środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 1

"You're looking right in my eyes and I know that you're lying." ~ "Patrzysz prosto w moje oczy i wiem, że kłamiesz" - Repeating Days

~Londyn - Los Angeles, 30.06.2015r.~
                                                             ★Laura★

Ocknęłam się i poczułam, że mam zakneblowane usta kawałkiem materiału i jestem przywiązana do krzesła. Rozejrzałam się dookoła mnie. Znajdowałam się w jakimś bardzo ciemnym pomieszczeniu, które odrobinę rozjaśniała wiązka światła wypadająca zza okana zakrytego materiałem. Gdzie ja w ogóle jestem? To jest akurat mniej ważne, bo muszę się z tąd wydostać. Zaczęłam się wiercić, kręcić, ale to ani trochę nie poluźniło sznurów. Moja panika wzrastała z każdym moim ruchem, serce biło szybkim rytmem, na całym ciele pojawiają się ciarki i zalewam się potem. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki, które roznosły się echem po całym pomieszczeniu. Spotęgowały one moje odczucia. Zaczęłam jeszcze bardziej wiercić na krześle, ale to znowu nie pomogło, tylko przez to rozbolały mnie nadgarstki. Odgłosy kroków były coraz bliżej i po chwili zauważyłam zarys postaci wyłaniającej się z cienia. Stała ona na granicy ciemności i światła. Nie mogłam dostrzec twarzy, ale po sylwetce stwierdziłam, że to jest mężczyzna.
  - Witaj Lauro. Widzę, że się ocknęłaś.- moje przypuszczenia, co do postaci były słuszne, bo usłyszam gruby, męski ton, który ani trochę nie był przyjazny. Dźwięk rozszedł się po miejscu, a ja po jego wpływem znieruchomiałam. Moje mięśnie odmówiły mi jakiego kolwiek posłuszeństwa, a serce podskoczyło do gardła i zamarło ze strachu. Po chwili usłyszałam kolejne kroki, które wydobywały się zza mężczyzny, który do mnie powiedział. Druga osoba zmierzała w jego kierunku i obie po chwili zaczęły wychodzić z cienia...


Obudziłam się od razu siadając. Próbowałam uspokoić przyspieszony oddech i dopiero po chwili mi się to udało. Byłam również cała zalana potem. Co to był za sen? Na pewno nie należał on do miłych i przyjemnych. To był koszmar. Dlaczego byłam przywiązania do krzesła? Gdzie byłam? Kim był ten mężczyzna znający moje imię? Dlaczego mam wrażenie, że to się kiedyś stanie? Przecież to był tylko koszmar, który nigdy mi się w życiu nie przydarzy. To był tylko wytwór mojej bujnej wyobraźni. Nadal słyszę w uszach moje imię wypowiadane przez tego mężczyznę. Już Laura się ogarnij! To był tylko sen! Może przyśnił mi się, bo wczoraj oglądałam podobny film? Może. Wzięłam mój telefon z szafki nocnej i sprawdziłam godzinę. Była 4:55. Miałam wstać dopiero o 6:00, żeby zdążyć na ranny samolot, ale los miał inną pobudkę dla mnie. Teraz to już nie zasnę. Nie po tym śnie. Tylko co ja mam ze sobą robić przez tyle czasu? Wszyscy jeszcze śpią, więc nie mam z kim pogadać. Może się orzeźwię? Tak to dobry pomysł, bo jestem cała z potu. Wstałam z łóżka, a moje stopy zatonęły w miękkim dywanie. Poszłam do mojej osobistej łazienki i nalałam wody do wanny oraz mój ulubiony płyn do kąpieli i weszłam do cieplutkiej wody. Wszystkie moje zmysły się odprężały, a ja zaznałam chwilę spokoju. Leżałam tak dobre 15 minut i na końcu umyłam sobie włosy. Wyszłam z wanny i wytarłam się, po czym owinęłam dookoła ręcznikiem. Wysuszyłam mokre włosy, a później podkręciłam lokówką. Zrobiłam sobie jeszcze lekki makijaż i byłam już gotowa. Wyszłam z łazienki i ubrałam się w wcześniej przygotowaną niebieską sukienkę. Sprawdziłam jeszcze czas i była 5:45. Trochę czasu mi to wszystko zajęło, ale jestem gotowa przed czasem. Rozejrzałam się po moim pokoju, w którym spędziłam 19 lat. Szkoda mi opuszczać to miejsce. Lubiłam przesiadywać tutaj. Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Patrzyłam na widok rozpościerający się przede mną. Wszędzie pełno domów, a z oddali widać London Eye. Lubię Londyn, ale Los Angeles bardziej. Zawsze jeździłam tam na wakacjach. Mieszkali tam moi babcia i dziadek. Babcia umarła trzy lata temu, a dziadek dwa, więc tata musiał jechać do LA i objąć firmę. Przez półtora roku nasz nowy dom się budował i teraz nareszcie jest gotowy. Ja, Van i mama musimy teraz się tam przenieść. Jednocześnie się cieszę i smucę. Nie mam tutaj przyjaciół, więc nie miałam nawet się z kim żegnać ani rozstawać. Westchnęłam i odeszłam od okna zostawiając ten widok za sobą. Pewnie już nigdy nie zobaczę tego miejsca. Chwyciłam za klamkę od drzwi i wyszłam z mojego pokoju. Zeszłam na dół do jadalni. Przy stole zastałam już mamę i Vanessę.
