Strony

czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 3

"Today I want to turn your skies from gray to blue and if it rains on you I’ll be your coat." ~ "Dziś chcę zmienić twoje niebo z szarego na niebieskie i jeśli będzie na ciebie padać, będę twoim płaszczem." - Smile

~Los Angeles, 01.07.2015r.~
                                                             ★Nararor★

  - Josh zobacz co piszą w gazecie.- powiedział John, który wszedł do pokoju.
  - A co mnie to obchodzi.- prychnął tamten.
  - Przeczytaj ten artykuł.- odparł John i wskazał na tekst.
  - Dobra niech ci będzie.- odpowiedział i zaczął czytać.- ,,Sławna aktorka Ellen Marano wraz z dwoma córkami - Laurą (19 lat) i Vanessą (22 lata) - przeprowadza się do na stałe do swojego męża Damiano do Los Angeles. Ich willa znajduje się na ulicy Royal Street 5.” No i co z tego?- spytał Josh.
  - A to, że wymyśliłem pewny plan, na którym zarobimy sporo kasy.
  - Tak? To mów.- odparł Josh, a John zdradził mu go.- Dobre, czyli wołamy do nas Lyncha, tak?
  - Tak. Zrób to.- powiedział John, a jego brat zadzwonił.
                                                                  ~*~
Parę minut wcześniej...
                                                             ★Ross★

Leniwie otworzyłem swoje oczy i przeciągnąłem się lekko. Jak mi się przyjemnie spało. Tej nocy ani razu nie przyśnili mi się Bracia Romwell, a te koszmary z ich udziałem miałem bardzo często. Jednak od prawie miesiąca nie wezwali mnie do siebie, co mnie jednicześnie cieszy i niepokoi. Może w końcu dadzą mi wolność? Byłoby świetnie, chociaż jest to bardzo mało prawdopodobne. Przynajmniej już nie śnią mi się po nocach. Zawsze to były podobne koszmary, czyli takie, w których zabjali moje rodzeństwo, a gdy już mieli zrobić to samo ze mną zawsze się budziłem. Boję się, że kiedyś te sny staną się prawdziwe. Jednak dopóki wszystko dla nich robię dobrze to nic im i mnie się nie stanie. Westchnąłem i sięgnąłem po mój telefon z szafki nocnej. Właączyłem go i zobaczyłem, że jest już 9:30. Czas wstawać. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej ubrania na dzisiaj, które po chwili założyłem. Udałem się jeszcze do łazienki i tam wykonałem wszystkie poranne czynności, po czym zszedłem na dół do kuchni. Zastałem w niej Rydel i Rikera.
  - Hej wam.- odezwałem się i uśmiechnąłem na powitanie.
  - Hej Ross.- odpowiedzieli, a ja usiadłem do stołu.
  - Widzę, że jecie naleśniki. Dacie mi też?- spytałem i zrobiłem szczenięce oczka do Rydel.
  - Okay, no pewnie, że ci dam.- uśmiechnęła się moja siostra i podała mi na talerzu naleśniki. To nasze ulubione śniadanie. Zaciągnąłem się znakomitym zapachem i zabrałem się do jedzenia. Gdy już prawie skończyłem zadzwonił mój telefon. Wyciagnąłem go z kieszeni i zobaczyłem, że to numer zastrzeżony, jednak wiedziałem, że to Bracia Romwell. Natychmiast mój dobry humor się zepsuł.
  - Ross, co się stało?- spytała Rydel.
  - Bracia Romwell do mnie dzwonią. Nie robili tego prawie od miesiąca.
  - Nie odbieraj.
  - Muszę.- odparłem i odebrałem.
  - Lynch, przyjdź do nas za 10 minut. Mamy dla ciebie zadanie.- powiedział Josh i zaraz się rozłączył. Z powrotem włożyłem telefon do kieszeni i wstałem od stołu.
  - Muszę iść. Mają dla mnie zadanie.- odezwałem się.
  - Ross, uważaj na siebie.- powiedziała zaniepokojona Rydel.
  - Zawsze uważam.- odparłem i wyszedłem z domu. Nie lubię jej martwić. Nienawidzę braci Romwell. Nienawidzę układu jaki z nimi zawałem. Nie stop, jaki oni ze mną zawarli. Ja nie chciałem tego układu. Jednak muszę go wypełniać, bo inaczej ja i moje rodzeństwo zginiemy, a tego nie chcę. Tylko z tego powodu to robię. Siedzę w tym bagnie już rok, a moi bliscy wiedzą o tym dopiero od trzech miesięcy, a dowiedzieli się tego zupełnie przypadkiem. Nie chciałem ich martwić i dlatego im nic nie powiedziałem. Teraz prawie po miesiącu przerwy Bracia Romwell nagle mnie wzywają. Jakie zadanie tym razem dla mnie wymyślili? Czy uda mi się je wykonać? Musi mi się udać, bo inaczej zginę. Z takimi myślami doszedłem do ,,ciemnej" części miasta. Wszedłem do starego, trochę zniszczonego budynku, który jest ich siedzibą. Kierowałem się w stronę pokoju. Westchnąłem i nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka z ciężkim sercem. Bracia Romwell siedzieli przy stole i gdy otworzyłem drzwi spojrzeli na mnie.
  - Witaj Lynch. Mamy dla ciebie zadanie, ale to już wiesz, więc od razu przejdzemy do sedna.- odezwał się Josh.
  - To mówcie, co mnie czeka?- spytałem.
  - Masz zdobyć zaufanie jednej z sióstr Marano. To są córki znanych milionerów, więc musisz uważać. Po miesiącu masz przyprowadzić ją do nas.- powiedział John.
  - A co wy z nią później zrobicie?- spytałem.
  - To już nie twoja sprawa. Ty masz tylko zdobyć jej zaufanie i przyprowadzić do nas.- odparł Josh.
  - Zabijecie ją?
  - Nie interesuj się tym, Lynch. Co z nią zrobimy to już jest nasza tajemnica.- odparł groźnie John.- Zrozumiałeś wszystko, bo powtarzać nie będziemy.
  - Tak, ale co jeśli ja nie chcę wykonać tego zadania?- spytałem niepewnie, a John wyciągnął szybko pistolet, po czym błyskawicznue znalazł się przy mnie i przyłożył mi go do skroni. Serce natychmiast podskoczyło mi do gardła. Po co ja to powiedziałem?
  - Wybieraj albo wypełniasz zadanie na naszych warunkach albo ty i twoje rodzeństwo zginiecie. Wybieraj,  zadanie czy śmierć? Masz pięć sekund.- powiedział groźnym tonem i odliczał.
  - Zadanie.- odpowiedziałem szybko, gdy skończył liczyć. On odłożył broń od mojej głowy. Odetchnąłem z ulgą. Jednak dziś jeszcze będę żył.
  - Dobry z ciebie chłopak.- zaśmiał się i poklepał po policzku, po czym usiadł na krzesło.
  - Mam tylko zdobyć zaufanie tej dziewczyny i przyprowadzić ją do was? To zadanie jest łatwe, więc gdzie jest haczyk?- spytałem.
  - Nie ma żadnego haczyka, ale jeśli to dla ciebie takie łatwe to możemy skrócić ci czas wykonania z miesiąca na tydzień. Chcesz to możemy to zrobić?- odparł Josh.
  - Nie, niech będzie tak jak jest.
  - Skąd będę wiedział gdzie mam ją do was przyprowadzić?
  - Powiadomimy cię o tym jeden dzień przed.
  - Gdzie ona mieszka?- spytałem, a John podał mi gazetę.
  - Przeczytaj ten artykuł to się dowiesz.- powiedział, a ja zacząłem czytać: ,,Sławna aktorka Ellen Marano wraz z dwoma córkami - Laurą (19 lat) i Vanessą (22 lata) - przeprowadza się do na stałe do swojego męża Damiano do Los Angeles. Ich willa znajduje się na ulicy Royal Street 5.” Było również zdjęcie zrobione na lotnisku. Podoba mi się ta w moim wieku.
  - I co wiesz już wszystko?- spytał Josh.
  - Tak, a którą z nich mam do was przyprowadzić?
  - Którą sobie chcesz. Nam to jest obojętne.
  - Obojętne jest wam to, którą zabijecie.- powiedziałem szeptem do siebie.
  - Co tam bełkoczesz pod nosem, Lynch?!- odezwał się mocniejszym tonem John.
  - Nic takiego. Wybieram tą młodszą.- odparłem szybko.
  - Masz jeszcze jakieś pytania? To zadanie jest dla nas szczególnie ważne, więc lepiej zrób wszystko dobrze, bo inaczej gorzko tego pożałujesz.- odpowiedział Josh, a ja zastanowiłem się chwilę. Chyba tyle informacji mi wystarczy.
  - Nie mam już więcej pytań, a co ja będę miał z tego zadania?- zapytałem niepewnie.
  - Wiesz w zamian za prawidłowe wykonanie zadania damy ci wolność.- odpowiedział Josh, a ja przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem. Jednak to była prawda.
  - Dacie mi wolność?- spytałem z niedowierzeniem.
  - Tak, ale wszystko musi pójść po naszej myśli, a teraz możesz już odejść, Lynch. Widzimy się za miesiąc.- powiedział John, a ja wyszedłem z pokoju, a później z budyknu. Po głowie latało mi tamto zdanie. Nie wierzę. Dadzą mi wolność? Nie ma w tym żadnego haczyka? Po roku pracy u nich nagle dają mi wolność? Czy moja wolność będzie polegała na pozbycia się mnie z tego świata czy już nigdy nie dadzą mi żadnego zadania? Hmm... pierwsza opcja jest zupełnie w ich stylu. Czyli robię to zadanie po to by zginąć? Nie wiem, ale to wszystko się okaże. Nie chcę tego zadania również ze względu na tą dziewczynę. Miesiąc to dużo czasu, żeby móc bardzo dobrze się poznać, a nawet zakochać. Nie chcę jej zranić. Nie chcę wypełniać tego zadania! Nie chcę! Niestety, ale muszę, bo już wybrałem. Zresztą jaki ja miałem wybór? Nigdy go nie mam. Zawsze muszę robić, co mi karzą, ale robię to tylko dla bezpieczeństwa mojego rodzństwa. Nie chcę, żeby im się coś stało. Nie przeze mnie. Ja i tak powinienem zginąć już rok temu, ale udało mi się zachować życie. Czasami chciałbym wtedy zginąć, bo przynajmniej nie martwiłbym Rydel. Chociaż wtedy byłoby z nią jeszcze gorzej, wiec lepiej jest tak jak się stało. No nic, muszę się pogodzić tym życiem. Doszedłem do domu najszybciej jak się dało, ale nie udało mi się prześlizgnąć do swojego pokoju tak jak chciałem.
  - Ross, chodź do mnie.- odezwała się Rydel z wnętrza kuchni. Westchnąłem i wszedłem do pomieszczenia. Zostałem ją siedzącą na krześle przed stołem. Pewnie czekała na mnie. Zawsze czeka.
  - Co Delly?- spytałem opierając się o blat szafki.
  - Ty się mnie pytasz, co? To ty masz mi w tej chwili powiedzieć, co oni ci tym razem kazali zrobić?- spytała zaniepokojona.
  - Rydel, nie musisz się martwić, bo tym razem dali mi łatwe zadanie.
  - Jakie to jest łatwe zadanie.
  - Muszę zdobyć zaufanie córki milionerów Marano i mam ją do nich ją przyprowadzić za miesiąc.- odpowiedziałem.
  - A co oni z nią później zrobią?
  - Nie wiem, tego mi nie chcieli powiedzieć. Mam nadzieję, że jej nie zabiją. Wiesz, co mi jeszcze powiedzieli?
  - Co?
  - Że po wykonaniu tego zadania dadzą mi wolność, ale nie wiem jak to traktować, czy jako przepustkę do śmierci czy jako prawdziwą wolność?
  - Nie wiem, ale mam nadzieję, że to drugie. Wiesz to zadanie ma w sobie jednen trud.
  - Jaki trud? Ja nic trudnego w tym zadaniu nie widzę.
  - Miesiąc to dużo czasu i pewnie będziesz spędzał a nią dużo czasu, co może spowodować, że możesz się w niej zakochać.
  - Co? Nie zakocham się w niej.- powiedziałem, ale nie byłem tego do końca pewien. Rydel ma rację, miesiąc to trochę jest.
  - Zobaczysz, że to się prędzej czy później stanie i będzie ci ciężko się z nią rozstać.
  - Będę starał się nie zakochać.
  - To pewnie będzie udawało ci się tylko z początku, a później twoja bariera zacznie się przełamywać. Ross ty nie jesteś odporny na kobiece wdzięki, a to jest milionerka, więc pewnie będzie ładna.
  - Masz rację. Jest ładna. Widziałem ją na zdjęciu.- westchnąłem.- W ogóle to jestem bardzo ciekawy jaka ona jest. Mam nadzieję, że nie jest zrozumiała i zadufania w sobie, bo do takich dziewczyn nie lubię. Wtedy będzie mi ciężko i to zadanie nie będzie lekkie i przyjemne.
  - No to zobaczymy. Jak chcesz się z nią pierwszy raz spotkać?
  - Nie mam pojęcia, ale muszę nad tym pomyśleć. To teraz idę już do siebie i przemyślę sobie wszystko jeszcze raz.
  - Okay idź.- uśmiechnęła się do mnie i wyszedłem z kuchni. Udałem się do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Przez chwilę tylko patrzyłem w jeden punkt na suficir i o niczym nie myślałem. Dlaczego dali mi akurat takie zadanie? Nie mogli mi dać to co zawsze? Byłoby szybciej i lepiej, a tak mam się spotykać z milionerką, która nawet nie wiem jaka jest. Co jeśli jest zadufana w sobie i pieniądzach i nie spojrzy na takiego zwykłego chłopaka jak ja? Co jeśli ona ma już chłopaka? Jak wtedy zbliżyć się do takiej dziewczyny? Byłoby wtedy bardzo trudno, ale starałbym się jak najlepiej. Jednak to wszystko jest jeszcze do zniesienia, ale najgorsze byłoby wtedy, gdybym się w niej zakochał. Gdybym spotkał ją w normalny sposób, a nie przez zadanie to byłoby fajnie, ale tak to będę musiał ją przyprowadzić do Braci Romwell tak czy siak. Wtedy cierpiałbym. Chciaż nawet gdybym ją tylko polubił i tak bym miał wyrzuty sumienia. Rydel ma rację miesiąc to mnóstwo czasu, a ja nie jestem odporny na kobiece wdzięki, jak to ujęła i może się w niej zakocham. Jednak mogę starać się nie dopuścić do tego. Muszę stworzyć sobie barierę, której nie będę mógł przy niej złamać. Po piersze zakaz całowania się, bo to jest najszybszy krok do miłości. Nie mogę się do niej za bardzo zbliżać, bo to może spowodować krok pierwszy. Przytulanie może być. Po co ja właściwie wymyślam głupie zasady, których pewnie będę się trzymał tylko przez jakiś czas, a później przekroczę swoją barirę? No właśnie po co? Mogę robić, wszystko, ale oprócz całowania. Nie mogę się w niej zakochać. Ona też nie może we mnie, bo co jeśli jakimś cudem przeżyje? Gdy powiem jej prawdę to ją zranię. To zadanie jest trudniejsze niż z początku myślałem. Trudno bez względu na to czy się zakocham czy nie, to i tak będę miał wrzuty sumienia. Dlaczego moje życie musi być takie skomplikowane? Czasami naprawdę chciałbym się cofnąć w przeszłości i ją zmienić. W pierwszej kolejności usunąłbym z mojego życia Braci Romwell. Szczerze to tylko to bym zmienił, ale to i tak byłaby zmiana na lepsze, bo wtedy żyłbym tak jak wtedy, gdy ich przypadkiem spotkałem. Wtedy jeszcze wszystko w miarę się układało. Oczywiście nie wliczając w to rodziców. Tego już nie da się cofnąć. Nie mogę o nich myśleć, bo to za bardzo mnie boli. Westchnąłem i podniosłem się do pozycji siedzącej. Schowałem moją głowę w rękach, ale po chwili rozchyliłem je. Muszę znaleźć dom tych milionerów Marano. Tak, muszę to zrobić. Im szybciej poznam tą ich córkę tym będzie lepiej. Wstałem z łóżka i wyszedłem z mojego pokoju. Zszedłem na dół i udałem się do kuchni. Tam zastałem Rydel.
  - Rydel ja wychodzę.- odezwałem się.
  - Okay, a gdzie?- spytała.
  - Idę poszukać domu tych milionerów.
  - Okay to idź, ale nie wracaj za późno, bo będę się o ciebie martwić.
  - Okay, nie będę tam długo chodził, bo będzie to trochę podejrzane. Może uda mi się spotkać tą dziewczynę.
  - Życzę powodzenia.- uśmiechnęła się do mnie.
  - Dzięki napewno się przyda.- również się uśmiechnąłem i wyszedłem z kuchni. Po drodze zerknąłem do salonu, w którym siedzieli Rocky i Ellington, którzy jedli żelki i oglądali ,,Kubusia Puchatka". Byli tak wciągnięci bajką, że nie odrywali wzroku od ekranu. Uśmiechnąłem się do siebie i wyszedłem z domu. Dla mnie taki widok jest codzienny i mnie nie dziwi. Oni czasami, okay bardzo często, zachowują się jak dzieci i do tego mają nałóg jedzenia żelków. To przynajmniej nie jest szkodliwy nałóg. Ciekawe, czy istnieje takie coś jak odwyk żelkowy? Napewno nie, ale dla nich przydałby się. Może to wydawać się trochę dziwne, ale nasza rodzina nie należy do zupełnie normalnych. U nas zawsze się coś śmiesznego dzieje. Moi bracia chcą pokazać, że żyją pełnią życia, ale tak naprawdę to wiem, że się o mnie martwią, tak samo jak Rydel. To ja sprowadziłem na nasze rodzeństwo niebezpieczeństwo i to ja muszę to niebezpieczeństwo zażegnać. Nie mogę pozwolić, żeby im coś się stało z mojej winy. Wolę, żeby Romwellowie zabili mnie, a nie ich. Oczywiście ja też jestem taki jak moje rodzeństwo. Gdy tylko nie mam zadań specjalnych to wtedy jestem normalnym chłopakiem. Też cieszę się życiem, bo może ono się w każdej chwili skończyć. Ten miesiąc, w których Bracia Romwell ani razu do mnie nie zadzwonili był taki jak przed tym zanim ich spotkałem. Myślałem, że to jest już koniec ,,pracy" dla nich, ale niestety się myliłem. Jednak fajnie było mieć tą nadzieję. Żyję tylko nadzieją, że w końcu się od nich uwolnię. Najłatwijeszym sposobem byłoby powiadomnienie o nich policji. Rydel już wiele razy mnie do tego namawiała, ale ja nie chciałem tego zrobić. Boję się, że jeszcze ja trafię do więzienia, a nie chciałbym tam spędzić ileś czasu. Nie chciałbym też martwić tym mojego rodzeństwa. Bałem się i nadal boję, że jakimś cudem wyszliby z więzienia i wtedy napewno byłoby już po nas. To bylaby pierwsza rzecz, którą zrobiliby po ucieczce. Zemsta. Tego właśnie się boję. Teraz i tak się narażam, ale robie wszystko co w mojej mocy, żeby sie od nich uwolnić. Niby po tym nowym zadaniu dadzą mi wolność. Wątpię w to. Niby po roku nagle dadzą mi wolność? Jak to w ogóle brzmi? Może jednak jest mała nadzieja. Muszę mieć tą nadzieję. Muszę wierzyć, że w końcu się od nich uwolnię. Z takimi myślami doszedłem na ulicę Royal Street 5, czyli to tu mieszka ta dzieczyna. To jest dzielnica bogatych ludzi. Widać to gołym okiem. Nie ma tu zwyczajnych domów tylko wszędzie są ogromne wille z basenem. Mieszkać w takim domu to szczęście. Chociaż pieniadze dla mnie nie są najważniejsze, bo dla mnie najważniejsza jest rodzina, przyjaciele i miłość. Te trzy wartości spychają pieniądze na dalszy plan. Teraz muszę znaleźć willę Marano. Tylko która to jest? Mogli dać w tej gazecie jej zdjęcie, bo wtedy byłoby mi łatwiej szukać. Ta ulica trochę się ciągnie, a ja nie zamierzam patrzeć na każdy dom. Jedynym ułatwieniem jest to, że na każdej barmie jest nazwisko właścicieli. Tak szukałem domu tej dziewczyny z jakieś 20 minut. Gdzie oni mieszkają? Doszedłem już prawie na koniec ulicy i w końcu zobaczylem napis: ,,Willa Marano". Nareszcie ją znalazłem! No no, ten dom jest piękny muszę to przyznać. Robi duże wrażenie. Jak mam się dostać do środka nie przechodząc przez barmę? Będzie trochę ciężko, ale przez pracę dla Romwellów nauczyłem się wchodzić na różne rzeczy i znajdować bezpieczne wejście bądź wyjście. Teraz też muszę znaleźć jak najlepsze miejsce, z dobrym widokiem na dom. Na dodatek muszę uważać, żeby nie wygladać podejrzanie. Jednak mam już sporo doświadczenia, więc myślę, że mi się uda. Utrudniem są krzaczki posadzone przed baramą. Może jednak nie rośną one wszędzie. Zacząłem powoli obchodzić teren domu. Jednak z każdej strony były drzekwa oprócz bramy znajdującej się z przodu. Jak ja mam się tam dostać? Co jeśli są gdzieś poustawine kamery? W dzień raczej tego nie zrobię, bo to jest za bardzo niebezpieczne, bo może mnie ktoś zobaczyć. Dokładnie przygladałem się willi i z tyłu dotrzegłem ogród. Może dostanę się tam właśnie przez ogród? To może się udać. Poszedłem na tyły domu i zauważyłem, że w rogu prawie przy samej bramie rośnie wysoka wierzba. Może tutaj jest bardziej osłonieta część ogrodu. Mogę zobaczyć. Rozejrzałem się dookoła, żeby sprawdzić, czy nikogo nie ma lub się na mnie nie patrzy, ale nikogo nie dostrzegłem, czyli mam czysty teren. Zacząłem wspinać się po bramie, która nie była zbyt wysoka. Miała może z półtora metra wysokości. Tak na oko tyle ma, a częto mam rację, co do oceniania wysokości, bo nie takie rzeczy już robiłem pracując dla Braci Romwell. Gdy znalazłem się na szczycie szybko zeskoczyłem i znalazłem się za drzewkami. One jednak pomogą mi w maskowaniu się. Nie są też bardzo gęste, więc widzę sporo rzeczy. Teraz muszę sprawdzić, czy nie ma kamer na tej bramie. Po cichu i bez większego szelesu trawy obszedłem teren posesji i okazało się, że bramy są czyste. Nie ma nich ani jednej kamery. Chociaż nie, jest na bramie wjazdowej. No, ale to jest wiadome. Czyli znalazłem w miarę bezpieczną kryjówkę. Chociaż z drogi mnie widać, ale rzadko ktoś tutaj przechodzi, więc istnieje małe ryzyko zauważenia mnie przez kogoś. Teraz muszę już z tąd iść, bo w dzień jednak nie jest tu za bezpiecznie. Muszę tu przyjść w nocy to wtedy wejdę do tego ogrodu. Teraz już lepiej się z tąd zbierać. Znowu przeszedłem przez bramę i szedłem w kierunku mojego domu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam się podobał się rozdział? Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Dialogów było mało, a za to dużo myśli i opisów, więc myślę, że jakoś dotrwaliście do końca. To zadanie Rossa już znacie. Myśleliście, że będzie miał takie zadanie? Pewnie spodziewaliście się czegoś gorszego, ale nie musieliście się bać. Wiem, że narazie rozdziały nie są ciekawe, ale muszę przyzwyczaić się do tej historii i nie spieszyć za bardzo akcji. Liczę na komentarze!
Do napisania!!!
Ps. Dołączajcie do obserwatorów. Proszę was. :)

10 komentarzy:

  1. Super rozdział :*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiście! Czekam szybko ma nexta! Jak się już spotkają.
    To jest zajebisty pomysł

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział nie mogę się doczekać kolejnego :)
    I spotkania Rossa i Laury!:D Rossy się zakocha w niej coś tak czuję! YAY :D czekam na nexta z niecierpliwością ;)
    pozdrawiam moniaa

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały < 3
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział BOSKI!!!
    Czekam na następny :)
    Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nareszcie się doczekalam mojego Rossa... mam tylko nadzieję, że przy ty zadaniu Ross się w niej zakocha i jej im nie odda...
    Czekam na next
    Całuski :*
    ~Pinni

    OdpowiedzUsuń
  8. Zajefajny rozdział z niecierpliwością czekam na nexta :D

    Pozdrowionka ~Bezczelna~

    OdpowiedzUsuń
  9. Wowowoowowowoww no to sie porobiło :oo
    Rossiaczek już jest *.* i już podoba mu sie Laura XD w sensie z wyglądu no wiesz, no nieważne XD rozdział świetny bardzo mi sie podoba :D czekam na nexta xx

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )