sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział 23

"But you got me thinking maybe, just maybe. I don't know what to do!" ~ "Ale spowodowałaś że myślę może, tylko może. Nie wiem co mam zrobić!" - I Want You Bad

~Los Angeles, 17.07.2105r.~
                                                             ★Laura★

Siedzę w pokoju i rysuję swój autoportret. Właściwie to dopiero zaczęłam, bo długo zajęło mi zrobienie idealnego zdjęcia, a i tak nie podoba mi się do końca. Powoli i bez pośpiechu szkicuję kształt mojej twarzy, potem zarys oczu, nosa i ust. Delikatne kreski na włosy. Już miałam zabierać się za cieniowanie, gdy usłyszałam, że ktoś puka do drzwi.
  - Proszę. - odezwałam się i odwróciłam głowę w stronę wejścia, w którym stanęła Vanessa.
  - Hejka. Co porabiasz? - spytała i podeszła do biurka.
  - A rysuję swój autoportret dla Rossa.
  - Jestem ciekawa jak ci wyjdzie, ale z pewnością będzie ładny. Rossowi i tak się spodoba. - uśmiechnęła się.
  - Pewnie tak.
  - A tak w ogóle to nie przyszłam do ciebie bez przyczyny.
  - O co chodzi?
  - Za chwilę przyjdą do nas Lynchowie i Ell.
  - Do nas? Oni wszyscy jeszcze nie byli tutaj, a minęły już prawie trzy tygodnie od czasu, gdy ich poznałyśmy.
  - Oj tam, kiedyś musi być ten pierwszy raz. Zresztą to oni cały czas nas zapraszali, więc teraz ja postanowiłam to zrobić. Nie pytałam ciebie, bo wiedziałam, że się zgodzisz.
  - No pewnie. Z nimi zawsze chcę się spotkać. - uśmiechnęłam się.
  - Może ubierzesz się w coś, bo chyba nie pokażesz im się w piżamie. - zaśmiała się Van. - Dlaczego jeszcze się nie przebrałaś?
  - Nie chciało mi się, ale też nie miałam takiej potrzeby, bo nie miałam żadnych planów na dziś.
  - No to teraz już masz. A co z Jake'iem?
  - A co ma być? On do mnie dzowni i pisze, a ja się nie odzywam. W ogóle jeszcze nie wiem, co mam mu powiedzieć.
  - Coś wymyślisz. Powiedziałaś o tym Rossowi? Miałam cię o to spytać już wcześniej, ale zapomniałam.
  - Tak, powiedziałam mu.
  - I jak zareagował?
  - Chyba nie przejął się tym za bardzo. No chyba, że to ukrywał. Chociż trochę posmutniał. Po za tym to pytał mnie o podobne rzeczy, co ty, czyli na przykład, czy coś czułam podczas pocałunku, czy odwzajemniłam pocałunek i inne takie. Powiedziałam mu to samo, co tobie.
  - Jestem ciekawa, co by się stało, gdyby tak dzisiaj przyszedł do ciebie Jake, a będzie tutaj Ross. Będzie on zazdrosny?
  - Nie wymyślaj. Jake tu nie przyjdzie.
  - A coś mi się wydaje, że tak, bo nie odzywasz się do niego, a on próbuje się z tobą skontaktować, a spotkanie jest najlepszym wyjściem.
  - Nawet jeśli tak by się stało to, do czego zmierzasz?
  - Jestem ciekawa reakcji waszej trójki. Szczególnie Rossa.
  - Już przestań. Idę się ubrać. - odparłam i wstałam z krzesła, po czym poszłam do garderoby. Chwilę się zastanawiałam. W końcu wybrałam jasnoniebieską bokserkę, a do tego białe, krótkie spodenki. Założyłam to. Podeszłam do toaletki i rozczesałam włosy. Na rzęsy nałożyłam tusz. Okay jestem gotowa. Wyszłam z garderoby i usłyszałam głos dzwonka do drzwi. Szybko zbiegłam po schodach i udałam się na korytarz, w którym pojawili się już Lynchowie i Ellington. Była już z nimi Vanessa.
  - Hej. - odezwałam się z uśmiechem na ustach.
  - Hej Lau. - odpowiedzieli. Delly przytuliła mnie na powitanie.
  - Może chodźmy do ogrodu? Tam jest już wszystko przygotowane. - odparała Van.
  - Dlaczego ja nic o tym nie wiem? - spytałam.
  - Przyszykowałam to już, gdy zadzwoniłam do Delly. Dopiero później powiedziałam ci o tym. Zresztą ty dopiero, co się przebrałaś. - uśmiechnęła się.
  - No to co. Nie miałam żanych planów na dzisiaj, więc nie chciało mi się przebierać piżamy. - powiedziałam.
  - Nie ważne. Chodźcie już do ogrodu. - odparła Vanessa i wyszliśmy na zewnątrz. Poszliśmy do altanki i usiedliśmy na ławce.
  - Nie sądziłem, że macie taki wielki dom. - odezwał się Ell.
  - No z przodu tak nie wygląda. - odpowiedziałam.
  - A tak w ogóle to, gdzie ty i Ross leżycie? - spytała Rydel, a ja i Ross spojrzeliśmy na siebie.
  - Tam koło wierzby rozkładamy koc i leżymy pod gwiazdami i rozmawiamy. - odparłam.
  - A połóżcie się tak teraz. - odezwała się Van.
  - A po co? - zapytał Ross.
  - A tak chcę zobaczyć, jak blisko siebie jesteście. - uśmiechnęła się moja siostra. - Oj co wam szkodzi. - powiedziała. Spojrzałam na Rossa. Kiwnął lekko głową na tak.
  - Okay, niech ci będzie. - odparłam i oboje wstaliśmy. Poszliśmy na nasze miejsce i położyliżmy się obok siebie. Teraz nie jest tak romantycznie jak w nocy.
  - Rozmawiałaś z Jake'iem? - spytał.
  - A jak myślisz?
  - Nie.
  - No dobrze myślisz. Boję się, że on powie mi, że coś do mnie czuje, ale ja chyba nie odwzajemniam jego uczuć.
  - Będzie dobrze, Lau.
  - No ja myślę. - westchnęłam.
  - A wy co już wczuliście się w swoje klimaty i odpłynęliście? - spytał Riker. Wstaliśmy z trawy i wróciliśmy z powrotem do altanki.
  - A co już porozmawiać na osobności nie można? - odparł Ross.
  - O czym gadaliście? - powiedziała Van.
  - A to są już nasze sprawy. - odezwałam się.
  - Okay, jak nie chcecie to nie mówcie. Pewnie macie swoje sekrety. - odpowiedziała Rydel i tym zakończyliśmy temat o nas, bo później rozmawialiśmy o wszystkim, co na wpadło nam do głowy. Czas lecał mi nieubłagalnie szybko i w miłej atmosferze. W trakcie raz dzwonił do mnie Jake, ale nie odebrałam. Obawiam się, że on dziś do mnie przyjdzie i to bez uprzedzenia. Moje myśli okazały się słuszne, bo przed piątą zobaczyłam Jacoba idącego w kierunku altanki. Spojrzałam na Rossa, który chyba trochę się spiął. Po chwili Jake podszedł do nas.
  - Hej Lau. - przywitał się. Widziałam, że jego wzrok, co chwilę uciekał na Rossa. Przypomniało mi się, gdy oni pierwszy raz się poznali. Wtedy trochę się pokłócili.
  - Hej Jake. - odpowiedziałam. - Przedstawię ci moich przyjaciół, ale Rossa już znasz.
  - Tak. - odparł.
  - To jest Rydel, Riker, Rocky i Ellington. - wskazywałam na nich. - A wy poznajcie Jake'a. - powiedziałam i wszyscy podali sobie dłonie. Zrobili to nawet Ross i Jake.
  - Po co w ogóle przyszedłeś? - spytałam, ale wiedziałam dlaczego.
  - Muszę z tobą porozmawiać o tym, co się wydarzyło wczoraj.
  - Nie wiem, czy chcę znać prawdę.
  - Lau, proszę. To jest ważne. - powidział proszącym tonem.
  - Jake, ja nie wiem, co mam ci powiedzieć.
  - To tylko jedna rozmowa.
  - Skoro nie chce z tobą gadać to czego od niej chcesz? - odezwał się nagle Ross. Nie zabrzmiało to łagodnie.
  - Nie wtrącaj się, okay? Nie do ciebie przyszedłem. - odparł takim samym tonem, co blondyn. Oni zaraz zaczną się kłócić jeśli ich nie rozdzielę.
  - Jake chodź. Powiesz mi wszystko. - powiedziałam, wstając z ławki.
  - Okay. - odparł i wyszliśmy z altanki. Weszliśmy do domu, po czym udaliśmy się do mojego pokoju. Usiedliśmy na kanapie. Tak jak poprzednio zapanowała pomiędzy nami niezręczna cisza. Zaczęłam bawić się moimi palcami. Jake też był spięty. Siedział zgarbiony, a splecione ręce trzymał na kolanach. Jeśli tak mamy się zachowywać to nie wiem, jak dalej ma wyglądać nasza relacja. Tego właśnie się bałam. Teraz bardziej obawiałam się tego, co Jake może pwiedzieć. Co jeśli on wyzna mi uczucia? Co jeśli zapyta mnie, czy chcę zostać jego dziewczyną? Co mam mu wtedy odpowiedzieć? Co jeśli odmówię, a on się na mnie obrazi? Nie chcę tego, ale przecież ja chyba nic do niego nie czuję. Westchnęłam ciężko. Niech on już w końcu coś powie. Zerknęłam na niego. Chyba nie wyglądało, żeby zaczął mówić.
  - Jake możesz mi wytłumczyć, jak to się stało, że mnie pocałowałeś? - spytałam cicho. Spojrzałam na niego kątem oka. Wyprostował się i głośno wciągnął powietrze.
  - Lau ja po prostu poczułem się tak samo jak ostatnio. Gdy spojrzałem ci w oczy to zapragnąłem cię pocałować. Ty się nie ruszałaś, więc myślałem, że może tego chcesz i tak jakoś samo wyszło. Chyba się nie obraziłaś na mnie przez to? - spytał, patrząc na mnie.
  - Ja nie obraziłam się na ciebie. Po prostu dręczył mnie ten pocałunek. Czy ty coś podczas niego czułeś? - zapytałam nieśmiało. Nie otrzymałam od razu odpowiedzi. Sekundy dłużyły mi się niemiłosiernie.
  - Będę z tobą szczery. - odezwał się po jakiejś minucie. Pokiwałam głową. - Ja przez ten pocałunek poczułem, że ty nie jesteś dla mnie obojętna. Ja... chyba się w tobie zakochałem. - powiedział, a mnie zamurowało. Jego słowa wbiły mnie dosłownie w kanapę. Że co? Czy ja się przypadkiem nie przesłyszałam? Czy Jake właśnie wyznał mi swoje uczucia? Jak teraz niby ma wyglądać nasza przyjaźń skoro on coś do mnie czuje, a ja nie? Nasze spotkania będą wygladały właśnie tak? Czyli, co chwilę panuje niezręczna cisza i nie wiemy, co powiedzieć? Jejku, jak jeden pocałunek może tak wszystko skomplikować. Okay, ogarnij się już Laura! Wszystko będze dobrze.
  - Jake ja nie wiem, co mam ci powiedzieć. - odezwałam się.
  - Prawdę.
  - Okay. - westchnęłam ciężko. - Wiesz, bo ja... - nagle głos uwiązł mi w gardle. - Ja chyba nic do ciebie nie czuję. Ten pocałunek nie uszczęśliwił mnie. Nic szczególnego podczas niego nie poczułam. Jake proszę cię tylko się nie obrażaj na mnie za to. - spojrzałam mu w oczy. Zobaczyłam w nich smutek. Zresztą, co innego on może czuć? Przecież właśnie powiedziałam, że nic do niego nie czuję.
  - Nie obrażę się, bo jesteś dla mnie ważna i nie chcę cię stracić. - odpowiedział smutno.
  - Jake ja tylko powiedziałam prawdę. Nie chciałam cię okłamywać.
  - Wolę, żebyć mówiła prawdę niż kłamała, bo przynajmniej wiem na czym stoję.
  - Ale jesteś przeze mnie smutny.
  - Przejdzie mi. Wystarczy, żebyś ty była obok mnie, a będę wesleszy. - uśmiechnął się lekko. Przytuliłam go, a on odwzajemnił uścisk. W co ja się wpakowałam? Po jedenj stronie Jake, a po drugiej Ross. Będzie mi teraz ciężko i już to wiem.
  - Już ci lepiej? - spytałam.
  - Tak, trochę mnie pocieszyłaś. - odparł i odsunął się ode mnie.
  - Cieszę się, że doszliśmy do porozumnia.
  - Tak, ja też. Napewno nic do mnie nie czujesz? - spytał, a w jego głosie wyczułam nutkę nadziei.
  - Nie wiem. Chyba nie. Nie doszłam jeszcze do tego. Może kiedyś przejrzę na oczy.
  - A do Rossa coś czujesz? - spojrzał mi w oczy.
  - Chyba nie, ale ja nie jestem pewna, co do was dwojga.
  - Ale on chyba cię nie pocałował, co nie?
  - Nie. Do takich rzeczy, jak na razie pomiędzy nami nie doszło.
  - Aha. Pewnie chcesz teraz już iść do swoich przyjaciół? Zresztą przyszłem do ciebie niezapowiedzianie i przerwałem ci spotkanie z nimi.
  - Tak, chyba do nich dołączę. Pewnie są ciekawi, o czym rozmawiamy. - powiedziałam. Pewnie szczególnie dziewczyny i Ross.
  - Okay, to już nie będę wam przeszkadzał. - odparł i wstał z kanapy. Ja zaraz zrobiłam to samo.
  - To chodź, odprowadzę cię do bramy. - odpowiedziałam. Wyszliśmy z mojego pokoju i zeszliśmy na dół, po czym wyszliśmy z domu głównymi drzwiami. Zatrzymaliśmy się koło ogrodzenia. Przytuliliśmy się na pożegnanie.
  - To pa Lau. - odezwał się Jake, gdy się puściliśmy.
  - Pa Jake. - powiedziałam, a on otworzył drzwiczki bramy i wyszedł na chodnik. Westchnęłam, po czym ruszyłam w kierunku altanki.
                                                                  ~*~
Zaraz po przyjaściu Jake'a...
                                                             ★Ross★

Rozmawialiśmy, gdy nagle zobaczyłem Jake'a idącego w stronę altanki. Moje ciało od razu napięło się. Po chwili szatyn stanął przed Laurą.
  - Hej Lau. - powiedział. Posłał mi złowrogie spojrzenie, a ja zrobiłem to samo. Nie lubię go, to fakt.
  - Hej Jake. - odparła Laura. - Przedstawię ci moich przyjaciół, ale Rossa już znasz.
  - Tak. - odpowiedział ironicznym głosem. Zmrużyłem lekko oczy.
  - To jest Rydel, Riker, Rocky i Ellington. - wskazywała na moje rodzeństwo i przyjaciela. - A wy poznajcie Jake'a. - powiedziała i wszyscy podali sobie dłonie. Nawet ja to zrobiłem. Przy tym ścisnęliśmy sobie mocno ręce i posłaliśmy kolejne złowrogie spojrzenia.
  - Po co w ogóle przyszedłeś? - spytała Laura.
  - Muszę z tobą porozmawiać o tym, co się wydarzyło wczoraj.
  - Nie wiem, czy chcę znać prawdę.
  - Lau, proszę. To jest ważne. - powidział proszącym tonem.
  - Jake, ja nie wiem, co mam ci powiedzieć.
  - To tylko jedna rozmowa.
  - Skoro nie chce z tobą gadać to czego od niej chcesz? - odezwałem poddenerwowanym głosem.
  - Nie wtrącaj się, okay? Nie do ciebie przyszedłem. - odparł takim samym tonem.
  - Jake chodź. Powiesz mi wszystko. - powiedziała Laura, wstając z ławki.
  - Okay. - odparł. Gdy już wychodzili szatyn nagle odwrócił się i posłał mi zwycięskie spojrzenie, a ja tylko zmierzyłem go wzrokiem, a pięści same mi się zacisnęły. Jednak zaraz je puściłem. Patrzyłem, jak oni odchodzą aż znikli mi z pola widzenia, bo weszli do domu.
  - Wow, co to w ogóle było? - odezwała się Rydel.
  - O co ci chodzi? - spytałem już normalnym tonem.
  - Jesteś zazrosny o Jake'a. - uśmiechnęła się.
  - Co? Nie. Niby, czemu miałbym być?
  - Widziałam, jak na siebie patrzycie. Normalnie zabijaliście się wzrokiem. Zresztą byłeś taki spięty.
  - Po prostu nie przepadam za nim, okay?
  - Chyba nawet wiem dlaczego. On też jest blisko Laury i na dodatek ją pocałował.
  - No to, co z tego? Przecież ona nic do niego nie czuje.
  - A jesteś tego taki pewny?
  - No nie wiem.
  - Ale przyznaj, że byłeś zazdrosny.
  - Nie i nie myślcie sobie, że ja coś czuję do Laury. - odparłem i wstałem z ławki, po czym wyszedłem z altanki. Poszedłem pod wierzbę. Oparłem się o pień. Westchnąłem. Nie ufam temu Jake'owi. Laura przecież mówiła mi, że kiedyś był pewny siebie i wyluzowany. Pewnie wtedy podrywał wiele dziewczyn i już wie, co ma robić. Co jeśli tylko przed Laurą udaje takiego miłego? A może nadal jest taki jaki był? Może chce wykorzystać Laurę, żeby się wzbogacić? Może on tylko gra i próbuje ją zdobyć, a przy okazji odciąć ją ode mnie? To by wyjaśniało dlaczego ją pocałował. Teraz Laura ma wątpliwości, co do swoich uczuć. On robi się coraz pewniejszy. Wydaje mi się, że następnym krokiem będzie pytanie o chodzenie. Wtedy pewnie będzie chciał się mnie pozbyć, bo mu będę przeszkadzał. Jednak ze mną nie ma tak łatwo. Ja się szybko nie poddaję. Nie pozwolę, żeby on doprowadził do tego, że Laura zerwie ze mną kontakt. Niech sobie nie myśli, że ze mną wygra. Wątpię, żeby Laura przestała się ze mną przyjaźnić. Nie pozwolę na to, żebym ją stracił przez niego. Nawet już nie tylko ze względu na zadanie tylko dlatego, że naprawdę ją polubiłem. Ona stała się dla mnie ważna. Brzmię tak jakbym był w niej zakochany, ale ja nic do niej nie czuję. Tylko ją lubię. Nie mogę się w niej zakochać. Wiem, że i tak będę cierpiał po tym, gdy ją oddam Romwellom, ale gdybym ją kochał to byłby to dwa razy większy ból. Szczerze? To wolałbym ją stracić przez Jake'a niż przez Romwellów. Z nimi nie mogę walczyć i nie mam na to najmniejszych szans, ale z Jacobem już tak. O czym oni teraz rozmawiają? Pewie o tym pocałunku. Co jeśli on spyta, czy Laura chce zostać jego dziewczyną? Zgodziłaby się? Wczoraj mówiła, że nie, ale nigdy nic nie wiadomo. Ona wtedy nie odsunie się ode mnie. Wiem to. Zresztą i tak będę do niej przychodził w nocy, jak to dotąd było. Tego nie chcę zmieniać. Tak samo naszej relacji. Jest mi z nią dobrze w przyjaźni. Jednak nie mogę pozwolić na nic więcej. Szczególnie nie może dojść między nami do pocałunku. On wszystko, by skomplikował. Muszę być silny. Po prostu nie mogę zbyt długo patrzeć jej w oczy, bo to prowadzi tylko do jednego. Jak na razie to dobrze mi to idzie. Nie doszło między nami do większych zbliżeń. Jest tak, jak chciałem. Wystarczy mi tylko przytulanie się. Jednak muszę przyznać, że takiej dziewczyny jak Laura nie spotkałem dotąd i chyba raczej nie spotkam. Ona jest moją najlepszą przyjaciółką. Nagle usłyszałem, że dzwoni mój telefon, więc wyciągnąłem go z kieszeni. Spojrzałem na ekran. Numer zastrzeżony. Przez całe moje ciało w jednej sekundzie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Co oni ode mnie chcą? Westchnąłem ciężko i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Przyłożyłem telefon do ucha.
  - Witaj Lynch. - usłyszałem głos Josha.
  - Co ode mnie chciecie? - spytałem od razu.
  - A czego my możemy chcieć oprócz tej córki milionerów? Jak ci z nią idzie?
  - Dobrze, ale chyba jeszcze nie wyszłaby ze mną nigdzie w nocy. Do pierwszego sierpnia to się zmieni.
  - Pamiętaj masz tylko ponad tydzień i ani dnia dłużej. Zrozumiałeś? - spytał groźniejszym tonem.
  - Tak. Gdzie mam ją przyprowadzić?
  - To już uzgodnimy dzień przed.
  - Dobrze. - odparłem i usłyszałem pikanie. Wyłączyłem telefon i głośno westchnąłem. Oparłem tył głowy o pień wierzby. W myślach pozostały mi tylko te słowa: masz tylko ponad tydzień. Nie mogę uwierzyć, że ten czas tak szybko zleciał. Nim się obejrzę, a nadejdzie pierwszy sierpnia i będę musiał oddać Laurę Romwellom. Jak ja tego nie chcę. Jednak niestety czas nieubłaglnie płyne i w końcu nadejdzie ten okropny dzień. Chciałbym przedłużyć mój termin, ale oni się na to nie zgodzą. Pewnie, gdybym powiedział im, że idzie mi dobrze to mógłbym stracić Laurę szybciej. Teraz to już chyba nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło jej w moim życiu. Ona powoduje uśmiech na mojej twarzy. Wystarczy mi sama jej obecność, żebym był szczęśliwy. Nagle zauważyłem, że gałęzie wierzby rozchylają się i zobczyłem Laurę. Nie była za wesoła.
  - Hej Ross. - odezwała się i stanęła obok.
  - Hej. Jak tam rozmowa z Jake'iem? - spytałem.
  - Nie było tak źle. - westchnęła.
  - Nie? To dlaczego jesteś smutna?
  - Jake powiedził mi, że chyba jest we mnie zakochany. - odparła. Skoro wyznał jej uczucia to wkrótce może spytać ją o zostanie jego dziewczyną.
  - Jak to przyjęłaś?
  - Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, jak mam na to zareagować. Jednak powiedziałam mu prawdę, że chyba nic do niego nie czuję. Jego to zasmuciło, ale nie obraził się na mnie. Spytał mnie również, czy ja czuję coś do ciebie. - spojrzała na mnie. Na chwilę wstrzymałem oddech. - No i powiedziałam, że też raczej nie. - odparła, a ja bezgłośnie wypuściłem powietrze. Gdyby ona coś do mnie czuła to trochę, by się pokąplikowało. Nie trochę. Bardzo.
  - I co teraz z tym zrobisz?
  - Nie mam zielonego pojęcia. Nigdy jeszcze nie byłam w takiej sytucaji.
  - Miłość łatwa nie jest. Czasami po prostu potrzeba czasu, aby zrozumieć, że się kogoś kocha.
  - Masz rację. - przytaknęła. Na chwilę zapanowała pomiędzy nami cisza. Widziałem, że Laura nad czymś się zastanawia i się waha. Skąd to wiem? Już dobrze ją znam. - Ross? - odezwała się.
  - Tak?
  - A czy ty coś do mnie czujesz? - spytała cicho, po czym przygryzła wargę. Na chwilę mnie zmroziło. Nie spodziewałem się, że zada mi takie pytanie. Może kiedy indziej tak, ale nie w tym momencie. Spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie z wyraźnym oczekiwaniem na moją odpowiedź.
  - Wiesz Lau, ja chyba raczej nic do ciebie nie czuję. Dlaczego pytasz?
  - Chciałam po prostu wiedzieć. Zresztą, gdybyście ty i Jake coś do mnie czuli to wszystko stałoby się skomplikowane.
  - No w sumie masz rację. - uśmiechnąłem się, a Laura nagle się do mnie przytuliła. W pierwszej chwili nie wiedziałem, co mam zrobić, ale zaraz objąłem ją w pasie i przysunąłem bliżej siebie. Dlaczego tak nagle to zrobiła?
  - Ciszę się, że jesteś moim przyjacielem. - szepnęła. Domyślam się, że teraz się uśmiecha. Na moje usta również wkradł się uśmiech.
  - Ja też się z tego cieszę. - powiedziałem również szeptem. Chwilę trwaliśmy w objęciach, co nawet mi się podobało. Jednak po kilku sekundach Laura poluźniła uścisk.
  - Chodźmy do reszty. - odparła, a ja tylko kiwnąłem głową. Rozchyliliśmy gałązki i wyszliśmy z pod wierzby. Poszliśmy do altanki i usiedliśmy na ławce. Jednak w moich myślach pozostała ta wcześniejsza sytuacja. Co oznaczał ten gest? Laura chciała się ot tak do mnie przytulić? Może tak. Nie będę nad tym długo zastanawiać.
  - Już do nas wróciliście? Myślałam, że dłużej będziecie romansować. - zaśmiała się Vanessa.
  - Oj cicho bądź Van. Nie zaczynaj znów tego tematu. - odpowiedziała Lau.
  - Okay, niech ci będzie, ale ja lubię mówić o was.
  - Tak? To może polub historie o tobie i o Rikerze. - odparła. Zauważyłem, że Riker się uśmiechnął. Czy mi się wydaje, czy on chciałby słuchać takich rzeczy?
  - Przestań Lau. Mnie i Rikera nic nie łączy poza przyjaźnią. Prawda Riker?
  - Tak, prawda. - powiedział, ale bez przekonania. Coś tu się kroi. Ja doskonale wiem kiedy Riker jest zakochany. Ostatnio zauważyłem pierwsze oznaki tego. Po spotkaniu z Vanessą przyszedł do domu cały w skowronkach. Już dawno go takiego nie widziałem. Chciałbym mu pomóc w zdobyciu miłości. A co mi tam. Przynajmniej będę miał jakąś rozrywkę. Powiem o tym Laurze, a ona pewnością podroczy trochę się z Vanessą. Skoro Van próbuje połączyć mnie i Lau to ja zrobię tak samo. Oj coś mi się wydaje, że będzie się działo.
  - Ja i Ross tylko się przyjaźnimy. Prawda Ross? - usłyszałem swoje imię wypowiadane przez Laurę.
  - Tak. - odparłem. Nawet nie wiem o czym mówili, ale napewno dotyczyło mnie i Lau.
  - Możemy już skończyć ten temat? - spytała brunetka.
  - Okay, niech ci będzie. - odpowiedziała Van.
  - I dobrze. - uśmiechnęła się Laura. Później pochłonęliśmy się w żywej rozmowie. Godzina mijała za godziną.
  - Lauro, Vanesso, wasi rodzicie chcą, żebyście zjedli z nimi kolację. Wasi przyjaciele też mogą przyjść, jeśli chcą. - powiedział lokaj, który wszedł do altanki.
  - Dobrze, za chwilę przyjdziemy. - odparła Laura, a mężczyzna odszedł.
  - Chcecie zjeść z nami i naszymi rodzicami kolację? - spytała Vanessa.
  - Co jeśli będą chcieli przekazać wam jakąś ważną informację? Będziemy tylko przeszkadzać. - odezwał się Riker.
  - Gdyby tak było to nie zapraszaliby was. - odparła Laura.
  - W sumie to przez to poznamy waszych rodziców, więc czemu nie. - odpowiedziała Rydel. - Chłopaki zgadzacie się? - spytała, a my pokiwaliśmy głowami na tak.
  - Okay, to chodźmy do domu. - odezwała się Vanessa. Wystaliśmy z ławki i poszliśmy ścieżką w kierunku budynku. Weszliśmy do środka, ściągnęliśmy buty i udaliśmy się do jadalni. Szczerze? To jakoś nie za bardzo chcę być na tej kolacji.
  - Cześć. - odezwały się Laura i Vanessa.
  - Część dziewczynki. - odpowiedzieli ich rodzice. Już zauważyłem, że są trochę poważni.
  - Dzień dobry państwu. - powiedzieliśmy razem.
  - Dzień dobry.
  - Zapewne wiecie, jak się nazywamy, ale i tak wam się przedstawimy. Ja jestem Ellen Marano, a to jest mój mąż Damiano.
  - Miło mi państwa poznać. Ja jestem Rydel Lynch, a to są moi bracia: Riker, Rocky i Ross oraz nasz przyjaciel rodziny Ellington Ratliff. - Rydel wskazywała na nas wszystkich.
  - Usiądźmy wszyscy. - odezwał się pan Damiano i tak zrobiliśmy. Usiadłem obok Laury. Spojrzeliśmy na siebie. Wyglądała na trochę spiętą. Zresztą o sobie mogę powiedzieć to samo.
  - Lauro, Vanesso jutro w naszym domu odbędzie się przyjęcie z okazji 50-lecia mojej firmy. Będą na nim zarówno Jacob i Brayan, co pewnie was cieszy. Ubierzcie się ładnie, bo to będzie nawet wystawna impreza. Wszystko zacznie się o 17:00. - powiedział pan Damiano.
  - Cieszę się, że będzie Jake. - uśmiechnęła się Laura.
  - Tak, ja też, że zobaczę Brayana. - odparła trochę smutno Vanessa. Zauważyłem, że Riker patrzy na nią i wysyła jej współczujące spojrzenie. Laura tak samo. O co chodzi?
  - A tak w ogóle to, o której się ona się skończy? - spytała Lau. Spojrzała na mnie kątem oka.
  - Nie wiem, to zależy, ale pewnie tak do jedenastej się przeciągnie. - odpowiedział jej tata. Czyli, że jutro nie będę mógł za bardzo do niej pójść. Po chwili do jadalni weszli lokaje z tacami. Przed każdym postawili talerz z zapiekanym makaronem z serem i mięsem mielonym i polane sosem. Smakowicie pachniało i tak też smakowało.
  - To czym wy się zajmujecie? - spytała pani Ellen.
  - Jesteśmy zespołem R5. - odpowiedział Riker.
  - R5 mówicie? Może kiedyś ta nazwa obiła mi się o uszy, ale nie słyszałam waszych piosenek. Chyba nie jesteście bardzo znani.
  - No nie wiem, ale na nasze koncerty przychodzi tysiące fanów, więc jednak jesteśmy znani. - odezwała się Rydel.
  - Nie ważne z tym. Dobrze wam się układa? - spytała, a my spojrzeliśmy na siebie.
  - Jak na razie to zwiesiliśmy swoją działalność, bo chcieliśmy trochę odpocząć. - powiedziałem i posmutniałem trochę.
  - Czyli, że teraz nic nie robicie?
  - Nie lenimy się, bo jesteśmy w trakcie tworzenia nowego albumu, który się pojawi, gdy wrócimy na scenę. - odparł Rocky.
  - To czyli, że wam się jakoś wiedzie. Z pieniędzmi raczej nie macie problemów, prawda? - spytał pan Damiano.
  - No nie. - odpowiedział Ell.
  - A wasi rodzice, czym się zajmują? - spytał, a my posmutnieliśmy. Laura i Vanessa spojrzały na nas.
  - Nasi rodzice niestety nie żyją. Zgięli w katastrofie lotnczej trzy lata temu. - odezwała się Rydel.
  - Współczuję wam. - powiedziała pani Ellen.
  - Dobrze, nie będziemy już was bardziej męczyć. Zajmijmy się jedzeniem. - odparł pan Damiano. Pewnie tym chciał zakonczyć ten temat, który zaczął. Cieszę się, bo nie lubię o tym mówić. Po skończonym posiłku wstaliśmy od stołu i pożegnaliśmy się z państwem Marano. Laura i Vanessa odprowadziły nas do bramy.
  - Przyjdziesz dzisiaj? - spytała Lau, gdy wypuściliśmy się z objęć.
  - A jak myślisz? - uśmiechnąłem się.
  - To fajnie. Będę na ciebie czekała. - odwzajemniła mój gest.
  - To w takim razie do zobaczenia.
  - Pa Ross. - odpowiedziała, a ja i moje rodzeństwo wyszliśmy z bramę i szliśmy do domu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Podoba wam się rozdział? Myślę, że nie jest taki zły. Jesteście może zaskoczeni tym, że Jake jest zakochany w Laurze? Romwellowie dali o sobie znać. Z nimi się później będzie działo. Relacja Raury już pomału zaczyna się coraz bardzie pogłębiać, co pewnie was cieszy.
Do napisania!!!

Proszę komentujcie!

10 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział :*
    Cieszę się, że ich relacja zaczyna się zagłębiać pomału, ale jednak :*
    Czekam na następny
    A i zapraszam do mnie
    pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Wszystko piknię.
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowity rozdział czekam na neksta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowity rozdział! Ile się działo ! Jake zakochany w Laur , Laur pyta Rossa czy coś do niej czuje <3 cudownie napisany rozdział :)Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału <3
    Zapraszam do siebie <3 http://laurailukelove.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział!
    Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały < 3
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. cudo <3 czekam na nexta :*
    Kinga
    PS. Dziękuję za komentarze ;* dużo dają przy pracy

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )