sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział 25

"And even though it should be so wrong, I can't help but feel this strong, cause the way you turn me on like a light switch." ~ "Chociaż to powinno być tak złe, nie mogę nic zrobić, tylko odczuwać to tak mocno, bo przełączyłaś cały mój świat jak włącznik światła." - I Want You Bad

~Los Angeles, 27.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Minął już tydzień. Moje dni wyglądały podobnie. Spotkania z Lynchami. Spotkania z Rossem. Spotkania z Jake'iem. Prawie nic się nie zmieniło oprócz jednej rzeczy. Mianowicie - nie jestem już singielką. Zgodziłam się zostać dziewczyną Jake'a. Zastanawiałam się nad tym trzy dni aż w końcu podjęłam decyzję. Dokładnie pamiętam tamto wydarzenie.
Spacerujemy po plaży. Słońce zaczyna powoli zachodzić. Ja jestem zaraz obok wody, która moczy mi nogi, a Jake idzie po mojej lewej stronie. Rozmawiamy. Z nim czas zawsze płyne mi szybko. Z początku czułam się przy nim trochę spięta przez pytanie, które zadał mi w sobotę, ale to minęło. Teraz już zupełnie swobodnie z nim rozmawiam i śmieję się. Dziwi mnie to, że on nie pyta mnie o tamten wieczór, co w sumie jest mi na rękę. Usiedliśmy na pisaku, aby podziwiać zachodzące słońce.
  - Lau przemyślałaś już może to pytanie, które zdałem ci w sobotę? - spytał i spojrzał na mnie. Jednak poruszył ten temat,
  - Dużo nad tym myślałam. - odpowiedziałam.
  - I?
  - I ja nadal nie jestem tego do końca pewna. Czy będzie nam dobrze w takiej sytuacji, że ty coś do mnie czujesz, a ja chyba nie?
  - A czy teraz jest źle?
  - No nie, jest tak jak było.
  - No właśnie i tak będzie, gdy będziemy razem. Nic się prawie nie zmieni. Lau zostaniesz moją dziewczyną?
  - Ja nadal nie jestem tego do końca pewna.
  - Co ci szkodzi się zgodzić? Przecież chciałaś mieć chłopaka, któremu będziesz ufała i przy którym będziesz się czuła swobodnie i będziesz szczęśliwa. Tak nie jest?
  - No w sumie to tak się przy tobie czuję.
  - No więc? - spytał, a ja zastanowiłam się chwilę. Zgodzić się? Przecież chyba nic to nie zmieni. Zresztą, co mi szkodzi spróbwać. Chciałam wiedzieć, jak to jest być w związku i teraz mam na to okazję.
  - Ja... - przerwałm na chwilę. - Ja zgadzam się. - powiedziałam cicho. Zobaczyłam, że Jake szeroko się uśmiechnął.
  - Wiedziałem, że się zgodzisz. Jak się z tego cieszę. - odparł cały w skowronkach, po czym pocałował mnie, czego w ogóle się nie spodziewałam. Jednak Jake zaraz się odsunął. - Przepraszam to tak z tych emocji.
  - Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się.

Jake miał rację, że nic się prawie nie zmieni. Nadal zachowujemy się tak jak wcześniej tylko teraz trzymamy się za ręce, a Jake czasami mnie całuje. Nasza relacja nie uległa zmianie. Mogę nawet stwierdzić, że się polepszyła. Cieszę się, że jestem jego dziewczyną. Gdy powiedziałam o tym Vanessie to ucieszyła się i gratulowała mi, ale stwierdziła, że i tak jest za Raurą. Bardziej bałam się przekazać to Rossowi, bo nie wiedziałam, jak to przyjmie. Z początku był trochę smutny, ale tak jak Van mi pogratulował i cieszył się moim szczęściem. Powiedział, że zawsze będzie przy mnie i zniknie dopiero wtedy, gdy ja tak będę chciała. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest moim najlepszym przyjacielem. Ross jest niezwykły. Chyba nigdy nie spotkam takiego chłopaka jak on. Jest mi bardzo bliski i nie chciałabym go stracić. Mimo, że jestem z Jake'iem, to Ross nadal do mnie przychodzi w nocy, co mi wcale nie przeszkadza. Kocham te nasze potajemne spotkania. Leżymy pod gwiazmi i rozmawiamy na wszelakie tematy. Teraz, gdy tak o nim myślę to uśmiech sam wkrada mi się na usta. On tak na mnie już działa. Nawet, gdy rozmyślam o Jake'u to aż tak się nie uśmiecham. Trochę mnie to dziwi, bo przecież Ross to mój przyjaciel, a Jake chłopak, więc powinno być na odwrót. Jednak wolę, żeby było tak jak jest. Okay pora się trochę ogarnąć, bo za pół godziny ja i Van idziemy na spotaknie z Lynchami, a ja jeszcze nie przebrałam piżamy. Poszłam do garderoby. Zastanowiłam się chwilę, co ubrać. Po namyśle wybrałam żółtą, pastelową bokserkę i czarne, krótkie spodenki. Po ubraniu się podeszłam do lustra. Rozczesałam włosy i upięłam je w luźnego koka, a po bokach twarzy zostawiłam kosmyk włosów. Pomalowałam jeszcze rzęsy i byłam gotowa. Wzięłam telefon z biurka i włączyłam go. Była 11:40, czyli zostało mi jeszcze 20 minut. Gdy wyszłam z pokoju spotkałam się z Vanessą, która była ubrana w jasnoniebieską koszulkę z białym sercem oraz dżinsowe, krótkie spodenki. Włosy miała związane w wysokiego kucyka.
  - Gotowa? - spytała.
  - Tak, a ty?
  - Oczywiście. - odparła. Zeszłyśmy na dół, powiedziałyśmy Natalie, że wychodzimy i opuściłyśmy dom. Ustaliłyśmy, że do Lynchów dotrzemy na nogach. Cała droga minęła nam bardzo szybko. Nim się obejrzałyśmy, stanęłyśmy pod domem naszych przyjaciół. Van zadzwoniła dzwonkiem. Po chwili otworzył nam Ross.
  - Cześć dziewczyny. - przywitał się, a do mnie uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest.
  - Hej Ross. - odpowiedziałyśmy.
  - Wchodźcie. - otworzył szerzej drzwi, a my weszłyśmy. - Jakby co to Rydel jest jeszcze na górze. - powiedział, gdy wchodziliśmy do salonu. Przywitaliśmy się wszyscy, a po chwili dołączyła do nas blondynka.
  - Hej. - uśmiechnęła się.
  - Hej Rydel.
  - To co możemy już iść? - odezwał Rocky.
  - Wszystko robmy według określonego wczoraj planu? - spytałam, aby się upewnić.
  - Tak. - przytaknęła Rydel.
  - Czyli najpierw idziemy do wesołego miasteczka. - powiedział z wyraźną radością Ellington.
  - No to idziemy. - odparł Riker, po czym wyszliśmy z domu. Szliśmy jak zazwyczaj, czyli podzieleni na dziewczyny i chłopaki.
  - Jak ci się układa z Jake'iem, Laura? - spytała Rydel.
  - Dobrze, wszystko jest prawie po staremu. Teraz tylko trzymamy się za ręce, a Jake czasami mnie pocałuje, ale ja tego nie odwzajemniam. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
  - Dlaczego?
  - Sama nie wiem. Chyba nadal nic do niego nie czuję, bo te pocałunki nie wywierają na mnie zbyt dużych emocji.
  - Może tak jest dlatego, że twoje serce należy już do kogoś innego? - odezwała się Vanessa.
  - Nie sądzę. Z Rossem świetnie układa mi się w przyjaźni.
  - Ale on serio ani trochę ci się nie podoba? - spytała Rydel.
  - No Ross jest przystojnym chłopakiem i jest u niego na co popatrzeć. Bardziej wolę jego charakter. Jest on bardzo miły i sympatyczny. Mogę z nim porozmawiać na różne tematy. Kocham z nim leżeć pod gwiazdami. Lubię też patrzeć mu w oczy, ale to zawsze on odwraca wzrok. Po prostu czuję się przy nim sobą i bardzo go lubię.
  - Tego o oczach chyba jeszcze nie mówiłaś. Coś już chyba po między wami zaczyna się zmieniać. Z resztą widzę jak na siebie patrzycie. Bardzo często się uśmiechacie do siebie. - powiedziała blondynka.
  - Dobrze mi jest z nim w przyjaźni i chyba nie chcę tego zmieniać. Zresztą jestem teraz z Jake'iem.
  - Ale nic do niego nie czujesz. - odparła Vanessa.
  - Stuprocentowo jesteś pewna, że nie jesteś zakochana w Rossie? - spytała Rydel.
  - No może na 90 procent. - odpowiedziałam po chwili namysłu. Zauważyłam, że dziewczyny uśmiechnęły się do siebie.
  - Tak te dziesięć procent niepewności! - odezwała się uradowana Delly.
  - Jeszcze ponad tydzień temu było 99 procent, czyli coraz lepej wam się układa. Zresztą widać tą zmianę. - uśmiechnęła się moja siostra.
  - Och dziewczyny już przestańcie. Jeśli moje uczucia, co do Rossa się zmienią to wam o tym z pewnością powiem, ale jak na razie to nie zanosi się na to, żebyśmy byli razem.
  - Zobaczysz, że jeszcze zmienisz zdanie w ciągu tego tygodnia. - odparła Rydel.
  - No nie wiem, może tak, może nie.
  - Dziewczyny chodźcie tu do nas. Czemu zawsze od nas się oddalacie? - odezwał się Riker.
  - Musimy obgadać babskie sprawy. - odpowiedziała Vanessa. Zrównałyśmy się z nimi.
  - Zapewne dotyczące mnie i Laury. Wiele razy usłyszałem swoje imię. - powiedział Ross.
  - Tak, to jest ich główny temat. - przytaknęłam.
  - No co? Próbujemy wam uświadmić, że coś do siebie czujecie, ale wy ciągle się tego wypieracie. - odparła Rydel.
  - Po co nam chcecie coś uświadamiać skoro my dobrze znamy prawdę? - spytał Ross.
  - Może po prostu sobie to wmówiliście i nie dacie się przekonać?
  - Rydel daj już sobie z tym spokój. - jęknęłam.
  - Okay, ale ja i tak wiem swoje i to się nie zmieni. - odparła, po czym wszyscy zaczęliśmy rozmawiać na inne tematy. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Droga mijała nam bardzo szybko i nim się obejrzeliśmy, a stanęliśmy przed wejścem do wesołego miasteczka. Od razu wróciły mi wspomnienia. To tutaj było nasze pierwsze, wspólne spotkanie. Jak to się wszystko od tamtego czasu pozmieniało. Wtedy Ross prawie w ogóle się nie odzywał i ciekawiło mnie to dlaczego tak jest. Myślałam wtedy, że jest on tajemniczy. Jednak wystarczyło pare spotkań sam na sam, a moje zdanie o nim uległo zmianie. Zaczęłam go lepiej poznawać, a teraz nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło go w moim życiu. Tak samo myślę o Lynchach. Z nimi każda chwila sprawia wiele radości. To są moi najlepsi przyjaciele jakich mogłam sobie wyobrazić. Zdecydownie wiele zmieniło się od naszego pierwszego spotaknia. I teraz właśnie znajdujemy się w tym samym miejscu, co wtedy. Jednak wiem, że teraz pobyt w wesołym miasteczku będzie innny niż trzy tygodnie temu.
  - No to jesteśmy na miejscu. - odezwał się Rocky, po przekroczeniu wejścia.
  - Od razu mówię. Najpierw idziemy na kolejkę górską. - powiedział Ellington.
  - Okay nie ci będzie. - odparł Riker, po czym ustawiliśmy się w kolejce do kasy. Ustaliliśmy pary, w których będziemy jechać. Wiadomo ja z Rossem, Van z Rikerem, a Rydel z Ellingtonem, co zaproponował on sam. Rocky chwiliowo się na niego obraził, ale przeszło mu, gdy Ell zaproponował, że da mu dwie paczki żelek, a on się zgodził. Nie, żeby coś, ale Rydel i Ratliff pasują do siebie. Trzebaby ich jakoś spiknąć, ale nie wiem jak. Nie będę się teraz nad tym zastanawiać, bo zaraz będzie nasza kolej do kupienia biletu. Po zakupie jego, usiedliśmy do wagoników. Zapięliśmy się pasami, a mężczyzna obsługujący kolejkę przyciągnął nam barierkę. Zaczęłam się trochę bać, mimo że jechałam już tą kolejką. Najgorsze są pętle i nagłe zakręty.
  - Lau jakbyś się bała to zawsze możesz chwycić moją rękę. - powiedział Ross, po czym otwartą dłoń położył na kolanie.
  - Okay, z pewnością się przyda. - uśmiechnęłam się.
  - Nie musisz się bać. To nic strasznego.
  - Wiem, ale te pętle i nagłe zakręty są okropne. Nie przepadam za kolejkami górskimi, mimo że tą już jechałam. - powiedziałam, po czym poczułam, że kolejka ruszyła. Z początku jechała wolno, ale po kilku sekundach nabrała rozpędu i nagle przy zakręcie przyspieszyła do masymalnej prędkości. Ja nie byłam na to przygotowana, więc pisk sam wyrwał mi się z gardła. Później był kolejny zakręt, do góry i pętla, na której chwyciłam Rossa za rękę i piszczałam. Nie byłam jedyna, bo Vanessa i Rydel też krzyczały. Wraz z dotykiem jego dłoni przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Co on w ogóle oznacza? Jeszcze nigdy go nie poczułam przy Rossie, a nawet przy Jake'u. Nie zastanawiałam się nad tym długo, bo nadjeżdżaliśmy do kolejnej pętli, co spowodowało, że mocniej ścisnęłam dłoń Rossa. Jednak po jednym okrążeniu strach trochę mi przeszedł i czułam tylko adrenalinę. Jednak nie puszczałam ręki mojego przyjaciela, bo tak było mi przyjemniej. W końcu po 5 minutach kolejka zatrzymała się, a ja odetchnęłam z ulgą. Trochę nawet kręciło mi się w głowie.
  - Lau, dobrze się czujesz, bo jesteś blada? - spytał z troską w głosie Ross.
  - Tak, ale trochę kręci mi się w głowie. Zaraz pewnie przestanie.
  - Okay, ale narazie będę cię trzymał za rękę. - powiedział, a ja przytaknęłam. Wysiedliśmy z wagonika, a mi momentalnie mocniej zawirowało przed oczami. Chwyciłam Rossa za ramię, a on objął mnie w pasie, co mi się spodobało.
  - Laura, co ci się stało? - spytała Vanessa.
  - Nic, tylko trochę kręci mi się w głowie. Pewnie zaraz mi przejdzie. Chodźmy dalej. - odparłam. Było mi już coraz lepiej. Bliskość Rossa jakoś dziwnie na mnie działała. Jego dotyk powodował, że moje serce biło szybciej.
  - To gdzie teraz idziemy? - spytał Riker.
  - Może na tą szybką karuzelę? - zaproponował Rocky.
  - Laura dasz radę? - zapytał Ross.
  - Tak, już mi jest lepiej. Możesz nawet już mnie puścić. - odpowiedziałam, a on wypuścił mnie z objęć. Jakoś dziwnie się poczułam, ale nie zważałam na to. Poszliśmy na karuzelę. W wesołym miasteczku bawiliśmy się dobre trzy godziny. Byliśmy chyba na wszystkich atrakcjach. Świetnie spędzaliśmy ten czas, a uśmiech nie schodził nam z twarzy. Zdecydownie teraz jest inaczej niż na naszym pierwszym spotkaniu. Nie wiem jaka jest dokładnie różnica. Może taka, że już dobrze się znamy? Nie wiem. Później według ustalonego planu poszliśmy do kina na komedię. Wiadomo była kłótnia - komedia romantyczna a horror, ale poszliśmy na kompromis. Podczas seansu Rocky i Ell rzucali popcornem w ludzi, którzy byli na dole. Jednemu chłopakowi po kryjomu wrzucali go do kaptura, a on się w ogóle nie zorientował. Czasami ktoś się odwrócił, a wtedy oni udawali, że są wciągnięci przez film. My wszyscy mieliśmy z tego ubaw i głównie uwagę skupialiśmy na nich niż na komedii. Po skończonym seansie poszliśmy do kręgielni.
  - Laura, Van, czy wy kiedyś grałyście w kręgle? - spytał Rocky.
  - Tak, ale to było tak dawno, że ja już zapomniałam, jak się dobrze gra. - odpowiedziałam.
  - Ja jeszcze może coś tam umiem, ale pewnie nie za dobrze. - odparła moja siostra.
  - Nauczycie się podczas gry. - odezwał się Ellington.
  - To na jakie drużyny się dzielimy? - spytał Ross.
  - Dawaj wybieram ja i ty. - powiedział Riker i wszyscy przystaliśmy na tą propozycję.
  - To ja wybieram pierwszy, bo jestem młodszy.
  - Okay, niech ci będzie, a my w takim razie zaczynamy pierwsi.
  - Dobrze. To ja biorę Laurę.
  - Vanessa.
  - Rocky.
  - Ellington.
  - Rydel. - powiedział Ross. Graliśmy w takich składach: ja, Ross, Rocky i Rydel na Rikera, Van i Ellingtona.
  - No ej wy macie przewagę liczebną. - odezwał się Ell.
  - Oj tam dacie radę. Przecież ty i Riker umiecie tak samo grać, co ja i Ross. - odpowiedział Rocky.
  - No w sumie tak. - przytaknął Riker.
  - My zaczynamy pierwsi, bo jest nas mniej. - powiedziała Vanessa, a wszyscy się zgodzili. Ustaliliśmy jeszcze, że przegrana drużyna stawia połowę kwoty pizzy drugiej. Moja siostra rzuciła pierwsza. Oczywiście Riker dawał jej rady i pokazywał, jak należy rzucać. Przy tym obejmował ją od tyłu, co jak widziałam, nie przeszkadzało jej za bardzo. W końcu Vanessa wykonała rzut i zbiła 8 kręgli.
  - O tak! - krzyknęła.
  - Jest dobrze. Następnym razem może uda ci się zbić wszystkie. - powiedział Riker. Teraz nadeszła moja kolej. Chwyciłam kulę w place. Była trochę ciężka i nie za bardzo wiedziałam, jak mam nią rzucić, mimo że widziałam, jak robi to Vanessa. Jednak to co innego patrzeć jak robić to samemu.
  - Jak mam to zrobić? - spytałam.
  - To jest proste. - odparł Ross, podchodząc do mnie. - Musisz tylko dobrze wymierzyć w środek i rzucić. Chodź pokażę ci, jak odpowiednio się ustawić. - powiedział, po czym delikatnie objął mnie od tyłu i chwycił mnie za prawą rękę, w której miałam kulę. Znowu przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Co się ze mną dzieje? - Teraz lekko się pochyl, lewą nogę daj na przód, a prawą z tyłu i lekko je ugnij. - mówił, a ja tak robiłam. - Teraz wymierz kulą w środek i rzuć.
  - Okay. - odpowiedziałam, a Ross odsunął się ode mnie. Przyjemne dreszcze minęły. Zrobiłam tak jak powiedział, wymierzyłam w środek i rzuciłam kulę, która zbiła wszystkie kręgle.
  - Jest! - krzyknęłam i z tych emocji przytuliłam Rossa, ale zaraz się odsunęłam. - Sorki to tak z tych emocji. - uśmiechnęłam się lekko. Trochę zakłopotała mnie ta sytuacja.
  - Nic się nie stało. - zaśmiał się blondyn.
  - O nie trzeba nadrobić straty. - odezwał się Riker, który ustawił się do rzutu. Zbił wszystkie kręgle. - O tak! Tak się gra! - powiedział, po czym przybił piątkę z Ellingtonem i Vanessą. Później Rydel zbiła osiem kręgli, więc był remis.
  - No to teraz moja kolej. Patrzcie i się uczcie. - powiedział Ell.
  - Nie zbijesz wszystkich. - odparła Rydel.
  - A jesteś tego pewna?
  - Tak.
  - No to patrz. - odparł i odpowiednio ustawił się.
  - Nie trafisz. W ogóle żadnego nie zbijesz. - blondynka próbowała go rozproszyć, ale jej trud poszedł na marne, bo Ellington zbił wszystkie kręgle.
  - I co? Zrobiłem strike'a.
  - Pff... miałeś farta. Następnym razem to ja go zrobię.
  - No to zobaczymy. - odparł brunet. Teraz nadeszła kolej Rossa, który również zbił wszystkie kręgle. Tak właśnie toczyła się ta gra. Prawie cały czas szliśmy łeb w łeb. Gdy tylko ktoś przekroczył wynik o kilka punktów to zaraz następna osoba robiła strike'a i znów był remis. Naprawdę świetnie się bawiłam. Najwięcej śmiechu było, gdy Rydel i Ellington próbowali się rozpraszać, co czasami im wychodziło, ale w następnej kolejce zbijali wszystkie kręgle. W końcu o jeden punkt wygrała drużyna Rikera, chociaż było ich mniej.
  - O tak! I kto tu jest mistrzem? Ta drużyna! - krzyczeli i radowali się ze zwycięstwa.
  - To była tylko różnica jednego punktu. Mieliście po prostu szczęście. - powiedział Rocky.
  - Przyjmijcie do wiadomości przegraną i pogódźcie się z tym. - odparł Elligton.
  - To teraz stawiacie nam połowę ceny za pizzę. - odezwała się Vanessa.
  - Zakład to zakład, niestety musimy tak zrobić. - odpowiedziała Rydel.
  - No to idziemy do pizzeri. - odparł Riker. Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Poszliśmy do ulubionego lokalu Lynchów, którzy mówili, że tam jest najlepsza pizza w Los Angeles. Zajęliśmy dwa stoliki, które były blisko siebie, a nawet przysunęliśmy je odrobinę bliżej. Podzieliliśmy się na grupy w jakich graliśmy, bo przecież przegrana drużyna stawia połowę pizzy wygranej. Oni na złość nam wybrali najdroższą. Zamówiliśmy dwie największe takie same i czekaliśmy nie. Po 20 minutach nasze jedzenie było gotowe. Rzeczywiście była to najlepsza pizza jaką jadłam. Tutaj możemy przychodzić zawsze przy jakiejś okazji. Po zjedzeniu zapłaciliśmy za potrawę, po czym opuściliśmy lokal. Było już po siódmej.
  - Ale ten dzień szybko zleciał. - odezwałam się.
  - Nawet za szybko. Jednak zabawa była dobra. - powiedział Ellington.
  - Prawie cały dzień spędziłyśmy razem z wami. Szkoda, że już za chwilę się rozstajemy. - odparła Vanessa.
  - Mam pomysł. - odezwała się nagle Rydel. - Może chcecie u nas zostać na noc? Będzie fajnie. Co wy na to? - spytała. Ja i Van spojrzałyśmy na siebie i uśmiechnęłyśmy się.
  - No pewnie, że tak. - odpowiedziałam.
  - To super. Nie dość, że spędziliśmy ze sobą prawie cały dzień to teraz jeszcze noc. - uśmiechnęła się blondynka.
  - Ale my nie mamy piżam. Musiałybyśmy pójść do domu. - odparła Van.
  - Nie musicie. Ja wam pożyczę, albo któryś z chłopaków da wam swoją koszulkę. Mówię wam, że one są wygodne, bo sama zabrałam jedną Ellingtonowi.
  - Że co? Niby którą? - spytał brunet.
  - A taką zwyczajną. Czarną z jakimś tam białym napisem. Już ci jej nie oddam.
  - Zostaw ją sobie. Będzie ci przypominała o mnie. - uśmiechnął się do niej, a Rydel zarumieniła się lekko. Rydel i rumienienie się? Wow, to coś nowego. Coś mi się wydaje, że oni mają się ku sobie. Zresztą ciągle się sprzeczają o coś. Często obok siebie siedzą. No, no czyżby szykowała się nowa para? Może im trochę pomogę? Chociaż oni sami sobie poradzą. Muszę przyznać, że słodko razem by wyglądali.
  - Okay w sumie to nie jest zły pomysł. - przytaknęła moja siostra.
  - I już nawet wiem czyją koszulkę możesz mieć. - zaśmiałam się, wskazując oczami na Rikera.
  - Tak? Ja też wiem czyją ty. - odgryzła mi się.
  - Ja nie mam nic przeciwko, żeby dać Van koszulkę. - Riker uśmiechnął się do niej, a ons odwzajemniła jego gest. Dlasza część drogi minęła nam na planowaniu wieczoru. Film już był, więc wykreśliliśmy go. Oczywiście będzie butelka, bo jakże by inaczej. Wtedy zawsze się coś dzieje. Ten dzień już jest udany, ale jak to się mówi nie chwali się dnia przed zachodem. O tak, w ten wieczór zdecydowanie może się coś wydarzyć. Po 5 minutach byliśmy w domu Lynchów i Ell'a. Przekąski daliśmy do salonu. Ułożylismy poduszki na podłodze, żeby nam było wygodniej siedzieć. Riker znalazł też pustą butelkę. Po skończeniu pracy usiedliśmy na kanapach. Jednak podczas tych przygotowań Rydel gdzieś wsiąkła. Nie zastanawiłam się nad tym długo, bo przecież to jest jej dom.
  - Hej, mam pewnien pomysł. Co wy na to, żeby wspólnie pooglądać nasze zdjęcia z dzieciństwa? - spytała blondynka, która nagle pojawiła się w salonie.
  - Okay, zobaczycie nas jak byliśmy mali. - odparł Riker. Rydel usiadła na środku tak, aby każdy widział. Na jej kolanach spoczywało chyba z sześć albumów.
  - Dobra no to zaczynamy. - powiedziała, po czym otworzyła pierwszy. Na pierwszym zdjęciu była kobieta w ciąży oraz mężczyzna, który ją obejmował od tyłu. Domyślam się, że to byli ich rodzice. Zresztą ich smutne miny mówiły same za siebie.
  - A ten słodki dzidziuś to ja. - uśmiechnął się Riker, wskazując na zdjęcie maluszka. Było jeszcze mnóstwo zdjęć, gdy był mały. Później każdy pojawiał się po kolei. Wszyscy śmialiśmy się z niektórych fotografii.
  - Czy ja na tym zdjęciu mam całą twarz brudną z czekolady? - spytał Ross.
  - Ja nie wiem, czy to nie jest coś innego. - zaśmiał się Rocky, a blondyn spiorunował go wzrokiem.
  - Chyba bawiłeś się w murzynka. - skomentował Riker.
  - Szkoda, że ty nie masz takiego zdjęcia. - odparł Ross.
  - Nawet słodko wyglądałeś. - odezwałam się, ale zaraz pożałowałam tego.
  - Tak? Ciekawe dlaczego tak uważasz? - uśmiechnęła się moja siostra, a ja tylko przewróciłam oczami. Zaczęliśmy oglądać już czwarty album. Zaraz na początku zobaczyłam tam zdjęcia, które mnie zaskoczyły. Nie tylko mnie. Wszyscy patrzyliśmy a nie zdziwieni.
  - Ej to przecież jestem ja i Laura. - powiedziała Vanessa.
  - Jesteście tego pewne? - spytał Ell.
  - Ja napewno rozpoznam siebie. Zresztą ten podpis mówi sam za siebie. - wskazałam na niego.
  - Z Laurą i Vanessą. - przecztał Riker.
  - To my się już znaliśmy jako dzieci? - odezwał się Ross.
  - Jak to jest możliwe? Przecież my prawie cały czas byłyśmy w domu. - odpowiedziała moja siostra.
  - Te zdjęcia są tylko z parku, czyli tam się spotykaliśmy i to nie raz, bo sądząc po tym, że na niektórych jesteśmy inaczej ubrani. - odparła Rydel.
  - Aww... jakie słodkie zdjęcie. - uśmiechnęła się Vanessa. Wskazywała fotografię, na której ja i Ross przytulaliśmy się. - Już od małego was do siebie ciągnęło.
  - Może dlatego tak łatwo wam się teraz dogadać. - odpowiedziała blondynka.
  - Byliśmy przecież wtedy dziećmi. Mieliśmy z jakieś cztery latka, a ja nawet tego nie pamiętam. - odezwał się Ross.
  - Chyba nikt tego nie pamięta. Jednak to jest dziwne, że o tym nie wiedzieliśmy. My z rodzicami z pewnością nie wychodziliśmy często do parku. - odpowiedziałam.
  - Chyba prędzej z naszą opiekunką. - dodała moja siostra, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Zresztą w LA byłyśmy tylko we wakacje.
  - Jestem ciekawy, czy się wtedy przyjaźniliśmy. - powiedział Riker.
  - Może tak, ale później nam się pewnie urwał kontakt, bo gdyby tak nie było to już znalibyśmy się. - odparł Rocky.
  - Szkoda. Ciekawe jak by teraz wyglądały nasze relacje, gdyby tak się nie stało. - odezwałam się.
  - No pewnie ty i Ross bylibyście razem, tak samo Van i Riker. - uśmiechnęła się Rydel.
  - Co? - powiedzieliśmy we czwórkę w tej samej sekundzie.
  - No co? Pewnie tak by było. Laura i Ross to na bank byliby parą.
  - Już znowu zaczyna się ten temat. Oglądajmy dalej. - odparł Ross, a blondynka przytaknęła głową i przewróciła kartkę. Na drugiej stronie nie było już naszych wspólnych zdjęć. Pewnie już wtedy skończyła się nasza znajomość. Szkoda. To zaskakujące, że jako małe dzieci się już znaliśmy. Ciekawe jak wtedy to było. Pewnie po prostu bawiliśmy się i tyle. Co innego mogą robić dzieci? Jednak w pamięci utwkiło mi zdjęcie moje i Rossa. Jestem ciekawa, jak wtedy wyglądała nasza relacja. Zapewne były to tylko dziecięce zabawy i nic więcej. Koniec już tych przemyślań. Całą uwagę skupiłam na oglądaniu zdjęć. W przedostatnim albumie dużo było fotografii, na których Lynchowie grali na instrumentach. Były to tylko dziecięce zabawki, ale już widać było w nich potencjał oraz, że lubią to robić. Pod koniec zaczął pojawiać się Ellington, a w ostatnim już był prawie na każdym zdjęciu. Fajnie mieć taki rodzinny album. Można wspominać wydarzenia, które stały się wiele lat temu, a oglądając je wydaje się, że były niedawno. Zdjęcia naprawdę mają dużą moc. Moc wspomnień. Ja nie wiem, czy mam taki album. Może tak, ale nigdy go nie widziałam. Chciałabym przypomnieć sobie swoje dzieciństwo, które choć nie było tak wesołe jak Lynchów i Ellingtona, to jednak zawsze jakieś było. Gdy będę miała swoje dzieci to będę uwieczniała na zdjęciach wszystkie ważne chwile z ich życia. Chcę, żeby miały weselsze dzieciństwo niż ja. Chyba za bardzo wybiegam w przyszłość. Przecież mam dopiero 19 lat, jeszcze mam czas na dzieci. Jednak myśleć o nich już mogę, bo czemu nie?
  - I koniec. Więcej zdjęć jeszcze mamy, ale je zostawimy na kiedy indziej. - powiedziała Rydel, po czym wstała z kanapy razem z albumami i wyszła z salonu. Po krótkim czasie wróciła.
  - To teraz może zagramy w butelkę? - zaproponował Ellington.
  - No, a jak. Wieczór w dobrym towarzystwie bez butelki to stracony wieczór. - odpowiedział Rocky. Wszyscy usiedliśmy na poduszkach. Kolejność ode mnie w lewo wyglądała tak: ja, Ross, Rocky, Ell, Rydel, Riker, Van. Pierwszy zakręcił Ellington, bo to on wziął butelkę. Wypadło na Rocky'ego.
  - Pytanie czy wyzwanie?
  - Oczywiście, że wyzwanie. Tylko mięczaki biorą pytanie.
  - Okay, bo ja już mam dla ciebie wymyślone zadanie. - uśmiechnął się Ratliff. - No więc tak. Wjedź na rowerze w samych bokserkach do basenu. - powiedział. Nie no takiego zadania jeszcze nie widziałam.
  - Okay, wyzwanie to wyzwanie. - odparł Rocky, po czym wstał i rozebrał się do bokserek. Poszedł do garażu po rower, a my wszyscy udaliśmy się do ogrodu. Po chwili brunet przyjechał do niego. Od razu kierował się w stronę basenu i nawet się ani razu nie zatrzymał. Z uśmiechem na ustach wjechał do basenu. Całe to zdarzenie nagrywał Ellington. Rocky wynurzył się z wody.
  - Wow! To był super! - krzyknął. - Nagrał to ktoś?
  - Ja, wiedziałem, że bedziesz chciał mieć pamiątkę. - uśmiechnął się Ratliff. Rocky wyciągnął rower z basenu, po czym sam z niego wyszedł. Wyszycy z powrotem udaliśmy się do domu. Brunet najpierw się wytarł i ubrał, a potem zakręcił butelką. Wypadło na Rydel.
  - Pytane cz wyzwanie?
  - A niech będzie wyzwanie. Zaryzykuję, ale nie dawaj niczego głupiego.
  - Okay postaram się. Muszę pomyśleć. - powiedział i zastanawiał się chwilę. - Mam. Wyjdź na ulicę z jakąś imprezową muzyką i krzycz na przkład: Rozkrecamy tą i imprezę! Wychodzić ludziska z domów! Wiesz, o co mi chodzi?
  - Wiem i zrobię to. - odparła. Wzięła swój telefon. Włączyła TSUNAMI, po czym wyszła na zewnątrz. My oczywiście za nią, ale stanęliśmy w drzwiach. Rydel stanęła na chodniku,
  - Wychodzić ludziska z domów! Rozkręcamy tą imprezę! Dawać! Niech nikt się nie boi! Zaszalejmy trochę! Wbijać na imprę! Trzeba ją jakoś zacząć! No śmiało wychodzić z domów! Impreza! - krzyczała i nawet trochę tańczyła. Muszę przyznać, że ma bardzo głośny krzyk, co już słyszałam, gdy dawała reprymendę chłopakom. Gdy powiedziała ostatnie słowo z domu naprzeciwko wyszedł pan Green. Na twarzy miał wymlowaną złość.
  - Zamknij się! Czy nie wiesz, że przeszkadzasz ludziom tymi swomi wrzaskami? Przestanń już, bo ja oglądam wiadomości i mało słyszę. Z wami to nigdy nie mam spokoju. Dlaczego musieliście akurat tutaj zamieszkać? - mówił niemiłym tonem. Nie przepdam za nim, ale on zawsze wyjdzie z domu, gdy ktoś ma jakieś głośne zadanie do wykonania.
  - Tak wyszło. Przepraszam pana. - odparła Rydel, a mężczyzna tylko trzasnął drzwiami. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Po skończonym napadzie głupawki, weszliśmy do domu i usiedliśmy na poduszkach. Rydel zakręciła i wylosowała mnie.
  - Pytanie czy wyzwanie?
  - A co mi tam biore wyzwanie. - odparłam pewnie.
  - Pocałuj Rossa w policzek. - uśmiechnęła się blondynka.
  - Co? - ja i Ross powiedzieliśmy równocześnie.
  - No co? To nie jest nic złego. Ciesz się Lau, że nie całujesz Rossa w usta.
  - Okay, zadanie to zadanie. - odpowiedziałam. Spojrzałam na Rossa. Zbliżyłam się bliżej jego policzka, po czym pocałowałam go delikatnie i zaraz się odsunęłam. Wraz z tym gestem przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Większy niż na kolejce górskiej. Poczułam również, że się rumienię, a moje serce zabiło trochę szybciej. Nasze spojrzenia spotkały się. Zauważyłam, że z jego oczu bije blask radości. Może moje wyrażają to samo? Też się cieszę z tego, co się stało. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
  - Aww... jak słodko. - odezwała się Vanessa, co spowodowało, że odwróciliśmy do siebie wzrok.
  - Ty mi tu nie słódź. - odparłam, po czym zakręciłam butelką. Wypadło na Rikera.
  - Pytanie czy wyzwanie?
  - Dawaj wyzwanie. Skoro wszyscy je biorą to ja też. - powiedział. Zastanowiłam się chwilę. W mojej głowie zrodził się fajny plan.
  - Całuj się z Vanessą przez 10 sekund. - uśmiechnęłam się. Jednak nie zauważyłam zdziwienia z jego strony. Z jego oczu wyczytałam, że się cieszy.
  - Że co?! Ja się nie zgadzam! - odezwała się moja siostra.
  - Co mnie obchodzi twoje zdanie. To jest zadanie Rikera, a nie twoje. - powiedziałam.
  - Ale ja się nie zgadzam.
  - Oj Van co ci szkodzi? - powiedziała Rydel.
  - Ja tego nie zrobię.
  - To nic takiego Van. To tylko zadanie. Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Ten pocałunek nic nie musi znaczyć. - odezwał się Riker. Widziałam, że on chce tego. Może on jest zakochany w Vanessie?
  - Okay niech ci będzie, ale robię to tylko dla ciebie. - odpowiedziała po namyśle moja siostra. Spojrzeli sobie w oczy. Powoli zaczęli się do siebie zbliżać. Gdy ich twarze dzieliły milimetry Vanessa zatrzymała się, ale Riker złączył ich usta w pocałunku. Oboje uśmiechnęli się lekko, po czym Van odwzajemniła pocałunek. Zaczęłam odliczać. Widziałam, że całkowicie zatracili się w tym, co robią, bo gdy doszłam do zera, to oni nadal nie przestawiali się całować. Spojrzałam z uśmiechem na Rydel. Ona również się uśmiechała. Po kolejnych 10 sekundach oderwali się od siebie.
  - Czy wy wiecie, że całowaliście się z jakieś 20 sekund? - powiedziałam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Właśne dzięki mnie moja siostra przeżyła swój pierwszy pocałunek i to nie z byle jakim chłopakiem.
  - Serio? Czemu nic nie mówiłaś? - spytała Vanessa, która zarumieniła się. Ona rzadko to robi, więc coś to oznacza.
  - Nie chciałam wam przerywać, bo tak bardzo się zatraciliście w pocałunkach.
  - Wykonaliśmy twoje zadanie lepiej niż chciałaś. - uśmiechnął się Riker. Jego spojrzenie mówiło, że dziękuje.
  - Tak. Teraz tylko czekam na efekty tego. - odwzajemniłam jego gest. Już ich widzę jako parę. To tylko kwestia czasu. Riker zakręcił i wypadło na Van.
  - Przypadek? - spytałam.
  - Nie sądzę. - zaśmiała się Rydel.
  - Pytanie czy wyzwane?
  - A będę inna i wezmę pytanie.
  - Podobał ci się ten pocałunek? - spytał Riker, a Vanessa zarumieniła się mocnie. Mówiło to samo za siebie. Jednak chciałam usłyszeć potwierdzenie z jej strony.
  - Yyy... eee... - jąkała się. - No tak. - powiedziała cicho, nie patrząc na blondyna, który uśmiechnął się szerko. No to teraz mam już haka na Van. Już teraz mam dobre argumenty, że jest zakochana w Rikerze. Z pewnością to będzie temat, gdy będziemy wracały do domu. Po chwili moja siostra zakręciła butelką, która wylosowała Rossa. No nie.
  - Pytanie czy wyzwanie?
  - Ross, nie bierz od niej wyzwania. Teraz się na mnie zemści. - odezwałam się.
  - Okay, biorę pytanie. - odpowiedział Ross.
  - Na ile procent jesteś pewny, że nie jesteś zakochany w Laurze? - spytała z uśmiechem na ustach. Spojrzałam na niego. Zastanawiał się. Nie tylko Vanessę ciekawi co powie, bo mnie również. Ja twierdziłam, że na 90 procent, a ile on da? Co jeśli mniej? To będzie coś oznaczało?
  - Chyba na 90 proent. - odparł po chwili.
  - Tak! Laura powiedziała tyle samo. To już coś oznacza. - zaśmiała się Van.
  - Czy to musi od razu coś znaczyć? Przecież na tyle jesteśmy tego pewni, więc o co ci chodzi? - spytałam.
  - Ty już dobrze wiesz o co mi chodzi. - uśmiechnęła się, a ja tylko przewróciłam oczami. Ross zakręcił i wylosował Ellingtona, która wziął wyzwanie. Graliśmy chyba do jedenastej. Chyba jeszcze nigdy się tak nie uśmiałam. Bolał mnie brzuch od tego. To była zdecydowanie najlepsza butelka w jaką grałam. Później nawet nie braliśmy pytań, bo wyzwania były ciekawsze i śmieszniejsze.
  - Chyba pora ustalić gdzie dziewczyny będą spały. - odezwał się Riker.
  - Nie przygotowałam swojego pokoju, więc Laura u Rossa, a Vanessa u ciebie. - odpowiedziała Rydel.
  - Mi to nie przeszkadza. Przecież już spaliśmy razem. - odparł Ross, uśmiechając się do mnie.
  - Ja tam się zgadzam. - odwzajemniłam jego gest.
  - Ja też nie mam żadnych problemów z tym. - powiedział Riker.
  - No mi nie pozostało nic innego, jak się zgodzić. - odezwała się Vanessa.
  - Okay i spanie mamy załatwione. Może chodźmy już się wykąpać, bo trochę każdemu to zajmie. - odparła Rydel. Wszycy wstaliśmy i poszliśmy na górę do pokoi.
  - Czyli znów śpimy razem. - odezwałam się, gdy weszliśmy do sypialni Rossa.
  - No tak, tylko tym razem w domu, a nie na dachu. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam jego gest.
  - Ja nie żałuję, że wtedy tam spaliśmy. Było przyjemnie i nawet trochę romantycznie.
  - No było. - odparł Ross. - Idziesz się wykąpać? Może łazienka na górze będzie jeszcze wolna.
  - Tak, idę. - powiedziałam. Już chciałam wziąć piżamę, ale przypomniałam sobie, że przecież jej nie mam. - Ross, pożyczysz mi koszulkę do spania? - spytałam niepewnie.
  - Okay. - uśmiechnął się. Podszedł do szafy i wyciąnął z niej czarny T-shirt z krótkim rękawem. - Proszę. - powiedział i dał mi koszulkę.
  - Dziękuję. - odpowiedziałam, po czym wyszłam z jego pokoju. Poszłam do łazienki lecz była zamknięta. Pewnie Vanessa się kąpie. No trudno. Zeszłam na dół. Udałam do "pokoju czystości". Związałam włosy w koka, aby ich nie zmoczyć, rozebrałam się, po czym weszłam do kabiny prysznicowej. Wzięłam szybki prysznic. Wytarałam się i ubrałam w koszulkę Rossa, która sięgała mi do połwy uda. Pod nią ubrałam spodenki, ale nie było ich widać. Jednak z nimi czuję się bardziej komfortowo. Wyszłam z łazienki i poszłam na górę do pokoju Rossa. Nie zobczyłam go. Pewnie się kąpie. Położyłam swoje ubrania na krześle, po czym rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój wzrok przykuł mój autoportret, który leżał na biurku. Podeszłam do niego. Podniosłam rysunek. Na dole kartki zauważyłam mały napis: Moja przyjaciółka Lau. Uśmiechnęłam się. To miłe z jego strony. Położyłam rysunek z powrotem na biurko. Usiadłam na krześle przed nim. Znowu rozglądałam się po pokoju. Tym razem moją uwagę przykuły zdjęcia powieszone na ścianie. Podeszłam tam. Na jednym był mały Ross z zabawkowym mikrofonem w ręce. Na kolejnym on już starszy z gitarą. Mali Lynchowie, a potem trochę starsi i obecnie. Na końcu teraźniejsze zdjęcie Rossa. Przyglądałam się jeszcze raz każdemu z uwagą pokolei. To chyba fajna sprawa mieć tyle rodzeństwa. Wiadomo są plusy i minusy. Zaletą jest to, że nigdy nie będziesz sam. Możesz wyżalić się komuś. Będziesz miał wsparcie od tylu osób. Będziesz kochany przez tyle osób. Wadą może być brak spokoju, chociaż ma się swój pokój. Jednak rodzeństwo to fajna sprawa. Nie chciałabym być jedynaczką i nie mieć do kogo się odezwać. Mam Vanessę i cieszę się z tego. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyte. Zawsze, gdy nam się coś przydarzy to od razu idziemy to sobie opowiedzieć. Dla mnie jest to już tak oczywiste, że nawet o tym nie myślę. Po prostu idę i mówię, co leży mi na sercu. Rodzeństwo to skarb, mimo że czasami zdarzają się kłótnie, ale zaraz znów wychodzi słońce i jest dobrze. Niektórzy nie dostrzegają zalet z posiadania rodzeństwa. Odwracają się od niego, nie przyznają się, nie ozywają się. Dla mnie to jest dziwne, bo jak można odwrócić się od swojej rodziny? Od kogoś kto jest choć trochę do ciebie podobny z wyglądu lub charakteru? Nie rozumiem takich osób. Ja nigdy nie byłabym w stanie tak postąpić. Za bardzo kocham Vanessę. Nagle poczułam ciepły oddech na karku. Odwróciłam się i przed sobą zobaczyłam nie kogo innego, jak Rossa. Był blisko mnie, że nasze ciała były oddalone od siebie tylko o parę centymetrów. Zauważyłam, że jest ubrany tylko w bokserki. Jego nagi tros spowodował, że moje policzki zarumieniły się, a ja poczułam się trochę skrępowana. Spojrzałam mu w oczy.
  - Oglądasz moje zdjęcia? - spytał.
  - Tak, słodki byłeś jako dziecko.
  - A teraz to już nie? - spytał, drocząc się ze mną. Ostatnio coraz częściej to robi.
  - Hmm... nie. - uśmiechnęłam się.
  - Nie? To dlaczego się rumienisz?
  - Eee.... no... tak jakoś samo wyszło... - jąkałam się. Co się ze mną dzieje?
  - Ja chyba wiem od czego, ale ty mi to powiedz. - cały czas się uśmiechał.
  - No od tego, że ty jesteś tylko w samych bokserkach. - odpowiedziałam miejscami się zacinając. Moje rumieńce powiększyły się bardziej.
  - Tak myślałem. - zaśmiał się.
  - Skoro wiedziałeś to, po co miałam ci to mówić?
  - Bo chciałem widzieć, jak bardziej się rumienisz mówiąc to.
  - Robisz to specjalnie.
  - No może. Tak w ogóle to do twarzy ci w mojej koszulce. - uśmiechnął się szeroko.
  - Ross, przestań. - odparłam. Teraz to jestem czerwona jak burak.
  - Okay, ale mówiłem prawdę. - zaśmiał się, a ja przweróciłam oczami i odeszłam od niego. Musiałam trochę uspokoić moje serce, które biło mocno. Jeszcze nigdy się tak nie czułam przy Rossie. Co się ze mną dzieje?
  - Idziemy już spać? - spytał, a ja tylko przytaknęłam. Ross zgasił światło, po czym weszliśmy do łóżka. Położyliśmy się na boku tak, żeby dobrze się widzieć. Byliśmy nawet blisko siebie.
  - Wiesz, lubię patrzeć, jak się rumienisz. Ładnie wtedy wyglądasz. - uśmiechnął się. Jego słowa spowodowały oczywiście widomo co. Może on tego nie zauważył, bo jest ciemno.
  - Dzięki. - odpowiedziałam. Na chwilę zapanowała pomiędzy nami cisza.
  - Jak ci się układa z Jake'iem? - spytał, ale trochę smutniejszym głosem.
  - Dobrze. W sumie to prawie nic się nie zmieniło. Teraz tylko trzymamy się za ręce, a Jake czasami mnie pocałuje, ale ja tego nie odwzajemniam. Chyba nadal nie kocham.
  - Cieszysz się, że to właśnie z nim przeżyłaś swój pierwszy pocałunek i że jest on twoim pierwszym chłopakiem?
  - Wiesz, sama nie wiem. Przecież chyba nic do niego nie czuję, czyli moje oczekiania nie zostały do końca spełnione. Przynajmniej wiem, jak wygląda związek. Jednak chciałbym wiedzieć, jak to jest, gdy się zakocha. Przeżyć pocałunek z kimś kogo kocham. Czuć się jak w siódmym niebie. Chodzić z głową w chmurach. Naprawdę chciałabym doświadczyć tego uczucia.
  - Zobaczysz, jeszcze się zakochasz. To jest tylko kwestia czasu.
  - No ja myślę. Jednak jestem ciekawa, jak to by było, gdyby było na odwrót, czyli ty byłbyś moim chłopakiem, a Jake przyjacielem.
  - Wiesz, myślę, że między nami nic by się nie zmieniło. Doszłoby tylko rzeczy, które robią pary, a tak to wszystko byłoby takie samo.
  - Też tak myślę. Jesteś może choć trochę zazdrosny o Jake'a? - spytałam, patrząc mu głęboko w oczy. Widziałam, że się nad tym zastanawia. Jednak teraz nie myślałam o niczym. Jego ciepłe, czekoladowe oczy pochłonęły mnie. Patrzenie w nie sprawiało mi przyjemność. Wcześniej nie zauważyłam, że Ross ma takie ładne oczy, które powodują, że nie mogę oderwać od nich wzroku. Całkowicie zatonęłam w jego spojrzeniu, mimo że czasami nie patrzył na mnie.
  - Wiesz, może jestem trochę zazdrosny, ale to chyba normalne. Po prostu boję się, że mogę cię przez niego stracić, a tego nie chcę. - odpowiedział, patrząc mi w oczy.
  - Ja też na to nie pozwolę. Chociaż Jake chce, żebym przestała się z tobą przyjaźnić, co jest powodem do naszych kłótni, ale ja nie chcę cię stracić.
  - Kłócisz się z nim przeze mnie?
  - No tak. Nawet nie wiesz jaki Jake jest o ciebie zazdrosny.
  - Też bym był, bo o ciebie warto walczyć. - uśmiechnął się.
  - To miłe, że tak o mnie mówisz. - odpowiedziałam, po czym odwzajemniłam jego gest. - Naprawdę cieszę się, że jesteś moim przyjacielem.
  - Mnie też to nie smuci. - odparł. Zapanowała pomiędzy nami przyjemna cisza. Nasze spojrzenia się spotkały. Jego oczy znów mnie zahipnotyzowały, bo nie mogłam odwrocić od nich wzroku. Naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje. Jeszcze nigdy nie czułam się tak przy Rossie. Szczególnie podczas patrzenia w oczy moje serce nie biło mi tak mocno. Jednak, jak zawsze to Ross odwrócił wzrok.
  - Chcesz już iść spać? - spytał.
  - Jestem już trochę zmęczona, bo całodzienne chodzenie mnie wykończyło. - odpowiedziałam. Ross odwrócił się na plecy, a ja nadal leżałam na boku i patrzyłam na niego. - Wiesz dzisiaj pierwszy raz śpię z chłopakiem, który ma na sobie tylko bokserki. To ty nim jesteś. Zresztą to z tobą pierwszy raz spałam.
  - Przynajmniej w tym jestem pierwszy. Te ważniejsze rzeczy wykonał Jake.
  - Tak, ale to ty jako pierwszy oficjalnie zostałeś moim przyjacielem. Wcześniej od Jake'a mnie o to spytałeś.
  - Z tego się cieszę i nie żałuję. - odpowiedział i spojrzał na mnie.
  - Ja też. - odparłam, po czym zapanowała cisza. Ten dzień zdecydowanie był dla mnie udany. Jest wyjątkowy, bo spędziłam go z moimi przyjaciółmi. Zdecydowanie nie wyobrażam sobie życia bez Lynchów i Ell'a. W szczególności bez Rossa. Komu bym wtedy mówiła o wszystim, co mi się przytrafiło oprócz Vanessie? Wiadomo mam jeszcze Jake'a, ale jemu nigdy tyle o sobie nie opowiadałam. Nie mówiłam mu o stadninie. Jednak nie mam takiej potrzeby, żeby mu to zdradzić. Ross może o tym wiedzieć. On dużo o mnie wie, a ja o nim. Czasami czuję jakbym nie znała go prawie cały miesiąc tylko o wiele dłużej. Bardzo się do niego przywiązałam. Nawet chyba mocniej niż do Jake'a. Ten związek jakoś mnie nie uszczęśliwia. Powodem jest, że nic do niego nie czuję. Czy Jake serio jest we mnie zakochany? Tego nie jestem do końca pewna tak samo jak tego związku. Nadal mam wątpliwości, czy dobrze zrobiłam zgadzając się. Przecież nawet jeszcze się nie całowaliśmy. Przy pocałunkach Jake'a nie czuję się jakoś szczególnie. Skoro tak to wszystko odczuwam to czy to, że jesteśmy parą ma sens? Nie wiem, ale nie chcę nim zrywać, bo jeszcze się na mnie obrazi i nigdy nie odezwie. O jejku jak to się wszystko pokąplikowało. Jeszcze miesiąc temu nie miałam takich problemów. Przez te przemyślenia poczułam, że staję się coraz bardziej senna.
  - Dobranoc Lau. - szepnął Ross, gdy już prawie usypiałam.
  - Dobranoc Ross. - odszepnęłam, po czym odpłynęłam do krainy Morfeusza.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak tam wasze wrażenia po przeczytaniu rozdziału? Mi on się podoba, bo jest w nim dużo Raury. Cieszę się też z jego długości. Jak widzicie ich relacja jest coraz lepsza. Do ich pocałunku zostało... nie powiem wam ile, ale stanie się to już niedługo. Jeszcze tylko trochę musicie poczekać.
Do napisania!!!

Komentujcie!

10 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział :)
    Nie mogę się doczekać ich pocałunku mam nadzieje, że już niedługo będzie
    A i zapraszam do mnie
    pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowity rozdział!
    Dużo Raury podoba mi się :D
    Pocałunek?! Już niedługo!!!
    Laura i Jake :/ Ale i tak rozdział cudowny !
    Pozdrawiam ;) i czekam na kolejny rozdział ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejuś! Ty to masz talent <3
    Kocham tego bloga.
    Przeczytałam, a teraz szybko zmykam na bal.
    Całuski <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału
    Zrób wreszcie raure<3333

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowity rozdział czekam na neksta i na pocałunek Raury :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział :*
    Wybacz, że krótko dziś.
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  7. Nowy rozdział zapraszam na mojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju *-* Zakochałam się ^-^
    Piszesz niesamowicie! Aż szkoda mi czytać ostatnie linijki,wiedząc że jestem już przy końcu.
    Pozdrawiam i życzę duuuuużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  9. cudowny <3 Lau się zakochała..! Rocky w basenie na rowerze...
    Do napisania
    Kinga ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Nowy rozdział zapraszam na mojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )