sobota, 21 maja 2016

Rozdział 38

"If I could give you the world tonight then I would, I'd still give you all my time and I'd be rich cause love is everything" ~ "Jeśli mógłbym dać ci cały świat tej nocy, zrobiłbym to, wciąż dawałbym ci cały mój czas i byłbym bogaty, bo miłość jest wszystkim." - Do It Again

~Los Angeles, 17.08.2015 r.~
 ★Laura★

    Minął tydzień odkąd Ross był na komisariacie. Potem była rozprawa sądowa, która na szczęście zakończyła się dobrze dla Rossa. Musiał tylko zapłacić grzywnę, a nie była to zbyt mała suma. Romwellowie natomiast dostali 25 lat pozbawienia wolności. Cieszę się z tego, ale jednocześnie obawiam. Przecież ten czas minie, a oni wyjdą na wolność. Boję się, że zemśliciliby się na Rossie. Jednak czy zaryzykowaliby tak? Przecież po zabójstwie nie wyszliby już z więzienia. Chociaż chęć zemsty może byłaby dla nich ważniejsza niż wolność? Nie mogę już o tym myśleć. Zresztą, dlaczego zeszłam na taki ciężki dla mnie temat? Przecież Romwellowie siedzą za kratkami i nic nie grozi Rossowi. Jesteśmy razem, więc powinnam się z tego cieszyć, a nie myśleć o jakiejś ciemnej przyszłości. 
    W tym tygodniu nie tylko odbywał się proces. Wczoraj Lynchowie i Ellington stwierdzili, że znów wracają na scenę. Mówili, że bardzo im tego brakowało i znów chcieliby występować. Na razie powiedzieli o tym tylko mi i Vanessie. Pojurze mają to ogłosić ich wytwórni, a potem całemu światu. Zamierzają wydać nowy album Sometime Last Night i zacząć trasę koncertową. Cieszę się, że znów będą robili to co kochają i jeszcze uszczęśliwią tym swoich fanów, ale nie chcę się z nimi rozstawać, gdy będą w trasie, a szczególnie z Rossem. Dopiero, co stworzyliśmy związek, a niedługo nie będę go widziała przez miesiące. Jednak to też na razie nie powinno mnie martwić. Muszę cieszyć się chwilą i Rossem póki mogę.
    Nagle usłyszałam pukanie do drzwi od mojego pokoju. Jest już po 20, więc pewnie to Vanessa.
  - Proszę - odezwałam się, a w wejściu pojawił się ogromny bukiet czerwonych róż. Od razu moją twarz rozpromienił ogromny uśmiech. Wstałam z kanapy i podeszłam do Rossa, którego było ledwo widać.
  - Hej, Ross - powiedziałam.
  - Hej, Lau. To dla ciebie - odparł.
  - Dziękuję bardzo, Ross. Są piękne - odpowiedziałam i pocałowałam go. - Trzeba je włożyć do wazonu, żeby nie usłchły. Poczekaj, zaraz go przyniosę - powiedziałam.
     Rozejrzałam się po pokoju aż natrafiłam wzorkiem na potrzebny mi przedmiot, który stał na biurku. Wzięłam go, po czym poszłam do łazienki i nalałam wody, a Ross wsadził róże do środka.
  - A tak w ogóle to z jakiej okazji dajesz mi te róże? - spytałam.
  - A nie z byle jakiej, bo zapraszam cię na randkę - uśmiechnął się.
  - Ale, że teraz?
  - Tak.
  - Nie mogłeś mnie wcześniej uprzedzić, przygotowałabym się - odparłam z lekkim wyrzutem.
  - Ty i tak zawsze wyglądasz pięknie - odpowiedział, uśmiechając się.
  - Dzięki, ale i tak muszę się ładniej ubrać. Poczekaj chwilę.
  - Mówiąc chwilę, masz na myśli jakąś godzinę? - zaśmiał się.
  - Ha ha, bardzo śmieszne - odparłam ironicznie. - Pamiętaj, ze kobiety poświęcają dużo czasu na przygotowywanie się. Przyzwyczajaj się powoli.
  - Okay, to idź się ubierać.
  - Dobra, nie poganiaj mnie - powiedziałam.
     Poszłam do garderoby i zaczęłam przeglądać moje sukienki i spódnice. Nie muszę się jakoś bardzo odstawiać, zresztą nie wiem gdzie Ross mnie zabiera. Ubiorę się zarówno prosto jak i elegancko. Po jakiś 15 minutach wybrałam mój dzisiejszy strój. Dobrałam do tego jeszcze czerwone szpilki oraz białą, skórzaną kurtkę, bo jest już trochę chłodno. Podeszłam do toaletki. Lekko podkręciłam włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Potem zrobiłam sobie delikatny makijaż. Na koniec popiskałam się moimi ulubionymi perfumami i byłam gotowa. Wyszłam z garderoby i poszukłam wzrokiem Rossa, ale nie zauważyłam go w pokoju. Jednak wiedziałam gdzie jest. Wyszłam na balkon, na którym stał Ross przy barierce. Podeszłam obok niego.
  - Jestem już gotowa - odezwałam się.
     Ross chyba dopiero teraz mnie zauważył. Przed chwilą wydawał się zamyślony.
  - Pięknie wyglądasz, Lau - uśmiechnął się.
  - Dziękuję - odpowiedziałam również z uśmiechem.
     Ross stanął naprzeciwko mnie, przyciągnął mnie do siebie, po czym pocałował mnie delikatnie, a ja zaraz odwzajemniłam jego gest. Zaczęliśmy się delikatnie i czule całować. Te pocałunki wyrażały więcej niż tysiąc słów. Serce biło szybko w mojej piersi, a po ciele przechodziły przyjemne dreszcze. Czułam ogromny przypływ radości. Jestem szczęściarą, że mam takiego cudownego i kochanego chłopaka. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie z miłością w oczy.
  - Pamiętasz, jak pierwszy raz leżeliśmy pod gwiazdami? - spytał Ross.
  - Tak, pamiętam jakby to było wczoraj. Dużo się teraz zmieniło.
  - Tak i to na o wiele lepsze. To ty odmieniłaś moje życie, wprowadziłaś do niego miłość - powiedział łagodnym tonem, wpatrując się prosto w moje oczy.
  - Cieszę się, że cię mam, Ross. Kocham cię.
  - Ja ciebie też, Lau - odpowiedział, po czym pocałowaliśmy się krótko.
  - Okay, to co idziemy na naszą pierwszą i oficjalną randkę? - spytał.
  - Tak, a gdzie mnie zabierasz?
  - Nie powiem, bo to jest niespodzianka, ale jest tam bardzo romantycznie. Z pewnością ci się spodoba - uśmiechnął się.
  - Nie mam zielonego pojęcia, co to może być, ale wiem, że będzie to niezwykłe miejsce.
  - Tak, to chodźmy - odparł, po czym wyszliśmy z mojego pokoju i zeszliśmy na dół. W salonie była moja mama i oglądała telewizję.
  - To ja wychodzę - odezwałam się.
  - Baw się dobrze - uśmiechnęła się mama.
  - Taty jeszcze nie ma?
  - Musiał zostać trochę dłużej w frimie. Nie martw się, idź na randkę.
  - Dobrze, to pa.
  - No pa - odpowiedziała mama.
     Wyszliśmy z mojego domu, a Ross otowrzył przede mną drzwi od samochodu, po czym odjechaliśmy. Ciekawe, gdzie on mnie dziś zabierze? Domyślam się, że będzie to niezwykłe miejsce. Po kilku minutach zauważyłam, że jedziemy do centrum. Myślałam, że udamy się gdzieś za miasto, a tu jedziemy w sam środek Los Angeles. Ross na prawdę mnie zaskakuje. W końcu zatrzymaliśmy się pod budynkiem firmy mojego taty, a Ross wysiadł z samochodu i otrzoworzył przede mną drzwi.
  - Dlaczego wysiadamy? To tutaj? - spytałam zaskoczona.
  - Tak, jesteśmy już na miejscu - odpowiedział Ross.
  - Ale, co jest ciekawego w firmie mojego taty?
  - Zobaczysz - uśmiechnął się tajemniczo.
     Weszliśmy do środka budynku. Zauważyłm mojego tatę siedzącego na kanapie.
  - O, już jesteście. - odezwał się.
  - Cześć, tato, co tu się dzieje? - spytałam.
  - Mnie się nie pytaj, to był pomysł Rossa, a ja się tylko zgodziłem - odparł, a ja spojrzałam na mojego chłopaka.
  - Jeszcze raz dziękuję, że się pan zgodził - powiedział Ross.
  - Ależ nie ma za co - uśmiechnął się tata.
  - Czy mogę wiedzieć, co tutaj jest grane? - spytałam ze zdziwieniem.
  - Och, nie pytaj, a chodź już - odparł Ross i pociągnął mnie za rękę. Poszliśmy do windy, a on wcisnął ostatnie piętro.
  - Możesz mi wyjaśnić, o co chodzi? - zapytałam.
  - Laura, nie musisz na razie tego wiedzieć. Jak już będziemy na miejcsu, to ci wszystko wyjaśnię - odparł.
  - Okay - powiedziałam.
     W ciszy dojechaliśmy na ostatnie piętro.
  - A teraz musimy iść kawałek po schodach - odparł Ross, po czym zauważyłam przed sobą schody, które chyba prowadziły na strych lub dach, bo więcej pięter już nie ma. Zresztą była w tej firmie tylko raz, więc nie wiem, co jest wyżej. Weszliśmy na górę i znaleźliśmy się w trochę ciasnym kwadracie, bo inaczej nie potrafię określić tego pomieszczenia.
  - A teraz zamknij oczy. Otoworzysz je dopiero, gdy ci powem - odezwał się Ross, a ja zrobiłam to, co kazał. Poczułam, że łapie mnie za rękę. Po chwili usłyszałam dźwięk otwierania drzwi, po czym poczułam powiew lekkiego wiatru. Chyba jesteśmy na zewnątrz.
  - Okay, możesz już otowrzyć oczy - powiedział zaraz przy moim uchu.
     Powoli otowrzyłam powieki i... zobaczyłam niezwykły widok. W prost nie mogę uwierzyć własnym oczom! Byliśmy na dachu wieżowca, na jego środku był stolik przykryty czerwonym obrusem, a nia nim były dwie świece oraz dwa nakrycia stołu, a po przeciwnych jego stronach stały dwa krzesła. Dookoła niego były ustawione w kształcie serca lapiony, które nie tylko dawały światło, ale też tworzyły romantyczną atmosferę. Jeszcze, gdyby tego było mało, słyszałam wolną i nastrojową muzykę.
  - Czy to, co ja widzę przed sobą jest prawdziwe? - spytałam oniemiała.
  - Tak, zupełnie prawdziwe. I jak podoba ci się?
  - Bardzo mi się podoba. To jest najpiękniejsze miejsce jakie widziałam. Nie wiedziałam, że na zwykłym dachu wieżowaca moża zrobić takie cudo - odpowiedziałam i nadal lustrowałam wzrokiem to wszystko.
  - A jednak - uśmiechnął się. - A teraz zapraszam cię do stołu.
    Podeszliśmy do niego, a Ross odsunął mi krzesło. Normalnie prawdziwy dżentelmen. Spojrzałam na talerz. Był na nim kawałek tiramisu. Dodatkowo była jeszcze lampka czerwonego wina.
 - Wiem, że nie ma jakiegoś wytwornego jedzenia, ale stwierdziłem, że przecież nie będziemy tylko jedli - powiedział.
 - Nawet dobrze, bo nie jestem zbyt głodna. Jednak tiramisu zjem zawsze - uśmiechnęłam się i zaczęliśmy jeść.
 - Bardzo podoba mi się to miejsce. Jest bardzo romantyczne. Nie sądziłam, że jesteś aż takim romantykiem - powiedziałam.
 - Z tej strony jeszcze mnie nie znałaś, ale teraz już wiesz, że szykuję nietypowe randki.
 - Tak, muszę się z tobą zgodzić - uśmiechnęłam się, a Ross odwzajemnił mój gest.
    Już nic nie mówiliśmy lecz zjedliśmy do końca w ciszy. Potem napiłam się łyka wina.
 - Może zatańczymy? - spytał Ross.
 - Chętnie, lubię tą piosenkę - odpowiedziałam, po czym wstaliśmy do stołu.
   Ross objął mnie w talii, a ja zarzuciłam ręce na jego szyję i delikatnie oraz wolno kołysaliśmy się w rytm A Thousand Years. Już po chwili całkowicie odpłynęłam w jego czekoladowych oczach i nawet nie zamierzałem odrywać od nich spojrzenia. Nic nie mówiliśmy, ale nasze spojrzenia wyrażała więcej niż tysiąc słów. Nie musieliśmy mówić o swoich uczuciach, bo one same wychodziły z naszych gestów. Gdy piosenka dotarła do drugiej zwrotki przytuliłam się do ramienia Rossa, a on oparł swoją głowę na mojej. Będąc tak bliko niego, czuję się zupełnie bezpieczna. Jego ramiona dają mi schronienie, jego głos uspokaja, jego oczy hipnotyzują mnie tak, że nie mogę oderwać od nich wzroku, jego pocałunki sprawiają, że całkowicie rozpływam się w moim uczuciu do niego. Po prostu kocham Rossa całym moim sercem. On jest mi bardzo bliski. Nie wyobrażam sobie, żeby go teraz zabrakło. To z nim chciałabym wieść swoją przyszłość. Wiem, że mogę mu całkowicie zaufać, a najlepsze jest to, że on mnie kocha. Odwzajemniona miłość to najwięsze szczęście, jakie może się przytrafić człowiekowi.
    W końcu piosenka skończyła się.
 - Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent - odezwał się Ross.
 - Jaki? - spytałam i odsunęłam się od jego ramienia, żeby na niego spojrzeć.
 - Odwróć się tyłem do mnie - odpowiedział, a ja tak zrobiłam.
   Ross delikatnie ogarnął moje włosy na bok. Po chwili na szyi ujrzałam złoty naszyjnik, na którym było napisane L+R i otoczone ramką w kształcie serca.
 - Jest piękny - powiedziałam, dotykając go. - Dziękuję bardzo, Ross - odparłam i odwróciłam się do niego przodem, po czym pocałowałam. Ross od razu odwzajemnił mój gest. Zaczęliśmy się namiętnie i z miłością całować. Po dłużuszm czasie oderwaliśmy się od siebie.
 - Ty ciągle nie przestajesz mnie zaskakiwać - odezwałam się z uśmiechem na ustach.
 - I nie przestanę. Kocham cię, Lau.
 - Ja ciebie też, Ross - odpowiedziałam, po czym pocałowaliśmy się krótko.
 - Chodźmy do barierki. Lepiej zobaczymy te widoki - powiedział Ross, a ja tylko skinęłam głową na tak i podeszliśmy do barierki.
    Dokładnie przyjrzałam się wszystkiemu. Podoba mi się LA nocą. Wygląda inaczej niż w dzień. Te wszystkie pozapalane światła w okanch dodają takiego innego klimatu. Niby to samo miasto, a inaczej wygląda w dzień, a inaczej w nocy. Spojrzałam w górę. Nad nami rozciągało się rozgwieżdżone niebo, które stąd jeszcze lepiej widać niż koło wierzby w ogrodzie. Tutaj wygląda jeszcze piękniej. Chwilę rozglądałam się po niebie w poszukiwaniu mojej gwiazdy oraz Rossa. W końcu je znalazłam. Są tak blisko siebie i mocno świecą. Może mocniej niż zawsze, ale pewnie mi się tylko wydaje, bo teraz jesteśmy wyżej. Po obejrzeniu nieba, spojrzałam w dół. Jest wysoko i to bardzo. Świetnie jest tak patrzeć na świat z góry, bo wszystko jest takie małe i drobne, a ludzie to już szczególnie. Ech, mogłabym się tak przyglądać wszystkiemu, co mnie otacza godzinami. Lubię tak patrzeć i przy tym uciekać do krainy moich myśli.
  - Mam jeszcze jedną atrakcję - odezwał się Ross, a ja spojrzałam na niego. W rękach trzymał dwa lampiony.
  - Puszczamy je? - spytałam.
  - Taki miałem zamiar - uśmiechnął się, po czym dał mi jeden lampion.
     Równocześnie puściliśmy je. Patrzyłam, jak unoszą się w niebo, kręcąc się przy tym wokół siebie. Wyglądało to bardzo pięknie.
 - Pomyśl jakieś życzenie - powiedziałam.
 - Nie muszę, bo już się spełniło - odparł, uśmiechając się do mnie.
 - Ja jednak mam jedno - odpowiedziałam. - Niech Ross będzie już ze mną na zawsze - pomyślałam.
 - Jakie? - spytał.
 - Nie powiem, bo się może nie spełni - odparłam, a Ross tylko uśmiechnął się do mnie, po czym znów spojrzał na lampiony, które były już wysoko. Już nie było ich widać dokładnie. W górze świeciły się tylko tak jakby pomarańczowe gwiazdy.
   Spojrzałam znów na miasto.
 - Piękny jest ten widok - odezwałam się.
 - Tak, LA inaczej wygląda nocą - powiedział Ross, przytulając mnie od tyłu, a mnie od razu zrobiło się przyjemniej.
 - Dokładnie o tym samym myślałam wcześniej - uśmiechnęłam się. - Tak w ogóle to jak udało ci się to wszystko zorganizować? - spytałam.
 - Wiesz, to wszystko wymyśliłem już o wiele wcześniej, ale nie było okazji, a zresztą nie byliśmy razem.
 - Tata tak od razu się zgodził?
 - Pytałem go o to przez dwa dni, a w końcu się zgodził i sam trochę pomógł mi w przygotowaniach. Powiedział też, że ma wobec mnie dług wdzięczności, bo przecież uratowałem cię, ale też chciał, żebyś była szczęśliwa.
 - Na prawdę?
 - Tak, myślę, że twoi rodzice jednak przejmują się tobą.
 - A może dopiero po tamtych wydarzeniach zrozumueli, że mogli stracić swoją córkę, a mało dla niej poświęcali czasu?
 - Może i tak, ale jednak nie myśl tak o nich. Gdyby cię nie kochali, to nie przejęliby się tak twoim porwaniem. Zresztą ciesz się, że masz rodziców. Ja ich już nie mam, ale nie narzekałem na nich. Rodzice to skarb i trzeba się cieszyć, że się ich ma.
 - Masz rację - odparłam. - Zresztą nie pamiętam, żebyśmy byli ze sobą blisko. Oni zawsze pracowali i prawie nie było ich w domu, nadal tak jest.
 - Ale przecież możesz to zmienić. Twoje chęci też się liczą.
 - Masz rację, nie powinnam już na nich narzekać. Muszę poprawić z nimi relacje, tylko że oni często są w pracy.
 - Myślę, że gdy będą mieli wolny czas, to znajdą czas dla ciebie. Zresztą ty kiedyś sama przyszłaś, żeby się spytać, co u nich?
 - Tak, ale często nie mieli dla mnie czasu. Czasami, jednak udawało mi się z nimi porozmawiać. Wiesz, chyba już przywykłam do to tego, że oni są zajęci.
 - Pewnie tak, ale i tak możesz coś zmienić.
 - Wiem - odparłam, po czym zapanowała pomiędzy nami cisza.
    Ross przytulał się do mnie od tyłu i razem patrzyliśmy na miasto.
 - Wiesz, chyba tylko z tobą widzę moją przyszłość - odezwałam się.
 - Ja też. Zresztą nie chciałbym się z tobą kiedykolwiek rozstawać.
 - Ale wiesz, że już niedługo będziesz musiał, bo przecież wyjeżdżacie w trasę - powiedziałam ze smutkiem.
 - Nie myśl na razie o tym. Musimy się nacieszyć sobą, póki jeszcze mamy czas.
 - Wiem, dlatego chcę wykorzystać te dni, jak najlepiej.
 - Mamy jeszcze prawie miesiąc dla siebie, a to jest dużo czasu.
 - Tak - przytaknęłam.
 - Może znów zatańczymy? - spytał Ross, gdy usłyszałam dźwięki Let Her Go.
 - Okay - odpowiedziałam, po czym poszliśmy na środek dachu.
    Znów przysunęliśmy się blisko siebie, a czas stanął dla nas w miesjcu. Liczyła się teraz tylko chwilia oraz to, że jesteśmy razem. Od Rossa biło przyjemne ciepło, które zaczynało mnie usypiać. Gdy piosenka dobiegła końca moje powieki same opadły.
 ~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 Hejka wszystkim!!!
 Na początku chcę was przeprosić, że nie dodałam wcześniej tego rozdziału. Jednak koniec roku zbliża się wielkimi krokami, a ja jeszcze chcę sobie trochę podwyższyć oceny, chociaż mam je bardzo dobre.
Jednak to nie tylko przez szkołę. Coraz bardziej odczuwam, że po prostu wypalam się z tej historii. Już nie chce mi się pisać tu tak jak na początku. Nie czuję tego zapału. Teraz przyjemniej pisze mi się mojego nowego bloga. Jednak tego też chciałabym doprowadzić do końca, do którego zostało 12 rozdziałów, a w tym jeszcze zwort akcji. Jeśli chcecie to jakoś się zepnę i dam radę dokończyć tego bloga. Napiszcie w komentarzach, co sądzicie to tym blogu lub co mogłabym w nim zmienić. To tyle ode mnie.
 Do napisania!!!

Proszę komentujcie!!!


5 komentarzy:

  1. Cudowny :)
    Naprawdę świetny rozdział <3
    Najlepszy blog :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreści kolejny rozdział ;)
    Genialny <3
    Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy wygląd jest śliczny.
    Rozdział też super.
    Buziaczki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dotrwaj do końca, chciałabym wiedzieć, jak zakończy się ta historia!
    Rozdział cudowny, dużo Raury i w ogóle.. <3 :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )