Strony

sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 24

"I just need one last dance with you." ~ "Potrzebuję jednego ostatniego tańca z tobą." - One Last Dance

~Los Angeles, 18.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Obudziłam się. Przewróciłam z boku na plecy i przeciągnęłam się lekko. Sięgnęłam ręką na szafkę nocną i wzięłam z niej telefon, który włączyłam w celu obeznania się z godziną. 10:04, czyli moja normalna pora wstawiania. Jak zawsze wczoraj poszłam spać przed jedenastą, bo zagadałam się z Rossem. Na jego myśl na usta wpłynął mi uśmiech. Cieszę się, że on jest moim przyjacielem. Po prostu cieszę się, że go mam. Przyjaźń to piękne uczucie. Westchnęłam. Okay pora wstawać. Niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym spuściłam nogi na miękki dywan, który był obok mojego łóżka. Wstałam z materaca i poszłam do garderoby. W co by się tu ubrać? Po chwili zastanowienia wybrałam prostą, miętową sukienkę z kokardą w pasie. Ej zaraz, zaraz dzisiaj jest ta impreza, a ja nie mam co na siebie założyć. Co z tego, że mam całą garderobę obładowaną ciuchami, ale nie mam w co się ubrać! Zaczęłam przeglądać moje sukienki. Wszystkie już gdzieś miałam. Może wybiorę się na zakupy? Z Vanessą? O i z Rydel? Tak, to jest dobry pomysł. Spędzimy sobie dzień na shoppingu. Z wybraną sukienką udałam się do łazienki. Wykonałam wszystkie poranne czynności, po czym wyszłam z mojego pokoju, aby pójść do Vanessy. Stanęłam pod jej drzwiami i zapukałam. Usłyszałam ciche ,,proszę", więc weszłam. Zobaczyłam moją siostrę siedzącą na łóżku. Od razu zauważyłam, że dopiero, co się obudziła. Jej wzrok jeszcze był senny, a włosy żyły swoim życiem. 
  - Hej. - odezwałam się wesoło.
  - Hej Lau. Co taka wesoła jesteś?
  - A nie wiem jakoś tak. - wzruszyłam ramionami. - A ty dopiero wstałaś?
  - No tak. - odpowiedziała i ziewnęła.
  - Wiesz może w co się ubierasz na dzisiejszą imprezę?
  - Wczoraj przeglądałam wszystkie moje sukienki i stwierdziłam, że nie mam w co się ubrać.
  - Czyli, że masz ten sam problem, co ja. Może wybrałybyśmy się na galerię? Weźmiemy też Rydel. Co ty na to?   - To jest dobry pomysł. Delly napewno się zgodzi.
  - Tak i to całą pewnością. Przyda jej się chwila spokoju od chłopaków.
  - To ty do niej zadzwoń, a ja w tym czasie się ubiorę i ogarnę moje piękne włosy.
  - Masz na myśli tą szopę? - zaśmiałam się.
  - Czy możesz nic nie mówić na temat moich włosów? Doskonale wiem, jak one wyglądają rano.
  - Okay to ty męcz się z nimi, a ja idę do siebie.
  - Okay. - odparła Van, a ja wyszłam z jej pokoju, po czym udałam się do swojego. Usiadłam na łóżku, wzięłam telefon do ręki, wybrałam numer do Delly i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam go do ucha. Chwilę czekałam.
  - Hej Laura. - usłyszałam głos Ellingtona.
  - Hej Ell. Jest może Rydel?
  - Na chwilę obecną to Rydel jest zajęta, bo goni Rocky'ego. - odpowiedział. Usłyszałam jakieś krzyki.
  - Co on zrobił?
  - Narysował jej na twarzy wąsy czarnym, niezmywalnym markerem wąsy no i Rydel się wściekła i zaczęła go gonić z patelnią. Biegają tak już dobre 15 minut. O teraz właśnie nadbiegają. Posłuchaj ich. - powiedział.
  - Zabije cię za to Rocky! Uduszę, poćwiartuję i zakopię! - usłyszałam krzyki Rydel.
  - Ciesz się, że nie narysowałam ci na przykład karnego. - odpowiedział Rocky.
  - Jakbyś tylko spróbował to gorzko byś tego pożałował. - odparła blondynka i po chwili rozległ się głośny metaliczny odgłos udrzenia w coś lub kogoś.
  - Ell, co się tam stało? - spytałam.
  - Rocky został znokautowany patelnią przez Rydel, jak w ,,Zaplątanych" normalnie. Nie sądziłem, że to takie skuteczne, a jednak tak, bo leży plackiem na podłodze.
  - Dasz mi Rydel do telefonu, skoro już nie jest zajęta?
  - Okay. - odparł. - Rydel, Laura do ciebie dzwoni. - powiedział.
  - Czemu nie mówiłeś mi od razu?
  - Bo byłaś zajęta.
  - Hej Lau. - powiedziała Rydel trochę zdyszanym głosem.
  - Hej Delly. Co tam w was się dzieje, że jest tak głośno?
  - Lepiej nie pytaj.
  - I tak już się dowiedziałam od Ell'a. Jak tam Rocky? Dalej jest nieprzytomny po tym jak to uderzyłaś patelnią? - spytałam, a na moje usta wkradł się uśmiech. Zdecydowanie ta sytuacja mnie bawi.
  - Tak, ale nieźle dostał. Szkoda, że tego nie widziałaś. Poleciał normalnie jak drzewo.
  - Ciekawe, kiedy się ocknie.
  - Nie mam pojęcia. Jak na razie to chłopaki tylko nad nim stoją, ale jak nie otworzy oczu to podejmiemy jakieś środki.
  - Najlepiej to wodą go oblejcie.
  - Też o tym myślałam, ale zamierzam mu się odwdzięczyć tym samym. - powiedziała. Domyślam się, że teraz się uśmiecha.
  - Też mu coś narysujesz na twarzy?
  - Tak, ale jeszcze nie wiem, co. Wymyślę coś.
  - Z pewnością. Tak w ogóle to nie dzwonię do ciebie bez przyczyny. Ja i Van idziemy na galerię kupić sukienkę na dzisiaj. Może chciałabyś iść z nami? Od razu zrobimy sobie mały shopping.
  - Bardzo chętnie. Już mam dość chłopaków, a dopiero jest rano.
  - Trochę się odprężysz z nami.
  - Tak. Chwila relaksu mi się przyda. To może przyjdźcie najpierw do nas, bo ja jeszcze muszę zmyć marker z twarzy, co raczej nie potrwa krótko.
  - Okay. Zresztą od was jest bliżej do galerii. Będziemy za jakiąś godzinę. Może szybciej.
  - Dobra. Muszę już kończyć, no Rocky zaczyna otwierać oczy.
  - Czyli, że nie dostał tak mocno. Nie wypełnisz swojej zemsty.
  - Ja jeszcze coś wymyślę. Okay do zobaczenia.
  - Pa Rydel. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Zaśmiałam się cicho. U nich to ciągle się coś dzieje. Nigdy nie jest nudno. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
  - Proszę. - odezwałam się. W wejściu pojawiła się Vanessa.
  - I co Rydel dołączy do nas? - spytała.
  - Tak. U nich już się działo i ma dość chłopaków, a szczególnie to Rocky'ego. - uśmiechnęłam się.
  - Co oni znów zmalowali?
  - Rocky narysował Rydel czarnym, niezmywalnym markerem wąsy, gdy spała. Ona się wkurzyła i zaczęła go gonić z patelnią, a na końcu uderzyła nią jego, a on upadł nieprzytomny na podłogę.
  - Nie no patelnia to najlepsza broń. Nie sądziłam, że aż taka skuteczna. - zaśmiała się.
  - U nich to nigdy nie jest nudno.
  - Zdecydowanie nie. - przytaknęła. - Idziemy na śniadanie? Chyba z pustym brzuchem nie pójdziemy na zakupy?
  - No pewnie, że nie. Jestem głodna. - odpowiedziałam. Zeszłyśmy na dół do kuchni. Zjadłyśmy naleśniki przyrządzone przez Natalie i wyszłyśmy z domu. Postanowiłyśmy dojść na nogach do Lynchów. Droga minęła nam bardzo szybko. Po 15 minutach stanęłyśmy pod ich budynkiem. Zadzwoniłam dzwonkiem. Po chwili otworzył nam Riker.
  - Cześć dziewczyny. - uśmiechnął się.
  - Hej. - odpowiedziałyśmy mu tym samym.
  - Wchodźcie do środka. - odparł, a my tak zrobiłyśmy. - Rydel jeszcze się szykuje. Dopiero, co udało jej się zmyć wąsy. Szkoda, że nie widziałyście wyrazu jej twarzy, gdy to zobaczyła. Każdy chyba by się uśmiał.
  - Może tak. - powiedziała Vanessa. Poszłyśmy do salonu, w którym byli chłopcy. Rocky trzymał na czubku głowy jakieś zawiniątko. Pewnie był w nim lód.
  - Hej wam. - przywitałyśmy się.
  - Hej. - odpali.
  - Siadajcie. - odezwał się Ross i trochę przesunął się na kanapie, robiąc nam miejsce. Usiadłam obok niego.
  - Jak tam głowa Rocky? - spytałam.
  - Nawet nie wiesz jak to boli dostać patelnią. - jęknął.
  - Współczuję ci, ale wiesz, że Rydel i tak się jeszce na tobie zemści.
  - Niestety to wiem. Jednak nie żałuję, że to zrobiłem, bo jej mina była nie do opisania.
  - Tak naprawdę to my wszyscy spiskowaliśmy, ale ja wykonałem całą robotę. Ell nagrywał, ale nie widać za dobrze, jak to robię, bo było ciemno. Za to jej mina jest uwieczniona na filmiku. Nic jej nie mówcie, że wszyscy to wymyśliliśmy, okay?
  - Okay. - przytaknęłyśmy.
  - Chcecie może zobaczyć nasze dzieło? - spytał Ellington, a my się zgodziłyśmy. Włączył filmik i podał nam telefon. Szczerze powiedziawszy to nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy zobaczyłam wyraz twarzy Rydel. Przechodził od zdziwienia, a następnie we wściekłość. Na końcu tylko krzyknęła Rocky! i wybiegła z pokoju.
  - Muszę przyznać, że jej początkowa mina wyglądała komicznie i te czarne, grube wąsy. - zaśmiała się Vanessa.
  - Dzieło godne Leonarda da Vinci. - powiedział Rocky, po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Nagle w wejściu do salonu pojawiła się Rydel i natychmiast ucichliśmy.
  - Hej dziewczyny. - odezwała się blondynka.
  - Hej Rydel.
  - Z czego się śmialiście? Dlaczego tak nagle ucichliście? - spytała, a my tylko wysyłaliśmy sobie znaczące spojrzenia.
  - Z niczego takiego. Ot taki wybuch śmiechu. - odezwał się Ross.
  - Okay, załóżmy, że wam wierzę. To co dziewczny idziemy po wasze kreacje na dzisiejszą imprezę?
  - Tak. - odparłyśmy i wstałyśmy z kanapy. Poszłyśmy na korytarz i wyszłyśmy z domu. Obrałyśmy kierunek na galerię.
  - Przyznajcie się, z czego się śmialiście? - spytała Rydel, a ja i Van spjrzałyśmy na siebie.
  - Z tego, co się działo u was rano. - odpowiedziała moja siostra.
  - Aha, tak myślałam.
  - I co wymyśliłaś karę dla Rocky'ego? - zapytałam.
  - Jeszcze nie, ale coś wykąbnuję. - uśmiechnęła się. - A tak w ogóle to macie jakieś określone wyglądy sukienek, jakie chcecie, czy nie?
  - Nie. Jaka mi się spodoba to taką wezmę. - odparłam.
  - Też nie mam określpnego kroju. Chciałabym jakąś w niebieskim kolorze. - powiedziała Vanessa.
  - Ciekawe dlaczego? - zaśmiałam się.
  - Laura nie zaczynaj znów tego tematu. Po prostu lubię ten kolor, a Riker nie ma z tym nic wspólnego. Zresztą jego tam nie będzie, ale Brayan tak. - westchnęła.
  - Pogadasz z nim? - spytała Rydel.
  - Nie wiem, ale jak na razie to nie mam na to ochoty. Nie chcę, żeby mnie bardziej zranił.
  - Nie tylko tobie chłopak wyznał uczucia. Chociaż ja jestem w innej sytuacji niż ty, bo nadal przyjaźnię się z Jake'iem. Wiesz myślę, że powinnaś z nim pogadać, gdy on tego będzie chciał. - powiedziałam.
  - Nie wiem, czy chcę wiedzieć, co będzie chciał mi przekazać. Skoro tak szybko przekreślił naszą przyjaźń to nie muszę się starać, żeby ją naprawić.
  - Na starego przyjaciela zawsze znajdzie się nowy, a może nawet lepszy. - odezwała się Rydel.
  - Kogo masz dokładnie na myśli?
  - Na przykład Rikera. Dobrze przecież się dogadujecie. Od niego wiem, że cię lubi, więc to z nim możesz zacząć przyjaźń.
  - W sumie to przy Rikererze dobrze się czuję. Lubię go. Chyba mogłabym się z nim bardziej zżyć.
  - To nie jest takie trudne. Wystarczy zaufanie i przyjaźń się rozwija. - powiedziałam.
  - Widzę, że bardzo wam zależy, żeby mnie z nim połączyć. - uśmiechnęła się Van.
  - Nie musicie od razu być parą. Wystarczy, że będziecie ze sobą blisko. - odparła Rydel.
  - Tak jak Laura i Ross?
  - To jest już trochę bliżej. - uśmiechnęła się blondynka.
  - Aha, czyli teraz zbaczacie na nasz temat? Nie chcę już tego słuchać, bo odpowiedź nadal mam taką samą. - odpowiedziałam.
  - Ty jak się uperzesz to już nie pozwolisz niczego sobie wytłumaczyć. Boisz się własnych uczuć? - spytała Vanessa.
  - Ja się wcale nie boję moich uczuć. Dobrze wiem, co myślę o Rossie.
  - Tak, my to wiemy, ale chyba ty sama siebie oszukujesz. Oboje to robicie. - odparła Rydel.
  - Dziewczyny skończcie już ten temat. Ja i Ross jesteśmy tylko przyjaciółmi i nic więcej.
  - Może w końcu zrozumiesz, o co nam chodzi. - westchnęła moja siostra. Później rozmawiałyśmy już o innych rzeczach. W końcu po 5 minutach doszłyśmy na galerię. Chodziłyśmy po wielu sklepach w poszukiwaniu idelanej sukienki. Rydel oczywiście nam doradzała. Chociaż prawie w ogóle nam nie pomagała, bo prawie cały czas mówiła, że wyglądamy świetnie, co wcale nie ułatwiało nam wyboru. W końcu Vanessa wybrała niebieską sukienkę bez ramiączek, z dopasowną górą i rozkloszowanym, tiulowym dołem. Ja jednak nadal nie umiałam znaleźć odpowiedniej. Gdy przechodziłyśmy koło jednej wystawy mój wzrok przykuła piękna sukienka. Była podobnego kroju, co Vanessy, ale w kolorze czerwonym, czyli moim ulubionym. Od razu mi się spodobała. Weszłyśmy do sklepu i od razu przymierzyłam ją.
  - Jak wyglądam? - spytałam, wychodząc z przebieralni.
  - Pięknie. - odpowiedziała Van.
  - Ta sukienka pasuje do ciebie idelalnie. Weź ją. - odparła Rydel. Przeglądałam się w lustrze.
  - Okay, kupuję ją. - powiedziałam zdecydowanym głosem. Poszłyśmy do kasy i zapłaciłam za moją kreację.
  - Skoro już znalazłyście swoje sukienki to teraz możemy zacząć shopping. - odparła blondynka. Chodziłyśmy chyba z trzy godziny po sklepach z ubraniami i butami. Nakupiłyśmy mnóstwo rzeczy. W końcu poszłyśmy do kawiarni, żeby trochę odpocząć. Zamówiłyśmy sobie kawałek tiramisu i dużą porcję lodów z mnóstwem dodatków. A co. Jak szaleć to szaleć. Nie miałyśmy siły, żeby iść do domu na nogach, więc zamówiłyśmy taksówkę. Szybko dojechałyśmy pod budynek Lynchów.
  - To pa Delly. - powiedziałałyśmy ja i Van.
  - Pa dziewczyny. Przyjemnie spędziłam z wami czas. Chyba częściej musimy wychodzić na zakupy.
  - Ja jestem za. - odparła Van, a ja przytaknęłam. Rydel wysiadła z samochodu, a mu odjechałyśmy do swojego domu. Zapłaciłyśmy kierowcy i wyszłyśmy z taksówki. Weszłyśmy do domu, w którym panowało małe zamieszanie, bo rodzicie przygotowywali imprezę. Akurat byli w salonie.
  - Cześć. - odezwałyśmy się.
  - Widzę, że byłyście na zakupach. - powiedziała mama.
  - Tak, musiałyśmy kupić sukienkę na dzisiaj, a reszta urań sama jakoś tak wyszła. - odparła Vanessa.
  - Shopping zdecyeowanie macie po mnie. - zaśmiała się.
  - Zanieście te rzeczy do swoich pokoi, a później pomóżcie nam szykować dom. - odezwał się tata, a my przytaknęłyśmy. Udałyśmy się na górę, a następnie do swoich sypialń. Poukładam kupione ubrania na półkach od razu. Zresztą później nie będę miała czasu. Nawet szybko się z tym uporałam. Po tym poszłam na dół.
                                                                  ~*~
O 17:00...

Właśnie kończę się szykować na imprezę. Jestem już ubrana w sukienkę oraz uczesana. Jak zawsze postawiłam na rozpuszczone i lekko podkręcone włosy. Teraz dokańczam makijaż, ale nie nakładam go zbyt dużo. Tusz do rzęs, podkład, różowy błyszczyk i powieki pomalowane na srebrny, lekko błyszczący kolor. Popsikałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i byłam gotowa. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, co oznacza, że goście zaczynają zaczynają się schodzić. Wyszłam z łazienki. Podeszłam do drzwi balkonowych i otworzyłam je, ale przymknęłam. Tak na wszelki wypadek niech będą otwarte, gdyby Ross do mnie przyszedł, a impreza jeszcze trwała. Będzie dużo ludzi, więc chyba nie będzie się narażał, bo może ktoś go zobaczyć. Chociaż Ross jest nieprzewidywalny i nigdy nie wiadomo, co zrobi. Okay koniec tego rozmyślania, pora iść do gości. Zgasiłam światło i wyszłam z pokoju, po czym udałam się na dół. Zauważyłam, że rodzice witają już kogoś. Stanęłam obok Vanessy, która była przy stole z jedzeniem. Wyglądała na trochę poddenerwowaną. Zresztą nie dziwię się jej, bo przecież Brayan przyjdzie, a zerwał z nią przyjaźń.
  - Czemu jesteś taka spięta? - spytałam, lekko nachylając się do niej.
  - Aż tak to widać?
  - Ja cię dobrze znam, więc wiem, jak się zachowujesz w danej sytuacji. Aż tak się boisz spotkać z Brayanem?
  - Tak, ale chyba z nim nie będę rozmawiała. Skoro on tak szybko przekreślił naszą przyjaźń, to ja nie będę się starać, aby ją ratować. Co jeśli teraz znowu będzie chciał, żeby było tak jak kiedyś, a na przykład jutro już się rozmyśli i znowu zrobi to samo? Nie chcę, żeby co rusz sprawiał mi przykrość.
  - Może masz rację. Zobaczymy jak się będzie zachowywał. - odparłam, po czym ucichłyśmy, bo rodzice podeszli z nami z jakąś parą w średnim wieku.
  - Dzień dobry. - odezwałyśmy się.
  - Dzień dobry. Nie spodziewałam się, że będziecie takie piękne. Widać, że urodę macie po mamie. - powiedziała kobieta. Uśmiechnęłam się lekko. Nie lubię takich sytuacji, bo nie wiem za bardzo jak mam się zachować. Chociaż już wiele razy mówiono nam takie rzeczy.
  - Dziękujemy. - odparłyśmy.
  - Takie córki do dla nas wielki skarb. - odezwała się mama.
  - Z pewnością. - przytaknął mężczyzna, po czym razem z żoną odeszli od nas. Zaraz znów usłyszałam dzwonek do drzwi, więc rodzice poszli do drzwi. Witanie gości zajęło jakieś 15 minut i razem z Vanessą nasłuchałyśmy się wiele podobnych komplementów. W końcu mogłyśmy odetchnąć z ulgą. Brayan z rodzicami przyszli jako trzeci. On nie podszedł do Van, ale spojrzał na nią ze smutkiem. Moja siostra też posmutniała. Ten wieczór chyba nie będzie należał do jej udanych. Współczuję jej takiej sytuacji. Ostatni przybyli Johnsonowie. Jake, gdy tylko mnie zobaczył, od razu podszedł do mnie. Vanessa zostawiła nas samych.
  - Hej Lau. - uśmiechnął się.
  - Hej Jake. - odpowiedziałam i odwzajemniałam jego gest.
  - Pięknie wyglądasz. - odparł, a ja poczułam, że moje policzki lekko się zaczerwieniły.
  - Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Co tam i ciebie słychać? - spytałam.
  - Dobrze, bo jesteś tu ze mną. - powiedział, a na jego ustach zgościł uśmiech. Chciałam coś odpowiedzieć, ale tata zastukał dwa razy w kieliszek, na co wszyscy umilki.
  - Proszę wszystkich o uwagę. - powiedział głośniejszym tonem, aby każdy go usłyszał. - Zebraliśmy się tutaj, aby uczcić 50-lecie istnienia mojej firmy architektonicznej. Jak chyba wiecie założył ją mój dziadek, ale niestety szybko zmarł, więc odziedziczył ją mój ojciec. Teraz po jego odejściu przyszła kolej na mnie. Cieszę się, że przypadł mi ten zaszczyt, aby uczcić taką rocznicę. Mam nadzieję, że firma będzie rozwijała się tak jak dotychczas lub coraz lepiej. Jednak to również dzięki wam ona działa. Myślę, że jeszcze długo będziemy ze sobą pracować. - mówił wolno, wyraźnie i z dumą w głosie. 
  - A teraz zapraszamy do stołu na kolację. - odezwała się mama. Udaliśmy się do jadalni. Usiadłam obok Jake'a, a Vanessa koło mnie. Poszukałam Brayana. Siedział cztery miejsaca od jej strony. Zauważyłam, że czasami na nią zerka, ale ona patrzy się w stół. Szkoda mi jej. Chciałabym z nią być, ale Jake cały czas mnie nie opuszcza, a ona pewnie nie chce nam przeszkadzać.
  - Smacznego. - powiedział tata i wszycy zaczęli jeść. Nabrałam na łyżkę trochę zupy. Była przepyszna. Wiadomo kuchnia Natalie jest bardzo dobra. Później na stół podano ravioli, a na końcu deser. Tiramisu. Do tego oczywiście lampka wina. Nie lubię za bardzo alkoholu, ale okazjonalnie mogę wypić trochę. Po posiłku każdy udał się do salonu. Leciała wolna muzyka, która dodawała nastroju. Dorośli podzielili się na grupki i rozmawiali. Co ja mam teraz robić?
  - To co robimy? - spytał Jake.
  - Nie wiem. Nie lubię takich przyjęć.
  - Też nie, ale musiałem przyjść. Zresztą cieszyłem się, że cię zobaczę. Tylko dlatego głównie tutaj przyszedłem.
  - Też się cieszyłam, że ty będziesz. Przynajmniej mam jakieś towarzystwo, a tak to pewnie siedziałabym z Vanessą z dala od tych ludzi.
  - Czemu ona jest taka smutna?
  - Nie mogę ci tego powiedzieć. To są jej sprawy nie poruszajmy ich.
  - Okay. - przytaknął.
  - Może pójdziemy do altanki, bo tutaj przy tych ludzich źle się rozmawia.
  - Dobrze. W sumie sam chciałem ci zaproponować, żebyśmy stąd poszli. - odparł. Wyszliśmy na taras, a potem szliśmy dróżką. Światła między rabatami świeciły, co dawało romantyczny nastrój. Wieczorem ogród będzie jeszcze piękniejszy. Doszliśmy do altanki i usiedliśmy na ławce. Od razu pochłonęliśmy w żywej rozmowie. Minuta leciała za minutą. Tak samo godziny. Nim się obejrzałam było już koło dziesiątej. Cały ogród rozświetlały lampy. Był to prześliczny widok.
  - Lau? - powiedział niepewnie Jake.
  - Tak?
  - Długo nad tym myślałem aż w końcu podjąłem decyzję.
  - Jaką? 
  - Już wiem, że nie jesteś mi obojętna. Lau, czy zostaniesz moją dziewczyną? - spytał. Totalnie mnie sparaliżowało. Nie spodziewałam się takiego pytania i to szczególnie w tej chwili. Ja nawet nie wiem, czy do niego coś czuję, a on mnie pyta o taką rzecz. Co ja mam robić? Przecież jak mu odmówię to jeszcze się na mnie obrazi. Zaś z drugiej strony w grę wchodzą moje uczucia. Nie no teraz to na pewno nie dojdę do jakiś większych wniosków. Potrzebuję trochę czasu, aby to wszystko sobie uporządkować.
  - Jake, ja... - zacięłam się. Spojrzał na nie z nadzieją. - Ja... nie wiem. Zaskoczyłeś mnie tym pytaniem. Jak sobie to przemyślę to dam ci znać. - powiedziałam i zobaczyłam smutek w jego oczach.
  - Okay, przynajmniej mi nie odmówiłaś, ale tak się czuję.
  - Proszę nie obrażaj się na mnie przez to. Nie chciałam cię urazić.
  - Wiem, ale nie zrobiłbym tego, bo chcę, żebyś była blisko mnie.
  - Ja też. - odparłam. - Wiesz, pójdę na chwilę do mojego pokoju. Wrócę tutaj za chwilę. 
  - Okay. - przytaknął. Wstałam z ławki i poszłam do domu. Udałam się do swojego pokoju. Zapaliłam światło i zobaczyłam Rossa siedzącego na kanapie, który nagle wstał. W pierwszej chwili przestraszyłam się go, bo nie spodziewałam się jego.
  - Przestraszyłeś mnie. - odezwałam się, przykładając rękę do serca. 
  - Przepraszam, nie chciałem. - powiedział i podszedł do mnie. - Ale zareagowałaś podobnie jak za pierwszym razem.
  - No może. Co ty tutaj robisz?
  - Jak to co? Przyszedłem cię odwiedzić. - uśmiechnął się.
  - Naraziłeś się na niebezpieczeństwo. Przecież ktoś mógł cię zobaczyć. - powiedziałam z wyrzutem.
  - Szybko przemknąłem. Nabrałem już dużej wprawy. Zresztą chyba większość osób była na tarasie.
  - Ale ja i Jake byliśmy w altance. Jakoś cię nie zobaczyłam.
  - No widzisz. Skoro ty mnie nie widziałaś, to inni też nie.
  - Ale i tak ryzykowałeś.
  - To miłe, że się o mnie martwisz. - uśmiechnął się.
  - Martwię się, bo przecież jesteś moim przyjacielem. - odwzajemniłam jego gest.
  - Zresztą w razie czego ubrałem się bardziej odświętnie. - powiedział. Dopiero teraz bardziej przyjrzałam się jego strojowi. Był ubrany w białą koszulę oraz czarne dżinsy, a na szyi miał luźno przywiązany czarny krawat.
  - No w sumie tak. - przytaknęłam. - Teraz jak się świeci światło to ktoś może nas zobaczyć. Byłoby źle gdyby moi rodzice dowiedzieli się, że do mnie przychodzisz w nocy. Może zabronili by nam się spotykać, a nie chcę tego.
  - Ja też. - westchnął. - Może zatańczymy?
  - Co?
  - Chcesz ze mną zatańczyć? Wolna muzyka leci, więc czemu nie. Zresztą jeszcze nigdy ze sobą nie tańczyliśmy i trzeba nadrobić zaległości.
  - Ktoś może nas zobaczyć Ross. Nie chcę ryzykować.
  - Raz możemy zaryzykować. Zresztą co ci szkodzi? - uśmiechnął się.
  - No nie wiem. - odparłam wahając się.
  - I just need one last dance with you. - zaśpiewał z uśmiechen na ustach.
  - Okay zgadzam się, ale wcale nie musiałeś śpiewać.
  - Wiem, ale tak jest oryginalniej. Zresztą wiem, że lubisz tą piosenkę.
  - Poczekaj, zrobię jedną rzecz. - odparłam, a on spojrzał na mnie zdziwiony. Podeszłam do włączynika i wyłączyłam światło. - Teraz już nikt nas raczej nie zobaczy. - powiedziałam podchodząc z powrotem do niego. Ross zaśmiał się. Położył mi rękę na talii i przyciągnął mie do siebie. Ja ułożyłam dłoń na jego ramieniu, a palce spletliśmy. Zaczęliśmy się wolno ruszać w rytm muzyki. Muszę przyznać, że podobało mi się to. Jest nawet romantycznie. Poczułam również, że moje serce oblało jakieś dziwne ciepło, którego jeszcze nigdy dotąd nie doznałam. Było to przyjemne. Jednak po chwili przypomniałam sobie o pytaniu Jake'a. Co ja mam z nim zrobić? Nie chcę go zranić. Chociaż teraz jest już smutny. Czy ja jestem gotowa na związek? Skoro umiem żyć z nim w przyjaźni to chyba jako para też sobie poradzę. No to jest łatwe. Pozostaje niestety najważniejsza sprawa. Mianowicie, czy ja coś czuje do Jake'a? Nie mam pojęcia. Jak ma wyglądać niby związek, w którym jedna osoba kocha, a druga nie? Czy czułabym się dobrze w takim związku? Jakie coraz bardziej mi wszystko gmatwa. Z dnia na dzień staje się odważniejszy. Zaczęło się od niedoszłego pocałunku, później przez pocałunek aż do teraz.
  - Czemu jesteś taka smutna? - spytał Ross, a ja westchnęłam.
  - Myślę o Jake'u.
  - Co on znowu zrobił?
  - Spytał mnie, czy zostanę jego dziewczyną. - powiedziałam, patrząc mu w oczy. Zauważyłam w nich zdziwienie, ale też smutek?
  - A ty co mu odpowiedziałaś?
  - Że nie wiem. Powiedziałam jeszcze, że muszę się nad tym zastanowić.
  - I teraz o tym myślisz, prawda?
  - No tak. - westchnęłam. - Mogłabym się zgodzić, gdybym coś do niego czuła, a tego nie wiem. 
  - Dobrze powiedziałaś, że musisz się zastanowić. Skoro nie jesteś pewna uczuć do niego to daj sobie trochę czasu na przemyślenia.
  - Gdybym się zgodziła to ty nie obraziłbyś się na mnie? - spytałam, patrząc mu w oczy.
  - Nie. Ja chcę, żebyś była po prostu szczęśliwa. To ty zdecyduj. Zresztą jestem twoim przyjacielem, więc będę przy tobie. - powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. Wiedziałam, że mówi prawdę.
  - To dobrze. - uśmiechnęłam się. Bardziej przybliżyłam się do Rossa tak, że stykaliśmy się klatkami, a ja wtuliłam się w jego tors. Zapadła pomiędzy nami cisza. Wsłuchałam się w bicie jego serca. Był to bardzo przyjemny dźwięk. Uspokajał mnie. Ta chwila mogłaby trwać dłużej, a wiem, że się skończy. W ramionach Rossa czuję się zupełnie bezpiecznie. Wiem, że przy nim mi nic nie grozi. Całkowicie mu ufam. Jednak zaraz wyłączyłam swoje myśli i całkowicie oddałam się tej chwili. Tańczyliśmy wolno z jakieś pare minut.
  - Mówiłaś, że boisz się, że ktoś na zobaczy. Teraz już się nie?
  - Nadal mi nie przeszło, ale wiesz chyba będę musiła już iść, bo powiedziałam Jake'owi, że wrócę za chwilę, a trochę już czasu minęło. Jednak nie chcę przerywać tańca z tobą, bo jest mi tak przyjemnie.
  - Tak, ja też, ale skoro już musisz iść, to idź.
  - Może siedź u mnie w pokoju aż skończy się impreza? Boję się, że ktoś cię zobaczy.
  - Jakoś się z tąd wyślizgnę. Mam już trochę wprawy.
  - Okay, skoro tak chcesz.
  - Wyjdę, jak już pójdziesz. Nie bądźcie z Jake'iem w altance, bo jeszcze mnie zobaczy.
  - Dobrze, to pa Ross.
  - Pa Lau. - odpowiedział, po czym odsunął się ode mnie. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, ale w progu zatrzymałam się. Odwróciłam się i uśmiechnęłam się do niego, a Ross odwzajemnił mój gest. Zamknęłam drzwi. Zeszłam na dół. Zauważyłam, że Jake rozmawia z Brayanem. Rozejrzałam się po salonie w poszukiwaniu Vanessy, ale nie było jej. Może jest w pokoju, albo w ogrodzie. Pewnie unika Brayana. Na jej miejscu chyba postąpiłabym tak samo. Chociaż przyjaźń z Rossem, albo Jake'iem, ratowałabym. Nie chcę, żeby któryś z nich się ode mnie odwrócił, ale tak się może stać, gdy z którymś się zwiążę. Jake już wykonał pierwszy krok w tą stronę. Zgodzić się? Nawet jeśli tak, to Jake pozwoli mi się spotykać z Rossem? Jeśli by mi tego zabronił to sprzeciwiłabym się temu. Nie mogłabym przestać widywać się z Rossem, bo przecież to jest mój przyjaciel. Nie wiem, czy mam się zgodzić. Jak w ogóle będzie wyglądał ten związek skoro ja chyba go nie kocham? Byłoby nam dobrze? Och Jake, dlaczego zapytałeś mnie o to akurat dzisiaj? Teraz to już wszystko mi się pokąplikowało. Jednak nie chcę go stracić, gdybym mu odmówiła. No trudno jakoś sobie poradzę. Wiedziałam, że w końcu będę musiała wybrać jednego z nich jako chłopaka. Czyli, że będzie to Jake? Ross przecież nie zapytał mnie o to, ani nie powiedział, że coś do mne czuje. Może tak jest lepiej? Przecież gdyby oboje coś do mnie czuli to byłoby mi jeszcze trudniej wybrać. Ross chyba nic do mnie nic czuje. Ale, czy ja jestem w nim może zakochana? Nie, chyba nie. Nie wiem. Naprawdę ja jestem taka głupia, skoro nie umiem dojść do tego, czy kogoś kocham? Nie mam doświadczena w takich sprawach. Dziewczyny w moim wieku pewnie miały już kilku chłopaków i przeżyły zerwania, a ja nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Ja chyba po prostu za dużo rozmyślam. Ale to nie jest nic złego, bo wolę wszystko przynajmniej odrobinę przemyśleć niż wcale. Taka już jestem i tego nie zminię. Może w koćnu uda mi się stwierdzić, czy jestem zakochana w Rossie lub Jake'u, ale jak na razie to tego niestety nie wiem. Może z czasem wyjaśnienie samo przyjdzie. No przynjmniej mam taką nadzieję.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam podoba się rozdział? Myślę, że nie jest taki zły, ale nie jest taki jaki chciałam. Skopałam scenę Raury. Wyszła mi inaczej niż w mojej wyobraźni. No trudno jakoś to przeboleję. Podobał wam się choć trochę ten fragment? Jak myślicie Laura zgodzi się zostać dziewczyną Jake'a? Na wyjaśnienie musicie poczekać do następnego rozdziału.
Do napisania!!!

Liczę na komentarze!

9 komentarzy:

  1. Super rozdział :*
    Ja nie chcę Jaury xD.
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział :*
    Cudowna była ta scenka z Raurą
    Chce takich więcej scenek
    Ciekawi czy Laura będzie dziewczyną Jake
    Czekam na następny :*
    A i zapraszam do mnie
    pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział czekam na neksta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny < 3
    Mam nadzieje, że Jaury nie będzie.
    Scenka raury najbardziej mi się podobała i chciałabym takich więcej :)
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :)
    Nie mogę doczekać się nexta!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny!
    Błagam Żeby Laura się nie zgodziła.
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie chce aby Laura była z Jake'iem :/ Scenka Raury !! <3
    A tak poza tym rozdział wyszedł ci boski ! Kocham <3
    No nic czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )