czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 22

"There ain't no way that I could ever forget you." ~ "Nie ma mowy, że ja kiedykolwiek mogę Cię zapomnieć." - Lightning Strikes

~Los Angeles, 16.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Siedzę pod wierzbą ze słuchawkami na uszach, z których wydobywają się piosenki R5 i kończę rysunek Rossa. Nawet wygląda podobnie, czego się nie spodziewałam. Podoba mi się, jednak i tak nie oddaje jego prawdziwego wyglądu. Oddaliłam swoją pracę od siebie i przyjrzałam się jej, po czym dodałam drobne poparawki. Chyba już go skończyłam. Lepiej nie będzie. Gorzej będzie narysować mój autoportret. Po co Rossowi moje rysunki? Może go o to spytam. Po chwili usłyszałam, że mój telefon dzwoni. Zauważyłam, że to Jake. No jest już po czwartej i skończył pracę, więc pewnie chce się ze mną spotkać. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam przedmiot do ucha.
  - Hej Jake. - odezwałam się.
  - Hej Lau. Skończyłem już pracę. Może spotkamy się?
  - Okay, czemu nie. Gdzie i o której?
  - Może na plaży, za pół godziny?
  - Okay, gdzie będziesz na mnie czekał?
  - Przed wejściem, więc myślę, że jakoś mnie zobaczysz.
  - Dobrze, to do zobaczenia.
  - Pa Lau. - odpowiedział, po czym rozłączył się, bo usłyszałam pikanie. Szczerze powiedziawszy to trochę się boję tego spotaknia. Co jeśli znów będzie chciał mnie pocałować? Będziemy na plaży, więc nawet jest romantyczniej. Jednak chyba znów mu na to nie pozwolę. Chociaż nie wiem, jak to się potoczy. Dobra, trzeba trochę się odświeżyć. Pozbierałam ołówki i wyszłam spod wierzby. Weszłam do domu, po czym udałam się do swojego pokoju. Położyłam przybory i rysunek na biurku i poszłam do garderoby. Co by tu ubrać? Po namyśle wybrałam luźną szarą bluzkę z krótkim rękawem i czarne, obcisłe spodnie, a do tego czarne sandały na niskim obcasie. Ubrałam się w te rzeczy, po czym podeszłam do toaletki. Rozczesałam włosy i związałam je w luźny, lekko rozpadający się kok. Wyciągnęłam dwa krótie kosmki, aby opadały mi z boku twarzy. Na rzęsy nałożyłam tusz, a na usta błyszczyk. Popsikałam się jeszcze perfumami. Spojrzałam ostatni raz w lustro. Okay, jestem gotowa. Do kieszeni włożyłam telefon i trochę pieniędzy na taksówkę w razie czego. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół do kuchni. Tam zastałam Vanessę rozmawiajcą z Natalie.
  - Cześć. - odezałam się, a one na mnie spojrzały.
  - Cześć Lauro. - odpowiedziała gosposia.
  - Hej. Gdzie się tak wystroiłaś? - spytała moja siostra.
  - Idę na spotkanie z Jake'iem.
  - Nie boisz się, że znów będzie chciał cię pocałować?
  - Trochę tak, ale będzie, co będzie.
  - Później mi wszystko opowiesz, co nie?
  - Jak zawsze. To ja już idę.
  - Baw się dobrze. - uśmiechnęła się Natalie.
  - Dobrze, ale nie za dobrze. - odprła Van, a ja tylko zaśmiałam się pod nosem, po czym wyszłam z kuchni, a później z domu. Wyciągnęłam telefon w celu sprawdzenia godziny. 16:30, czyli mam jeszcze 15 minut. Tyle w sam raz wystarczy mi, żeby dojść na plażę pieszo. Szłam trochę szybszym tempem, bo nie chciałam się spóźnić. Jak moje życie w ciągu tych dwóch tygodni się zmieniło. Nie mogę w to uwierzyć. Mam wspaniałych przyjaciół, a w tym dwójkę najlepszych, czyli Rossa i Jake'a. Wcześniej posiadanie prawdziwych przyjaciół to było dla mnie coś o czym mogłam tylko pomarzyć. Jednak ta przeprowadzka dużo dobrego mi dała. Nawet nie widzę minusów. Wtedy też nie miałam takich problemów, jak wybranie jednego z pośród chłopaków, czy uświadamianie sobie, że jestem zakochana. Tego drugiego nie wiem. Nie będę na siłę nad tym myśleć, bo to wyjaśnienie samo przyjdzie z czasem. W Los Angeles, jak na razie to nie przytrafiły mi się żadne złe rzeczy, z czego się cieszę. Mam nadzieję, że teraz wszystko będzie się dobrze układać. Takie myśli towarzyszyły mi do dojścia na miejsce. Od razu zobaczyłam Jake'a, bo stał zaraz obok wejścia. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się. Podeszłam do niego.
  - Hej Lau. - odezwał się.
  - Hej Jake. - odpowiedziałam.
  - Idziemy na plażę? - spytał, a ja przytaknęłam. Gdy tylko moje stopy zanurzyły się w ciepłym piasku, ściągnęłam buty. Kierowaliśmy się w stronę wody, a później szliśmy równo z brzegiem.
  - Co tam u ciebie słychać? - zapytałam.
  - Dobrze, dzisiaj w pracy stworzyłem projekt domu, który spodobał się twojemu tacie, a u ciebie coś się działo?
  - To fajnie. U mnie natomiast nic ciekawego się nie wydarzyło. Cały dzień spędziłam nie wychodząc poza teren domu. - odpowiedziałam i zapanowała pomiędzy nami cisza. Lekki stres związany ze spotkaniem z Jacobem już mi minął, z czego się cieszę. Mam nadzieję, że dzisiaj nie dojdzie do podobnej sytuacji, co ostatnio.
  - Lubisz być na plaży? - spytał po chwili.
  - Tak i to bardzo, a szególnie, gdy zachodzi słońce, bo jest wtedy romantycznie. Kocham też szum oceanu, bo on mnie uspokaja i przyjemnie mi się przy nim myśli. Na plaży po prostu się odprężam. A ty?
  - Też, ale chyba nie tak bardzo, jak ty. Tutaj miło spędza się czas.
  - To prawda.
  - Masz może ideał chłopaka? - spytał, a ja spojrzałam na niego.
  - Nie mam takich wytycznych, że musi to być blondyn albo brunet, lub inne rzeczy związane z wyglądem. Dla mnie bardziej liczy się wnętrze. Chciałabym, żeby mój wymarzony chłopak wspierał mnie w każdej sytuacji, był przy mnie w smutku i radości. Chcę mu bezwarunkowo zaufać. Jednak najważniesze, żeby mnie kochał i był ze mną szczery. A ty masz swój ideał dziewczyny?
  - Jeśli mam być szczery to wolę brunetki, ale sam nie wiem dlaczego. Może dlatego, że ty nią jesteś. - uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam jego gest. - Też chcę, żeby dziewczyna była ze mną szczera, ufała mi, kochała. To są takie podstawowe fundamenty do udanego związku.
  - Masz jakąś na oku?
  - Oprócz ciebie to nie mam, a ty?
  - Ja mam ciebie i Rossa, jako moich najlepszych przyjaciół.
  - Może usiądziemy? - spytał, a ja przytaknęłam. Oddaliliśmy się trochę od brzegu, po czym usiedliśmy na pisaku. Jake był bliko mnie, bo stykaliśmy się ramionami.
  - Wiesz, mam takie przeczucie, że mogę cię stracić. Wzięło się to chyba stąd, że ty spędzasz dużo czasu z Rossem. Gdybyś z nim była to, co z robisz ze mną? - spytał patrząc mi w oczy. Przedwczoraj Ross zadał mi takie samo pytanie. Czy oni naprawdę tak się boją, że ich zostawię? Ta sytuacja mnie zadziwia.
  - Jak na razie to z żadnym z was nie jestem i jak na razie to tego za bardzo nie planuję, ale nawet jeśli tak by się stało to nie wiem, czy potarfiłabym nagle przestać się z tobą przyjaźnić. - odpowiedziałam, a swój wzrok skupiłam na jego oczach, w których zobaczyłam niepokój, ale też pewność?
  - Mam nadzieję, że tak się stanie. - odpowiedział i nagle zaczął się do mnie zbliżać. Znowu on chce mnie pocałować? Czy ja tego chcę? Czy chcę właśnie z Jake'iem przeżyć mój pierwszy pocałunek? Czy jestem na to gotowa? Czy to nie zaważy na naszej przyjaźni? Czy coś się przez to zmieni? Co mam zrobić, odsunąć się, czy mu na to pozwolić? Gdy te myśli przelatywały mi przez umysł z prędkością światła to całe moje ciało się zwiesiło i nie mogło wykonać żadnego ruchu. Serce zaczęło mi walić z tych emocji. W końcu poczułam na swoich ustach wargi Jake'a. Pocałował mnie bardzo delikatnie. Jednak moje serce waraz z tym gestem zabiło trochę szybiciej, ale zaraz ustało. Odsunęłam się od Jake'a i spojrzałam mu w oczy. Zaobczyłam w nich radość, ale też strach. Nie wierzę, że na to pozwoliłam. Przecież my jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele się nie całują.
  - Jake. - szepnęłam, po czym zerwałam się z piasku i zaczęłam biec.
  - Laura! Stój! - krzyknął, ale ja tylko przyspieszyłam. Szybko wybiegłam z plaży i zatrzymałam taksówkę, po czym odjechałam. Jak w ogóle do tego doszło? Dlaczego na to pozwoliłam? Dlaczego nic nie zrobiłam? Dlaczego nic podczas tego pocałunku nic nie poczułam? Nie tak wyobrażałam go sobie. Myślałam, że wtedy szczęście rozsadza ciało od środka, ale tak nie było. Czyli tak się rzeczywiście czuje? Czyli, że te wszystkie książki, które czytałam, kłamią? Wiedziałam, że skoro Jake raz się odważył mnie pocałować, ale mu się nie udało, to spróbuje drugi raz. Czy to teraz coś zmieni? Będziemy bardziej skrępowani, a rozmowa nie będzie nam się kleiła? Co teraz będzie? Jak ja mam mu teraz spojrzeć w oczy? Porozmawiać? Wtedy przecież ledwo się na to odważyłam, a teraz? Wiem, że znów muszę to z nim wyjaśnić, ale teraz bardziej się boję, że on coś do mnie czuje. Widziałam jego radość w oczach. Co jeśli, gdy się spotkamy, to wyzna mi uczucia? Jak mam na to zareagować? Postaram to się przyjąć. Jednak pewnie nie byłoby tak jak na początku naszej przyjaźni. Coś zapewne się zmieni. Pozostało mi jedno, najważniejsze pytanie, czy ja coś czuję do Jake'a? Może nie skoro ten pocałunek mnie nie uszczęśliwił. Zresztą nie znamy się długo, więc nie wiem, czy zdążyłam się w nim zakochać. Chyba do tego nie doszło. Może po prostu nie jestem w stane sobie uświadomić swoich uczuć? W sprawie miłości to nie wiem zbyt dużo. Co innego przeczytać o niej w książce, a co innego ją doznać we własnym życiu. Tyle pytanań już tyle sobie zadałam, a tylko na niektóre odrobinę jestem w stanie odpowiedzieć. Jak to wszystko się pokąplikowało. Zdecydownie łatwiej żyć w przyjaźni z chłopakiem. Wtedy nic się nie komplikuje, tak jak teraz zaczyna. Jednak jakoś z tym sobie poradzę. Muszę powiedzieć o tym pocałunku Vanessie i Rossowi. Jestem ciekawa, jak on na to zareaguje. Pewnie, jak zawsze to dobrze przyjmie i jeszcze da mi jakąś radę. On zawsze mnie zrozumie i wysłucha. On jest moim najlepszym przyjacielem. Czas z nim spędzony zawsze jest udany. Spostrzegłam, że już dojechałam pod swój dom. Zapłaciłam kierowcy i podziękowałam za podwózkę, po czym wyszłam z taksówki. Szybko przeszłam po dróżce i weszłam do środka willi. Udałam się do kuchni.
  - Hej. Już jestem. - odezwałam się, a Natalie spojrzała na mnie, unosząc wzrok od gazety, którą czytała.
  - Co tak szybko? Coś się stało?
  - Tak jakoś wyszło. - westchnęłam. - Van jest u siebie?
  - Tak.
  - Dzięki. - odpowiedziałam, po czym wyszłam z kuchni i poszłam na górę. Zapukałam, ale nie usłyszałam żadnego znaku z jej strony. Może mnie nie usłyszałam. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zobaczyłam Vanessę leżącą na plecach i słuchającą muzyki, bo miała na uszach słuchawki. Oczy miała zamknięte, więc mnie nie zauważyła. Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim. Dotknęłam delikatenie jej ramienia, a ona od razu uchyliła powieki.
  - Hej Van. - powiedziałam, a ona podniosła się do pozycji siedzącej. Natępnie ściągnęła słuchawki, i przewiesiła je sobie na szyi. Usłyszałam cichą melodię. Rozpoznałam tą piosenkę. Było to ,,Pass Me By".
  - Hej Lau. Co tak szybko? Coś się stało? - spytała.
  - Bo wiesz Jake on... - westchnęłam.
  - Co on ci zrobił?
  - On mnie pocałował. - powiedziałam cicho.
  - Co?! Ale, jak to się stało? Pozwoliłaś mu? Chciałaś tego? Odwzajemniłaś go? Podobało ci się? - wyrzuciła z siebie te pytania z prędkością światła.
  - W miare możliwiości postaram się odpowiedzieć na te twoje wszystkie pytania. Stało się to, gdy siedzieliśmy na piasku i rozmawialiśmy. W pewnym momencie spojrzeliśmy sobie dłużej w oczy, a Jake zaczął się do mnie zbliżać, a mnie kompletnie sparaliżowało. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Przez moje zamyślenie siedziałam nieruchomo, a on mnie pocałował. Jednak ja wtedy nic nie poczułam szczególnego. Na początku serce zabiło mi szybciej, ale chyba z tych emocji i tego co się stało. Myślałam, że podczas pocałunku szczęście rozsadza ciało od środka, ale tak nie było. Może tak jest naprawdę podczas tego. W każdym bądź razie nie wiem. Później zaraz odsunęłam się od niego i uciekłam, a Jake tylko krzyknął, żebym się zatrzymała, ale nie pobiegł za mną, co było na moją korzyść. Van, co ja mam o tym myśleć? Co mam zrobić? Wiem, że muszę z nim porozmawić, ale tym razem bardziej się boję z nim spotkać. Jak ja mam mu spojrzeć w oczy?
  - Wiesz jedno jest pewne ty nic nie czujesz do Jake'a, skoro nie uszczęśliwił cię ten pocałunek.
  - Skąd wiesz, może jeszcze do tego nie doszłam?
  - Laura, przy pocałunku wszystko wychodzi na jaw, bo wtedy nie działa nasz umysł tylko serce. To ono wtedy daje nam do zrozumiena, czy jesteśmy zakochani czy też nie.
  - Może masz rację, ale do czego zmierzasz tymi słowami?
  - Ty raczej nic nie czujesz do Jake'a, bo twoje serce zdobył już ktoś inny. - uśmiechnęła się.
  - Chodzi ci o Rossa?
  - Oczywiście, że o niego. Teraz wystarczy, że wy się pocałujecie, a zobaczysz, że wtedy przejrzysz na oczy i zrozumiesz, że Ross jest dla ciebie kimś więcej niż przyjacielem.
  - Mówisz tak dlatego, bo chcesz, żebym z nim była.
  - Nie Lau, mówię to, co myślę i to co wiem, a przecież, że wy jesteśce ze sobą blisko.
  - Van ja nie jestem zakochana w Rossie.
  - Oj Laura, Laura, dlaczego ty nie możesz w końcu się do tego przyznać? Może dlatego, że boisz się właśnych uczuć. Oboje się boicie to powiedzieć.
  - Nie prawda.
  - Nie? To mi to udowodnij. Powiedz co myślisz o Rossie, ale szczerze.
  - Okay. Ross jest bardzo miły, sympatyczny, wyrozumiały. Nie mówi zbyt dużo o swojej przeszłości. Zawsze mnie wysłucha i da jakąś radę. Wiem, że mogę mu powiedzieć o wszystkim, bo on nikomu tego nie zdradzi. Ufam mu. Przy nim jestem sobą i czuję się swobodnie. To jest mój najlepszy przyjaciel. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
  - Aha, to wszystko?
  - Chyba tak. Powiedziałam prawdę.
  - Zapewne tak, ale pewnie jeszcze coś ukrywasz. Może nawet sama przed sobą.
  - Skąd ty bierzesz takie rady? Sama przecież też jeszcze się nie zakochałaś.
  - Mówię to, co myślę. Zresztą łatwiej komuś dawać rady niż samej sobie.
  - Wiesz, zapamiętaj je, bo kiedyś mogą ci się przydać, a są dobre.
  - No tak myślę. Chciaż w sumie masz rację, bo tobie daję rady, a gdy mi się coś wydarzy to już nic nie wiem. Tak jest w przypadku Brayana. - westchnęła i posmutniała.
  - Nie myśl o nim Van. To on popełnił wielki błąd zrywając z tobą przyjaźń. Zresztą może nawet dobrze się stało, bo przeszkadzałby tobie i Rikerowi.
  - Że co? Niby w czym?
  - No, jak to w czym? Przecież wy się przyjaźnicie i pewnie nie zostaniecie na zawsze przyjaciółmi. Uważam, że pasujecie do siebie. - uśmiechnęłam się. No to teraz to ja odbiję pałeczkę.
  - Co? Weź przestań. Nie udowodnisz, że ja niby coś do niego czuję, bo my nie zachowujemy się tak jak wy.
  - A co ja i Ross niby robimy? Przecież nawet ani razu się nie pocałowaliśmy.
  - To się stanie prędzej, czy później. Zresztą te wasze spotkania są takie romantyczne. Idealne, żeby się zakochać.
  - Dobra, skończmy już ten temat, okay? - odparłam zrezygnowanym głosem.
  - Okay, niech ci będzie, ale wiesz, że powrócę do niego przy najbliższej sytuacji. - uśmiechnęła się, a ja przewróciłam oczami.
  - Może pooglądamy sobie coś? Co ty na to? - spytałam.
  - Okay, a co?
  - Może zrobimy sobie maraton z ,,Igrzyskami śmierci"?
  - Dobra, ale nie ma jeszcze drugiej części ,,Kosogłosa".
  - Oj tam, ale i tak mamy aż trzy części, które zajmą nam kilka godzin.
  - To chodźmy po jakieś jedzenie. - powiedziała Van, po czym wstałyśmy z łóżka i wyszłyśmy z jej pokoju. Udałyśmy się na dół do kuchni. Wzięłyśmy paczkę popcoronu, butelkę coli, żelki, ciastka i z tymi rzeczami z powrotem poszłyśmy do pokoju mojej siostry. Van wzięła swojego laptopa i szukała filmów, a ja w tym czasie przysunęłam stolik bliżej łóżka. Położyłam na nim jedzenie. Popcorn wsypałam do miski, a colę nalałam do dwóch szklanek.
  - Okay mam już. - odezwała się Vanessa. Położyłyśmy się na brzuchu na łóżku. Ustawiłyśmy laptopa na środku, aby dobrze nam się oglądało, po czym rozpoczęłyśmy seans.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Podoba wam się rozdział? Mi tak nawet. Tak jak wspominałam we wcześniejszej notce, że rozdział pojawi się przed końcem roku no i się pojawił. Przepraszam, że jest taki krótki, ale chciałam w nim uwzględnić tylko pocałunek Jaury. Zresztą przez te święta rozleniwiłam się i nie chciało mi się pisać, ale się przemogłam. Mam nadzieję, że jakoś przecierpiałyście ten kiss Laury i Jake'a. Spokojnie na Raurę też w końcu przyjdzie czas. Do ich pocałunku już jest coraz bliżej, więc musicie uzbroić się w cierpliwość, bo to stanie się już za jakieś kilka rozdziałów.
Do napisania!!!
Ps. Dzisiaj Sylwester. Macie jakieś plany na niego? Ja tylko siedzę w domu. Pewnie będzie Sylwester z Polsatem lub Dwójką. :)

Komentujcie!!!

niedziela, 27 grudnia 2015

Rocznica!


Jak już mówi tytuł dzisiaj obchodzę swoją rocznicę bycia na Bloggerze. Jak ten czas szybko leci. A dopiero, co zakładałam swojego pierwszego bloga, który jest już skończony. Do końca tego zostało jeszcze dużo czasu i jeszcze wiele się wydarzy. No, ale zbaczam z tematu. Dziękuję wam za ten rok. To dzięki wam jeszcze się trzymam. Oczywiście liczą się też moje chęci, ale to wasze komentarze dają mi porządnego kopa do pisania. Naprawdę ciszę się, że założyłam blogi. Nigdy nie sądziłam, że pisanie może sprawiać przyjemność. Dzięki temu też nauczyłam się lepiej pisać, co pomaga w szkole. Pomimo małej ilości wolnego czasu staram się dodać rozdział co tydzień, bo nie chcę was zawieść. Zresztą ta historia chyba przypadła wam do gustu i pewnie chcecie znać jej zakończenie. Ja sama chcę dojść do jej końca i tego się trzymam. Dziękuję wam za komentarze, za wyświetlenia, że po prostu czytacie mojego bloga. Bardzo wam dziękuję.

Takie tam małe statystyki:
- liczba wyświetleń: powyżej 10600 (bardzo cieszę się z tej liczby)
- liczba komentarzy: 228
- liczba obserwatorów: 16
W tym jeszcze cztery nominacje do LBA i jedna do TB.

Jeszcze raz wam bardzo dziękuję za ten rok!

Jeśli chodzi o następny rozdział to pojawi się jeszcze przed końcem roku.

~ wasza Emi Delly :*

czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział 21

"Now he’s long gone and I’m like so long. Now I got my chance." ~ " Ale on już dawno odszedł, a ja jestem tu nadal. Teraz dostałem szansę." - Pass Me By

~Los Angeles, 15.07.2015r.~
                                                           ★Vanessa★

Siedzę w altance i podziwiam ten piękny ogród. Już dawno nie widziałam się z Brayanem. Nie odzywa się do mnie od ponad tygodnia. Ostatnio, gdy się z nim spotkałam to chciał mi coś powiedzieć, ale wtedy przyszedł Riker. Z nim coraz lepiej mi się układa i coraz bardziej zaczynam go lubić. Gdy spaliśmy razem to przegadaliśmy ze sobą jakieś dwie godziny. Więcej dowiedziałam się o nim, o jego rozdzeństwie, o zespole i na odwrót, bo też wiele opowiadałam mu o sobie. Dobrze się dogadujemy i czuję się w jego towarzystwie zupełnie swobodnie. Riker jest wspaniałym chłopakiem. Wrato mieć takiego przyjaciela. Wiem, że mogę mu zaufać. Jednak, jak to się stało, że on obejmował mnie od tyłu? Zasypialiśmy oddaleni od siebie. W sumie to nie było mi tak źle. Było nawet przyjemnie. To pewnie samo tak wyszło. Przecież nie kontrolujemy swoich ruchów w nocy. Też mogłam go zabrać na dach, ale wiedziałam, że Laura chce to zrobić. Ona i Ross są tacy słodcy i bardzo do siebie pasują. Jednak ciągle się wzbraniają, że nic do siebie nie czują. Jednak ja widzę, że pomiędzy nimi zaczyna rodzić się uczucie, jednak oni go pewnie nie dostrzegają, albo to ukrywają przed wszystkimi, a nawet przed samym sobą. Jak by tu skłonić Laurę do powiedzenia więcej na temat Rossa? Może wtedy sama domyśliłaby się, że jest w nim zakochana? Co innego mówić o kimś na głos, a inaczej w myślach. Nie będę się zbytnio wtrącać w ich sprawy, bo mam własne. Po chwili usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Brayan. No w końcu się do mnie odezwał. Chociaż ja też mogłam to zrobić. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
  - Hej Brayan. - przywitałam się miło.
  - Cześć Vanessa. - odpowiedział.
  - Po co dzwonisz?
  - Masz może jakieś plany na to południe?
  - Nie, a co?
  - Przyszłabyś do parku za 15 minut?
  - Dobrze, gdzie mam na ciebie poczekać?
  - Koło fontanny.
  - Okay, to do zobaczenia.
  - Pa Van. - odpowiedział i po chwili usłyszałam pikanie. Schowałam telefon z powrotem do kieszeni. Wstałam z ławki i poszłam do domu.
  - Cześć. - odezwałam się, gdy weszłam do kuchni.
  - Część Vanessa. - odpowiedziała Natalie.
  - Wychodzę na spotkanie z Brayanem.
  - Okay, baw się dobrze. - uśmiechnęła się.
  - Dziękuję. - odparłam i wyszłam z kuchni, a później z domu. Wyszłam za bramę i szłam chodnikiem. Czekałam na jakąś przejeżdżającą taksówkę. Po chwili zobaczyłam ją, więc zaczęłam machać ręką, a samochód zatrzymał się przede mną. Wsiadłam do niego, podałam miejsce kierowcy i odjechaliśmy. Po tygodniu nie dawania znaku życia nagle Brayan do mnie dzwoni. Ostatnio chciał mi coś powiedzieć. Może tym razem znowu o to mu chodzi? Co to może być skoro wtedy był taki spięty i poddenerwowany? To musiało być coś ważnego. Tylko co? Spytam go o to, bo inaczej ta sprawa nie da mi spokoju. Może nawet sam mi to powie? Co jeśli on wyzna mi swoje uczucia? To by wtedy wyjaśniało dlaczego był taki spięty. Nie, to nie może być to. Przecież ja do niego nic nie czuję. Ciężko byłoby tak się przyjaźnić. Jednak nie chcę zrywać z nim kontaktu. On jest moim przyjacielem. On nie wyzna mi uczuć. To tylko wymysł moich myśli. Koniec już tego tematu! Spojrzałam za okno i zauważyłam, że już dojeżdżamy. Po chwili taksówka zatrzymała się, a ja zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z auta. Odetchnęłam ciężko. Okay idę. Szłam aleją aż doszłam do fontanny, przy której zobaczyłam Brayana. Już z daleka wyglądał na poddenerwowanego. No trudno jestem przygotowana na to, co ma mi do powiedzenia. Podeszłam do niego.
  - Hej Baryan. - przywitałam się wesoło.
  - Hej Vanessa. - odpowiedział i uśmiechnął się. Jednak jego oczy nie wyrażały radości, ale raczej niepewność i strach.
  - Dlaczego nie odzywałeś się do mnie tak długo?
  - Bo musiałem coś przemyśleć. Zresztą miałem też dużo pracy.
  - Brayan, co musiałeś przemyśleć? - spytałam. Muszę dowiedzieć się prawdy, bo inaczej ciągle będę snuła jakieś teorie na ten temat.
  - Usiądźmy lepiej. - odparł, poczym usiedliśmy na murku fontanny. Znowu tak jak poprzednio był spięty. Widziałam, że coś go trapi i nie daje mu spokoju.
  - Widzę, że coś cię męczy. Powiedz mi o tym, a napewno ci ulży.
  - Wiesz, ja chciałem ci to już powiedzieć ostatnim razem, ale nie zdobyłem się na odwagę, ale również przeszkodził mi w tym tamten blondyn. - powiedział trochę się zacinając. Chyba moje obawy są coraz bardziej realne.
  - To mów. - tylko na tyle się zdobyłam. Boję się, ze Brayan za chwilę wyzna mi uczucia. Co wtedy będzie z naszą przyjaźnią?
  - Van, chodzi mi o to, że... - przerwał i widocznie obawiał mi się tego powiedzieć, bo widziałam niepewność w jego oczach.
  - Że? - chciałam przyspieszyć to, co za chwilę powie. Jeśli tym razem tego nie zrobi, to nie odejdę od niego dopóki mi tego nie wyjawi. Ja muszę wiedzieć. Muszę poznać prawdę.
  - Van ja... - westchnął ciężko. - Ja cię kocham. - prawie szepnął. Momentalnie wszystkie myśli w mojej głowie zawirowały. Wiedziałam, że o to mu chodzi. Po prostu to czułam. Co ja ma teraz zrobić? Jak zareagować? Zdziwienie odebrało mi głos. Jednak muszę się odezwać, bo on widocznie czeka na moją odpowiedź. Nie chcę go zranić, ale ja przecież nic do niego nie czuję. Westchnęłam.
  - Brayan ja... Ja nie wiem, co mogę ci odpowiedzieć. - te słowa z ledwością opuściły moją krtań. Poczułam, że z tych emocji do oczu napływają mi łzy. Jak na razie nad nimi zapanowałam, ale wiem, że za chwilę ta bariera pęknie.
  - Po prostu powiedz to, co myślisz. Chcę tylko prawdy. - odpowiedział pewnym głosem.
  - Widzę jakią odwagę zgromadziłeś w sobie wyznając mi swoje uczucia. Ja chyba nie byłabym w stanie zrobić tego, co ty. Jednak twój trud pójdzie na marne, bo ja nic do ciebie nie czuję. - ostatnich słów prawie nie mogłam wypowiedzieć. Poczułam, że dwie łzy spłynęły z moich oczu. Nawet nie chciałam nad nimi teraz zapanować. Nie byłam w stanie tego zrobić. Wewnętne emocje wypływały na zewnątrz.
  - Myślałem, że ty tak samo, jak ja kłamałaś mówiąc, że nic do mnie nie czujesz, że boisz się tego wyznać. Sądziłem, że jeśli wykonam pierwszy krok to może okaże się, że ty odwzajemniasz moje uczucia, ale tak nie jest. - odparł smutnym głosem.
  - Skoro nie byłeś tego pewny, to nie musiałeś mówić mi prawdy.
  - Ukrywałem ją przed tobą od jakiś trzech miesięcy i w końcu stwierdziłem, że musisz ją poznać. Nie mogłem już dłużej wytrzymać, bo to ciążyło mi na sercu.
  - Brayan, co teraz będzie z naszą przyjaźnią? - spytałam cichym głosem.
  - Nie wiem, ale chyba już nie potrafię tak żyć. Chciałbym być z tobą naprawdę, a nie tylko przy naszych rodzicach.
  - Czy to oznacza, że ze mną zrywasz? - spytałam, a do oczu napłnęły mi kolejne łzy.
  - Jak mam z tobą zerwać skoro nawet nie byliśmy razem?
  - Nie niszcz przez to naszej prztjaźni. - powiedziałam błagalnym tonem.
  - A potrafisz się we mnie zakochać skoro tak się nie stało? - spytał, a ja nie umiałam udzielić odpowiedzi na to pytanie. Milczałam. - No właśnie. Wyobrażasz sobie przyjaźń, w której jedna osoba kocha drugą, a druga darzy go tylko przyjaźnią? - znowu nic nie powiedzialam, bo nie byłam w stanie. - Nie czulibyśmy się dobrze w takich warunkach. Prędzej, czy później nasza relacja rozpadłaby się.
  - Skoro mnie kochasz to dlaczego mnie odtrącasz? - spytałam z wyrzutem. Jednak tym razem to on nic nie mówił. Czyli tak wygląda koniec naszej relacji. Wiedziałam, że tak to się skończy. Łzy spływały mi teraz jedna po drugiej. Strata przyjaciela, którego znało się pół roku bardzo boli.
  - Tak będzie dla nas lepiej. - szepnął i widziałam ból w jego oczach taki sam jak mój. Westchnął i wstał z murku, po czym odszedł. Ja tylko patrzyłam na jego oddalającą się sylwetkę. Na oddalającego się przyjaciela. Na odchodzącą przyjaźń. Schowałam twarz w dłoniach i płakałam. Dlaczego on to zrobił? Skoro mnie kocha to dlaczego mnie odtrąca? Dlaczego przekreśla naszą przyjaźń? Dlaczego nie wierzy, że może nam się ułoży? Dlaczego jeszcze nie poczeka z taką decyzją? Dlaczego? Jakie to jest trudne pytanie. Tak wiele razy je sobie zadajemy, a w takich chwilach nie znamy na nie odpowiedzi. Będzie mi go barkować, bo przecież pół roczna przyjaźń to długi czas. Kto mi jego zastąpi? Nie wiem, bo Brayan to wspaniały chłopak. Mój najlepszy przyjaciel. Chociaż już od pewnego czasu oddalaliśmy się od siebie. Już rzadziej się spotykaliśmy. Może po prostu nie dane nam było żyć w przyjaźni? Może tak właśnie miało być? Może przez koniec naszej relacji mam poznać inną bratnią duszę? Może - kolejny zwrot, który nie daje nam spokoju, który wciąż mówi, co by było gdyby? Westchnęłam ciężko. Zerwanie przyjaźni boli tak bardzo, jak zerwanie z miłością. Może czasami nawet bardziej. Przyjaźń to równie mocne uczucie, co miłość. Oba dają mnóstwo radości, ale również ogromny smutek, gdy się je traci. Będę musiała jakoś pogodzić się z brakiem Brayana. Z początku będzie mi trudno, ale jak to się mówi: czas leczy rany. Może i w moim przypadku tak się stanie. Westchnęłam. Dobra koniec już tego użalania się nad sobą. Muszę wracać do domu i zwierzyć się z tego Laurze, bo wtedy poczuję się lepiej. Otarłam twarz z mokrych śladów łez. Jak dobrze, że nie miałam makijażu, bo wyglądałabym okropnie. Wstałam z murku fontanny i ruszyłam wolnym krokiem, bo nigdzie mi się nie spieszy. Nie chce mi się jechać taksówką, bo wolę się przejść. Trochę ruchu mi nie zaszkodzi. Będąc naprzeciwko domu Lynchów przez chwilę chciałam do nich wpaść, ale nie będę im się narzucać niezapowiedzianą wizytą. Chociaż pewnie nie mieliby nic przeciwko. Narazie chcę iść do domu i w spokoju wszystko sobie uporządkować w myślach. Po jakiś 15 minutach byłam pod naszą willą. Weszłam do środka niej i udałam się do kuchni. Zastałam Natalie przyszykowującą obiad.
  - Cześć Natalie. - powiedziałam i wysiliłam się na uśmiech, co nie przyszło mi łatwo, bo w ogóle nie było mi wesoło. W głębi serca nadal płakałam.
  - O cześć Vanessa. Co tak szybko? - odparła, jak zawsze życzliwie gosposia.
  - Tak jakoś wyszło. - odpowiedziałam i posmutniałam.
  - Widzę, że nie jesteś za wesoła. Coś się stało? - spytała troskliwym głosem. Powiem jej prawdę. Zresztą lubię się jej zwierzaż, bo daje mądre, życiowe rady, z których później korzystam. Natalie po prostu jest taką moją babcią.
  - Brayan ze mną zerwał.
  - Musi ci być naprawdę ciężko. Dlaczego to zrobił? Przecież byliście takimi nierozłącznymi przyjaciółmi? - powiedziała. Tylko Natalie znała prawdę i nie wyjawiła jej rodzicom.
  - On się we mnie zakochał i stwierdził, że ciężko byłoby nam się przyjaźnić w takich warunkach, bo przecież ja nic do niego nie czuję.
  - Skoro tak wątpi w waszą przyjaźń to nie był ciebie wart. Zobaczysz znajdziesz jeszcze innego przyjaciela, który nawet w takiej sytuacji nie odpuści.
  - Mam nadzieję, że tak się stanie. - westchnęłam.
  - Pamiętaj, że nie musisz nikogo takiego szukać daleko, bo przecież ty i Laura przyjaźnicie się z tym rodzeństwem.
  - Tak, masz rację. Dziękuję za radę.
  - Nie ma za co. - uśmiechnęła się.
  - Wiesz może, gdzie jest Laura?
  - Powinna być w ogrodzie. - odparła, a ja wyszłam z kuchni, po czym udałam się do ogrodu. Nie zobaczyłam Laury w altance, więc pewnie siedzi pod wierzbą. Podeszłam do drzewa i rozsunęłam głazki. Ujrzałam moją siostrę leżącą na brzuchu i czytającą książkę. Chyba nie zauważyła mnie, bo nie odrywała wzroku od lektury. Ciekawe, co ją tak pochłonęło?
  - Hej Lau. - odezwałam się, a ona podniosła głowę znad książki i spojrzała na mnie.
  - Hej Van. Co tak wcześnie jesteś? Myślałam, ze dłużej będziesz z Brayanem. - powiedziała, a ja natychmiast posmutniałam. - Van dlaczego jesteś smutna? Co się stało? - spytała troskliwym głosem, po czym włożyła zakładkę pomiędzy strony i zamknęła książkę. Zauważyłam, że czytała ,,Gwiazd naszych wina". Podniosła się do pozycji siedzącej i poklepała miejsce obok siebie. Usiadłam obok niej i oparłam się o pień wierzby.
  - Już idąc na spotkanie z nim miałam pewne obawy, które się spełniły. Brayan powiedział mi, że mnie kocha. - przerwałam.
  - Co? Jak na to zareagowałaś? - spytała Laura.
  - Oczywiście ja odpowiedziałam, że nic do niego nie czuję. On stwierdził, że w takich warunkach nie będzie nam dobrze. - poczułam, że do moich oczy znów napływają łzy. - Spytałam go, że skoro mnie kocha to dlaczego mnie odrzuca, ale on nie odpowiedział na moje pytanie i powiedział tylko, że tak będzie dla nas lepiej, a później odszedł. On zakończył naszą przyjaźń. - powiedziałam, a z moich oczu spłynęły dwie łzy.
  - Oj Van. - odparła Laura i przytuliła mnie. - Może jeszcze wam się ułoży. Może on to przemyśli i do ciebie wróci. Może zabolało go to co powiedziałaś i nie mógł znieść myśli, że ty nic do niego nie czujesz. Chociaż skoro tak szybko przekreśla waszą przyjaźń to nie był ciebie wart. Gdyby naprawdę mu na tobie zależało to nie zostawiłby cię tylko poszukał jakiegoś najlepszwgo wyjścia z tej sytuacji. On poszedł na łatwiznę. Pamiętaj, że czas leczy rany i kiedyś o nim zapomnisz. Teraz będzie to ciebie bolało, ale to ci z czasem przejdzie. Mamy przecież jeszcze Lynchów. Oni są naszymi przyjaciółmi. - mówiła, a ja powoli uspokajałam się.
  - Już mi lepiej. - odezwałam się i odsunęłam się od niej.
  - Napewno?
  - Tak, po prostu płcząc ulżyło mi. - odpowiedziałam i otarłam mokre ślady po łzach. - Ale masz rację. Brayan nie był mnie wart skoro o mnie nie walczył i tak szybko się poddał.
  - Nie myśl już o tym. Przecież ktoś inny może ci go zastąpić. Może nawet Riker. On nie jest zły, prawda? - uśmiechnęła się.
  - Prawda. Riker jest bardzo miłym, radosnym i sympatycznym chłopakiem. Lubię go.
  - To do niego bardziej się zbliż i w końcu zapomnisz o Brayanie.
  - Tak, muszę o nim zapomnieć. Skoro jemu nie zależy na naszej przyjaźni to mi też. Nie będę przecież prosić go, żebyśmy nadal się przyjaźnili, bo to on powinien to zrobić.
  - Muszę do kogoś zdzwonić. Zraz przyjdę. - powiedziała Laura i wstała.
  - Do Rossa? - spytałam i poruszałam znacząco brwiami.
  - Nie, ale widzę, że dobry humor ci wrócił.
  - No nie z bardzo.
  - Okay, za chwilę przyjdę. - odparła i wyszła spod gałęzi wierzby. Do kogo może dzwonić skoro niby nie do Rossa? Może do Rydel, albo do Jake'a? Może tak. Teraz czuję się już trochę lepiej po tym jak zwierzyłam się Natalie i Laurze. Trochę mi ulżyło. Jednak nadal mnie to boli i jestem przygnębiona. Pewnie tak będę się czuła do końca tego dnia. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. Niestety muszę pogodzić się z tym, że Brayan zerwał naszą przyjaźń. Kiedyś pewnie o nim zapomnę. Westchnęłam. Po minucie Laura z powrotem przyszła do mnie.
  - Do kogo dzwoniłaś? - spytałam.
  - A nie ważne. - uśmiechnęła się.
  - Ale dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
  - A dlaczego tak cię to interesuje?
  - Ot tak. - odpowiedziałam i po chwili usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni i zauważyłam, że dzwoni do mnie Riker. Odebrałam i przyłożyłam przedmiot do ucha.
  - Cześć Riker. - odezwałam się, a Laura się uśmiechnęła.
  - Hej Van. - usłyszałam jego wesoły głos.
  - Po co do mnie dzownisz?
  - Chciałabyś może się ze mną spotkać? - spytał, a ja zastanowiłam się chwilę. A co mi tam. Przecież, jak zostanę w domu to będę cały czas myśleć o Brayanie i będę smutna.
  - Dobrze, o której i gdzie?
  - Na plaży, za pół godziny?
  - Okay. W jakim miejscu dokładnie się spotykamy?
  - Obok głównego wejścia.
  - Okay, to do zobaczenia Riker.
  - Pa Van. - odpowiedział i rozłączył się. Spojrzałam na Laurę, która cały czas się uśmiechała.
  - Czy ty może miałaś coś z tym wpólnego? - spytałam.
  - Nie. Ja? Skąd. - odparła, ale wiem, że kłamała, bo uśmiech nie schodził jej z twarzy.
  - Wiem, że kłamiesz. Dzowniłaś do Rikera, żeby się ze mną spotkał.
  - Wcale, że nie.
  - Tak? To dlaczego zadzwonił zaraz, gdy tu wróciłaś?
  - Może miał niezłe wyczucie czasu?
  - Przyznaj się, bo i tak wiem, że cały czas kłamiesz.
  - Okay niech ci będzie. Tak, dzwoniłam do Rikera.
  - Ale po co?
  - Żebyś trochę się rozweseliła i nie myślała cały czas o Brayanie.
  - No masz rację. Gdybym została to cały czas byłabym smutna.
  - Czy ty już przypadkiem nie musisz się zbierać?
  - No tak, wychodzę z nim za pół godziny. - odparłam i wstałam z trawy. Szybko poszłam do domu i udałam się do mojego pokoju. Muszę się przebrać. Weszłam do garderoby. Po zastanowieniu potanowiłam ubrać niebieską koszulkę z napisem oraz krótkie, dżinsowe spodenki. Podeszłam do lustra. Moje oczy były trochę czerwone od płaczu. Wzięłam podkłam i nałożyłam go na całą twarz. Oczy wytuszowałam, a usta posmarowałam bezbarwnym błyszczykiem. Włączyłam telefon w celu sprawdzenia godziny. Była 13:45, czyli mam jeszcze 15 minut na dotarcie na plażę. Wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Powiedziałam Natalie, że wychodzę i opuściłam dom. Szłam chodnikiem i czekałam aż nadjedzie taksówka. Dziś już drugi raz gdzieś jadę. Po chwili zobaczyłam ją i zaczęłam machać ręką, a samochód zatrzymał się. Wsiadłam i podałam adres kierowcy i zaraz ruszyliśmy. Cieszę się, że spotkam się z Rikerem. Co jak co, ale wolę spędzać z nim czas niż siedzieć w pokoju i użalać się nad tym, że Brayan zerwał naszą przyjaźń. Nie mogę już o tym myśleć, bo powoduje to, że zaczynam płakać. Mam nadzieję, że Riker nie zauważy, że nie jestem za wesoła, bo gdy mu o tym opowiem to pewnie się rozkleję. Muszę być silna. Chcę teraz tylko trochę się rozerwać i poprawić mój humor. Skoro Laura umówiła mnie z Rikerem to ja też spróbuję ją spiknąć z Rossem. Coś za coś. Muszę coś wymyślić. Może poradzę się Rydel, bo na zawsze ma dobre pomysły. Chyba już pora spotkać się z Lynchami, bo zaczna robić się nudno. Chociaż dzisiaj już mam dość niespodziewanych wydarzeń. Po 10 minutach byłam na miejscu. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z auta. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Rikera i ujrzałam go w umówionym miejscu. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam jego gest. Podeszłam do niego.
  - Hej Riker. - przywitałam się.
  - Hej Van. - odpowiedział. - To co idziemy na plażę?
  - Tak. - przytaknęłam i przeszliśmy przez bramkę. Gdy tylko znaleźliśmy się na piasku, ściągnęłam sandały, a Riker zrobił to samo. Poszliśmy w kierunku brzegu i dalej poruszaliśmy się wzdłuż niego.
  - To co dzisiaj robiaś ciekawego? - spytał, a ja trochę posmutaniałam, bo natychmiast mój umysł opanowały dzisiejsze wydaszenia. A miałam nie wyglądać na przygnębioną. Chyba nie wyszło mi to za dobrze. - Widzę, że coś się działo, bo wyglądasz na smutną.
  - Miałam ciężkie południe. - westchnęłam. Nie miałam za bardzo ochoty na rozmowę na ten temat.
  - Co się stało? Opowiesz mi o tym?
  - W sumie czemu nie. Dzisiaj zadzwonił do mnie Brayan, wiesz ten mój przyjaciel. - ,,były przyjaciel" powiedziałam w myślach. - On od tygodnia się do mnie nie odzywał, a dziś chciał się spotakać i się zgodziłam. Powiedział mi, że mnie kocha.
  - Co? - przerwał mi Riker. - Ale jak to? To on coś do ciebie czuje? Przecież sądziłaś, że nie.
  - Najwidoczniej się myliłam. Ukrywał to przede mną od trzech miesięcy. Ja oczywiście powiedziałam, że nic do niego nie czuję. On później stwierdził, że przyjaźń w takich warunkach byłaby trudna i nie bylibyśmy szczęśliwi. On zakończył naszą przyjaźń. Gdy spytałam go, że skoro mnie kocha to dlaczego mnie odtrąca to on odpowiedział, że tak będzie dla nas lepiej i odszedł. - opowiedziałam i znów poczułam, że do oczu napływają mi łzy, ale powstrzymałam je, bo nie chcę znowu płakać.
  - Ja w takiej sytuacji nie postąpiłbym tak tylko poszukałbym najlepszego rozwiązania. Tkiego, które jest dobre dla dwóch osób. To co zrobił Brayan nie jest rozwiązaniem tylko ucieczką. - odparł Riker.
  - Tak, to prawda. - westchnęłam.
  - Przez niego jesteś teraz smutna. Jak można zerwać przyjaźń z taką dziewczyną jaką jesteś ty? On cię nie doceniał skoro tego nie dostrzegał.
  - Muszę o nim zapomnieć i tyle. - westchnęłam. - Jednak od pewnego czasu mniej się ze sobą spotykaliśmy. Zresztą Brayan był tylko moim przyjacielem, a chłopaka chciałam znaleźć innego. Nie widzę sobie i jego razem.
  - Może nie byliście sobie pisani.
  - Może tak. Skończmy już temat, okay?
  - Okay.
  - A tak w ogóle, to Laura do cieie dzwoniła, żebyś się ze mną spotkał, prawda? - spytałam, aby zmienić temat.
  - Co? Wcale, że nie.
  - Możesz się przyznać, bo ona sama to zdradziła. No więc?
  - No więc to jest prawda. Laura powiedziała, że jesteś smutna i czy chciałbym się z tobą spotakć, żeby cię rozweselić, a ja się zgodziłem.
  - Nie powiedziała dlaczego jestem smutna?
  - Nie, ale spytałem jej o to, ale ona stwierdziła, że pewnie się tego dowiem.
  - Skoro ona próbuje nas zeswatać, to może my połączymy ją i Rossa?
  - Przecież oni sami doskonale się dogadują i spotykają się codziennie w nocy. Nic tam nie słyszysz? - zaśmiał się.
  - Nie, bo oni wychodzą do ogrodu.
  - W ogrodzie? To coś nowego. - powiedział, a ja się zaśmiałam.
  - Myślę, że do takich rzeczy pomiędzy nimi nie dochodzi, bo oni nawet jeszcze się nie pocałowali.
  - I chyba to się nie stanie. - szepnął chyba sam do siebie.
  - Co? Dlaczego sądzisz, że to się nie stanie?
  - Eee... no, bo oni może tylko chcą być przyjaciółmi i nic więcej. - jąkał się trochę.
  - Jednak ja sądzę, że coś pomiędzy nimi iskrzy i to widać.
  - Przecież nie przyspieszysz niczego. To od nich zależy, czy się w sobie zakochają.
  - No tak, ale można im trochę pomóc. - uśmiechnąłam się.
  - Mnie w to nie mieszaj. Idź do Rydel, a ona pewnie ci pomoże.
  - Tak wiem, ale zawsze ktoś jeszcze by się przydał.
  - Dlaczego chcesz ich swatać? Przecież to są ich sprawy.
  - No w sumie masz rację, ale chciałabym, żeby oni byli razem. Nie chcę, żeby ona Lau była z Jake'iem. Oczywiście nic do niego nie mam, ale ona i Ross bardziej do siebie pasują.
  - Tak, ale nie wiadomo, co przyniesie im przyszłość.
  - No fakt.
  - A tak w ogóle to dlaczego my o nich rozmawiamy? Przecież mamy wiele innych tematów.
  - Samo jakoś tak wyszło, ale zmieńmy już temat. - odparłam. Spędziliśmy parę godzin na żywej rozmowie ogólnie o wszystkim. Już coraz więcej wiem o Rikerze. Zaczynam go bardziej lubić i traktować jak najlepszego przyjaciela. On może mi zastapić Brayana. Brayan był spokojniejszy, poważnieszy, a Riker natomiast jest wesoły, wyluzowny, można się z nim pośmiać. Mimo, że nie znam go długo to ufam mu i sądzę, że mogę na niego liczyć. Zapowiada się początek dobrej przyjaźni. Naprawdę cieszę się, że Laura zaproponowała mu spotkanie ze mną, bo teraz już nie czuję smutku tylko radość. Mam nadzieję, że Riker nie postąpi tak samo jak Brayan, ale to wszystko się jeszcze okaże. Zauwżyłam, że jesteśmy już pod moim domem. Droga powrotna minęła mi bardzo szybko.
  - No to już czas się pożegnać. - powiedział Riker.
  - No niestety. Cieszę się, że spędziłam z tobą ten czas. - uśmiechnęłam się.
  - Ja też. Częściej musimy się spotykać, ale ja nie przyjdę do ciebie tak jak Ross do Laury. Nie będę tego od nich odgapiał.
  - Szkoda, ale myślę, że byłoby fajnie.
  - Z pewnością. - uśmiechnął się.
  - No to pa Riker.
  - Pa Van. - odpowiedział i objął mnie w pasie. Ja nie spodziewałam się tego i trochę zaskoczyłmnie ten gest, ale zaraz zarzuciłam swoje ręce na jego szyję. Poczułam ciepłe uczucie w sercu. Było mi naprawdę przyjemnie w jego ramionach. Po chwili odsunęliśmy się od siebie i uśmiechnęliśmy się.
  - Do jutra. - odezwał się, a ja tylko przytaknęłam głową. Chwilę szedł tyłem, ale po paru sekundach, odwrócił się. Otworzyłam bramkę, przeszłam dróżką i weszłam do domu. Udałam się do kuchni, aby pokazać się Natalie, po czym poszłam na górę i zapukałam do drzwi Laury. Usłyszałam "proszę", więc weszłam do środka. Zobczyłam ją na balkonie, więc podeszłam do niej.
  - Hej Lau. - odezwałam się. Zauważyłam, że szkicuje portret Rossa.
  - Hej Van. - odparła i spojrzała na mnie, przerywając rysowanie.
  - Widzę, że rysujesz Rossa. Nawet jest podobny do siebie, mimo że to dopiero szkic.
  - Zobaczymy, jak później będzie wyglądał.
  - Pewnie ci wyjdzie. To słodkie, że go rysujesz. - uśmiechnęłam się.
  - Widzę, że humor ci wrócił. Dobrze ci zrobiło to spotkanie z Rikerem. - odpowiedziała.
  - Tak, dzięki niemu nie jestem smutna i również lepiej go poznałam.
  - Może Riker zastąpi ci Brayana. Riker jest weselszy, więc będziesz przy nim miała dobry humor.
  - Z Brayanem też nie było źle, ale muszę o nim zapomnieć.
  - Co jeśli on do ciebie zadzwoni lub przyjdzie? Wybaczysz mu?
  - Nie wiem. Zranił mnie. Ty co byś zrobiła na moim miejscu?
  - Sama ma teraz problem z Jake'iem przez to, że chciał mnie pocałować i nie wiem, co mam o tym myśleć, mimo że już wszystko omówiliśmy. Dlatego tobie raczej nie pomogę, bo sama nie wiem.
  - Ty też nie masz za dobrze.
  - Wiesz, boję się, że on coś do mnie czuje i będę miała podobną sytuację, co ty i Brayan.
  - Oby nie, bo nie jest to przyjemne uczucie, gdy ktoś zrywa z tobą przyjaźń. Zresztą ty i Jake nie znacie się zbyt długo, więc może on nic do ciebie nie czuje.
  - Zobaczymy, jak to będzie. - westchnęła.
  - Mam nadzieję, że nie będziesz przechodziła przez to samo, co ja. - powiedziałam.
  - Też tak myślę.
  - To ja już ci nie przeszkadzam w rysowaniu i idę do siebie.
  - Przecież mi nie przeszkadzasz.
  - Lepiej się skupisz, gdy będziesz sama.
  - Okay, jak sobie chcesz. - odparła. Wyszłam z jej pokoju i udałam się do swojego. Wzięłam słuchawki, podłączyłam je do telefonu i położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy, żeby lepiej się zrelaksować i wsłuchać w muzykę.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Podoba wam się rozdził? Tym razem trochę Rikessy. Zrobiłam małą przerwę od Raury. Następny rozdział mam nadzieję, że trochę was zaskoczy. Nie zdradzę, co to będzie, ale się trochę namiesza.

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wam wszystkiego dobrego, dużo zdrówka, szczęścia. Spełnienia wszystkich marzeń. Żeby wam się dobrze powodziło w nadchodzącym 2016 roku. Abyście te święta spędzili w gronie rodziny i radosnej atmosferze. Ogólnie życzę wam wszystkiego najlepszego. :)

Do napisania!!!

Proszę komentujcie!

sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 20

"I've just come to realize the fire in your eyes for me." ~ "Muszę tylko sobie uświadomić, ogień w twoich oczach jest dla mnie." - Doctor, Doctor

~Los Angeles, 14.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Siedzę pod wierzbą i rozmyślam. Ciągle nie mogę zapomnieć tego, co się wydarzyło wczoraj. Mianowicie, że Jake chciał mnie pocałować. Czy on coś do mnie czuje? Oby nie. Boję się, że przez to coś może się pomiędzy nami zmienić, że nasza przyjaźń się rozpadnie. Nie chcę tego. Co ja mam teraz zrobić? Jake już raz do mnie dzwonił, ale ja nie odebrałam, bo nie wiem, co mam mu odpowiedzieć. Trochę obawiam się spotkania z nim. Czy on w ciągu tych dwóch tygodni mógł się już we mnie zakochać? Co jeśli on spyta mnie, czy chcę zostać jego dziewczyną? Co mam mu odpowiedzieć? Przecież nic chyba do niego nie czuję, więc taki związek nie miałby sensu. Co jeśli uraziłabym go tym, że się nie zgodziłam? Co wtedy stałoby się z naszą przyjaźnią? Jejku, jak taki niedoszły pocałunek wszystko komplikuje. Cokolwiek się wydarzy to mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku i tak jak było. Po chwili usłyszałam, że dzwoni mój telefon, więc wyciągnęłam go z kieszeni i zobaczyłam, że dzwoni Rydel. Odebrałam.
  - Hej Delly. - odezwałam się wesoło.
  - Hej Lau. Może ty i Van przyszłybyście do nas. Nudzi nam się.
  - Okay. Pewnie, że wpadniemy. O której mamy być?
  - Za jakieś pół godziny?
  - Okay, powiem to Van i napewno przyjdziemy.
  - To super. To do zobaczenia.
  - Pa Rydel. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. No to mam już zajęcie na to popołudnie. Wstałam z trawy i rozchyliłam gałązki wierzby, aby wyjść. Spojrzałam na miejce, w którym ja i Ross zawsze leżymy, a uśmiech sam wszedł mi na usta. To wychodzie w nocy to jest już nasza tradycja. Poszłam dróżką do domu i udałam się do pokoju Vanessy, uprzednio pukając. Zobaczyłam ją leżącą na brzuchu na łóżku i czytającą książkę.
  - Hej Van. - odezwałam się, a moja siostra spojrzała na mnie.
  - Hej. Po co przyszłaś? - spytała.
  - Rydel dzwoniła do mnie i spytała mnie, czy do nich przyjdziemy, a ja się zgodziłam. Idziesz, co nie?
  - Oczywiście, że tak. - odpowiedziała i włożyła zakładkę pomiędzy strony, po czym zamknęła książkę. Po okładce zorientowałam się, że czytała ,,Igrzyska śmierci". - O której mamy u nich być?
  - Za pół godziny. Idziesz tak, czy się przebierasz?
  - Nie chce mi się. Chodźmy od razu.
  - Okay. - odparłam, a Vanessa wstała z łóżka, położyła książkę na szafkę nocną, po czym razem wyszłysmy z jej pokoju i jak zawsze udałyśmy się do kuchni. Powiedziałyśmy Natalie, że wychodzimy i opuściłyśmy dom.
  - Idziemy na nogach czy jedziemy taksówką? - spytała Van.
  - Może się przejdźmy, bo i tak mamy dużo czasu.
  - Zresztą trochę ruchu nam nie zaszkodzi i nie musimy cały czas jeździć.
  - Dokładnie. - przytaknęłam.
  - I co wiesz już coś w sprawie Jake'a? - spytała, a ja westchnęłam.
  - Nie, ale on do mnie dzwonił, a ja nie odebrałam. Jednak i tak muszę się z nim spotkać.
  - Czemu to odkładasz? Przecież lepiej wiedzieć na czym się stoi niż zamęczać się myślami o tym.
  - Wiem, ale ja się boję, że on wyjawi mi swoje uczucia i to coś zmieni w naszej przyjaźni lub ją zniszczy.
  - Może wtedy wpłynęła na niego chwila, a nie uczucia? Zresztą jeśli mu na tobie zależy to nie zerwie z tobą przyjaźni.
  - Tak myślisz? - zapytałam i spojrzałam na nią.
  - Tak myślę. Zresztą masz przecież jeszcze Rossa, więc najlpeszego przyjaciela będziesz miała. - uśmiechnęła się. Już wiem na jakie tematy teraz zejdzie. Za dobrze ją znam.
  - Tak, nadal mam jego.
  - I wiesz to oczywiście jest tylko moja sugestia, ale sądzę, że z Rossem jesteś bardziej zżyta niż z Jake'iem. Nie mówię też tego dlatego, że jestem za Raurą, ale na podstawie tego, co sama widzę, a dostrzegam pomiędzy wami dużą chemię. - powiedziała i cały czas się uśmiechała.
  - Znowu zaczynasz? Zrozum wreszcie, że ja nic nie czuję do Rossa.
  - Jesteś tego stu procentowo pewna? - spytała, a ja zastanowiłam się chwilę. W sumie Van ma rację, jestem bardzo blisko z Rossem, ale nie wiem, czy coś do niego czuję. Za wcześnie jeszcze na takie sprawy. - Czyli, że nie?
  - Eee... no może na 99 procent.
  - Tak! Zawsze ten jeden mniej! - wyraźnie się ucieszyła. - To już dobra droga.
  - Oj Vanessa skończ już. - powiedziałam znudzonym głosem.
  - Okay, ale wiedz, że i tak powrócę do tego tamtu prędzej, czy później. - odparła, a ja przewróciłam oczami. Później rozmawiałyśmy już o innych rzeczach. Ogólnie o wszystkim i o niczym. Konwersacja umilała nam czas. Po jakiś 20 minutach stanęłyśmy pod domem Lynchów i Ellingtona. Nacisnęłam przycisk dzwonka. Chwilę czekałyśmy, aż drzwi otworzyły się i stanęła w nich Rydel, która jak zawsze była uśmiechnięta od ucha do ucha, co mnie wcale nie zdziwiło.
  - Cześć dziewczyny. - odezwała się wesoło.
  - Hej Delly. - odpowiedziałyśmy równocześnie.
  - Wchodźcie do środka. - otworzyła szerzej drzwi i zaprosiła nas gestem ręki, a my zrobiłyśmy to, co kazała. Ściągnęłyśmy buty i poszłyśmy do salonu, w którym siedzieli wszyscy chłopcy, ale oprócz Rossa, co mnie trochę zdziwiło. Gdzie on jest?
  - Hej chłopaki. - przywitałyśmy się.
  - Hej. - odparli, a ja i Van usiadłyśmy na kanapie.
  - Co tam u was słychać? - spytał Ellington.
  - Po staremu nic się nie zmieniło. - odpowiedziała Vanessa.
  - No u mnie trochę więcej się zadziało. - odezwałam się.
  - Co takiego się stało? - zapytała Rydel.
  - Jake chciał mnie pocałować, ale ja mu na to nie pozwoliłam i teraz mam mentlik w głowie, bo nie wiem, czy wpłynęła na niego chwila, czy uczucia. Jak myślicie, co mogło nim kierować?
  - Powiem ci tak na chłopski rozum. My faceci czasami robimy coś, czego wcześniej nie przemyśleliśmy. Później żałujemy tego, albo też nie. To zależy w jakiej sytuacji się znajdziemy. - powiedział Riker.
  - Czyli, że na Jake'a wpłynęła tylko chwila?
  - Może tak, może nie. To tylko wie on.
  - No tylko on. - westchnęłam.
  - Zresztą ja i tak sądzę, że Laura bardziej jest zżta z Rossem niż z Jake'iem. - odezwała się Vanessa, a ja spojrzałam na nią wymownie.
  - Też to potwierdzam. - powiedziała Rydel. No nie i teraz we dwie będą mi wmawiały, że ja coś czuję do Rossa? Muszę jak najszybiciej zakończyć ten temat nim za bardzo się rozwinie.
  - Znowu zaczynacie ten temat? Ja nie chcę już tego słuchać, bo i tak wiem swoje, że nie jestem zakochana w Rossie. - odpowiedziałam pewnym głosem. - A tak w ogóle to gdzie on jest? - spytałam. Może tym uda mi się zboczyć z tematu.
  - W swoim pokoju. Gdy powiedziałam mu o tym, że wy przychodzcie grał na gitarze i chyba nadal to robi. - odparła Rydel.
  - Może ktoś po niego pójdzie? - odezwał się Rocky.
  - Może na przykład Laura? - uśmiechnęła się blondynka.
  - Niech wam będzie. Pójdę po niego. - powiedziałam i wstałam z kanapy. Szczerze powiedziawszy to chcę go zobaczyć.
  - Nie musisz się spieszyć. - odezwał się Riker, gdy byłam już na schodach. Zaśmiałam się cicho i udałam się na górę. Poszłam na koniec holu, bo tam znajdował się pokój Rossa. Zapukałam do drzwi i usłyszałam proszę, więc weszłam do środka. Byłam już w jego pokoju, ale nadal ujął mnie klimat tego pomieszczenia. Dominiwało w nim dużo żółtych barw, co nadawało wnętrzu radości. Jest w nim po prostu przytulnie. Zobaczyłam, że Ross siedzi na skraju łóżka i brzdąka coś na gitarze.
  - Hej Ross. - odezwałam się, a on spojrzał na mnie, po czym się uśmiechnął. Na moje usta od razu wpłynął uśmiech. Tak właśnie on na mnie działa.
  - Hej Lau. - odpowiedział wesoło. - Siadaj obok mnie. - poklepał mijsce koło siebie. Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim.
  - Widzę, że grasz na gitarze.
  - Tak, a dokładnie pracuję nad tą nową piosenką, do której nie mam słów. Próbuję coś wymyślić, ale nadal mi nie wychodzi.
  - A zagrałbyś mi ją?
  - No pewnie. - powiedział i zaczął grać. Spodobała mi się ta melodia. Była szybka i wesoła. To z pewnością będzie hit. - I co o niej myślisz? - spytał, gdy skończył.
  - Jest wesoła. Szybko wpada w ucho. Miło się jej słucha. - odparłam.
  - Też tak o niej uważam. Dzisiaj już zaświwtały mi jakieś słowa, ale gdy już wziąłem zeszyt, żeby je zapisać, to zapomniałem ich.
  - A o czym chcesz napisać tą piosenkę?
  - O zakochaniu się.
  - To można w niej przekazać uczucia. Jak się wtedy czuje i takie tam inne.
  - Taką właśnie ją sobie wyobrażam. Co byś napisała?
  - Nie wiem, co się dokładnie czuje, gdy się zakocha, ale mogę sobie to wyobrazić. Serce bije szybciej na widok tej osoby, jest się w jej towarzystwie szczśliwym i zupełnie swobodnym, każda chwila jest bezcenna i niezwykła. Jednak nie wiem, czy tak jest naprawdę.
  - Każdy inaczej może to odbierać, ale tak jest mniej więcej.
  - Wtedy na dachu powiedziałeś mi, że możesz pouczyć mnie grać na gitarze. Mogę spróbować?
  - No pewnie. - uśmiechnął się. Podał mi imstrument, a ja chwyciłam go.
  - To co teraz?
  - Na początek pokażę ci najprostszy akord. Połóż trzeci palec na czwartej strunie na drugim progu, czyli nad tą drugą kreską. - powiedział, a ja zrobiłam to. - A teraz drugi palec na piątej strunie na tym samym progu. Dociśnij te struny. To jest akord e-moll.
  - Aha, trochę bolą mnie palce.
  - Na początku tak jest, ale później już się do tego przyzwyczajają.
  - To teraz chcę zagrać.
  - Najprostsze bicie jest na dwa, czyli dwa razy w dół i raz do góry i tak czały czas. Spróbuj. Pamiętaj, że musisz naciskać struny, bo wtedy dźwięk nie będzie dobrze brzmiał.
  - Okay. - przytaknęłam. Niepewnie sunęłam dłonią po strunach, a dźwięk był nieczysty. Wiedziałam, że gra na gitarze jest trudna. Tak ,,grałam" jakieś dwie minuty. Palce mnie bolały.
  - Dobra puść na chwilę. - odparł Ross, a ja zrobiłam to i rozmasowałam obolałe paliczki. - Rozluźnij prawą rękę. Niech ona płynnie porusza się po strunach.
  - To jest trudne.
  - Na początku tak, ale później już nie. Gra na gitarze nie jest jakoś bardzo trudna, bo wystarczy nauczyć się odpowiednio chwytać akordy i znać je oraz orientować się, jakie jest bicie, a reszta sama wychodzi.
  - Dla ciebie to jest banalne, bo grasz już od wielu lat.
  - Wiem, ale przecież też kiedyś zaczynałem. To co dalej próbujesz?
  - A co mi tam.
  - To złap jeszcze raz ten sam akord. - powiedział, a ja wykonałam to. Znowu niepewnie grałam. - Przestań na chwilę. Pomogę cię się wyluzować. - odparł i objął mnie, po czym złapał mnie za zewnętrzną część dłoni, a przez moje ciało przeszły dziwne dreszcze. Nie wiem, co one oznaczają. - Okay, a teraz dół, dół i góra. - mówił i kierował moją ręką. Dzięki temu dźwięk był głośniejszy i nawet czystszy. Teraz przyjemniej mi się grało. Później Ross pokazał mi akord A-dur, który był trochę trudniejszy, bo musiałam złapać aż trzy struny i to na tym samym progu, ale dzięki pomocy Rossa udało mi się. W końcu Ross stwierdził, że już dobrze sobie radzę i sama grałam. Jednak nie było mi już tak przyjemnie tak jak wtedy, gdy trzymał mnie za rękę i obejmował od tyłu. Po chwili usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS'a i poczułam wibracje na udzie. Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam, że dostałam wiadomość od Jake'a. Westchnęłam i odczytałam treść: ,,Dlaczego się do mnie nie odzywasz Lau? Obraziłaś się na mnie? Proszę zadzwonoń do mnie. Jake". I co ja mam teraz zrobić? Boję się do niego zadzwonić. Chociaż wtedy nie będę go widziała i będzie to mniej stresujące. Później się z nim skontaktuję. Na razie nie jestem na to gotowa.
  - Coś się stało Lau? Trochę posmutniałaś. - powiedział Ross, a ja na niego spojrzałam.
  - Jake do mnie napisał. - odparłam i  westchnęłam. - Jak chcesz to przeczytaj. - odwróciłam telefon w jego kierunku. 
  - Nadal nie odezwałaś się do niego po tym, jak chciał cię pocałować? Dlaczego?
  - Boję się, że on wyzna mi uczucia. Byłoby to dobre, gdybym coś do niego czuła, ale tak nie jest. Obawiam się, że przez to zniszczy się nasza przyjaźń. Co mam zrobić Ross? - spytałam, spoglądając mu w oczy.
  - Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać, bo inaczej nie dowiesz się prawdy. Lepiej zrób to dzisiaj i nie będą cię dręczyły wątpliwości.
  - Masz rację. Muszę się wziąźć w garść i się z nim spotkać. - powiedziałam pewnym głosem.
  - Jak byś zareagowała, gdyby wyznał ci uczucia?
  - Pewnie by mnie to zszokowało i nie wiedziałabym, co mam powiedzieć. Jednak pewnie zaakceptowałabym to, bo nie chcę rozpadu naszej przyjaźni.
  - Czyli, że nic do niego nie czujesz? - spytał i przez sekundę spojrzał mi w oczy.
  - Nie wiem, ale raczej nie. Jak do tego dojść?
  - Myślę, że powinnaś się wysłuchać w głos twojego serca, bo ono wie najlepiej.
  - Dziękuję za radę. Kiedyś pewnie mi się przyda. - uśmiechnęłam się. - Ale tak szczerze to chciałabym się zakochać. Chodzić z głową w chmurach i myśleć tylko o swoim chłopaku. Chcę poczuć to uczucie. Wiedzieć, jak to naprawdę jest.
  - Masz kogoś na oku?
  - Jak na razie to za najlepszych męskich przyjaciół traktuję ciebie i Jake'a. - uśmiechnęłam się. - A ty?
  - Co ja?
  - No, czy ty zainteresowałeś się jakąś dziewczyną?
  - Oprócz ciebie to nie mam innej przyjaciółki. - uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam gest.
  - Wiesz, cieszę się, że jesteś moim przyjacielem. - powiedziałam to patrząc mu w oczy.
  - Ja też. - odparł i przez parę sekund nie spuszczaliśmy z siebie wzroku, ale jak zawsze zakończył to Ross. Szczerze? To już się do tego przyzwyczaiłam. Po chwili usłyszałam, że ktoś otworzył drzwi do pokoju Rossa. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam Rydel.
  - Część gołąbeczki wy moje.  Może skończycie już gruchać i pójdziecie z nami na pizzę? - spytała, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.
  - Okay. - ja i Ross odpowiedzieliśmy równocześnie.
  - No to chodźcie. - odparła. Ross wstał z łóżka i odłożył gitarę pod ścianą. We trójkę wyszliśmy z pokoju blondyna i zeszliśmy na dół do salonu.
  - Nasza zakochana para do nas dołącza? - zaśmiała się Vanessa. Ja tylko przewróciłam oczami.
  - Tak, też z wami idziemy. - powiedział Ross.
  - Wiecie, jak chcecie to możecie zostać i coś razem porobić. - odezwał się Riker. Spojrzałam kątem oka na Rossa.
  - Nie dzięki. Pójdziemy z wami. - odparłam.
  - Dobra chodźmy już, bo możcie tak ciągnąć w nieskończoność. Jestem głodny. - odezwał się Rocky.
  - Okay. - odpowiedzieliśmy i wyszliśmy z domu.
  - Laura chodź tu do nas. - powiedziała Rydel, która razem z Vanessą szły z tyłu trochę dalej od chłopaków.
  - Co chcecie? - spytałam i zatrzymałam się, aby się z nimi zrównać, po czym ruszyłam ich tempem.
  - Co ty i Ross robiliście? - spytała Van.
  - Serio? Znowu musicie zaczynać ten temat?
  - Oj tam. - blondynka machnęła ręką. - No, ale powiedz.
  - Ross uczył mnie grać na gitarze. Nie słyszałyście?
  - No może trochę słyszałam twoje rzępolenie. - zaśmiała się moja siostra.
  - Lepiej nie umiem.
  - Wiesz, nawet nie było tak źle. Ja nie umiem grać na gitarze jak chłopaki.
  - No, ale coś umiesz, co nie?
  - No tak. - przytaknęła blondynka.
  - I nic więcej nie robiliście oprócz grania? - spytała Vanessa.
  - Nic, co was by ucieszyło. - uśmiechnęłam się.
  - Szkoda, ale i tak to było słodkie, że Ross uczył cię grać. - powiedziała Rydel.
  - Oj dziewczyny, wy to tylko chciałybyście mnie z nim zeswatać. - zaśmiałam się. - Ale nic nie zrobicie na siłę, bo to od nas zależy, czy się w sobie zakochamy.
  - No tak, ale my chcemy Raurę, później zaręczyny, ślub i Raurzątka. - odpowiedziała Vanessa i we trzy się zaśmiałyśmy.
  - Czyli, że we mi już planujecie przyszłość z Rossem?
  - No, a jakżeby inaczej? - uśmiechnęła się Rydel.
  - Dziewczyny, z czego się śmiejecie beze mnie? - spytał Rocky.
  - Z niczego ważnego. - odpowiedziałam. Przyspieszyłyśmy i zrównałyśmy się z chłopakami. Po 5 minutach doszliśmy do pizzerii. Niestety nie mogliśmy być wszyscy przy jednym stoliku, więc wybraliśmy dwa najbliżej siebie.
  - Okay to, jak się dzielimy? - spytał Riker.
  - Może ja i dziewczyny razem, ty i Ross i Rocky z Ell'em. - odpowiedziała Rydel. Wszyscy przystali na tą propopozycję. Ustaliłyśmy, że my weźmiemy hawajską. Gdy przyszedł kelner złożyliśmy mu swoje zamówienia i czekaliśmy na pizzę.
  - A co robimy, gdy zjemy? - spytał Rocky.
  - Może pójdziemy do wesołego miasteczka? - zaproponował Ellington.
  - Ja nie mam dziś przy sobie za dużo pieniędzy, a wy nie będziecie mi fundować pobytu w wesołym miasteczku. - powiedziałam.
  - To dla nas nie byłoby dla nas problem.  - odezwał się Ross.
  - Nie chcę was obarczać.
  - Popieram Laurę. Ja też nie wzięłam dziś dużo pieniędzy. Może wybierzemy się tam kiedy indziej? - spytała Vanessa.
  - Okay, niech wam będzie. - odpowiedział Rocky.
  - To może pójdziemy z powrotem do nas? - odezwał się Riker.
  - Tak będzie najlepiej. - odparła Rydel. Oczekiwanie na zamówienia upłynęło nam na rozmowie i w końcu po 20 minutach na naszych stołach leżały ciepłe pizzy.
  - To smacznego wszystkim. - powiedział Ellington.
  - Wzajemnie. - odparliśmy wspólnie i każdy zajął się jedzeniem. Pizza była przepyszna. Dawno nie jadłam takiej dobrej. Gdy talerze pozostały już puste, zrobiliśmy zrzutę i zapłaciliśmy kelnerowi. Wyszliśmy z lokalu i poszliśmy z powrotem do domu Lynchów. Siedzieliśmy na kanapach i rozmawialiśmy na różne tematy. Po pewnym czasie poczułam wibracje na udzie i usłyszałam dźwięk SMS'a. Już się domyślam od kogo on jest.
  - Przepraszam. - powiedziałam i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Tak, jak myślałam dostałam wiadomość od Jake'a. Dotkęłam kopertę na ekranie i odczytałam treść: ,,Spotkamy się, Lau? Chcę ci to wytłumaczyć. Proszę cię.". Zobaczyłam, że jest już po czwartej, czyli Jacob kończy pracę. Westchnęłam. No trudno muszę się wziąźć w garść i się z nim spotkać.
  - Coś się stało Lau? - spytała Rydel. Spojrzałam na Rossa i jego wzrok mówił, że wie, o co chodzi.
  - Nic takiego. Jakie chce się ze mną spotkać. - odpowiedziałam.
  - Zrób to, a zobaczysz, że poczujesz się lepiej. - odezwał się Ross.
  - Pewnie tak. Jake teraz kończy pracę i może do mnie przyjdzie, więc powinnam się już zbierać.
  - Ja też już pójdę. - powiedziała Van. Wszyscy wystaliśmy i przytuliliśmy się na pożegnanie. Specjalnie Rossa zostawiłam na koniec.
  - Przyjdziesz dziś do mnie? - szepnęłam, gdy znalazłam się w jego ramionach.
  - Tak, bo pewnie będziesz chciała się wygadać o Jake'u. - powiedział i odsunęliśmy się od siebie trochę.
  - Jak ty mnie dobrze znasz. - uśmiechnęłam się do niego.
  - To fakt. - odwzajemnił mój gest.
  - Idziesz Lau? Z Rossem pewnie zobaczysz się jeszcze dzisiaj w nocy. - odezwała się Vanessa, a my się od siebie oddaliliśmy.
  - Okay, już idę. - odparłam.
  - Nie będziecie szły na nogach. Zwiozę was. - powiedział Riker, a my się zgodziłyśmy.
  - To pa wszystkim. - pożegnałyśmy się.
  - Pa dziewczyny. - odparli, a my we trójkę wyszliśmy z domu. Riker wyciągnął samochód z garażu, po czym wsiadłyśmy do niego. Oczywiście Vanessa siedziała z przodu, co mi nie przeszkadzało. Po chwili odjechaliśmy. Wzięłam mój telefon i wybrałam numer do Jake'a. ,,Dobrze spotkajmy się u mnie o 16:30." - napisałam do niego, po czym wysłałam wiadomość. Spojrzałam w okno. Jak będzie wyglądała nasza rozmowa? Przebiegnie szybko, łatwo i przyjemnie, czy może będziemy spięci i poddenerwowani? Ja z pewnością nie będę wyluzowana. Już na samą myśl o niej zaczynam się trochę bać. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i nadal będziemy przyjaciółmi i nic się nie zmieni. Będzie dobrze. Muszę się zrelaksować i przestać o tym myśleć. Spojrzałam na Vanessę i Rikera. Byli pochłonięci w żywej rozmowie, więc nie będę im przeszkadzać. Pewnie, gdyby jechał Ross to byłoby na odwrót. Jednak na chwilę obecną potrzebuje trochę spokoju. Ponownie skierowałam swój wzrok za okno. Znak, wieżowec, kobieta z dzieckiem w wózku, mężczyzna rozmawiający przez telefon, samochody. Patrzę na to wszystko, aby przestać myśleć o spotkaniu z Jake'iem, ale za bardzo mi to nie wychodzi. Będzie dobrze. On przecież chyba nie wyzna mi uczuć. Wszystko będzie po staremu. Wieżowiec, przystnek, dziecko z lodem, trzy dziewczyny. Po pewnym czasie zauważyłam, że dojeżdżamy do naszego domu. Moje serce przyspieszyło trochę. Z nerwów włączyłam telefon, żeby zobaczyć godzinę. 16:28. Czyli już za parę minut dowiem się prawdy. Dlaczego ja to tak dramatyzuje? Przecież nic się takiego nie wydarzyło. Nie doszło do tego pocałunku. No, ale tylko dzięki mnie. Dlaczego Jake chciał to zrobić? Przyjaciele przecież się nie całują. Laura nie myśl już o tym! Będzie dobrze! Ogranij się już! Po chwili stanęliśmy pod bramą.
  - No to do zobaczenia Riker. - powiedziała Vanessa, która cały czas się uśmiechała.
  - Pa. - odezwałam się.
  - Cześć dziewczyny. - odparł blondyn, po czym wysiadłyśmy z samochodu, a on odjechał. Otworzyłam drzwiczki bramy.
  - Czemu się nie odzywałaś? - spytała Van.
  - Boję się tego spotkania z Jake'iem. - westchnęłam.
  - Nie martw się. Będzie dobrze. Za bardzo to przeżywasz. - powiedziała troskliwym głosem.
  - Masz rację. - odparłam i weszłyśmy do domu. Udałyśmy się do kuchni, pokazałyśmy się Natalie i poszłyśmy na górę do swoich pokoi. Gdy tylko się w nim znalazłam, padłam na łóżko. Leżałam, wpatrując się w sufit, jakby był to ósmy cud świata. Nie myślałam o niczym. Mój umysł był pusty. Ta cisza działała na mnie uspokojająco. Jednak nie dane było mi się nią zbyt długo cieszyć, bo po jakiś paru minutach usłyszałam dzwonek do głównych drzwi. Od razu poderwałam się z łóżka. To napewno Jake. Zaczęłam chodzć nerwowo po pokoju, a w mojej głowie nadal panowała pustka. Gdy do moich uszu dobiegło pukanie do moich drzwi, zamarłam tyłem do wejścia.
  - Proszę. - powiedziałam i nie odwróciłam się. Słyszałam tylko, jak drzwi się zamykają oraz kroki, które zmierzały w moją stronę. Po chwili naprzeciwko mnie stanął Jacob. Spuściłam głowę, bo bałam się spojrzeć mu w oczy. Panowała pomiędzy nami niezręczna cisza, która nie zdaża nam się zbyt często. Przedtem ona uspokajała mnie, a teraz powoduje jeszcze większy przypływ poddenerwowania. Po jakimś czasie usłyszałam, że Jake wzdycha ciężko. Coś mi się wydaje, że za chwilę zacznie coś mówić. Odczekałam może dwie, czy trzy sekundy i dalej nic.
  - Lau? Spójrz na mnie. - szepnął. Teraz jego cichy głos zadzwonił mi w uszach. Chciałam posłuchać mojego rozumu, ale on nie dawał żadnych znaków życia. Po chwili poczułam jego dotyk na moim podbródku. Lekko unosił moją głowę do góry aż w końcu była na wystarczającej wyskości, abym mogła widzieć jego oczy. Mimo tego nadal uciekałam wzrokiem. To w prawo, to w lewo.
  - Laura proszę spójrz na mnie. - powiedział miękkim tonem. Zaryzykowałam i skierowałam swój wzrok na jego oczy, które wyrażały strach i niepewność.
  - Przepraszam cię, jeśli cię uraziłem. To samo jakoś tak wyszło. Po prostu patrząc w twoje oczy chciałem cię pocałować. To pragnienie było tak silne, że nie umiałem się przed tym powstrzymać. Proszę cię nie obrażaj się na mnie. Wybacz mi. - mówił to cały czas nie spuszczając ze mnie wzroku. Widziałam w jego oczach szczerość. A co wyrażają moje? Co ja mam mu teraz odpowiedzieć. Ta sytuacja jest dla mnie bardzo krępująca. Dobra Laura weź się w garść i w końcu mu coś odpowiedz!
  - Jake ja... - zacięłam się.
  - Tak?
  - Ja przyjmuję twoje przeprosiny. Nie obraziłam się na ciebie. Po prostu nie wiedziałam, jak mam na to zareagować, ani co mam o tym myśleć. - wypowiedziałam te zdania z odrobiną trudności. - Teraz powiedz mi, ale szczerze, czy ty coś do mnie czujesz? - spytałam, a jego widocznie zaskoczyło moje pytanie, bo nie udzielił od razu na nie odpowiedzi. Znowu zapadał niezręczna cisza. Czekałam i nie spuszczałam z niego wzroku. Widziałam, że toczy wewnętrzną walkę i rozmyśla. Sama w takiej sytuacji nie wiedziałabym, co mam powiedzieć. W końcu zauważyłam gotowość w jego oczach.
  - Lau, ja sam tego nie wiem. Nie potrafię do tego dojść. Jednak powiem ci tak. Zależy mi na tobie i jesteś dla mnie ważna. Może z upływem czasu będę znał odpowiedź na twoje pytanie, ale na tą chwilę nie. - odpowiedział. Jednak coś mi się wydaje, że nie było to do końca prawdą. Chociaż chyba jak na razie wolę jej nie poznawać. Jak na razie to wystarczy mi tych emocji.
  - To oznacza, że nic się pomiędzy nami nie zmieniło? Nadal jesteśmy przyjaciółmi? - spytałam, a on się uśmiechnął do mnie.
  - Oczywiście, że tak. Nie chcę stracić najlepszej przyjaciółki. - odparł, a ja odwzajemniłam jego gest. - To może przytulas na zgodę? - rozłożył swoje ramiona, a ja zarzuciłam ręce na jego szyję, a Jake objął mnie w pasie. Od razu mój humor się poparawił. Po chwili odsunęliśmy się od siebie i usiedliśmy na kanapie.
  - Dlaczego się do mnie nie odzywałaś?
  - Bałam się tego spotkania, że ty coś do mnie czujesz i może to zniszczyć naszą przyjaźń. Nie wiem, czy bym się zgodziła, żeby z tobą porozmawiać, gdyby nie moi przyjaciele i siostra. Dodali mi otuchy.
  - To dobrze, ale nawet, gdybyś się nie zgodziła spotkać to i tak bym do ciebe przyszedł.
  - Tak, pewnie tak.
  - Ale naprawdę stałoby się coś złego, gdybym cię wtedy pocałował? - spytał niepewnie.
  - Pewnie bałabym się, że to zniszczy naszą przyjaźń, bo przecież ja nic do ciebie nie czuję.
  - Nie pozwoliłbym na to, bo nie chcę cię stracić. - uśmiechnął się.
  - Tak, też tago nie chcę.
  - Mogę zadać ci jedno pytanie? Mam nadzieję, że się przez to na mnie nie obrazisz.
  - Pytaj.
  - Z kim bardziej czujesz się związana ze mną, czy z tym Rossem? - spytał niepewnie. Zaskoczył mnie tym. Co ja mam mu odpowiedzieć. Tak od razu nie dojadę do tego. Musiałabym to przemyśleć, ale Jake widocznie czeka na moją odpowiedź. Po co mu to potrzebne?
  - Wiesz, wy się od siebie różnicie. W tobie i Rossie lubię coś innego. Oboje jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi.
  - Powiedz szczerze. - odparł.
  - Ja nie potrafię pomiędzy wami wybrać. Z każdym z osobna jestem inaczej związana. Tak, jak mówiłam różnicie się od siebie.
  - Jak na przykład?
  - Macie inne charaktery. Ty jesteś bardziej poważny, ale również uprzejmy i miły. Natomiast z Rossem mogę porozmawiać na każdy temat. Zawsze mnie zrozumie, ale ty też. Ross jest taki uczuciowy, ale też, gdy dłużej patrzymy sobie w oczy to odwraca wzrok. Wy oboje po prostu jesteście inni i każdego lubię na swój sposób. - mówiłam to patrząc mu w oczy, w których zauważyłam trochę smutku. Spuściłam z niego wzrok.
  - Aha. Teraz już wiem, jak mnie postrzegasz.
  - Chyba się nie obraziłeś na mnie za to?
  - Nie, czemu mam się obrażać? Zmieńmy już temat.
  - Okay. - odparłam. Przez parę godzin byliśmy pochłonięci na rozmowie. Jak zawsze czas leciał mi bardzo szybko i przyjemnie. Wcześniejsza krępacja minęła.
  - Chyba muszę się już zbierać. - powiedział Jake.
  - Tak, jak zawsze się zagadaliśmy.
  - To chodźmy. - odparł, po czym wstaliśmy z kanapy. Zeszliśmy na dół i wyszliśmy przed dom. Przytuliliśmy się na pożegnanie. Znowu nastąpiła podobna sytuacja, co wczoraj. Oby nie taka sama. Chwilę trwaliśmy w uścisku, po czym odsunęliśmy się od siebie. Ja od razu robiłam mały krok do tyłu. Tak na wszelki wypadek wolę być dalej od niego.
  - To pa Jake. - odezwałam się.
  - Pa Lau. - odpowiedział i ruszył przed siebie. Gdy zamykał bramę uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemiłam jego gest. Weszłam do domu i udałam się do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
  - Proszę. - odezwałam się, a do pokoju weszła Vannessa.
  - Hej Lau. - uśmiechnęła się.
  - Hej. - odpowiedziałam.
  - Jak tam minęło ci spotkanie z Jake'iem? Chyba nie było źle skoro tak długo u ciebie był.
  - Na początku bałam się na niego spojrzeć i panowała pomiędzy nami cisza, ale w końcu Jake powiedział, że to tak samo wyszło i że nie mógł się powstrzymać. Przeprosił mnie, a ja wybaczyłam mu. Później spytał mnie z kim bardziej czuję się związana z nim, czy z Rossem.
  - Powiedziałaś, że z Rossem? - przerwała mi.
  - Nie wybrałam żadnego. Powiedziałam, że się od siebie różnią i każdego lubię na swój sposób.
  - Wtedy pewnie nie chciałaś urazić Jake'a, więc teraz powiedz mi prawdę.
  - Taka jest prawda.
  - Oj Laura, dlaczego ty się boisz przyznać do swoich uczuć? Nie chodzi mi już nawet o to z kim chciałabym, żebyś była. Poprostu okłamujesz sama siebie. Wyłącz swój umysł i wsłuchaj się w głos swojego serca, a zobaczysz, że Ross nie jest ci obojętny. Pomyśl nad tym. - odpowiedziała Van, po czym wstała z łóżka i wyszła z mojego pokoju. Opadłam plecami na materac. Może ona ma rację? Może tylko sobie wmawiam, że nic nie czuję do Rossa? Ale ja nie wiem, jak mam do takich wnioków dojść. Jak wyłączyć umysł i wsłuchać się tylko w serce? Dlaczego to musi być takie skomplikowane? Sama nie wiem, co mam o tym wszystim myśleć. Z jednej strony Jake, który staje się coraz bardziej odważny i chce mnie pocałować, a z drugiej Ross, który ciągle, gdy dłużej patrzymy sobie w oczy to zaraz ucieka wzrokiem. Przyjaźnienie się z dwoma przystojnymi chłopakami naraz nie jest łatwe. Skoro już tak się stało to teraz muszę sobie radzić. Wiem, że kiedyś będę musiała wybrać jednego z nich, bo raczej za długo to nie utrzymam z nim relacji czysto przyjacielskiej. Tylko pytanie, którego wybrać? To będzie bardzo trudne i ciężkie, bo przecież jednego mogę tym zranić, co będzie nie tylko jego bolało, ale również mnie. Jednak, jak na razie to nie chcę niczego zmieniać i dalej z nimi żyć w przyjaźni. W kim się zakocham przecież samo się okaże prędzej, czy później. Na tą chwilę nie umiem pomiędzy nimi wybrać. Tak, jak już mówiłam Jake'owi oboje się od siebie różnią i każdego lubię na swój sposób. Jake jest bardziej poważny, ale również miły i uprzejmy. Jest szczery i potrafi mnie o wszystko zapytać. Jednak lubię z nim rozmawiać. Dużo o sobie opowiada. Natomiast Ross rzadko porusza sprawy swojej przeszłości. Wiem, że coś się wydarzyło, ale skoro nie chce mi tego powiedzieć to nie będę naciskać. Ross już pierwszym naszym spotkaniem mnie zaskoczył, bo wszedł do pokoju przez balkon. Bardzo lubię mu się zwierzać, bo on zawsze mnie wysłucha i da jakąś radę. Szczerze? To nie wyobrażam sobie, żeby ich przy mnie było. Zobaczymy, co jeszcze przyniesie mi los.
                                                                  ~*~
                                                             ★Ross★

Jest już po dziesiątej i jestem właśnie przed bramą domu Laury. Szybko i zwinnie pokonałem ogrodzenie, po czym pobiegłem pod balokon. Mimo, że pokonuję tą trasę codziennie, to nadal sprawdzam, czy nikogo nie ma. Czujność zawsze musi być. Wszedłem po pergoli i znalazłem się na balkonie. Jak zawsze w pokoju Laury paliło się światło, a drzwi były lekko uchylone. Zauważyłem, że brunetka siedzi przy biurku i zapewne rysuje, co mnie nie zdziwi. Wiem, że na mnie czeka i wymyśla zajęcia, aby się nie nudzić. Zorientowałem się, że się uśmiecham. Uśmiech zawsze wkrada mi się na twarz, gdy ją widzę. To dzieje się tak samo z siebie i ja już nawet tego nie kontroluje. Uchyliłem lekko drzwi, po czym wszedłem do środka jej pokoju.
  - Hej Lau. - odezwałem się, a ona spojrzała na mnie z uśmiechem na ustach.
  - Hej Ross. - odpowiedziała, a ja podszedłem do niej. Na jej biurku prawie gotowy obraz czerwonej róży namalowanej farbami.
  - Widzę, że malujesz. - wskazałem na jej pracę.
  - Tak, tym razem postanowiłam namalować różę.
  - Pięknie ci wyszła. - uśmiechnąłem się do niej.
  - Dziękuję. - odwzajemniła mój gest.
  - Umiesz rysować coś innego poza końmi i kwiatami? Na przykład ludzi?
  - Raz próbowałam narysować portret Vanessy, ale mi nie wyszedł.
  - A mnie byś potrafiła namalować? - spytałem. Skąd do głowy przyszło mi takie pytanie?
  - Nie wiem, czy oddałabym na kartce prawdziwego ciebie.
  - Dasz radę. Jestem ciekawy, jak by ci to wyszło.
  - Chcesz, żebym cię namalowała?
  - A co mi szkodzi. - uśmiechnąłem się.
  - Okay, czemu nie. Zawsze mogę spróbować, ale jak mi nie wyjdzie to ci go nie pokażę.
  - To ja ocenię, czy mi się podoba.
  - Ty i tak powiesz, że jest ładny. Teraz mi się nie chce, więc mogę zrobić ci zdjęcie?
  - No pewnie. - odpowiedziałem, po czym uśmiechnąłem się do telefonu.
  - Okay i już. Ładnie wyszedłeś.
  - Pokaż. - odparłem, a ona pokazała mi moje zdjęcie. Nie wyszedłem źle. Jest dobrze. Ale, co mi odbiło, żeby Laura mnie rysowała? Zaczynam coraz bardziej nie kontrolować tego, co mówię, co mi się za bardzo nie podoba. Może to doprowadzić do tego stopnia, że będę chciał ją pocałować, co nie wchodzi w rachubę.
  - Nie jest złe. - powiedziałem. - A umiesz narysować swój autoportret?
  - A co chciałbyś mój rysunek?
  - Czemu nie.
  - Mogę sprówać, bo i tak rano nie mam, co robić, więc będę miała zajęcie. - uśmichnęła się.
  - Napewno ci wyjdą, bo masz wielki talent.
  - Dzięki. Może pójdziemy tak, jak zwasze koło wierzby?
  - Okay, tak myślałem, że o to spytasz. - zaśmiałem się.
  - Nawet już od razu cieplej się ubrałam.
  - To chodźmy. - odparłem, a Laura wzięła koc, po czym wyszliśmy na balkon. Jak zawsze pierwszy zszedłem po pergoli, żeby w razie, czego ją asekurować. Jadnak Laura już coraz szybciej i zwinniej schodziła. W sumie robimy to codziennie, więc się nauczyła. Szybko pobiegliśmy koło wierzby, po czym rozłożyliśmy koc i położyliśmy się na nim. Nad nami rozciągało się rozgwieżdżone niebo. Moją uwagę przyciągnęły nasze gwiazdy. Zawsze na nie patrzę. Laura nadała im nazwę Together Forever, co w sumie się zgadza, bo one zawsze będą razem. Jednak, co innego to my. Do dnia, w którym będę musiał oddać Lau Romwellom, zostało już 17 dni. Dla niektórych może to aż dwa tygodnie, ale dla mnie to tylko dwa tygodnie. Nie mogę przyjąć do wiadomości, że mogę ją stracić. Na samą myśl o tym moje serce przeszywa ból. Już teraz tak się czuję, a co będzie w ten okropny dzień? Pewnie nie będę mógł spać w nocy od wyrzutów sumienia. Może uda mi się jakoś zmianieć to zadanie? Jasne, powodzenia. Oni za bardzo się na to napalili, żeby teraz nagle odpuścić. Spojrzałem kątem oka na Laurę. Tak samo jak ja była wpatrzona w gwiazdy i zamyślona. Z tym takim półprzytomnym spojrzeniem jej do twarzy. Ona zawsze jest w swoim świecie myśli. Chyba jeszcze nigdy podczas naszych spotkań, ani na chwilę się nie zamyśliła. Zresztą ja też mam podobnie. Po prostu myśli same przychodzą, gdy tak się leży i patrzy na gwiazdy.
  - O zobacz spadająca gwiazda! Pomyśl życzenie! - odezwała się nagle i wskazała na gwiazdę. Spojrzałem na nią. ,,Żeby Laura wyszła cało od Romwellów." - powiedziałem  w myślach. Ciekawe, czy się spełni? Mam nadzieję, że tak.
  - Co sobie pomyślałaś? - spytałem.
  - Nie powiem, bo wtedy się nie spełni. A ty?
  - Też ci tego nie zdradzę.
  - Moje jest nawet łatwe do spełnienia.
  - A moje sam nie wiem. - odpowiedziałem. - A tak w ogóle, jak ci poszło spotkanie z Jake'iem?
  - Jak widać nie było źle. Chociaż na początku bałam się na niego spojrzeć i przez chwilę nie odzywaliśmy się do siebie. W końcu Jake powiedział, że to samo tak wyszło i że, gdy patrzył mi w oczy to chciał mnie pocałować i nie mógł się powstrzymać. Przeprosił mnie, a ja wybaczyłam mu.
  - A pytałaś go, czy on coś do ciebie czuje?
  - Tak i powiedział, że jak na razie to tego nie wie oraz, że jestem dla niego ważna i zależy mu na mnie. Jak mam to ocenić?
  - Wiesz, myślę, że on może coś do ciebie czuć skoro ci to wyznał.
  - Ale przyjaciel chyba może tak powiedzić? Ty tak o mnie nie uważasz? - spytała i spojrzała mi w oczy.
  - Dla mnie też jesteś ważna, bo przecież jesteś moją przjaciółką. - odpowiedziałem, nie odrywając od niej wzroku.
  - Cieszę się. Ja o tobie myślę to samo. - uśmiechnęła się. Widziałem, że mówi prawdę, bo ona biła od jej oczu. Chyba już za długo nie odrywamy do siebie wzroku. Trzeba to zakończyć. Odwróciłem głowę.
  - Wiesz, Jake spytał mnie z kim czuję się bardziej związana z nim, czy z tobą. - odparła, a ja spojrzałem na nią.
  - Co mu odpowiedziałaś? - spytałem, bo szczerze powiedziawszy to mnie to ciekawiło.
  - Że oboje się od siebie różnicie i każdego z was lubię na swój sposób. Nie potrafię wybrać jednego z was, ale pewnie kiedyś będę musiała.
  - Pewnie tak, czyli wtedy z jednym z nas zerwiesz kontakt?
  - No może nie dokońca, ale pewnie bardzo rzadko będzemy się spotykać.
  - Aha. - odparłem i trochę posmutniałem.
  - Ale nie smuć się. Jak na razie to nie wyobrażam sobie życia bez was obu. - uśmiechnęła się do mnie.
  - Teraz Jake skoro chciał cię pocałować to może się to powtórzyć. Co jeśli w tym miesiącu będziecie razem? Co wtedy zrobisz ze mną? - spytałem niepewnie. Nie uzyskałem od razu odpowiedzi. Przecież jeśli Laura zerwie ze mną kontakt to, jak wykonam to zadanie? Jednak, czy tylko o to zadanie mi chodzi? Teraz przecież przychodzę do niej tylko i wyłącznie z mojej chęci. Już nawet nie myślę, że wyknuję polecenie od Romwellów. Chociaż wtedy mniej bym cierpiał, gdybym ją stracił przez Jake'a niż przez nich i trochę przeze mnie. Jednak, gdy nie przyprowadzę jej im to oni z pewnością mnie zabiją. Nawet jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to co się stanie z Laurą po tym, jak ją oddam Johnowi i Joshowi? To pytanie najbardziej mnie nurtuje. Ja nie chcę być małą przyczyną jej śmierci. Nie pogodziłbym się z tym. Zostały mi tylko te cholerne dwa tygodnie. Co się wydarzy w ciągu nich? Tego już nie wiem, ale mam nadzieję, że Laura przez ten czas będzie moją przyjaciółką.
  - Ja nie wiem, ale chyba nie potrafiłabym od tak zerwać z tobą kontaktu. Za bardzo cię lubię i jesteś dla mnie ważny, żebym to zrobiła. - odezwała się Laura.
  - Ale to pewnie nie podobałoby się Jake'owi.
  - Pewnie tak. Jednak ja nie chcę cię stracić.
  - Ja też nie chcę. - powiedziałem. Była to szczera prawda. Mi też za bardzo zależy na Laurze, żeby ją stracić. Jeśli wyjdzie cało od Romwellów to będę najszczęśliwszy. Wtedy powiem jej o tym wszystkim. Jednak, co się po tym wydarzy to już będzie miało małe znaczenie, bo ważniejsze dla mnie będzie to, że Lau żyje. Po chwili usłyszałem, że Laura ziewnęła.
  - Komuś chce się spać, co? - uśmiechnąłem się do niej.
  - No może trochę.
  - Chodźmy już do twojego pokoju, bo jeszcze mi tu zaśniesz, a łatwo by mi nie było wnieść cię na górę.
  - No fakt, to chodźmy. - odpowiedziała i wstaliśmy z koca. Wzięlięmy go, po czym przebiegliśmy pod dom. Szybko weszliśmy po pregoli i znaleźliśmy się na balkonie.
  - To pa Ross.
  - Pa Lau. - powiedziałem i przytuliliśmy się na pożegnanie. Zawsze podczas tego uśmiech sam wkrada mi się na twarz. Tak po prostu działa na mnie jej obecność. Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Podszedłem koło barierki, po czym przeszedłem przez nią i zszedłem po pergoli. Szybko przebiegłem do bramy. Jak zawsze odwróciłem się w stronę jej domu i pomachałem Laurze, a ona robiła to samo. Później weszła do pokoju. Przedostałem się przez ogordzenie i szedłem w kierunku mojego domu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Podoba wam się rozdział? Według mnie początek jest nudny, ale końcówka już jest ciekawsza i fajniejsza. Relacje Raury zaczynją się coraz bardziej pogłębiać, co pewnie was cieszy. Jednak nie zapominajcie o Jake'u, który troszeczkę zamiesza. Więcej wam nie zdradzę.
Już zostało tylko 5 dni do świąt. Jak ten czas szybko zleciał. Nareszcie będzie wolne od szkoły. Zresztą przez te dwa dni nie będę miała lekcji, bo w poniedziałek jadę na lodowisko, a we wtorek jest Wigilia szkolna, więc tak jakby mam trochę więcej wolnego.
Do napisania!!!

Komentujesz = Motywujesz

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 19

"She said I'm outta my head I'm going outta my mind and when I'm out on the edge will you save me?" ~ "Powiedziała: ,,Zawróciłeś w mojej głowie, odchodzę od rozumu, czy jeśli znajdę się na krawędzi zechcesz mnie uratować?''" - All Night

~Los Angeles, 13.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Siedzę w altance i słucham piosenek R5. Ściągnęłam je rano na telefon i teraz cały czas chodzą mi po głowie. Bardzo szybko zapamiętałam, niektóre fragmenty. Jak na razie moimi ulubionymi są ,,Pass Me By" i ,,One Last Dance". Mogłabym tak wymieniać aż skończyłyby się ich piosenki. Polubiłam ich bardzo dużo. Coś mi się wydaje, że R5 jest moim ulubionym zespołem. Nie ze względu, że grają w nim moi przyjaciele lecz z powodu, że ich utwory są świetne. Szybko wpadają w ucho. Ciekawe, czy Ross był wczoraj u mnie? Zasnęłam, więc nie wiem. Może był. Często mówił, że może przyjdzie i robił to. Tym razem też mógł tak zrobić. Chociaż po nim, to nigdy nic nie wiadomo. On jest bardzo nieprzewidywalny. Jak na początku te nasze potajmne spotkania były czymś innym i niecodzinnym, tak teraz już się do tego przyzwyczaiłam i polubiłam to, a szczególnie leżenie pod gwiazdami. To jest już taka nasza mała tradycja. Znam Rossa dopiero dwa tygodnie, a czuję się jakbym znała o wiele dłużej. On bardzo szybko zdobył moje zaufanie. Już po paru spotkaniach stał się moim najlpeszym przyjacielem. Nawet z Rydel tak się nie zadaję jak z nim. Chyba wolę towarzystwo chłopaków. Rossowi bardzo łatwo mi się zwierza. Może dlatego, że zawsze mnie wysłucha do końca i nie przerywa? Naprawdę bardzo się z nim zżyłam. Nie przypuszczałam, że w ciągu dwóch tygodni można tak się do kogoś przywiązać. To jest zaskakujące i niezywkłe. Gdybym nie poznała Lynchów to moje życie byłoby nudne, a tak jest wesołe i pełne barw. Ten weekend był naprawdę bardzo udany. Cieszę się, że spędziłam go z moimi przyjaciółmi. Z moich myśli wybudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Jacob. Odebrałam i przułożyłam telefon do ucha.
  - Hej Jake. - przywitałam się wesoło.
  - Hej Laura. Masz może jakieś plany na to popołudnie? - spytał.
  - Nie mam nic zaplanowane, więc wcisnę cię w mój grafik. - zaśmiałam się.
  - Okay, to może spotkamy się o 16:30, jak zawsze w parku przy fontannie ?
  - Dobrze, jesteś już po pracy?
  - Już za chwilę kończę.
  - Aha, to do zobaczenia.
  - Do zobaczenia za 20 minut. - odpowiedział Jake i rozłączył się. No to mam już co robić w dzisiejsze popołudnie. Muszę się trochę ogarnąć. Wstałam z ławki i poszłam do domu. Udałam się do swojego pokoju i weszłam do łazienki. Uznałam, że przebierać się nie muszę, bo jest dobrze tak jak jest. Mianowicie byłam ubrana w białe spodnie i beżowy top crop, a na to zwiewny sweterek w takim samym kolorze, co spodnie. Rozczesałam włosy i jak zawsze pozostawiłam je rozpuszczone. Pomalowałam jeszcze rzęsy, a na usta nałożyłam różowy błyszczyk. Popsikałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami. Przejrzałam się w lustrze. Dobrze wyglądam. Jestem gotowa. Wyszłam ze swojego pokoju i udałam się na dół do kuchni. Powiedziałam Natalie, że wychodzę na spotkanie z Jake'iem i opuściłam dom. Jechać taksówką czy samochodem? Tym razem postawię na bezpłatny przejazd. Zawołałam szofera, po czym wsiedliśmy do auta. Podałam mu kierunek i odjechaliśmy. Jake coraz częściej chce się ze mną spotykać. W sumie mi to nie przeszkadza, bo przecież jest moim przyjacielem. Chociaż z Rossem widzę się codziennie. Ciekawe, czy dzisiaj przyjdzie? Pewnie tak, bo wczoraj może nie był. Dowiem się tego, gdy mnie odwiedzi. Szczerze? To cieszę się, że spotkam się z Jake'iem sam na sam, bo niezbyt polubiłam towarzystwo jego przyjaciół. Oczywiście nic do nich nie mam, ale jakoś nie czuję się przy nich pewnie. To nie to samo, co przy Lynchach. W ich towarzystwie jestem po prostu sobą. Spojrzałam w okno. Patrzyłam na wszystko, co mijaliśmy. Teraz ten widok już nie robi na mnie takiego wrażenia, jak za pierwszym razem. Już przyzwyczaiłam się do tego miasta. Prawie codziennie przebywam tą drogę, bo albo idę do Lynchów, albo do parku. Jednak Los Angeles ma swój osobisty urok. To nie to samo, co Londyn. Zdecydowanie wolę mieszkać tutaj niż tam. Te dwa miasta bardzo się od siebie różnią. W Londynie bardzo często padało, ale można było do tego przywyknąć, zaś w LA ciągle jest słonecznie. Jeśli chodzi o wygląd to oba są piękne i w każdym coś się wyróżna. Jednak to miasto lubię szczególnie dlatego, że tutaj poznałam przyjaciół. To jest najlpesze, co mnie w życiu spotkało. Przyjaźń to piękne uczucie, o które trzeba dbać i pielęgonować. Kocham przebywać w towarzystwie osób, które są mi bliskie, bo wtedy jestem szczęśliwa. Przyjemne jest też to, że moja obecnośc raduje innych. Nie wyobrażam sobie, żebym teraz miała z powrotem przeprowadzić się do Londynu. Nie mogłabym tego zrobić, bo wtedy odebrani zostaliby mi moi przyjaciele, a bez nich moje życie byłoby puste i nudne. Jak na razie to spełniło się moje jedno marzenie, czyli przyjaźń. Teraz chciałabym poznać smak miłości. Jestem ciekawa jak to naprawdę jest. Pewnie w książkach jest inaczej niż w rzeczywistości. Życie to nietety nie jest bajka. Ktoś jednak mógłby uznać, że moje takie jest. Jednak chyba nikt nie żyje jak w książkach. Życie to jedno wielkie pasmo sukcesów i porażek, smutków i radości, miłości i nienawiści. Czasami los rzuca nam kłody pod nogi, ale również pomaga nam się podnieść. Jednak w tym potrzeba trochę własnej inicjatywy. Bez naszych chęci nie zdobędzie się tego, czego pragniemy. Aby nasze marzenia się ziściły należy trochę im pomóc. No w końcu chcieć to móc, a móc to chcieć.
  - Panienko już dojechaliśmy na miejsce. - odezwał się szofer i wybudził mnie tym z moich przemyślań. Rzeczywiście stoimy przed parkiem. Nawet nie zorientowałam się, że już jesteśmy.
  - Dziękuję za podwózkę. - odpowiedziałam.
  - To moja powinność. - odparł, a ja wysiadłam z samochodu. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie zobaczyłam Jake'a. Może jeszcze jest w pracy. Zresztą mieliśmy się spotakć przy fontannie. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i włączyłam go. Była 16:25, czyli jeszcze mam 5 minut w zapasie. Z powrotem schowałam przedmiot. Zaczęłam iść trochę szybkim krokiem, jakby Jake już był na miejscu. Gdy dotarłam do fontanny, nie zauważyłam go nigdzie. Pewnie zaraz przyjdzie. Zresztą, gdyby nie mógł to zadzwoniłby do mnie. Usiadłam na murku i nadal rozglądałam się po parku. Jednak z marnym skutkiem. Włączyłam telefon. 16:30. Zaczęłam się trochę niecierpliwić.
  - O cześć Lau. - usłyszałam bardzo znajomy dla mnie głos. Należał on nie do kogo innego, jak do Rossa, którego zauważyłam przed sobą. Uśmiechał się.
  - Hej Ross. - odpowiedziałam i odwzajemniłam jego gest. - Co ty tutaj robisz? - spytałam, wstając z murku fontanny.
  - Ot tak przyszedłem do parku, ale też, żeby trochę pobyć w samotności, bo u mnie nie za bardzo się da. A ty po co tutaj przyszłaś?
  - Mam się tutaj spotakć z Jake'iem. Właściwie to już powinien tu być.
  - Wystawił cię do wiatru?
  - Nie, on taki nie jest. Uprzedziłby mnie, gdyby nie mógł się spotkać. Zresztą dzwonił do mnie pół godziny wcześniej, więc raczej nic mu nie wypadło i pewnie przyjdzie.
  - Wiesz, jakby, co to możemy gdzieś razem pójść, gdy on się nie zajwi. - uśmiechnął się.
  - No jeśli tak będzie, to okay.
  - Jednak się zjawi. - usłyszałam głos Jacoba wydobywający się z tyłu mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam go.
  - O cześć Jake. - przywitałam się.
  - Cześć Laura. - uśmiechnął się. - Kto to jest? - spytał wskazując skinieniem głowy na Rossa.
  - Jestem Ross Lynch, przyjaciel Laury. - odezwał się blondyn i wyciągnął prze siebie dłoń. Jednak w jego głosie nie usłyszałam życzliwości.
  - Jacob Johnson, również przyjaciel Laury. - odpowiedział szatyn i uścisnęli sobie dłonie. Zapanowała pomiędzy nami trochę nieprzyjemna atmosfera. Jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji i to jest dla mnie nowość.
  - Może już pójdziemy Lau? - spytał Jake, a ja już miałam odpwiedzieć, ze dobrz, ale wyprzedził mnie Ross.
  - A może chcesz iść ze mną, bo on się spóźnił. - odparł blondyn.
  - To ja się z nią umówiłem, więc spadaj.
  - Tak, ale się spóźniłeś. Nie wiesz, że to nie miło tak robić?
  - Nie będziesz mi mówił, co jest dobre, a co złe, bo sam wiem to najlepiej.
  - Ja cię pouczać nie będę tylko mówię, że spóźnianie się jest nie w porządku. Laura przecież mogła sobie pomyśleć, że ją wystawiłeś.
  - Nie zrobiłbym tego. Umów się z Laurą kiedy indziej, a nie będziesz mi teraz rozwalał mojego spotaknia.
  - A może ona wcale nie chce z tobą iść?
  - Chłopaki nie kłóćcie się. - odezwałam się. Jednak oni nadal mierzyli się wzrokiem.
  - Dobrze, ale najpierw powiedz Lynchowi, że idziesz ze mną, bo on nie może przyjąć tego do świadomości.
  - Umiem to przyjąć Johnson. - prychnął Ross. Muszę to jakoś skończyć, bo nie mam zamiaru słuchać ich kłótni. W sumie to przyjemne, że się o mnie sprzeczają.
  - Z kim chcesz spędzić ten czas ze mną, czy z nim? - spytał Jake. Zastanowiłam się chwilę. Nie wiem, którego mam wybrać.
  - Okay, skoro tacy oboje jesteście to nie idę z nikim. Tak będzie najlepiej, a wy nie będziecie się spierać. - odpowiedziałam.
  - Przecież się umówiliśmy. - odparł szatyn.
  - No to co z tego? Spotkamy się kiedy indziej, a teraz muszę już iść. - odpowiedziałam i odwróciłam się. Ruszyłam przed siebie.
  - Dzięki, że zniszczyłeś mi sptaknie, Lynch. - powiedział złym głosem Jacob.
  - Nie ma za co. - odparł Ross. Mogę się założyć, że się uśmiechnął. Mówili coś jeszcze, ale przez to, że się od nich oddalałam, nie słyszałam, co mówią. Zresztą nie chcę ich podsłuchiwać. Chociaż to było fajne, że się o mnie kłócili. W sumie to pierwszy raz się widzą. Jednak nie spodziewałam się, że Ross będzie się spierał. Prędzej myślałam, że odejdzie. Oboje byli o mnie zazdrośni? Na to wygląda, że tak. Jednak nie wiem, co czuli naprawdę. Zapytam o to Rossa, gdy do mnie przyjdzie. Ciekawe, co na to odpowie? Z takimi myślami wyszłam z parku. Nie chce mi się jechać taksówką. Trochę ruchu mi nie zaszkodzi. Zresztą mogę się przejść. Nie spieszyłam się. Szłam wolnym krokiem. Po 15 minutach dotarłam do domu. Udałam się do kuchni.
  - Cześć Natalie. - odezwałam się.
  - Cześć Laura. Tak szybko wróciłaś ze spotaknia?
  - Tak wyszło.
  - Dobrze, nie będę wnikać w szczegóły. - uśmiechnęła się.
  - To ja pójdę już do siebie. - odparłam, na co kobieta skinęła głową, a ja wyszłam z kuchni. Poszłam na górę do swojego pokoju. Udałam się na balkon i usiadłam na drewnianym krześle. Patrzyłam na ogród, który się przede mną rozpościerał. Po kilku minutach usłyszałam pukanie do moich drzwi.
  - Proszę. - odezwałam się i odwróciłam w stronę wejścia, w którym stał Jake. - Jake? Co ty tutaj robisz? - spytałam i wstałam z krzesła, aby do niego podejść.
  - Przyszedłem cię przeprosić. Trochę głupio wyszło z tą kłótnią. Nie potrzebnie ją podsycałem.
  - Nie musiałeś przepraszać. - uśmiechnęłam się.
  - Oj tam wolałem to zrobić w razie wypadku, że się na mnie obraziłaś.
  - Ja się nie obrażam o byle co.
  - Mniejsza o tą kłótnię. Skoro już do ciebie przyszedłem to możemy poprowadzić nasze spotkanie tak, jak miało wyglądać.
  - Okay, usiądźmy na kanapie. - odpowiedziałam i zrobiliśmy tak. Od razu pochłonęliśmy w żywej rozmowie na różne tematy. Ogólnie mówiliśmy o wszytkim i o niczym. Tak zleciało nam pare godzin. O porze zorientowaliśmy się, gdy wyszliśmy na balokon, a zaczynało się robić ciemnawo.
  - Wiesz chyba powinieneś się już zbierać. - powiedziałam.
  - Tak, z tobą ten czas leci tak szybko. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam jego gest.
  - Chodźmy na dół. - odparłam i wyszliśmy z mojego pokoju. Udaliśmy się na dół, po czym wyszliśmy przed dom.
  - No to do zobaczenia. - odezwał się Jake.
  - Pa Jake. - odpowiedziałam i przytuliliśmy się na pożegnanie. Chwilę trwaliśmy w takiej pozycji, a gdy się od siebie odsunęliśmy Jacob nadal był blisko mnie. Za blisko. Spojrzał mi w oczy i po paru sekundach zaczął się do mnie zbliżać. Zaraz, zaraz, czy on chce mnie pocałować? Nie mogę do tego dopuścić. On jest moim przyjacielem. Natychmiast wyrwałam się z jego uścisku, a on patrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
  - Jake, co ty chciałeś zrobić?! - powiedziałam z wyrzutem.
  - Lau no ja... - zaciął się.
  - Chciałeś mnie pocałować?!
  - No tak, ale samo tak jakoś wyszło. - trochę się jąkał.
  - My się przecież przyjaźnimy, a przyjaciele się nie całują!
  - Laura ja... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.
  - Idź już Jacob. - odparłam zdecydownym głosem.
  - Obraziłaś się na mnie? - spytał niepewnie.
  - Nie wiem. Idź już. Chcę zostać sama. Muszę to wszystko przemyśleć.
  - Dobrze. - powiedział smutno i odszedł. Gdy wyszedł za baramę weszłam do środka domu i od razu pobiegłam na górę do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Jak to się mogło stać? Dlaczego Jake chciał mnie pocałować? Kierowało nim jakieś uczucie, czy może wpłynęła chwila? Co chciał przez to wyrazić? Tyle pytań, a nie znam na nie odpowiedzi. Co do jego to nic mi nie wiadomo, bo nie wiem co on wtedy myślał, ani czuł. Teraz muszę zadać jedno ważne pytanie. Czy ja chciałam, żeby mnie pocałował? Szczerze powiedziawszy to nie byłam przygotwana na taki przebieg wydarzeń, bo przecież wcześniej się nie całowałam. Zadziałam również impulsywnie i nie przemyślałam tego do końca. Jednak wolę tak, jak jest teraz. Myślę, że ten pocałunek coś, by mógł zmienić w naszej relacji. Może nawet spowodowałby rozpad przyjaźni, a tego bym nie chciała. Jednak, co jeśli Jacob coś do mnie czuje? To również by dużo zmieniło. Nawet jeśli tak, by się okazało to, czy ja czuję do niego coś więcej? Nie, raczej nie. Jednak może dzięki pocałunkowi mogłabym się tego dowiedzieć? Może mogłam pozwolić na to? Nie, przyjaciele się nie całują. Dlaczego to musi być takie trudne i pogmatwane? Sama raczej nie dojdę do jakiś głębszych wniosków. Potrzbuję to komuś opowiedzieć i poradzić się. Może Ross mi pomoże, gdy przyjdzie? Czemu nie. Jestem ciekawa, co powie. Na razie nie będę rozmyślała nad Jake'iem. Wyciągnęłam telefon z kieszeni. W tym samym momencie przyszła do mnie wiadomość od Jacoba: ,, Odezwij się do mnie Lau. Proszę." Nie będę dopisywać. Jak na razie to nie doszłam do za wiekich wniosków. Jednak będę musiała się z nim spotkać. Na to muszę się przygotować. Wzięłam słuchawki, podłączyłam do telefonu i puściłam piosenki R5. Zamknęłam oczy i całkowicie oddałam się dźwiękom muzyki. Nie myślałam o niczym. Starałam się całkowicie wyluzować. Po przesłuchaniu wszystkich utworów moich przyjaciół, a było ich sporo, wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Wykąpałam się i po 20 minutach wyszłam z pomieszczenia. Spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę 21:55, czyli niedługo może przyjść Ross. Otworzyłam drzwi balkonowe, ale zostawiłam je przymknięte. Dla zabicia czasu usiadłam na kanapie z telefonem w ręce i zaczęłam przeglądać Twittera. Po kilku minutach usłyszałam odgłos otwierania drzwi prowadzących na balkon, więc wtłączyłam telefon i spojrzałam w stronę wejścia. Oczywiście zobaczyłam Rossa.
  - Hej Lau. - odezwał się, po czym uśmiechął się do mnie.
  - Hej Ross. - odpowiedziałam i odwzajemniłam jego gest.
  - To co jak zawsze idziemy koło wierzby?
  - Tak, tylko się ubiorę. - odparłam i założyłam bluzę oraz wzięłam koc. Zgasiłam światło. - Okay możemy iść. - powiedziałam i wyszliśmy na balkon. Zeszliśmy po pergoli i udaliśmy się do wierzby. Rozłożyliśmy koc, po czym położyliśmy się na nim.
  - A tak w ogóle to przepraszam, że zepsułem ci spotkanie z Jake'iem i że się z nim posprzeczałem. - odezwał się i spojrzał mi w oczy.
  - Nie musisz mnie przepraszać. Zresztą nie popsułeś mi spotkania z nim, bo później przyszedł do mnie. - odpowiedziałam i trochę posmutniałam.
  - Aha, ale i tak na wszelki wypadek wolałem cię przeprosić. - uśmiechnął się. - Jednak widzę, że coś jest nie tak. Stało się coś? Wiesz, że mi możesz o wszystkim powiedzieć, bo ja zawsze cię wysłucham.
  - Jake on... - zacięłam się.
  - Zrobił ci coś złego?
  - Nie, on chciał mnie pocałować. - odparłam niepewnie.
  - I co pozwoliłaś mu na to?
  - Nie, bo przecież przyjaciele się nie całują. Zresztą nie byłam przygotowana na taki rozwój wydarzeń.
  - A jak do tego doszło?
  - Gdy się odsuwaliśmy do siebie po tym, jak przytuliliśmy się na pożegnanie, Jake nadal był blisko mnie i zaczął się do mnie zbliżać. Ja od razu wyrwałam mu się.
  - Dlaczego nie chciałaś zgodzić się na to?
  - Mówiłam już, że nie byłam na to przygotowana. Zresztą chciałabym przeżyć mój pierwszy pocałunek z kimś kogo kocham, a nie wiem, czy coś czuję do Jake'a. Nawet nie wiem, jak mam do tego dojść. Poradzisz mi coś?
  - Wiesz, myślę, że gdy się kogoś kocha to niezaprzeczalnie ufa się tej osobie, czuje się swobodnie w jej towarzystwie, każde spotkanie daje mnóstwo radości, a zwykłe rzeczy cieszą. Czujesz się tak przy Jake'u?
  - Nie wiem. Traktuję go jak przyjaciela i ufam mu, ale chyba nie czuję się przy nim jakoś szczególnie. Po prostu cieszę się, że ze mną jest. Jak myślisz oznacza to coś?
  - Sam nie wiem, bo każdy może inaczej odczuwać miłość.
  - No to czyli nadal nie wiem zbyt dużo. - westchnęłam. - Jak myślisz, Jake coś do mnie czuje, skoro chciał mnie pocałować?
  - Tego nie wiem, ale może tak. Chyba, że wpłynęła na niego tylko chwila. O to już musisz się jego spytać.
  - Nie zrobię tego, bo boję się co on mi odpowie. Wolę, żeby on mi to powiedział.
  - Jakbyś zaragowała, gdy gdyby coś do ciebie czuł?
  - Nie wiem, ale bałabym się o przyszłość naszej przyjaźni, bo skoro on mnie kocha, a ja jego nie, to wtedy wszystko, by się kąplikowało i mogłoby spowodować rozpad naszej relacji.
  - Jeśli naprawdę by mu na tobie zależało to nie pozwoliłby na to.
  - Ty też? - spytałam i spojrzałam mu o oczy.
  - Ja też nie chciałbym zrywać z tobą przyjaźni. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam jego gest.
  - To miłe.
  - A tak w ogóle to jak chciałabyś, żeby wyglądał twój pierwszy pocałunek oprócz, że z osobą, którą kochasz?
  - Wiesz jest on może trochę oklepany i z jak romansidła, ale chciałabym przeżyć swój pierwszy pocałunek w deszczu. Myślę, że on jest niezwykły i bardzo romantyczny. Nie zważa się wtedy na to, że się moknie tylko na oddawaniu pocałunków i przekazywaniu swojego uczucia drugiej osobie. Naprawę tak bym chciała. - westchnęłam.
  - Może kiedyś on się spełni. - uśmiechnął się Ross.
  - Mam nadzieję, że tak. - odwzajemniłam jego gest i spojrzałam mu w oczy. Bił od nich taki ciepły blask, że zatonęłam w jego brązowych oczach. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jednak, jak zawsze to Ross przerwał tą chwilę. Przez moment zatęskniłam za jego spojrzeniem, ale zaraz się otrząsnęłam.
  - A ty już przeżyłeś swój pierwszy pocałunek? - spytałam.
  - Tak z moją pierwszą dziewczyną. - odpowiedział.
  - Nigdy mi o niej nic nie wspominałeś. Opowiesz mi coś o niej?
  - Okay, poznasz kolejny element mojej przeszłości.
  - Zamieniam się w słuch. - uśmiechnęłam się.
  - Spotkałem ją, gdy miałem 17 lat, a ona 16. Nazywała się Rosalie, ale większość osób mówiło do niej Rosie. Była blondynką o zielonych oczach. Była bardzo ładna, mądra, zabawna i przyjacielska. Prawie cały czas była wesoła, dlatego moje rodzeństwo ją polubiło. Z początku się przyjaźniliśmy, ale po jakimś czasie zakochaliśmy się w sobie. Baliśmy się tego sobie wyznać i to ja zrobiłem pierwszy krok i to ze sukcesem, bo zostaliśmy parą. Byliśmy ze sobą bardzo szczęśliwi. Chodziliśmy ze sobą pół roku. Niestety musiała wyprowadzić się wraz z rodzicami do Nowego Jorku. Stwierdziliśmy, że związek na odległość nie ma sensu, więc rozstaliśmy się. Po jej wyjeździe prawie codziennie się kontaktowaliśmy, ale po kilku miesiąsach przestaliśmy do siebie pisać. Tak się zakończyła nasza relacja. - skończył opowiadać.
  - Szkoda, że zerwaliście, bo nawet imiona mieliście podobne. - powiedziałam.
  - Wszyscy nam mówili, że do siebie psujemy nawet pod tym względem. - uśmiechnął się,
  - Tęskniłeś za nią, gdy wyjechała, prawda?
  - Tak, ale wraz ze straceniem kontaktu wygasało moje uczucie. To chyba nie była prawdziwa miłość, skoro tak szybko mi przeszło.
  - Więcej dziewczyn już nie miałeś?
  - Nie, Rosie była tą jedyną.
  - Nie spodziewałam się tego.
  - Dlaczego?
  - Myślałam, że taki przystojny i niezwykły chłopak miał dużo dziewczyn. - odparłam i zarumieniłam się lekko. Chciałam to ukryć, więc spojrzałam w niebo. Jest ciemno to może ich nie zauważył. Ross tylko się zaśmiał.
  - Dzięki. Dlaczego próbujesz ukryć twoje rumieńce skoro ci w nich do twarzy? - spytał, co spowodowało ich powiększenie.
  - Dziękuję. - odpowiedzałam, ale nadal na niego nie spojrzałam. Poczekałam aż one znikną.
  - Wiesz o tobie mógłbym powiedzieć to samo. Masz może swój ideał?
  - Na księca z bajki nie czekam, bo tacy nie istnieją. Nie mam wyraźnie określonego ideału. Po prostu chcę, żeby on mnie kochał, żebym czuła się przy nim jak przy nikim innym, mogła liczyć na niego w każdej sytuacji i bezwarunkowo mu ufała.
  - Myślę tak samo jak ty. - uśmiechnął się.
  - Masz jakąś dziewczynę na oku?
  - Nie, ale jak chcesz to możesz siebie zaliczyć, bo jesteś moją przyjaciółką.
  - Wiesz, miałam cię o to spytać, czy byłeś o mnie zazdrosny, gdy kłóciłeś się z Jake'iem? - spytałam, ale nie uzyskałam od razu odpowiedzi. Tak myślałam, że nie odpowie mi od razu. Dam mu chwilę czasu na przemyślenia, bo takie pytanie można dłużej rozważać. Ja pewnie też bym się dłużej zastanawiała. Jednak ja nie miałam takiej sytuacji, w której byłabym o niego zazdrosna. Może byłabym zazdrosna, gdybym poznała dziewczynę, którą lubi Ross? Chyba tak, bo wkońcu to mój przyjaciel i bałabym się, że go stracę, a na to nie pozwoliłabym.
  - Wiesz, ja sam nie wiem dlaczego zacząłem się z nim kłócić. W sumie to przecież to było wasze spotaknie, a ja nie powinienem się do tego wtrącać. To samo tak wyszło. Nie pomyślałem, gdy powiedziałem, że może ty chcesz iść ze mną, bo on się spóźnił. - odpowiedział.
  - W sumie to miałeś wtedy rację, że mogłam pomyśleć, że Jake mnie wystawił. Jednak nadal nie udzieliłeś dokładnej odpowiedzi na moje pytane, czy byłeś o mnie przez chwilę zazdrosny? - spytałam. Sama nie wiem dlaczego dalej drążyłam ten temat. Po prostu jestem tego ciekawa.
  - Nie wiem. Może trochę. - powiedział, a ja się uśmiechnęłam. - A ty dlaczego odeszłaś? Nie chciałaś wybierać z kim pójdziesz? - tym razem Ross odbił pałeczkę.
  - Nie wiedziałam, którego z was mam wybrać.
  - Teraz pomyśl. Nad kim dłużej byś się zastanawiała?
  - Nie wiem.
  - Okay, niech ci będzie, że przyjmę taką odpowiedź. - uśmiechnął się.
  - A tak w ogóle to byłeć może u mnie wczoraj w nocy? Zasnęłam, czekając na ciebie.
  - Byłem, ale właśnie ty spałaś. Nie byłaś przykryta i chciałem cię okryć, ale leżałaś na kołdrze, a nic innego nie widziałem.
  - To słodkie. - uśmiechnęłam się.
  - Po prostu nie chciałem, żebyć się przeziębiła.
  - Okay i teraz mi zimno, więc może wracajmy do pokoju?
  - Dobrze. - odpowiedział Ross i wstaliśmy z koca. Poskładaliśmy go i pobiegliśmy w kierunku balkonu, po czym weszliśmy po pergoli.
  - To już czas się pożegnać.
  - No niestety.
  - Ale jutro przyjdziesz, prawda?
  - A jak żeby inaczej? - uśmiechnął się.
  - Okay. - odparłam i przytuliśmy się na pożegnanie. W jego ramionach od razu zrobiło mi się cieplej. Jednak po chwili Ross odsunął się.
  - Pa Lau.
  - Pa Ross. - odpowiedziałam, a on zszedł po pergoli i szybko podbiegł do bramy, po czym przeszedł przez nią. Gdy był już po drugiej stronie, pomachał mi, a ja zrobiłam to samo. Jak zawsze na moich ustach widniał uśmiech. Westchnęłam, po czym weszłam do środka pokoju i zamknęłam drzwi balkonowe. Ściągnęłam bluzę i udałam się do sypialni. Położyłam się na łóżku i odwróciłam się na lewy bok. Po kilku minutach moje powieki stały się senne i zasnęłam.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam podoba się rozdział? Myślę, ze mi się udał i nawet podoba mi się. No to trochę się zadziało. Cieszycie się, że Laura nie pozwoliła się pocałować przez Jake'a? Pewnie tak. Jednak na taki rozwój wydarzej z Raurą niestety jeszcze musicie czekać. Szczerze? To nie miałam zbyt dużo weny, gdy pisałam ten rozdział. Testy próbne wyciągnęły ze mnie wszystkie chęci na cokolwiek. W sumie nie poszło mi chyba źle. Polski i historia były nawet proste. Oczywiście była rozprawka. Nie była ciężka, ale trochę trudno było znaleźć argumenty z literatury. Część przyrodnicza natomiast to była wielka strzelanka. Obym miała powyżej 60%. Matma nie była taka straszna. Spodziewałam się trudniejszej. Angielski podstawowy jeszcze jakoś mi poszedł, ale rozszerzony był trudny. Trzeba było napisać e-mail o prezencie, który się nie podoba. Sam temat nie był trudny, ale zapomniałam, jak jest prezent po angielsku, ale zastąpiłam go innym słówkiem. Teraz tylko pozostało mi czekać na wyniki. Trochę się rozpisałam, więc już kończę moją gadkę o testach. Ktoś je pisał?
Do napisania!!!

Komentujcie!!!