"There’s no one else like you; one of a kind and I’m a lucky guy ‘cause you’re all mine." ~ "Tutaj nie ma nikogo jak Ty; jesteś jedyna i jestem szczęśliwy, ponieważ jesteś cała moja." - Fallin' For You
~Los Angeles, 08.08.2015r.~
★Laura★
Leżę na lóżku i słucham piosenek. Jest już 22:00. Dziś już wypisali Rossa ze szpitala. Przez cały ten tydzień odwiedzałam go i siedziałam po kilka godzin z nim. Ross na szczęście szybko zdrowiał. Na prawdę cieszę się, że już wyszedł ze szpitala. Jednak pare spraw chodzi mi cały czas po głowie. Zerwałam z Jake'iem i teraz czekam aż Ross wyjawi mi swoje uczucia. Domyślam się, że on też mnie kocha. W sumie mogłabym pierwsza wyznać mu to, ale trochę się boję. Wolę, żeby to on zrobił pierwszy krok, bo potem będzie już z górki. O tak, teraz marzę tylko o tym, żebyśmy byli razem. Na prawdę bardzo tego chcę. Ten związek byłby taki normalny, bo ten z Jake'iem nie był dobry. Dobrze się z nim dogadywałam, ale nie kochałam go i to utrudniało całą sprawę. Z Rossem będzie inaczej. Już to czuję. W tym tygodniu wydarzyła się też jeszcze jedna rzecz. Mianowicie Vanessa i Riker zostali parą. Cieszę się szczęściem mojej siostry, bo w końcu odnalazła swoją miłość. Całymi dniami chodzi uśmiechnięta od ucha do ucha. Sama chciałabym tak się zachowywać. Na prawdę chcę być z Rossem, bo to kocham. Raczej dziś do mnie nie przyjdzie, bo przecież dopiero co wyszedł ze szpitala i rana mu się zagoiła. Chociaż z Rossem to nigdy nic nie wiadomo. On ciągle mnie zaskakuje. Nagle usłyszałam, że dostałam wiadomość. Spojrzałam na telefon. Od Rossa. Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nacisnęłam na wiadomość. Przyjdź pod wierzbę. Czekam na Ciebie. - przeczytałam. Co? To on jedak przyszedł? Muszę do niego iść. Wstałam z łóżka i poszłam do garderoby, z której wzięłam bluzę. Zabrałam jeszcze koc, po czym wyszłam na balkon i zeszłam po pergoli. Pamiętam jak za pierwszym razem bałam się to zrobić. Teraz to nie stanowi dla mnie żadnego problemu. Szybko przebiegłam za drzewkami i znalazłam się koło wierzby. Rozchyliłam gałązki. Było ciemno, ale zobaczyłam Rossa. Oierał się o pień. Gdy mnie zobaczył, odsunął się od niego.
- Hej Ross - odezwałam się, podchodząc do niego.
- Hej Lau - odpowiedział i uśmiechnął się do mnie.
- Nie sądziłam, że przyjdziesz. Przecież dziś wypisali cię ze szpitala i nie pownienieś jeszcze się przemęczać, a szczególnie musisz uważać na twój bok - powiedziałam z lekkim wyrzutem.
- Nic mi nie jest. Nie musisz się tak o mnie martwić. Przejście przez bramę nie stanowiło dla mnie większego problemu, ale już nie chciałem przychodzić do twojego pokoju.
- A boli cię jeszcze? - spytałam, dotykając jego ranny bok.
- Już nie - odparł. Zauważyłam, że spoważniał. - Laura, muszę ci w końcu wyznać całą prawdę - powiedział twardym tonem.
- Jeśli chcesz to mów. Słucham cię - odpowiedziałam. Ross westchnął ciężko i oparł się o pień wierzby. Ja nadal stałam przed nim. Na chwilę zapanowła cisza. Widziałam, jak przez jego twarz przechodzi wiele uczuć na raz. Nie potrafiłam określić, co teraz czuje.
- Wszystko zaczęło się rok temu - zaczął. - Odprowadzałem mojego przyjaciela do domu, bo wracaliśmy z imprezy, a on był bardzo pijany. Ja taki nie byłem. Teraz już nie mieszka w LA, bo przeprowadził się do Nowego Jorku, ale nie ważne. Gdy już go doprowadziłem do domu, to zacząłem wracać do swojego. Jednak zatrzymały mnie jakieś dziwne odgłosy dobiegające z banku, który był niedaleko jego domu. Poszedłem tam, żeby sprawdzić, co się dzieje. Wtedy zobaczyłem złodziei, którzy kradną pieniądze. Chciałem zadzwonić na policję i już nawet miałem telefon w ręce, gdy nagle oni mnie zobaczyli. Wyszli z trobami z banku i zaczęli mnie gonić. Uciekałem, aż skręciłem w jakąś uliczkę. Myślałem, że ona gdzieś prowadzi, ale był to ślepy zaułek. Byłem w pułapce - przerwał na chwilę. Ja byłam w podobnej sytuacji. Wiem jak to jest być sam na sam z jakimiś opryszkami. Widzę też z jakimi emocjami Ross to opowiada. - Nie miałem drogi do ucieczki. Mógłbym przedostać się na drugą stronę muru stając na śmietnikach, ale nie starczyło mi na to czasu. W wejściu pojawili się oni. Szli w moją stronę z pistoletami w ręku. Sądziłem, że zginę, że już po mnie. Nie miałem z nimi żadnych sznas. Nie dość, że było ich dwóch i byli wysocy i barczyści, to jeszcze mieli broń. W duchu czekałem na jakiś cud, że jakoś uda mi się ujść z życiem. Zbliżali się do mnie aż przyparli mnie do muru, a jeden z nich, był to Josh, przyłożył mi lufę do skroni. Drugi, czyli John natomiast stał i mi się przyglądał z mordem w oczach, ale nie zrobił mi nic. Tylko na mnie patrzył. Ten pierwszy już trzymał palec na spuście, gdy nagle tamten powiedział: Zostaw go, Josh. Może nam się przydać. Jest młody i zwinny. Gdy nie czułem już pisotletu na skroni, ulżyło mi i to nie masz pojęcia jak bardzo. John, jednak dodał po chwili: Darujemy ci życie, jeśli nie powiesz o tym polciji i będziesz dla nas pracował. Będziesz wykonywał nasze zadania. Spokojnie, nie będziesz musiał nikogo zabijać. Twoje zadanie będzie polegało tylko na wyłączeniu kamer i innych takich rzeczy. Po jakimś czasie damy ci wolność. Zgadzasz się na taki układ? Jeśli tego nie zrobisz, zabiję cię bez zawahania. Decyduj. Życie albo śmierć. Oczywiście wybrałem życie, co za tym szło, pracowanie dla bandytów. Nie czułem się dobrze z myślą, że będę brał udział w jakiś akcjach. Nie mogłem też powiedzieć o tym policji, bo sam byłem w to zamieszany. Miałem związne ręce. Chociaż teraz jak na to patrzę, to mogłem się niby zgodzić na ich układ, a potem pójść na policję. Nie wiem, dlaczego tak nie zrobiłem. Chyba dlatego, że było to dla mnie wystrząsające przeżycie. Cudem uszedłem z życiem. Ech, mogłem się nie zgadzać. Wtedy nie musiałbym ciebie im oddawać. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Jednak nie mam wpływu na decyzje z przeszłości - przerwał na chwilę. - Po wykonianiu zadania z twoim udziałem, dali mi obiecaną wolność. Wiedzieli, że nie doniosę na nich policji, bo sam bym na tym ucierpiał i pewnie tak się stanie niedługo - westchnął.
- Wątpię, żeby wsadzili cię do więzienia - odpowiedziałam. - Jak wyglądały twoje zadania?
- Nie brałem znacznego udziału nich. Moje zadanie polegało na wyłączeniu alarmu i kamer. Oni zajmowali się obezwładnianiem ochroniarzy i kradzieżą. Cały czas napadli tylko na banki. Nie zabijali nikogo, żeby nie zwraciać na siebie dużej uwagi. Zresztą po takiej akcji znikali na jakiś miesiąc lub dwa, a potem się pojawiali i dawali mi podobne zadania. Niestety dowiedzieli się o moim rodzeństwie i szantażowali mnie, że ich zabiją, gdy nie chciałem wykonać ich polecenia. Ja zawsze się zgadzałem. Tak też było w twoim przypadku. To było najtrudniejsze zadanie, jakie wykonałem, a na początku wydawało mi się banalne. Jednak moje zdanie na ten temat ulegalo zmienie wraz z bliższym poznaniem ciebie - na chwilę przerwał i odsunął się od pnia. Stanął naprzeciwko mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. - Po dostaniu tego zadania postanowiłem, że się w tobie nie zakocham, bo to utrudniałoby oddanie ciebie im. Na początku łatwo było mi zachować dystands i uważałem na to co robię i mówię. Jednak wraz z coraz lepszym poznawaniem ciebie, moja bariera się łamała. Zacząłem dłużej ci patrzeć w oczy, mówić ci komplementy, żeby zobaczyć, jak się rumienisz. Na to sobie pozwalałem, ale nie chciałem dopuścić do pocałunku. Wtedy, gdy spałaś w moim pokoju, już przełamywałem moją barierę. Wtedy zaczynałem sobie uzmysławiać, że się w tobie zakochałem, ale nie dopuszczałem tej myśli. Potem postanowiłem zabrać cię do stadniny, żeby spełnić twoje marzenie, ale też, żeby spędzić dużo czasu z tobą. Przecież po oddaniu cię, mogłem ciebie już nigdy nie zobaczyć, bo nie wiedziałem, co oni ci zrobią - przerwał na chwilę. Ani na moment nie spuśszczał ze mnie wzoroku. Zersztą teraz nadochdzi chwila, na którą czekam od tego tygodnia. Serce już mi szybko bije. - Wtedy, gdy się żegnaliśmy to znowu chciałem cię pocałować. Miałem początkowo wątpliwości, ale postanowiłem ponieść się chwili i stało się. Złamałem ostatnią barierę. Byłem już całkowicie pewny, że jestem w tobie zakochany. Ta myśl cieszyła mnie, ale najgorsze było to, że miałem cię im oddać. To było nie do zniesienia. Najgorsze były ostatnie dni, a pierwszy sierpnia - przerwał. - To było okropne. Żyć z myślą, że mogę się przyczynić do może śmierci osoby, którą kocham. W dniu, gdy oni cię zabrali moje serce rozpadło się na kawałki. Cierpiałem i to bardzo. Nie mogłem uwierzyć, że to się stało. Myślałem, że cię straciłem na zawsze. Jednak postanowiłem, że pójdę do twoich rodziców i powiem im prawdę. Tak zrobiłem i dzięki temu mogłem brać udział w ratowaniu ciebie. Nie masz pojęcia przez co ja przechodziłem przez dni poprzedzające dzień, w którym miałem ciebie oddać - przerwał. - Teraz już znasz prawdę. Możesz teraz mnie odrzucić i już się nigdy nie odezwać, bo masz do tego prawo. Bo co to za przyjaciel, który oddaje bliską osobę bandytom? Żaden. Nie wiem, czy zasługuję na twoje wybaczenie. Ale zanim coś zdecydujesz musisz wiedzieć, że jesteś dla mnie bardzo ważna i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Po prostu kocham cię i to bardzo. Tak, kocham cię Lau całym moim sercem i ono należy do ciebie - mówił, cały czas patrząc mi w oczy. Ja dosłownie tonęłam w jego oczach. - Lau, wybaczysz mi, że oddałem cię tamtym bandytom? Wiem, że możesz już się do mnie nie odezwać, ale proszę odpowiedz mi na to pytanie. Wybaczysz mi? - spytał z nadzieją w głosie. Ja już nie mogłam się powstrzymać i pocałowałam go, ale zaraz się odsunęłam. Wbiłam wzrok w ziemię. Poczułam, że się rumienię, a serce bije mi szybciej. Po chwili Ross chwycił mój podbródek i uniósł moją głowę ku górze tak, że mogłam spojrzeć mu w oczy. Zauważyłam, że się uśmiecha.
- Czy to oznacza, że tak?
- Tak, wybaczam ci, Ross. Nie mogłabym się na ciebie obrazić, ponieważ cię kocham - odpowiedziałam i nim się zorientowałam, poczułam wargi Rossa na moich ustach. Moje serce oblała fala gorącego szczęścia. Odwzajemniłam pocałunek i zarzuciłam ręce na jego kark. Ross objął mnie w talii i przybliżył do siebie tak bardzo, że nie pozostało ani odrobiny miejsca pomiędzy naszymi ciałami. Zatonęliśmy w namiętnych pocałunkach, a ja nie chciałam kończyć tej cudownej chwili. Jednak, gdy zabrakło nam powietrza w płucach, oderwaliśmy się od siebie, ale nadal byliśmy bardzo blisko. Tak blisko, że czułam jego ciepły oddech na moich ustach. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. To spojrzenie wyrażało więcej niż tysiąc słów.
- Lau, zostaniesz moją dziewczyną? - spytał.
- A nie wiem zastanowię się jeszcze - odpowiedziałam figlarnym głosem.
- Dobrze, będę na ciebie czekał, bo warto - uśmiechnął się i tym razem to ja jego pocałowałam. - Czy to znaczy, że już się zgodziłaś? - wyszeptał w moje wargi.
- Może? - odpowiedziałam figlarnie.
- Uznam to za tak - odparł i ponownie złączył nasze usta w pocałunku. Znów zatraciliśmy się w sobie. Jejku, jak ja go kocham. To szczęście, że go mam jest nie do opisania. Po dłuższej chwili odsunęliśmy się od siebie. Jak zawsze rozłożyliśmy koc i położyliśmy się na nim, ale teraz z jednym wyjątkiem - wtuliłam się w Rossa, a on mnie obejmował. Znów leżymy pod rozgwieżdżonym niebem. Teraz jest ono wiele piękniejsze. Spojrzałam na nasze gwiazdy. Dziś ich nazwa się zgadza. Together Forever. Chciałabym, żebyśmy byli razem na zawsze.
- Wiesz, bałem się, że inaczej zareagujesz na to, co ci powiedziałem o mojej przeszłości - powiedział Ross.
- Nie umiałabym się tak nagle od ciebie odwrócić, bo jest dla mnie z byt ważny. Zresztą pracowałeś dla tych bandytów tylko dlatego, żeby ochoronić rodzeństwo i własne życie, więc nie świadczy to o tym, że robiłeś to z własnej przyjemności - odpowiedziałam.
- Dzięki, że mnie zrozumiałaś - uśmiechnął się do mnie. - Jednak teraz pewnie wezwą mne na komisariat, żeby mnie przesłuchać. Może trafię za kratki. Nie chcę teraz siedzieć w więzieniu, gdy mam już ciebie - powiedział smutno i westchnął.
- Nie martw się o to, Ross. Na pewno nie trafisz do więzienia. Przecież nie robiłeś tego dla siebie.
- Wiem, ale pewnie nie obędzie się bez procesu sądowego.
- Jakby co, to nakłonię tatę, żeby znalazł ci porządnego adwokata. Zobaczysz Ross, że wszystko się dobrze ułoży - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
- Mam nadzieję, bo nie chciałbym ciebie stracić.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam, po czym pocałowaliśmy się krótko. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Wiesz, że ja ci już wcześniej wyznałam miłość? - powiedziałam.
- Tak? Kiedy?
- Gdy straciłeś przytomnoć, po tym jak cię postrzelili. Wtedy zaczęłam mówić, żebyś otworzył oczy i inne takie, a w końcu powiedziałam, że cię kocham i powtórzyłam to wielokrotnie.
- Szkoda, że tego nie słyszałem - westchnął. - A tak w ogóle to powiedz mi teraz szczerze, dlaczego zerwałaś z Jake'iem? Wiem, że coś ukryłaś. Teraz możesz mi powiedzieć.
- Mówiłam ci tylko, że zerwałam z nim, bo nic do niego nie czuję, ale rówie dobrze mogłam zrobić to już wcześniej, używając tego argumentu. Jednak najważniejszą sprawą było to, że cię kocham. Wtedy w szpitalu nie powiedziałam ci o tym, bo nie wiedziałam, czy ty coś do mnie czujesz.
- Widzisz, jak ja cię dobrze znam? Wiedziałem wtedy, że nie zdradziłaś mi wszystkiego. Jednak cieszę się, że byłem głównym powodem waszego rozstania - uśmiechnął się.
- Cieszę się, że cię mam. Nie wyobrażam sobie, żeby mi ciebie teraz zabrakło - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
- Ja też nie widzę już przyszłości bez ciebie. Kocham cię, Lau - odparł, a na dzwięk tych dwóch pięknych słów, moje serce zabiło szybciej.
- Ja ciebie też, Ross - odpowiedziałam, po czym pocałowaliśmy się. Czas znów stanął dla nas w miejscu i nic się nie liczyło w tej chwili. Po dłuższym czasie oderwaliśmy się od siebie. Wtuleni w siebie w ciszy patrzyliśmy na gwiazdy. Te chwile są piękne. Chcę zapamiętać je, aby na starość je wspominać. Każda sekunda spędzona z Rossem sparawia mi mnóstwo radości. Jestem teraz taka szczęśliwa. Nawet nie umiem opisać tego słowami. Nigdy się jeszcze tak nie czułam. Na prawdę kocham Rossa całym moim sercem. Najlepsze jest to, że on odwzajemnia moje czucia. Miesiąc temu tylko marzyłam o chłopaku, który skradnie mi serce i będze mnie kochał. Wtedy to były moje marzenia. Teraz się spełniły. Przez tą przeprowadzkę do Los Angeles tak dużo zmieniło się w moim życiu. Mam wspaniałych przyjaciół i chłopaka. Przeżyłam wiele wrażeń podczas ostatnich dni. Nie chcę o tym pamiętać, ale te chwile zakodowały się w mojej głowie. Co noc budzę się z krzykiem, bo widzę tych bandytów albo jak oni postrzelają Rossa, a on później umiera. To są moje koszmary. To są wydarzenia, które chciałabym wyrzucić z moich myśli. Jednak i tak więcej przytrafiło mi się dobrych rzeczy niż tych złych. Moje życie na prawdę się zmieniło. Zmieniło się na lepsze. Mam to czego kiedyś pragnęłam. Przyjaciół i kochającego chłopaka. Cieszę się, że te marzenia się spełniły. Mam nadzieję, że kolejne pragninia również staną się realne. Ale to już jest dalsza przyszłość. Teraz muszę cieszyć się tymi chwilami, którą spędzam z Rossem. Czas pokaże jak potoczą się nasze losy.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Na początku chcę wam podziękować za ponad 20000 wyświetleń! Dziękuję wam i to bardzo. Jesteście wielcy. :*
Podoba wam się rozdział? Jest trochę krótki, ale mam nadzieję, że tak, bo w końcu jest Raura! Jej! Posłodziłam trochę, ale jestem zadowolona z całego efektu. Teraz wszystko się uspokoi, a potem będzie kolejny zwrot akcji, ale na tem temat wam nic nie zdradzę. Zbaczycie co wymyśliłam.
Do napisania!!!
Ps. Z okazji Wielkanocy chcę wam złożyć życzenia:
Kolorowych jajeczek,
rozczochranych owieczek,
rozkicanych króliczków,
pyszności w koszyczku,
a przede wszystkim
mokrego ubrania
w dniu wielkiego lania!
Życzy Emi Delly :*
Strony
▼
piątek, 25 marca 2016
sobota, 19 marca 2016
One Shot ,,Żyj pełnią życia póki jeszcze możesz, bo każdy dzień może być twoim ostatnim.''
Nazywam się Ross Lynch. Mam 18 lat. Posiadam trójkę rodzeństwa i przyjaciela. Razem tworzymy zespół R5 i jesteśmy znani na całym świcie. Życie idealne? Nie. Muszę powiedzieć wam bardzo ważną i najgorszą rzecz. Jestem chory. Śmiertelnie chory. Mam białaczkę. Dowiedziałem się o tym tydzień temu i moje życie odwróciło się o 360 stopni. Rozwiązaliśmy zespół, fani się zawiedli i straciłem ,,przyjaciół". Zostało mi tylko rodzeństwo, Ellington oraz rodzice. Gdy dowiedziałem się, że jestem chory, nie mogłem w to uwierzyć. Ja? Wiecznie zdrowy? Nagle zapada na białaczkę, a droga tej choroby zmierza tylko w jednym kierunku... Szanse na wyzdrowienie są bardzo małe, wręcz niemożliwe. Jednak nie chcę tracić nadziei. Ja chcę żyć! Nie chcę umierać! Jeszcze nie osiągnąłem wszystkiego. Jednak pewnie spełnianie marzeń pewnie nie będzie mi już dane. Teraz jestem w szpitalu. Nigdy ich nie lubiłem, a teraz będę spędzał tutaj moje ostatnie dni. Jednak nie jest tu tak źle, ponieważ poznałem pewną dziewczynę. Nazywa się Laura Marano, jest w moim wieku i też jest chora na białaczkę. Jednak ona leczy się już od dwóch lat i nie ma postępu. Ze mną będzie pewnie tak samo. Bardzo ją polubiłem. Jak na śmiertelnie chorą jest wesoła i ciągle się uśmiecha. Jest taka pełna życia. Nie wiem jak ona to robi, że potrafi się śmiać. Ja odkąd się dowiedziałem, że jestem chory, nie umiem się wysilić choć na odrobinę uśmiechu. Ta choroba mnie dobija.
Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, więc odwróciłem się od okna, przy którym siedzę i patrzę na park. W wejściu zobaczyłem Laurę. Jak zawsze była uśmiechnięta. Gdy ją zobaczyłem kąciki ust same powędrowały mi ku górze. Tylko ona potrafi sprawić, że się uśmiecham.
- Cześć Ross - odezwała się wesołym głosem.
- Cześć Laura - odpowiedziałem, a ona podeszła do mnie i usiadła na krześle, które stało naprzeciwko mnie. - Możesz mi wytłumaczyć jedną rzecz? - zapytałem.
- Jaką?
- Dlaczego jesteś taka wesoła mimo choroby?
- Ponieważ kieruję się moim życiowym mottem, które sama wymyśliłam.
- A co to za motto?
- Żyj pełnią życia póki jeszcze możesz, bo każdy dzień może być twoim ostatnim - powiedziała. Przetrawiłem te słowa jeszcze raz w głowie. - Wiesz, tobie też radzę się nim kierować. Jesteś ciągle smutny. Musisz trochę wyluzować i myśleć pozytywnie. Szkoda marnować dnia dla siedzenia przed oknem i użalania się nad sobą. Życie jest krótkie i trzeba je jak najlepiej przeżyć, póki jeszcze możemy - powiedziała z entuzjazmem.
- Wiesz, chyba muszę zacząć tak robić. Ty nie myślisz o swojej chorobie?
- Nie myślę, bo to jest dla mnie fakt dokonany. Straciłam już nadzieję, że wyzdrowieję. To jest niemożliwe i wiem, że umrę. Lekarze mnie podtrzymują na duchu, ale ja wiem, że nie ma dla mnie nadziei - odparła pewnym głosem.
- Dlaczego tak myślisz? Powinnaś choć trochę wierzyć, że wyzdrowiejesz.
- Ty Ross dopiero co się dowiedziałeś o chorobie, a ja jestem już w szpitalu od dwóch lat. Ty jeszcze masz nadzieję, a ja już nie. Fakt, miałam ją na początku. Jednak zniknęła, gdy rok temu umarła moja przyjaciółka. Też miała białaczkę. Poznałyśy się dzięki temu, że byłyśmy w jednej sali. Gdy ona odeszła, uzmysłowiłam sobie, że ja tak samo skończę i nie ma dla mnie już nadziei. Pogodziłam się już tym, że umrę. Nie boję się śmierci, bo będzie ona wybawieniem z mojego cierpienia - powiedziała. Zapanowała cisza. W głowie jeszcze raz trawiłem jej słowa. Ma rację. Białaczka to śmiertelna choroba i nie ma innego wyjścia jak śmierć. Jednak ja chyba się jej boję. Nie chcę jeszcze odchodzić z tego świata.
- A masz jakieś marzenia? - zapytałem po chwili.
- Tak, mam trzy - odpowiedziała.
- Jakie?
- Nie jest to wyleczenie się, bo jest niemożliwe, ale mam trzy marzenia, które są takie oczywiste dla zdrowego człowieka. Chcę przeżyć swój pierwszy pocałunek, poznać smak miłości oraz... - przerwała. Zauważyłem, że się zarumieniła.
- Oraz? - zachęciłem ją do wyjaśnień.
- Oraz przeżyć swój pierwszy raz - powiedziała, jeszcze bardziej czerwieniejąc.
- Nie musisz się tego wstydzić, to jest normalna rzecz - uśmiechnąłem się.
- Tak wiem, ale mi pewnie nie będzie dane tego doświadczyć - westchnęła.
- Dlaczego?
- Ponieważ chcę, żeby te trzy rzeczy były z chłopakiem, którego kocham i który odwzajemniałby moje uczucia. Kto by chciał taką dziewczyną, która ma białaczkę i stoi już jedną nogą w grobie?
- Laura, na pewno znajdzie się ktoś taki. Ty jesteś niezwykła i masz w sobie mnóstwo życia. Nie trać również na to nadziei, bo to jest bardziej możliwe niż wyleczenie się - powiedziałem i chwyciłem ją za dłoń. Laura spojrzała na moją rękę, a po chwili na mnie. Nasze spojrzenia się spotkały. Poczułem dziwne uczucie w sercu. Takie przyjemne ciepło.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałeś. Nie robi tego dużo osób - uśmiechnęła się.
- Nie ma za co - odwzajemniłem jej gest. - Dlaczego mi to wszystko powiedziałaś? Przecież nie znasz mnie za dobrze.
- Wiem, ale wydajesz się być bardzo sympatyczny. Zresztą wiesz przez co przechodzę, bo sam jesteś chory.
- Tak, to prawda. Może przez to tak dobrze się dogadujemy?
- Może tak. Zostaniemy przyjaciółmi?
- Zgadzam się - uśmiechnąłem się - Obiecuję, że będę przy tobie to końca twoich dni, które mam nadzieję, że szybko nie nadejdą.
- Ja też. Chcę cię bliżej poznać i znów móc komuś całkowicie zaufać.
- Jestem tą osobą.
- Dobrze, tak więc od dzisiaj jesteśmy przyjaciółmi - powiedziała radośnie.
~*~
Od tamtej rozmowy minął miesiąc. Spędziłem z Laurą każdy dzień. Poznała moje rodzeństwo i zaprzyjaźniła się z nimi. Ja rówież miałem okazję porozmawiać z jej rodzicami, bo rodzeństwa nie ma. To były na prawdę wesołe chwile. Przyjąłem motto Laury i żyłem nim. Przecież nie wiadomo kiedy umrę, więc muszę się nacieszyć życiem póki mogę.
Jednak przez ten miesiąc zmieniło się coś jeszcze. Mianowicie, zakochałem się w Laurze. Zakochiwałem się w niej każdego dnia i każdego dnia była mi coraz bliższa i coraz bardziej nie chciałem jej stracić. Bałem wyznać jej moje uczucia, bo co jeśli ona nie odwzajemnia ich? Jednak postanowiłem zaryzykować i posłuchać jej motta.
Teraz właśnie jedziemy za miasto. Udało mi się jakoś wyciągnąć Laurę ze szpitala, mimo że lekarze na początku mieli obawy. Chcę pokazać jej pewne miejsce, które znam tylko ja. Często przychodziłem tam, żeby mieć chwilę spokoju od życia sławnego chłopaka. Pisałem piosenki, bo często mnie coś natchnęło. Wtedy też myślałem o moim życiu, o marzeniach. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będę ciężko chory. Moje życie było idealne, ale brakowało mi miłości. Teraz ją znalazłem. Tak, dziś wzynam uczucia Laurze. Już muszę to zrobić, bo jestem stu procentowo pewny, że ją kocham i chcę z nią być do końca moich lub jej dni. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z samochodu.
- Ross, gdzie my jesteśmy? - zapytała. No tak jesteśmy w lesie, więc ma prawo być zdziwiona.
- Jeszcze nie jesteśmy na miejscu. Dalej musimy iść na nogach - odpowiedziałem.
- No to chodźmy.
- Poczekaj, tylko jeszcze wezmę koc - odparłem i wyciągnąłem go z samochodu. Zaczęliśmy iść. W końcu dotarliśmy na miejsce. Moim oczom ukazało się nie duże jezioro oraz drewniany pomost, który sięgał prawie do jego połowy. Dookoła wody był las. Jak ja dawno tutaj nie byłem. Tutaj można całkowicie się odprężyć i zapomnieć o troskach.
- Wow, jak tu jest pięknie - odezwała się Laura, która podziwiała ten widok.
- Tak wiem. To jest miejsce, które znam tylko ja, a teraz i ty.
- Czuję się zaszczycona z tego powodu - uśmiechnęła się.
- Chodźmy może na pomost - zaproponowałem, a Laura tylko przytaknęła głową. Poszliśmy na pomost, a ja rozłożyłem koc.
- Kto ostatni w wodzie ten głupi! - krzyknęła radośnie Laura, po czym w ubraniach wyskoczyła do wody. Zaraz zrobiłem to samo i wypłynąłem naprzeciwko jej. Byliśmy bardzo blisko siebie. Zapragnąłem ją pocałować. Zacząłem się do niej zbliżać, ale nagle ona mnie ochlapała wodą i zaśmiała się przy tym. Zrobiłem to samo. Rozpoczęliśmy bitwę na chlapanie i podtapianie się. Cały czas się śmialiśmy. Ogólnie świetnie się bawiliśmy. W końcu wyszliśmy z wody, bo zrobiło nam się zimno. Mieliśmy tylko jeden koc, więc przysunęliśmy się blisko siebie i opatuliliśmy się nim. Po kilku chwilach zrzuciliśmy go i położyliśmy się na nim. Leżeliśmy na boku naprzeciwko siebie. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. W jej zobaczyłem ogromną radość. Ani grama smutku czy strachu. Tylko radość. Muszę teraz wyznać jej moje uczucia. To jest odpowiednia chwila.
- Laura, muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego - zacząłem.
- Co takiego? - zapytała.
- Lau, ja się w tobie zakochałem - powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. W pierwszej chwili zauważyłem, że się zdziwiła, ale zaraz szeroko się uśmiechnęła.
- A wiesz, że ja w tobie też? - odpowiedziała radośnie.
- Na prawdę? - spytałem z niedowierzeniem.
- Tak, na prawdę - odparła, a ja uśmiechnąłem się szeroko.
- Wiesz, bałem się ci to wyznać, ale postanowiłem posłuchać twojego motta i odważyłem się.
- To dobrze, bo ja też się bałam. Chyba już od początku coś do ciebie czułam i to uczucie rosło wraz z dniami.
- Też tak miałem. Zakochiwałem się w tobie coraz mocniej każdego dnia - odpowiedziałem.
Zapanowała cisza, która mijała nam na wpatrywaniu się w swoje oczy, a jej wyrażały ogromną radość. Moje pewnie też. Już dawno nie byłem taki szczęśliwy. Nagle znów zapragnąłem ją pocałować. Zacząłem się do niej zbliżać, a gdy nasze usta dzieliły tylko centymetry, zatrzymałem się, bo Laura nie wykonywała żadnego ruchu. Pomyślałem, że może tego nie chce. Jednak po chwili poczułem jej wargi na swoich. Moje ciało zalała fala gorącego szczęścia. Odwzajemniłem pocałunek, pogłębiając go. Z każdą sekundą całowaliśmy się coraz namiętniej. W końcu sam nawet wiem kiedy, ale znalazłem się nad Laurą i wspierałem się na łokaciach, które miałem po obu stronach jej głowy. Oderwałem się od jej ust i zacząłem całować jej szyję. Laura cicho jęczała, co mnie podniecało. Wsunąłem ręce jej pod mokrą koszulkę i gładziłem jej brzuch. Po chwili ściągnąłem jej ją, a ona zrobiła to samo z moją koszulą. Zaraz też pozbyliśmy się spodni i zostaliśmy w samej bieliźnie. Zacząłem schodzić pocałunkami ze szyi na dekolt i coraz niżej. Gdy byłem koło gumki od majtek, z powrotem wróciłem do jej ust. Całowaliśmy się namiętnie i zachłannie. Wsunąłem ręce pod jej plecy i rozpiąłem jej stanik. Oderwałem się od jej ust i zacząłem całować jej piersi. Laura głośno jęczała, co jeszcze bardziej mnie podniecało i pragnąłem więcej. W końcu ściągnąłem jej majtki i to samo zrobiłem z moimi bokserkami. Wyciągnąłem z kieszeni spodni prezerwatywę i założyłem ją na członka. Pocałowałem Laurę.
- Jesteś tego pewna? - wyszeptałem w jej usta.
- Tak - odparła i znów ją pocałowałem. Gdy się całowaliśmy, wszedłem w nią i oboje jęknęliśmy. Zacząłem rytmicznie poruszać się w górę i w dół.
- Szzzbciej Rossss - wyjęczała Laura, a ja zrobiłem to co chciała. W końcu wykonałem ostatnie pchnięcie i padłem obok Laury. Uspokajaliśmy swoje przyspieszone oddechy. Wow. Nie spodziewałem się, że dojdzie do tego. To wyszło tak spontanicznie. Niczego nie planowałem. Ubraliśmy się, po czym Laura położyła się na moim torsie, a brodę oparła na moim mostku. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
- Dziękuję, Ross - odezwała się.
- Za co?
- Za to, że spełniłeś moje trzy marzenia. Teraz mogę umierać - odpowiedziała, a ja na ostatnie słowo posmutniałem trochę.
- Nie, nie możesz umrzeć. Nie chcę cię teraz stracić. Jesteś dla mnie zbyt ważna i zbyt mocno cię kocham - powiedziałem z żalem.
- Ja też nie chcę cię stracić, ale przecież wiesz jak skończy się nasza historia. Oboje umrzemy. Pewnie najpierw jedno, potem drugie.
- Nie mów tak, Lau. Nie myślmy o śmierci, lecz cieszmy się sobą.
- Chcę z tobą spędzić wszystkie dni, które mi jeszcze zostały. Tylko ty dajesz mi wielkie szczęście. Kocham cię, Ross.
- Ja ciebie też, Lau - odpowiedziałem, po czym pocałowaliśmy się krótko. Potem Laura położyła głowę na mojej klatce, a dokładniej nad moim sercem. Zapanowała cisza, która wypełniona była tylko naszymi oddechami i biciami serc.
Patrzyłem w niebo. Akurat przelatywały jakieś ptaki i zaraz zniknęły. Życie jest tak jak te ptaki. Przemija bardzo szybko i w każdej chwili może się skończyć. Niektórzy ludzie nie cenią życia. Żyją tak jakby nigdy mieli nie umrzeć. Jednak życie to dar. Jego wartość czasami docienia się dopiero wtedy, gdy jest się ciężko chorym. Wtedy chce się zrobić wszystko, gdy jeszcze jest na to czas. Ja i Laura pragniemy być razem dopóki jedno z nas nie umrze. Nie opuszczę jej na choćby jednen dzień, bo przecież każdy dzień może być jej lub moim ostatnim. Musimy cieczyć się chwilą i nie patrzeć w przyszłość, bo ona zmierza tylko w jednym kierunku. Nie ma zakrętu na tej drodze. Ona prowadzi tylko do śmierci. Pogodziłem się już z tym. Bo co mam zrobić? Mam białaczkę i wiem, że umrę.
- Wiesz Ross, chciałabym słyszeć bicie twojego serca już zawsze. To jest taki piękny dźwięk. Nie wierzę, że kiedyś go może nie usłyszę - odezwała się Laura.
- Lau, moje serce bije tylko dla ciebie i będzie biło dopóki ty żyjesz - odpowiedziałem i pocałowałem ją w czubek głowy. Znów zamilczeliśmy. Po prostu cieszyliśmy się tą chwilą i tym, że jesteśmy razem.
~*~
Od tamtego wydarzenia minął miesiąc. Niestety Laurze pogarszało się z dnia na dzień. Była słaba, ale nie chciała tego pokazać. Powiedziała mi, że nie chce pokazywać swojej walki z rakiem wszystkim, lecz zostawi ja tylko do siebie. Mimo cierpienia jest bardzo odważna. Nadal się uśmiecha i jest radosna. Taka jest i taką ją zapamiętam. Jednak widziałem ją kilka razy płaczacą w nocy, gdy się do niej wymknąłem. Leżeliśmy wtedy w łóżku i razem płakalśmiy. Nie boimy się śmierci, lecz naszego rozstania. To będzie dla nas najgorszy cios. Nie wyobrażam siebie, żebym nie spotkał Laury. Ona jest całym moim życiem. Bardzo ją kocham.
Siedzę teraz przy jej łóżku i patrzę na nią. Śpi. Jest bardzo blada i słaba. Jest taka bezbronna i bezsilna. W ciągu tego tygodnia rozmawialiśmy tylko kilka razy. Laura cały czas śpi i nie ma siły, żeby sama wstać z łóżka. Wiem, że to są pewnie jej ostatnie dni, ale nie chcę o tym myśleć. Chwyciłem Laurę za dłoń. Niech ona w końcu się obudzi. Chcę z nią choć chwilę porozmawiać. Przyłożyłem policzek do jej ręki i tak leżałem wpatrując się w nią. Po paru minutach zauważyłem, że powieki drgają jej nerwowo. Wyprostowałem się. Po chwili otworzyła oczy. Gdy zobaczyła mnie, uśmiechnęła się lekko. Widziałem, że nawet to sprawia jej trudość.
- Hej, Lau - odezwałem się i również do uśmiechnąłem.
- Hej, Ross - odpowiedziała słabym głosem.
- Jak się czujesz? - zapytałem z troską w głosie.
- Wiesz, ja chyba przegrywam walkę. Nie daję już rady. Jestem bezsilna - powiedziała, a moje serce przeszła strzała bólu i smutku.
- Nie mów tak. Dasz radę, Lau. Nie poddawaj się. Żyj dla mnie. Proszę, nie odchodź. Tak mało czasu spędziliśmy ze sobą - mówiłem, a głos z każdym słowem mi się załamywał. Jednak po chwili się opamiętałem. Muszę być silny. Nie mogę płakać przy niej.
- Ross, spędziliśmy ze sobą dwa najpiękniejsze miesiące mojego życia. Dałeś mi więcej niż oczekiwałam.
- Lau... - zacząłem, ale ona mi przerwała:
- Ross, zrób dla mnie ostatnią rzecz. Wiem, że to są już moje ostatnie chwile.
- Co takiego chcesz?
- Pocałuj mnie - odpowiedziała. Schyliłem się i pocałowałem ją. Czułem, że Laura chce odwzajenić gest, ale jest za słaba. Odsunąłem się od niej, ale tylko odrobinę, tak że mogę patrzeć w te jej piękne, brązowe oczy, które teraz są radosne.
- Kocham cię, Ross - wyszeptała bardzo cicho.
- Ja ciebie też, Lau. Nigdy cię nie zapomnę. Jesteś częścią mojego serca i ono należy do ciebie - powiedziałem, patrząc jej głęboko w oczy.
- Dziękuję ci za wszystko, Ross. Byłeś najlepszym co mnie w moim krótkim życiu spotkało - odpowiedziała prawie niesłyszalnie.
Po chwili jej oczy zamknęły się. Pewnie znowu zasnęła. Jednak usłyszałem, że pikanie na elektrokardiogramie jest coraz słabsze. Spojrzałem na maszynę. Tętno Laury spadało. O nie, ona umiera! Szybko nacisnąłem czerwony guzik nad łóżkiem, który wzywał lekarzy. Znów spojrzałem na elektrokardiogram i tętno Laury było jeszcze słabsze. Nie, nie, nie. To się nie dzieje na prawdę. Nie! Ona nie może umrzeć! Nie! Ja nie chcę.
Dotknąłem dwoma palcami jej szyi. Tętno było prawie niewyczuwalne. O nie, tracę ją. Po chwili do sali wbiegło trzech lekarzy. Spojrzeli na maszynę. Już prawie była pozioma kreska.
- Szybko! Trzeba ją ratować! Dawać defibrylator! - krzyknął jeden, a drugi podał mu przedmiot.
- Proszę stąd wyjść - powiedział doktor, a ja tylko przytaknąłem głową i wyszedłem z sali. Jednak zostawiłem niedomknięte drzwi, żeby obserwować co się dzieje w środku. Lekarz przyłożył do klatki Laury defibrylator i jej ciało podskoczyło do góry. Zaraz zrobili to jeszcze raz, drugi, trzeci. Zobaczyłem na ekranie poziomą kreskę. Jeszcze próbowali ją ratować. Reanimowali ją piąty, dziesiąty raz. Nic. To koniec. Laura nie żyje.
Odsunąłem się od drzwi i zamknąłem je. Odparłem się o ścianię i osunąłem się po niej na podłogę. Włożyłem głowę między kolana i wybuchnąlem płaczem. Laura nie żyje. Odeszła z tego świata. Na zawsze. Już jej nigdy nie zobaczę. Nigdy nie dotknę. Nigdy nie porozmawiam. Nic już z nią nie zrobię. Ona odeszła. Umarła. Zabił ją rak. Przegrała walkę, którą toczyła dwa lata, mimo że nie pokazywała swojego cierpienia. Była taka młoda, radosna i pełna życia. No właśnie. Była. Była i już nigdy nie będzie. Nie będzie już na tym świecie mojej najukochańszej Lau. Teraz już nie wierzę, że wyzdrowieję. To jest nie możliwe. Zrozumiałem to po jej stracie. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Ono będzie takie puste, szare i smutne. Już nie będzie takie samo, co z nią. Ona dawała mi nadzieję na przeżycie. Chciałem żyć, żeby być koło niej. Teraz, gdy jej nie ma, straciłem sens życia. Żyłem dla niej. Nawet nie dla rodzeństwa, rodziców. Dla Laury. Boże, jak ja ją kochałem! Nadal kocham i nie przestanę. Ona była niezwykłą i mądrą dziewczyną. Uświadomiła mi jakie na prawdę jest życie. Tak na prawdę to dzięki niej poznałem jak ono jest ważne i wspaniałe. Z nią każdy dzień był szczególny i cudowny. Teraz ona odeszła. Umarła. Jak ja mam się z tym pogodzić? Ja nie chcę żyć bez niej. Ja chcę moją Laurę. Moją kochaną, radosną Lau. Chcę ją przytulić, pocałować. Dlaczego ona odeszła? To powinienem być ja. To ja miałem umrzeć. Odkąd się w niej zakochałem pragnąłem umrzeć w tym samym czasie co ona. Wtedy żadne z nas by nie cierpiało. To byłoby najlepsze rozwiązanie. Moje życie teraz straciło sens. Nie chcę już walczyć z rakiem. Poddam się. Chcę podzielić ten sam los co Laura.
Nagle drzwi od sali otworzyły się i wszyli z niej lekarze. Podniosłem się z podłogi. Przyjrzałem się im. Byli przybici.
- Przykro nam, Laura odeszła. Robiliśmy co mogliśmy, ale było już zapóźno - powiedział jeden z nich.
- Wiemy, jak bardzo byliście ze sobą zżyci. Jednak mimo jej odejścia, nie trać nadziei. Spróbujemy cię wyleczyć.
- Możecie próbować, ale i tak wiem, że umrę. Nie bójcie się tego mi powiedzieć. Laura też to wiedziała, ale chciała jak najlepiej przeżyć swoje ostatnie dni. Była bardzo dzielna i odważna. Mimo choroby potrafiła się śmiać - powiedziałem, a po policzkach pociekły mi łzy.
- Tak, to była niezwykła dziewczyna.
- Czy mogę zobaczyć ją po raz ostatni? - zapytałem, a lekarze spojrzeli po sobie.
- Dobrze, ale tylko na chwilę.
- Dziękuję - odpowiedziałem.
Wszedłem do sali i spojrzałem na łóżko, na którym leżała Laura, ale była już przykryta prześcieradłem. Podszedłem do niej i odkryłem jej głowę. Była biała jak ściana. Jej brązowe włosy były takie ciemne w stosunku do ciała. Dotknąłem jej policzka, który był zimny. Nie czułem już tego przyjemnego ciepła bijącego od niej, nie słyszałem bicia serca. Nie widziałem już jej brązowych oczu. Nie widziałem uśmiechu. Widzę tylko martwą Laurę. Nie mogę w to uwierzyć. Ona nie żyje. Odeszła już na zawsze. To jest ostatni raz, gdy ją mogę zobaczyć. Potem jej ciało przykryje ziemia. Przyłożyłem czoło do jej czoła i rozpłakałem się po raz drugi. Moje łzy spływły po jej policzkach.
- Dlaczego odeszłaś, Lau? Dlaczego mnie zostawiłaś i nie wzięłaś ze sobą? Chcę dołączyć do ciebie, bo tylko przy tobe mogę być szczęśliwy. Chcę, żebyś znów była przy mnie. Wróć, albo zabierz mnie tam, gdzie ty jesteś. Nie chcę żyć bez ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim. Kocham cię - mówiłem przez łzy. Odsunąłem się od niej i ostatni raz się jej przyjrzałem. Potem z powrotem przykryłem jej głowę prześcieradłem i poszedłem w stronę drzwi. W progu zatrzymałem się i jeszcze raz spojrzałem na zarysy jej ciała.
- Żegnaj, Lau. Mam nadzieję, że trafiłaś do Niebia i jesteś tam szczęśliwa, ale jeśli chcesz, żebym ja również był szczęśliwy, to zabierz mnie ze sobą, bo tylko tego pragnę - powiedziałem, po czym wyszedłem z jej sali. W moim sercu zagościła pustka, ból i rozpacz. Dopóki żyję, nie zaznam już radości, bo tylko ona mi ją dawała. Nikogo już tak mocno nie pokocham. Jej życie się skończyło i moje również, mimo że nadal żyję.
~*~
Minął rok od śmierci Laury. Od tego czasu jestem zamknięty w sobie. Nie chcę z nikim rozmawiać. Jest ze mną coraz gorzej i czuję, że niedługo umrę. Pragnę odejść już z tego świata. Nie mam już po co żyć. Oddałem moje serce Laurze i ono zostało pochowane w grobie. Straciłem już nadzieję, że wyzdroweję. Laura przestała w to wierzyć, gdy zmarła jej przyjaciółka, a ja po jej stracie. Nie mam już siły ani chcęci, żeby walczyć z rakiem. Laura była dla mnie wszystkim. Po roku nadal nie potrafię się pozbierać po jej śmierci. Czuję to jakby stało się to wczoraj. Gdy wspominam te dwa miesiące przeżyte z nią, to stwierdzam, że były to najpiękniejsze chwile mojego życia. Nie koncerty, wywiady, życie gwiazdy. Nie. Najpiękniejsze były dni spędzone z Laurą. Bardzo ją kochałem i nadal kocham. Szczerze powiedziawszy to myślałem o samobójstwie, ale chciałem umrzeć tak samo jak Laura. Jednak nie będzie to identyczne, ponieważ ona walczyła, a ja się poddałem. Chcę już odejść z tego świata i przenieść się na tamten. Nie ma w nim smutku, bólu, chorób tylko jest szczęście. Pragnę dołączyć do Laury. Tam będziemy mogli być razem. Razem na zawsze.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Poczekajcie jeszcze chwilę. Muszę tylko otrzeć łzy, bo mało co widzę. Tak, popłakałam się zarówno pisząc, jak i czytając później tego One Shota. Czy ktoś jeszcze się rozpłakał? Podobał wam się ten OS? Mi się bardzo podoba i jestem z niego zadowolona. Pomysł na niego zrodził się zupełnie przypadkiem. Czytałam Oskara i panią Różę, bo akurat jest to moja lektura i zainspirowała mnie ta historia. Tam były ukazane 12 ostatnich dni życia Oskara, a tutaj ostatnie dwa miesiące życia Laury, a dokładnie tylko niektóre dni. Zazwyczaj nie mam pomysłu na OS'y, ale na ten tak szybko wpadałam i wymyśliłam całego, że musiałam go napisać. Oceńce go, bo to dla mnie ważne.
Do napisania!!!
Ps. Zapraszam was na bloga, który prowadzi dziewczyna, która ma wieki talent, a mało osób czyta jej pracę.
klikać i wbijać na bloga :)
Liczę na dużo komentarzy!
Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, więc odwróciłem się od okna, przy którym siedzę i patrzę na park. W wejściu zobaczyłem Laurę. Jak zawsze była uśmiechnięta. Gdy ją zobaczyłem kąciki ust same powędrowały mi ku górze. Tylko ona potrafi sprawić, że się uśmiecham.
- Cześć Ross - odezwała się wesołym głosem.
- Cześć Laura - odpowiedziałem, a ona podeszła do mnie i usiadła na krześle, które stało naprzeciwko mnie. - Możesz mi wytłumaczyć jedną rzecz? - zapytałem.
- Jaką?
- Dlaczego jesteś taka wesoła mimo choroby?
- Ponieważ kieruję się moim życiowym mottem, które sama wymyśliłam.
- A co to za motto?
- Żyj pełnią życia póki jeszcze możesz, bo każdy dzień może być twoim ostatnim - powiedziała. Przetrawiłem te słowa jeszcze raz w głowie. - Wiesz, tobie też radzę się nim kierować. Jesteś ciągle smutny. Musisz trochę wyluzować i myśleć pozytywnie. Szkoda marnować dnia dla siedzenia przed oknem i użalania się nad sobą. Życie jest krótkie i trzeba je jak najlepiej przeżyć, póki jeszcze możemy - powiedziała z entuzjazmem.
- Wiesz, chyba muszę zacząć tak robić. Ty nie myślisz o swojej chorobie?
- Nie myślę, bo to jest dla mnie fakt dokonany. Straciłam już nadzieję, że wyzdrowieję. To jest niemożliwe i wiem, że umrę. Lekarze mnie podtrzymują na duchu, ale ja wiem, że nie ma dla mnie nadziei - odparła pewnym głosem.
- Dlaczego tak myślisz? Powinnaś choć trochę wierzyć, że wyzdrowiejesz.
- Ty Ross dopiero co się dowiedziałeś o chorobie, a ja jestem już w szpitalu od dwóch lat. Ty jeszcze masz nadzieję, a ja już nie. Fakt, miałam ją na początku. Jednak zniknęła, gdy rok temu umarła moja przyjaciółka. Też miała białaczkę. Poznałyśy się dzięki temu, że byłyśmy w jednej sali. Gdy ona odeszła, uzmysłowiłam sobie, że ja tak samo skończę i nie ma dla mnie już nadziei. Pogodziłam się już tym, że umrę. Nie boję się śmierci, bo będzie ona wybawieniem z mojego cierpienia - powiedziała. Zapanowała cisza. W głowie jeszcze raz trawiłem jej słowa. Ma rację. Białaczka to śmiertelna choroba i nie ma innego wyjścia jak śmierć. Jednak ja chyba się jej boję. Nie chcę jeszcze odchodzić z tego świata.
- A masz jakieś marzenia? - zapytałem po chwili.
- Tak, mam trzy - odpowiedziała.
- Jakie?
- Nie jest to wyleczenie się, bo jest niemożliwe, ale mam trzy marzenia, które są takie oczywiste dla zdrowego człowieka. Chcę przeżyć swój pierwszy pocałunek, poznać smak miłości oraz... - przerwała. Zauważyłem, że się zarumieniła.
- Oraz? - zachęciłem ją do wyjaśnień.
- Oraz przeżyć swój pierwszy raz - powiedziała, jeszcze bardziej czerwieniejąc.
- Nie musisz się tego wstydzić, to jest normalna rzecz - uśmiechnąłem się.
- Tak wiem, ale mi pewnie nie będzie dane tego doświadczyć - westchnęła.
- Dlaczego?
- Ponieważ chcę, żeby te trzy rzeczy były z chłopakiem, którego kocham i który odwzajemniałby moje uczucia. Kto by chciał taką dziewczyną, która ma białaczkę i stoi już jedną nogą w grobie?
- Laura, na pewno znajdzie się ktoś taki. Ty jesteś niezwykła i masz w sobie mnóstwo życia. Nie trać również na to nadziei, bo to jest bardziej możliwe niż wyleczenie się - powiedziałem i chwyciłem ją za dłoń. Laura spojrzała na moją rękę, a po chwili na mnie. Nasze spojrzenia się spotkały. Poczułem dziwne uczucie w sercu. Takie przyjemne ciepło.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałeś. Nie robi tego dużo osób - uśmiechnęła się.
- Nie ma za co - odwzajemniłem jej gest. - Dlaczego mi to wszystko powiedziałaś? Przecież nie znasz mnie za dobrze.
- Wiem, ale wydajesz się być bardzo sympatyczny. Zresztą wiesz przez co przechodzę, bo sam jesteś chory.
- Tak, to prawda. Może przez to tak dobrze się dogadujemy?
- Może tak. Zostaniemy przyjaciółmi?
- Zgadzam się - uśmiechnąłem się - Obiecuję, że będę przy tobie to końca twoich dni, które mam nadzieję, że szybko nie nadejdą.
- Ja też. Chcę cię bliżej poznać i znów móc komuś całkowicie zaufać.
- Jestem tą osobą.
- Dobrze, tak więc od dzisiaj jesteśmy przyjaciółmi - powiedziała radośnie.
~*~
Od tamtej rozmowy minął miesiąc. Spędziłem z Laurą każdy dzień. Poznała moje rodzeństwo i zaprzyjaźniła się z nimi. Ja rówież miałem okazję porozmawiać z jej rodzicami, bo rodzeństwa nie ma. To były na prawdę wesołe chwile. Przyjąłem motto Laury i żyłem nim. Przecież nie wiadomo kiedy umrę, więc muszę się nacieszyć życiem póki mogę.
Jednak przez ten miesiąc zmieniło się coś jeszcze. Mianowicie, zakochałem się w Laurze. Zakochiwałem się w niej każdego dnia i każdego dnia była mi coraz bliższa i coraz bardziej nie chciałem jej stracić. Bałem wyznać jej moje uczucia, bo co jeśli ona nie odwzajemnia ich? Jednak postanowiłem zaryzykować i posłuchać jej motta.
Teraz właśnie jedziemy za miasto. Udało mi się jakoś wyciągnąć Laurę ze szpitala, mimo że lekarze na początku mieli obawy. Chcę pokazać jej pewne miejsce, które znam tylko ja. Często przychodziłem tam, żeby mieć chwilę spokoju od życia sławnego chłopaka. Pisałem piosenki, bo często mnie coś natchnęło. Wtedy też myślałem o moim życiu, o marzeniach. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będę ciężko chory. Moje życie było idealne, ale brakowało mi miłości. Teraz ją znalazłem. Tak, dziś wzynam uczucia Laurze. Już muszę to zrobić, bo jestem stu procentowo pewny, że ją kocham i chcę z nią być do końca moich lub jej dni. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z samochodu.
- Ross, gdzie my jesteśmy? - zapytała. No tak jesteśmy w lesie, więc ma prawo być zdziwiona.
- Jeszcze nie jesteśmy na miejscu. Dalej musimy iść na nogach - odpowiedziałem.
- No to chodźmy.
- Poczekaj, tylko jeszcze wezmę koc - odparłem i wyciągnąłem go z samochodu. Zaczęliśmy iść. W końcu dotarliśmy na miejsce. Moim oczom ukazało się nie duże jezioro oraz drewniany pomost, który sięgał prawie do jego połowy. Dookoła wody był las. Jak ja dawno tutaj nie byłem. Tutaj można całkowicie się odprężyć i zapomnieć o troskach.
- Wow, jak tu jest pięknie - odezwała się Laura, która podziwiała ten widok.
- Tak wiem. To jest miejsce, które znam tylko ja, a teraz i ty.
- Czuję się zaszczycona z tego powodu - uśmiechnęła się.
- Chodźmy może na pomost - zaproponowałem, a Laura tylko przytaknęła głową. Poszliśmy na pomost, a ja rozłożyłem koc.
- Kto ostatni w wodzie ten głupi! - krzyknęła radośnie Laura, po czym w ubraniach wyskoczyła do wody. Zaraz zrobiłem to samo i wypłynąłem naprzeciwko jej. Byliśmy bardzo blisko siebie. Zapragnąłem ją pocałować. Zacząłem się do niej zbliżać, ale nagle ona mnie ochlapała wodą i zaśmiała się przy tym. Zrobiłem to samo. Rozpoczęliśmy bitwę na chlapanie i podtapianie się. Cały czas się śmialiśmy. Ogólnie świetnie się bawiliśmy. W końcu wyszliśmy z wody, bo zrobiło nam się zimno. Mieliśmy tylko jeden koc, więc przysunęliśmy się blisko siebie i opatuliliśmy się nim. Po kilku chwilach zrzuciliśmy go i położyliśmy się na nim. Leżeliśmy na boku naprzeciwko siebie. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. W jej zobaczyłem ogromną radość. Ani grama smutku czy strachu. Tylko radość. Muszę teraz wyznać jej moje uczucia. To jest odpowiednia chwila.
- Laura, muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego - zacząłem.
- Co takiego? - zapytała.
- Lau, ja się w tobie zakochałem - powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. W pierwszej chwili zauważyłem, że się zdziwiła, ale zaraz szeroko się uśmiechnęła.
- A wiesz, że ja w tobie też? - odpowiedziała radośnie.
- Na prawdę? - spytałem z niedowierzeniem.
- Tak, na prawdę - odparła, a ja uśmiechnąłem się szeroko.
- Wiesz, bałem się ci to wyznać, ale postanowiłem posłuchać twojego motta i odważyłem się.
- To dobrze, bo ja też się bałam. Chyba już od początku coś do ciebie czułam i to uczucie rosło wraz z dniami.
- Też tak miałem. Zakochiwałem się w tobie coraz mocniej każdego dnia - odpowiedziałem.
Zapanowała cisza, która mijała nam na wpatrywaniu się w swoje oczy, a jej wyrażały ogromną radość. Moje pewnie też. Już dawno nie byłem taki szczęśliwy. Nagle znów zapragnąłem ją pocałować. Zacząłem się do niej zbliżać, a gdy nasze usta dzieliły tylko centymetry, zatrzymałem się, bo Laura nie wykonywała żadnego ruchu. Pomyślałem, że może tego nie chce. Jednak po chwili poczułem jej wargi na swoich. Moje ciało zalała fala gorącego szczęścia. Odwzajemniłem pocałunek, pogłębiając go. Z każdą sekundą całowaliśmy się coraz namiętniej. W końcu sam nawet wiem kiedy, ale znalazłem się nad Laurą i wspierałem się na łokaciach, które miałem po obu stronach jej głowy. Oderwałem się od jej ust i zacząłem całować jej szyję. Laura cicho jęczała, co mnie podniecało. Wsunąłem ręce jej pod mokrą koszulkę i gładziłem jej brzuch. Po chwili ściągnąłem jej ją, a ona zrobiła to samo z moją koszulą. Zaraz też pozbyliśmy się spodni i zostaliśmy w samej bieliźnie. Zacząłem schodzić pocałunkami ze szyi na dekolt i coraz niżej. Gdy byłem koło gumki od majtek, z powrotem wróciłem do jej ust. Całowaliśmy się namiętnie i zachłannie. Wsunąłem ręce pod jej plecy i rozpiąłem jej stanik. Oderwałem się od jej ust i zacząłem całować jej piersi. Laura głośno jęczała, co jeszcze bardziej mnie podniecało i pragnąłem więcej. W końcu ściągnąłem jej majtki i to samo zrobiłem z moimi bokserkami. Wyciągnąłem z kieszeni spodni prezerwatywę i założyłem ją na członka. Pocałowałem Laurę.
- Jesteś tego pewna? - wyszeptałem w jej usta.
- Tak - odparła i znów ją pocałowałem. Gdy się całowaliśmy, wszedłem w nią i oboje jęknęliśmy. Zacząłem rytmicznie poruszać się w górę i w dół.
- Szzzbciej Rossss - wyjęczała Laura, a ja zrobiłem to co chciała. W końcu wykonałem ostatnie pchnięcie i padłem obok Laury. Uspokajaliśmy swoje przyspieszone oddechy. Wow. Nie spodziewałem się, że dojdzie do tego. To wyszło tak spontanicznie. Niczego nie planowałem. Ubraliśmy się, po czym Laura położyła się na moim torsie, a brodę oparła na moim mostku. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
- Dziękuję, Ross - odezwała się.
- Za co?
- Za to, że spełniłeś moje trzy marzenia. Teraz mogę umierać - odpowiedziała, a ja na ostatnie słowo posmutniałem trochę.
- Nie, nie możesz umrzeć. Nie chcę cię teraz stracić. Jesteś dla mnie zbyt ważna i zbyt mocno cię kocham - powiedziałem z żalem.
- Ja też nie chcę cię stracić, ale przecież wiesz jak skończy się nasza historia. Oboje umrzemy. Pewnie najpierw jedno, potem drugie.
- Nie mów tak, Lau. Nie myślmy o śmierci, lecz cieszmy się sobą.
- Chcę z tobą spędzić wszystkie dni, które mi jeszcze zostały. Tylko ty dajesz mi wielkie szczęście. Kocham cię, Ross.
- Ja ciebie też, Lau - odpowiedziałem, po czym pocałowaliśmy się krótko. Potem Laura położyła głowę na mojej klatce, a dokładniej nad moim sercem. Zapanowała cisza, która wypełniona była tylko naszymi oddechami i biciami serc.
Patrzyłem w niebo. Akurat przelatywały jakieś ptaki i zaraz zniknęły. Życie jest tak jak te ptaki. Przemija bardzo szybko i w każdej chwili może się skończyć. Niektórzy ludzie nie cenią życia. Żyją tak jakby nigdy mieli nie umrzeć. Jednak życie to dar. Jego wartość czasami docienia się dopiero wtedy, gdy jest się ciężko chorym. Wtedy chce się zrobić wszystko, gdy jeszcze jest na to czas. Ja i Laura pragniemy być razem dopóki jedno z nas nie umrze. Nie opuszczę jej na choćby jednen dzień, bo przecież każdy dzień może być jej lub moim ostatnim. Musimy cieczyć się chwilą i nie patrzeć w przyszłość, bo ona zmierza tylko w jednym kierunku. Nie ma zakrętu na tej drodze. Ona prowadzi tylko do śmierci. Pogodziłem się już z tym. Bo co mam zrobić? Mam białaczkę i wiem, że umrę.
- Wiesz Ross, chciałabym słyszeć bicie twojego serca już zawsze. To jest taki piękny dźwięk. Nie wierzę, że kiedyś go może nie usłyszę - odezwała się Laura.
- Lau, moje serce bije tylko dla ciebie i będzie biło dopóki ty żyjesz - odpowiedziałem i pocałowałem ją w czubek głowy. Znów zamilczeliśmy. Po prostu cieszyliśmy się tą chwilą i tym, że jesteśmy razem.
~*~
Od tamtego wydarzenia minął miesiąc. Niestety Laurze pogarszało się z dnia na dzień. Była słaba, ale nie chciała tego pokazać. Powiedziała mi, że nie chce pokazywać swojej walki z rakiem wszystkim, lecz zostawi ja tylko do siebie. Mimo cierpienia jest bardzo odważna. Nadal się uśmiecha i jest radosna. Taka jest i taką ją zapamiętam. Jednak widziałem ją kilka razy płaczacą w nocy, gdy się do niej wymknąłem. Leżeliśmy wtedy w łóżku i razem płakalśmiy. Nie boimy się śmierci, lecz naszego rozstania. To będzie dla nas najgorszy cios. Nie wyobrażam siebie, żebym nie spotkał Laury. Ona jest całym moim życiem. Bardzo ją kocham.
Siedzę teraz przy jej łóżku i patrzę na nią. Śpi. Jest bardzo blada i słaba. Jest taka bezbronna i bezsilna. W ciągu tego tygodnia rozmawialiśmy tylko kilka razy. Laura cały czas śpi i nie ma siły, żeby sama wstać z łóżka. Wiem, że to są pewnie jej ostatnie dni, ale nie chcę o tym myśleć. Chwyciłem Laurę za dłoń. Niech ona w końcu się obudzi. Chcę z nią choć chwilę porozmawiać. Przyłożyłem policzek do jej ręki i tak leżałem wpatrując się w nią. Po paru minutach zauważyłem, że powieki drgają jej nerwowo. Wyprostowałem się. Po chwili otworzyła oczy. Gdy zobaczyła mnie, uśmiechnęła się lekko. Widziałem, że nawet to sprawia jej trudość.
- Hej, Lau - odezwałem się i również do uśmiechnąłem.
- Hej, Ross - odpowiedziała słabym głosem.
- Jak się czujesz? - zapytałem z troską w głosie.
- Wiesz, ja chyba przegrywam walkę. Nie daję już rady. Jestem bezsilna - powiedziała, a moje serce przeszła strzała bólu i smutku.
- Nie mów tak. Dasz radę, Lau. Nie poddawaj się. Żyj dla mnie. Proszę, nie odchodź. Tak mało czasu spędziliśmy ze sobą - mówiłem, a głos z każdym słowem mi się załamywał. Jednak po chwili się opamiętałem. Muszę być silny. Nie mogę płakać przy niej.
- Ross, spędziliśmy ze sobą dwa najpiękniejsze miesiące mojego życia. Dałeś mi więcej niż oczekiwałam.
- Lau... - zacząłem, ale ona mi przerwała:
- Ross, zrób dla mnie ostatnią rzecz. Wiem, że to są już moje ostatnie chwile.
- Co takiego chcesz?
- Pocałuj mnie - odpowiedziała. Schyliłem się i pocałowałem ją. Czułem, że Laura chce odwzajenić gest, ale jest za słaba. Odsunąłem się od niej, ale tylko odrobinę, tak że mogę patrzeć w te jej piękne, brązowe oczy, które teraz są radosne.
- Kocham cię, Ross - wyszeptała bardzo cicho.
- Ja ciebie też, Lau. Nigdy cię nie zapomnę. Jesteś częścią mojego serca i ono należy do ciebie - powiedziałem, patrząc jej głęboko w oczy.
- Dziękuję ci za wszystko, Ross. Byłeś najlepszym co mnie w moim krótkim życiu spotkało - odpowiedziała prawie niesłyszalnie.
Po chwili jej oczy zamknęły się. Pewnie znowu zasnęła. Jednak usłyszałem, że pikanie na elektrokardiogramie jest coraz słabsze. Spojrzałem na maszynę. Tętno Laury spadało. O nie, ona umiera! Szybko nacisnąłem czerwony guzik nad łóżkiem, który wzywał lekarzy. Znów spojrzałem na elektrokardiogram i tętno Laury było jeszcze słabsze. Nie, nie, nie. To się nie dzieje na prawdę. Nie! Ona nie może umrzeć! Nie! Ja nie chcę.
Dotknąłem dwoma palcami jej szyi. Tętno było prawie niewyczuwalne. O nie, tracę ją. Po chwili do sali wbiegło trzech lekarzy. Spojrzeli na maszynę. Już prawie była pozioma kreska.
- Szybko! Trzeba ją ratować! Dawać defibrylator! - krzyknął jeden, a drugi podał mu przedmiot.
- Proszę stąd wyjść - powiedział doktor, a ja tylko przytaknąłem głową i wyszedłem z sali. Jednak zostawiłem niedomknięte drzwi, żeby obserwować co się dzieje w środku. Lekarz przyłożył do klatki Laury defibrylator i jej ciało podskoczyło do góry. Zaraz zrobili to jeszcze raz, drugi, trzeci. Zobaczyłem na ekranie poziomą kreskę. Jeszcze próbowali ją ratować. Reanimowali ją piąty, dziesiąty raz. Nic. To koniec. Laura nie żyje.
Odsunąłem się od drzwi i zamknąłem je. Odparłem się o ścianię i osunąłem się po niej na podłogę. Włożyłem głowę między kolana i wybuchnąlem płaczem. Laura nie żyje. Odeszła z tego świata. Na zawsze. Już jej nigdy nie zobaczę. Nigdy nie dotknę. Nigdy nie porozmawiam. Nic już z nią nie zrobię. Ona odeszła. Umarła. Zabił ją rak. Przegrała walkę, którą toczyła dwa lata, mimo że nie pokazywała swojego cierpienia. Była taka młoda, radosna i pełna życia. No właśnie. Była. Była i już nigdy nie będzie. Nie będzie już na tym świecie mojej najukochańszej Lau. Teraz już nie wierzę, że wyzdrowieję. To jest nie możliwe. Zrozumiałem to po jej stracie. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Ono będzie takie puste, szare i smutne. Już nie będzie takie samo, co z nią. Ona dawała mi nadzieję na przeżycie. Chciałem żyć, żeby być koło niej. Teraz, gdy jej nie ma, straciłem sens życia. Żyłem dla niej. Nawet nie dla rodzeństwa, rodziców. Dla Laury. Boże, jak ja ją kochałem! Nadal kocham i nie przestanę. Ona była niezwykłą i mądrą dziewczyną. Uświadomiła mi jakie na prawdę jest życie. Tak na prawdę to dzięki niej poznałem jak ono jest ważne i wspaniałe. Z nią każdy dzień był szczególny i cudowny. Teraz ona odeszła. Umarła. Jak ja mam się z tym pogodzić? Ja nie chcę żyć bez niej. Ja chcę moją Laurę. Moją kochaną, radosną Lau. Chcę ją przytulić, pocałować. Dlaczego ona odeszła? To powinienem być ja. To ja miałem umrzeć. Odkąd się w niej zakochałem pragnąłem umrzeć w tym samym czasie co ona. Wtedy żadne z nas by nie cierpiało. To byłoby najlepsze rozwiązanie. Moje życie teraz straciło sens. Nie chcę już walczyć z rakiem. Poddam się. Chcę podzielić ten sam los co Laura.
Nagle drzwi od sali otworzyły się i wszyli z niej lekarze. Podniosłem się z podłogi. Przyjrzałem się im. Byli przybici.
- Przykro nam, Laura odeszła. Robiliśmy co mogliśmy, ale było już zapóźno - powiedział jeden z nich.
- Wiemy, jak bardzo byliście ze sobą zżyci. Jednak mimo jej odejścia, nie trać nadziei. Spróbujemy cię wyleczyć.
- Możecie próbować, ale i tak wiem, że umrę. Nie bójcie się tego mi powiedzieć. Laura też to wiedziała, ale chciała jak najlepiej przeżyć swoje ostatnie dni. Była bardzo dzielna i odważna. Mimo choroby potrafiła się śmiać - powiedziałem, a po policzkach pociekły mi łzy.
- Tak, to była niezwykła dziewczyna.
- Czy mogę zobaczyć ją po raz ostatni? - zapytałem, a lekarze spojrzeli po sobie.
- Dobrze, ale tylko na chwilę.
- Dziękuję - odpowiedziałem.
Wszedłem do sali i spojrzałem na łóżko, na którym leżała Laura, ale była już przykryta prześcieradłem. Podszedłem do niej i odkryłem jej głowę. Była biała jak ściana. Jej brązowe włosy były takie ciemne w stosunku do ciała. Dotknąłem jej policzka, który był zimny. Nie czułem już tego przyjemnego ciepła bijącego od niej, nie słyszałem bicia serca. Nie widziałem już jej brązowych oczu. Nie widziałem uśmiechu. Widzę tylko martwą Laurę. Nie mogę w to uwierzyć. Ona nie żyje. Odeszła już na zawsze. To jest ostatni raz, gdy ją mogę zobaczyć. Potem jej ciało przykryje ziemia. Przyłożyłem czoło do jej czoła i rozpłakałem się po raz drugi. Moje łzy spływły po jej policzkach.
- Dlaczego odeszłaś, Lau? Dlaczego mnie zostawiłaś i nie wzięłaś ze sobą? Chcę dołączyć do ciebie, bo tylko przy tobe mogę być szczęśliwy. Chcę, żebyś znów była przy mnie. Wróć, albo zabierz mnie tam, gdzie ty jesteś. Nie chcę żyć bez ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim. Kocham cię - mówiłem przez łzy. Odsunąłem się od niej i ostatni raz się jej przyjrzałem. Potem z powrotem przykryłem jej głowę prześcieradłem i poszedłem w stronę drzwi. W progu zatrzymałem się i jeszcze raz spojrzałem na zarysy jej ciała.
- Żegnaj, Lau. Mam nadzieję, że trafiłaś do Niebia i jesteś tam szczęśliwa, ale jeśli chcesz, żebym ja również był szczęśliwy, to zabierz mnie ze sobą, bo tylko tego pragnę - powiedziałem, po czym wyszedłem z jej sali. W moim sercu zagościła pustka, ból i rozpacz. Dopóki żyję, nie zaznam już radości, bo tylko ona mi ją dawała. Nikogo już tak mocno nie pokocham. Jej życie się skończyło i moje również, mimo że nadal żyję.
~*~
Minął rok od śmierci Laury. Od tego czasu jestem zamknięty w sobie. Nie chcę z nikim rozmawiać. Jest ze mną coraz gorzej i czuję, że niedługo umrę. Pragnę odejść już z tego świata. Nie mam już po co żyć. Oddałem moje serce Laurze i ono zostało pochowane w grobie. Straciłem już nadzieję, że wyzdroweję. Laura przestała w to wierzyć, gdy zmarła jej przyjaciółka, a ja po jej stracie. Nie mam już siły ani chcęci, żeby walczyć z rakiem. Laura była dla mnie wszystkim. Po roku nadal nie potrafię się pozbierać po jej śmierci. Czuję to jakby stało się to wczoraj. Gdy wspominam te dwa miesiące przeżyte z nią, to stwierdzam, że były to najpiękniejsze chwile mojego życia. Nie koncerty, wywiady, życie gwiazdy. Nie. Najpiękniejsze były dni spędzone z Laurą. Bardzo ją kochałem i nadal kocham. Szczerze powiedziawszy to myślałem o samobójstwie, ale chciałem umrzeć tak samo jak Laura. Jednak nie będzie to identyczne, ponieważ ona walczyła, a ja się poddałem. Chcę już odejść z tego świata i przenieść się na tamten. Nie ma w nim smutku, bólu, chorób tylko jest szczęście. Pragnę dołączyć do Laury. Tam będziemy mogli być razem. Razem na zawsze.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Poczekajcie jeszcze chwilę. Muszę tylko otrzeć łzy, bo mało co widzę. Tak, popłakałam się zarówno pisząc, jak i czytając później tego One Shota. Czy ktoś jeszcze się rozpłakał? Podobał wam się ten OS? Mi się bardzo podoba i jestem z niego zadowolona. Pomysł na niego zrodził się zupełnie przypadkiem. Czytałam Oskara i panią Różę, bo akurat jest to moja lektura i zainspirowała mnie ta historia. Tam były ukazane 12 ostatnich dni życia Oskara, a tutaj ostatnie dwa miesiące życia Laury, a dokładnie tylko niektóre dni. Zazwyczaj nie mam pomysłu na OS'y, ale na ten tak szybko wpadałam i wymyśliłam całego, że musiałam go napisać. Oceńce go, bo to dla mnie ważne.
Do napisania!!!
Ps. Zapraszam was na bloga, który prowadzi dziewczyna, która ma wieki talent, a mało osób czyta jej pracę.
klikać i wbijać na bloga :)
Liczę na dużo komentarzy!
środa, 16 marca 2016
I znów LBA :) (aktualizacja)
Jak widzicie znowu zostałam nominowana do LBA. Bardzo dziękuję dwóm dziewczynom: Karoli klik i Fallen Angel Rozi klik.
Pytania od Karoli:
1. Ile czasu zajmuje Ci napisanie jednego rozdziału na twoim blogu?
Piszę po trochę codziennie, a coś koło piątku lub soboty mam cały rozdział. Jednak tempo w jakim piszę zależy też ile mam weny i chęci, a to jest najważniejsze. Jednak gdybym miała napisać cały rozdział od razu, to zrobiłabym to w jakieś dwie góra trzy godziny, co zależy też od ilości pomysłów.
2. Jakie masz hobby?
Kocham pisać opowiadania. Lubię rysować i umiem to robić. Możecie sami ocenić:
Lubię też grać na gitarze. Często wymyślam jakieś melodie, ale piosenki nie umiem napisać. Tekst tak, ale melodii pod niego podpasować już nie.
3.Masz zwierzęta w domu? Jak tak, to jakie?
Mam psa, który wabi się Misiu. Jest to kundelek.
4. Co planujesz w przyszłości?
Jak na razie najważniejsze jest dla mnie dobrze napisać testy gimnazjalne i dostać się do liceum. Potem chcę iść na studia, a dokładniej na architekturę.
5.Masz jakieś plany na nowego bloga?
Tak. :) Mam by opracowaną całą fabułę. Ten blog (już trzeci) będzie się bardzo różnił od tego i mojego pierwszego. Główną różnicą będzie występowanie fantastyki. Będzie się duuużo działo.
6.Twoja ulubiona piosenka?
Na tą chwilę A Thousand Years Christiny Perri klik oraz cover Fabiana Brucka ~ Wings (Birdy) klik
7.Twój najlepszy dzień w życiu to?
Najlepszy dzień? Hmmm... niech no się zastanowię. Może nie był to najlepszy, ale bardzo zaskakujący. Gdy byłam w szóstej klasie, w szkole mieliśmy ligii przedmiotowe, czyli dodatkowe zajęcia z angielskiego, matmy i przyrody. Chodziłam na wszystkie trzy. Potem był międzyszkolny konkurs i musiałam pisać aż trzy testy i to jeden po drugim. Nie miałam przerwy. Nie wiem, jak ja to wytrzymałam. Czekaliśmy na wyniki i wezwali tylko mnie. Okazało się, że wygrałam wszystkie trzy przedmioty. Byłam bardzo zaskoczona, ale też szczęśliwa. Organizatorzy nie przewidzieli czegoś takiego i musiałam losować, z którego przedmiotu dostanę nagrodę, a dwa tamte nie będą brane pod uwagę i osoba, która miała drugie miejsce miała pierwsze i tak dalej. Za rok dalej można było chodzić na wszystkie trzy ligii, ale można było pisać tylko jeden test. Przeze mnie zmienili zasady. :) Tak, to zdecydowanie był mój najlepszy dzień.
8.Czekolada, czy żelki? Dlaczego?
Serio? Ja nie potrafię wybrać! Kocham żelki i czekoladę. Na tą chwilę wygrywa jednak Milka Oreo. Mam teraz na nią fazę. :D
9.Twoje największe marzenie?
Dostać się na studia i je skończyć.
10.Co sprawiło, że zaczęłaś pisać bloga?
Chyba chęć sprawdzenia czy potrafię pisać i czy ktoś będzie czytał mojego bloga. Na początku nie umiałam dobrze i ciekawie pisać, co możecie przeczytać w pierwszych rozdziałach mojego pierwszego bloga (klik). Jednak z czasem zaczynałam nabierać wprawy i teraz wyrobiłam już swój styl.
11. Od kiedy jesteś na blogerze?
Od 27 grudnia 2014 roku, czyli już rok i ponad dwa miesiące. Jednak wcześniej już czytałam wiele blogów, ale nie miałam konta Google.
12.Jak wygląda twoja wymarzona druga połówka?
Sama nie wiem. Albo blondyn z niebieskimi oczami albo brunet z brązowymi oczami. Nie mam chyba określonego ideału. Charakter też się liczy i to najbardziej.
Pytania od Rozi:
1. Myślisz o kolejnym blogu?
Tak. (więcej na ten temat jest w 5 pytaniu powyżej)
2. Na jaki koncert najchętniej byś poszła?
Bardzo chciałabym pojechać na koncert R5. :)
3. Lubisz podróżować?
Tak, lubię poznawać nowe miejsca. Jak to się mówi podróże kształcą.
4. Skąd pomysł na bloga?
Szczerze? To przyszedł mi jak oglądałam Zaplątanych. W sumie odrobinę ma wspólnego. Tam byli dwaj bandyci, którzy byli braćmi i działali razem z Julianem, a na blogu jest, że Ross "pracuje" dla Romwellów Jest jeszcze parę podobieństw, ale nie chcę mi się już ich pisać. Ten co podałam jest najważniejszy.
5. Gdybyś mogła zrobić jedną jakąkolwiek rzecz, co by to było?
Sama nie wiem.
6. Czym jest dla ciebie życie?
Życie jest dla mnie czymś bardzo ważnym. Życie jest tylko jedne i można przeżyć je tylko raz, więc chcę korzystać z niego póki mogę. Chcę się wykształcić, poznać miłość swojego życia, dostać dobrą pracę i mieć dzieci. Chcę po prostu przeżyć moje życie najlepiej jak potrafię.
7. W co wierzysz?
Nie wiem dokładnie o co chodzi w tym pytaniu. Jeśli chodzi o religię, to jestem chrześcijanką.
8. Jak zaczęłaś pisać?
Na początku tylko czytałam inne blogi, ale pewnej nocy, gdy sobie już leżałam w łóżku, zaczęłam wyobrażać sobie swoje wizje jakiś wydarzeń. Po tym wymyśliłam fabułę mojego pierwszego bloga i założyłam go. Szczerze powiedziawszy, to nawet tego bardzo nie przemyślałam tylko od razu zrobiłam. Potem wszystko jakoś poleciało, a pisanie stało się moim hobby.
9. Skąd czerpiesz inspiracje?
Pomysły same do mnie przychodzą i to w różnych momentach. Czasami dostaję takiej weny, że potrafiłabym napisać dużo rozdziałów, ale zwykle wykorzystuje ją do planowania dlaszych zdarzeń. Mam też tak, że oglądam albo czytam książek i coś mnie zainspiruje.
10. Najlepszy film?
Oglądam dużo filmów i wiele lubię. Nie potrafię wybrać chyba ulubionego. Jednak z filmów animowanych mogę podać mój ulubiony. Zaplątani są the best. Kocham to.
11. Co myślisz o moim blogu, jeśli go czytasz?
Twój blog jest świetny. Przyjemnie się go czyta. Fabuła coraz bardziej się rozkręca. :)
AKTUALIZACJA:
Zostałam nominowana przez Pinni Pay z bloga: klik. Bardzo ci dziękuję. Przejdźmy do pytań od Pinni:
1. Kiedy nowy rozdział na blogu?
Dziś (19.03.) dodałam One Shota, a nowy rozdział będzie jak zawsze za tydzień w sobotę. :)
2. Ulubiony kolor?
Niebieski.
3. Twoje największe marzenie i dlaczego właśnie to?
Dostać i skończyć studia, bo chcę być dobrze wykształcona.
4. Co byś zrobiła gdyby R5 było w twoim mieście?
Byłabym w ogromnym szkoku! Jak bym już się opanowała, to na pewno wzięłabym od nich autograf.
5. Czy lubisz jakiś serial? Jaki i dlaczego?
Lubię pare seriali:
- Austin i Ally - dzięki temu serialowi zaczęłam szperać po internecie w poszukiwaniu informacji o aktorach i innych rzeczach. Przez to znalazłam blogi o Auslly, potem przerzuciałam się na Raurę, a na końcu założyłam własne. Szkoda, że już się skończył. :(
- Wspaniałe stulecie - ile tam się dzieje! Czasami, jak przegapi się odcinek, to w następnym można nie wiedzieć o co chodzi. Niestety ten serial również mi się już kończy.
- Teen Wolf - zaczęłam oglądać ten serial od niedawna i się wkręciłam. Dużo się dzieje i do tego są przystojni aktorzy. :D
6. Czy mnie kojarzysz z czegokolwiek? xd
Tak, kojarzę cię z twojego bloga. :) Mam cię też na GG, ale od jakiegoś czasu w ogóle nie wchodzę, bo mam dużo nauki.
7. Chcesz już wakacje i masz dość szkoły jak ja?
Tak, bardzo chcę już wakacje. Jestem w trzecież gimnazjum i ciągle słyszę: macie testy w kwietniu, a w ogóle się nie uczycie. Mam już dość tego gadania i w ogóle chciałabym już odpocząć od szkoły.
8. Myślisz nad swoją przyszłością? Jak będzie wyglądać?
Tak na poważnie zaczęłam nad nią myśleć przez wyjazdy na dni otwarte do liceów. Wiem do jakiego pójdę i mniej więcej, co chciałabym robić w życiu. Zastanawiam się nad byciem architektem, bo umiem rysować i mam wyobraźnię, a to jest potrzebne w tym zawodzie.
9. Ideał twojego chłopaka to?
Najważniejszy jest charakter, ale wygląd też się liczy. :) Chyba nie mam określonego ideału. Może blondyn z niebieskimi oczami, albo brunet z brązowymi oczami. Jeśli chodzi o charakter, to chciałabym, że on mnie kochał, bronił, wspierał w ciężkich chwilach i cieszył z moich sukcesów. Fajnie by też było, gdyby był romantyczny. Jednak czy istnieją tacy chłopcy?
10. Czy lubisz mojego bloga? Xd
Tak, bardzo lubię. Długo cię nie było, ale w końcu dodałaś nowy rozdział. Mam nadzieję, że już będziesz w miarę regularnie dodawać nowe posty. Trzymam za ciebie kciuki. Chcę wiedzieć, jak potoczą się dalsze losy boahterów.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za nominacje. Ja nikogo już nie nominuję.
niedziela, 13 marca 2016
Kolejne LBA
Zostałam znów nominowana do LBA. Tym razem nominowały mnie: Martis Lu KLIK, Julka Lipska KLIK i lee270100 (nie wiem jak się nazywasz, ale taka nazwa wyskoczyła mi w komentarzu) KLIK. Bardzo dziękuję za nominacje.
Pytania od Martis:
1. Co sądzisz o moim blogu?
Twój blog jest świetny. Nie czytałam jeszcze bloga o wilkołakach i wampirach, więc jest oryginalny. Chcę wiedzieć co się stanie dalej.
2. Ulubiona książka?
Trylogia Niezgodnej, Kwiaty na poddaszu, Gwiazd naszych wina, Trylogia Igrzysk śmierci.
3. Jakie są twoje ulubione kwiaty?
Róże, a najbardziej lubię czerwone. Kojarzą mi się z miłością.
4. Kim chcesz być w przyszłości?
Zastanawiam się nad architektem, bo lubię rysować i mam bujną wyobraźnię.
5. Jaka była najgorsza rzecz w twoim życiu?
Jakoś nie mogę sobie czegoś przypomnieć.
6. Masz jakieś zwierzę?
Tak, mam psa.
7. W jakim kraju chciałabyś wziąć ślub?
Sama nie wiem. Chyba w Polsce, a w podróż poślubną gdzieś za granicę. :)
8. Masz rodzeństwo? - zaraz będzie, że jestem za bardzo wścibska xD
Tak, mam młodszą o 4 lata siostrę.
9. Jeżeli miałabyś wybierać, to kim chciałabyś być: aktorka czy piosenkarka i dlaczego?
Aktorką, bo nie umiem śpiewać. Zresztą występuję w przedstawieniach szkolnych, które są wystawiane dla ludzi spoza szkoły. Robię to od zerówki i to co rok. Nawet lubię występować.
10. Jakie cechy powinien posiadać twój chłopak?
Powinien być zabawny, kochany, szczery. Taki rozweselacz i romantyk w jednym.
11. Jakiej muzyki słuchasz?
Głównie pop i pop-rock. Oczywiście moim ulubionym zespołem jest R5. :)
Pytania od Julki:
1. Jakie jest twoje hobby?
Kocham pisać opowiadania, ale to jest chyba oczywiste. :) Lubię rysować i grać na gitarze.
2. Co skłoniło się do założenia bloga?
Chęć, żeby inni napisali, co sądzą o mojej pracy. Chciałam też zobaczyć jak to jest być blogerką.
3. Skąd czerpiesz wenę na kolejne rozdziały?
Wena sama do mnie przychodzi. Pomysły przychodzą nagle, np. oglądam jakiś film i wyobrażam sobie swoją wresję jakiejś sceny, a często mam tak, że siądę przy biurku i zacznę myśleć, a jakieś wydarzenia same mi się nasuwają. Czasami siądę przed kompem i od razu zacznę coś pisać, a czasami w głowie mam putkę.
4. Od kiedy jesteś na blogerze?
Od 27 grudnia 2014 roku, czyli już rok i ponad dwa miesiące.
5. Ulubiony dzień tygodnia?
Sobota, bo jest wolne od szkoły.
6. Czy masz jakieś zwierzątko? Jak tak to jakie?
Tak, mam psa, który wabi się Misiu.
7. Twoje ulubione blogi?
Moimi ulubionymi blogami były blogi Mary Jane, która niestety wszystkie trzy usunęła. Czy ktoś ją jeszcze pamięta?
Podam blogi, które są bardzo ciekawe i chętnie je czytam:
http://milosc-rosnie-powoli-raura.blogspot.com/
http://mystery-love-raura.blogspot.com/
http://hurricane-laura.blogspot.com/
http://alonetogetherstory.blogspot.com/
http://love-chase-raura.blogspot.com/
http://fallinforyour5.blogspot.com/
8. Jak masz na drugie imię?
Alicja. Mam je po cioci.
9. Gdzie chcesz mieszkać w przyszłości?
To zależy, gdzie będę pracować. Chciałabym mieszkać blisko niej, żebym nie musiała poświęcać dużo czasu na dojeżdżanie. Jeśli mam bardziej zaglębić się w marzenia to we Włoszech albo w LA lub w NY.
10. Kim chcesz zostać?
Zastanawiam się nad architektem.
11. Czy zaliczyłaś w życiu jakąś wtopę?
Chyba nie. W sumie to nie pamiętam. Ach ta skleroza. :D
12. Ulubiony zespół?
R5!!!<3 13. Co sądzisz o moim blogu?
Jest dopiero prolog i pierwszy rozdział, ale twoja historia podoba mi się i myślę, że będzie ciekawa.
14. Książka czy film? Uzasadnij swój wybór?
Książka, ponieważ mogę sobie wszystko wyobrazić. Film narzuca mi już gotwych bohterów i sceny, które są widziane przez reżysera. Czytając książkę cały przedstawiony w niej świat sama wymyślam.
Pytania od lee270100:
1. Ile czasu schodzi Ci na napisanie rozdziału? :)
Piszę rozdział po kawałku codziennie przez cały tydzień. Tak się zbiera po trochu po trochu i w końcu jest cały. Najczęściej kończę rozdziały w soboty. Jednak jeśli miałabym usiąć i napisać cały rozdział od razu, to zrobiłam to w jakieś dwie góra trzy godziny. To też zależy od tego ile mam pomysłów.
2. Piszesz rozdział najpierw na brudno i potem przepisujesz czy od razu wszystko na spontanie? :D
W moim brudnopise planuję dalsze rozdziały i piszę pojedyncze słowa, np. randka, czyjeś spotkanie itd. Z tego później tworzę rozdziały, które piszę na spontanie. Co mi przyjdzie do głowy to, to napiszę.
3. Co byś zrobiła gdybyś zobaczyła swojego idola na ulicy? Zaprosiłabyś go na randkę? XD
Zaczęłabym piszczeć i skakać z radości. Raczej nie zaprosiłabym go na randkę, ale wzięłabym autograf i pogadała chwilę.
4. Jakie są twoje 3 ulubione filmy i 2 seriale? :D
Filmy (nie są ustawione od najlepszego do najgorszego):
1. Mogą być filmy animowane? Jeśli tak to moim numerem jeden są Zaplątani! Kocham tą bajkę! Oglądałam ją już niezliczoną ilość razy i znam ją całą na pamięć od początku do końca, a dalej mi się nie nudzi. Ma po prostu w sobie to coś.
2. Gwiazd naszych wina - zawsze ryczę.
3. Piraci z Karaibów.
Seriale (mogę więcej?):
1. Austin i Ally.
2. Wspaniałe stulecie.
3. Ziemia buntowników.
4. Teen Wolf.
5. Wolisz śpiew czy taniec? Dlaczego? :D
Taniec, chociaż nie umiem za dobrze tańczyć, ale śpiewać w ogóle nie umiem. Lubię grać w grę taneczną na Xbox'a. Wtedy wczuwam się całą sobą.
6. Czy twoi bliscy wiedzą o tym, że piszesz opowiadanie?
Nie i raczej się nie dowiedzą. Boję się, że mnie nie zrozumieją.
7. Nie wstydzisz się pokazać swoje opowiadanie mamie? ;)
Wstydzę się. Zresztą nie chciałabym, żeby mama czytała to co piszę.
8. Chciałabyś nagrywać na youtubie? :)
Raczej nie. To nie jest dla mnie.
9. Jacy są twoi ulubieni youtuberzy? :D
Nie oglądam youtuberów. Oglądam to co lubię i na co mam ochotę.
10. Czego nie umiesz zrobić? :)
Rzeczy związanymi z mechaniką i tak dalej. Nie umiem też gotować. :) Potrafię zrobić tylko najprostsze rzeczy.
11. Wolisz czytać zakończone czy trwające opowiadania? Dlaczego?
Trwające, bo lubię czekać w niepewności co się stanie dalej. Czytając zakończone blogi mam już wszystko podane na tacy. Chcę też komentować czyjąś pracę na bieżąco, bo wiem, że to motywuje.
Jeszcze raz dziękuję za nominacje. Nie macie pojęcia jak bardzo się z tego cieszę. :D
Nominowani:
- Karola ~ http://nadziejana.blogspot.com/
- Julka Lipska ~ http://lasttimeraura.blogspot.com/
- Venessa Mess ~ http://ilovehimraura.blogspot.com/
- Martis Lu ~ http://raura-juststayalive.blogspot.com/
- JuLiett HS ~ http://message-harrystyles.blogspot.com/
- Zakręcona Pozytywnie ~ http://wszystko-zacznie-sie-od-nowa.blogspot.com/
- Wiktoria Martin ~ http://you-only-live-once-lauraandross.blogspot.com/
- Smile ~ http://forgetaboutyou-raura.blogspot.com/
Moje pytania:
1. Masz w planach kolejnego bloga?
2. Gdybyś mogła cofąć się w czasie, to co byś zmieniała w swoim życiu?
3. Ulubiona piosenka?
4. Grasz na jakimś instrumencie? Jeśli tak, to na jakim?
5. Jaki przedmiot szkolny lubisz, a jaki nie? Dlaczego?
6. Ulubiona bajka lub film animowany z dzieciństwa?
7. Lubisz czytać lektury szkolne?
8. Ulubiony kosmetyk?
9. Jakie 4 rzeczy zabrałabyś na bezludną wyspę?
10. Ulubiona rzecz w szafie?
11. Jak chciałabyś, żeby wyglądała twoja wymarzona randka?
To tyle ode mnie. Myślę, że jakoś wytrzymaliście do końca. :)
Macie jeszcze Julka i Maksia :D
sobota, 12 marca 2016
Rozdział 33
"But I live for the day that I’m calling you baby." ~ "Ale żyję dla dnia, kiedy będę mógł nazywać Ciebie "kochanie"." - Fallin' For You
~Los Angeles, 02.08.2015r.~
★Laura★
Idę właśnie do parku, gdzie mam się spotkać z Jake'iem. Chcę z nim zerwać. Jednak nadal nie za bardzo wiem, jak to zrobić, aby jak najmniej go to zabolało. Jednak muszę zakończyć ten związek, bo nic nie czuję do Jake'a, a kocham Rossa, z którym bardzo chciałabym być. Weszłam do parku i szłam w kierunku fontanny, gdzie mieliśmy się spotakć. Denerwuję się tym. Jeszcze nigdy nie zrywałam z chłopakiem. To jest mój pierwszy raz. Gdy dochodziłam już na miejsce zauważyłam go. Uśmiechał się, ale pewnie zaraz przestanie. Podeszłam do niego i przytuliliśmy się na powitanie.
- Hej Jake - odezwałam się. Chciałam, żeby zabrzmiało to naturalnie, ale jednak usłyszałam nutkę poddenerwowania.
- Hej Lau - odparł, po czym odsunęliśmy się od siebie. Usiedliśmy na murku. Zaczęłam skubać opuszki swoich palców. Nie wiedziałam, jak zacząć.
- Dlaczegp jesteś taka zdenerwowana? - zapytał.
- Eee... no bo... ja mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia - jąkałam się.
- Co takiego? - spytał. Zauważyłam, że zrobił się trochę niespokojny.
- Jake, bo wiesz... - zacięłam się. - Chodzi mi o nasz związek - powiedziałam cicho, a Jake westchnął smutno.
- Zrywasz ze mną, tak? - spytał, spoglądając mi głęboko w oczy. Jego spojrzenie było smutne.
- Wiesz, doszłam do wniosku, że nasz związek nie ma dużych szans na przyszłość. Ja nic do ciebie nie czuję. Nie wystarcza mi, że ty jesteś we mnie zakochany, bo ja sama chcę to poczuć.
- To dlaczego się zgodziaś?
- Sama teraz już nie wiem. Chyba nie chciałam cię urazić, bo bałam się, że cię stracę.
- I tylko z tego powodu ze mną zrywasz, czy jest coś jeszcze? - spytał, a ja spuściłam wzrok na moje palce, które cały czas nerwowo skubałam.
- Tak, jest jeszcze jedna sprawa. W zasadzie najważniejsza rzecz - przerwałam na chwilę. - Bo ja jestem... - zacięłam się. - Jestem zakochana w Rossie - powiedziałam. Bałam się spojrzeć mu teraz w oczy, ale zrobiłam to. Z jego oczu bił smutek i zawiedzenie. On teraz przeze mnie będzie cierpiał. Jednak musi tak być, bo chcę być z Rossem. Wiedziałam, że kiedyś jeden z nich odejdzie z mojego życia i teraz to się stanie. Podjęłam decyzję i wybrałam Rossa. Chyba zawsze jego wolałam.
- Skoro tak, to nie będę stawał wam na drodze do szczęścia - odparł smutnym głosem.
- Ale teraz ty będziesz cierpiał.
- Z czasem mi przejdzie. Ważne, żebyś ty była szczęśliwa - powiedział i uśmiechnął się lekko. Przytuliłam go.
- Dziękuję Jake za chwile spędzone z tobą. Wiedz, że też jesteś dla mnie ważny - odparłam.
- Ty dla mnie też, Lau - odpowiedział, po czym odsunęliśmy się od siebie.
- To czyli rozstajemy się w przyjaźni?
- Tak. W razie czego to wiesz, gdzie mnie możesz znaleźć.
- Tak - przytaknęłam. - To ja już pójdę - odparłam i wstałam z murku.
- Okay, życzę ci szczęścia z Rossem.
- Tobie też tego życzę z jakąś dzieczyną, która na prawdę cię pokocha - odpowiedziałam, po czym odwróciłam się od niego i zaczęłam iść. Jest mi trochę smutno. Jake był naprawdę wspaniałym chłopakiem. Bardzo go lubię, ale nic po za tym. Teraz pewnie raczej się już nie spotkamy. Mam nadzieję, że szybko się po mnie pozbiera i znajdzie dziewczynę, która będzie go kochała. Chcę, żeby był szczęśliwy. Ja mu tego nie dałam, a ktoś inny może. Westchnęłam. Teraz muszę iść do Rossa. Może już się obudził i będę mogła z nim pogadać. Coś mi się wydaje, że zaczyna się nowy rodział w moim życiu. Wybrałam Rossa i to z nim chcę być. Wiem, że przy nim odnajdę szczęście. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Po prostu kocham go całym moim sercem i czuję, że on odwzajemnia moje uczucia. Jeśli nie, to będę sie starało go zdobyć. Teraz już nie odpuszczę.
~*~
★Ross★
Wchodzę do jakiegoś pokoju. Gdyby nie wiązka światła przedostająca się zza materiału, który jest powieszony na oknie, byłoby całkowicie ciemno. Mój wzrok pada na środek pomieszczenia, a dokładniej na krzesło, do którego jest ktoś przywiązany. Nie wiem kto to, bo nie widzę twarzy tej osoby. Podchodzę do niej i rozpoznaję Laurę. Ma zamknięte oczy. Czy ona żyje? Tego nie wiem. Nagle z ciemnego kąta wychodzą Romwellowie. W dłoniach trzymają pistolet. Idą w moim kierunku. Moje ciało doznaje paraliżu. Nie mogę poruszyć żadną częścią ciała. Stoję tylko i patrzę to na nich, to na Larę, która nagle otworzyła oczy. Spostrzegłem w nich zawiedzienie. John stanął przy niej, a Josh podszedł do mnie. Nie dotyka mnie, ale trzyma broń na wysokości mojej głowy. John robi to samo tylko, że przykłada lufę do skroni Laury.
- A teraz pożeganaj się z twoją ukochaną - powiedział, po czym nacisnął spust...
- Laura! - krzyknąłem, otwierając gwałtownie oczy. Zacząłem dyszeć. Zaraz, zaraz, gdzie ja jestem? Rozejrzałem się po pomieszczeniu. No tak jestem w szpitalu, bo postrzelili mnie Romwellowie. Ten sen był taki rzeczywisty. Prawie, że realny, bo wszystko wyglądało tak jak było. Jak dobrze, że nie jest to prawda. To był tylko koszmar. Tak właściwie to jest już po wszystkim, bo Romwellów aresztowała policja, a Laura jest cała i zdrowa. No przynajmniej mam taką nadzieję. Zauważyłem, że jestem podłączony do kroplówki i jakiś kabelków. Słyszę pikanie, które dobiega z jakiejś maszyny, która obserwuje pracę serca. Podniosłem kołdrę oraz podwinąłem koszulę, aby zobaczyć miejsce, w które mnie postrzeili. Brzuch miałem owinięty bandażem. Westchnąłem ciężko, po czym opuściłem kołdrę. Czyli to prawda. Postrzelili mnie. Mam tylko nadzieję, że gdy straciłem przytomność, to Laurze nic się nie stało. Miałem ją przecież chronić aż do dotarcia do policji. Że też musieli mnie postrzelić. Co jeśli jej też coś się stało? Może ona też leży w szpitalu? Może ona... Nie. To na pewno nie. Laura żyje. Musi żyć. Nie wybaczę sobie, jeśli coś się jej stało. Szkoda, że nie wyznałem jej wtedy moich uczuć. Jednak nie dałem rady, bo straciłem przytomność. Jednak może moja piosenka sprawiła, że domyśla się, że ją kocham. Jejku, jak ja ką kocham. Świata poza nią nie widzę. Ona jest dla mnie jedyna w swoim rodzaju. Jak ja chciałbym, żeby była moją dziewczyną. Teraz tylko o tym marzę. Po chwili zauważyłem, że ktoś otwiera drzwi, a do sali wchodzi moje rodzeństwo i Ellington. Uśmiechnąłem się lekko na ich widok.
- O Ross, jak dobrze, że już się obudziłeś. Jak się czujesz? - spytała z troską w głosie Rydel. Wszyscy podeszli bliżej mojego łóżka.
- Dobrze tylko jestem trochę zmęczony, a jak długo tu leżę? - zapytałem.
- Jest 18:00, a skończyli cię operować cztery godziny temu. - odpowiedział Riker.
- A co mi jest?
- Spokojnie, nic złego ci się nie stało. Na szczęście pocisk zatrzymał się niedaleko nerki, ale tylko odrobinę ją naruszł. Nie będzie to miało poważnych skutków. Jednak, gdyby postrzelil cię z bliższej odległości to byłoby gorzej z tobą - powiedziała Rydel. - Na szczęscie nic ci nie jest i jeśli rana będzie się dobrze goiła, to wypiszą cię za tydzień.
- To dobrze, nie lubię szpitali i nie mam zamiaru tu długo być.
- Skoro Romwellowie trafili za kratki, a ty nie musisz już wypełniać ich zadań, to może znów zaczniemy występować na scenie? - odezwał się Rocky.
- Popieram Rocky'ego. Brakuje mi już tego wszystkiego - powiedział Ellington.
- Wiecie, że mi też tego brakuje, ale nie wiadomo, co teraz ze mną będzie. Przecież policja pewnie będzie chciała mnie przesłuchać w sprawie z Laurą - odparłem smutynm tonem.
- Przecież nie wsadzą cię za kratki. Nie pracowałeś dla nich z własnej przyjemności, ale by nas chronić. Zresztą uratowałeś Laurę. Myślę, że te rzeczy cię trochę ułaskawią i skończy się najwyżej na grzywnie - odezwał się Riker.
- Miemy nadzieję, że tak będzie - odpowiedziałem. - Jeśli ta afera pomyślnie się dla mnie skończy to wtedy będziemy mogli powrócić na scenę.
- To będzie porządne wejście, bo przecież mamy już prawie gotowy cały nowy album - powiedział Rocky.
- Została też ci jedna sprawa, Ross - zaczęła Rydel.
- Jaka? - spytałem.
- Skoro już jest po twoim zadaniu to możesz teraz być z Laurą.
- Nie wiem, czy będzie mnie chciała, gdy powiem jej całą prawdę. Chociaż jak wyjawiłem jej część to nadal mi ufała.
- Ross, ona cię zorozumie. Zresztą cię kocha, co widać. Wiesz jak ona przeżywała, gdy ciebie operowali? Bała się o ciebie.
- Może i mam jakieś szanse u niej. Spytałbym ją o to, gdyby nie była z Jake'iem.
- O to się nie martw. Założę się, że zerwie z nim jeszcze w tym tygodniu. Może nawet już to zrobiła.
- Tak myślisz? - powiedziałem z nadzieją w głosie.
- Tak. Będziecie piękną parą - uśmiechnęła się. Po chwili usłyszałem, że ktoś otworzył drzwi, więc spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem Laurę. Na moje usta od razu wpłynął duży uśmiech.
- Hej wszystkim - odezwała się.
- Hej - odpowiedziało moje rodzeństwo.
- Hej Lau. Cieszę się, że przyszłaś - powiedziałem, a ona podeszła bliżej mojego łóżka.
- To my was zostawimy samych - odparła Rydel i popchała do wyjścia Rocky'ego, który stał obok niej. Po chwili w sali zostałem tylko ja i Laura.
- Jak się czujesz, Ross? - spytała, siadając na krześle, które stało obok łóżka.
- Wiesz, nawet dobrze. Na widok was wszystkich humor mi się poprawił - odpowiedziałem.
- Jak dobrze, że ci nic poważnego nie dolega. Gdyby coś ci się gorszego stało, to nie wiem co bym zrobiła. Strasznie się o ciebie bałam - odparła, patrząc mi w oczy.
- Wiesz, ja czułem to samo, gdy oni cię zabrali - powiedziałem. Skoro już zacząłem ten temat, to mogę powiedzieć jej całą historię. - Lau, mówiłem, że kiedy indziej wyjaśnię ci wszystko, co tyczy się mojej przeszłości i teraz jest na to czas.
- Nie, Ross. Teraz musisz odpoczywać i nie możesz się denerwować. Odpowiesz mi to wszystko, jak wyjdziesz ze szpitala.
- Dobrze, niech ci będzie - odparłem. - Boję się, że po tym co ci powiem, to cię stracę.
- Nie straciłeś mnie, jak wyjawiłeś mi część prawy, to i nie stracisz jak wyznasz mi całą. Zresztą nie sądzę, żebyś ukrywał coś złego.
- W sumie to nie ma nic takiego, ale sam fakt, że cię im oddałem, może sprawić, że już mi nie zaufasz tak bardzo.
- Przecież nadal ci ufam, Ross. Nie martw się tak o to. Teraz już skończmy ten temat, bo opowiesz mi o tym wszystkim później.
- Okay, niech ci będzie - przytaknąłem. Na chwilę zapanowała cisza.
- Wiesz, mam ci coś do powiedzenia - odezwała się Laura.
- Co takiego? - spytałem.
- Bo wiesz, zerwałam dziś z Jake'iem - powiedziała. Czy ja się przesłyszałem? Czy ona powiedziała, że zerwała z Jake'iem? Czyli, że mam teraz szansę.
- Na prawdę? Dlaczego? - próbowałem, żeby nie zabrzmiało to tak jakbym się z tego cieszył. Nawet mi wyszło naturalnie.
- Bo ten związek od początku nie miał sensu, bo ja nic do niego nie czułam.
- I tylko dlatego? - spytałem. Może zerwała z nim z mojego powodu? Może ona mnie kocha?
- Eee... No tak - zająkała się. Wiem, że kłamie, ale też wiem, że nic więcej z niej nie wyciągnę. Chociaż? Mogę spróbować.
- Wiem, że była jeszcze jakaś przyczyna. Powiesz mi o niej?
- Nie ma już nic więcej. To tylko z powodu, że ja nic do niego nie czuję - odpowiedziała.
- Niech będzie, że ci wierzę - uśmiechnąłem się. - Ale i tak dowiem się prawdy prędzej czy później. Mam już sposoby na ciebie.
- Tak? Jakie? - spytała.
- To jest moja tajemnica.
- Może kiedyś uda mi sie to od ciebie wyciągnąć - zaśmiała się. - A tak w ogóle to jakby ktoś pytał kim dla Ciebie jestem, to mów, że twoją dziewczyną - powiedziała i lekko się zarumieniła. Kocham jak to robi. Rumieńce dodają jej uroku.
- Moją dziewczyną? A dlaczego? - spytałem. Nie, żeby mi to przeszkadzało. Chciałbym przecież, żeby była nią na prawdę.
- Te pytania to do Rydel. To ona to wymyśliła. Chociaż, bez tego może by mnie do ciebie nie wypuścili, bo pozwalają jak na razie wchodzić tylko rodzinie. Chyba ci to nie przeszkadza, co nie?
- Nie no coś ty - uśmiechnąłem się. - Możemy uddawać parę - odparłem. W sumie to możemy być nią na prawdę. Jak ja chciałbym, żeby tak już było. Jednak na razie nie powiem jej o moich uczuciach. Zrobię to, gdy będę wyjawił jej prawdę o Romwellach. Wtedy będzie czas na wszystkie wyznania.
- Okay, możemy poudawać - odpowiedziała. Czy mi się wydaje, czy usłyszałem w jej głosie nutkę zawiedzenia? Nie wiem, może. Po chwili do sali weszła młoda pielęgniarka. Nawet ładna, ale i tak wolę moją Laurę. Zraz, zaraz, przecież ona jeszcze nie jest moja. No właśnie jeszcze.
- Dzień dobry - powiedziała pogodnie, uśmiechając się do mnie.
- Dzień dobry - odpowiedziałem. Spojrzałem na Laurę. Jakoś dziwnie patrzyła na tą pielęgniarkę.
- Czy może pani na chwilę wyjść? Muszę tylko wypełnić moje obowiązki, a potem wróci pani do swojego chłopaka - Jak to fajnie zabrzmiało. Chciałbym, żeby była to już prawda.
- Dobrze - odpowiedziała Laura, po czym wstała z krzesła i wyszła z sali.
- Jak się pan czuje? - spytała pielęgniarka.
- Dobrze, jak się widzi swoich bliskich to jeszcze lepiej - odparłem.
- Na pewno. Zmierzę teraz panu ciśnienie. Proszę wyciągnąć rękę - powiedziała, a ja zrobiłem to, co kazała. Założyła mi opaskę na rękę, założyła steroskop na uszy i zaczęła naciskać pompkę. - Ciśnienie jest prawidłowe - odparła po chwili. - Jeśli tak szybko będzie się panu polepszało, to szybo wyjdzie pan ze szpitala.
- Mam nadzieję. Nie lubię szpitali.
- Też kiedyś za nimi nie przepadałam, ale chciałam pomagać innym ludziom i się przemogłam - powiedziała. - Proszę połknąć te tabletki - podała mi je oraz kubek wody. Szybko połknąłem leki i popiłem je wodą. - To już wszysto z mojej strony. Jeśli będzie pan czegoś chciał to nad łóżkiem jest czerwony przycisk, który powiadamia pielęgniarki. Można z tego korzystać.
- Okay, jeśki będzie taka potrzeba to tak zrobię - odpowiedziałem. Pielęgniarka wyszła z sali, a po chwili weszło do niej moje rodzeństwo, Ell i Laura. Jednak nie zauważyłem Rocky'ego.
- Czy w tym szpitalu nie ma starszych pielęgniarek? - odezwała się Laura.
- Pewnie są, a w czym ci ona przeszkadza? Czyżbyś była zazdrosna o Rossa? - spytała Rydel i zrobiła ,,brewki".
- Co? Nieee... - odpowiedziała trochę piskliwym głosem Laura.
- No już nie mów, że nie jesteś, bo widziałem, jak się na nią patrzysz - odezwałem się, a ona zarumieniła się.
- Niby jak?
- Tak jakbyś chciała ją zabić wzrokiem. Mi to nie przeszkadza, że jesteś o mnie zadrosna - uśmiechnąłem się.
- Ale ja nie jestem zazdrosna - zaprzeczyła.
- Uważaj, bo ci umierzę - odparła Rydel. - Już ja wiem co tu się święci - powiedziała z cwanym uśmiechem. Nagle do sali wpadł uśmiechnęty od ucha do ucha Rocky.
- Ej, zobaczcie, mam numer tej pielęgniarki! - krzyknął uradowany i pomachał w powietrzu karteczką. - Dowiedziałem się też, że ma na imię. Alice. Chyba muszę częściej przychodzić do szpitala, jak tu takie dziewczyny się kręcą.
- Ty to masz szczęście - odparł Ell.
- To dlatego, że jestem taki przystojny. Ma się ten urok osobisty - uśmiechnął się.
- Może ci się z nią uda - odezwał się Riker.
- Mam taką nadzieję - odpowiedział Rocky.
Czas do wieczora minął nam na rozmowie, przez którą zapomniałem o mojej ranie. Cieszyłem się, że oni tu wszyscy ze mną są. Nigdy w życiu nie chciałbym ich stracić. To są najbliższe mi osoby i nie wyobrażam sobie bez nich życia. Wiem, po co żyję. Żyję dla nich, bo wiem, że jestem da nich ważny. Nie zamierzam odchodzić z tego świata póki oni są przy mnie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Podoba wam się rodział? Jest on trochę krótki, jak dla mnie, ale taki miał być. Pewnie cieszycie się, że Laura zerwała z Jake'iem. Już niedługo Raura! Kto się cieszy?
Do napisania!!!
Jak zawsze liczę na dużo komentarzy!
~Los Angeles, 02.08.2015r.~
★Laura★
Idę właśnie do parku, gdzie mam się spotkać z Jake'iem. Chcę z nim zerwać. Jednak nadal nie za bardzo wiem, jak to zrobić, aby jak najmniej go to zabolało. Jednak muszę zakończyć ten związek, bo nic nie czuję do Jake'a, a kocham Rossa, z którym bardzo chciałabym być. Weszłam do parku i szłam w kierunku fontanny, gdzie mieliśmy się spotakć. Denerwuję się tym. Jeszcze nigdy nie zrywałam z chłopakiem. To jest mój pierwszy raz. Gdy dochodziłam już na miejsce zauważyłam go. Uśmiechał się, ale pewnie zaraz przestanie. Podeszłam do niego i przytuliliśmy się na powitanie.
- Hej Jake - odezwałam się. Chciałam, żeby zabrzmiało to naturalnie, ale jednak usłyszałam nutkę poddenerwowania.
- Hej Lau - odparł, po czym odsunęliśmy się od siebie. Usiedliśmy na murku. Zaczęłam skubać opuszki swoich palców. Nie wiedziałam, jak zacząć.
- Dlaczegp jesteś taka zdenerwowana? - zapytał.
- Eee... no bo... ja mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia - jąkałam się.
- Co takiego? - spytał. Zauważyłam, że zrobił się trochę niespokojny.
- Jake, bo wiesz... - zacięłam się. - Chodzi mi o nasz związek - powiedziałam cicho, a Jake westchnął smutno.
- Zrywasz ze mną, tak? - spytał, spoglądając mi głęboko w oczy. Jego spojrzenie było smutne.
- Wiesz, doszłam do wniosku, że nasz związek nie ma dużych szans na przyszłość. Ja nic do ciebie nie czuję. Nie wystarcza mi, że ty jesteś we mnie zakochany, bo ja sama chcę to poczuć.
- To dlaczego się zgodziaś?
- Sama teraz już nie wiem. Chyba nie chciałam cię urazić, bo bałam się, że cię stracę.
- I tylko z tego powodu ze mną zrywasz, czy jest coś jeszcze? - spytał, a ja spuściłam wzrok na moje palce, które cały czas nerwowo skubałam.
- Tak, jest jeszcze jedna sprawa. W zasadzie najważniejsza rzecz - przerwałam na chwilę. - Bo ja jestem... - zacięłam się. - Jestem zakochana w Rossie - powiedziałam. Bałam się spojrzeć mu teraz w oczy, ale zrobiłam to. Z jego oczu bił smutek i zawiedzenie. On teraz przeze mnie będzie cierpiał. Jednak musi tak być, bo chcę być z Rossem. Wiedziałam, że kiedyś jeden z nich odejdzie z mojego życia i teraz to się stanie. Podjęłam decyzję i wybrałam Rossa. Chyba zawsze jego wolałam.
- Skoro tak, to nie będę stawał wam na drodze do szczęścia - odparł smutnym głosem.
- Ale teraz ty będziesz cierpiał.
- Z czasem mi przejdzie. Ważne, żebyś ty była szczęśliwa - powiedział i uśmiechnął się lekko. Przytuliłam go.
- Dziękuję Jake za chwile spędzone z tobą. Wiedz, że też jesteś dla mnie ważny - odparłam.
- Ty dla mnie też, Lau - odpowiedział, po czym odsunęliśmy się od siebie.
- To czyli rozstajemy się w przyjaźni?
- Tak. W razie czego to wiesz, gdzie mnie możesz znaleźć.
- Tak - przytaknęłam. - To ja już pójdę - odparłam i wstałam z murku.
- Okay, życzę ci szczęścia z Rossem.
- Tobie też tego życzę z jakąś dzieczyną, która na prawdę cię pokocha - odpowiedziałam, po czym odwróciłam się od niego i zaczęłam iść. Jest mi trochę smutno. Jake był naprawdę wspaniałym chłopakiem. Bardzo go lubię, ale nic po za tym. Teraz pewnie raczej się już nie spotkamy. Mam nadzieję, że szybko się po mnie pozbiera i znajdzie dziewczynę, która będzie go kochała. Chcę, żeby był szczęśliwy. Ja mu tego nie dałam, a ktoś inny może. Westchnęłam. Teraz muszę iść do Rossa. Może już się obudził i będę mogła z nim pogadać. Coś mi się wydaje, że zaczyna się nowy rodział w moim życiu. Wybrałam Rossa i to z nim chcę być. Wiem, że przy nim odnajdę szczęście. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Po prostu kocham go całym moim sercem i czuję, że on odwzajemnia moje uczucia. Jeśli nie, to będę sie starało go zdobyć. Teraz już nie odpuszczę.
~*~
★Ross★
Wchodzę do jakiegoś pokoju. Gdyby nie wiązka światła przedostająca się zza materiału, który jest powieszony na oknie, byłoby całkowicie ciemno. Mój wzrok pada na środek pomieszczenia, a dokładniej na krzesło, do którego jest ktoś przywiązany. Nie wiem kto to, bo nie widzę twarzy tej osoby. Podchodzę do niej i rozpoznaję Laurę. Ma zamknięte oczy. Czy ona żyje? Tego nie wiem. Nagle z ciemnego kąta wychodzą Romwellowie. W dłoniach trzymają pistolet. Idą w moim kierunku. Moje ciało doznaje paraliżu. Nie mogę poruszyć żadną częścią ciała. Stoję tylko i patrzę to na nich, to na Larę, która nagle otworzyła oczy. Spostrzegłem w nich zawiedzienie. John stanął przy niej, a Josh podszedł do mnie. Nie dotyka mnie, ale trzyma broń na wysokości mojej głowy. John robi to samo tylko, że przykłada lufę do skroni Laury.
- A teraz pożeganaj się z twoją ukochaną - powiedział, po czym nacisnął spust...
- Laura! - krzyknąłem, otwierając gwałtownie oczy. Zacząłem dyszeć. Zaraz, zaraz, gdzie ja jestem? Rozejrzałem się po pomieszczeniu. No tak jestem w szpitalu, bo postrzelili mnie Romwellowie. Ten sen był taki rzeczywisty. Prawie, że realny, bo wszystko wyglądało tak jak było. Jak dobrze, że nie jest to prawda. To był tylko koszmar. Tak właściwie to jest już po wszystkim, bo Romwellów aresztowała policja, a Laura jest cała i zdrowa. No przynajmniej mam taką nadzieję. Zauważyłem, że jestem podłączony do kroplówki i jakiś kabelków. Słyszę pikanie, które dobiega z jakiejś maszyny, która obserwuje pracę serca. Podniosłem kołdrę oraz podwinąłem koszulę, aby zobaczyć miejsce, w które mnie postrzeili. Brzuch miałem owinięty bandażem. Westchnąłem ciężko, po czym opuściłem kołdrę. Czyli to prawda. Postrzelili mnie. Mam tylko nadzieję, że gdy straciłem przytomność, to Laurze nic się nie stało. Miałem ją przecież chronić aż do dotarcia do policji. Że też musieli mnie postrzelić. Co jeśli jej też coś się stało? Może ona też leży w szpitalu? Może ona... Nie. To na pewno nie. Laura żyje. Musi żyć. Nie wybaczę sobie, jeśli coś się jej stało. Szkoda, że nie wyznałem jej wtedy moich uczuć. Jednak nie dałem rady, bo straciłem przytomność. Jednak może moja piosenka sprawiła, że domyśla się, że ją kocham. Jejku, jak ja ką kocham. Świata poza nią nie widzę. Ona jest dla mnie jedyna w swoim rodzaju. Jak ja chciałbym, żeby była moją dziewczyną. Teraz tylko o tym marzę. Po chwili zauważyłem, że ktoś otwiera drzwi, a do sali wchodzi moje rodzeństwo i Ellington. Uśmiechnąłem się lekko na ich widok.
- O Ross, jak dobrze, że już się obudziłeś. Jak się czujesz? - spytała z troską w głosie Rydel. Wszyscy podeszli bliżej mojego łóżka.
- Dobrze tylko jestem trochę zmęczony, a jak długo tu leżę? - zapytałem.
- Jest 18:00, a skończyli cię operować cztery godziny temu. - odpowiedział Riker.
- A co mi jest?
- Spokojnie, nic złego ci się nie stało. Na szczęście pocisk zatrzymał się niedaleko nerki, ale tylko odrobinę ją naruszł. Nie będzie to miało poważnych skutków. Jednak, gdyby postrzelil cię z bliższej odległości to byłoby gorzej z tobą - powiedziała Rydel. - Na szczęscie nic ci nie jest i jeśli rana będzie się dobrze goiła, to wypiszą cię za tydzień.
- To dobrze, nie lubię szpitali i nie mam zamiaru tu długo być.
- Skoro Romwellowie trafili za kratki, a ty nie musisz już wypełniać ich zadań, to może znów zaczniemy występować na scenie? - odezwał się Rocky.
- Popieram Rocky'ego. Brakuje mi już tego wszystkiego - powiedział Ellington.
- Wiecie, że mi też tego brakuje, ale nie wiadomo, co teraz ze mną będzie. Przecież policja pewnie będzie chciała mnie przesłuchać w sprawie z Laurą - odparłem smutynm tonem.
- Przecież nie wsadzą cię za kratki. Nie pracowałeś dla nich z własnej przyjemności, ale by nas chronić. Zresztą uratowałeś Laurę. Myślę, że te rzeczy cię trochę ułaskawią i skończy się najwyżej na grzywnie - odezwał się Riker.
- Miemy nadzieję, że tak będzie - odpowiedziałem. - Jeśli ta afera pomyślnie się dla mnie skończy to wtedy będziemy mogli powrócić na scenę.
- To będzie porządne wejście, bo przecież mamy już prawie gotowy cały nowy album - powiedział Rocky.
- Została też ci jedna sprawa, Ross - zaczęła Rydel.
- Jaka? - spytałem.
- Skoro już jest po twoim zadaniu to możesz teraz być z Laurą.
- Nie wiem, czy będzie mnie chciała, gdy powiem jej całą prawdę. Chociaż jak wyjawiłem jej część to nadal mi ufała.
- Ross, ona cię zorozumie. Zresztą cię kocha, co widać. Wiesz jak ona przeżywała, gdy ciebie operowali? Bała się o ciebie.
- Może i mam jakieś szanse u niej. Spytałbym ją o to, gdyby nie była z Jake'iem.
- O to się nie martw. Założę się, że zerwie z nim jeszcze w tym tygodniu. Może nawet już to zrobiła.
- Tak myślisz? - powiedziałem z nadzieją w głosie.
- Tak. Będziecie piękną parą - uśmiechnęła się. Po chwili usłyszałem, że ktoś otworzył drzwi, więc spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem Laurę. Na moje usta od razu wpłynął duży uśmiech.
- Hej wszystkim - odezwała się.
- Hej - odpowiedziało moje rodzeństwo.
- Hej Lau. Cieszę się, że przyszłaś - powiedziałem, a ona podeszła bliżej mojego łóżka.
- To my was zostawimy samych - odparła Rydel i popchała do wyjścia Rocky'ego, który stał obok niej. Po chwili w sali zostałem tylko ja i Laura.
- Jak się czujesz, Ross? - spytała, siadając na krześle, które stało obok łóżka.
- Wiesz, nawet dobrze. Na widok was wszystkich humor mi się poprawił - odpowiedziałem.
- Jak dobrze, że ci nic poważnego nie dolega. Gdyby coś ci się gorszego stało, to nie wiem co bym zrobiła. Strasznie się o ciebie bałam - odparła, patrząc mi w oczy.
- Wiesz, ja czułem to samo, gdy oni cię zabrali - powiedziałem. Skoro już zacząłem ten temat, to mogę powiedzieć jej całą historię. - Lau, mówiłem, że kiedy indziej wyjaśnię ci wszystko, co tyczy się mojej przeszłości i teraz jest na to czas.
- Nie, Ross. Teraz musisz odpoczywać i nie możesz się denerwować. Odpowiesz mi to wszystko, jak wyjdziesz ze szpitala.
- Dobrze, niech ci będzie - odparłem. - Boję się, że po tym co ci powiem, to cię stracę.
- Nie straciłeś mnie, jak wyjawiłeś mi część prawy, to i nie stracisz jak wyznasz mi całą. Zresztą nie sądzę, żebyś ukrywał coś złego.
- W sumie to nie ma nic takiego, ale sam fakt, że cię im oddałem, może sprawić, że już mi nie zaufasz tak bardzo.
- Przecież nadal ci ufam, Ross. Nie martw się tak o to. Teraz już skończmy ten temat, bo opowiesz mi o tym wszystkim później.
- Okay, niech ci będzie - przytaknąłem. Na chwilę zapanowała cisza.
- Wiesz, mam ci coś do powiedzenia - odezwała się Laura.
- Co takiego? - spytałem.
- Bo wiesz, zerwałam dziś z Jake'iem - powiedziała. Czy ja się przesłyszałem? Czy ona powiedziała, że zerwała z Jake'iem? Czyli, że mam teraz szansę.
- Na prawdę? Dlaczego? - próbowałem, żeby nie zabrzmiało to tak jakbym się z tego cieszył. Nawet mi wyszło naturalnie.
- Bo ten związek od początku nie miał sensu, bo ja nic do niego nie czułam.
- I tylko dlatego? - spytałem. Może zerwała z nim z mojego powodu? Może ona mnie kocha?
- Eee... No tak - zająkała się. Wiem, że kłamie, ale też wiem, że nic więcej z niej nie wyciągnę. Chociaż? Mogę spróbować.
- Wiem, że była jeszcze jakaś przyczyna. Powiesz mi o niej?
- Nie ma już nic więcej. To tylko z powodu, że ja nic do niego nie czuję - odpowiedziała.
- Niech będzie, że ci wierzę - uśmiechnąłem się. - Ale i tak dowiem się prawdy prędzej czy później. Mam już sposoby na ciebie.
- Tak? Jakie? - spytała.
- To jest moja tajemnica.
- Może kiedyś uda mi sie to od ciebie wyciągnąć - zaśmiała się. - A tak w ogóle to jakby ktoś pytał kim dla Ciebie jestem, to mów, że twoją dziewczyną - powiedziała i lekko się zarumieniła. Kocham jak to robi. Rumieńce dodają jej uroku.
- Moją dziewczyną? A dlaczego? - spytałem. Nie, żeby mi to przeszkadzało. Chciałbym przecież, żeby była nią na prawdę.
- Te pytania to do Rydel. To ona to wymyśliła. Chociaż, bez tego może by mnie do ciebie nie wypuścili, bo pozwalają jak na razie wchodzić tylko rodzinie. Chyba ci to nie przeszkadza, co nie?
- Nie no coś ty - uśmiechnąłem się. - Możemy uddawać parę - odparłem. W sumie to możemy być nią na prawdę. Jak ja chciałbym, żeby tak już było. Jednak na razie nie powiem jej o moich uczuciach. Zrobię to, gdy będę wyjawił jej prawdę o Romwellach. Wtedy będzie czas na wszystkie wyznania.
- Okay, możemy poudawać - odpowiedziała. Czy mi się wydaje, czy usłyszałem w jej głosie nutkę zawiedzenia? Nie wiem, może. Po chwili do sali weszła młoda pielęgniarka. Nawet ładna, ale i tak wolę moją Laurę. Zraz, zaraz, przecież ona jeszcze nie jest moja. No właśnie jeszcze.
- Dzień dobry - powiedziała pogodnie, uśmiechając się do mnie.
- Dzień dobry - odpowiedziałem. Spojrzałem na Laurę. Jakoś dziwnie patrzyła na tą pielęgniarkę.
- Czy może pani na chwilę wyjść? Muszę tylko wypełnić moje obowiązki, a potem wróci pani do swojego chłopaka - Jak to fajnie zabrzmiało. Chciałbym, żeby była to już prawda.
- Dobrze - odpowiedziała Laura, po czym wstała z krzesła i wyszła z sali.
- Jak się pan czuje? - spytała pielęgniarka.
- Dobrze, jak się widzi swoich bliskich to jeszcze lepiej - odparłem.
- Na pewno. Zmierzę teraz panu ciśnienie. Proszę wyciągnąć rękę - powiedziała, a ja zrobiłem to, co kazała. Założyła mi opaskę na rękę, założyła steroskop na uszy i zaczęła naciskać pompkę. - Ciśnienie jest prawidłowe - odparła po chwili. - Jeśli tak szybko będzie się panu polepszało, to szybo wyjdzie pan ze szpitala.
- Mam nadzieję. Nie lubię szpitali.
- Też kiedyś za nimi nie przepadałam, ale chciałam pomagać innym ludziom i się przemogłam - powiedziała. - Proszę połknąć te tabletki - podała mi je oraz kubek wody. Szybko połknąłem leki i popiłem je wodą. - To już wszysto z mojej strony. Jeśli będzie pan czegoś chciał to nad łóżkiem jest czerwony przycisk, który powiadamia pielęgniarki. Można z tego korzystać.
- Okay, jeśki będzie taka potrzeba to tak zrobię - odpowiedziałem. Pielęgniarka wyszła z sali, a po chwili weszło do niej moje rodzeństwo, Ell i Laura. Jednak nie zauważyłem Rocky'ego.
- Czy w tym szpitalu nie ma starszych pielęgniarek? - odezwała się Laura.
- Pewnie są, a w czym ci ona przeszkadza? Czyżbyś była zazdrosna o Rossa? - spytała Rydel i zrobiła ,,brewki".
- Co? Nieee... - odpowiedziała trochę piskliwym głosem Laura.
- No już nie mów, że nie jesteś, bo widziałem, jak się na nią patrzysz - odezwałem się, a ona zarumieniła się.
- Niby jak?
- Tak jakbyś chciała ją zabić wzrokiem. Mi to nie przeszkadza, że jesteś o mnie zadrosna - uśmiechnąłem się.
- Ale ja nie jestem zazdrosna - zaprzeczyła.
- Uważaj, bo ci umierzę - odparła Rydel. - Już ja wiem co tu się święci - powiedziała z cwanym uśmiechem. Nagle do sali wpadł uśmiechnęty od ucha do ucha Rocky.
- Ej, zobaczcie, mam numer tej pielęgniarki! - krzyknął uradowany i pomachał w powietrzu karteczką. - Dowiedziałem się też, że ma na imię. Alice. Chyba muszę częściej przychodzić do szpitala, jak tu takie dziewczyny się kręcą.
- Ty to masz szczęście - odparł Ell.
- To dlatego, że jestem taki przystojny. Ma się ten urok osobisty - uśmiechnął się.
- Może ci się z nią uda - odezwał się Riker.
- Mam taką nadzieję - odpowiedział Rocky.
Czas do wieczora minął nam na rozmowie, przez którą zapomniałem o mojej ranie. Cieszyłem się, że oni tu wszyscy ze mną są. Nigdy w życiu nie chciałbym ich stracić. To są najbliższe mi osoby i nie wyobrażam sobie bez nich życia. Wiem, po co żyję. Żyję dla nich, bo wiem, że jestem da nich ważny. Nie zamierzam odchodzić z tego świata póki oni są przy mnie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Podoba wam się rodział? Jest on trochę krótki, jak dla mnie, ale taki miał być. Pewnie cieszycie się, że Laura zerwała z Jake'iem. Już niedługo Raura! Kto się cieszy?
Do napisania!!!
Jak zawsze liczę na dużo komentarzy!
piątek, 11 marca 2016
LBA
Jak widzicie zostałam nominowana do LBA, a zrobiła to Zakręcona Pozytywnie z bloga: http://wszystko-zacznie-sie-od-nowa.blogspot.com/. Bardzo ci dziękuję. :* To jest już moje 5 LBA na tym blogu. :)
Teraz przejdźmy do pytań.
1. Jak długo prowadzisz bloga?
Tego bloga prowadzę już dokładnie 7 miesięcy i 6 dni. WOW! Jak ten czas szybko leci, a jeszce niedawno zakładałam tego bloga. Pamiętam jakby było to wczoraj...
2. Jakie są twoje zainteresowania?
Interesuję się rysunkiem. Dlatego chyba zostanę architektem.
3. Gdzie chcesz pojechać w wymarzoną podróż?
Chciałabym pojechać do Włoch albo do USA, a dokładniej to do LA albo NY.
4. Ulubione zwierzątko?
Konie! <3
5. Jaki jest twój ulubiony aktor/piosenkarz?
Moimi ulubionymi aktorami są Johnny Depp i Leonardo DiCaprio. A piosenkarzem Ed Sheeran. Tak naprawdę to głównie słucham piosenek zespołów, a nie utworów piosenkarzy.
6. Największa wtopa?
Chyba nie miałam jakiejś mega wielkiej wtopy. W tym momencie nie mogę sobie czegoś przypomnieć.
7. Dlaczego zdecydowałaś się na założenie bloga?
Ponieważ chciałam zobaczyć jak to jest. Chciałam też sprawdzić, czy ktoś w ogóle będzie czytał to co piszę.
8. Bez czego nie możesz żyć?
Bez Internetu.
9. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Pisać bloga i czytać inne, rysować, grać na gitarze i ,,siedzieć na necie".
10. Z czego czerpiesz inspiracje?
Nie mam jakiejś inspiracji. Pomysły same do mnie przychodzą. Czasami po prostu w głowie samo układa się jakieś zdarzenie. Z takich nagłych pomysłów wymyślam później rozdziały.
11. Wyobrażasz sobie nie pisać bloga?
Nie. Po ponad roku spędzonym na Bloggerze, mając na koncie jednego skończonego bloga, drugiego w połowie i jeszcze plan na trzeciego, nie wyobrażam sobie, żebym nie pisała blogów. Na prawdę. Pisanie stało się dla mnie czymś bardzo oczywistym, wymagającym chęci oraz zaangażowania w to. Wiadomo na początku bałam się, że nikt nie będzie czytał mojego opowiadania, bo nie umiałam jeszcze jakoś ciekawie pisać. Mój styl wyrobił się ,,w praniu". Jednak teraz nie narzekam na to ile mam komentarzy. Cieszę się z tego co mam, ale wiadomo, że chciałabym więcej. Mam nadzieję, że moi czytelnicy jeszcze długo ze mną będą.
To tyle ode mnie.:) Teraz pora na moje nominacje.
Nominowani:
- Zawsze Uśmiechnięta ~ http://anormalgirlrydel.blogspot.com/
- carmellovxd ~ http://pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com/
- Laura Luke ~ http://nothinghappens-without-a-reason.blogspot.com/
- Alex Rover ~ http://hurricane-laura.blogspot.com/
- A. Roosvelt ~ http://darkness-roosvelt.blogspot.com/
- Fallen Angel Rozi ~ http://together-forever-raura.blogspot.com/
- Szylwia i Carmen Nott ~ http://thisloveisadrug.blogspot.com/
- Lauren Coolness ~ http://alonetogetherstory.blogspot.com/
- ѕωєєт gιяℓ ღ ~ http://did-you-have-your-fun.blogspot.com/
- Chelsa Nowi i Lora Zmora ~ http://love-chase-raura.blogspot.com/
- Kinga R5er ~ http://raura-kinga-story.blogspot.com/
Moje pytania:
1. Skąd się wziął pomysł na historię na twoim blogu?
2. Ulubiona książka?
3. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
4. Jaki masz znak zodiaku?
5. Kim chcesz zostać w przyszłości?
6. Ulubiony cytat/powiedzenie?
7. Jakie masz hobby?
8. Jak byś opisała siebie w dwóch słowach?
9. Ulubiona pora roku?
10. Ulubiona słodycz?
11. Co sądzisz o moim blogu, jeśli go czytasz?
Jeśli chodzi o nowy rozdział to jest już prawie skończony. Jak zawsze pojawi się jutro, więc czekajcie. :)
sobota, 5 marca 2016
Rozdział 32
"My heart's loney without you. My eyes only see you and me." ~ "Moje serce jest samotne bez ciebie. Moje oczy widzą tylko ciebie i mnie." - F.E.E.L. G.O.O.D.
~Los Angeles, 02.08.2015r.~
★Laura★
- Lau, ja ci... - zaczął Ross, ale po chwili jego oczy zamknęły się, a ciało stało bezwładne.
- O Boże! Nie, nie, nie, nie, Ross. Patrz na mnie. Tu, na mnie. Jestem tu. Nie zamykaj oczu, słyszysz? - powiedziałam na jednym wdechu i trzymając jego twarz w dłoniach. - Ross, proszę otwórz oczy - załkałam, a po policzkach pociekły mi łzy. - Ross, kocham cię. Kocham cię, słyszysz? Błagam, otwórz oczy. Spójrz na mnie. Nie zostawiaj mnie. Kocham cię, Ross i zawsze będę - płakałam i wtulałam głowę w jego tors. - Nie rób mi tego. Nie odchodź, Ross. Błagam, wróć do mnie - poczułam, że serce rozdziera mi ogromny ból. Jednak on żył, bo trzymając głowę na jego piersi słyszałam bicie jego serca i słaby oddech. Muszę go uratować. On może... Nie, nie przejdzie mi to nawet przez myśl. Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła siebie. Gdzie ta pomoc? No gdzie? Z tartaku nadal dobiegają odgłosy strzelania, ale już cichną. Mam nadzieję, że to policja wygrywa, bo jeśli nie, to ja i Ross zginiemy. Nagle zobaczyłam mężczyzn w szarych mundurach i czerwonych kurtkach. To policjanci i ratownicy medyczni. - Tu jesteśmy! - krzyknęłam, a oni mnie zobaczyli, bo zaczęli biec w naszą stronę. Zauważyłam, że ratownicy niosą nosze. Po chwili dobiegli do nas, a policjanci skierowali się w stronę tartaku. Odsunęłam się od Rossa, po czym wstałam. Zakręciło mi się lekko w głowie. Oddychałam ciężko.
- A pani nic nie jest? - spytał jeden z nich, gdy reszta przeniosła Rossa na nosze.
- Nic, że mną wszystko dobrze - odpowiedziałam nadal zapłkanym głosem.
- Na pewno? Zbladła pani, a oddech ma pani przyspieszony. Proszę powiedzieć, jeśli pani źle się czuje.
- Ale na prawdę nic mi nie jest - odparłam słabym głosem. Po chwili świat zawirował mi przed oczami i widziałam tylko ciemność.
- Laura. Laura, otwórz oczy. Skarbie - słyszałam jakiś kobiecy głos. Podniosłam ociężale powieki i zobaczyłam mamę. - Laura, jak dobrze, że już oprzytomniałaś - uśmiechnęła się lekko. Zauważyłam, że mam głowę na jej kolanach i jesteśmy na tylnych siedzeniach samochodu, który prowadzi mój tata.
- Jak się czujesz? - spytał tata. Nagle przypomniałam sobie wydarzenia, które się mi przytrafiły. Bandyci, ciemny pokój, Ross, ucieczka. No właśnie, Ross. On został postrzelony. Natychmiast zerwałam się z kolan mamy i usiadłam.
- Gdzie jest Ross? Co się z nim dzieje? - spytałam.
- Jedzie do szpitala. Jego stan był ciężki - odpowiedziała mama, a ja zaczęłam szybciej oddychać.
- On żyje? - zapytałam cicho.
- Tak, ale jest ciężko ranny. To poważna sprawa. Pocisk mógł uszkodzić jego nekrę - odezwał się tata. Poczułam, że pieką mnie oczy.
- Ja chcę do niego jechać. Chcę jechać do szpitala. Muszę wiedzieć, co z nim się dzieje. Proszę, jedźmy do szpita - załkałam.
- Nawet jeśli tam pojedziemy to lekrze nie wpuszczą cię po operacji do niego, bo nie jesteś z jego rodziny - powiedział tata.
- Na to coś poradzę. Ja muszę tam być. Chcę wiedzieć jak się ma. Ja go kocham i muszę go zobaczyć choć na chwilę. Proszę, zawieźcie mnie do szpitala - odparłam, a po policzkach pociekły mi łzy.
- Dobrze, skoro tak ci na nim zależy - odezwała się mama. - Damiano, proszę jedź do szpitala.
- Dobrze, niech wam będzie - powiedział tata. - Laura możesz mi odpowiedzieć na pewne pytanie?
- Jasne.
- Skoro kochasz Rossa, to dlaczego jesteś z Jacobem?
- Sama już nie wiem. Nie czułam nic do niego, gdy się zagdzałam. Zrobiłam to, bo bałam się, że go stracę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jestem zakochana w Rossie. Jednak teraz już jestem tego stuprocentowo pewna i będę musiała zerwać z Jake'iem. Jeśli się na mnie przez to obrazi to trudno, Ross jest dla mnie ważniejszy.
- Przemyśl to jeszcze. Jacob to porządny chłopak, a Ross zadawał się z bandytami - powiedział tata.
- Nie znam szczegółów, ale wiem, że nie robił tego z własnych chęci. Znam go bardzo dobrze i wiem, że on by mnie nie skrzywdził. Zresztą uratował mnie, co o tym świadczy. Wiem tato, że chciałbyś mnie wydać za mąż za Jake'a, ale ja poza sympatią do niego nic więcej nie czuję. Nie chcę być z osobą, której nie kocham.
- A wiesz w ogóle, czy Ross cię kocha? Powiedział ci o tym? - spytał, a ja westchnęłam.
- Tego nie wiem, ale skoro mnie uratował i obronił przed postrzałem, to jestem dla niego ważna.
- Kochanie, nie mów już nic więcej - odezwała się mama. - To Laura ma decydować o swoim życiu, a nie my. Chcę, żeby była szczęśliwa. Skoro kocha Rossa to niech z nim będzie.
- Dzięki mamo - uśmiechnęłam się do niej.
- A właśnie. Mam jakąś kartkę, którą trzymałaś w ręce, gdy zemdlałaś - powiedziała i wyciągnęła ją z kieszeni spodni, po czym dała mi ją. To piosenka, którą napisał Ross. Szybko rozłożyłam poskładany papier i zaczęłam czytać.
Serce bije szybciej, może potrzebuję jakiejś operacji
Klęska żywiołowa, przejmujesz nade mną kontrolę
Jąkam się, obraz się rozmazuje
Nie ma nic innego, co powalołoby mnie na kolana tak jak to.
I robi się tak gorąco, ilekroć zostajemy sami
Ale nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Nie, nie zrobię tego
Nie wiem czym jest miłość
Ale wiem, że nigdy wcześniej się tak nie czułem
Twój pocałunek jest magiczny
Zupełnie jak okrąg, tak, taki doskonały
I mogę powiedzieć tak, rozkładając to na części
Możesz powiedzieć to pierwsza - dla ciebie to łatwe
Nawet jeśli wiem, że jest to prawda
Nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Nawet jeśli wiem, że jest to prawda
Nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Paranoja, przepływa przez moje żyły
Poznałem Cię, to był mój koniec
I wiem, że mógłym zatrzymać cię przy sobie, słowami, których nie potrafię powiedzieć
A wszystko co do mnie czujesz, wiedz, że ja czuję to samo
Nie wiem czym jest miłość
Ale wiem, ze nigdy wcześniej się tak nie czułem
Twój pocałunek jest magiczny
Zupełnie jak okrąg, tak, taki doskonały
I mogę powiedzieć tak, rozkładając to na części
Możesz powiedzieć to pierwsza - dla ciebie to łatwe
Nawet jeśli wiem, że jest to prawda
Nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Nawet jeśli wiem, że jest to prawda
Nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Otwierasz moje serce, otwierasz mój umysł
Wszystko nagle przestaje być czarno-białe
Wszystko co widzę to nowa rzeczywistość
Kochanie, czy to miłość?
Czy to miłość? Czy to miłość?
Tak, to miłosć
Już wiem co to miłość
I wiem, że nigdy wcześniej się tak nie czułem
Twój pocałunek jest magiczny
Zupełnie jak okrąg, tak, taki idealny
I mogę powiedzieć tak, rozkładając to na części
Powiem to pierwszy, tylko dla Ciebie
Mogę powiedzieć tak, rozkładając to na części
Powiem to pierwszy, tylko dla Ciebie
Zaczynam się przekonywać, że jest to prawda
Powiem to pierwszy, tylko dla ciebie
Jest tylko jedna rzecz do zrobienia
Kochanie, kocham Cię
Kochanie, zakochałem się w Tobie
Kochanie, kocham Cię*
Gdy skończyłam po moich policzkach spłynęły dwie łzy. To piękna piosenka. Zauważyłam, że w dolnym rogu kartki są zapisane jeszcze jakieś słowa. Jeśli to czytasz Lau to wiedz, że jesteś dla mnie bardzo ważna i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Serce zabiło mi szybciej. Może ta piosenka opisuje uczucia Rossa? Może on coś o mnie czuje? Chcę, żeby tak było. Przecież zanim stracił przytomność to powiedział: Lau, ja ci... Może chciał wtedy wyznać swoje uczucia? Może on mnie kocha? Przecież uratował mnie i choronił własnym ciałem, żeby mnie nie postrzelili. Zresztą wtedy, gdy byłam przywiązana do krzesła to mówił mi, że jestem dla niego ważna i inne podobne rzeczy. Wiem, że była to prawda, bo patrzył mi prosto w oczy. Pocałował mnie też. Krótko, ale spowodował tym, że serce oblała mi fala szczęścia. Kocham go i to bardzo. Nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło go w moim życiu. Co jeśli lekarze nie uratowaliby go i on by...? Nie, nie mogę nawet tak myśleć. Ross będzie żył. Wyzdrowieje. Nie mogę go stracić. Nie mogę! Jest dla mnie zbyt ważny. Gdybym go nie poznała, to moje życie byłoby puste. Pozbawione radości. Jego sama obecność powoduje, że jestem szczęśliwa. To z nim przeżyłam najpiękniejsze chwile. Najlepszy był nasz pocałunek w deszczu. Westchnęłam. Gdyby teraz umarł, to nie wiem jak bym żyła z tą myślą. Długo bym się zbierała po jego stracie. Nie! Nie mogę myśleć w ten sposób! Ross wyzdrowieje. Teraz tak bardzo chciałabym być w jego ramionach. Wtedy czuję się bezpieczna, a wszystkie smutki i zmartwienia znikają. Brakuje mi go. On musi przeżyć. Musi. Ja nie mogę go stracić. Ross jest dla mnie zbyt ważny. Jakie to życie jest przewrotne. Wiadomo są lepsze i gorsze dni. Cały lipiec to było dla mnie wielkie pasmo szczęścia. Zaczął się dopiero sierpień i już coś się zmieniło. Zostałam porwana przez bandytów, a Ross został postrzelony. Najgorsze jest to, że Ross jest w to zamieszany. Nie wiem w jakim stopniu, ale to mnie trochę niepokoi. Co jeśli te typy miały rację i Ross mnie cały czas okłamywał? Nie, to nie mogłaby być prawda. Wyjaśniał mi to cały czas patrząc mi w oczy, w których widziałam szczerość. Ja zawsze mu wierzę. Jednak, czy teraz dobrze zrobiłam ufając mu? Dlaczego mam wątpliwości? Przecież Ross przyszedł po minie, uratował, ochronił własnym ciałem przez postrzałem. Wierzę, że to co mówił, to prawda. Ufam mu i wiem, że by mnie nie skrzywdził. Kocham go. Miłość wszystko wybacza. Chciałabym poznać prawdę. Dowiedzieć się jak to się stało, że zadaje się z bandytami. Obiecał, że mi to opowie. Jednak jeśli wyjawi mi coś strasznego? Zdołam mu zaufać? Wiem, że nie powinno żyć się przeszłością lecz żyć chwilą i patrzeć w przyszłość, więc mogę zapomnieć o tym, co powie. Jestem na to gotowa. Nie chcę go stracić. Chcę być jego dziewczyną i być z nim szczęśliwa. Co się z nim teraz dzieje? Ta operacja zakończy się dla niego pomyślnie? Wyzdrowieje? Mam nadzieję, że tak. Boże, spraw, żeby Ross był cały i zdrowy. Chcę go zobaczyć takiego jaki był. Wtulić się w jego ramiona, pocałować. Och, jak mi go teraz brakuje. Nagle zauważyłam, że dojechaliśmy już do szpitala.
- Tato, zatrzymaj się niedaleko wejścia - odezwałam się, a on tak zrobił. - Dziękuję, że mnie tu przywieźliście - powiedziałam, po czym otworzyłam drzwi samochodu i wyszłam z niego. Szybko poszłam do drzwi wejściowych. Udałam się do recepcji.
- Przepraszam, gdzie jest ostry dyżur? - spytałam kobiety siedzącej za tak jakby ladą.
- Naprzeciwko prosto i w prawo - odpowiedziała, wskazując, w którą stronę mam się udać.
- Dziękuję - odparłam. Szybko poszłam tam i usiadłam na krześle, które było na wprost drzwi na salę operacyjną. Teraz do mnie dotarło, że Ross może tam walczy o życie. Bałagam niech on wyzdrowieje. Musi to zrobić. Trzeba powiadomić o tym jego rodzeństwo. Tylko jak im to przekazać? Ross jest w szpitalu, bo został postrzelony? Niech będzie i tak nic lepszego nie wymyślę. Wolę powiedzieć prawdę od razu, a nie owijać w bawełnę. Sprawdziłam kieszenie moich spodni, ale nie było w nich potrzebnego mi przedmiotu. Zaraz, zaraz, przecież ja nie mam telefonu. W nocy, gdy wychodziliśmy na plażę, nie miałam go przy sobie. To jak mam się do nich dodzwonić? Pójdę do recepcji, bo i tak ledwo siedzę na tym krześle z tych nerwów i strachu o życie Rossa. Wstałam i poszłam do recepcjonistki.
- Przepraszam, czy mogłaby pani zadzwonić do rodziny chłopaka, którego teraz operują? - spytałam.
- A jak on się nazywa?
- Ross Lynch. Został postrzelony. - ledwo, co przeszło mi to przezz gardło.
- Tak, wieźli jakiegoś chłopaka na ostry dyżur - potwierdziła kobieta. - Proszę podać numer do członka jego rodziny - powiedziała, a ja dałam jej numer do Rydel. Kobieta wpisała go i przyłożyła telefon do ucha. Już się boję ich reakcji, a szczególnie Rydel. Sama ledwo co powstrzymuje się od płaczu. Jednak chyba ten strach i poddenerwowanie blokują łzy.
- Dzień dobry. Z tej strony Veronica Brown, recepcjonistka szpitala w Los Angles. Czy rozmawiam z członkiem rodziny Rossa Lyncha? - powiedziała. - Pan Lynch został postrzelony i jest teraz operowany. - usłyszałam szloch, ale tego co mówiła Rydel już nie rozumiałam. - Proszę się uspokoić. Wszystko będzie dobrze z pani bratem. Może pani przyjechać do szpitala i czekać na wieści o nim - odparła. - Nie ma za co. Do widzenia.
- Dziękuję za wezwanie jego rodziny - odezwałam się.
- Ależ proszę. Taka jest moja praca - powiedziała uprzejmie. Odeszłam od recepcji i znów udałam się pod salę operacyjną. Zaczęłam nerwowo chodzić w tę i z powrotem po korytarzu. Co się z nim teraz dzieje? Żyje? Wyzdrowieje? Będzie znów cały i zdrowy? Jak długo będzie trwała ta operacja? Te pytania echem odbijały się po mojej głowie. Nie płaczę. To jest dla mnie zbyt wielki szok. To ja powinnam tam być, a nie on. Oni pewnie mierzyli w moją stronę, a Ross ochraniał mnie swoim ciałem. Nie wybaczę sobie, gdy nie przeżyje. On musi żyć! Musi! Ja chcę gok jeszcze zobaczyć żywego, przytulić się do niego, pocałować. Chcę po prostu mieć go znów przy sobie. Już nigdy to nie opuszczę. On jest tym jedynym, z którym mogę spędzić resztę życia. Nie wyobrażam sobie, żeby on teraz odszedł. Jest przecież taki młody. Nie! On nie umrze! Lekarze go uratują. Muszą to zrobić. Nie mogę to stracić! Nie mogę! Nie mogę! Zaczęły mnie piec oczy, a po chwili łzy nie przestawały płynąć po moich policzkach. Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłoniach. Płakałam, a w głowie miałam pustkę. Nie wiem ile tak siedziałam, ale w końcu usłyszałam znajome mi głosy. Podniosłam głowę i zobaczyłam Lynchów i Ellingtona idących w moją stronę. Wstałam z krzesła. Zauważyłam, że Rydel ma czerwone i lekko podpuchnięte oczy. Widać, że płakała. Ja pewnie wyglądam podobnie.
- Laura! Ty żyjesz. Jesteś cała? Oni nic ci nie zrobili? - odezwał się Riker.
- Nie, nic mi nie jest - odpowiedziałam zachrypniętym od płaczu głosu. Odchrząknęłam. - Mi nic, ale Ross... - zaczęłam, ale wybuchnęłam kolejnym spazmem płaczu. Rydel przytuliła mnie i sama się rozpłakała. Po chwili odsunęła się ode mnie.
- Ale jak to się stało, że go postrzelili? - spytała.
- Uciekaliśmy, a Ross biegł za mną, aby mnie ochronić własnym ciałem przed pociskami i postrzelili go. To ja powinnam tam leżeć - wskazałam na salę operacyjną. - A nie on.
- Nie mów tak Laura. Żadne z was nie powinno tak skończyć - powiedziała blondynka.
- Długo już tam jest? - spytał Rocky.
- Nie wiem, bo siedząc i płacząc straciłam rachubę czasu. Może z jakieś pół godziny? - odpowiedziałam.
- Jak się o tym dowiedzieliśmy to zaraz wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Dotarliśmy chyba tu w jakieś 10 minut - odezwał się Riker.
- Rydel, Laura, usiądźcie na krześle i uspokujcie się trochę - powiedział Ellington. Ja i Rydel usiadłyśmy obok siebie. - Uratują go. Zobaczcie, wszytko będzie dobrze. Musicie myśleć pozytywnie - odparł łagdonym głosem.
- No ja mam nadzieję, że będzie dobrze. Musi być. Nie przepuszczam przez myśli innych rzeczy - odpowiedziała Rydel. Zapanowała cisza. Rocky i Riker zaczęli chodzić tam i z powrotem po korytarzu, a Ellington usiadł na krześle obok Rydel i chwycił ją za dłoń. Ona oparła głowę o jego ramię. Słodko tak wyglądają. W ogóle to pasują do siebie. Może trzebaby ich jakoś spiknąć ze sobą? Zastanowię się nad tym kiedy indziej, bo teraz mam ważniejszą rzecz, a mianowicie czekanie na jakieś wieści o Rossie. Mam nadzieję, że będą dobre. Czas ciągnął mi się niemiłosiernie. Minuta ciągnęła się za minutą. W końcu po jakiś trzech godzinach z sali operacyjnej wyszedł jakiś lekarz i podszedł do nas.
- Czy państwo jesteście rodziną pana Rossa Lyncha? - spytał.
- Tak - potwierdził Riker.
- Jak on się ma? - spytała Rydel.
- Stracił dużo krwi i musieliśmy przeprowadzić transfuzję. Na szczęście nie doszło do większych obrażeń. Pocisk zatrzymał się niedaleko prawej nerki i tylko odrobinę ją naruszył. To nie będzie miało jakiś poważniejszych skutków. Miał szczęście. Gdyby strzelono z bliższej odległości, to jego życie mogłoby być zagrożone, ale jego stan jest stabilny. Teraz jest jeszcze pod narkozą i musi wypoczywać - powiedział doktor, a wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
- Czy możemy go zobaczyć? - zapytał Rocky.
- Tak, ale tylko na chwilę. Czy wszyscy jesteście jego rodziną?
- Nasza trójka jest jego rodzeństwem - powiedziała Rydel, wskazując na siebie, Rikera i Rocky'ego. - On jest przyjacielem rodziny. Jest jak brat.
- A pani? - doktor zadał mi pytanie.
- Ja... - zacięłam się.
- Ona jest jego dziewczyną. To już poważna sprawa, bo mój brat zamierza się jej oświadczyć - przerwała mi Rydel. Spojrzałam na nią z wdzięcznością.
- Rydel, dlaczego mi o tym mówisz? - spytałam. Muszę wczuć się w rolę.
- Ups, sorki, jakby co to nic nie wiesz, okay?
- Okay.
- To może ona wejść? - zapytała Rydel.
- Dużo was, ale niech będzie, możecie go odwiedzić, ale tylko na chwilę - powiedział doktor.
- Dziękujemy - odparliśmy.
- Proszę za mną, zaprowadzę was do jego sali - odpowiedział lekarz, a my udaliśmy się za nim. Szliśmy cały czas prosto, a potem skręciliśmy w prawo. Zatrzymaliśmy się pod drzwiami z numerem 12. Jak dobrze, że jego sala jest na parterze. - To tutaj - odezwał się mężczyzna, otwierając przed nami drzwi. Weszliśmy do środka. Po lewej stronie stały dwa szpitalne łóżka. Jedno było puste, a na drugim leżał Ross. Był podłączony do kroplówki i miał przyczepione dużo kabelków. Był baldy. Zrobiło mi się go strasznie żal. Podeszliśmy bliżej łóżka. Patrzyłam na niego. Jest teraz taki bezbronny. Zawsze czułam się przy nim bezpieczna, bo wiedziałam, że w razie czego mnie obroni. Wpatrując się w niego przez myśli przeleciał mi cały lipiec i wydarzenia związane z Rossem. Jak to się wszystko potoczyło. Teraz Ross leży w szpitalu. Cieszę się, że nic mu nie jest. Spadł mi kamień z serca. Wiedziałam, że wszystko z nim będzie dobrze. Nie mogłam myślieć o gorszych rzeczach. Teraz, gdy tak na niego patrzę, czuję jak bardzo jest on dla mnie ważny i jak mocno go kocham. Nie sądziłam, że pokocham kogoś tak mocno znając go tylko miesiąc. Czasami myślę, że znamy się o wiele dłużej. Z Rossem wszystko jest lepesze. On daje mi wielkie szczęście. Nie wyobrażam sobie już teraz życia bez niego. Byłoby ono takie puste. On nadaje mu sensu i kolorowych barw. On powoduje, że rano budzę się z uśmiechem na ustach, bo przypominam sobie o dniu spędzonym z nim. Kocham go. Boże, jak ja go kocham.
- Proszę już wyjść, będziecie mogli go odwiedzić za pare godzin. Teraz musi odpoczywać - odezwał się doktor, a my wyszliśmy z sali. Stając w progu, spojrzałam jeszcze raz na Rossa, po czym opuściłam pomieszczenie.
- No to teraz możemy iść do domu. Później do niego przyjdziemy - powiedział Riker.
- Ty Laura szczególnie musisz odpocząć. Tyle przeszłaś - odezwała się Rydel.
- Wolę sobie o tym nie przypominać - odparłam, a przed oczami stanęła mi scena, gdy ci bandyci wyłanili się z cienia, a ja byłam przywiązana do krzesła. Szybko odpędziłam to wspomnienie. Doszliśmy razem do wyjścia ze szpitala.
- To pa Laura - powiedzieli.
- Pa wam wszystkim - odparłam. Przytuliłam każdego na pożegnanie, a potem oni poszli w stronę parkingu. Ja będę musiała iść na nogach, bo nie mam ani telefonu, ani pieniędzy na taksówkę. Trzeba rozruszać trochę nogi od ponad trzygodinnego siedzenia. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Do domu doszłam w 15 minut. Już na korytarzu zostałam zgnieciona w uścisku Vanessy.
- Och Laura. Jak dobrze, że już jesteś. Wiesz, jak ja się o ciebie bałam? Normalnie zemdlałam, gdy dowiedziałam się, że jacyś bandyci cię porwali. Nic ci nie zrobili? - powiedziała, gdy już mnie puściła.
- Nie, nic mi nie zrobili, ale Ross nie miał tyle szęścia. Gdy uciekaliśmy bronił mnie własnym ciałem przed pociskami i sam dostał.
- Tak wiem, mama i tata już mi o tym wszystkim mówili. Co z nim?
- Na szczęście nic mu poważnego nie jest - powiedziałam z wyraźną ulgą.
- Chodźmy może do altanki i tam mi wszystko opowiesz, co ty na to?
- Okay, ale gdy ci będę o tym mówiła to tak jakby będę przeżywała to po raz drugi.
- Lepiej będzie dla ciebie, gdy komuś to opowiesz. Zawsze będzie ci lżej.
- No w sumie masz rację - przytaknęłam. - Jednak najpierw chciałbym się wykąpać i przebrać w czyste ubrania. Poczekaj już na mnie w altance.
- Dobrze - odpowiedziała Vanessa i wyszła z domu. Ja natomiast udałam się na górę do swojego pokoju. Do ubrania wybrałam czerwoną bokserkę i czarne, krótkie spodenki. Poszłam z tym do łazienki. Wykąpałam się i chwilę poleżałam w wannie. Potem wytarłam się, wysuszym włosy i zrobiłam lekki makijaż składający się z tuszu do rzęs, odrobiny podkładu i błyszczyka. Od razu czuję się świeżej. Zabrałam telefon i wyszałam z pokoju. Zaburczało mi w brzuchu. No tak, nie jadłam przecież przez tyle czasu. Jednak przez te wszystkie wydarzenia nie czułam głodu. Poszłam do kuchni, gdzie rozmawiałam z Natalie i zjadłam pierogi, które zrobiła. Po tym wyszałam drzwiami tarasowymi na zewnątrz i udałam się do altanki, gdzie siedziała już Vanessa. Była wyraźnie zamyślona, ale gdy mnie zobaczyła ,,zeszła na ziemię".
- No co tak długo? - spytała z lekkim wyrzutem.
- No co? Musiam się wykąpać i coś zjeść - odpowiedziałam, siadając na ławce.
- Opowiadaj, co ci się przytrafiło - odparła Van. Ja wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać swoją historię. Mówiłam wszystko ze szczegółami i chyba nie pominęłam niczego. Tak jak myślałam, przeżywałam to wszystko raz jeszcze i miałam każde wydarzenie przed oczami.
- No i tyle mi się przytrafiło - skończyłam opowiadać.
- Jejku, nigdy w życiu nie chciałabym przeżyć czegoś takiego. To było straszne - powiedziała Vanessa.
- Ty tylko to słyszałaś, a ja widziam i doświadczyłam na własnej skórze.
- Wiesz są też jakieś plusy. Jesteś już stuprocentowo pewna, że kochasz Rossa - uśmiechnęła się.
- Tak, to prawda - potwierdziłam z uśmiechem na ustach.
- Teraz już chyba zerwiesz z Jake'iem, prawda?
- Tak z pewnością. Zrobię to nawet dzisiaj. Wolę to mieć z głowy. Nasz związek od początku nie miał sensu. Nie wiem czemu się zgodziłam zostać jego dziewczyną.
- O tak! Nadchodzi teraz czas na Raurę! - powiedziała radośnie.
- Tak, teraz już się z tobą zgodzę - uśmiechnęłam się.
- No w końcu. Jestem ciekawa kiedy Ross cię o to zapyta.
- Kto wie. Może on nic do mnie nie czuje.
- Weź przestań! On cię uratował i ochornił, chcesz jeszcze lepszego dowodu miłości?
- Zobaczymy jak to będzie - odparłam. - A ty wiesz już, czy coś czujesz do Rikera? - spytałam, a Vanessa zarumieniła się lekko. - Ha! Rumienisz się! To już coś znaczy. Nie oszukasz mnie teraz.
- No dobra, przyznam się bez bicia - odpowiedziała zrezygnowanym głosem. - Tak, jestem zakochana w Rikerze.
- To świetnie. Szykuje się kolejna para - uśmiechnęłam się.
- Widzę, że dotarało do ciebie, że to kiedy wy będziecie razem to już tylko kwestia czasu.
- No wiesz, chciałabym być jego dziewczyną. Ty chcesz być z Rikerem?
- Eee... no chyba tak. To zależy, czy on coś do mnie czuje.
- Na pewno nie jesteś dla niego obojętna. Kibicuję wam. Team Rikessa! - powiedziałam radośnie.
- Ja należę do teamu Raura już od dawna - zaśmiała się. Potem zaczęłyśmy rozmawiać na inne tematy.
*R5 - I Can't Say I'm In Love
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Podoba wam się rozdział? Myślę, że nawet mi się udał. Było odrobinę napięcia. Rozwiałam już wasze obawy o Rossa. Jest cały i zdrowy. Już niedługo będzie Raura! No w końcu można by powiedzieć. Sama się z tego cieszę. Nie chce mi się już więcej pisać, bo muszę jeszcze zrobić zadania domowe. Mam urwanie głowy z tą szkołą. Teraz nauczyciele tak gnają z materiałem, bo będę miała testy w kwietniu, a potem będzie luz.
Do napisania!!!
Liczę na komentarze!
~Los Angeles, 02.08.2015r.~
★Laura★
- Lau, ja ci... - zaczął Ross, ale po chwili jego oczy zamknęły się, a ciało stało bezwładne.
- O Boże! Nie, nie, nie, nie, Ross. Patrz na mnie. Tu, na mnie. Jestem tu. Nie zamykaj oczu, słyszysz? - powiedziałam na jednym wdechu i trzymając jego twarz w dłoniach. - Ross, proszę otwórz oczy - załkałam, a po policzkach pociekły mi łzy. - Ross, kocham cię. Kocham cię, słyszysz? Błagam, otwórz oczy. Spójrz na mnie. Nie zostawiaj mnie. Kocham cię, Ross i zawsze będę - płakałam i wtulałam głowę w jego tors. - Nie rób mi tego. Nie odchodź, Ross. Błagam, wróć do mnie - poczułam, że serce rozdziera mi ogromny ból. Jednak on żył, bo trzymając głowę na jego piersi słyszałam bicie jego serca i słaby oddech. Muszę go uratować. On może... Nie, nie przejdzie mi to nawet przez myśl. Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła siebie. Gdzie ta pomoc? No gdzie? Z tartaku nadal dobiegają odgłosy strzelania, ale już cichną. Mam nadzieję, że to policja wygrywa, bo jeśli nie, to ja i Ross zginiemy. Nagle zobaczyłam mężczyzn w szarych mundurach i czerwonych kurtkach. To policjanci i ratownicy medyczni. - Tu jesteśmy! - krzyknęłam, a oni mnie zobaczyli, bo zaczęli biec w naszą stronę. Zauważyłam, że ratownicy niosą nosze. Po chwili dobiegli do nas, a policjanci skierowali się w stronę tartaku. Odsunęłam się od Rossa, po czym wstałam. Zakręciło mi się lekko w głowie. Oddychałam ciężko.
- A pani nic nie jest? - spytał jeden z nich, gdy reszta przeniosła Rossa na nosze.
- Nic, że mną wszystko dobrze - odpowiedziałam nadal zapłkanym głosem.
- Na pewno? Zbladła pani, a oddech ma pani przyspieszony. Proszę powiedzieć, jeśli pani źle się czuje.
- Ale na prawdę nic mi nie jest - odparłam słabym głosem. Po chwili świat zawirował mi przed oczami i widziałam tylko ciemność.
- Laura. Laura, otwórz oczy. Skarbie - słyszałam jakiś kobiecy głos. Podniosłam ociężale powieki i zobaczyłam mamę. - Laura, jak dobrze, że już oprzytomniałaś - uśmiechnęła się lekko. Zauważyłam, że mam głowę na jej kolanach i jesteśmy na tylnych siedzeniach samochodu, który prowadzi mój tata.
- Jak się czujesz? - spytał tata. Nagle przypomniałam sobie wydarzenia, które się mi przytrafiły. Bandyci, ciemny pokój, Ross, ucieczka. No właśnie, Ross. On został postrzelony. Natychmiast zerwałam się z kolan mamy i usiadłam.
- Gdzie jest Ross? Co się z nim dzieje? - spytałam.
- Jedzie do szpitala. Jego stan był ciężki - odpowiedziała mama, a ja zaczęłam szybciej oddychać.
- On żyje? - zapytałam cicho.
- Tak, ale jest ciężko ranny. To poważna sprawa. Pocisk mógł uszkodzić jego nekrę - odezwał się tata. Poczułam, że pieką mnie oczy.
- Ja chcę do niego jechać. Chcę jechać do szpitala. Muszę wiedzieć, co z nim się dzieje. Proszę, jedźmy do szpita - załkałam.
- Nawet jeśli tam pojedziemy to lekrze nie wpuszczą cię po operacji do niego, bo nie jesteś z jego rodziny - powiedział tata.
- Na to coś poradzę. Ja muszę tam być. Chcę wiedzieć jak się ma. Ja go kocham i muszę go zobaczyć choć na chwilę. Proszę, zawieźcie mnie do szpitala - odparłam, a po policzkach pociekły mi łzy.
- Dobrze, skoro tak ci na nim zależy - odezwała się mama. - Damiano, proszę jedź do szpitala.
- Dobrze, niech wam będzie - powiedział tata. - Laura możesz mi odpowiedzieć na pewne pytanie?
- Jasne.
- Skoro kochasz Rossa, to dlaczego jesteś z Jacobem?
- Sama już nie wiem. Nie czułam nic do niego, gdy się zagdzałam. Zrobiłam to, bo bałam się, że go stracę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jestem zakochana w Rossie. Jednak teraz już jestem tego stuprocentowo pewna i będę musiała zerwać z Jake'iem. Jeśli się na mnie przez to obrazi to trudno, Ross jest dla mnie ważniejszy.
- Przemyśl to jeszcze. Jacob to porządny chłopak, a Ross zadawał się z bandytami - powiedział tata.
- Nie znam szczegółów, ale wiem, że nie robił tego z własnych chęci. Znam go bardzo dobrze i wiem, że on by mnie nie skrzywdził. Zresztą uratował mnie, co o tym świadczy. Wiem tato, że chciałbyś mnie wydać za mąż za Jake'a, ale ja poza sympatią do niego nic więcej nie czuję. Nie chcę być z osobą, której nie kocham.
- A wiesz w ogóle, czy Ross cię kocha? Powiedział ci o tym? - spytał, a ja westchnęłam.
- Tego nie wiem, ale skoro mnie uratował i obronił przed postrzałem, to jestem dla niego ważna.
- Kochanie, nie mów już nic więcej - odezwała się mama. - To Laura ma decydować o swoim życiu, a nie my. Chcę, żeby była szczęśliwa. Skoro kocha Rossa to niech z nim będzie.
- Dzięki mamo - uśmiechnęłam się do niej.
- A właśnie. Mam jakąś kartkę, którą trzymałaś w ręce, gdy zemdlałaś - powiedziała i wyciągnęła ją z kieszeni spodni, po czym dała mi ją. To piosenka, którą napisał Ross. Szybko rozłożyłam poskładany papier i zaczęłam czytać.
Serce bije szybciej, może potrzebuję jakiejś operacji
Klęska żywiołowa, przejmujesz nade mną kontrolę
Jąkam się, obraz się rozmazuje
Nie ma nic innego, co powalołoby mnie na kolana tak jak to.
I robi się tak gorąco, ilekroć zostajemy sami
Ale nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Nie, nie zrobię tego
Nie wiem czym jest miłość
Ale wiem, że nigdy wcześniej się tak nie czułem
Twój pocałunek jest magiczny
Zupełnie jak okrąg, tak, taki doskonały
I mogę powiedzieć tak, rozkładając to na części
Możesz powiedzieć to pierwsza - dla ciebie to łatwe
Nawet jeśli wiem, że jest to prawda
Nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Nawet jeśli wiem, że jest to prawda
Nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Paranoja, przepływa przez moje żyły
Poznałem Cię, to był mój koniec
I wiem, że mógłym zatrzymać cię przy sobie, słowami, których nie potrafię powiedzieć
A wszystko co do mnie czujesz, wiedz, że ja czuję to samo
Nie wiem czym jest miłość
Ale wiem, ze nigdy wcześniej się tak nie czułem
Twój pocałunek jest magiczny
Zupełnie jak okrąg, tak, taki doskonały
I mogę powiedzieć tak, rozkładając to na części
Możesz powiedzieć to pierwsza - dla ciebie to łatwe
Nawet jeśli wiem, że jest to prawda
Nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Nawet jeśli wiem, że jest to prawda
Nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Otwierasz moje serce, otwierasz mój umysł
Wszystko nagle przestaje być czarno-białe
Wszystko co widzę to nowa rzeczywistość
Kochanie, czy to miłość?
Czy to miłość? Czy to miłość?
Tak, to miłosć
Już wiem co to miłość
I wiem, że nigdy wcześniej się tak nie czułem
Twój pocałunek jest magiczny
Zupełnie jak okrąg, tak, taki idealny
I mogę powiedzieć tak, rozkładając to na części
Powiem to pierwszy, tylko dla Ciebie
Mogę powiedzieć tak, rozkładając to na części
Powiem to pierwszy, tylko dla Ciebie
Zaczynam się przekonywać, że jest to prawda
Powiem to pierwszy, tylko dla ciebie
Jest tylko jedna rzecz do zrobienia
Kochanie, kocham Cię
Kochanie, zakochałem się w Tobie
Kochanie, kocham Cię*
Gdy skończyłam po moich policzkach spłynęły dwie łzy. To piękna piosenka. Zauważyłam, że w dolnym rogu kartki są zapisane jeszcze jakieś słowa. Jeśli to czytasz Lau to wiedz, że jesteś dla mnie bardzo ważna i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Serce zabiło mi szybciej. Może ta piosenka opisuje uczucia Rossa? Może on coś o mnie czuje? Chcę, żeby tak było. Przecież zanim stracił przytomność to powiedział: Lau, ja ci... Może chciał wtedy wyznać swoje uczucia? Może on mnie kocha? Przecież uratował mnie i choronił własnym ciałem, żeby mnie nie postrzelili. Zresztą wtedy, gdy byłam przywiązana do krzesła to mówił mi, że jestem dla niego ważna i inne podobne rzeczy. Wiem, że była to prawda, bo patrzył mi prosto w oczy. Pocałował mnie też. Krótko, ale spowodował tym, że serce oblała mi fala szczęścia. Kocham go i to bardzo. Nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło go w moim życiu. Co jeśli lekarze nie uratowaliby go i on by...? Nie, nie mogę nawet tak myśleć. Ross będzie żył. Wyzdrowieje. Nie mogę go stracić. Nie mogę! Jest dla mnie zbyt ważny. Gdybym go nie poznała, to moje życie byłoby puste. Pozbawione radości. Jego sama obecność powoduje, że jestem szczęśliwa. To z nim przeżyłam najpiękniejsze chwile. Najlepszy był nasz pocałunek w deszczu. Westchnęłam. Gdyby teraz umarł, to nie wiem jak bym żyła z tą myślą. Długo bym się zbierała po jego stracie. Nie! Nie mogę myśleć w ten sposób! Ross wyzdrowieje. Teraz tak bardzo chciałabym być w jego ramionach. Wtedy czuję się bezpieczna, a wszystkie smutki i zmartwienia znikają. Brakuje mi go. On musi przeżyć. Musi. Ja nie mogę go stracić. Ross jest dla mnie zbyt ważny. Jakie to życie jest przewrotne. Wiadomo są lepsze i gorsze dni. Cały lipiec to było dla mnie wielkie pasmo szczęścia. Zaczął się dopiero sierpień i już coś się zmieniło. Zostałam porwana przez bandytów, a Ross został postrzelony. Najgorsze jest to, że Ross jest w to zamieszany. Nie wiem w jakim stopniu, ale to mnie trochę niepokoi. Co jeśli te typy miały rację i Ross mnie cały czas okłamywał? Nie, to nie mogłaby być prawda. Wyjaśniał mi to cały czas patrząc mi w oczy, w których widziałam szczerość. Ja zawsze mu wierzę. Jednak, czy teraz dobrze zrobiłam ufając mu? Dlaczego mam wątpliwości? Przecież Ross przyszedł po minie, uratował, ochronił własnym ciałem przez postrzałem. Wierzę, że to co mówił, to prawda. Ufam mu i wiem, że by mnie nie skrzywdził. Kocham go. Miłość wszystko wybacza. Chciałabym poznać prawdę. Dowiedzieć się jak to się stało, że zadaje się z bandytami. Obiecał, że mi to opowie. Jednak jeśli wyjawi mi coś strasznego? Zdołam mu zaufać? Wiem, że nie powinno żyć się przeszłością lecz żyć chwilą i patrzeć w przyszłość, więc mogę zapomnieć o tym, co powie. Jestem na to gotowa. Nie chcę go stracić. Chcę być jego dziewczyną i być z nim szczęśliwa. Co się z nim teraz dzieje? Ta operacja zakończy się dla niego pomyślnie? Wyzdrowieje? Mam nadzieję, że tak. Boże, spraw, żeby Ross był cały i zdrowy. Chcę go zobaczyć takiego jaki był. Wtulić się w jego ramiona, pocałować. Och, jak mi go teraz brakuje. Nagle zauważyłam, że dojechaliśmy już do szpitala.
- Tato, zatrzymaj się niedaleko wejścia - odezwałam się, a on tak zrobił. - Dziękuję, że mnie tu przywieźliście - powiedziałam, po czym otworzyłam drzwi samochodu i wyszłam z niego. Szybko poszłam do drzwi wejściowych. Udałam się do recepcji.
- Przepraszam, gdzie jest ostry dyżur? - spytałam kobiety siedzącej za tak jakby ladą.
- Naprzeciwko prosto i w prawo - odpowiedziała, wskazując, w którą stronę mam się udać.
- Dziękuję - odparłam. Szybko poszłam tam i usiadłam na krześle, które było na wprost drzwi na salę operacyjną. Teraz do mnie dotarło, że Ross może tam walczy o życie. Bałagam niech on wyzdrowieje. Musi to zrobić. Trzeba powiadomić o tym jego rodzeństwo. Tylko jak im to przekazać? Ross jest w szpitalu, bo został postrzelony? Niech będzie i tak nic lepszego nie wymyślę. Wolę powiedzieć prawdę od razu, a nie owijać w bawełnę. Sprawdziłam kieszenie moich spodni, ale nie było w nich potrzebnego mi przedmiotu. Zaraz, zaraz, przecież ja nie mam telefonu. W nocy, gdy wychodziliśmy na plażę, nie miałam go przy sobie. To jak mam się do nich dodzwonić? Pójdę do recepcji, bo i tak ledwo siedzę na tym krześle z tych nerwów i strachu o życie Rossa. Wstałam i poszłam do recepcjonistki.
- Przepraszam, czy mogłaby pani zadzwonić do rodziny chłopaka, którego teraz operują? - spytałam.
- A jak on się nazywa?
- Ross Lynch. Został postrzelony. - ledwo, co przeszło mi to przezz gardło.
- Tak, wieźli jakiegoś chłopaka na ostry dyżur - potwierdziła kobieta. - Proszę podać numer do członka jego rodziny - powiedziała, a ja dałam jej numer do Rydel. Kobieta wpisała go i przyłożyła telefon do ucha. Już się boję ich reakcji, a szczególnie Rydel. Sama ledwo co powstrzymuje się od płaczu. Jednak chyba ten strach i poddenerwowanie blokują łzy.
- Dzień dobry. Z tej strony Veronica Brown, recepcjonistka szpitala w Los Angles. Czy rozmawiam z członkiem rodziny Rossa Lyncha? - powiedziała. - Pan Lynch został postrzelony i jest teraz operowany. - usłyszałam szloch, ale tego co mówiła Rydel już nie rozumiałam. - Proszę się uspokoić. Wszystko będzie dobrze z pani bratem. Może pani przyjechać do szpitala i czekać na wieści o nim - odparła. - Nie ma za co. Do widzenia.
- Dziękuję za wezwanie jego rodziny - odezwałam się.
- Ależ proszę. Taka jest moja praca - powiedziała uprzejmie. Odeszłam od recepcji i znów udałam się pod salę operacyjną. Zaczęłam nerwowo chodzić w tę i z powrotem po korytarzu. Co się z nim teraz dzieje? Żyje? Wyzdrowieje? Będzie znów cały i zdrowy? Jak długo będzie trwała ta operacja? Te pytania echem odbijały się po mojej głowie. Nie płaczę. To jest dla mnie zbyt wielki szok. To ja powinnam tam być, a nie on. Oni pewnie mierzyli w moją stronę, a Ross ochraniał mnie swoim ciałem. Nie wybaczę sobie, gdy nie przeżyje. On musi żyć! Musi! Ja chcę gok jeszcze zobaczyć żywego, przytulić się do niego, pocałować. Chcę po prostu mieć go znów przy sobie. Już nigdy to nie opuszczę. On jest tym jedynym, z którym mogę spędzić resztę życia. Nie wyobrażam sobie, żeby on teraz odszedł. Jest przecież taki młody. Nie! On nie umrze! Lekarze go uratują. Muszą to zrobić. Nie mogę to stracić! Nie mogę! Nie mogę! Zaczęły mnie piec oczy, a po chwili łzy nie przestawały płynąć po moich policzkach. Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłoniach. Płakałam, a w głowie miałam pustkę. Nie wiem ile tak siedziałam, ale w końcu usłyszałam znajome mi głosy. Podniosłam głowę i zobaczyłam Lynchów i Ellingtona idących w moją stronę. Wstałam z krzesła. Zauważyłam, że Rydel ma czerwone i lekko podpuchnięte oczy. Widać, że płakała. Ja pewnie wyglądam podobnie.
- Laura! Ty żyjesz. Jesteś cała? Oni nic ci nie zrobili? - odezwał się Riker.
- Nie, nic mi nie jest - odpowiedziałam zachrypniętym od płaczu głosu. Odchrząknęłam. - Mi nic, ale Ross... - zaczęłam, ale wybuchnęłam kolejnym spazmem płaczu. Rydel przytuliła mnie i sama się rozpłakała. Po chwili odsunęła się ode mnie.
- Ale jak to się stało, że go postrzelili? - spytała.
- Uciekaliśmy, a Ross biegł za mną, aby mnie ochronić własnym ciałem przed pociskami i postrzelili go. To ja powinnam tam leżeć - wskazałam na salę operacyjną. - A nie on.
- Nie mów tak Laura. Żadne z was nie powinno tak skończyć - powiedziała blondynka.
- Długo już tam jest? - spytał Rocky.
- Nie wiem, bo siedząc i płacząc straciłam rachubę czasu. Może z jakieś pół godziny? - odpowiedziałam.
- Jak się o tym dowiedzieliśmy to zaraz wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Dotarliśmy chyba tu w jakieś 10 minut - odezwał się Riker.
- Rydel, Laura, usiądźcie na krześle i uspokujcie się trochę - powiedział Ellington. Ja i Rydel usiadłyśmy obok siebie. - Uratują go. Zobaczcie, wszytko będzie dobrze. Musicie myśleć pozytywnie - odparł łagdonym głosem.
- No ja mam nadzieję, że będzie dobrze. Musi być. Nie przepuszczam przez myśli innych rzeczy - odpowiedziała Rydel. Zapanowała cisza. Rocky i Riker zaczęli chodzić tam i z powrotem po korytarzu, a Ellington usiadł na krześle obok Rydel i chwycił ją za dłoń. Ona oparła głowę o jego ramię. Słodko tak wyglądają. W ogóle to pasują do siebie. Może trzebaby ich jakoś spiknąć ze sobą? Zastanowię się nad tym kiedy indziej, bo teraz mam ważniejszą rzecz, a mianowicie czekanie na jakieś wieści o Rossie. Mam nadzieję, że będą dobre. Czas ciągnął mi się niemiłosiernie. Minuta ciągnęła się za minutą. W końcu po jakiś trzech godzinach z sali operacyjnej wyszedł jakiś lekarz i podszedł do nas.
- Czy państwo jesteście rodziną pana Rossa Lyncha? - spytał.
- Tak - potwierdził Riker.
- Jak on się ma? - spytała Rydel.
- Stracił dużo krwi i musieliśmy przeprowadzić transfuzję. Na szczęście nie doszło do większych obrażeń. Pocisk zatrzymał się niedaleko prawej nerki i tylko odrobinę ją naruszył. To nie będzie miało jakiś poważniejszych skutków. Miał szczęście. Gdyby strzelono z bliższej odległości, to jego życie mogłoby być zagrożone, ale jego stan jest stabilny. Teraz jest jeszcze pod narkozą i musi wypoczywać - powiedział doktor, a wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
- Czy możemy go zobaczyć? - zapytał Rocky.
- Tak, ale tylko na chwilę. Czy wszyscy jesteście jego rodziną?
- Nasza trójka jest jego rodzeństwem - powiedziała Rydel, wskazując na siebie, Rikera i Rocky'ego. - On jest przyjacielem rodziny. Jest jak brat.
- A pani? - doktor zadał mi pytanie.
- Ja... - zacięłam się.
- Ona jest jego dziewczyną. To już poważna sprawa, bo mój brat zamierza się jej oświadczyć - przerwała mi Rydel. Spojrzałam na nią z wdzięcznością.
- Rydel, dlaczego mi o tym mówisz? - spytałam. Muszę wczuć się w rolę.
- Ups, sorki, jakby co to nic nie wiesz, okay?
- Okay.
- To może ona wejść? - zapytała Rydel.
- Dużo was, ale niech będzie, możecie go odwiedzić, ale tylko na chwilę - powiedział doktor.
- Dziękujemy - odparliśmy.
- Proszę za mną, zaprowadzę was do jego sali - odpowiedział lekarz, a my udaliśmy się za nim. Szliśmy cały czas prosto, a potem skręciliśmy w prawo. Zatrzymaliśmy się pod drzwiami z numerem 12. Jak dobrze, że jego sala jest na parterze. - To tutaj - odezwał się mężczyzna, otwierając przed nami drzwi. Weszliśmy do środka. Po lewej stronie stały dwa szpitalne łóżka. Jedno było puste, a na drugim leżał Ross. Był podłączony do kroplówki i miał przyczepione dużo kabelków. Był baldy. Zrobiło mi się go strasznie żal. Podeszliśmy bliżej łóżka. Patrzyłam na niego. Jest teraz taki bezbronny. Zawsze czułam się przy nim bezpieczna, bo wiedziałam, że w razie czego mnie obroni. Wpatrując się w niego przez myśli przeleciał mi cały lipiec i wydarzenia związane z Rossem. Jak to się wszystko potoczyło. Teraz Ross leży w szpitalu. Cieszę się, że nic mu nie jest. Spadł mi kamień z serca. Wiedziałam, że wszystko z nim będzie dobrze. Nie mogłam myślieć o gorszych rzeczach. Teraz, gdy tak na niego patrzę, czuję jak bardzo jest on dla mnie ważny i jak mocno go kocham. Nie sądziłam, że pokocham kogoś tak mocno znając go tylko miesiąc. Czasami myślę, że znamy się o wiele dłużej. Z Rossem wszystko jest lepesze. On daje mi wielkie szczęście. Nie wyobrażam sobie już teraz życia bez niego. Byłoby ono takie puste. On nadaje mu sensu i kolorowych barw. On powoduje, że rano budzę się z uśmiechem na ustach, bo przypominam sobie o dniu spędzonym z nim. Kocham go. Boże, jak ja go kocham.
- Proszę już wyjść, będziecie mogli go odwiedzić za pare godzin. Teraz musi odpoczywać - odezwał się doktor, a my wyszliśmy z sali. Stając w progu, spojrzałam jeszcze raz na Rossa, po czym opuściłam pomieszczenie.
- No to teraz możemy iść do domu. Później do niego przyjdziemy - powiedział Riker.
- Ty Laura szczególnie musisz odpocząć. Tyle przeszłaś - odezwała się Rydel.
- Wolę sobie o tym nie przypominać - odparłam, a przed oczami stanęła mi scena, gdy ci bandyci wyłanili się z cienia, a ja byłam przywiązana do krzesła. Szybko odpędziłam to wspomnienie. Doszliśmy razem do wyjścia ze szpitala.
- To pa Laura - powiedzieli.
- Pa wam wszystkim - odparłam. Przytuliłam każdego na pożegnanie, a potem oni poszli w stronę parkingu. Ja będę musiała iść na nogach, bo nie mam ani telefonu, ani pieniędzy na taksówkę. Trzeba rozruszać trochę nogi od ponad trzygodinnego siedzenia. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Do domu doszłam w 15 minut. Już na korytarzu zostałam zgnieciona w uścisku Vanessy.
- Och Laura. Jak dobrze, że już jesteś. Wiesz, jak ja się o ciebie bałam? Normalnie zemdlałam, gdy dowiedziałam się, że jacyś bandyci cię porwali. Nic ci nie zrobili? - powiedziała, gdy już mnie puściła.
- Nie, nic mi nie zrobili, ale Ross nie miał tyle szęścia. Gdy uciekaliśmy bronił mnie własnym ciałem przed pociskami i sam dostał.
- Tak wiem, mama i tata już mi o tym wszystkim mówili. Co z nim?
- Na szczęście nic mu poważnego nie jest - powiedziałam z wyraźną ulgą.
- Chodźmy może do altanki i tam mi wszystko opowiesz, co ty na to?
- Okay, ale gdy ci będę o tym mówiła to tak jakby będę przeżywała to po raz drugi.
- Lepiej będzie dla ciebie, gdy komuś to opowiesz. Zawsze będzie ci lżej.
- No w sumie masz rację - przytaknęłam. - Jednak najpierw chciałbym się wykąpać i przebrać w czyste ubrania. Poczekaj już na mnie w altance.
- Dobrze - odpowiedziała Vanessa i wyszła z domu. Ja natomiast udałam się na górę do swojego pokoju. Do ubrania wybrałam czerwoną bokserkę i czarne, krótkie spodenki. Poszłam z tym do łazienki. Wykąpałam się i chwilę poleżałam w wannie. Potem wytarłam się, wysuszym włosy i zrobiłam lekki makijaż składający się z tuszu do rzęs, odrobiny podkładu i błyszczyka. Od razu czuję się świeżej. Zabrałam telefon i wyszałam z pokoju. Zaburczało mi w brzuchu. No tak, nie jadłam przecież przez tyle czasu. Jednak przez te wszystkie wydarzenia nie czułam głodu. Poszłam do kuchni, gdzie rozmawiałam z Natalie i zjadłam pierogi, które zrobiła. Po tym wyszałam drzwiami tarasowymi na zewnątrz i udałam się do altanki, gdzie siedziała już Vanessa. Była wyraźnie zamyślona, ale gdy mnie zobaczyła ,,zeszła na ziemię".
- No co tak długo? - spytała z lekkim wyrzutem.
- No co? Musiam się wykąpać i coś zjeść - odpowiedziałam, siadając na ławce.
- Opowiadaj, co ci się przytrafiło - odparła Van. Ja wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać swoją historię. Mówiłam wszystko ze szczegółami i chyba nie pominęłam niczego. Tak jak myślałam, przeżywałam to wszystko raz jeszcze i miałam każde wydarzenie przed oczami.
- No i tyle mi się przytrafiło - skończyłam opowiadać.
- Jejku, nigdy w życiu nie chciałabym przeżyć czegoś takiego. To było straszne - powiedziała Vanessa.
- Ty tylko to słyszałaś, a ja widziam i doświadczyłam na własnej skórze.
- Wiesz są też jakieś plusy. Jesteś już stuprocentowo pewna, że kochasz Rossa - uśmiechnęła się.
- Tak, to prawda - potwierdziłam z uśmiechem na ustach.
- Teraz już chyba zerwiesz z Jake'iem, prawda?
- Tak z pewnością. Zrobię to nawet dzisiaj. Wolę to mieć z głowy. Nasz związek od początku nie miał sensu. Nie wiem czemu się zgodziłam zostać jego dziewczyną.
- O tak! Nadchodzi teraz czas na Raurę! - powiedziała radośnie.
- Tak, teraz już się z tobą zgodzę - uśmiechnęłam się.
- No w końcu. Jestem ciekawa kiedy Ross cię o to zapyta.
- Kto wie. Może on nic do mnie nie czuje.
- Weź przestań! On cię uratował i ochornił, chcesz jeszcze lepszego dowodu miłości?
- Zobaczymy jak to będzie - odparłam. - A ty wiesz już, czy coś czujesz do Rikera? - spytałam, a Vanessa zarumieniła się lekko. - Ha! Rumienisz się! To już coś znaczy. Nie oszukasz mnie teraz.
- No dobra, przyznam się bez bicia - odpowiedziała zrezygnowanym głosem. - Tak, jestem zakochana w Rikerze.
- To świetnie. Szykuje się kolejna para - uśmiechnęłam się.
- Widzę, że dotarało do ciebie, że to kiedy wy będziecie razem to już tylko kwestia czasu.
- No wiesz, chciałabym być jego dziewczyną. Ty chcesz być z Rikerem?
- Eee... no chyba tak. To zależy, czy on coś do mnie czuje.
- Na pewno nie jesteś dla niego obojętna. Kibicuję wam. Team Rikessa! - powiedziałam radośnie.
- Ja należę do teamu Raura już od dawna - zaśmiała się. Potem zaczęłyśmy rozmawiać na inne tematy.
*R5 - I Can't Say I'm In Love
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Podoba wam się rozdział? Myślę, że nawet mi się udał. Było odrobinę napięcia. Rozwiałam już wasze obawy o Rossa. Jest cały i zdrowy. Już niedługo będzie Raura! No w końcu można by powiedzieć. Sama się z tego cieszę. Nie chce mi się już więcej pisać, bo muszę jeszcze zrobić zadania domowe. Mam urwanie głowy z tą szkołą. Teraz nauczyciele tak gnają z materiałem, bo będę miała testy w kwietniu, a potem będzie luz.
Do napisania!!!
Liczę na komentarze!