sobota, 7 maja 2016

Rozdział 37

"In my crazy mind I'm with you all the time, cause you're the best I never had." ~ "W mojej szlonej głowie jestem z tobą przez cały czas, bo jesteś najlepszą, jakiej nigdy nie miałem." - I Want You Bad

~Los Angeles, 11.08.2015r.~
 ★Ross★

     Leżę z Laurą na łóżku. Ona trzyma swoją głowę na mojej klatce, a ja bawię się jej końcówkami włosów. Panuje przyjemna cisza. Będąc ze swoją drugą połówką, nie trzeba rozmawiać. Wystarczy sama obecność, żeby czuć się szczęśliwym. Jak to mówi przysłowie: mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Jak się cieszę, że jesteśmy razem. Teraz już nie wyobrażam sobie życia bez Laury. Ona skradła moje serce, ono tylko do niej należy. Laura jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Jestem szczęściarzem, że ona mnie pokochała. Ona jest dla mnie jedną z najważniejszych osób moim życiu. Inne dziewczyny nie podobają mi się. Wolę tylko moją Lau. Moją Lau, którą przecież oddałem Romwellom. To było okropone. Jeszcze nigdy tak bardzo się nie bałem o życe drugiej osoby. Myślałem, że ją stracę. Jednak los chciał inaczej. Dobrze, że wszystko się tak potoczyło. Teraz chcę się tylko cieszyć życiem. Skoro jest już po wszystkim, to możemy wznowić działalność naszego zespołu. Możemy znów robić, to co kochamy. Chcę powrócić na scenę. Brakuje mi tego. Nie tylko mi, bo moje rodzeństwo i Ell też tego pragną. Muszę z nimi o tym porozmawiać. Pora zakończyć naszą przerwę. Tak, koniecznie muszę z nimi o tym porozmawiać.
     Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
  - Proszę - odezwałem się, a do pokoju wszedł Riker z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
  - Ross, przyszli do ciebie policjanci - powiedział.
     Poczułem, jak cały mój żołądek się ściska, a serce przyspiesza swe bicie.
  - Po co przyszli? - spytała ze strachem w głosie Laura.
  - Nie wiem, bo nic nie powiedzieli. Chcą ciebie widzieć.
  - No to muszę do nich iść. Pewnie chcą mnie przesłuchać - westchnąłem ciężko.
    Ja i Laura wstaliśmy z łóżka, po czym we trójkę wyszliśmy z pokoju. Zeszliśmy po schodach na dół do korytarza, w którym zobaczyłem dwóch policjantów. Jeden z nich był ze mną podczas ratowania Laury.
  - Dzień dobry - przywitałem się.
  - Pan Ross Lynch? - spytał ten, którego nieznam.
  - Tak.
  - Jest pan zatrzymany przez współpracę z bandytami oraz jest pan oskarżony o porwanie pani Laury Marano. Pójdzie pan z nami - powiedział poważnym tonem ten niezany.
  - Dobrze - odparłem, po czym spojrzałem na moich bliskich. Wszyscy mieli na twarzach wymalowany strach i obawę.
  - Wierzymy, że uda ci się wybronić, Ross - powiedział Rocky, a ja tylko skinąłem głową, po czym razem z policjantami wyszedłem z domu.
     Mężczyzna, który pomagał mi ratować Laurę, otworzył przede mną drzwi radiowozu. Zauważyłem, że jest trochę przygnębiony. Może on twierdzi, że jestem niewinny? Wątpię, to przecież policjant i znajdzie jakieś prawo, które złamałem.
     Po chwili odjechaliśmy. Dziwne czuję się jadąc radiowozem. Jak złoczyńca. W oczach policji może nim jestem. Nie wierzę w to, co się dzieje. Dlaczego ja nie powiedziałem o Romwellach policji w dniu, gdy darowai mi życie? Dlaczego tak nie zrobiłem? Wtedy żadna z rzeczy, która mi się przez nich przydarzyła, nie przytrafiłaby się. Nie musielibyśmy zawieszać zespołu, nie musiałbym oddawać im Laury, nie musiałbym się bać o życie moich bliskich, którzy przez jedno moje zdanie mogli zostać zabici. Dalczego wtedy nie poszedłem na policję? No dlaczego? Bałem się i byłem w szoku po tym, co się stało. Nawet nikomu o tym nie powiedziałem. Jednak teraz przez to, że tego nie zrobiłem, mogę spędzić kilka lat w więzieniu. Jednak to nie więzienie byłoby dla mnie karą, ale to, że nie widziałbym osób, które kocham. To byłoby najgorsze. To byłaby moja kara. Może jeśli powiem wszystko co do joty policjantom, to mnie ułaskawią? Mogłoby się skończyć przynajmniej grzywną. W sumie to ja nic takiego nie robiłem podczas akcji Romwellów. Tylko wyłączałem kamery lub jakieś zabezpieczenia albo odwracałem czyjąś uwagę. Potem miałem uciekać. Jednak najgorszym zadanem było oddanie im Laury. Tego na prawdę nie chciałem robić. No trudno zobaczymy, jak to będzie.
     Radiowóz zatrzymał się przed posterunkiem policji. Policjanci wysiedli, po czym ten mi znany otworzył od mojej strony drzwi auta, a ja wysiadłem.
  - Teraz bez żadnych numerów wejdziesz do środka - powiedział nieznajomy mi policjant.
  - Dobrze - odparłem, po czym weszliśmy do budynku.
     Dziwnie się czułem, gdy przechodziłem koło innych funkcjonariuszy, którzy się na mnie patrzyli. W końcu ja i dwaj policjanici, którzy mnie przywieźli, weszliśmy do pokoju przesłuchań, co wywnioskowałem po dużym biurku i krzesłami po obu jego stronach. To miejsce wyglądało tak jak na filmach kryminalnych. Nieznajomy mężczyzna usiadł za biurkiem, a drugi stał obok niego. Czułem się trochę skrępowany przez ich ciągłe obserwowanie mnie. Chciałbym mieć już to przesłuchanie za sobą.
  - A teraz niech nam pan powie, skąd zna pan Romwellów i dlaczego pan z nimi współpracował - odezwał się policjant za biurkiem.
    Okay, nadeszła chwila prawdy. Teraz również policja ją pozna.
  - Znam ich dokładnie rok - powiedziałem.
  - To trochę sporo czasu - odparł stojący mężczyzna.
  - Tak, wiem - przytaknąłem. - Poznałem ich zupełnie przypadkiem i niechcianie. Pewnego wieczoru wracałem z kolegą do domu. Odprowadziłem go, bo był pijany, po czym zmierzałem w stronę własnego domu. Po drodze usłyszałem jakiś hałas dobiegający z banku. Zobaczyłem dwóch złodziei, którzy pakowali pieniądze do toreb. Chciałem zadzwonić na policję, ale oni zauważyli mnie i zaczęli gonić. W końcu skręciłem w ślepą uliczkę i nie miałem możliwości ucieczki, bo oni zaraz stanęli w jej wejściu. Josh przyparł mnie do ściany i przystawił pistolet do skorni, a John tylko stał i patrzył na mnie z mordem w oczach. Josh już miał strzelić, gdy nagle John zabronił mu tego. Powiedział, że darują mi życie jeśli nie powiem o tym policji oraz, gdy będę dla nich pracować. Ja długo się nie zastanawiałem i się zgodziłem. Chodziło przecież o moje życie, a chciałem je zachować. Potem oni odeszli - skończyłem opowiadać.
  - Dalczego nie doniósł pan o tym policji? - spytał policjant siedzący za biurkiem.
  - Byłem po prostu w szoku po tym co się stało. O tym zdarzeniu nie powiedziałem nawet swojemu rodzeństwu, bo nie chciałem ich to mieszać. Bałem się też, że Romwellowie kiedyś wyjdą z więzienia i pierwsze co zrobią, to zabiją mnie oraz moich bliskich. Sam teraz nie wiem, dlaczego nie doniosłem o tym policji. Wtedy wszystko by się inaczej potoczyło - westchnąłem ciężko.
  - Co pan robił podczas akcji, które robiliście? - spytał policjant, który stał.
  - Ja tylko wyłączałem kamery i zabezpieczenia lub odwracałem czyjąś uwagę, a gdy to zrobiłem miałem uciekać. Tak na prawdę to nie byłem im zabardzo potrzebny. Nawet nie wiedziałem, co oni kradli. Nigdy nie byłem do końca wtajemniczony. Przez ten rok brałem udział tylko w sześciu akcjach. Zawsze, gdy coś ukradli, znikali na jakiś miesiąc lub dwa, żeby wszystko ucichło, a potem robili to samo.
  - Dlaczego pan z nimi działał? - spytał policjant zza biurka.
  - Nie robiłem tego z własnych chęci. Gdybym mógł, to nie wykonywałbym ich zadań. Robiłem to, bo oni grozili mi, że zabiją mnie i moje rodzeństwo. Wiem, że są do tego skłonni, dlatego nie chciałem ryzykować. Robiłem to co chcieli dla ochrony swoich bliskich. Nie chciałem tego.
  - Czy pana rodzeństwo wiedziało, że pracuje pan dla Romwellów?
  - Początkowo nie mówiłem im o nich właśnie z powodu ich bezpieczeństwa. Mogliby się tego nie dowiedzieć nigdy, gdyby Romwellowie nie kazali mi jechać z nimi do Nowego Jorku, żeby tam coś ukrać. Byłem tam tylko dwa dni. Rodzeństwu powiedziałem, że będę u mojego kolegi. Nie wiedzieli, że wyjechałem z Los Angeles. Jednak chyba mieli jakieś dziwne przeczucie, że jest coś nie tak i odwiedzili mojego kolegę, a mnie u niego nie było. Gdy wróciłem, to wypytywali mnie, gdzie byłem i musiałem im powiedzieć prawdę.
  - Romwellowie sądzą, że to pan zaproponował im, żeby porwać Laurę Marano dla okupu oraz że pan weźmie połowę kwoty. Co pan o tym myśli?
     Nadszedł temat, który wywołuje u mnie najwięcej emocji.
  - To kłamstwo. Porwanie to było ich kolejne zadanie, które otrzymałem. Przez miesiąc miałem zdobyć zaufanie Laury na tyle, żebym po upływie tego czasu mógł bez przeszkód ją gdzieś zabrać. Potem oni mieli ją porwać i więcej nie wiedziałem. Chciałem wiedzieć coś jeszcze, ale oni ciągle mnie zbywali. Gdy ją zabrali, to nie mogłem pogodzić się z jej stratą i powiedziałem o wszystkim jej rodzicom. Powiedziałem im prawdę i zaproponowałem im, żeby uratować Laurę. Dalej to już sami wiecie, co było.
  - Tak, ja sam uczestniczyłem w akcji jej ratowania - powiedział stojący policjant.
  - Co pana łączyło z Laurą Marano? - spytał drugi.
  - Przez ten miesiąc byliśmy tylko przyjaciółmi. Zresztą ja nie chciałem czegoś więcej, bo wiedzialem, że ją stracę oraz, że będę po tym bardziej cierpiał, gdybym ją kochał. Na początku udawało mi się nie dopuszczać do jakiś zbliżeń pomiędzy nami, ale potem się w niej zakochałem i nie chciałem jej oddać. Romwellowie wiedzieli, że to się stanie i to dlatego chcieli dać mi wolność po wykonaniu tego zadania niż mnie zabić. Wiedzieli, że będę cierpiał i że nie zniosę jej straty. Tak, to było okrpone. Jednak teraz ja i Laura jesteśmy razem.
  - Czy ona wiedziała o tym, że pracował pan dla Romwellów?
  - Nie, bo wtedy nie zdobyłbym jej zaufania i pewnie oni zabiliby mnie. Jednak teraz Laura zna już prawdę.
  - To wszystko, co pan mówił to prwda?
  - Tak, to szczera prawda. Nie zataiłem niczego, ani nie wymyśliłem. To wszystko wydarzyło się na prawdę. Powiedziałem panom nawet, że kocham Laurę, więc jak mógłbym kłamać?
  - Wie pan, każdy może mieć swoją wersję wydarzeń. Romwellowie zaprali się wszystkiego, ale powiedzieli nam o panu i o porwaniu Laury.
  - Ich wersja porwania jest kłamstem. Nawet Laurze tak powiedzieli, ale ona potem uwierzyła mi. Nawet jej rodzice mi zaufali, więc mówię prawdę.
     Nagle drzwi od pokoju przesłuchań się otworzyły.
  - Szefie, pilna sprawa do pana - zakomunikował jakiś mężczyzna, a policjant zza biurka wstał.
  - David, skończ przesłuchanie - powiedział, po czym wyszedł.
  - Wierzy pan w to co powiedziałem? - spytałem.
  - Tak, bo widziałem, że mówisz to bez zacinania się i z emocjami. Większość osób, które przesłuchiwałem, nie chce nic powiedzieć i żeby coś od nich wyciągnąć, trzeba się trochę namęczyć. Natomiast ty powiedziałeś to wszystko, jakbyś mówił jakiemuś koledze, a nie policjantom. Po tym sądzę, że twoje wyznania są prawdziwe. Zresztą brałem udział w ratowaniu Laury Marano i widziałem, że jesteś gotów za nią skoczyć w ogień. Skoczyłeś pod kulkę, więc jest to słuszne stwierdzenie.
  - Dziękuję panu, że pan we mnie wierzy - odparłem.
  - Ależ nie ma za co. Policjant widzi nie tylko, gdy ktoś kłamie, ale też, gdy ktoś mówi prawdę.
  - Ta sprawa i tak pewnie zakończy się w sądzie, prawda?
  - Raczej tak, ale nie musisz się za bardzo martwić. Powiedz, to co teraz i myślę, że sędzia również uwierzy w twoją niewinność. Chociaż jakaś tam drobna kara będzie, bo o normlane, ale wątpię, żebyś skończył za kratkami.
  - Dał mi teraz pan nadzieję. Jeszcze raz dziękuję. Zresztą nie chciałbym teraz trafić do więzienia, gdy odnalazłem swoją miłość.
  - Jeszcze nigdy nie słyszałem takiej historii. To najlepsza historia miłosna. Życzę wam szczęścia - uśmiechnął się.
  - Dziękuję - odpowiedziałem i również się uśmiechnąłem.
  - A i jeszcze jedno. Możesz dać mi swój autograf. Moja córka kocha wasz zespół - odparł policjantm, wyciągając kartkę.
  - Oczywiście. Jak ona się nazywa? - spytałem, biorąc do ręki flamaster, który mi podał.
  - Emily.
     Napisałem na kartce: Dla Emily ~ Ross Lynch. Jak ja dawno nie dawałem autografów. Teraz na prawdę czuję, że brakuje mi życia gwiazdy.
  - Proszę bardzo - powiedziałem i dałem mężczyźnie karteczkę.
  - Dziękuję. Na pewno się ucieszy.
  - Ale wie pan, niech pan powie, że spotkał mnie pan na ulicy, a nie na komisariacie.
  - Oczywiście. Chociaż nie wiem, czy jakiś reporter cię nie uchwycił.
  - Zobaczymy - odparłem. - Czy to już wszystko, jeśli chodzi o przesłuchanie? Mogę wrócić do domu?
  - Tak, uspokuj swoją rodzinę. Nie muszą się martwić.
  - To dobrze, na pewno się teraz o mnie boją.
  - To już koniec, więc możesz już iść. Odprowadzę cię do wyjścia.
     Wstałem z krzesła, po czym razem z policjantem wyszedłem z pokoju przesłuchań. Gdy byliśmy na zewnątrz ulżyło mi.
  - Jeszcze raz dziękuję panu za zrozumienie i do widzenia - powiedziałem uprzejmie.
  - Do widzenia - odpowiedział mężczyzna, po czym wszedł do środka budynku. Odetchnąłem z ulgą.
     Dobrze, że nawet wśród policjantów są ludzie, którzy potrafią dostrzec prawdę. Ten policjant był na prawdę bardzo miły. Nie wiem, czy lepiej umiałbym to wszystko wytłumaczyć, jeśli by mi nie wierzyli. Dobrze, że ten szef wyszedł, bo pewnie zadałby mi więcej pytań. Jednak dobrze, że jest już po wszystkim. Teraz tylko trzeba czekać na wyrok sądu. Mam nadzieję, że będzie on dla mnie przychylny, a Romwellowie trafią na lata do więzienia. Wtedy będę się czuł bezpiecznie. Teraz zaczynam zauważać, że jednak los mi sprzyja. Moje życie jest udane, ale jeśli wyrzuciłbym z niego Romwellów, byłoby jeszcze lepsze. Jednak i tak cieszę się z tego, co mam. Życie pisze różne scenariusze. Mi przez chwilę towarzyszyły czarne, ale teraz zaczynają się te szczęśliwe. Mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiał przeżywać czegoś podobnego. Nie zniósłbym jeśli znów ktoś porwałby Laurę. Oby to się nie stało już nigdy.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 Hejka wszystkim!!!
 Podoba wam się rozdział? Ja uważam, że nawet mi wyszedł. Szybko mi się go pisało, bo lubię opisywać przeszłość Rossa. Chyba wena na tego bloga zaczyna do mnie wracać. To dobrze, że się nie wypaliłam, bo nie wiem, czy dałabym wtedy radę pisać to opowiadanie. Teraz niech tylko wena mi sprzyja do końca bloga, a będzie dobrze. :)
 Do napisania!!!

 Ps. Zapraszam was na drugi rozdział na moim nowym blogu. KLIK


8 komentarzy:

  1. Genialny rozdział!
    Mam nadzieję, że Rossowi uda się wygrać tę sprawę w sądzie. :)
    Wątek z autografem był niezły. :D W końcu policjanci to też ludzie. :)
    Trzymam kciuki za następną wenę! ;)
    Cieplutko pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham :)
    Kolejny genialny rozdział ;) Jak ty to robisz dziewczyno, że tak piszesz genialnie?
    Czekam na szybkiego nexta :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :*
    Musze się wziąć za twój nowy blog, co z tego, że go obserwuje, jak nic nie przeczytałam oprócz bohaterów.
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja lubię tego gifa *.*
    Nie skomentowałam poprzedniego rozdziału na nowym blogu, ale szkoła!
    Więc pamiętaj, że nowy blog też jest czytany :)
    Super rozdział.
    Buziaczki <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :)
    Czekam na next :*
    Oba blogi są cudowne <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham <3
    Super że Ross powiedział całą prawde i chociaż jeden policjant mu uwierzył, i mam nadzieje że wygra sprawe sądową :)
    Czekam na nexta! :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )