sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 36

"And the way that she walks I can't hide it if I said I don't like it I'm lying." ~ "Sposób w jaki się porusza nie ma co ukrywać, jeśli mówiłem, że mi się nie podoba, kłamałem." - All Night

~Los Angeles, 10.08.2015 r.~
                                                             ★Laura★

   Otworzyłam powoli powieki. Poczułam ogromny ból głowy i chciało mi się bardzo pić, ale zaraz, ja na kimś leżę? Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam Rossa, który jeszcze spał. Nie przypominam sobie, żebym z nim zasypiała. W ogóle nic nie pamiętam z tamtej imprezy. Wiem tylko, że dużo wypiłam. Tak i ból głowy oraz susza w gardle są tego świadkiem. Zaraz, zaraz, Ross śpi w koszulce? To trochę do niego niepodobne. Podniosłam trochę kołdrę. Ja jestem w jego koszulce? Nie pamiętam, jak ją zakładałam. Jejku, w mojej głowie panuje kompletna pustka. Z drugiej strony to przyjemnie spać ze swoją drugą połówką. Przy Rossie czuję się bezpieczna i wiem, że nic mi nie grozi. Ostatnie wydarzenia są tego świadkiem, bo przecież Ross narażał własne życie, żeby nie chronić. Przed oczami nagle stanęła mi chwila, gdy ci bandyci wyszli z cienia oraz to, co mówili o Rossie. Szybko odpędziłam to wspomnienie. Nie wierzę, że wtedy zwątpiłam w niego. Zresztą będąc w tamtej sytuacji, nie potrafiłam myśleć trzeźwo, bo dominował nade mną strach. Jeszcze nigdy nie bałam się tak jak tamtego dnia. Chociaż strach, że Ross umrze był gorszy. Nie mogłam stracić osoby, którą kocham. Nie wyobrażam sobie, żeby Rossa przy mnie nie było. Teraz nie leżałabym na jego trosie, przytulona do niego, gdyby odszedł. Pewnie nadal bym płakała po jego śmierci. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić tego bólu, a byłoby to dla mnie okropne cierpienie. Nie wiem, jak bym to zniosła. Jednak, czemu dołuję się takimi przemyśleniami, skoro Ross jest cały i zdrowy? Muszę cieszyć się, że go mam i na dodatek jest moim chłopakiem. Tak, ta rzecz na prawdę mnie uszczęśliwia.
   Po chwili poczułam, że Ross się trochę poruszył, a po kilku sekundach otworzył oczy. Uśmiechnął się do mnie.
  - Hej Ross - odezwałam się.
  - Hej Lau. Jak się spało? - spytał.
  - Z tobą zawsze dobrze, ale nie przypomniam sobie, żebym z tobą zasypiała.
  - W ogóle coś pamiętasz?
  - Nie, kompletnie nic - odpowiedziałam, zaprzeczając ruchem głowy.
  - To żałuj, a może lepiej nie - zaśmiał się.
  - Coś zrobiłam?
  - Taaak i to bardzo dużo rzeczy - uśmiechnął się.
  - Co? Aż tak źle? - jęknęłam.
  - Może najpierw przyniosę ci jakieś tabletki i wodę, bo domyślam się, że cię boli głowa i chce ci się pić, co nie?
  - Tak, przyniesiesz mi te rzeczy?
  - Pewnie, poczekaj chwilę - odparł Ross, po czym wyszedł z łóżka, a potem z pokoju.
   Już się boję, co ja takiego wyprawiałam. Było aż tak źle? Na prawdę nie wiem, czego mam się spodziewać. Jeszcze nigdy tyle nie wypiłam. Dobrze, że mama i tata mnie nie widzieli w jakim byłam stanie. Normalnie z domu by mnie nie wypuścili. No trudno muszę poczekać aż przyjdzie Ross. Jednak jakoś długo nie wracał. Zaczyna mnie to dziwić.
   Po kilku minutach drzwi otworzyły się i zobaczyłam Rossa z tacą w rękach. Od razu na mojej twarzy zagościł duży uśmiech.
  - Już miałam do ciebie iść, bo tak długo nie wracałeś - odezwałam się. - Nie musiałeś robić dla mnie śniadania.
  - Tak wiem, ale chciałem. To taki mały początek, bo przecież jesteśmy razem - uśmiechnął się. Podszedł do łóżka i podał mi tacę, na której były gofry z bitą śmietaną i truskawkami oraz dwa kubki kakaa.
  - Nie spodziewałam się śniadania do łóżka. Zaskakujesz mnie - uśmiechnęłam się.
  - I nie przestanę. Zobaczysz też, że randki to mój konik.
  - Tak, domyślam się. W sumie to nie wiem, czego mam się spodziewać po tym jak zabrałeś mnie do stadniny.
  - Samych dobrych rzeczy - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam jego gest. - No, a teraz jedz, bo ci wystygnie - odparł i sam wziął jednego gofra. Zaczęliśmy jeść.
  - To teraz możesz mi powiedzieć, co ja wyprawiałam? - spytałam, gdy skończyliśmy, a ja dodatkowo połknęłam tabletkę na ból głowy.
  - Padniesz, jak to usłyszysz - zaśmiał się.
  - Ross, powiedz to w końcu.
  - Okay, tylko mówię, szykuj się.
  - Dobra, mów.
  - No więc jak już sporo wypiłaś, to ty, Vanessa, moje rodzeństwo, Ellington i jakieś tam pare innch osób, graliście w pokera na rozbieranie się.
  - Co? - przerwałam mu. - Jak to? - spytałam z lekką paniką w głosie.
  - No tak, rozebrałaś się do bielizny - odparł.
  - O Boże, już się boje, co będzie dalej - złapałam się za głowę.
  - Dalej? Tylko gorzej - zaśmiał się, a ja spiorunowałam go wzrokiem. - Potem już się nie rozbieraliście, ale robiliście jakieś zadania. Vanessa huśtała się na żyrandolu jak Miley Cyrus na kuli, Rydel tańczyła na stole, a ty tańczyłaś no na miotle, która zastępowała ci rurę.
  - Wiesz, chyba nie chcę, żebyś kończył - przerwałam mu. - Ja tak robiłam? - spytałam z niedowierzeniem.
  - Tak - przytaknął. - Gdy tańczyłaś, to podszedł do ciebie jakiś chłopak i chciał, żebyś poszła się z nim zabawić, ale ja na to nie pozwoliłem i przywaliłem mu w twarz - powiedział poważniejszym głosem.
  - Byłeś o mnie zazdrosny? - spytałam z uśmiechem na twarzy.
  - Tak i to bardzo. Normalnie się we mnie gotowało, gdy widziałem, jak kładzie ci rękę na plecach.
  - Wiesz, cieszy mnie to - odpowiedziałam.
  - Może skończę opowiadać, bo teraz będzie już o nas.
  - Okay, kończ, ale i tak się boję.
  - Po tym nazwałaś mnie Supermanem i... - przerwał i zaczął się śmiać.
  - I? No mów.
  - Przytoczę teraz twoje słowa. Chciałaś się seksić.
  - Co?! Ja tak powiedziałam? - spytałam i oblałam się rumieńcem.
  - Tak i nawet próbowałaś mnie do tego zmuszać. Jednak ja się nie dałem. W końcu udało mi się ciebie ogarnąć i poszłaś spać.
  - Serio ja tak robiłam? - spytałam z niedowierzeniem.
  - Tak - przytaknął.
  - Tak mi wstyd. Dobrze, że tego nie pamiętam. Nie mogę w to uwierzyć.
  - No wiesz będąc pijanym robi się różne rzeczy. Ty i tak nie pobijesz Rocky'ego i Ellingtona - uśmiechnął się.
  - Co oni robili?
  - A czego oni nie robili? Pomyśl, jacy oni są.
  - Domyślam się, że były to jakiesz szalone rzeczy.
  - Tak, dokładnie.
  - Jednak i tak nie mogę uwierzyć w to, co ja robiłam. Wstyd mi.
  - Nie no, ale wiesz, czasami po pijaku robi i mówi się rzeczy, o których tylko się myśli - uśmiechnął się.
  - Ja jeszcze nie zdążyłam pomyśleć o takich rzeczach. Jesteśmy razem tylko niecałe dwa dni - odpowiedziałam.
  - Ale co, nie chciałabyś?
  - No może kiedyś, ale na pewno nie teraz - odparłam i znów poczułam, że się rumienię. - A tobie podobało się, co ja robiłam, żeby cię do tego zmusić? - spytałam, a z twarzy znikł mu uśmiech.
  - No wiesz... - zająkał się.
  - Podobało ci się to? - spytałam zmysłowym głosem.
  - Może trochę.
  - A ja mogę to nawet teraz sparwdzić - odparłam i zaczęłam jeździć palcem po jego torsie. Co się ze mną dzieje? Ja tak nigdy nie robiłam. Boże, jak on na mnie działa. - Robiłam może coś takiego?
  - Eee... no tak - powiedział.
  - Czyli, że ci się to podoba? - nadal nie przestawałam mówić zmysłowym tonem. Widziałam jak w Rossie coś pęka. Po chwili rzucił się na mnie i znalazłam się pod nim.
  - Tak, podoba mi się to, okay? Mogłabyś tak nie robić? - spytał.
  - A czemu?
  - Bo wtedy nie mogę się powstrzymać, żeby cię nie pocałować - odparł, po czym wpił mi się w usta. Ja od razu odwzajemniłam pocałunek, po czym zaczęliśmy się namiętnie całować. Jak mi brakowało jego ust. Poczułam, że ręce Rossa przejechały po mojej talii i gładzą mnie po brzuchu, co mi się podobało. Ja włożyłam palce w jego włosy. Nasze pocałunki z każdą chwilą stawały się coraz namiętnijse i odważniejsze. W końcu Ross zaczął całować moją szyję. Ja cicho jęczałam. Zaraz, zaraz, co my robimy?
  - Ross? - odezwałam się.
  - Tak? - spytał, odrywając się od mojej szyi.
  - Co my robimy? Ja jeszcze nie jestem gotowa na coś więcej - powiedziałam, a on położył się na łóżku. Był zmieszany i to było bardzo widać.
  - Przepraszam cię, ale to wyszło jakoś tak samo z siebie - odparł.
  - Okay, rozumiem - przytaknęłam. - Ale podobało mi się - uśmiechnęłam się, a on spojrzał na mnie.
  - Tak?
  - No tak.
  - Wiesz, mi też - uśmiechnął się. - Nie musimy się z niczym spieszyć. Mi wystarczy samo całowanie ciebie.
  - Mi też, ale kiedyś możemy spróbować.
  - Dobrze - odparł.
  - Może zejdziemy już na dół? - spytałam.
  - Okay, ale od razu mówię, że widok cię zaskoczy.
  - Co tam się działo?
  - Jak jeszcze byłem z nimi to dużo, a potem jak poszliśmy do mnie, to już nie wiem. Zresztą sama zobaczysz - zaśmiał się Ross.
  - A tak w ogóle to gdzie są moje ubrania?
  - Gdzieś na dole, bo przecież graliście w pokera na rozbieranie.
  - Nadal nie mogę uwierzyć w to co ja wyprawiałam.
  - Nie no co ty, nie było aż tak źle - uśmiechnął się do mnie. - To idziemy?
  - Okay, a ty nie chcesz się ubrać?
  - Poczekaj, założę tylko spodnie i już - odparł, po czym zrobił tak.
   Wyszliśmy z jego pokoju. Trochę ciężko schodziło się po schodach, bo było na nich pare śpiących ludzi. Weszliśmy do salonu. Widok, który zobaczyłam totalnie mnie zamurował. Do sufitu były przyczepione dwie liny oraz miotła, na której pewnie tańczyłam. Wszędzie było pełno pustych butelek i puszek oraz rozdeptanych chipsów, a na kanapie była duża różowa plama. Potem znalazłam wzrokiem Vanessę, która spała na Rikerze. Chyba robi jej za poduszkę. Szybko zrobiłam im zdjęcie. Zachowam je na później. Może się przyda. Rydel spała na kanapie i przytulała patelnię, a Ellington był przyczepiony do ściany przyssawkami i chyba mu to nie przeszkadzało, bo spał w najlepsze. Jednak nigdzie nie widziałam Rocky'ego.
  - Ja nie wiem, co tu się działo - odezwałam się.
  - Widać dużo. Czy tylko ty nie widzisz Rocky'ego?
  - No właśnie też mnie to zastanwia.
  - Trzebaby ich obudzić - powiedział Ross.
  - Tak, ale jak? Może lepiej, żeby sami się obudzili? - spytałam i w tej samej chwili usłyszałam cichy jęk. Zauważyłam, że Rydel otworzyła oczy i od razu złapała się za głowę.
  - O Boże, moja głowa - jęknęła.
  - Hej, Rydel - odezwałam się, a ona spojrzała na mnie i zaraz też rozejrzała się po salonie i natychmiast zerwała się z kanapy.
  - O Boże, jak ten salon wygląda! - powiedziała.
  - No nie jest w dobrym stanie. Zresztą, co się dziwić po waszych odpałach - odparł Ross.
  - Nie pamiętam nic, ale chyba wolę nie wiedzieć, co ja robiłam. Jednak jedno chcę wiedzieć, dlaczego jestem tylko w staniku i majtkach? - spytała, wskazując na swoje ciało.
  - Tak się skałada, że graliście w rozbieranego pokera - odpowiedział Ross.
  - Aha, tylko tyle mi wystarczy wiedzieć. Lepiej nie mów nic więcej, bo się załamię. Teraz bądź tak łaskaw, Ross i przynieś mi wodę i tabletki na ból głowy. Zrób to dla twojej siostry.
  - Okay - odparł Ross i wyszedł z salonu.
  - Tobie nie przeszkadza ten cały błagan? - spytałam.
  - Niech tylko mnie przestanie trochę głowa boleć, a jak krzyknę, to wszyscy staną na nogi.
  - Tak na pewno, znam twój krzyk - zaśmiałam się.
  - A ty dlaczego jesteś w koszulce Rossa, co? - uśmiechnęła się.
  - Bo tak jak ty grałam w tego pokera. Zresztą muszę znaleźć moje ubrania.
  - To nie wiem, czy one będą w dobrym stanie.
   Po chwili w salonie pojawił się Ross z butelką wody i pudełeczkiem tabletek.
  - Proszę bardzo, tabletki i woda, raz - powiedział, a Rydel wzięła od niego te rzeczy.
  - Dzięki - uśmiechnęła się. Połknęła tabletkę, po czym wypiła całą buteleczkę wody. - Od razu lepiej.
  - No wiadomo, ale kac nadal jest - powiedziałam.
  - No niestety, ale skoro jest, to znaczy, że impreza była udana - odparła Rydel.
  - Tak, ale trzebaby obudzić wszystkich - odpowiedział Ross.
  - To się da załatwić - uśmiechnęła się blondynka, po czym wzięła głęboki wdech. Ocho, będzie krzyk! - Hej! Wstawać mi tu wszyscy w tej sekundzie! Już! Pobudka! Wstawać śpiochy w tej chwili! Now! - krzyczała na całe gardło, a wszyscy momentalnie stanęli na nogach, ale z wyjątkiem Ell'a, bo ten odczepił się od ściany i upadł na podłogę. Wow, to się nazywa krzyk, aż mnie boli głowa. - Ci, którzy tu nie mieszkają w tej chwili mają opuścić ten dom migusiem! - powiedziała, a wszyscy jak na zawołanie wyszli z domu.
  - Rydel, możesz się nie drzeć z samego rana? Głowa mi pęką - jęknął Ellington.
  - To mogłeś się obudzić wcześniej, to wtedy nie obudziły by cię moje krzyki - odpowiedziała Rydel.
  - Eee... Vanessa, może mogłabyś zejść ze mnie? - spytał Riker.
  - Już pewnie - odparła i wstała. - Jesteś wygodną poduszką.
  - Dzięki - uśmiechnął się Riker, po czym również znalazł się na nogach.
  - Okay, czyli, że już wszyscy wstali? - spytała Rydel.
  - Tak, ale nie widać nigdzie Rocky'ego - odparł Ross.
  - Nie pamięta nikt, gdzie on może być? - spytałam, a wszyscy zaprzeczyli głowami.
  - No to mamy problem. Trzeba go znaleźć - powiedził Riker.
  - Tak, ale ja napierw muszę ugasić moje pragnienie - odezwał się Ellington i wyszedł z salonu, a za nim Riker i Vanessa. W czasie, gdy oni nawadniali Saharę, ja i Rydel szukałyśmy swoich ubrań. Znalazłyśmy je, ale były całe brudne. Na pewno nie będę mogła ich założyć.
  - I w czym ja mam wrócić do domu? - powiedziałam.
  - Spokojnie, pożyczę tobie i Van coś, bo widzę, że jej ubrania są w takim samym stanie, co nasze - odpowiedziała Rydel.
  - Dzięki, Delly - uśmiechnęłam się.
  - Eee tam, nie ma za co.
   Po chwili w salonie pojawiła się reszta, więc zaczęliśmy poszukiwania Rocky'ego. Chodziliśmy po całym domu, a śladu po nim nie było. Powoli traciliśmy nadzieję, gdy nagle usłyszałam głośne chrapanie dobiegające z szafy na korytarzu.
  - Ej, ja coś słyszę! - powiedziałam i po chwili obok mnie stanęli wszyscy.
  - To Rocky, on zawsze chrapie, gdy jest pijany - odparła Rydel i otworzyła drzwi szafy. W środku znajdował się owinięty papierem toaletowym Rocky. Chyba robił za mumię. Rydel potrząsnęła jego ramieniem.
  - Rocky! Obudź się! - krzyknęła, a ten najwyraźniej się obudził, bo ruszył się, co nie skończyło się dla niego dobrze, bo upadł plackiem na podłodze.
  - Auć, to bolało - jęknął. - Eee... czy możecie zdjąć ze mnie ten papier, bo czuję się jak mumia.
    Chwilę później Rocky był już odwinięty. Potem każdy poszedł się ubrać. Ja i Van musiałyśmy pożyczyć coś od Rydel, która dała nam sukienki. Gdy wszyscy byliśmy już gotowi, zjedliśmy śniadanie.
  - No to teraz przydałoby się posprzątać ten bałagan - powiedziała Rydel.
  - Nie będzie to łatwe. Szczególnie zmycie tej wielkiej różowej palmy z kanapy - odparł Riker.
  - Dlatego musimy zakasać rękawy i brać się do pracy.
  - My też wam pomożemy - odezwała się Vanessa, a ja przytaknęłam głową.
  - Nie no co wy. Wy jesteście naszymi gośćmi.
  - Oj tam, ale przecież byłyśmy na tej imprezie, więc teraz musimy wam pomóc w sprzątaniu - odparłam.
  - Okay, skoro chcecie - powiedziała Rydel.
    Wszyscy wzięliśmy się do pracy. Nie było łatwo doprowadzić tego domu do stanu w jakim był przed imprezą, ale po prawie dwóch godzinach pracy, nam się to udało. Wszyscy byliśmy trochę zmęczeni, ale po takiej pracy, to nie trzeba się tego było dziwić.
  - No to my chyba będziemy się już zbierać - odezwałam się.
  - Jak chcecie to jeszcze nie musicie iść - powiedziała Rydel.
  - Myślę, że powinnyśmy już wrócić do domu - odparła Vanessa.
  - Skoro musicie iść, to idźcie, ale my was nie zatrzymujemy - odezwał się Riker.
   Wyszliśmy na korytarz. Tam Ross przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Na chwilę zapomnieliśmy o całym świecie i zatracaliśmy się w swoich pocałunkach.
  - No to pa Lau - powiedział Ross, gdy się od siebie oderwaliśmy.
  - Pa Ross - odparłam, po czym odsunęłam się od niego.
  - Pa wszyskim - powiedziałyśmy ja i Vanessa.
  - Pa dziewczyny - odpowiedzieli, po czym wyszłyśmy z ich domu.
 ~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
  Żyję i wracam już na tego bloga. Jestem już po testach, więc w szkole mam już trochę luzu. W sumie to już mało mam na zadanie, więc się cieszę. Jeszcze tylko te dwa miesiące i wakacje! Cieszę się z ich powodu, ale jednocześne boję się ich końca, bo idę do liceum.
  Podoba wam się choć trochę ten rozdział? Ja uważam, że jest nudny i nic się w nim ciekawego nie dzieje. W sumie to nie miałam weny na ten rozdział. Następny będzie już lepszy. Przy okazji jeszcze raz zapraszam na mojego nowego bloga: http://fire-and-water-raura.blogspot.com/
 Do napisania!!!

Ps. Jest tu ktoś jeszcze? Jeśli tak, to dajcie o sobie znać w komentarzu.



piątek, 29 kwietnia 2016

NOWY BLOG!

Zapraszam was na mojego nowego bloga!
http://fire-and-water-raura.blogspot.com/
Czeka już tam na was prolog i zakładki, w których dużo się dowiecie.

Jeśli chodzi o tego bloga, to już jutro oficjalnie go odwieszam. Mam już napisany rozdział, więc czekajcie.

Ps. Może zauważyłyście, ale zminiłam nick na Milky Way z Emi Delly R5er.

sobota, 9 kwietnia 2016

WAŻNA NOTKA!!!

To była dla mnie trochę ciężka decyzja i ją dokładnie przemyślałam. Chodzi mi o to, że zawieszam bloga. Nie martwcie się, bo to będzie krótka zawieszka. Taka dwu-trzy tygodniowa. Po prostu już za tydzień mam testy gimnazjalne i przez ten tydzień chcę się skupić na takich mini powtórkach. Po prostu będą to dla mnie bardzo stresujące trzy dni i nie będę miała siły ani chęci myśleć o blogu. Także przepraszam was bardzo.:(
Zresztą poczułam, że trochę się wypaliłam z tej historii. Jakoś mi się nie podoba, to co ostatnio piszę. Chyba straciłam wenę na tego bloga. Nawet nie mogłam napisać kolejnego rozdziału. Jak coś napisałam, to zaraz mi się to nie podobało i wszystko usuwałam. Jednak spokojnie, bo skończę tego bloga. Jak się coś zaczyna, to się potem kończy. Zresztą nie chciałabym zostawić tej historii niedokończonej. To nawet nie w moim stylu, bo lubię wszystko doprowadzać do końca. Po tej przerwie wrócę do was (mam nadzieję) pełna sił i weny na tego bloga. Jednak, gdy wrócę, to spodziewajcie się małej niespodzianki. Nie zdradzę jej. Dobra zdradzę wam ją. :) Po tej mojej przerwie nie tylko powrócę na tego bloga, ale zacznę nowego! Kto się cieszy? Mam już wszystko mniej więcej obmyślone jeśli chodzi o fabułę i najbliższe rozdziały. Historia będzie moim zdaniem bardzo ciekawa. Będzie fantastyka, czyli coś innego w moim wykonaniu. :) Także czekajcie na linka do nowego bloga.
Jeszcze raz was bardzo przepraszam za zawieszkę, ale powrócę z nowym blogiem, więc myślę, że się na mnie nie obrazicie.
Także do napisania i czekajta na linka! :)
(Mam nadzieję, że przez ten czas mnie nie opuścicie)

sobota, 2 kwietnia 2016

Rozdział 35

"Come on get loud, loud! Let it out. Show me everything hat you've got." ~ "Dalej, bądźmy głośno, głośno! Wyrzućmy to z siebie. Pokaż mi wszystko co masz." - Loud

~Los Angeles, 09.08.2015r.~
                                                             ★Narrator★

      Laura, Vanessa i Rydel już od trzech godzin chodziły po mieście. Były na zakupach, w SPA i w pizzeri. Wszystko to było potrzebne, żeby odciągnąć Rydel jak najdalej od domu, który przygotowują chłopaki na jej imprezę urodzinową. Wszystko ustalili wcześniej i teraz tylko musieli to zrealizować. Siostry miały nadzieję, że dom będzie jakoś w miarę dobrze wyglądał. Miały pewne wątpliwości, ale chłopaki stwierdzili, że one nie muszą się o nic martwić i sobie ze wszystkim poradzą. Pozwoliły im udekorwać dom, ale wszystko, co mieli zrobić wypisały w punktach. Jednak mogli dodać coś od siebie byle miało to ręce i nogi. Także powoli zbliżała się godzina, że mogły już wrócić do domu. Trzy godzinne chodzenie po sklepach dawało się każdej we znaki. Jednak nie mogły wrócić zanim Laura albo Vanessa nie dostaną SMS'a, że wszystko jest już gotowe.
  - Dziewczyny, może wrócimy już do domu? Nogi mi już odpadają od tego chodzenia - powiedziała Rydel.
  - Jeszcze nie musimy iść. Może pójdziemy jeszcze na lody albo gofry? - zaproponowała Vanessa.
  - Po zjedzeniu pizzy nie mam już siły na coś więcej. Wracajmy już do domu - odparła Rydel.
      Laura i Vanessa spojrzały na siebie wymownie. Musiały coś wymyślić, żeby trzymać przyjaciółkę zdala od domu. Już nie wiedziały, co mają robić, bo same miały już dość ciągłego chodzenia.
  - Posiedźmy sobie jeszcze chwilę w tej pizzeri. Nogi mnie bolą i muszę trochę odpocząć - powiedziała Laura. Nagle jej kieszeń zaczęła wibrować. Wyciągnęła telefon i odczytała wiadomość od Rossa: Dom już gotowy. Możecie przyjść. Laura odetchnęła z ulgą. Schowała telefon z powrotem do kieszeni i spojrzała na Vanessę, po czym lekko kiwnęła głową. Van zrozumiała, bo przytaknęła oczami.
  - W sumie, to już sobie odpoczęłyśmy tutaj, więc możemy wracać - odezwała się Van.
  - Okay, no to chodźmy - odpowiedziała Laura i wszystkie wstały. Zapłaciły za pizzę, po czym wyszły z lokalu. Złapały taksówkę i odjechały. Vanessa napisała do Rikera: Jedziemy już do was. Szykujcie się.
  - Możemy pójść do was? Nie chce nam się jeszcze wracać do domu - powiedziała Laura.
  - Okay, wy zawsze możecie do nas wpaść. Zresztą Ross i Riker na pewno się ucieszą - odparła Rydel, a siostry uśmiechnęły się.
  - Teraz ty musisz znaleźć chłopaka - odezwała się Vanessa.
  - Ja? Ja żyję w domu z czterema chłopakami i wykonuję większość domowych obowiązków, jak w tym wszystkim mam znaleźć chłopaka?
  - Wiesz, on może być bliżej niż myślisz - uśmiechnęła się Laura.
  - Masz kogoś na myśli?
  - Tak, na przykład Ellingtona. Świetnie się ze sobą dogadujecie i wspieracie. Przez tyle lat nie poczułaś do niego czegoś?
  - My jesteśmy świetnymi przyjaciółmi i dobrze mi z nim w takiej relacji. Fakt, że nie potrafię potraktować go jak brata, ale nie wiem czy umiałabym spojrzeć na niego inaczej niż na przyjaciela.
  - Szkoda, bo byłaby z was ładna para - odparła Van.
  - Dziewczyny, skończcie ten temat. Co ja co, ale moje relacje z Ellingtonem są bardzo przyjacielskie, nie to co było na przykład w twoim przypadku Laura.
  - To fakt, moje stosunki z Rossem nie były za bardzo przyjacielskie. Dopiero teraz potrafię to potwierdzić. Zresztą lepiej późno niż wcale.
  - No w sumie tak - odpowiedziała Rydel.
      Potem zaczęły rozmawiać na inne tematy i nim się obejrzały, taksówka zatrzymała się pod domem blondynki. Zapłaciły, po czym wysiadły z samochodu. Weszły do domu, ale siostry szły przed Rydel. Gdy znalazły się w salonie, w którym było ciemno, szybko schowały się za ścianą.
  - Dziewczyny, gdzie wy jesteście? I dlaczego tu jest tak ciemno? - spytała Rydel, po czym zapaliła światło.
  - Niespodzianka! - krzyknęli wszyscy, wyskakując zza różnych rzeczy.
  - Wszystkiego najlepszego, Rydel! - powiedzieli jej najbliżsi, a na twarzy jubilatki zagościł ogromny uśmiech. Rozejrzała się po salonie, który był udekorowany balonami, a przez środek był napis: Wszystkiego najlepszego!
  - Dziękuję wam waszystkim - odparła, po czym przytuliła każdego. - Nie musieliście niczego organizować. To tylko kolejne urodziny.
  - Ale i tak postanowiliśmy zrobić ci niespodziankę - odezwał się Ellington.
  - No to teraz pora na prezenty! - powiedział Rocky.
  - Nie musieliście niczego mi kupować. Zresztą przez te zakupy mam wiele rzeczy - zaśmiała się blondynka. Riker podszedł do niej i dał jej małe pudełko.
  - Ten prezent jest od nas wszystkich. Ciesz się, że masz takie rodzeństwo i przyjaciela - powiedział, a Rydel otworzyła pudełko, w którym były kluczyki do auta.
  - Czy wy kupiliście mi samochód? - spytała z niedowierzeniem.
  - Tak - odparli chłopaki.
  - O Boże, dziękuję wam - powiedziała uradowana blondynka, po czym wyściskała każdego po kolei.
  - Chodź zobaczyć swoją furę - odezwał się Rocky. Wyszli na zewnątrz, a Ross otworzył garaż, w którym stał samochód marki Alfa Romeo Giulietta.
  - Jest cudowny! Nie wiem jak mogę się wam odwdzięczyć. To na prawdę wspaniały prezent. Dziękuję wam i to bardzo - odparła Rydel i znów uściskała chłopaków. Potem weszli z powrotem do środka.
  - No to teraz pora na nasze prezenty - odezwała się Laura.
  - Chociaż samochodu nie przebijemy - zaśmiała się Vanessa.
  - Wszystkiego najlpeszego, Delly - powiedziała Laura i dała jubilatce pudełeczko, które Rydel zaraz otworzyła. Zobaczyła w nim logo R5, które było wykonane z różowych kamieni jubilerskich i zawieszone na złotym łańcuszku.
  - Jest cudowny. Dziękuję, Lau - powiedziała, po czym przytuliła brunetkę. - Pewnie musiał cię dużo kosztować.
  - Oj tam, oj tam - machnęła ręką Laura.
  - No to teraz pora na mój prezent. Wszystkiego najlepszego, Rydel - powiedziała Vanessa i wręczyła blondynce pudełeczko.
  - Czyżby znowu jakaś biżuteria?
  - Jak otworzysz, to się przekonasz - uśmiechnęła się Van. Rydel otworzyła pudełko. W środku była złota bransoletka z jej imieniem, które było wysadzane różowymi kamieniami.
  - Piękna bransoletka. Będzie pasowała mi do naszyjnika. Dziękuję Van - odpowiedziała blondynka i uściskała Vanessę.
      Po chwili do salonu wszedł Ross z dużym różowym tortem. Na wierzchu było zdjęcie Rydel. Wszyscy zaśpiewali głośne Sto lat, po czym jubilatka zdmuchnęła świeczki i pomyślała przy tym życzenie: Żebym w końcu spotkała miłość swojego życia. Potem każdy dostał kawałek tortu.
  - Skoro prezenty i tort już były, to teraz pora na imprezę! - krzyknął Rocky, włączając muzykę. Od razu na środku salonu pojawiło się kilka tańczących par.
      Było trochę sporo ludzi, bo Rocky z Ellingtonem mieli się zająć tą sprawą i pozapraszali połowę kontaktów ze swoich telefonów, więc na brak osób nie narzekali. Zresztą połowa nie przyszła, co było na rękę chłopakom, bo nie pomieściliby takiej liczby gości. Muzyka grała, alkohol również zaczął się lać. Paroma słowami: impreza nabierała tempa z każdą chwilą. Jednak na jakieś odpadły trzeba było poczekać dopóki większość osób poczuła procenty. Tylko Ross nie pił, bo dopiero co wyszedł ze szpitala i mogłoby się to dla niego nie za dobrze skończyć. Także on był od przyworzenia alkoholu, a ten szybko schodził.
      Po jakiś dwóch godzinach każdy był już nieco podpity. W domu Lynchów zaczynały dziać się nietypowe rzeczy. Rocky i Ellington znaleźli w garażu stare sanki i zjeżdżali nimi po schodach. O dziwo nic im się nie stało, a nie było to bezpieczne. W czasie, gdy oni narażali się na kontuzje, Riker, Vanessa, Rydel, Laura i jakieś pare osób grali w pokera. Osoba, która miała najsłabsze karty, musiała albo ściągnąć jakąś część swojego ubrania albo zrobić głupie zadanie. Także wszczyscy w końcu byli w samej bieliźnie i nadal nie przestawali grać. Teraz leciały same zdania. Dziewczyny miały najsłabsze karty, więc musiały coś zrobić. Rydel weszła na stół i tańczyła, a Vanessa udawała Miley Cyrus, ale zamiast huśtać się na kuli, robiła to na żyrandolu. O dziwo okazał się wytrzynały, bo nie spadł. Natomiost Laura tańczyła na ,,rurze", a dokładniej na miotle przyczepionej do sufitu. Jak to się stało? Tego chyba nie wie nikt. Także dziewczyny robiły niezłe show i już po paru minutach patrzyło na nie wielu chłopaków. Jakiś brunet podszedł do Laury.
  - Hej, mała. Może się zabawimy? - spytał zmysłowym głosem, kładać rękę na jej plecach. Nie otrzymał odpowiedzi, bo po chwili dostał mocno w twarz. Uderzył go Ross, który cały czas przyglądał się Laurze i nie mógł uwierzyć w to, co ona robi. Jednak, gdy zobaczył, że jakiś chłopak do niej podchodzi, nie wytrzymał.
  - Zostaw ją - warknął Ross.
  - Bo co? Byłem pierwszy, więc nie obchodzi mnie, że ty też masz na nią ochotę.
  - Nie dotykaj jej, bo to jest moja dziewczna.
  - Chciałbyś - odparł brunet i po chwili znów dostał w twarz. Tym razem mocniej i aż upadł. Głównie spowodował to wpływ alkoholu na niego.
  - Chodź, Laura - powiedział Ross i pociągnął brunetkę za rękę.
  - Jesteś moim bohaterem. Tak jak Spider-Man, albo Superman - odparła Laura, przytulałąc się do niego.
  - Laura, jesteś kopletnie pijana.
  - Nie prawda. Tylko troszeczką wypiłam. O tyle - pokazała na palcach.
  - Tyle co pokazujesz to na pewno nie.
  - Chodź Ross potańczyć. Bawmy się! - powiedziała i odsunęła się od niego. Zaczęła robić dziwne ruchy, bo tańcem raczej nie można było tego nazwać.
  - Przestań już tańczyć. Jesteś pijana. Chodź stąd, Lau - odparł Ross i pociągnął ją za rękę w stronę schodów. Laurze trochę ciężko się po nich wchodziło, ale dała radę.
  - Gdzie ty mnie prowadzisz? Czy to są drzwi do Narni? - spytała, gdy stanęli przed pokojem blondyna.
  - Raczej nie. Idziemy do mojego pokoju - odparł i otworzył drzwi.
  - O będziemy się seksić? - zapytała, a Rossowi prawie oczy nie wyszły ze zdziwienia.
  - Nie, nie będziemy.
  - Ale dlaczego? Ja chcę! - powiedziała jak mała dziewczynka, która nie dostała zabawki. Dodatkowo tupnęła nogą.
  - Nie. Koniec i kropka - odparł stanowczym głosem Ross.
  - No to co będziemy robić?
  - Pójdzisz spać, Laura.
  - Ale mi się nie chce. Ja chcę się bawić do białego rana - powiedziała radośnie.
  - Nie. Idziesz spać. Bez dyskusji - odparł twardym tonem.
  - Dobrze, ale jak ty będziesz spał ze mną.
  - Okay, niech ci będzie - odpowiedział Ross. Podszedł do szafy, wyciągnął z niej koszulkę, po czym dał ją Laurze. - Ubierz się i nie dyskutuj nawet.
  - Okay - odparła Laura i założyła ją. Rossowi trochę ulżyło, bo co jak co, ale spanie z pół nagą Laurą byłoby dla niego zbyt trudne. I tak prawie co chwilę wodził po niej wzrokiem, bo w końcu było na co popatrzeć, no i był też facetem.
  - To ja jeszcze pójdę się umyć i za chwilę przyjdę - powiedział.
  - Nie idź, nie zostawiaj mnie samej - odpowiedziała proszącym tonem Laura.
  - Dobra, niech ci będzie - odparł. Laura położyła się, a Ross natomiast ściągnął spodnie, zostając w bokserkach. Zmienił jeszcze koszulkę do spania. Zawsze śpi bez, ale nie wiedział, jak będzie się zachowywać pijana Laura. Zamknął drzwi na klucz, żeby nikt nie wszedł, po czym poszedł do łóżka.
  - Dlaczego masz koszulkę? Kiedyś spałeś bez - odezwała się Laura.
  - Zmieniłem to - odpowiedział.
  - A ściągniesz ją? - poprosiła.
  - Nie - powiedział stanowczo. Nim się zorientował, Laura siedziała na jego brzuchu i gładziła rękami jego klatkę. Ross nie miał pojęcia do czego ona zmierza, ale wiedział, że musi coś zrobić. - Laura, co ty robisz?
  - Ja? Nic - odparła, nadal nie przestając jeździć rękami po jego torsie.
  - Nie rób tak.
  - A czemu? Nie podoba ci się? - spytała. Podoba i to bardzo. - powiedział w myślach.
  - Lau, zejdź ze mnie - odpowiedział.
  - Ale ja chcę się z tobą seksić! Jak mam cię do tego przekonać?
  - Nie przekonasz mnie. Masz iść spać - powiedział twardym tonem.
  - O! Już wiem! - odparła uradowana i chwyciła za rozpięcie od stanika. Ross wybałuszył oczy i przełknął ślinę. Musiał coś zrobić, żeby ją powstrzymać. Nie zastanawiając się długo, szybko chwycił ją za nadgarstki i obrócił, tak że znalazła się pod nim. Spojrzeli sobie w oczy, a Laura lekko podniosła głowę i pocałowała Rossa. On jednak się odsunął.
  - Czemu nie chcesz? - spytała.
  - Bo jesteś pijana. Wolałbym, żebyś coś pamiętała, a rano pewnie o wszystkim zapomnisz. Tak nawet będzie dla ciebie najlepiej. Teraz już nic nie kombinuj i idź spać - odparł i położył się na plecach.
  - Okay, szkoda, że zmarnowałeś taką okazję - powiedziała, po czym odwróciła się na bok, tak że była tyłem do niego. Ross odetchnął głęboko. Jakoś udało mu się i Laura ochłonęła. Bał się do czego ona może być zdolna. Jednak zastanawiał się, czy jeśli byłby również pijany, to zrobiliby to? Sam nie był tego pewny. Już nie mógł się doczekać jej reakcji rano. Oj, będzie zabawnie - pomyślał, po czym odwrócił się na bok i próbował zasnąć, co nie było łatwe, bo muzyka nadal głośno grała.
      W tym samym czasie zabawa zaczynała powoli się kończyć, bo wiele osób zaliczyło już zgony lub spało. Jednak rodzeństwo i Ellington jeszcze się trzymali. Ich pomysły były coraz gorsze. Ellington przywiązał do sufitu dwie liny, na których się bujał. Na rękach i nogach miał jeszcze przyssawki.
  - Patrzcie! Jestem Spider-Manem! - krzyczał.
      Rocky natomiast robił za tego złego. Był cały owinięty papierem toaletowym, a na głowie miał mopa. Jego bronią były puste rolki, którymi rzucał w Ellingtona. Zakładniczką Rocky'ego była Rydel, przywiązana do nogi od stołu. Ell w końcu uratował ją, a ,,mumię" wsadził do szafy, która robiła za sarkofag. Jednak Rydel nie była zadowolona z ratunku, bo była wściekła, że chłopaki przywiązali ją do nogi od stołu i zaczęła gonić Ratliffa z patelnią. Przez przypadek potrącili Vanessę, która i tak już ledwo trzymała się na nogach i upadła. Ułożyła się wygodnie na podłodze i zasnęła. Zobaczył to Riker i szybko do niej podbiegł.
  - Nie, Van, nie umieraj. Nie zostawiaj mnie - powiedział. - Wiem, co może cię uratować - odparł, po czym pocałował ją. Jednak nie takiej reakcji się spodziewał, bowiem dostał z liścia w twarz. - Za co? - jęknął.
  - To ty Riker? Myślałam, że to jakiś gwałciciel. Przepraszam cię. Wybaczysz mi? - powiedziała Vanessa.
  - Pocałuj tam gdzie mnie uderzyłaś, a pogadamy - uśmiechnął się, a Van pocałowała go w policzek.
      Chwilę później Riker dostał patelnią w głowę, bo Rydel źle się zamachnęła na Ellingtona i padł na ziemię. Vanessa stwierdziła, że będzie z niego dobra poduszka i położyła się na jego torsie, po czym zasnęła. Ellington był już zmęczony uciekaniem. Nagle przypomniał sobie, że ma przyssawki, więc wszedł na ścianę, a tam Rydel nie mogła go dopaść. Blondynka również była już zmęczona bieganiem, więc położyła się na kanapie i usnęła. Cała impreza zaczynała się kończyć. Tylko nieliczni byli jeszcze przytomni i coś robili. Jednak w końcu wszystko ucichło. Rano rodzeństwo zdecydowanie nie będzie zadowolone ze stanu, w jakim jest dom.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Przeczytaliście ten beznadziejny rodział? Jeśli tak to brawo, że wytrzymaliście do końca. Ten rozdział jest do niczego, w ogóle mi nie wyszedł. Jakoś nie miałam weny, ani chęci na niego, więc nawet, gdybym miała go dodać później i tak byłby okropny. Przepraszam was za ten nieudany rozdział. Zrozumiem, jeśli napiszecie, że jest do dupy. Nie obrażę się.
Do napisania!!!

Proszę komentujcie! To mnie motywuje. :)