekran, na którym pojawiły się napisy. Uff jakoś udało mi się przetrwać ten film.
- A niech to! Dlaczego nikt się nie wystraszył?!- odezwał się Riker.
- To trzeba było krzyknąć to wtedy by ktoś to zrobił.- odparł Ross.
- Przez to nie mamy z kogo się pośmiać.- powidział Ellington.
- To może objerzymy jeszcze jeden, ale teraz jeszcze straszniejszy, co wy na to?- zaproponował Rocky, a chłopaki zgodzili się.
- To ja jednak już rezygnuję z tego horroru, bo ten był dla mnie koszmarny, a wy wybierzecie teraz jeszcze gorszy. Ja już pojdę do siebie.- odezwałam się i wstałam z kanapy, po czym wyszłam z salonu. Pokonałam schody i weszłam do swojego pokoju. Nie chce mi się już nic robić, więc pójdę się wykąpać, a później położę się do łóżka. Wzięłam swoją piżame i udałam się do łazieni. Tam umyłam się i po 20 mintuach leżałam w moim kochanym łóżeczku. Chwilę poleżałam na plecach i przypomniałam sobie dziesiejszy dzień, po czym odwróciłam się na prawy bok i po krótkim czasie zasnęłam z uśmiechem na ustach.
~*~*~~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Jak tam wrażenia po przeczyniu rozdziału? Jest on cały o Rydellington i podoba mi się. Na tym blogu oprócz Raury stowrzę jeszcze inne paringi, żeby było ciekawiej. W następnym rozdziale będzie już trochę więcej Raury. Nie mam ochoty na dłuższą notkę, więc ją kończę. Liczę na komentarze!
Do napisania!!!
Będę pierwsza (oby).
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, cudowny, a z resztą jak zawsze :D
Delly ma takie same przypuszczenia jak ja jeśli chodź o Rossa i Laure hihihi :P
Zakład Rydellington to jest klasyka i bardzo pięknie to było.
Kocham Twojego bloga, ale to chyba już wiesz, a jak nie to teraz wiesz.
Przepraszam bardzo, że nie skomentowała poprzedniego, ale nie miałam czasu.
Jednak tamten był taki piękny i to jak Rossiu podrywal Lau to było urocze <33333
Czekam na next kochanie <33
Całuski :*
~ Pinni
Nominowałam Cię do LBA: http://life-is-not-a-fairy-tale-raura.blogspot.com/2015/10/lbax2.html
UsuńCałuski :*
~ Pinni
Nominowałam cię do LBA. Szczegóły u mnie:http://laura-marano-i-r5.blogspot.com/2015/10/lba-d.html :D
OdpowiedzUsuńA rozdział świetny :) czekam na next.
Jest Rydellington - jest impreza!!!
OdpowiedzUsuńNie no dobra :p
Odbija mi :D Niby tam trochę Raury jest... I to mnie zadowala :D
Polepszyłaś mi humor tym rozdziałem :3
Naprawdę masz niesamowity dar opisywania tego wszystkiego. Cieszę się, że znam tego bloga.
Mam nadzieję, że next pojawi się równie szybciutko :D
Do napisania!
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńOdpowiedziałam na tw nominacje LBA. Jeszcze raz ci dziekuje; )
Rydellington jest. Raura no nawet.
Czekam na next ♡
Wspaniały < 3
OdpowiedzUsuńRydellington :*
Czekam na nexta!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥
Nominowalam cie do LBA!! Wicej tu: http://nie-chce-taka-byc-ale-niestety-musze.blogspot.de/2015/10/lba.html
UsuńRydellington <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :*
Z niecierpliwością czekam na nexta :)