  - Hej wszystkim.- powiedziałam, a one odpowiedziały mi to samo. Usiadłam obok Vanessy i po chwili lokaj przyniósł mi naleśniki. To jest nasze ulubione śniadanie. Jednak przy stole zawsze panuje cisza. Nikt ze sobą nie rozmawia i jest napięta atmosfera. Głucha cisza bardzo często jest przerywana dźwiękiem dzwoniącej komórki mamy, a wcześniej też taty. Stęskniłam się za nim mimo, że poświęca mi i Van mało czasu. Rozłąka robi swoje. Gdy już skończyłam jeść do jadalni wszedł lokaj. 
  - Pani Marano, limuzyna już czeka.- powiedział poważnym głosem. Nie chciałabym mieć takiej pracy.
  - Dziękuję za wiadomość, Jim. Spakujcie jeszcze nasze walizki, a my zaraz wychodzimy.- odpowiedziała mama i wstałyśmy od stołu. Gdy wyszłyśmy z domu ostatni raz mu się przyjrzałam. Westchnęłam i weszłam do czarnej limuzyny. Usiadłam obok Vanessy i uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniała mój gest. Po chwili dołączyła do nas mama i odjechałyśmy. Patrzyłam na nasz dom dopóki nie zniknął mi z pola widzenia. Widzę go już ostatni raz.
  - Cieszysz się, że się przeprowadzamy?- odezwała się moja siostra.
  - Trochę tak, bo będziemy w innym miejscu i trochę nie, bo już więcej nie zobaczę Londynu. Jednak bardziej się cieszę, a ty?
  - Myślę tak samo jak ty.- uśmiechnęła się do mnie.
  - Myślisz, że spotkamy tam jakiś przyjaciół lub chłopaka?
  - Nie wiem, ale mam nadzieję, że tak. Chciałabym poznać nowe osoby.
  - Napewno ich poznacie.- wtrąciła się mama.
  - Ale możesz nam ich nie wybierać?- spytałam.
  - Dobrze.- odparła rodzicielska, a ja i Van uśmiechnęłyśmy się.
  - A mogłybyśmy same wychodzić na miasto, prosimy.- powiedziała moja siostra. Czekałam na odpowiedź, bo to zmieniłoby trochę nasze życie.
  - Mamo jesteśmy już dorosłe i nie musisz się tak o nas martwić.- odparłam.
  - Ja się zgadzam, ale muszę uzgodnić to z waszym tatą.- odpowiedziała mama, a my westchnęłyśmy. Chciałyśmy mieć trochę swobody. Może mamie uda się namówić na to tatę. Mam wielką nadzieję.
  - Gdy nam pozwolicie będziemy wniebowzięte.- powiedziała Vanessa, a ja przytaknęłam głową i uśmiechnęłam się.
  - Zobaczę, co da się zrobić. Już wiele razy udało mi się przekonać tatę, więc myślę, że mi się uda.- uśmiechnęła się.
  - Trzymamy za ciebie kciuki, mamo.- odparłam i zacisnęłam je.
  - Mamo, naprawdę nie wiesz, jak wygląda nasz nowy dom?- spytała moja siostra.
  - Nie wiem, bo wasz tata chciał nam zrobić tym niespodziankę. Mówił, że ten dom przeszedł jego najśmielsze wyobrażenia. Wiem też, że jest tam również piękny, duży ogród, który Laura bardzo chciała.- powiedziała, a ja bardzo się ucieszyłam. Zawsze marzyłam o ogrodzie, w którym miałabym swoje ulubione miejsce i spędzała tam mnóstwo czasu.
  - Dziękuję.- odpowiedziałam uśmiechnięta.
  - To nie mi dziękuj tylko tacie.
  - Dobrze zrobię to, gdy tam dolecimy.- odparłam i po chwili zadzwonił telefon mamy, co oznazało koniec rozmowy.
  - Przepraszam was muszę odebrać.- powiedziała i zaczęła rozmawiać. Ja założyłam słuchawki na uszy i włączyłam moją ulubioną piosenkę. Zatonęłam w barzmienich muzyki aż do dotarcia na lotnisko. Wysiadłyśmy z limuzyny i udałyśmy się do środka ogromnego, białego budynku. Tam udałyśmy się na rozprawę i po 15 minutach siedziałyśmy już w samolocie pierwszej klasy i czekałyśmy na start. Nie boję się latać, bo robiłam już to wiele razy. Za pierwszym razem bardzo się bałam, ale później mi już przeszło. Po 5 minutach samolot ruszył i po chwili wzbiliśmy się w powietrze.
Patrzyłam na domy, które coraz bardziej się oddalały aż w końcu znikły mi z pola widzenia, bo zasłoniły je chmury.
  - Jak myślisz zmieni się tam nasze życie?- spytała Van, a ja oderwałam spojrzenie z chmur i skierowałam na nią.
  - Nie wiem, ale bardzo bym tego chciała. Wszystko jest w rękach mamy, bo ona musi przekonać tatę.- uśmiechnęłam się.
  - Tak, ale myślę, że jej się to uda.
  - Wiesz miałam dzisiaj dziwny sen.- powiedziałam, bo chciałam sprawdzić, co sądzi o nim Van.
  - Jakiś przyjemny czy koszmar?
  - Zdecydowanie to był koszmar.
  - No to mów.- ponaglała mnie.
  - Gdy ocknęłam się w tym śnie, byłam przywiązania do krzesła i miałam zakneblowane usta. Znajdowałam się w jakiś ciemnym pomieszczeniu, które tylko trochę rozjaśniało światło wydobywające się zza materiału, który przykrywał okno. Chciałam się uwolnić i strasznie się bałam. Po chwili przyszedł jakiś mężczyzna i powiedział: ,, Witaj Lauro. Widzę, że już się ocknęłaś". Na końcu przyszedł jeszcze jeden i obudziłam się zalana na potem.- skończyłam opowiadać mój sen. Gdy to robiłam miałam go znowu przed oczami, więc miałam na ciele ciarki. Po mojej głowie ponownie odbijają się dźwięki kroków i zdania, które powiedział ten mężczyzna.
  - Miałaś bardzo okropny koszmar. Nie chciałabym mieć takiego.
  - Najgorsze jest to, że mam przeczucie, że to się stanie.
  - Lau to był tylko sen. On nie może się wydarzyć. To był tylko wymysł twojej wyobraźni. Nie zamęczaj się myślami o nim.
  - Okay masz rację to był tylko koszmar. Sny nie mogą się stać rzeczywistością. Chyba, że to są prorocze sny.
  - Lau to raczej nie było to. Nie myśl już o tym, bo to się nigdy nie stanie.- uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam jej gest.
  - Muszę się trochę zdrzemnąć, bo przez ten koszmar obudziłam się o piątej.
  - Okay to ci nie przeszkadzam. Mi też przyda się trochę snu.- odpowiedziała, a ja oparłam głowę o zagłówek fotela i po krótkim czasie zasnęłam. Obudziło mnie lekkie szturchanie w ramię. Sennie podniosłam moje powieki i spojrzałam na Vanessę.
  - Lau wstawaj, za chwilę lądujemy.- powiedziała.
  - Czyli przespałam cały lot?- spytałam lekko pocierając zaspane oczy.
  - Tak, ale nic ciekawego cię nie ominęło.- uśmiechneła się i w samolocie rozległa się komenda zapięcia pasów, więc tak zrobiłyśmy, a maszyna zaczęła lądować. Patrzyłam na wieżowece widoczne już z tąd. Jejku, zapomniałam, że LA jest takie piękne. Po dotarciu na ziemię, wysiadłyśmy z samolotu. Gdy tylko pojawiłyśmy się w ogromnym holu zobaczylam tatę, który trzymał kartkę z napisem: ,,Witajcie w domu". Ja i Van podeszłyśmy do niego i przytuliłyśmy go, a gdy go już puściłyśmy to mama pocałowała go.
  - Nareszcie was widzę. Stęskniłem się za wami.- uśmiechnął się cały czas obojmując mamę.
  - My za tobą też tato.- odpowiedziałam.
  - Pewnie już nie możecie doczekać się nowego domu, prawda?- spytał, a ja i Van jeszcze bardziej się ucieszyłyśmy.
  - No pewnie, że tak!- odparłyśmy jednocześnie, po czym spojrzałyśmy na siebie i zaśmiałyśmy się. Czasami się zastanawiam, czy my mamy wspólny mózg, czy co?
  - To chodźcie moje trzy najpiękniejsze kobiety na świecie.- uśmiechnął się i wyszliśmy z lotniska. Teraz czekała nas kolejna przejażdżka limuzyną. Cały czas patrzyłam na mijające mnie domy, wieżowce, sklepy. Tego tutaj jest mnóstwo. Los Angeles to przecież Miasto Aniołów i to jest chyba prawada, bo jest bardzo piękne. Tutaj ciągle jest dzień, bo noc należy do klubowiczów. To miasto jest wspaniałe. Wiążę z nim moje nadzieje, czyli spotkanie prawdziwych przyjaciół i chłopaka, który będzie mnie kochał za to, że jestem sobą, a nie za pieniądze. Tylko nie wiem, czy takiego znajdę. Naprawdę watpię w to, ale ciągle towarzyszy mi nadzieja, której nigdy nie tracę.
  - Już prawie jesteśmy.- odezwał się tata po 20 minutowej jeździe.
  - A po której stronie jest nasz dom?- spytała Vanessa.
  - Po prawej.- odpowiedział i spoglądaliśmy w tamtą stronę z oczekiwaniem. Już za chwilę zobaczę ten nasz nowy dom. Mam nadziję, że tata ma rację mówiąc, że jest piękny. Wierzę w to całym sercem. Po chwili skręciliśmy w prawo przed bramę i dom stanął przed nami w całej okazałości.
Wow... on rzeczywiście jest piękny. Przechodzi moje najśmielsze wyobrażenia. Ciekawe jak wygląda mój pokój, wnętrze lub ogród? Po zobaczeniu tego domu to mogę spodziewać się wszystkiego. Po otwarciu bramy wjechaliśmy na podjazd i stanęliśmy parę metrów przed budynkiem. Wysiedliśmy z limuzyny i wszyscy patrzyliśmy na dom.
  - Witajcie w domu. Podoba wam się?- spytał tata.
  - Tak i to bardzo.- ja i Van znowu odpowiedziałyśmy wspólnie.
  - Wnętrze pewnie również wam się spodoba.
  - Pewnie tak, bo to ty wszystko zaplanowałeś, kochanie.- powiedziała mama.
  - To wchodzimy.- uśmiechnął się tata, a lokaj otworzył przed nami drzwi i weszliśmy do środka. Przeszliśmy przez krótki hol i moim oczom ukazał się salon.
  - Wow...- szepnęłam, bo robił ogromne wrażenie. Jejciu... on jest cudowny. Ten dom już mi się podoba, a dopiero widziałam jego przód i salon. Ciekawe, jak wygląda reszta pomieszczeń.
  - Widzę, że podoba wam się salon.- uśmiechnął się, a my pokiwałyśmy głowami.- To chodźcie teraz może do kuchni.- powiedział i poszliśmy do pomieszczenia, które również było piękne. Obejrzeliśmy resztę pokojów i wszystkie były cudowne.
  - A teraz pora pokazać naszym pięknym córeczkom ich pokoje.- odparł tata, gdy skończyliśmy zwiedzanie ogromnego domu, a z zewnątrz taki się nie wydawał. Ja i Van uśmiechnęłyśmy się i szłyśmy za nim.
  - Na prawo jest pokój Laury. Tam czeka cię miała niespodzianka i mam nadzieję, że się ucieszysz. Prosto jest pokój Vanessy.- powiedział i weszłam do mojego pokoju.
Zastałam tam przepiękny widok. Wow... ten pokój jest cudowny. Nie spodziewałam się takiego. Przeszłam prze przejście, tóre było po prawej stronie i zobaczyłam spialnię.
Poszłam prosto i otworzyłam drzwi, które prowadziły do łazienki. Poszłam z powrotem do mojego osobistego saloniku. To jest ta niespodzianka taty? Nie wiem może. Moje spojrzenie padło na drzwi prowadzące na balkon. Podeszłam i otworzyłam je, po czym wyszłam na zewnątrz. Zobaczyłam tam najpiękniejszy widok jak widziałam.
To jest chyba ta niespodzianka. Ogród. Zawsze o nim marzyłam, a teraz mam na niego widok. On jest przepiękny. Nawet nie umiem opisać słowami tego widoku. Już wiem, gdzie będę często przebywała. Podeszłam do barierki i oparłam się o nią. Spojrzałam w dół i zobaczyłam pergolę, po której pięły się róże. Gdy będą większe zaplotę je o barierę. Będą pięknie na niej wyglądały. Patrzyłam w ogród i uśmiechałam się. Na końcu ogrodu zauważyłam wierzbę płaczącą i altankę. Ten dom z ogrodem jest naprawdę piękny i niezwykły. Nie spodziewałam się tego wszystkiego. Westchnęłam ze szczęścia i usłyszałam kroki dochodzące z pokoju. Odwróciłam się i zobaczyłam tatę, który po chwili stanął obok mnie.
  - Podoba ci się pokój?- spytał.
  - Bardzo. Jest piękny tak samo jak ogród.- uśmiechnęłam się.
  - Ten ogród zrobiłem specjalnie dla ciebie. Twój pokój specjalnie umieściłem w tym miejscu.
  - Dziękuję tato.- uśmiechnęłam się i przytuliłam go, a on objął mnie.
  - Proszę bardzo. Zrobię wszystko dla mojej kochanej córeczki.- rówież się uśmiechnął i wypuścił z uścisku.
  - Fajnie by było gdybyście ty i mama spędzali z nami więcej czasu.
  - Laura, przecież wiesz, że pracujemy i nie mamy za wiele czasu w domu.
  - No tak, ale wolny czas moglibyście spędzić z nami.- westchnęłam.
  - Lau nie jesteście już małymi dziećmi. Nie musimy ciągle się wami zajmować.
  - Tak, ale czasami moglibyście częściej zainteresować się swoimi dziećmi. Nie potrzebuję za dużo czasu. Nawet zwykła rozmowa mi wystarczy, ale wy nami się nie interesujecie.- powiedziałam z wyrzutem i wybiegłam z pokoju. W moich oczach pojawiły się łzy, które szybko starłam i pobiegłem do ogrodu. Kierowałam się w stronę wierzby płaczącej i gdy się pod nią znalazłam, zatrzymałam się i rozpłakałam. Osunęłam się po jej pniu. Brakuje mi rodziców. Oni całymi dniami przesiadują w pracy, a gdy są w domu to zawsze są zajęci. Gdy ja i Van byłyśmy małe to każdy wolny czas spędzaliśmy razem jak każda normalna rodzina. Jednak, gdy robiłyśmy się starsze to zmieniało się to i rodzice poświęcali nam już mniej czasu, a gdy stałyśmy się dorosłe już prawie w ogóle. Mi wystarczyłaby jedna rozmowa. Nawet krótka. Samo spytanie się, jak minął mi dzień, ale oni nie robią tego, bo po co marnować czas na dzieci skoro można w tym czasie zrobić coś innego? Zresztą nawet nie mamy nigdy okazji na rozmowę, bo rano wychodzą wcześnie i wracają wieczorem. Trudno tak już chyba musi być. Westchnęłam i oparłam zapłakane oczy. Teraz dopiero zauważyłam jaka ta wierzba jest duża. Jej gałęzie sięgały aż do ziemi, a w środku panował taki spokojny nastrój, nawet romantyczny. Rozsunęłam gałązki i ponownie przejrzałam się ogrodowi. Z dołu wygląda trochę inaczej mimo, że jest to, to samo miejsce. Puściłam gałązki i usiadłam opierając się o pień. Chciałabym spotkać w tym mieście jakiś przyjaciół i chłopaka. To jest moje największe marzenie. Znaleźć ich, ale takich, którzy nie będą zwracali uwagi na pieniądze tylko na mnie, jako normalną nastolatkę. Tak, ale czy tacy ludzie istnieją? Już raz się zawiodłam na jednej mojej ,,przyjaciółce" i nie chcę tego powtarzać. Nabardziej chciałabym, żeby byli oni zwykłymi nastolatkami, a nie rozpuszczonymi dziećmi milionerów. Zobaczymy, co przyniesie mi los. Westchnęłam i usłyszałam kroki zbliżające się do mnie. Po chwili gałęzie wierzby rozsunęły się i zobaczyłam Vanessę.
  - O Lau tutaj jesteś.- uśmiechnęła się do mnie.
  - A co szukałaś mnie?- spytałam.
  - Tak, a właściwie to nasi rodzice. Mają nam coś do ważnego powiedzenia.- odparła, a ja westchnęłam.
  - Ciekawe co?
  - Nie wiem, ale powiedzieli, żebyś ty też przy tym była. Chodź już.
  - Okay.- odpowiedziałam i wstałam.- Długo już tutaj siedzę?
  - Nie wiem, bo dopiero, co zaczęłam cię szukać. Nie było cię w twoim pokoju, więc poszłam do ogrodu. Nie myślałam się, że tutaj będziesz.
  - Jak ty mnie dobrze znasz.- zaśmiałam się.
  - No w końcu jestem twoją siostrą.- uśmiechnęła się do mnie.
  - Podoba ci się twój pokój?- spytałam.
  - No pewnie. Jest piękny, a tobie twój?
  - Tak i to bardzo. Mam widok na ogród i balkon, pod którym jest pergola, po której pną się róże.
  - Ja widzę tylko kawałek ogordu z baloknu, ale i tak cieszę się z mojego pokoju.
  - Muszę go zobaczyć.
  - Ja twój też. Już doszłyśmy. Jak myślisz, co nam powiedzą?
  - Nie mam zielonego pojęcia.- odparła i weszłyśmy do środka domu. Poszłyśmy do salonu, w którym byli rodzicie siedzący na kanapie.
  - Jak dobrze, że już jesteście. Usiądźcie obok nas.- odezwała się mama i zrobiłyśmy to.
  - Co chcieliście nam powiedzieć?- spytała Vanessa.
  - Przemyślałam z tatą to wasze samotne wychodzenie z domu i uzgodniliśmy, że możecie same gdzieś iść. Jednak macie wracać przed 22:00. Cieszycie się?- powiedziała nasza rodzicielka.
  - Tak i to bardzo. Dziękujemy.- odpowiedziałyśmy razem i zaśmiałyśmy się.
  - To dobrze, ale gdy będziecie wychodziły to mówcie o tym Natalie, okay?
  - Okay.- odparłyśmy.
  - Pamiętajcie, że macie być ostrożne.
  - Okay.
  - Rozważyliśmy również nasze wspólne spędzanie czasu.- odezwał się tata i spojrzał na mnie.- Uzgodniliśmy, że od czasu do czasu żmy gdzieś wsólnie wychodzić. Gdzie tylko chcecie.- powiedział, a ja uśmiechnęłam się.
  - Dziś oboje mamy wolne, więc możemy gdzieś iść wieczorem. Gdzie chcecie?- wtrąciła mama.
  - Może kino?- zaproponowała Vanessa, a ja przytaknęłam głową.
  - Dobrze, czyli idziemy do kina. Cieszę się, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. Możecie już iść.- powiedział tata, a my wstałyśmy z kanapy i poszłyśmy na górę do mojego pokoju.
  - No Laura twój pokój jest przepiękny.- odezwała się Van.
  - No wiem, a chodź na balkon.- uśmiechnęłam się i poszłyśmy tam.
  - Ten widok rzeczywiście jest piękny. Można patrzeć i patrzeć.- westchnęła.
  - To teraz ty pokaż mi twój pokój.- odparłam i poszłyśmy do jej sypialni.
  - Twój też jest piękny.- uśmiechnęłam się do niej i rozglądałam się po wnętrzu.
  - Mi też się podoba. Tylko mój widok to nic z porównanie do twojego.- powiedziała podchodząc do drzwi balkonowych.
  - Van nie jest tak źle.
  - Może chodźmy do ogrodu? Nie chce mi się siedzieć w domu, gdy jest ładna pogoda i do tego mamy cudowny ogród.- zaproponowała Van.
  - Okay, bardzo chętnie.- przytaknęłam głową i zeszłyśmy na dół.- Wiesz mimo, że byłam krótko w tym ogrodzie to już go polubiłam.- powiedziłam, gdy wyszłyśmy na zewnątrz.
  - A gdzie chcesz posiedzieć?- spytała moja siostra, która rozglądała się po ogrodzie.
  - Co powiesz na tą altankę?
  - Altanka to bardzo dobry pomysł. Sama o niej pomyślałam.- uśmiechnęła się i poszłyśmy do wybranego miejsca. Altanka znajdowała się na stawie, który ją dookoła otaczał, żeby do niej wejść trzeba było przejść po małym mostku. Obok altany znajduje się wodospa. Tak, ogród to zdecydowanie będzie moje ulubione miejsce w tym domu. Usiadłyśmy na ławce obok siebie.
  - Co myślisz o tym domu?- spytałam.
  - Wiesz, myślę, że tutaj mogą spełnić się nasze marzenia. Nie wiem dlaczego tak uważam, ale będąc w tym ogrodzie to sobie to uzmysłowiłam. To miasto spełni nasze marzenia, mam takie przeczucie.
  - Myślę podobnie. Gdy jechliśmy tutaj to patrząc na Los Angeles to miałam wrażenie, że tutaj stanie się coś niezwykłego. Coś czego nigdy nie zapomnę, bo na stałe utkwi w mojej pamięci. Tak czułam i to uczucie teraz się utrwaliło.
  - Widzę, że mamy podobne oczekiwania, co do tego miasta.- uśmiechnęła się.- Teraz, gdy rodzice pozwolili nam samodzielnie wychodzić, to mamy szansę na poznanie przyjaciół.
  - Tak i bardzo się z tego cieszę. Może, gdy kogoś spotkamy to nie mówmy mu, że jesteśmy bogate i wymyślmy jakieś inne nazwisko. Co o tym myślisz?- spytałam.
  - Czyli, że mamy kogoś cały czas okłamywać? Przecież to prędzej, czy później się wyda.
  - Nie powiedziałam, że cały czas, tylko na początku.
  - Czyli to będzie tak, że gdy poznamy kogoś to mamy go okłamać, a później powiedzieć prawdę? To nie jest w porządku, bo jeśli te osoby staną się naszymi przyjaciółmi to jak to ma wyglądać, że my im przez cały czas nie mówiłyśmy o nas prawdy? Laura na kogo my wyjdziemy?
  - Van, ale chodzi mi o to, żeby oni polubili nas nie ze względu na pieniądzie tylko ze względu na to jakie jesteśmy.
  - Lau, nie jestem pewna, co do tego planu. Przyjaciół nie powinno się okłamywać.
  - Chcesz, żeby lubili nas tylko dlatego, że jesteśmy bogate? Żeby łasili się do nas tylko dla pieniądzy? Naprawdę tego chcesz?- spytałam, a Vanessa chyba się zastanawiała, bo nic nie mówiła.
  - Nie chcę, ale nie chcę ich również okłamywać.- odezwała się po chwili.
  - Van, ale co ci szkodzi. Jeśli osoby, które poznamy będą naszymi prawdziwymi przyjaciółmi, to napewno nas zrozumią i nie obrażą się na nas.- powiedziałam głośniej akcentując słowo - prawdziwymi.
  - Może masz rację.
  - Van, zgódź się. To nie jest jakoś mega wielkie kłamstwo.- przekonywałam ją i widziałam zawahanie na jej twarzy.
  - Okay niech ci będzie, wchodzę w ten plan.- westchnęła.
  - Wiedziałam, że dasz się namówić.- uśmiechnęłam się.
  - No dobra, a co powiemy, gdy ktoś spyta o naszych rodziców lub gdzie mieszkamy?- spytała.
  - Nie wiem, coś się wymyśli. Z rodzicami można coś wymyślić, ale z naszym zamieszkaniem będzie już gorzej, bo co jeśli będą chcieli zobaczyć nasz dom?- tym razem to ja miałam watpliwości.
  - No i tu mamy już problem. Z domem możemy jakoś odciągać, ale w końcu prawda i tak wyjdzie na jaw.
  - Wiem, a masz jakiś pomysł na nazwisko?- spytałam.
  - Hmmm... co powiesz na Green albo Brown?
  - Nie, za proste. Musi być jakieś bardziej skomplikowane.
  - Okay, to teraz ty coś wymyśl.- odparła, a ja próbowałam coś wymyślić. W końcu miałam pomysł.
  - Może Morasso?- zaproponowałam.
  - Nie za bardzo podobne do naszego prawdziwego?
  - Jejku jeszcze się czepiasz. Morasso zostaje i już.
  - Okay niech już ci będzie. Dobrze to nazwisko już mamy. To co z rodzicami?
  - Tata ma własną firmę budowlaną, a mama jest nauczycielką.- odparłam po zastanowieniu
  - Dobra niech będzie. Czyli mamy już wszystko, co nie?
  - Chyba tak, a jeśli będzie trzeba coś jeszcze to wymyśli się na bierząco.
  - Okay, czyli dla znajomych jesteśmy Vanessa i Laura Morasso.- uśmiechnęła się Van.
  - Tak, a nawet pasuje.- zaśmiałam się.- Chociaż ja też nie chciałabym kogoś okłamywać, ale i tak idziemy zgodnie z planem.
  - Jakoś to będzie. Mam nadzieję, że poznamy jakiś przyjaciół i chłopaka.
  - Ty chłopaka? Przecież jesteś z Bryanem.
  - Przecież wiesz, że on nie jest moim chłopakiem z własnego wyboru, ale gdy spotkam jakiegoś fajnego chłopaka to będę miała pretekst do zerwania. Chociaż do Bryana nic nie mam i go lubię, ale nie czuję do niego czegoś więcej mimo, że jesteśmy ze sobą już prawie pół roku.
  - Bryan nie jest taki zły też go lubię, ale i tak trzymam kcikuki, że sama kogoś poznasz i zakochasz się.- uśmiechnęłam się i zacisnęłam dłoń w pięść chowając kcikuki.
  - Dzięki, ja też za ciebie trzymam kcikuki, żebyś ty też kogoś poznała.- Van również się uśmiechnęła i zrobiła to samo, co ja. Zaśmiałyśmy się. Resztę dnia spędziłyśmy w altance w ogrodzie na rozmowie już na inne tematy.
~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Czyli pierwszy rozdział mamy już za sobą. Wiem, że jest nudny i nic się w nim nie dzieje, ale to dopiero początek, a akcja powoli zacznie się rozkręcać w dalszych rozdziałach. Mam nadzieję, że ten blog przypadnie wam do gustu i będziecie go czytać. Liczę na komentarze!!!
Do napisania!!!

Proszę dołączajcie do oberwatorów. Chcę, żeby było ich więcej.


7 komentarzy:

  1. Gdzie jest Ross?! Ja chcę już Ross'a! :d
    Świetny rozdział, a dom przepiękny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :*
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jools ma rację gdzie Ross? Ja też chce Rossa! Ross ma być już teraz!
    Tak w ogole to rozdział genialny. Czekam na next.
    Całuski :*
    ~ Pinni

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały < 3
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. ja jak Jools i Pinni, Raura forever!
    ROZDZIAŁ BOSKI!!
    DAWAJ NEXTA! PLIIISSS...
    DO NAPISANIA
    KINGA

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział :)
    nie moge doczekać się nexta!!!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )