środa, 21 grudnia 2016

Rozdział 44

Proszę, niech każdy kto czytał tego bloga, przeczyta notkę pod rozdziałem.

"Baby I'd give ii all up up, I'd give it all up, if I can't be with you." ~ "Kochanie, oddałbym wszystko, oddałbym to wszystko, jeśli nie mogę być z tobą." - If I Can't Be With You

~Los Angeles - Las Vegas, 24.08.2015 r.~
★Ross★

  Już dziś minie trzeci dzień odkąd Laura została porwana. Czasu zostało niewiele, bo tylko 17 godzin. Policja szuka i jak na razie nie wiedzą, gdzie ona może być. Próbowali namierzyć telefon i numer, z którego dzwonili do mnie i do rodziców Laury, ale nie mogli tego zrobić, bo prawdopodobnie został on zniszczony i to tak, żeby nie było z nim żadnej łączności. Policja przeszukała całe Los Angeles, ale najmniejszy ślad po Laurze zaginął. Wszyscy odchodzimy od zmysłów i próbujemy wpaść na jakiś trop. Ja ledwo co potrafię się zdrzemnąć. Cały czas myślę o Laurze. Gdzie ona może być? Co oni z nią zrobili lub co zamierzają? Co jeśli ona już nie żyje? Te pytania co chwilę przelatują przez moją głowę i nie dają mi spokoju. Z każdą godziną tracę nadzieję na odnalezienie jej.
  - Ross! Ross, słyszysz, co do ciebie mówię? - Usłyszałem głos Rydel. No tak siedzę w kuchni przy stole ze wzrokiem wbitym w blat i w ogóle nie kontaktuję ze światem.
  - Co? - odezwałem się.
  - Ross, gdzie ty byłeś, jak zniknąłeś kiedyś na dwa dni? - spytała.
  - W Las Vegas - odpowiedziałem, po namyśle. Byłam tak kiedyś, bo Romwellowie chcieli obrabować tamtejszy bank i nie udało im się. Nagle w głowie coś mi zaświtało. - Las Vegas! Tam mogą przetrzymywać Laurę! - krzyknąłem.
  - A znasz tam jakieś miejsce? - zapytał Riker.
  - Tak, mniej więcej wiem, gdzie była ich baza.
  - No to na co jeszcze czekasz? Dzwoń na policję, bo trzeba tam jechać. Zostało już nam mało czasu - powiedziała Rydel.
  Poderwałem się z krzesła i wyszedłem z kuchni do salonu, żeby mieć trochę prywatności. Wybrałem numer do Davida Browna - policjanta, który na moim przesłuchaniu po pierwszym porwananiu Laury, mnie zrozumiał. Teraz mam z nim stały kontakt i na bieżąco informuje mnie o tym, w jakim kierunku zmierzają poszukiwania. Policjant odebrał od razu.
  - Dzień dobry, Ross. Po co dzwonisz? - spytał.
  - Dzień dobry. Wpadłem na pewien trop - odpowiedziałem.
  - No to zamieniam się w słuch.
  - Przypomniało mi się, że jak Romwellowie jeszcze mnie wykorzystywali do swoich planów, to raz byłem w Las Vegas. Mniej więcej wiem, gdzie jest ich kryjówka. Jeśli los nam sprzyja, to tam może być Laura.
  - To może być dobry trop. Pojedziemy tam, bo nie zostało nam dużo czasu. Przyjdź na komisariat jak najszybciej. Będziesz nam potrzebny.
  - Dobrze, będę za 10 minut. Do widzenia.
  - Do zobaczenia - odparł policjant, po czym rozłączył się.
  Poszedłem do kuchni i oznajmiłem rodzeństwu, że wychodzę i jadę do Vegas. Szybko wyszedłem z domu i wsiadłem do mojego samochodu, po czym pojechałem na komisariat. Na miejscu byłem po 15 minutach, bo były małe korki. Wszedłem do środka budynku. W głównym pomieszczeniu już czekał na mnie pan Brown.
  - Ross, dobrze, że już jesteś. Mamy dobre wieści, a twoja teoria okazała się słuszna - powiedział.
  - Jak to? Dowiedzieliście się czegoś? - spytałem.
  - Tak, namierzyliśmy telefon, z którego dzwonili Romwellowie. Widocznie nie uszkodzili go tak bardzo. Podejdź tutaj - odpowiedział i wskazał głową na komputer, przed którym siedział inny policjant. Podszedłem do nich i spojrzałem na ekran. - Rzeczywiście są oni w Las Vegas, ale nie wiadomo, gdzie konkretnie, bo telefon mogli wyrzucić gdziekolwiek. Jednak istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że oni tam są. Pojedziemy tam, a ty z nami, ponieważ wiesz, gdzie jest ich kryjówka.
  - Byłem tam już z trzy miesięce temu, więc nie wiem, czy będę coś pamiętał - odparłem.
  - Ale chcesz znaleźć Laurę, prawda?
  - Niczego innego nie pragnę - potwierdziłem.
  - To w takim razie musisz wysilić swoją pamięć i przypomnieć sobie, gdzie i jak wyglądała ich kryjówka.
  - Może, jak już tam będziemy, to coś sobie przypomnę. Na tą chwilę raczej nic nie pamiętam.
  - No to w takim razie jedziemy. Nie zostało nam dużo czasu. Raptem 17 godzin - powiedział komendant policji.
  Obok mnie i pana Browna stanęło jeszcze czterech policjantów.
  - A ty, Ross, tym razem założysz kamizelkę kuloodporną. Po twoim ostatnim wypadku lepiej być ostrożniejszym - powiedział komendant. - David, przynieś mu ją - rozkazał, a pan Brown gdzieś poszedł. Po chwili wrócił z wspomnianą rzeczą, którą założyłem pod bluzę.
  - Teraz jesteś bezpieczny - odparł pan Brown.
  - Jeśli odkryjecie coś jeszcze, to dajcie znać - zakomenderował komendant, po czym wyszliśmy z budynku.
  Ja musiałem jechać z komendantem oraz panem Brownem jednym samochodem, a za nami były jeszcze dwa. Po chwili ruszyliśmy. Do Vegas dojechaliśmy po czterech godzinach. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Ciągle myślałem o Laurze. Czy jej się coś stało? Czy nadal w ogóle żyje? Czy ją tam znajdę? Te pytania co chwilę przelatywały przez moje myśli.
  - Teraz się skup, Ross i przypomnij sobie, gdzie jest ich baza - powiedział komendant.
  - Dobrze, postaram się - odparłem i zacząłem rozglądać się po mieście.
  - Jedźmy tam, gdzie namierzyliśmy telefon - rozkazał komendant.
  Cały czas patrzyłem na wszystko, co mijamy, żeby choć odrobinę sobie przypomnieć. Jednak na razie nie kojarzę nic.
  - Gdzieś tu został namierzony telefon. Poznajesz coś, Ross? - spytał  pan Brown.
  Nagle minęliśmy budynek, w którym byłem. Przypomniałem go sobie jakby to było wczoraj, a nie kilka miesięcy temu.
  - To ten szary budynek - powiedziałem, a pan Brown zatrzymał się niedaleko niego.
  - Coś takiego. To tutaj został namierzony telefon. Albo oni nie pomyśleli albo zrobili to celowo, żebyśmy wpadli w pułapkę - odparł komendant. - Musimy sprawdzić ten budynek. - Wziął do ręki krótkofalówkę. - Do wszystkich jednostek. Wchodzimy do szarego budynku. Dwójka zostaje przed, gdyby uciekli.
  - Ja też mogę tam iść? - spytałem.
  - Jeśli chcesz, to możesz, ale weź to - powiedział komendant, podając mi pistolet. - Użyj go w razie konieczności, ale nie zrób nikomu większej krzywdy, dobrze?
  - Dobrze - przytaknąłem, biorąc broń.
  - Schowaj go na razie - odezwał się pan Brown, a ja wsunąłem pistolet za pasek spodni, chowając go jednocześnie pod bluzą.
  - Wkraczamy do akcji - rozkazał komendant, po czym wyszliśmy z samochodu.
  Weszliśmy do budynku, a ja już dokładnie pamiętałem to miejsce.
  - Rozdzielmy się - powiedział szef.
  Poszedłem na górę, bo pamiętam, że jest tam pokój z materacem, na którym spałem. Po cichu poszedłem do drzwi, aż nagle usłyszałem jakieś głosy. Przyłożyłem ucho do drzwi.
  - Ej, spokojnie, przecież ja ci nic złego nie zrobię - powiedział mężczyzna, ale nie był do głos Johna ani Josha.
  - Zostaw mnie! - krzyknęła Laura.
  Laura! Ona tam jest! Żyje! Ale jest tam też jakiś mężczyzna. Co on z nią robi? Nagle przez myśl przeszła mi zła myśl. Nagle zobaczyłem obok siebie pana Browna.
  - Tam jest Laura - szepnąłem. - Jest tam też mężczyzna - dodałem, a policjant naładował broń.
  - Wchodzimy tam. Ja idę pierwszy - powiedział, po czym chwycił za klamkę, a drzwi otworzyły się. Zobaczyłem Laurę, która leżała na materacu, a nad nią był jakiś facet. Zacisnąłem dłonie w pięść. Zabije go, jeśli ją tknął.
  - Ręce do góry, jesteś aresztowany! - powiedział policjant, a mężczyzna poderwał się na nogi jak poparzony.
 Spojrzałem na Laurę, która uśmiechnęła się lekko do mnie, a ja odwzajemniłem jej gest.
  - Ręce do góry! - krzyknął pan Brown, a ten powoli to zrobił. Nagle jednak ruszył przed siebie, aby uciec, ale ja zagrodziłem mu drogę i dodatkowo przywaliłem mocno w twarz pięścią, a on zachwiał się. Jego chwilową nieuwagę wykorzytasł policjant, szybko podchodząc do niego i przyciskając go do ściany. Zakuł go w kajdanki, a mężczyzna zaklął po nosem.
  - Ja się już nim zajmę, ty idź do Laury - powiedział pan Brown, a ja tylko przytaknąłem głową.
  Podszedłem do Laury i zauważyłem, że płakała i była przerażona.
  - Spokojnie, Lau. Już ci nic nie grozi. Jestem przy tobie - powiedziałem troskliwym głosem.
  Pomogłem się jej podnieść, po czym uwolniłem ją z więzów i przytuliłem ją mocno. Laura wtuliła się we mnie i płakała. Ja głaskałem ją po włosach i uciszałem. Ona jednak nie uspokajała się, co mnie niepokoiło. Odsunąłem ją trochę od siebie.
  - Lau, czy on ci coś zrobił? - spytałem, patrząc w jej zapłakane i pełne cierpienia oczy.
  Laura spuściła wzrok i nic nie powiedziała, ale za to bardziej się rozpłakała.
  - Laura, on ci coś zrobił, tak? Proszę powiedz coś - odparłem z niepokojem.
  - Tak - odezwała się cicho.
  - Co takiego? - spytałem.
  Laura tylko spojrzała na mnie z ogromnym smutkiem i bólem. Nie musiała już nic mówić, bo już wiem, co ten koleś jej zrobił.
  Zacinąłem mocno pięści ze złości, która w sekundę się we mnie zagotowała.
  - Zabiję, gnoja! - syknąłem z wściekłością. - Jak on śmiał cię tknąć?! Już ja myślę, że dostanie spory wyrok.
  We mnie dosłownie się gotowało, ale gdy spojrzałem na płaczącą Laurę, uspokoiłem się trochę. Znowu ją przytuliłem.
  - Wszystko się ułoży, zobaczysz. Jakoś przez to przebrniemy. Nie zostawię cię z tym samą. Cały czas będę cię wspierał. Będzie dobrze - mówiłem łagodnym głosem, kołysząc ją w ramionach.
  - Czuję się teraz taka brudna. Nie wiem, czy zdołam o tym zapomnieć - powiedziała.
  - Razem coś wymyślimy i zapomnisz o tym - odparłem, patrząc jej w oczy.
  - Ale ja chciałam przeżyć swój pierwszy raz z tobą, a nie w taki sposób - załkała.
  - To się nie liczy. Możemy to naprawić. Zrobię wszystko, żebyś przestała o tym myśleć.
  - Ross, ja tak bardzo się bałam, że już cię nie zobaczę.
  - Ja też okropnie się o ciebie martwiłem. Nie mogłem pozwolić, żebym cię stracił. Musiałem cię znaleźć i się udało. Kocham cię najmocniej na świecie.
  - Ja ciebie też - odpowiedziała.
  Zaczęliśmy się do siebie zbliżać, aż w końcu nasze usta się spotkały. Nasze pocałunki wyrażały nasze wszystkie uczucia, które się w nas kotłowały od tych dni. Teraz mogliśmy się sobie oddać i podzielić się naszą miłością. Laura jest moim całym życiem i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Gdybym ją stracił, to moje życie nie miałoby sensu. Kocham ją całym moim sercem i nigdy nie przestanę. Już zawsze będę ją kochał. Rozłączyć może nas tylko śmierć.
~*~
★Laura★

  Od tamtych wydarzeń minął miesiąc. Z początku ciężko mi było zapomnieć o tych okropnych chwilach, ale dzięki Rossowi nawet mi się to udało. Nie myślę już o tym, choć czasami w nocy nadal mam koszmary, w których dzieje się to samo, co było na prawdę. Ross był dla mnie największym wsparciem. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła. On po prostu nadaje sensu mojemu życiu. On jest moim życiem. Kocham go z całego serca. W tym miesiącu przeżyłam z nim piękne chwile. Najlepsze było nasze kochanie. Dzięki Rossowi przestałam kojarzyć seks z czymś okropnym. On wyleczył moją duszę. Był moim lekarstwem. Chyba żadnemu psychologowi nie udałoby się tak szybko pozbyć się mojej traumy. Nie wiem, czy zdołam o tym kiedyś całkowicie zapomnieć. Mam nadzieję, że tak. Ze wsparciem Rossa na pewno mi się uda.
  Teraz stoimy na moście w lesie, który jest niedaleko stadniny. Pamiętam jak Ross zabrał mnie tu dwa miesiące temu. Teraz wydaje mi się to tak dawno. W tym czasie tyle się wydarzyło w moim życiu. Były wspaniałe i okropne chwile. Jednak najlepsze w tym wszystkim jest to, że spotkałam Rossa. Moje życie byłoby bez sensu bez niego. Jejku, jak ja go kocham!
  - Lau, czy ty mnie słuchasz? - spytał Ross.
  - Przepraszam, zamyśliłam się - odpowiedziałam.
  - Bo wiesz, mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia - odparł i spoważniał.
  - Co takiego? - spytałam.
  Widziałam, że czymś się denerwuje. Ale czym?
  Po chwili Ross włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej małe pudełeczko, które otworzył. W środku był piękny złoty pierścionek z brylatem. Uklęknął na jedno kolano i chwycił mnie za rękę. Spojrzał mi głęboko w oczy.
  Jejku, to się dzieje na prawdę? Jeśli tak, to niech nikt tego nie przerywa!
  - Lau, wiem, że nie znamy się zbyt długo, a moja przeszłość nie jest idealna i czasami się zastanawiam, dlaczego ty nadal ze mną jesteś. Jednak wiedz, że ty zmieniłaś moje życie na lepsze i nie wyobrażam sobie, żeby ciebie zabrakło. Jesteś całym moim sercem. Jeśli spędziłabyś resztę swojego życia przy moim boku, to byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - przerwał na chwilę. - Lauro Marie Marano, wyjdziesz za mnie? - spytał z nadzieją.
  Przez chwilę nie byłam w stanie nic powiedzieć, bo szczęście uniemożliwiło mi wykrztuszenie czegokolwiek. Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje na prawdę!
  - Oczywiście, że tak - zgodziłam się, a po moich policzkach spłynęły łzy szczęścia.
  Ross szeroko się uśmiechnął. Można powiedzieć, że cała jego twarz się śmiała. Wyciągnął pierścionek z pudełeczka, po czym wsunął mi go na palec i pocałował w jego miejsce. Po chwili wstał i po prostu mnie pocałował. Ja zaraz odwzajemniłam gest i zatonęliśmy w namiętnych i pełnych miłości pocałunkach.
  Ta chwila jest cudowna, idealna wręcz. Nigdy jeszcze nie czułam się taka szczęśliwa. Przeszłość Rossa może i nie jest idealna, ale nie obchodzi mnie to, bo ważne jest to, jaki on jest na prawdę. Liczy się to, co ma się w głębi serca. Zawsze trzeba spojrzeć na wnętrze człowieka, bo w nim kryje się wszystko. Tylko, gdy dobrze poznamy drugą osobę, to możemy ją szczerze pokochać za to jaki jest, a nie jaki był. W miłości ważne jest zaufanie i szczerość, bo jeśli ich brakuje, to ciężko zbudować dobrą relację. Mi udało się znaleźć miłość swojego życia. Nie spodziwałam się, że może to się stać tak szybko. Mam dopiero 19 lat, a jestem już zaręczona. Ludzie mogli by powiedzieć, że to jeszcze nie jest ten jedyny, ale to, przez co przeszliśmy z Rossem jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nigdy nie przestanę go kochać. To właśnie jego los postawił na mojej drodze.
  Życie jest jak labirynt uczuć i zdarzeń. Każdy nasz wybór, to wejście w kolejną uliczkę, która zawsze ma zakręty. Nie ma prostej dr. Są decyzje dobre i złe, ale człowiek musi doświadczyć jednego i drugiego, żeby potem wyciągnąć z tego wnioski. Nigdy nie wiadomo, co się stanie w naszym życiu. Trzeba też pamiętać, że czasami może być źle, ale zawsze może być lepiej. Życie jest tylko jedno, nie można się cofnąć w czasie, ani przewidzieć przyszłości. Ważne jest co się dzieje tu i teraz. Żyje się tylko raz i trzeba to wykorzystać najlepiej, jak się da.

 THE END

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 Hejka wszystkim!!!
 Nadeszła teraz chwila prawdy i szczerości. Wiem, że Was zawiodłam. Nie dodawałam tu nic przez prawie trzy miesiące. Bardzo Was przepraszam, ale po prostu straciłam już całkowicie wenę na tego bloga, dlatego postanowiłam go zakończyć. Nie chcę po prostu robić czegoś na siłę. Zauważyłam też, że Blogger już wymarł. Już prawie nikt tu niczego nie publikuje. Większość blogów albo jest zawieszonych albo po prostu nie ma żadnych postów od dłuższego czasu. W ogóle to jest już mój ostatni blog o Raurze, bo po prostu już w nią nie wierzę, a nawet nie słucham już R5. Zmieniłam się i uważam, że na lepsze. Jednak liceum nie jest takie straszne. Chociaż nauki jest dużo, ale moja klasa ogólnie jest spoko.
 Jednak przez ten czas nie leniłam się. Postanowiłam spróbować swoich sił na Wattpadzie. Na razie nic nie opublikowałam tam, ale rozdziały już piszę do przodu. Będzie to ulepszona wersja mojego bloga Ogień i Woda - Przeciwieństwa się przyciągają. Bloga usunę, bo jakoś nie podoba mi się to, co tam napisałam. Teraz lepiej rozplanowałam rozdziały i myślę, że wyjdzie mi to lepiej niż na blogu. Jeśli chcecie nadal czytać moje opowiadania, to w najbliższym czasie dodam tu linka do Wattpada. Książka będzie mieć tytuł Wielka Czwórka: Przeznaczenie. Tam również nazywam się Milky Way, a dokładniej milky_way_2000.
  Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest. Jeszcze raz Was bardzo przepraszam i dziękuję za wszystko. Nie spodziewałam się takich osiągnięć. Jesteście wspaniali! Bardzo, ale to bardzo Wam za wszystko dziękuję! W ogóle 27 grudnia miną dwa lata odkąd zaczęłam pisać. Jak ten czas szybko leci...
  Do napisania na Wattpadzie!
~ Wasza Milky Way :*

Ps. Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! :)
 


środa, 28 września 2016

Rozdział 43

"And you say, you're scared that I won't be there." ~ "I mówisz, że jesteś przerażona, że nie będzie mnie tutaj." - Fallin' For You

~Los Angeles, 22.08.2015 r.~
 ★Ross★

  Otworzyłem powoli oczy, ale niewiele zobaczyłem, bo widziałem tylko ciemność. Usłyszałem szum oceanu i zorientowałem się, że leżę na piasku. W tylnej części głowy czułem tępe pulsowanie. Nagle mój mózg całkowicie oprzytomniał i zdałem sobie sprawę z tego, co się tu stało. Randka, uderzenie w tył głowy, Laura trzymana przez Josha i ciemność. Tylko tyle pamiętam, ale tyle mi wystarcza, żeby dotarło do mnie, co się wydarzyło. Romwellowie jakoś uciekli z więzienia, a Laura została przez nich porwana. Tylko skąd oni dowiedzieli się, gdzie my jesteśmy? Kiedy uciekli? Po co uprowadzili Laurę i gdzie ją wywieźli? Jasna cholera! Jak to się mogło stać? Dlaczego ten koszmar znów się powtarza? Co jeśli tym razem jest już zapóźno i Laura nie żyje? Nie.
  Znów poczułem strach o Laurę. Co ja mogę teraz zrobić? Przecież nawet nie wiem, gdzie ona jest ani w jakim celu ją porwali. Chociaż mogę się domyślić tego drugiego. Chcieli się zemścić na mnie i to zrobili. Wątpię też, żeby ukryli ją w bazie lub w starym tartaku. Ja muszę ją uratować! Laura musi być bezpieczna. Nawet nie chcę myśleć, co oni mogą z nią tym razem zrobić. Za długo już tu siedzę, tylko tracę czas. Muszę powiedzieć o porwnaniu jej rodzicom. Mojemu rodzeństwo na razie nic zdradzę. Zaraz, zaraz, która właściwie jest godzina? Dotknąłem kieszeni spodni i wyczułem w prawej telefon, więc mi go nie zabrali. Wyciągnąłem go i włączyłem. Na ekranie zobaczyłem godzinę 2:12. No to długo tu leżę. Chyba tak z trzy godziny. Zauważyłem też, że mam siedem nieodebranych połączeń. Trzy od Rydel i po jednym od Rikera, Rocky'ego, Ellingtona oraz od mamy Laury. No to chyba wszyscy się o nas niepokoją. Muszę iść do rodziców Laury. Lepiej od razu im to powiem.
  Wstałem z piasku i zacząłem biec. Po drodze kilka razy chwilę odpoczywałem, ale zaraz znów ruszałem biegiem przed siebie. Do posiadłości Marano dotarłem w 15 minut. Zadzwoniłem dzwonkiem do bramy. Czekałem parę minut aż usłyszałem zaspany głos pani Ellen:
  - Kto tam? - spytała.
  - To ja, Ross - odpowiedziałem.
  - Nareszcie, wchodźcie - odparła, a w jej głosie usłyszałem ulgę.
  Po chwili drzwiczki się otworzyły. Gdy przeszedłem przez bramę poczułem strach, bo przecież nie przynoszę jej dobrych wieści. Nie chcę znów wiedzieć rodziców Laury pełnych obawy. Nie chcę znów przez to wszystko przechodzić od nowa. Nie chcę, żeby Laurze coś się stało. Moje serce ścisnęło się i przeszył je ból. Jeśli... jeśli tym razem Laura nie wyjdzie z tego cało, to nie wiem jak się po tym pozbieram.
   Westchnąłem ciężko.
  - Ross, gdzie jest Laura? - Usłyszałem głos pani Ellen.
  Zorientowałem się, że stoję w wejściu z głową skierowaną w dół, a w drzwiach stoi mama Laury i patrzy na mnie z niepokojem.
  - Laura... ona... oni... - z moich ust wydostały się tylko szczępki tego, co chciałem powiedzieć. Po prostu przez ten natłok strachu nie potrafiłem nic z siebie wydusić.
  Do oczu napłynęły mi łzy. Z każdą sekundą uświadamiam sobie, co się stało i nie mogę tego pojąć. Wszystko mnie przerosło. Nagle przed oczami zobaczyłem mroczki, a w uszach zaczęło mi dzwonić. Po chwili straciłem świadomość.
  Otworzyłem oczy i zaraz je zamknąłem przez jasne światło. Po chwili znów rozwarłem powieki i zobaczyłem pochylającą się nade mną panią Ellen, która przyciskała mi do czoła zimny okład. W głowie znów czułem pulsujący ból. Chyba mocno oberwałem od Romwellów. Po chwili odzyskałem zupełną świadomość i zauważyłem, że w fotelu naprzciewko kanapy, na której leżę, siedzi pan Damiano z poważnym wyrazem twarzy, ale ze strachem w oczach. Głowę opierał na ręce, którą miał ułożoną pod podbródkiem. Wydawał się zamyślony. Jeszcze raz skierowałem wzrok na panią Ellen.
  - Co... co się stało? - spytałem trochę ochrypłym głosem.
  - Zemdlałeś w wejściu i teraz jesteś w naszym domu - odpowiedziała.
  - Ja... muszę coś państwu powiedzieć. To bardzo ważne - powiedziałem poważnym głosem.
  - Tak, zdecydowanie - odparł pan Damiano. - Powiedz nam, gdzie jest Laura.
  Podparłem się na łokciu i usiadłem na kanapie. Pani Ellen usadowiła się obok mnie. Oboje patrzyli na mnie wyczekująco.
  - Opowiem wszystko od początku - zacząłem. - No więc byliśmy na plaży i miło spędzaliśmy czas. Zrobiło się już późno, więc postanowiliśmy wrócić do domów. Gdy szliśmy przez plażę, nagle poczułem, że ktoś odpycha mnie od Laury i uderza czymś w tył głowy. Zanim straciłem przytomność zobaczyłem, że Josh Romwell trzyma Laurę. Nic więcej nie pamiętam - opowiedziałem, to co widziałem.
  - To już wyjaśnia dlaczego masz odrobinę rozciętą głowę, ale spokojnie nie jest to duża rana - odezwała się pani Ellen. - Jednak to nie do wiary, że oni uciekli z więzienia - powiedziała z niepokojem.
  - Jak oni was znaleźli? - spytał pan Damiano.
  - Nie mam pojęcia. Nawet nie wiem, jakim cudem udało im się uciec - odpowiedziałem.
  - Mam nadzieję, że tym razem ty nie masz z tym porwaniem nic wspólnego? - Spojrzał na mnie złowrogo.
  - Nie, nie mam z tym nic wspólnego - zaprzeczyłem od razu. - Tak samo zadaję sobie dużo pytań, co państwo i martwię się o Laurę.
  - Nawet nie chcę myśleć, co oni mogą jej tym razem zrobić - odezwała się płaczliwie pani Ellen. - Domyślasz się, gdzie oni mogą ją ukrywać?
  - Nie wiem, ale mogę pójść do ich bazy i do tartaku, chociaż wątpię, żeby tam byli. Tym razem policja musi zająć się tą sprawą.
  - Tak, koniecznie trzeba im zgłosić porwanie. Jednak raczej nie pracują o tej godzinie, więc trzeba to zostawić na rano - powiedział pan Damiano.
  - A nie dostali państwo żadnego telefonu od Romwellów? - spytałem.
  - Nie, nie dzwonił żaden nieznany numer - odpowiedziała pani Ellen.
  - Może i tym razem będą chcieli okupu. Trzeba czekać na jakiś znak od nich.
  - Tak, ale teraz musimy położyć się spać. Jutro czeka nas ciężki dzień. Musimy być wypoczęci - powiedział pan Damiano.
  - Ross, jak chcesz, to możesz zostać tutaj. Przyszykuję dla ciebie pokój gościnny - odparła pani Ellen.
  - Dziękuję, ale nie trzeba. Muszę wrócić do domu, bo mogą się o mnie niepokoić.
  - Już nie czujesz się słabo? Głowa już cię nie boli? Opatrzyłam małe rozcięcie.
  - Dziękuję, pani. Już czuję się lepiej. Dam radę dojść do domu.
  - Skoro tak to nie będziemy cię zatrzymywać. Jutro przyjdź tutaj, bo przecież jesteś świadkiem i twoje zeznania przydadzą się policji - odezwał się pan Damiano.
  - Dobrze, przyjdę rano - odparłem, po czym wstałem z kanapy. - To do widzenia, państwu.
  - Do widzenia - odpowiedzieli, a ja poszedłem do wyjścia i opuściłem dom Marano.
  Szedłem z opuszczoną głową. Nie musiałem przecież na nic uważać na chodniku, bo nikogo nie było. Czasami tylko przejeżdżał jakiś samochód. Panowała cisza.
  Nie mogę uwierzyć, że ten koszmar się powtarza. Sądziłem, że jesteśmy już bezpieczni, że już po wszystkim i najgorsze się skończyło. Wygląda to tak, jakby ktoś nacisnął replay. Gdybym mógł cofnąć czas. Już po moim przypadkowym spotkaniu z Romwellami powinienem pójść na policję. Dlaczego ja wtedy tego nie zrobiłem? Zamiast tego wolałem słuchać ich rozkazów. Jednak robiłem to, aby chronić moją rodzinę. Ale dlaczego nawet, jak już dla nich pracowałem, nie wydałem ich policji? No dlaczego? Gdybym tak zrobił, to nie doszłoby do pierwszego porwania Laury, a tym bardziej do drugiego. Jakim ja byłem idiotą. Dałem się wciągnąć w niebezpieczną grę. Przecież mogłem skończyć za kratkami. Dlaczego ja pozwoliłem się w to wszystko wrobić?
  Westchnąłem ciężko.
  I bez tamtego zadania poznałbym Laurę. Przyszła razem z Rydel do naszego domu. Pewnie i tak bym się z nią zaprzyjaźnił, zakochał, a najważniejsze, że ona nie byłaby ofiarą Romwellów. Ech, gdyby tak było, to uniknęłaby tych dwóch porwań. To, co ją spotkało, to moja wina. Przeze mnie została uprowadzona. Nie rozumiem, dlaczego ona ze mną jest. Przecież ja na nią nie zasługuję przez to, w co ją wpakowałem. Już po pierwszym porwaniu powinna zerwać ze mną kontakt. Zrozumiałbym ją. Jednak nie wiem, jak mógłbym bez niej żyć. Jeszcze nigdy tak mocno nie pokochałem żadnej dziewczyny. Dla jej bezpieczeństwa oddłbym własne życie. Boże, jak ja ją kocham. Nie może jej się nic teraz stać. Jeśli tak będzie to... to nie wiem, co zrobię. Wyrzuty sumienia pożarłyby mnie od środka, bo to wszystko stało się przeze mnie. To tylko moja wina. Przez moją głupotę Laurze grozi niebezpieczeństwo. Ona na prawdę zasługuje na kogoś lepszego ode mnie. Kogoś przy kim byłaby bezpieczna i nie miała doczynienia z bandytami. Nie jestem jej wart. Jeśli ona ocaleje i nie będzie chciała mnie znać, to odejdę od niej, bo beze mnie będzie bezpieczniejsza. Ile ja bym dał, żeby Laura była teraz cała i zdrowa. Ona musi żyć.
  Pochłonięty przez moje myśli doszedłem do domu, nim się o tym zorientowałem. Chwyciłem za klamkę i pociągnąłem drzwi, które były otwarte. No to moje rodzeństwo raczej nie śpi. Nie mam ochoty mówić im, co się stało, bo to jeszcze bardziej mnie zdołuje.
  Zauważyłem, że świeci się światło w salonie, więc wszedłem do pomieszczenia, a tam zobaczyłem Rydel, która trzymała w ręce kubek i wpatrywała się przed siebie. Na jej twarzy wymalowany był niepokój. Chyba mnie usłyszała, gdy wszedłem, bo odwróciła głowę w moją stronę. Gdy mnie zobaczyła, poderwała się z kanapy i szybko podeszła do mnie.
  - Ross, gdzieś ty się podziewał? Wszyscy się o ciebie martwimy. Nie słyszałeś, że do ciebie dzwonimy i to nawet nie raz? - zalała mnie pytaniami.
  Ja nic nie odpowiedziałem, tylko westchnąłem ciężko.
  - Ross, co ci jest? Dlaczego jesteś smutny? Pokłóciliście się z Laurą? - spytała z troską w głosie.
  - Stało się coś o wiele gorszego - odparłem.
  - Co takiego? Mi możesz powiedzieć wszystko.
  - Rydel, bo wiesz... - zacząłem, ale głos mi się załamał, a o do oczu napłynęło łzy. Nagle poczułem chęć wylać wszystkie moje uczucia na zewnątrz i to nie tylko opowiadając o wszystkim Rydel, ale również płacząc.
  - Ross, co się stało? - spytała z niepokojem.
  - Bo Laura... ona... Romwellowie ją porwali - powiedziałem zacinając się.
  Zobaczyłem, jak oczy Rydel się powiększają ze zdziwienia.
  - Co takiego? Jak to się niby stało? Przecież oni siedzą w więzieniu.
  - No to najwyraźniej uciekli i jakoś nas znaleźli - odparłem.
  - Siadaj i wszystko mi opowiedz - powiedziała, po czym usiedliśmy na kanapie.
  - Byłem z Laurą na plaży, a gdy zrobiło się już późno, zaczęliśmy się zbierać do pójścia do domów. Szliśmy przez plażę, a nagle poczułem, że ktoś odpycha mnie od Laury i uderza czymś w tył głowy. Zobaczyłem, że Josh trzyma Laurę, a potem straciłem przytomność. Ocknąłem się po drugiej i dotarło do mnie, co się wydarzyło. Poszedłem do rodziców Laury i odpowiedziałem im o wszystkim, a potem wróciłem do domu - opowiedziałem.
  - To nie do wiary, że oni uciekli. Tylko, jak oni was znaleźli?
  - Nie mam pojęcia.
  - Ale po co im Laura? Znowu mogą chcieć okupu?
  - Może tak. Jak na razie jej rodzice nie dostali telefonu od Romwellów.
  - Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie. Boję się o nią - powiedziała z niepokojem.
  - Ja też i to strasznie. Co jeśli oni tym razem jej coś zrobią? Co jeśli oni ją... - zacząłem, ale Rydel zaraz mi przerwała
  - Nawet tak nie myśl. Laura żyje. Musimy być dobrej myśli.
  - Chciałbym w to wierzyć - odparłem. - To moja wina, że ją porwali. To przeze mnie może grozić jej niebezpieczeństwo. Nie wiem, dlaczego wcześniej nie wydałem Romwellów policji.
  - Ross, teraz nie pora na gdybanie, bo to ci nic nie da. To nie jest twoja wina, że ją porwali. Przecież nic o tym nie wiedziałeś.
  - To prawda, ale to przeze mnie pierwszy raz ją uprowadzili. Wtedy to była tylko moja wina - powiedziałem. - Jeśli jej się coś teraz stanie, to sobie tego nie wybaczę. Laura musi przeżyć. Nie potrafię już bez niej żyć - odparłem, a po policzku pociekła mi łza.
  Rydel nic już nie powiedziała, ale za to przytuliła mnie. Ona daje mi ogromne wsparcie. Zawsze była moją podporą. To od niej zasięgałem jakiś rad. Rydel zawsze mnie pocieszała. Gdy nasi rodzice zginęli w wypadku, to czasami zastępowała mi mamę. Ona jest bardzo silna i mądra, ale wystarczy, że coś się komuś stanie, to bardzo się martwi. Rydel jest moim wzorem. Kto nie chciałby być takim dobrym, mądrym, troskliwym i opiekuńczym? Taka siostra to skarb. Bardzo ją kocham.
  Po paru minutach odsunąłem się od niej.
  - Już ci trochę lepiej? -  spytała troskliwie.
  - Może odrobinkę, ale i tak boję się o Laurę. Przecież nawet nie wiem, gdzie ona może być, bo na pewno jej nie przetrzymują w miejscach, które znam.
  - Ale i tak można je sprawdzić. Najlepiej, jak zrobi to policja. Ty może już nie bierz udziału w akcji ratunkowej, bo co jeśli znowu cię postrzelą? Wtedy miałeś szczęście, bo pocisk tylko trochę cię drasnął, ale co jeśli tym razem dostałbyś w serce? - powiedziała, a w jej głosie słychać było niepokój.
  - Rydel, jeśli policja pozwoli mi ze sobą działać, to na pewno będę brał udział w akcji ratunkowej - odparłem pewnym głosem.
  - To niech tym razem dadzą ci kamizelkę kuloodporną. Wtedy będziesz mógł iść.
  - Poproszę ich o nią, jeśli będzie taka potrzeba - odpowiedziałem. - Rydel nie martw się o mnie. To Laurze grozi niebezpieczeństwo i to o nią trzeba się bać.
  - Jak ty ją kochasz. Jesteś gotowy oddać za nią życie - powiedziała z lekkim uśmiechem.
  - To prawda. Zrobię wszystko, żeby była bezpieczna.
  - No to jutro pewnie czeka cię ciężki dzień, więc idź spać. Przyda ci się dużo sił.
  - Wątpię, żebym był w stanie zasnąć.
  - Może ci się uda, a teraz idź już na górę.
  - Okay, już idę, ale ty też musisz iść spać.
  - Ja jeszcze się napiję i zaraz pójdę.
  - Okay - odparłem, po czym wstałem z kanapy i poszedłem na górę do sypialni.
~*~
  Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Niechętnie sięgnąłem ręką w stronę szafki nocnej i wziąłem przedmiot. Spojrzałem na ekran, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Numer zastrzeżony, czyli dzwonią Romwellowie. Od razu odechciało mi się spać. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i z sercem w gardle przyłożyłam telefon do ucha.
  - Witaj, Lynch - powiedział oschłym tonem John.
  Natychmiast poczułem przypływ złości. Jak ja ich nienawidzę!
  - Gdzie jest Laura? - spytałem ze złością. 
  - Spokojnie, właśnie miałem przejść do tej rzeczy - odparł. 
  - Mów, gdzie ona jest - warknąłem.
  - Nie powiem ci tego. Masz 72 godziny na znalezienie jej, a nawet mniej, bo liczę czas od jej porwania.
  - Co z nią chcecie zrobić?
  - To już nie twoja sprawa. Pamiętaj masz czas do pojutrze do jedenastej w nocy na znalezienie jej, bo jeśli nie, to już nie zobaczysz swojej przyjaciółeczki - powiedział. - A i jeszcze jedno. Ona wcale nie musi być w Los Angles - odparł, po czym usłyszałem pikanie.
  O nie! Nie jest dobrze! Skoro Laury może nie być w Los Angeles, to niby gdzie? Jak ja mam ją znaleźć? Na dodatek mam tylko niecałe 72 godziny. To bardzo mało czasu. Co jeśli nie zdążę? Oni ją zabiją? Nie, muszę choć trochę myśleć pozytywnie. Jednak nic nie zrobię, jeśli nie wyjdę z łóżka.
  Szybko wstałem i podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem ubrania. Ubrałem się i zszedłem na dół. W całym domu panowała cisza. W sumie nie mam się, co dziwić, bo jest dopiero przed siódmą. Zjadłem śniadanie i napisałem na karteczce, że wychodzę szukać Laury, po czym przyczepiłem ją magnesem do lodówki. To po to, żeby się o mnie nie martwili. Wyszedłem z domu i wsiadłem do mojego samochodu. Na razie nie pojadę do rodziców Laury. Najpierw sprawdzę, czy Romwellowie nie ukryli jej w bazie i tartaku. Podróż do ich kryjówki zajęła mi 10 minut. Zaprakwałem trochę dalej od budynku, tak na wszelki wypadek, jakby byli w środku. Wysiadłem z auta i po kryjomu poszedłem do ich bazy. Zajrzałem do wszystkich okien na parterze, ale nikogo nie zauważyłem. Lepiej jednak wejść do środka. Znalazłem okno z wybitą szybą, po czym wślizgnąłem się przez nie do wnętrza budynku. Rozejrzałem się dookoła, ale nie zobaczyłem Laury. Przeszukałem kolejne pomieszczenia, ale nie było ani śladu po Laurze lub po Romwellach.
  Potem pojechałem za miasto do starego tartaku, w którym ostatnim razem ją przetrzymywali. Od razu przypomniały mi się wszystkie tamte wydarzenia, jednak szybko je wymazałem z myśli. Pokryjomu poszedłem do budynku i udałem się do okna z wybitą szybą, bo wtedy trzymali ją w tym pokoju. Jednak nie zobaczyłem nikogo. Wszedłem do środka i przeszukałem wszystkie pomieszczenia, ale i tu również nikogo nie było.
  Czyli moja teoria się sprawdziła. Nie ukrywają jej w miejscach, które ja znałem. W takim razie, gdzie oni ją przetrzymują? John powiedział, że nie musi być w Los Angeles. Ale jak można ją znaleźć w niecałe trzy dni? Przecież ona może być wszędzie. To jak szukanie igły w stogu siana. Na prawdę boję się o nią. Mam nadzieję, że nic jej nie zrobili. Oby znów chcieli okupu i podadzą miejsce, w którym są. Jeśli nie, to znalezienie jej będzie graniczyło z cudem. Tak mało czasu, a tak wiele mejsc, w których Laura mogłaby być.
  Laura, gdzie ty jesteś? Mam nadzieję, że żyjesz i nic ci nie jest. Oby tak było. Inaczej nie wybaczę sobie tego, bo to ja sprowadziłem na ciebie niebezpieczeństwo.
 ~*~
 ★Laura★

  Bezradność... Strach... Tęsknota...
  Te trzy uczucia kotłują się w mnie już od kilku lub kilkanastu godzin. Leżę na materacu ze związanymi rękami i zakneblowanymi ustami w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Nadal wierzę, że Ross lub ktokolwiek będący po mojej stronie mnie znajdzie. Jednak powoli zaczynam się bać, że ratunek nie przyjdzie, a mnie spotka coś okropnego. Może mnie zabiją? Chociaż ten nieznany typ powiedział, że chce mnie wykorzystać do zaspokajania potrzeb innych mężczyzn. Domyślam się, że zamierza zrobić ze mnie prostytutkę. Kto wie, może nawet mnie, gdzieś wywiezie? Jak już tego nie zrobił. Przez moje myśli przebiegają tylko czarne scenariusze. Żyję nadzieją, że ktoś mnie uratuje, bo tylko ona mi pozostała. Dlaczego moje życie tak wygląda? Dlaczego zostałam drugi raz porwana? Ech, gdyby Ross nie musiał wcześniej wykonywać zadań dla Romwellów, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Żylibyśmy bez tych okroponych wydarzeń i naszemu życiu nic by nie zagrażało. Gdybym nie poznała Rossa, to nie zostałabym porwana. Jednak, jak wyglądałoby moje życie bez niego? Byłoby takie puste, pozbawione szczęścia oraz miłości, którą siebie nawzajem darzymy. Nie wyobrażam sobie dlaszego życia bez niego. Jeśli wyjdę stąd cała, to pragnę być przy nim do końca moich dni. Ilekroć on będzie tego chciał. 
  Westchnęłam.
  Gdzie ty jesteś, Ross? Błagam, uratuj mnie, zabierz mnie stąd. Tylko przy tobie czuję się bezpieczna, a teraz tak bardzo się boję. Mój strach jest nie do opisania. Obawiam się, że mogą być to moje ostatnie dni życia, które spędzam bez ciebie. Gdzie jesteś, Ross? Gdzie?
  Po moich policzkach spłynęły dwie duże łzy, a za nimi kolejne. Będąc w tym więzieniu wypłakałam już morze łez. 
  Nagle usłyszałam zgrzyt zamka w drzwiach, a moje serce natychmiast podeszło mi do gardła, a na ciele poczułam nieprzyjemny dreszcz. Strach wzrósł w jednej sekundzie. Po chwili drzwi otowrzyły się i zobaczyłam tego samego mężczyznę, co przyszedł do mnie w nocy, bo teraz jest dzień, co mogę określić przez promnienie słońca, które przedostają się przez okno. Przynajmniej mam jakieś światło, ale w tej chwili nie chciałabym jego zobaczyć. Budził on we mnie strach, bo nie miałam pojęcia, co może mi teraz zrobić.
  Teraz dokładniej mu się przyjrzałam, bo w nocy nie widziałam zbyt wiele. Był on wysokim mężczyzną, o barczystych ramionach. Jego włosy były czarne, a na twarzy miał lekki zarost. Myślę, że jest koło czterdziestki.
  - Miło cię znowu widzieć - powiedział, a po moim ciele przeszły ciarki. 
  - ,,Mi ciebie nie" - odpowiedziałam w myślach, bo przez ten materiał nie mogę nic mowić.
  - Pewnie nadal zastanawiasz się, co tu robisz lub, co ja ci zrobię. Otóż teraz zabawię się z tobą trochę. Będzie to nawet przyjemne, bo kto by nie lubił tego robić? - odparł, a ja w jednej chwili zrozumiałam, o co mu chodzi. On chce mnie zgwałcić! 
  Panika wzrastała we mnie z każdą sekundą, a gdy podszedł do mnie bliżej i przykucnął przed materacem, zaczęłam się wić i kręcić, a by oswobodzić się z krępujących mnie więzów. Jednak nic to nie dało, mimo tego że rozbolały mnie nadgarstki i kostki. Zaczęłam również cicho piszczeć, ale przez szmatkę moje dźwięki były stłamszone.
  - Nie wierć się tak, bo to ci w niczym nie pomoże - powiedział, a ja nadal kręciłam się. Nagle przybliżył twarz do mojej głowy. - Należysz teraz do mnie - szepnął mi do ucha, a ja poczułam większe dreszcze na ciele. - Spokojnie. Teraz tylko trochę się zabawimy. - Uśmiechnął się. - Zresztą i tak będą o robić inni mężczyźni.
  Zdecydowanie chce zrobić ze mnie prostytutkę.
  - Teraz zmienię trochę twoją pozycję - odparł, po czym przewrócił mnie z boku na plecy.
  Było mi niewygodnie, bo leżałam na związanych z tyłu rękach. Jednak nie obchodziło mnie to. Teraz trzęsłam się ze strachu, który owładnął każdą moją komórkę. Docierało do mnie, że jestem zupełnie bezbronna i nie uchornię się przed tym, co ten typ chce mi zrobić, a zamierza coś okropnego. Coś nad czym nie mam żandej kontroli, bo nie dość, że jestem związana, to dodatkowo nie miałabym najmniejszych szans w stracu z nim.
  Nawet nie kontrolowałam łez, które płynęły po moich policzkach, gdy on zsunął mi spodnie oraz majtki do kolan. Kiedy zaczął rozpinać swoje spodnie, ja zamknęłam oczy.
  Nie chcę patrzeć na to, co będzie mi robił. Nie chcę na niego patrzeć.
Po chwili usłyszałam dźwięk rozrywania czegoś.
  - Zabezpieczam się, więc nie martw się, że zajdziesz w ciążę - powiedział, będąc już nade mną, co stwierdziłam odrobinę otwierając oczy.
  Wiedziałam, co za chwilę nastąpi, więc zaczęłam się wiercić, ale mężczyzna unieruchomił mnie poprzez mocne trzymanie mnie w talii.
  To koniec. Już nic mnie nie uratuje. Po moich policzkach ciekły niekończące się strumienie łez. Znalazłam się w takiej beznadziejnej sytuacji.
  Nagle poczułam, że mężczyzna wszedł we mnie brutalnie i gwałtownie, co sprawiło mi ból. Każdy jego ruch przyczyniał się do moich kolejnych łez. Mojce ciało drgało w spazmatycznym płaczu. Dlaczego takie coś musiało spotkać akurat mnie? Dlaczego, no dlaczego?
  W końcu mężczyzna wyszedł ze mnie, po czym z powrotem podciągnął swoją dolną część garderoby. Potem zrobił to samo z moimi ubraniami.
  - Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem to zrobić. Nic nie mogło mnie przed tym powstrzymać. Jesteś taka piękna - powiedział, po czym pogładził mój policzek, ale ja szybko poruszyłam głową. Przez chwilę spojrzałam mu w oczy. To spojrzenie zielonych tęczówek będzie śniło mi się po nocach.
  Po chwili mężczyzna wstał i podszedł do drzwi, ale stanął w progu, po czym odwrócił się w moją stronę.
  - Do zobaczenia, Lauro - odparł, po czym zamknął drzwi, a potem usłyszałam dźwięk przekręcania klucza w zamku.
  Wybuchnęłam głośnym płaczem. Dlaczego to musiało mnie spotkać? To było okropne. Zawsze chciałam przeżyć pierwy raz z osobą, którą kocham. Chciałam kochać się z Rossem zanim on wyjedzie w trasę. Czekałam tylko na ospowiednią chwilę. Nici z mojego planu. Bowiem stało się najgorsze. Czuję się teraz taka brudna. Taka wewnętrznie brudna. To wydarzenie na pewno pozostawi uraz na mojej psychice, która ma się w coraz gorszym stanie. Jeśli tylko uda mi się stąd wyjść, nie wiem jak udźwięgnę to, co się tu stało. Ten typ zniszczył najbardziej intymną, ludzką rzecz. Nie wiem, czy teraz byłabym w stanie kochać się z Rossem. Na pewno przed oczami stanąłby mi ten mężczyzna. On będzie dominował w moich snach. Nadal czuję to, co mi robił.
  Co jeśli nikt mnie nie uratuje? Jeśli nie zobaczę już nigdy mojej rodziny i Rossa? Co się ze mną stanie? Czy ten mężczyzna jeszcze raz do mnie przyjdzie i mnie zgwałci? Muszę stąd wyjść, inaczej ja nie wytrzmam tu psychicznie. Tylko przy Rossie czułam się bezpieczna. Jego ramiona były dla mnie bezpieczną ostoją. Wystarczyło, że przy mnie był, a ja byłam szczęśliwa. Kocham go całym moim sercem i jeśli go przy mnie zabraknie, to cieżko by mi się żyło. Ja chcę jeszcze go zobaczyć. Jeszcze raz utonąć w jego ramionach i poczuć się bezpieczna. Ktoś musi mnie stąd uratować! Musi!
  Ross, gdziekolwiek teraz jesteś, to mam nadzieję, że mnie szukasz. Czekam, aż wejdziesz przez te drzwi i po prostu mnie przytulisz. Gdzie jesteś, Ross?
 ~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 Hejka wszystkim!!!
 Tak wiem, wiem. Rozdziału nie było gurbo ponad miesiąc, za co was przepraszam. Ostatnimi czasy mam coraz mniej weny i ogólnie mało chęci do pisania. Teraz doszła do tego wszystkiego szkoła i nauka, więc czas wolny mam zapchany nią. Zaczęłam liceum, a z tym wiąże się więcej nauki niż w gimnazjum. Jednak to nie oznacza, że przestanę pisać, bo ja chcę skończyć tą historię oraz kontynuować mojego drugiego bloga. Obiecałam sobie, że ukńczę tego bloga i tak będzie. I tak zostało już tylko 7 rozdziałów, a potem ostro biorę się za Ogień i Wodę. Mam w planach też kolejnego bloga, ale to dopiero po skończeniu tego i ustatkowaniu się na drugim. Także nowe opowiadanie może się pojwaić coś koło listopada lub grudnia. Na prawdę was przepraszam za to, że tak rzadko dodaję rozdziały. W zasiadzie raz na miesiąc, ale po mojej miesięcznej zawieszce w kwietniu dalej miałam spadek weny i nie miałam rozdziałów w przód, tak jak zawsze to było w moim przypadaku. To dlatego wcześniej rozdziały pojawiały się co tydzień, a teraz nie mam już żadnego wyprzedzenia i piszę na bieżąco, a ostatnio mam na prawdę problemy z weną i chęcią do pisania. Na prawdę bardzo was przepraszam. Postaram się dodawać rozdziały co dwa tygodnie, ale niczego nie mogę obiecać, bo nigdy nie wiadomo ile będę miała czasu na pisanie. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest i mam dla kogo kończyć to opowiadanie. Proszę dajcie o sobie znać w komentarzu. Chcę zobaczyć ilu was tu jeszcze mam.
A tak w ogóle to dziękuję za ponad 30000 wyświetleń! Jesteście wspaniali! :) Tylko ja nawalam. :(
 Do napisania!!!


wtorek, 9 sierpnia 2016

Rozdział 42

"Ain't no way I'm gonna lose you. Nobody in the world could ever take your place." ~ "Nie ma sposobu, żebym stracił cię. Nikt na świecie nie mógłby kiedykolwiek zająć twojego miejsca." - If I Can't Be With You

~Los Angeles, 21.08.2015 r.~
 ★Laura★

  Jest już noc, księżyc i gwiazdy jasno świecą, a ja i Ross idziemy po plaży. Nic nie mówimy, ale rozmowa nie jest potrzebna nam do wyrażenia, że jesteśmy szczęśliwi. Wsłuchuję się w szum oceanu i wietrzyk. Obie te rzeczy mnie uspokajają i odprężają. 
  W końcu doszliśmy na miejsce, bo zobaczyłam czerwony koc, a dookoła niego cztery lampiony, które dodają romantycznej atmosfery. Usiedliśmy na kocu. Ross objął mnie od tyłu ręką, a ja położyłam głowę na jego ramię. 
  Jestem z nim bardzo szczęśliwa. Nie żałuję, że go poznałam. Kocham go, mimo tego że przez miesiąc mnie oszukiwał, a potem oddał Romwellom. Jednak rozumiem go i nie żywię do niego urazy. Chciał tylko chronić rodzinę, mnie także, co mu się udało, gdy mnie uratował. Tamte czarne chmury przeszłości już dawno się rozpłynęły, a teraz nad nami unosi się tęcza szczęścia.
  - Jestem z tobą bardzo szczęśliwa, wiesz? - odezwałam się.
  - Szczęściarz ze mnie, że ciebie mam. Gdyby ci się wtedy coś stało, nie wybaczyłbym sobie tego - powiedział trochę smutnym głosem.
  - Ross, nie myśl już o tamtym. To przeszłość. Postaraj się zapomnieć.
  - Kiedy ja nie potrafię. Te wspomnienia odżyły we mnie, gdy szliśmy przez plażę. Wtedy na prawdę mogło ci się coś stać. Oni mogli zrobić z tobą wszystko, co chcieli. Nigdy sobie nie wybaczę, że naraziłem cię na niebezpieczeństwo. Nigdy.
  - Ross, ale nic mi się nie stało. Wszystko jest dobrze. Uratowałeś mnie, to się liczy - odparłam, kładąc rękę na jego policzku, aby odwrócić jego głowę w moją stronę, ale Ross unikał mojego wzroku. Zauważyłam, że w jego oczach gości smutek i żal. - Ross, spójrz na mnie - powiedziałam.
  - Jak mogę spojrzeć ci w oczy po tym, co ci zrobiłem? - spytał, a nasze spojrzenia się spotkały.
  - Nie możesz mieć do siebie żalu. Ross, nie obwinaj siebie już. Romwellowie to przeszłość. Postaraj się o nich zapomnieć. Zrób to dla swojego dobra, bo niepotrzebnie zadręczasz się myślami o nich.
  Pod wpływem mojego spojrzenia jego oczy zaczynały powoli się trochę rozpogadzały.
  - Postaram się o nich zapomnieć, ale będzie to trudne, bo nadal pojawiają się w moich koszarach. Często występujesz w nich ty, a oni chcą zrobić ci coś złego. Te sny są tak rzeczywiste, że gdy się budzę, myślę, że jest to prawda. I wtedy boję się, że oni wrócą i się zemszczą na mnie.
  - Oni siedzą w więzieniu. Wątpię, żeby zdołali z niego uciec.
  - Oby tak się nigdy nie stało. - odparł. - A ty zapomniałaś o tamych wydarzeniach? - spytał, a ja westchnęłam ciężko.
  - Nie. Nadal śnią mi się koszmary z Romwellami w roli głównej. Często budzę się w nocy z krzykiem. Nie potrafię zapomnieć - powiedziałam smutnym głosem, a tamte wspomnienia we mnie odżyły.
  - To dla nas obojga były ciężkie chwile. Jednak ty miałaś o wiele gorzej i to z mojej winy.
  - Nie, to ciebie postrzelili. Mogłeś wtedy zginąć.
  - Ty też i to przeze mnie. 
  - Skończmy już ten temat, dobrze? On tylko wywołuje złe wspomnienia. Musimy się postarać zapomnieć o Romwellach.
  - Będzie ciężko, ale tak będzie dla nas lepiej.
  Zapanowała pomiędzy nami cisza. Znowu przypomniał mi się moment, w którym ocknęłam się i byłam przywiązana do krzesła. To było okropne uczucie. Byłam zdezorientowana i bezradna. Nie chciałabym przeżyć tego jeszcze raz.
  - Kocham cię, Laura - powiedział Ross po chwili, a ja odwróciłam głowę w jego stronę. Nasze spojrzenia się spotkały.
  - Ja ciebie też - odparłam, po czym pocałowaliśmy się krótko.
  Potem położyliśmy się na kocu i patrzyliśmy w gwiazdy, które stąd były jeszcze piękniejsze niż koło wierzby. Leżeliśmy w ciszy, która nam nie przeszkadzała. Atmosfera znów się rozluźniła, bo przez temat o Romwellach trochę się napięła. Zdecydowanie oboje musimy o nich zapomnić. Tak będzie dla nas najlepiej. Niepotrzebnie zawracamy sobie głowę tamtymi wydarzeniami. Lepiej o nich nie myśleć.
  Wiele się pozmieniało odkąd poznałam Rossa. Dzięki niemu i jego rodzinie moje życie nabrało barw i stało się ciekawsze. Teraz prawie codziennie ja i Van jesteśmy u nich lub odwrotnie. Bardzo się z nimi zżyłam i gdybym miała ich opuścić, nie zniosłabym tęsknoty po nich. Brakowałoby mi ich, a szczególnie Rossa. Jeszcze nigdy nie przywiązałam się tak mocno do kogoś. Jaka ja byłam ślepa przez tamten miesiąc, twierdząc, że nic do niego nie czuję. Ross jest dla mnie wszystkim i bardzo go potrzebuję. Nie wiem, czy potrafiłabym pokochać innego chłopaka tak jak jego. Ross po prostu jest jedyny w swoim rodzaju i chyba nigdy nie przestanę go kochać. Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym przestała czuć coś do niego. Chyba musiałabym umrzeć.
  - Szkoda, że już za tydzień wyjeżdżacie w trasę. Będzie mi ciebie brakować - odezwałam się ze smutkiem w głosie.
  - Och, Lau, będę często do ciebie dzwonił i pisał. Te cztery miesiące jakoś miną. Spotamy się w święta.
  - Ale to dopiero w grudniu, a wyjedziecie pod koniec sierpnia - powiedziałam z żalem. - Co ja mam bez was robić. Moje życie znów będzie wyglądało tak jak wtedy, gdy was nie znałam.
  - Jakoś sobie poradzimy. Gdybym mógł, to zabrałbym cię ze sobą. Ja też będę za tobą bardzo tęskinił - odparł czułym głosem, patrząc w moje oczy.
  - Mam nadzieję, że nasz związek przetrwa ten czas.
  - To dla nas próba. Jeśli się uda, nic nie stanie nam na drodze do szczęścia. Poradzimy sobie. Zresztą wątpię, żebym pokochał inną dziewczynę tak mocno jak ciebie. Jesteś dla mnie zbyt ważna.
  - Myślę tak samo jak ty. Jakoś damy radę. Musimy, bo inaczej nie będziemy razem, a to byłoby dla mnie nie do zniesienia.
  - Przetrawmy te cztery miesiące. Zobaczysz, nasza miłość wzrośnie, a nie zmaleje.
  - Mam taką nadzieję - przytaknęłam.
  Nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać, a w końcu pocałowaliśmy się. Tym razem nie chcieliśmy kończyć tej chwili za szybko. Oboje musimy się sobą nacieszyć, póki jeszcze możemy. Po kilku sekundach nasze pocałunki stały się bardzo namiętne. Nawet nie zauważyłam, kiedy Ross znlazł się nade mną i zaczął całować moją szyję. Ja cicho jęczałam. Znów poczułam, że chcę czegoś więcej. Ostatnio coraz częściej przydarza nam się coś takiego. Jednak nie wiem, czy jestem gotowa na taki krok. Ta chwila jest romantyczna, ale chyba muszę ją przerwać teraz nim będzie zapóźno.
  - Ross, przestań - powiedziałam, ale nie byłam do końca tego pewna. Chociaż nie chciałabym się z nim kochać tutaj, bo nie jest za ciepło, a na tym piasku nie jest zbyt wygodnie.
  Ross oderwał się od mojej szyi i położył się obok mnie. Wyglądał na trochę zmieszanego.
  - Przepraszam, Lau. Znów mnie trochę poniosło - powiedział po chwili.
  - To nie twoja wina. Po prostu nie wiem, czy jestem gotowa na to - odparłam.
  - Ja cię do niczego nie będę zmuszał. Chociaż na prawdę chciałbym już to zrobić, ale poczekam na twoją decyzję. 
  - Wierz mi, ja też tego chcę, ale się trochę boję.
  - Ja bym cię nigdy nie skrzywdził, ale rozumiem cię. Nie musimy się z tym spieszyć. Mamy jeszcze czas. - Uśmiechnął się.
  - Jesteś najlepszym chłopakiem jakiego mogłam mieć - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
  - I wzajemnie - odpowiedział, po czym pocałował mnie czule, ale zaraz się odsunął. - Chyba musimy się zbierać. Robi się już zimniej.
  - Dobrze - odparłam.
  Wstaliśmy z koca, zwinęliśmy go oraz wyłączyliśmy lampiony i wzięliśmy to wszystko ze sobą. Szliśmy trzymając się za ręce.
  Nagle poczułam, że ktoś kładzie mi dłoń na ustach i przytrzymuje mocno w pasie. Nie mogłam obrócić głowy, żeby zobaczyć, co się dzieje z Rossem, bo ktoś mocno mnie trzymał. Zaczęłam się wiercić, ale uścisk był zbyt mocy, abym mogła się uwolnić. W mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl - Romwellowie, po czym zrobiło mi się ciemno przed oczami...
 ~*~
  Otworzyłam powoli oczy, ale mimo to zobaczyłam tylko ciemność. Jednak po chwili przywykłam do niej i zauważyłam, że znajduję się w jakimś pustym pomieszczeniu, do którego nie wpadało ani odrobiny światła. Nagle zorientowałam się, że leżę związana na jakimś starym materacu, a usta mam zakneblowane kawałkiem materiału. 
  Nie! To nie może być prawda! To pewnie tylko sen! Znów śni mi się ten sam koszmar. 
  Zaczęłam się wiercić i kręcić, a przez to czułam pieczenie na skórze, bo sznury ocierały się o moje nadgarstki i kostki. Do oczu w jednej chwili napłynęły mi łzy.
  Nie! To jest rzeczywistość! Znów zostałam porwana, nie wiem, gdzie jestem, nie wiem, co się stało z Rossem ani nie wiem, co się ze mną później stanie. Nie wiem, ja nic nie wiem! Chociaż jednego jestem pewna - Romwellowie uciekli z więzienia i porwali mnie, bo kto inny mógłby to zrobić? Nie mogę uwierzyć, że znów to zrobili. Cały koszmar ponownie się powtarza. Wygląda to tak jakby ktoś nacisnął replay, a moje życie cofnęło się do tamtych wydarzeń. Dlaczego? Dlaczego to się stało?
  Załkałam, a z oczu płynęły mi strumienie łez. Znów poczułam tą bezsilność, znowu jestem przerażona, zdezorientowana i mam mnóstwo pytań w głowie.
  Już wtedy dużo przeżyłam, a potem miałam koszmary. Co będzie teraz? Drugie porwanie wyciśnie jeszcze większy uraz w mojej psychice. Ja już tego dłużej nie zniosę! Ja już tak nie mogę! Jeśli stąd wyjdę, to nie wiem, czy się po tym pozbieram. Znowu. 
  Co jeśli Romwellowie tym razem zrobią mi coś albo Rossowi? Co jeśli tym razem nie uda mu się mnie uratować, bo oni go uprzedzili? Jeśli mu się coś stanie, to nie wiem, jak ja sobie z tym poradzę. Już wtedy był bliski śmierci, a co jeśli teraz by zginął? Nie! Nie mogę tak myśleć! Ross mnie uratuje i znów wszystko będzie dobrze. Chociaż tylko on potrafił mnie uspokajać, gdy przypominałam sobie tamte wydarzenia. Dzięki niemu choć trochę zapomniałam o Romwellach. Jeśli by mi go zabrakło, ciężko byłoby mi się pozbierać, a szczególnie po jego stracie. Nie zniosłabym tego. Ja tak bardzo go kocham. Jednak to przez zadanie Rossa zostałam porwana pierwszy raz. Mimo tego nie żałuję, że go poznałam. On jest mi potrzebny. Teraz pewnie znów mnie uratuje. Wejdzie jakoś do tego pokoju i razem uciekniemy nie zauważeni przez Romwellów. Znowu bylibyśmy szczęśliwi. Jednak to mogą być tylko moje marzenia. Zawsze może się spełnić czarny scenariusz. Jednak muszę być dobrej myśli. Wszystko jakoś się ułoży.
  Nagle usłyszałam zgrzyt w zamku, a po chwili drzwi otworzyły się. To co zobaczyłam kompletnie mnie zaskoczyło. W wejściu stał jakiś mężczyzna koło czterdziestki i nie był to żaden z Romwellów. Może to nie oni mnie porwali? To w takim razie, kto to jest i czego ode mnie chce? I najważniejsze pytanie, co on ze mną zrobi?
  Poczułam jak po ciele przebiegają mi ciarki. Nie! Ja nie chcę przez to znów przechodzić! Ja już tego nie wytrzymam!
  - Witaj, Lauro. Dobrze, że już się obudziłaś - powiedział, a ja zaczęłam się kręcić, ale zaraz przestałam, bo sznury boleśnie wrzynały mi się w skórę. - Nie wierć się tak, bo niepotrzebnie uszkodzisz sobie swoją skórę, a wygląd będzie ci potrzebny.
  Co? Co on chcę ze mną zrobić? Zaczybam bać się go bardziej niż Romwellów.
  - Pewnie zastanawiasz się, co tu robisz - odparł, podchodząc do mnie i przyklękując obok materaca. - Otóż jesteś mi potrzebna. Chciałbym wykorzystać ciebie do zaspokajania potrzeb innych mężczyzn. Tymczasowo pobędziesz trochę tutaj, a potem twoje życie się zmieni - mówił to ze spokojem, a na koniec wyciągnął rękę i chciał dotknąć mojej twarzy, ale ja szybko się odsunęłam. Jego dłoń zastygła w bezruchu, a na ustach pojawił złowieszczy uśmieszek. - I jeszcze ma charakterek. Już ja ci później pokażę - odparł, po czym wstał i wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz.
  On chyba chce zrobić ze mnie prostytutkę. Nie! Błagam nie! Ja już wolałam jak więzili mnie Romwellowie. Oni chcieli tylko pieniędzy, a on może mnie... Nie, tylko nie to! To normalnie jest jakiś koszmar. To się nie dzieje na prawdę.
  Wybuchnęłam niepohamowanym płaczem. Nie. Już wiem po co on tu później przyjdzie. Nie, nie, nie.
  Ross, gdzie ty jesteś? Błagam uratuj mnie. Tylko ty możesz to zrobić. Znajdź mnie jakoś i wyciągnij stąd zanim ten typ mi coś zrobi. Ross, proszę, uratuj mnie.
  Po kilku minutach przestałam płakać. Poczułam się bardzo zmęczona od tego wszystkiego. Oczy same mi się zamykały. Długo się opierałam, bo bałam się, że ten facet zaraz tu przyjdzie, ale w końcu zasnęłam.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Przepraszam, że rozdziału nie było miesiąc, ale w tamtym miesiącu miałam bardzo mało weny, a tydzień temu wróciłam z koloni, więc dopiero teraz w końcu coś napisałam. Przepraszam was bardzo. Mam nadzieję, że rozdział spodobał wam się, bo chyba nie spodziewaliście się takiego obrotu spraw. Dużo teraz namieszam i będzie się działo. Czekałam na ten zwrot akcji, bo już dawno go zaplanowałam. Pewnie jesteście zaskoczeni. Już było spokojnie, a tu nagle bum! Zobaczycie, co się stanie dalej. Po mnie teraz chyba można się wszystkiego spodziewać.
Do napisania!!!


piątek, 5 sierpnia 2016

Rocznica bloga!

  Wow, jak ten czas szybko leci... Nie mogę uwierzyć, że już minął rok odkąd założyłam tego bloga. Rok temu zaczynałam, a dziś mam tu już 41 rozdziałów. Mogę Wam zdradzić, że do końca zostało już tylko 9, czyli dobijam do 50. Bardzo Wam dziękuję za to, że byliście razem ze mną, bo gdyby Was zabrakło ciężko prowadziłoby mi się bloga. Wiedzcie, że każdy komentarz, obserwator lub wyświetlenia wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Na prawdę nie żałuję, że pojawiłam się na Bloggerze i jak na razie nie zamierzam odchodzić, bo muszę skończyć tego bloga, Ogień i Wodę oraz mam już pomysł na kolejnego, którego założę gdzieś tak na jesień. Także mam jeszcze wiele pomysłów, które chcę wykorzystać. Chociaż, gdy zacznie się szkoła będę miała trochę mniej czasu na pisanie, bo pójdę do liceum i już na poważnie zacznę się uczyć tego, co mi będzie potrzebne w przyszłości. Także czeka mnie więcej nauki i mniej czasu na blogi, ale jakoś sobie z tym poradzę.
  Jeszcze raz bardzo, ale to bardzo Wam dziękuję, że ze mną byliście. Dziękuję Wam z całego serca.

  Takie tam statystyki, których rok temu się nie spodziewałam:
  - ponad 27800 wyświetleń
  - 27 obserwatorów
  - 522 komentarzy (OMG!)
  - 14 nominacji do LBA i 1 do TB
  - rekordowa liczba wyświetleń miesiąca przypadła w lutym (3428)
  - najczęściej wyświetlanym postem jest rozdział 1 (300), po nim Prolog (277), a potem rozdział 28 cz.2 (259)
  - najwięcej komentarzy było pod rozdziałem 33, bo aż 18
  - najwięcej wyświetleń dnia miałam 19 marca (306)

  Na prawdę bardzo Wam dziękuję! Nie spodziewałam się takich osiągnięć. Ten rok był dla mnie wspaniały. Jeszcze raz Wam dziękuję. :*
Do napisania!
~ Milka :*

sobota, 23 lipca 2016

LBA + informacja



Jak widzicie znów zostałam nominowana do LBA. Tym razem zrobiła to Fallen Angel Rozi z bloga My Secret Life-Raura. Dziękuję za nominację. :) No to przejdźmy do pytań, które trochę zdradzają moją osobowość.


1. Lubisz wyróżniać się z tłumu?
Nie za bardzo. Wolę pozostać trochę niezauważalna. Zresztą czuję się trochę niekomfortowo, gdy czuję na sobie czyjś wzrok, a nie patrzę na T osobę.

2. Lubisz poznawać nowych ludzi?
Ja mam z tym problem, że pierwsza raczej nie podejdę do nieznanej osoby. Jestem po prostu nieśmiała. Jednak jeśli ktoś wykona ten pierwszy krok, to potem jakoś idzie z górki.

3. Mogłabyś mieć przyjaciółkę w internecie? A może już masz?
Sama nie wiem. Może tak. Jednak w internecie to nie to samo, co na żywo. 

4. Co chciałabyś w sobie zmienić? Jeśli coś takiego jest.
Chciałabym przestać być nieśmiała. Czuję nawet wewnętrzną potrzebę, żeby to zmienić, bo idę do liceum i nie znam nikogo. Trzeba w końcu się przełamać i muszę to spróbować to zrobić. Chociaż, co mnie dziwi potrafię występować na scenie i nawet nie mam dużej termy, a nie umiem podejść do drugiej osoby. Dziwne. W sumie to biorę udział w szkolnych przedstawieniach od zerówki, więc przywykłam do występowania przed publicznością, mimo że jestem nieśmiała.

5. Przejmujesz się tym co inni o tobie myślą?
Trochę tak. Zdanie innych też się dla mnie liczy, a szczególnie moich bliskich. Inni niech mówią sobie o mnie co chcą, ale i tak ja pozostanę sobą.

6. Jakiego gatunku muzyki najbardziej nie lubisz? Dlaczego?
Nienawidzę heavy metalu. Ta muzyka jest zbyt głośna, a piosenkarze krzyczą, a nie śpiewają. To nie są moje klimaty.

7. Jesteś osobą towarzyską czy raczej typem samotnika?
Jestem raczej typem samotnika przez mój nieśmiałość. Chociaż nie lubię odrzucenia, ale nie lubię też się narzucać innym ludziom i potrafię wyczuć, kiedy ktoś nie chce mojego towarzystwa. Po prostu nie lubię być jak piąte koło u wozu i czuć się nieswojo. Wolę przebywać w gronie osób, które lepiej mnie znają.

8. Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się jak będzie wyglądał świat za 15 lat?
Nie wiem, jak może wyglądać wtedy świat. Oby nie było gorzej. 

9. W jakich ubraniach czujesz się najbardziej swobodnie?
Lubię styl na luzie, czyli spodnie, bluzka, sweterek bądź bluza. Nie przepadam za sukienkami i spódnicami.

10. Co myślisz o moim blogu? Jeśli czytasz.
Dopiero zaczynasz, ale twoja historia wydaje się ciekawa. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na dalszy rozwój wydarzeń.

To wszystko jeśli chodzi o pytania. Mam wam do przekazania pewną wiadomość. Otóż jutro wyjeżdżam na kolonię i będę na niej do 1 sierpnia, więc przez ten czas nie będzie nowych rozdziałów oraz wątpię, żebym miała czas na komentowanie waszych postów. Gdy wrócę wszystko nadrobię. Nowy rozdział postaram się jak najszybciej napisać. To już tyle ode mnie.
Do napisania!
~ Milka

środa, 20 lipca 2016

LBA po raz kolejny!



Zostałam nominowana przez Ju mi z bloga On My Own. Dziękuję bardzo. ;* No to lecimy z pytaniami. :)


1. Czy chciałabyś być sławna? Jeśli tak, to w jaki sposób?
Nie chciałabym być sławna jako gwiazda show-biznesu, bo to nie dla mnie. Chciałabym być sławna w zawodzie, jaki bym wykonywała w przyszłości, bo z tego miałabym korzyści.

2. Z jakim nowym talentem/nową umiejętnością chciałabyś się jutro obudzić?
Chciałabym umieć latać. XD Ale na poważnie to może chciałabym umieć mówić w kilku językach. Bardzo przydatna umiejętność. Chciałabym też nie być nieśmiała, ale to nie jest umiejętność ani talent.

3. Z czego jesteś najbardziej wdzięczna w swoim życiu?
Jestem wdzięczna z tego, że mam kochającą rodzinę oraz, że nie jestem chora na nic poważnego. 

4. Co dla ciebie oznacza słowo "pasja"?
Pasja to dla mnie coś, co się kocha i poświęca się temu najwięcej czasu.

5. Czego nigdy w życiu byś nie zrobiła?
Zdecydowanie nie zabiłabym człowieka ani samej siebie. 

6. Byłabyś w stanie pokazać swoją twarz na blogspocie?
Mogłabym to zrobić, ale nie chcę za bardzo.

7. Jaki jest twój największy lęk?
Nie mam lęków takich jak banie się pająków lub coś w tym stylu. W sumie to nie wiem.

8. Chciałabyś, aby twój blog stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych w całej Polsce?
Chyba tak. Fajnie by było. Chociaż ten blog nie jest aż taki dobry, żeby tak się stało.

To już tyle ode mnie. Ja już nikogo nie nominuję.

sobota, 16 lipca 2016

LBA


Zostałam nominowana do LBA przez Zakręconą Pozytywnie z bloga Wszystko zaczyna się od nowa. Dziękuję za nominację. :D Teraz lecimy z pytaniami.


1. Jak zaczęła się twoja przygoda z bloggerem?
Czytałam mnóstwo blogów o Raurze i Auslly. Pewnej nocy, gdy sobie leżałam już w łóżku, żeby zasnąć, zaczęły mi się w głowie tworzyć moje własne scenki. Potem pomyślałam, że mogę założyć bloga. Wymyśliłam fabułę i tak powstał mój pierwszy blog. Kolejne powstawały zupełnie przypadkiem. Czasami myślałam nad OS'em, a mogłam go bardziej rozwinąć, więc wymyśliłam dłuższą fabułę i tak o to powstają moje blogi. :)

2. Czy uważasz się za dobrego pisarza?
To jest trochę trudne pytanie, bo ciężko mi się ocenić. Myślę, że dobrze piszę, skoro mam czytelników. Jednak wiadomo, że chciałabym robić to lepiej, ale nie wiem, czy potrafię. Po prostu już wyrobiłam swój styl pisania.

3. Jakie tematyki bloga czytujesz?
Czytam głównie blogi o Raurze. Lubię wątki miłosne i jakieś tajemnice, bo wtedy bardziej wciąga się w opowiadanie.

4. Lubisz czytać książki? Jeśli tak, to jakie gatunki?
Tak, kocham czytać książki. Niektóre mnie zainspirują i wymyślę dzięki nim jakąś scenkę na blogu. Gatunki? Romase, fantastyka, trochę przygodowe.

5. Co daje ci blogowanie?
Pozwala mi się oderwać od rzeczywistości, w której dzieją się różne rzeczy i czasami niekoniecznie dobre. Dzięki blogom mogę się odprężyć, ale daję też upust mojej wyobraźni, która jest dosyć bujna, bo potrafię wymyślić wiele rzeczy.

6. Czy publikujesz jeszcze gdzieś opowiadanie? Lepszy Wattpad czy Blogger?
Moje opowiadania publikuję tylko na Bloggerze. Nie używam Wattpada, więc nie wiem, co jest lepsze.

7. Wiążesz przyszłość z pisaniem?
Pisarką nie chciałabym być, ale ostatnio zrodził mi się w głowie pomysł, żeby w przyszłości wydać książkę na podstawie mojego bloga Ogień i Woda. Wymyśliłam też jeszcze kolejną historię, którą rozpocznę, gdy skończę to opowiadanie. Tą świeżo wymyśloną na prawdę chciałabym wydać jako książkę.

8. Co planujesz w przyszłości?
Skończyć liceum, które dopiero zacznę, iść na studia, zostać architektem lub dentystką. 

9. Masz jakieś pasję lub hobby?
Kocham pisać. :D Lubię też rysować i grać na gitarze.

10. Bez czego nie możesz żyć?
Bez telefonu i internetu. Jestem od nich chyba uzależniona. XD

11. Twoje największe marzenie?
Dostać się na studia i je skończyć, ale to jest do wykonania. W sumie to nie wiem. Chociaż fajnie by było tak wygrać w totolotka te kilka milionów. :)


Nominowani:
- A. Roosvelt <klik>
- Karola <klik>
- Amber Black <klik>
- Lauren Coolness <klik>
- Fallen Angel Rozi <klik>
- Ju mi <klik>
- Karlee <klik>

Moje pytania:
1. Dlaczego zdecydowałaś się założyć bloga?
2. Czym jest dla Ciebie pisanie?
3. Planujesz kolejnego bloga?
4. Jakie masz zainteresowania?
5. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
6. Jakie cechy charakteru lubisz w innych ludziach, a jakich nie?
7. Jakie jest Twoje największe marzenie?
8. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?
9. Czy przez jeden dzień chciałabyś być jakąś sławną osobą? Jeśli tak, to jaką?
10. Gdybyś mogła przenieść się w czasie, to przeniosłabyś się do przeszłości czy przyszłości?
11. Jeśli czytasz moje blogi, to co o nich sądzisz?

To tyle już ode mnie. :) Jeśli chodzi o nowy rozdział tutaj, to jeszcze się nie pojawi, bo najpierw muszę go dodać na Ogień i Wodę.
Do napisania!
~ Milka

środa, 6 lipca 2016

Rozdział 41

"You're the one, the one I want so shut your mouth and turn it on." ~ "Jesteś jedynym, jednym, którego chcę, więc zamknij się w końcu i rozkręć się trochę." - Never Be The Same

~Los Angeles, 19.08.2015 r.~
 ★Rydel★

  Leżę na łóżku i słucham muzyki. Praktycznie dziś nie opuszczałam mojego pokoju. Zeszłam tylko do kuchni na śniadanie i szybki obiad. Jak ognia unikam Ellingtona. Widziałam go tylko raz, gdy robiłam sobie jajecznicę na obiad. Prawie w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy, a o pocałunku to już w ogóle nie rozmawialiśmy. Czułam się w jego towarzystwie niezręcznie. Boję się, że ten pocałunek dla niego nic nie znaczył, bo dla mnie nie był on obojętny, mimo że trwał zaledwie z trzy sekundy. Wiem, że rozmowa z Ellingtonem rozwiałaby moje wszystkie wątpliwości, ale jakoś nie mam odwagi zacząć jej pierwsza. Źle teraz robię, bo niby nie chcę zniszczyć naszej przyjaźni, a w ogóle ze sobą nie gadamy i unikamy się. To bardziej nas od siebie oddala, niż przybliża. Wiem, że muszę coś z tym zrobić, a tym czymś jest szczera rozmowa. Już miałam dwa takie razy, że chciałam już pójść do Ellingtona i mu wszystko wyznać, ale wycofywałam się już, gdy byłam przy drzwiach od mojego pokoju. Taka właśnie jestem odważna. 
  Może by tak znowu do planu włączyć Noaha? W sumie mogłabym się z nim spotakać, bo chcę się dowiedzieć, czy dobrze mu się ułożyło z Alice. Mam nadzieję, że tak. Jednak jeśli się z nim spotkam, to nie pogorszy to mojej sytuacji z Ellingtonem? Chociaż chcę z kimś pogadać o Ellingtonie. Noah by mnie wysłuchał i coś by mi doradził. Może jednak się z nim spotkam? A co mi tam! Przecież nie będę cały dzień siedziała w pokoju i użalała się nad sobą. 
  Wzięłam telefon do ręki, który leżał na łóżku i wybrałam numer do Noaha, po czym połączyłam się z nim.
  - Cześć, Rydel. - Usłyszałam jego głos.
  - Hej, Noah - odezwałam się.
  - Po co dzwonisz? Dalej masz problem z Ellingtonem?
  - Tak, dziś prawie w ogóle ze sobą nie gadaliśmy. Ta sytuacja zaczyna mnie trochę niepokoić.
  - Przecież wiesz, że lekarstwem na tą sytuację jest rozmowa. Czemu jeszcze z nim nie rozmawiałaś?
  - To trudne - westchnęłam.
  - Wiadomo, ale jeśli nie spróbujesz, to będzie jeszcze gorzej.
  - Och, wiem, ale... - powiedziałam lecz Noah zaraz mi przerwał:
  - Nie ma żadnego ale. Musisz z nim pogadać. Rydel, weź się w garść - odparł motywującym tonem, a ja tylko westchnęłam. - Nie wzdzychaj tam, a idź do niego i wyznaj mu wszystko, a będzie dobrze.
  - Ty tak zrobiłeś wczoraj z Alice? - spytałam.
  - Tak, postanowiłem wziąć się w garść i powiedziałem jej wszystko, co do niej czuję. 
  - To dobrze, a co się jej wczoraj stało, że do ciebie dzwoniła?
  - Zobaczyła jak jej chłopak całuje się z inną dziewczyną i zerwała z nim. Potrzebowała mnie w tą ciężką chwilę. Tak wyszło, że wyznałem jej, że nadal ją kocham, a ona powiedziała to samo i jesteśmy znów razem - powiedział, a w jego głosie usłyszałam radość.
  - Gratuluję wam. Cieszę się, że wam się ułożyło - odparłam z uśmiechem na ustach.
  - Widzisz, mi się udało. Wystarczy tylko rozmowa, a wszystko się wyjaśnia. Pogadaj z Ellitonem.
  - Postaram się - odparłam, a w głowie nagle znów zrodził mi się pewien pomysł. - Może się spotkamy? Chcę zobaczyć reakcję Ellingtona, gdy znów przyjdziesz. Może zaprotestuje lub coś w tym stylu. Pomożesz mi znowu? - spytałam.
  - Czy ty znów musisz układać jakiś plan? Nie możesz po prostu z nim porozmawiać?
  - Ale ja chcę sprawdzić, jak on zareaguje na tą wiadomość. Proszę, to będzie już ostatni plan, a po nim już pogadam z Ell'em - poprosiłam, a w głośniku usłyszałam westchnienie Noaha.
  - Okay, zgoda - odparł.
  - Dzięki, jesteś wspaniały - powiedziałam radośnie, a Noah się zaśmiał.
  - Jeśli na przykład Ellington poszedłby z nami, to mam cię podrywać, tak? - spytał.
  - Tak, rób coś, żeby był zazdrosny. 
  - Okay, to spotykamy się u ciebie?
  - Tak, możesz przyjść nawet już za kilka minut?
  - Dobrze, ale o 19 mam randkę z Alice, więc musimy się trochę pospieszyć. 
  - Spokojnie, mamy całe cztery godziny.
  - No tak. To do zobaczenia za chwilę.
  - Na razie - odpowiedziałam, po czym rozłączyłam się.
  Jestem ciekawa, czy ten plan wypali. Mam nadzieję, że tak! Najlepiej byłoby, gdyby Ellington poszedłby z nami. Wtedy byłabym już pewna, że zależy mu na mnie. Muszę się trochę ogarnąć zanim przyjdzie Noah.
  Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Szybko zdecydowałam się na dzisiejszy zestaw. Ubrałam się, po czym podeszłam do lustra. Rozczesałam włosy i związałam je w wysokiego kucyka, bo dziś jest gorąco. Pomalowałam jeszcze tylko rzęsy i byłam gotowa.
  Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół do kuchni, w której na szczęście nikogo nie było. Wyciągnęłam szklankę z szafki i wlałam do niej soku pomarańczowego, po czym napiłam się. Po chwili jednak usłyszałam kroki i zobaczyłam w wejściu Ellingtona. Moje ciało dziwnie się spięło, a serce natomiast zabiło mi szybciej. Ratliff chyba też się mnie nie spodziewał, bo zauważyłam, że jest zdziwiony. Spojrzeliśmy na siebie krótko, bo ja wbiłam wzrok w szklankę, a Ell podszedł do lodówki.
  Może powiedzieć mu, że wychodzę z Noahem? Może jakoś zareaguje? Okay, a co mi tam!
  - Wiesz, za chwilę spotykam się z Noahem - odezwałam się, a on szybko zamknął lodówkę, wyciągając z niej jogurt, ale nie odwrócił się w moją stronę.
  - Aha - odparł, otwierając szufladę, w której były sztućce.
  Chciałam powiedzieć, czy nie ma nic przeciwko, ale usłyszałam dzwonek do drzwi.
  - To pewnie on. Pójdę otworzyć - powiedziałam, a Ellington nie zrobił nic, więc wyszłam z kuchni i poszłam na korytarz.
  Może ja go tym ranię, jeśli on coś do mnie czuje? Może rzeczywiście powinnam z nim zwyczajnie porozmawiać zamiast tworzyć kolejny plan, który nie wiadomo, czy wyjdzie? Teraz już nie ma odwrotu.
  Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Noaha.
  - Cześć - odezwał się miło.
  - Hej - odpowiedziałam, lekko się uśmiechając.
  - To co teraz robimy? Wymyśliłaś coś? - spytał.
  - Niekoniecznie. Powiem chłopakom, że wychodzę z tobą. Poczekasz tu chwilę?
  - Czyli, że mnie im nie pokażesz?
  - Chyba nie.
  - Okay, to idź do nich - odparł Noah, a ja tylko skinęłam głową i poszłam do salonu, w którym siedzieli moi bracia. Ellington też już był.
  - Chłopaki, ja wychodzę z Noahem - odezwałam się, a oni spojrzeli na mnie.
  - Mogę się do was dołączyć? Jakoś nie mam nic ciekawego do roboty  -powiedział Ellington, wstając z kanapy.
  - Okay, skoro chcesz - odparłam.
  - No to z wami idę - powiedział, po czym poszedł na korytarz, a ja zaraz za nim.
  Wow, mój plan chyba wypali! Na prawdę się na to zanosi.
  - Noah, Ellington może iść z nami? - spytałam.
  - Czemu nie. Zrobimy sobie taki wypad poza dom we trójkę - odpowiedział na luzie Noah.
  - No to chodźcie. Chętnie się trochę rozruszam - odezwał się Ellington, otwierając drzwi.
  Wyszliśmy na zewnątrz. Spojrzałam na Noaha, który dyskretnie puścił mi oczko i uśmiechnął się lekko. Szłam pomiędzy nim a Ellingtonem.
  - To może pójdziemy na kręgielnie? - zaproponowałam.
  - Dobry pomysł - powiedział Ellington. - Jestem bardzo dobry w kręgle - dodał jakby rzucał wyzwanie Noahowi.
  - Ja też jestem dobry - odparł Noah.
  - Zobaczymy kto wygra. Pewnie ja.
  - Nie mów hop póki nie przeskoczysz - odpowiedział Noah, a w Ellingtonie chyba zawrzało.
  No to będzie się działo. Jednak podoba mi się ta zazdrość Ell'a. Teraz już jestem pewna, że coś do mnie czuje. Gdy już wrócimy do domu, to koniecznie muszę z nim porozmawiać.
  W drodze do kręgielni Ellington i Noah przekomarzali się. Zauważyłam, że Noahowi nawet się podoba ta gra. Robił wszystko jakoby było to na poważnie. Jeśli będę z Ellingtonem, to chciałabym, żeby Noah był moim przyjacielem. Jest na prawdę sympatycznym i zabawnym chłopakiem. Polubiłam go. No chyba, że Ell miałby jakieś wątpliwości, co do niego, to nie wiem. Chociaż powiem mu, że Noah ma dziewczynę. Może wtedy się zgodzi.
  Po kilkunastu minutach doszliśmy do kręgielni. Tam przebraliśmy buty i ustaliliśmy czas naszego pobytu na dwie godziny. Już domyślam się, jak będzie wyglądała ta gra. Ellington będzie rywalizował z Noahem.
  Jak myślałam, tak się stało. Chłopaki szli z punktami łeb w łeb i nie odpuszczali. Mnie to zaczynało trochę bawić. Ellingtonowi rzeczywiście na mnie zależy.
  - On jest o ciebie bardzo zazdrosny. Widzisz jak chce wygrać? Jednak ja i tak nie odpuszczę. Niech myśli, że chcę cię poderwać - powiedział po cichu do mnie Noah, gdy Ellington rzucał.
  - Widzę, że nawet nie przeszkadza ci to udawanie. - Uśmiechnęłam się.
  - Nie, dobrze się nawet bawię - zaśmiał się.
  - Tak! Zrobiłem strike'a! Wygrywam! - krzyknął Ratliff.
  - Zobaczymy jak długo - odparł Noah i teraz on rzucał. Również zbił wszystkie kręgle, co nie podobało się Ellingtonowi.
  W końcu okazało się, że chłopaki mają remis, a ja byłam tylko o pięć punktów za nimi. Po skończonej grze poszliśmy do wesołego miasteczka. W pierwszej kolejności jak zawsze poszliśmy na kolejkę górską. I tu zaczął się znowu problem. Kto będzie ze mm siedział?
  - Ej Rydel, chcesz ze mną usiąść w wagoniku? - spytał Noah.
  - A może ze mną? Wiesz, że przy mnie nie musisz się niczego bać - odezwał się szybko Ellington.
  - Musisz wybierać - odparł Noah.
  Spojrzałam na obu. Wzrok Ratliffa mówił, że chce, żebym z nim była w wagoniku. Natomiast Noah dyskretnie wskazywał na Ellingtona.
  - Okay, wybieram Ellingtona. - Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił mój gest.
  Widziałam, że tą decyzją sprawiłam mu radość. Gdybym wybrała Noaha to zazdrość Ell'a normalnie sprawiały, żeby wybuchnął.
  Wsiedliśmy do wagoników. Zapięliśmy pasy i przyciągnęliśmy barierkę, która nas dodatkowo trzymała.
  - Jakbyś się bała, to możesz złapać mnie za rękę - odezwał się Ellington.
  - Okay. - Uśmiechnęłam się, patrząc mu w oczy, w których na chwilę odpłynęłam.
  Poczułam, że serce bije mi szybciej. Mogłabym dłużej tonąć w jego spojrzeniu, ale kolejka ruszyła, a ja odruchowo złapałam się barierki. Maszyna powoli zaczynała jechać szybciej, a przy zakręcie mocniej przyspieszyła. Teraz zaczyna się najlepsza część. Gdy dotarliśmy do pętli załapałam dłoń Ellingtona, którą również trzymał na barierce. Spojrzeliśmy na siebie krótko. Wraz z jego dotykiem po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Ja na prawdę go kocham. Te moje reakcje są tego dowodem. Nie puściłam jego ręki dopóki kolejka się nie zatrzymała. Wyszliśmy z wagoniku, a po chwili obok nas pojawił się Noah.
  - To teraz gdzie idziemy? - spytałam.
  - Może do tunelu strachu? - zaproponował Ellington, a ja i Noah się zgodziliśmy.
  Gdy szliśmy do wybranej atrakcji, spojrzałam na Noaha, który uśmiechnął się do mnie, a jego wzrok mówił: ,,Dobrze". Ja tylko odzwajemniłam jego gest.
  Gdy przechodziliśmy obok strzelnicy zauważyłam dużą, pluszową pandę.
  - Jaka ta panda jest świetna. Chciałabym taką - odezwałam się z radością.
  Co jak co, ale takie duże pluszaki to ja lubię. Są dobrą poduszką i przytulanką.
  - Wygrać ci ją? - spytał Ellington.
  - A umiesz dobrze strzelać?
  - To się okaże - odparł i podszedł do stoiska. - Dzień dobry - powiedział do mężczyzny, który siedział na krześle za stołem.
  - Dzień dobry. Chce pan spróbować swojego szczęścia i trafić wszystkie 5 butelek?
  - Tak, ile płacę?
  - 10 dolarów - odparł mężczyzna, a Ellington dał mu pieniądze.
  Po chwili właściciel podał Ratliffowi sztucer. Ell przybrał pozycję do strzału. Trafił w pierwszą butelkę, drugą, trzecią, czwartą. Gdy mierzył do piątej widziałam, że nie chce przegrać. Strzelił, a butelka rozbiła się.
  - Wow, brawo! - odezwałam się z uśmiechem.
  - Ja też jestem pod wrażeniem. Proszę wybrać nagrodę - powiedział mężczyzna.
  - Poproszę tą pandę - odparł, a właścicel ją mu podał. - Dziękuję.
  - Proszę bardzo.
  Ellington odwrócił się w moją stronę.
  - Nie sądziłam, że tak dobrze strzelasz - powiedziałam.
  - Też nie wiedziałem. - Uśmiechnął się do mnie. - Oto twoja panda - odparł i dał mi pluszaka.
  - Dzięki. - Uśmiechnęłam się.
  - Nie ma za co - odpowiedział, odwzajemniając mój gest.
  - To idziemy do tego tunelu strachu? - odezwał się Noah.
  - Tak - ja i Ellington powiedzieliśmy razem.
  Poszliśmy do atrakcji. Znowu musieliśmy siedzieć w dwuosobowym wagoniku, więc znów musiałam decydować. Tym razem wybrałam Noaha, co nie spodobało się Ellitonowi, ale już nic nie mówił.
  Potem byliśmy jeszcze na kilku atrakcjach, ale takich, że mogliśmy wchodzić razem. Dobrze się bawiłam. Po wesołym miasteczku zdecydowaliśmy, że pójdziemy na pizzę, bo byliśmy głodni. Zamówiliśmy jedną dużą i wszyscy zrzuciliśmy się po trochę. W końcu musieliśmy wracać, bo Noah miał przecież randkę z Alice. W drodze do domu Ellington i Noah już nawet normalnie ze sobą rozmawiali, co mnie nawet trochę ucieszyło.
  - No to jesteśmy na miejscu - odezwałam się.
  - Niestety tak. Dobrze się z wami bawiłem - powiedział Noah.
  - Może to kiedyś powtórzymy? - spytałam.
  - Nie sądzę - odparł Ellington.
  - No to pa, Noah. - Uśmiechnęłam się do niego.
  - Pa, Rydel - odpowiedział, po czym nagle się trochę schylił i pocałował w policzek. Spojrzałam na Ellingtona, którzy tylko odwrócił się na pięcie i wszedł do domu, trzaskając drzwiami.
  - Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam.
  - Chciałaś przecież zobaczyć reakcję Ellingtona. Teraz możesz być pewna, że jest w tobie zakochany - odpowiedział.
  - Tak, też jestem już tego pewna.
  - Teraz musisz z nim porozmawiasz. Jeśli tego nie zrobisz, to możesz go stracić. Ten pocałunek mocno go rozwścieczył.
  - No i to bardzo - przytaknęłam. - Pójdę już. Czeka mnie teraz trudna rozmowa.
  - Powodzenia. Liczę, że wszystko będzie po twojej myśli. - Uśmiechnął się.
  - Mam nadzieję. Baw się dobrze na randce.
  - Dzięki. Idź już do niego. - Skinął głową na drzwi.
  - Okay, to pa - powiedziałam.
  - Pa, Rydel - odparł Noah, po czym odwrócił się i poszedł.
  Weszłam do domu. Zajrzałam do salonu, ale nie było w nim Ellingtona, więc poszłam na górę do jego pokoju. Zapukałam, ale on nie odpowiadał. Chciałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte. Pewnie mocno zabolał go ten pocałunek w policzek. No trudno, biorę wszystko na siebie.
  - Ellington, mogę wejść? - spytałam, ale odpowiedziała mi cisza. - Ell, muszę z tobą porozmawiać.
  - Chyba nie mamy o czym - odpowiedział chłodnym tonem.
  Mogłam jednak nie wymyślać żadnych planów, a od razu powinnam z nim pogadać. Co jeśli teraz go stracę? Nie, nie mogę do tego dopuścić. Nie teraz, gdy już wiem, że Ellington czuje do mnie to samo.
  - Ellington, proszę otwórz drzwi - poprosiłam.
  Znów odpowiedziała mi cisza. Westchnęłam ciężko. Wszystko popsułam. Być może straciłam najlepszego przyjaciela. Czy na prawdę musiałam to popsuć?
  - Ellington? - powiedziałam.
  Już myślałam, że znowu nic nie powie, ale usłyszałam kroki zmierzające do drzwi, a potem dźwięk otwierania zamka. Po chwili Ell otowrzył drzwi, ale zaraz odwrócił się i poszedł w głąb pokoju. Niepewnie weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Ellington patrzył na mnie bezuczuciowo, ale w jego oczach widziałam smutek. Cierpi, a najgorsze, że przeze mnie. Nawet nie wiem, co mogłabym teraz powiedzieć. Zupełnie odebrało mi mowę. Staliśmy tylko i patrzyliśmy na siebie. Panowała niezręczna cisza, której chyba żadne z nam nie miało ochoty przerywać.
  - No więc, o czym chcesz ze mną porozmawiać? - odezwał się nagle Ellington. Jego głos był obojętny.
  Nie wiedziałam, jak zacząć. Co mam mu powiedzieć? Że te całe spotkania z Noahem to tylko plan? Że chciałam sprawidzć, czy jest o mnie zazdrosny? Nie mam pojęcia.
  Spuściłam wzrok z Ellingtona i westchnęłam.
  - No bo wiesz... - zaczęłam, ale on nagle mi przerwał:
  - Zanim cokolwiek powiesz, najpierw posłuchaj mnie - powiedział pewnym tonem.
  - Okay - odparłam.
  - Czy ty na prawdę nie widzisz tego, że nie jesteś mi obojętna? Że przez tego Noaha jestem o ciebie zazdrony? - odpowiedział z wyrzutem. - Zawsze sądziłem, że my tylko będziemy przyjaciółmi - powiedział już spokojniej. - Jednak w pewnym momencie uzmysłowiłem sobie, że ja coś do ciebie czuję. Ukrywałem to nie tylko przed tobą, ale też przed samym sobą. Oszukiwałem się, że nie jestem w tobie zakochany, ale prwada była inna - przerwał na chwilę. - Jednak, gdy zobczyłem cię z Noahem, to pomyślałem, że mogę cię stracić, a tego bym nie chciał. Może i byłabyś nadal moją przyjaciółką, ale ja chciałabym czegoś więcej. Myślałem, że po tym naszym pocałunku coś się zmieni, ale ty mnie unikałaś. Na dodatek znów umówiłaś z Noahem, a ja nie mogłem znieść tego, że może się w nim zakochasz - westchnął. - Nie widziałaś, że cały czas o ciebie z nim konkurowałem? Nawet dawałem wyraźne znaki, że jestem o ciebie zazdrosny. Na prawę tego nie widziałaś? A może już coś poczułaś do niego? - spytał z wyrzutem.
  On mnie kocha! Jednak teraz wszystko zależy ode mnie. Nie mogę już niczego zniszczyć.
  - Wiem, że może to dziwnie zabrzmieć, ale te spotkania z Noahem były planem, który wymyśliłam - powiedziałam trochę niepewnie.
  - Jakim planem? - zapytał Ellington.
  - Chciałam sprawdzić, czy będziesz o mnie zazdrosny - odpowiedziałam ciszej. - Jeśli sądzisz, że nie widziałam twoich reakcji, to się mylisz. Widziałam, że jesteś o mnie zazdrosny - powiedziałam, patrząc mu w oczy, w których zauważyłam trochę nadziei. - Jakbyś chciał wiedzieć to Noah ma już dziewczynę. Gdy się spotkaliśmy pierwszy raz to jeszcze nie miał, ale tak wyszło, że zaczęliśmy rozmawiać o tych sprawach. Wzajemnie daliśmy sobie rady, a potem wymyśliłam ten plan, bo chciałam się upewnić, czy czujesz do mnie to samo, co ja - powiedziałam, a Ellington zbliżył się trochę do mnie.
  - Czyli, że chcałaś mnie sprawdzić, tak? - spytał.
  - Tak, chciałam zobaczyć twoją rekakcję, gdy zobaczysz mnie z innym chłopakiem. Już po tej wczorajszej rozmowie głowiłam się, co chciałeś mi wyznać. Myślałam, że może chciałeś powiedzieć mi, co do mnie czujesz.
  - Bo tak było - odparł miękkim głosem.
  - Jeśli masz jeszcze jakieś wątpliwości, co do mnie, to musisz wiedzieć, że ja jestem w tobie zakochana już od dłuższego czasu, ale nie wiedziałam, że ty czujesz do mnie to samo - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
  - To mieliśmy podobny problem. - Uśmiechnął się, podchodząc bliżej mnie tak, że nasze ciała prawie się ze sobą stykały. Utonęłam w jego oczach, a Ellington nie odrywał wzroku od moich. Zapragnęłam go pocałować. Chyba czuł to samo, bo nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać. W końcu nasze wargi dotknęły się, a ja poczułam przepływ gorącego szcześcia. Serce zabiło mi szybciej. Oderwaliśmy się na chwilę od siebie, po czym pocałowaliśmy się bardziej stanowczo. Ellington położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie bliżej siebie. Ja natomiast zarzuciałam ręce na jego szyję. Zaczęliśmy się całować coraz odważniej, a co jakiś czas uśmiechaliśmy się. Zupełnie zatraciłam się w tej cudownej chwili. W końcu nasze drogi się razem zeszły. Oboje mieliśmy wątpliwości, co do naszych uczuć, ale w końcu wszytko dobrze się ułożyło. Odsunęliśmy się od siebie trochę, żeby spojrzeć sobie w oczy.
  - Kocham cię, Delly - powiedział Ellington.
  - Ja ciebie też - odparłam i pocałowałam go. Jednak nagle usłyszałam jakiś huk, który dobiegał zza drzwi. Odsunęliśmy się od siebie. - Poczekaj - powiedziałam, po czym po cichu podeszłam do drzwi i otworzylam je z impetem, a do pokoju wpadli moi bracia, którzy leżeli teraz jeden na drugim z zdezorientowanymi minami. Ja i Ellington zaśmialiśmy się.
  - Ładnie to tak podsłuchiwać? - spytałam.
  - My wcale nie podsłuchiwaliśmy - zaprzeczył Rocky.
  - Tak? To dlaczego leżycie teraz na ziemi? - odpowiedziałam, zakładając ręce na piersi. Chłopaki wstali, otrzepując się z niewidzialnego kurzu.
  - Chcieliśmy tylko sprawdzić, jak wam idzie ta rozmowa - odezwał się Ross.
  -  Zresztą to, że nas usłyszeliście to wina Rossa, bo przypadkiem kopnął w drzwi - powiedział Riker.
  - A nie mogliście poczekać zanim my wam wszystko powiemy? - spytałam.
  - Tak jakoś wyszło. Lepiej wiedzieć od razu - odparł Rocky. - Bo jesteście razem, co nie? - spytał.
  Ja i Ellington spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się.
  - No tak - powiedzieliśmy razem.
  - Gratulujemy wam. Obyście byli ze sobą jak najdłużej - odparł wesoło Riker.
  - Trzeba to jakoś uczcić - odezwał się Ross.
  - Może kolacja? Ja mogę coś dobrego ugotować - powiedziałam.
  - To ja ci pomogę. - Uśmiechnął się do mnie Ellington.
  - Przydałby się też jakiś alkohol, ale po urodzinach Rydel nic nie zostało. Kupię coś - odparł Rocky.
  - Okay, no to pora świętować, bo jest co! - powiedział Riker.
  - Może jeszcze zaprosimy Laurę i Vanessę? - spytał Ross.
  - Pewnie zaproś je. Zawsze będzie weselej - odpowiedziałam. Pomyślałam, żeby zaporosić też Noaha z jego dziewczyną. Chętnie bym ją poznała. Tylko czy reszta nie miałaby nic przeciwko? - Ej, a może zaprosimy też Noaha z jego dziewczną? - zaproponowałam.
  - To on ma dziewczynę? - zdziwił się Ross.
  - Ma, właściwie są razem od wczoraj, ale kiedyś też byli.
  - Co się tak do niego przyczepiłaś? - spytał z zazdrością Ellington.
  - Już nie bądź o niego taki zazdrosny - powiedziałam, dotykając jego ramienia. - Ja po prostu polubiłam go. On jest na prawdę spoko. Zresztą ja jestem z tobą, a on ma dziewczynę, więc już nie bądź o niego zazdrosny, Ell - powiedziałam. - Nie mógłby przyjść? Jakbyś chciał wiedzieć, to Noah mnie cały czas namawiał, żebym z tobą pogadala o nas. Proszę. Chłopaki, co wy na to? - spytałam.
  Wszyscy spojrzeli po sobie.
  - Skoro on ma dziewczynę, to mógłby przyjść. Nie był on taki zły - powiedział Ellington. Moi bracia też się zgodzili.
  - To fajnie. - Uśmiechnęłam się. - No to idźcie zaprosić dziewczyny, a ty Rocky idź po coś do sklepu.
  Wszyscy oprócz Ellingtona wyszli z pokoju.
  - Na prawdę on musi przyjść? - spytał.
  - A czemu nie. Muszę mu podziękować za to, że zgodził się brać udział w moim planie - odpowiedziałam, ale cały czas widziałam, że Ellington był zazdrosny.
  - Oj Ell, to tylko znajomy, przecież jestem z tobą i to ciebie kocham - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
  - Zawsze będę o ciebie zazdrosny, bo nie chcę cię stracić - odparł, po czym pocałował mnie, a ja odwzajemniłam jego gest. Na chwilę czas stanął w miejscu i liczył się tylko Ellington.
  Miłość. Jakie to cudowne uczucie! Nie wyobrażam sobie życia beż krzty miłości. Byłoby one takie ponure. Dzięki miłości życie staje się lepsze, a jeśli ktoś cię kocha, to czuje się bardzo szczęśliwym człowiekiem.
  Oderwalismy się od siebie z uśmiechem.
  - No to zadzwonię do niego - powiedziałam.
  - Okay, jak chcesz - odparł Ellington i pocałował mnie krótko.
  Odsunęłam się od niego i usiadłam na jego łóżku. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Noaha.
  - Cześć, Rydel. Po co dzwonisz? Jak ci się ułożyło z Ellingtonem? - Usłyszałam głos Noaha.
  - Hej. Wszystko dobrze. Ja i Ellington jesteśmy razem - powiedziałam z uśmiechem.
  - No to wam gratuluję. Wiedziałem, że wam się ułoży.
  - Ej Noah, chciałbyś może przyjść na kolację z okazji, że ja i Ell jesteśmy razem? Możesz przyjść z Alice. No chyba, że wasza randka jest bardzo ważna, to zrozumiem, gdy odmówisz.
  - Tak właściwie my po prostu wychodzimy sobie na miasto. Takie wspólne spędzanie czasu.
  - To przyjdziecie? - spytałam.
  -  Spytam Alice i ci dam znać, okay?
  - Okay. To bądźcie tak o 20:00.
  - Dobrze.
  - No to do zobaczenia.
  - Do zobaczenia - odparł Noah, po czym rozłączył się.
  - I co będą? - spytał Ellingon.
  - Chyba tak. Noah musi ją zapytać. To ci idziemy zrobić coś do jedzenia?
  - Tak, chodźmy. - Uśmiechnął się, po czym złapał mnie za rękę, a mi od razu zrobiło się cieplej na sercu.
  Zeszliśmy do kuchni. Po krótkim zastanowieniu postanowiłam zrobić spagetti bolognese. Włączyłam radio, bo przy muzyce przyjemniej mi się gotuje. Ellington oczywiście mi pomagał. Dużo się śmialiśmy, bo Ell wziął trochę sosu na palca i dotknął mojego nosa. Gdy makaron się gotował, tańczyliśmy i wygłupialiśmy. Bardzo cieszę się, że z nim jestem. Przy nim jestem sobą. On mnie zawsze rozumiał i wspierał. Był moim najlepszym przyjacielem, a teraz jest kimś więcej. Na prawdę bardzo go kocham.
  W czasie gotowania dostałam SMS'a od Noaha, w którym pisał, że on i Alice przyjdą na kolację. Ucieszyłam się z tego.
  Po jakiś 40 minutach danie było gotowe. Ellington kładł po trochę makaronu na talerze, a ja dawałam na niego sos z klopsikami i dodatkowo ozdabiałam listkiem pietruszki.
  - Muszę się przebrać przez ciebie. Za chwilę przyjdę. Pilnuj, żeby chłopaki nie jedli spagetti. Ciebie też to się tyczy - powiedziałam, a Ellington przytaknął.
  Wyszłam z kuchni i poszłam do swojego pokoju. Szybko zdecydowałam się na zwykłą, niebieską sukienkę przed kolano. Rozpuściłam kucyka i rozczesałam włosy. Już nie będę się malować, bo za chwilę już przyjdą goście.
  Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, więc zeszłam na dół. Do salonu weszły już Laura i Vanessa. Pogratulowały mi i Ellingtonowi. Po jakiś kilku minutach znów zadzwonił dzwonek. Tym razem ja poszłam otworzyć.
  W wejściu zobaczyłam Noaha i Alice. Przyjrzałam się jej. Była ona szatynką o zielonych oczach. Szupła i wysoka. Była mniej więcej mojego wzrostu. Wyglądała na miłą.
  - Cześć, Rydel - powiedział Noah.
  - Cześć, Noah. Wchodźcie - odpowiedziałam, otwierając szerzej drzwi.
  - No to was sobie przedstawię. Alice to jest Rydel, Rydel to jest Alice - odparł Noah.
  - Miło mi cię poznać - powiedziałam, wyciągając przed siebie rękę.
  - Wzajemnie - odpowiedziała i uścisnęła mi dłoń.
  - Noah mi trochę o tobie opowiadał. - Uśmiechnęłam się.
  - Mam nadzieję, że dobre rzeczy - odparła z lekkim uśmiechem.
  - Możesz być o to spokojna - powiedział Noah.
  - Zapraszam do środka - odparłam miło.
  Poszliśmy do salonu. Tam znowu było przywitanie, a potem siedliśmy do stołu, który przyszykowali moi bracia. Na początku było trochę niezręcznie, ale po jakimś czasie atmosfera się rozluźniła i było już weselej. Alice wyglądała na sympatyczną dziewczynę i taka była. Nawet Ellington rozmawiał trochę z Noahem. Czas na rozmowie mijał bardzo szybko. Wszyscy dobrze się bawili i nie można było narzekać na nudę. W końcu Noah i Alice musieli iść. Natomiast Laura i Vanessa zdecydowały, że zostają na noc. Nie trzeba było im załatwiać żadnych materacy, bo wiadome było, że będą spały ze swoimi chłopakami. Obejrzeliśmy horror, który oczywiście wybrali chłopaki, a potem każdy poszedł do swoich pokojów. Ja również udałam się do swojego, wykąpałam się i ułożyłam w łóżku, ale nie mogłam zasnąć. Ciągle przewracałam się z boku na bok. W końcu wstałam i poszłam po cichu do pokoju Ellingtona. Otworzyłam drzwi i podeszłam do jego łóżka.
  - Śpisz? - spytałam.
  - Nie, jakoś nie mogę zasnąć - odparł Ellington.
  - To tak samo jak ja.
  - Chodź do mnie. Razem będzie nam przytulniej - powiedział, a ja weszłam pod kołdrę. Położyłam się na boku, a Ellington przytulił mnie od tyłu. Było mi przyjemnie, a w jego ramionach czułam się bezpieczna.
  - I co lepiej ci? - szepnął do mojego ucha.
  - Tak, o wiele lepiej - odpowiedziałam również szeptem.
  Leżeliśmy w ciszy, a moje oczy same robiły się śpiące. Gdy zasypiałam, usłyszałam jeszcze, jak Ellington szepta mi do ucha dobranoc, ale ja już nic nie powiedziałam, bo oddałam się w objęcia krainy Morfeusza.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Przepraszam, że tak długo nic tu nie dodawałam, ale jakoś nie miałam weny. Co już siadałam, żeby coś napisać, to pisałam jakieś pięć zdań i więcej nie mogłam. Wczoraj bardziej się wzięłam do pracy i napisałam połowę, a dziś skończyłam. Mam nadzieję, że mi wybaczcie. :)
Podoba wam się rozdział? Znów jest cały o Rydellington, ale mi się nawet podoba. To już koniec o tej parze, a teraz pora znów na Raurę. No, w następnych rozdziałach będzie się działo.
Do napisania!!!

Liczę na komentarze! :D