sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 20

"I've just come to realize the fire in your eyes for me." ~ "Muszę tylko sobie uświadomić, ogień w twoich oczach jest dla mnie." - Doctor, Doctor

~Los Angeles, 14.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Siedzę pod wierzbą i rozmyślam. Ciągle nie mogę zapomnieć tego, co się wydarzyło wczoraj. Mianowicie, że Jake chciał mnie pocałować. Czy on coś do mnie czuje? Oby nie. Boję się, że przez to coś może się pomiędzy nami zmienić, że nasza przyjaźń się rozpadnie. Nie chcę tego. Co ja mam teraz zrobić? Jake już raz do mnie dzwonił, ale ja nie odebrałam, bo nie wiem, co mam mu odpowiedzieć. Trochę obawiam się spotkania z nim. Czy on w ciągu tych dwóch tygodni mógł się już we mnie zakochać? Co jeśli on spyta mnie, czy chcę zostać jego dziewczyną? Co mam mu odpowiedzieć? Przecież nic chyba do niego nie czuję, więc taki związek nie miałby sensu. Co jeśli uraziłabym go tym, że się nie zgodziłam? Co wtedy stałoby się z naszą przyjaźnią? Jejku, jak taki niedoszły pocałunek wszystko komplikuje. Cokolwiek się wydarzy to mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku i tak jak było. Po chwili usłyszałam, że dzwoni mój telefon, więc wyciągnęłam go z kieszeni i zobaczyłam, że dzwoni Rydel. Odebrałam.
  - Hej Delly. - odezwałam się wesoło.
  - Hej Lau. Może ty i Van przyszłybyście do nas. Nudzi nam się.
  - Okay. Pewnie, że wpadniemy. O której mamy być?
  - Za jakieś pół godziny?
  - Okay, powiem to Van i napewno przyjdziemy.
  - To super. To do zobaczenia.
  - Pa Rydel. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. No to mam już zajęcie na to popołudnie. Wstałam z trawy i rozchyliłam gałązki wierzby, aby wyjść. Spojrzałam na miejce, w którym ja i Ross zawsze leżymy, a uśmiech sam wszedł mi na usta. To wychodzie w nocy to jest już nasza tradycja. Poszłam dróżką do domu i udałam się do pokoju Vanessy, uprzednio pukając. Zobaczyłam ją leżącą na brzuchu na łóżku i czytającą książkę.
  - Hej Van. - odezwałam się, a moja siostra spojrzała na mnie.
  - Hej. Po co przyszłaś? - spytała.
  - Rydel dzwoniła do mnie i spytała mnie, czy do nich przyjdziemy, a ja się zgodziłam. Idziesz, co nie?
  - Oczywiście, że tak. - odpowiedziała i włożyła zakładkę pomiędzy strony, po czym zamknęła książkę. Po okładce zorientowałam się, że czytała ,,Igrzyska śmierci". - O której mamy u nich być?
  - Za pół godziny. Idziesz tak, czy się przebierasz?
  - Nie chce mi się. Chodźmy od razu.
  - Okay. - odparłam, a Vanessa wstała z łóżka, położyła książkę na szafkę nocną, po czym razem wyszłysmy z jej pokoju i jak zawsze udałyśmy się do kuchni. Powiedziałyśmy Natalie, że wychodzimy i opuściłyśmy dom.
  - Idziemy na nogach czy jedziemy taksówką? - spytała Van.
  - Może się przejdźmy, bo i tak mamy dużo czasu.
  - Zresztą trochę ruchu nam nie zaszkodzi i nie musimy cały czas jeździć.
  - Dokładnie. - przytaknęłam.
  - I co wiesz już coś w sprawie Jake'a? - spytała, a ja westchnęłam.
  - Nie, ale on do mnie dzwonił, a ja nie odebrałam. Jednak i tak muszę się z nim spotkać.
  - Czemu to odkładasz? Przecież lepiej wiedzieć na czym się stoi niż zamęczać się myślami o tym.
  - Wiem, ale ja się boję, że on wyjawi mi swoje uczucia i to coś zmieni w naszej przyjaźni lub ją zniszczy.
  - Może wtedy wpłynęła na niego chwila, a nie uczucia? Zresztą jeśli mu na tobie zależy to nie zerwie z tobą przyjaźni.
  - Tak myślisz? - zapytałam i spojrzałam na nią.
  - Tak myślę. Zresztą masz przecież jeszcze Rossa, więc najlpeszego przyjaciela będziesz miała. - uśmiechnęła się. Już wiem na jakie tematy teraz zejdzie. Za dobrze ją znam.
  - Tak, nadal mam jego.
  - I wiesz to oczywiście jest tylko moja sugestia, ale sądzę, że z Rossem jesteś bardziej zżyta niż z Jake'iem. Nie mówię też tego dlatego, że jestem za Raurą, ale na podstawie tego, co sama widzę, a dostrzegam pomiędzy wami dużą chemię. - powiedziała i cały czas się uśmiechała.
  - Znowu zaczynasz? Zrozum wreszcie, że ja nic nie czuję do Rossa.
  - Jesteś tego stu procentowo pewna? - spytała, a ja zastanowiłam się chwilę. W sumie Van ma rację, jestem bardzo blisko z Rossem, ale nie wiem, czy coś do niego czuję. Za wcześnie jeszcze na takie sprawy. - Czyli, że nie?
  - Eee... no może na 99 procent.
  - Tak! Zawsze ten jeden mniej! - wyraźnie się ucieszyła. - To już dobra droga.
  - Oj Vanessa skończ już. - powiedziałam znudzonym głosem.
  - Okay, ale wiedz, że i tak powrócę do tego tamtu prędzej, czy później. - odparła, a ja przewróciłam oczami. Później rozmawiałyśmy już o innych rzeczach. Ogólnie o wszystkim i o niczym. Konwersacja umilała nam czas. Po jakiś 20 minutach stanęłyśmy pod domem Lynchów i Ellingtona. Nacisnęłam przycisk dzwonka. Chwilę czekałyśmy, aż drzwi otworzyły się i stanęła w nich Rydel, która jak zawsze była uśmiechnięta od ucha do ucha, co mnie wcale nie zdziwiło.
  - Cześć dziewczyny. - odezwała się wesoło.
  - Hej Delly. - odpowiedziałyśmy równocześnie.
  - Wchodźcie do środka. - otworzyła szerzej drzwi i zaprosiła nas gestem ręki, a my zrobiłyśmy to, co kazała. Ściągnęłyśmy buty i poszłyśmy do salonu, w którym siedzieli wszyscy chłopcy, ale oprócz Rossa, co mnie trochę zdziwiło. Gdzie on jest?
  - Hej chłopaki. - przywitałyśmy się.
  - Hej. - odparli, a ja i Van usiadłyśmy na kanapie.
  - Co tam u was słychać? - spytał Ellington.
  - Po staremu nic się nie zmieniło. - odpowiedziała Vanessa.
  - No u mnie trochę więcej się zadziało. - odezwałam się.
  - Co takiego się stało? - zapytała Rydel.
  - Jake chciał mnie pocałować, ale ja mu na to nie pozwoliłam i teraz mam mentlik w głowie, bo nie wiem, czy wpłynęła na niego chwila, czy uczucia. Jak myślicie, co mogło nim kierować?
  - Powiem ci tak na chłopski rozum. My faceci czasami robimy coś, czego wcześniej nie przemyśleliśmy. Później żałujemy tego, albo też nie. To zależy w jakiej sytuacji się znajdziemy. - powiedział Riker.
  - Czyli, że na Jake'a wpłynęła tylko chwila?
  - Może tak, może nie. To tylko wie on.
  - No tylko on. - westchnęłam.
  - Zresztą ja i tak sądzę, że Laura bardziej jest zżta z Rossem niż z Jake'iem. - odezwała się Vanessa, a ja spojrzałam na nią wymownie.
  - Też to potwierdzam. - powiedziała Rydel. No nie i teraz we dwie będą mi wmawiały, że ja coś czuję do Rossa? Muszę jak najszybiciej zakończyć ten temat nim za bardzo się rozwinie.
  - Znowu zaczynacie ten temat? Ja nie chcę już tego słuchać, bo i tak wiem swoje, że nie jestem zakochana w Rossie. - odpowiedziałam pewnym głosem. - A tak w ogóle to gdzie on jest? - spytałam. Może tym uda mi się zboczyć z tematu.
  - W swoim pokoju. Gdy powiedziałam mu o tym, że wy przychodzcie grał na gitarze i chyba nadal to robi. - odparła Rydel.
  - Może ktoś po niego pójdzie? - odezwał się Rocky.
  - Może na przykład Laura? - uśmiechnęła się blondynka.
  - Niech wam będzie. Pójdę po niego. - powiedziałam i wstałam z kanapy. Szczerze powiedziawszy to chcę go zobaczyć.
  - Nie musisz się spieszyć. - odezwał się Riker, gdy byłam już na schodach. Zaśmiałam się cicho i udałam się na górę. Poszłam na koniec holu, bo tam znajdował się pokój Rossa. Zapukałam do drzwi i usłyszałam proszę, więc weszłam do środka. Byłam już w jego pokoju, ale nadal ujął mnie klimat tego pomieszczenia. Dominiwało w nim dużo żółtych barw, co nadawało wnętrzu radości. Jest w nim po prostu przytulnie. Zobaczyłam, że Ross siedzi na skraju łóżka i brzdąka coś na gitarze.
  - Hej Ross. - odezwałam się, a on spojrzał na mnie, po czym się uśmiechnął. Na moje usta od razu wpłynął uśmiech. Tak właśnie on na mnie działa.
  - Hej Lau. - odpowiedział wesoło. - Siadaj obok mnie. - poklepał mijsce koło siebie. Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim.
  - Widzę, że grasz na gitarze.
  - Tak, a dokładnie pracuję nad tą nową piosenką, do której nie mam słów. Próbuję coś wymyślić, ale nadal mi nie wychodzi.
  - A zagrałbyś mi ją?
  - No pewnie. - powiedział i zaczął grać. Spodobała mi się ta melodia. Była szybka i wesoła. To z pewnością będzie hit. - I co o niej myślisz? - spytał, gdy skończył.
  - Jest wesoła. Szybko wpada w ucho. Miło się jej słucha. - odparłam.
  - Też tak o niej uważam. Dzisiaj już zaświwtały mi jakieś słowa, ale gdy już wziąłem zeszyt, żeby je zapisać, to zapomniałem ich.
  - A o czym chcesz napisać tą piosenkę?
  - O zakochaniu się.
  - To można w niej przekazać uczucia. Jak się wtedy czuje i takie tam inne.
  - Taką właśnie ją sobie wyobrażam. Co byś napisała?
  - Nie wiem, co się dokładnie czuje, gdy się zakocha, ale mogę sobie to wyobrazić. Serce bije szybciej na widok tej osoby, jest się w jej towarzystwie szczśliwym i zupełnie swobodnym, każda chwila jest bezcenna i niezwykła. Jednak nie wiem, czy tak jest naprawdę.
  - Każdy inaczej może to odbierać, ale tak jest mniej więcej.
  - Wtedy na dachu powiedziałeś mi, że możesz pouczyć mnie grać na gitarze. Mogę spróbować?
  - No pewnie. - uśmiechnął się. Podał mi imstrument, a ja chwyciłam go.
  - To co teraz?
  - Na początek pokażę ci najprostszy akord. Połóż trzeci palec na czwartej strunie na drugim progu, czyli nad tą drugą kreską. - powiedział, a ja zrobiłam to. - A teraz drugi palec na piątej strunie na tym samym progu. Dociśnij te struny. To jest akord e-moll.
  - Aha, trochę bolą mnie palce.
  - Na początku tak jest, ale później już się do tego przyzwyczajają.
  - To teraz chcę zagrać.
  - Najprostsze bicie jest na dwa, czyli dwa razy w dół i raz do góry i tak czały czas. Spróbuj. Pamiętaj, że musisz naciskać struny, bo wtedy dźwięk nie będzie dobrze brzmiał.
  - Okay. - przytaknęłam. Niepewnie sunęłam dłonią po strunach, a dźwięk był nieczysty. Wiedziałam, że gra na gitarze jest trudna. Tak ,,grałam" jakieś dwie minuty. Palce mnie bolały.
  - Dobra puść na chwilę. - odparł Ross, a ja zrobiłam to i rozmasowałam obolałe paliczki. - Rozluźnij prawą rękę. Niech ona płynnie porusza się po strunach.
  - To jest trudne.
  - Na początku tak, ale później już nie. Gra na gitarze nie jest jakoś bardzo trudna, bo wystarczy nauczyć się odpowiednio chwytać akordy i znać je oraz orientować się, jakie jest bicie, a reszta sama wychodzi.
  - Dla ciebie to jest banalne, bo grasz już od wielu lat.
  - Wiem, ale przecież też kiedyś zaczynałem. To co dalej próbujesz?
  - A co mi tam.
  - To złap jeszcze raz ten sam akord. - powiedział, a ja wykonałam to. Znowu niepewnie grałam. - Przestań na chwilę. Pomogę cię się wyluzować. - odparł i objął mnie, po czym złapał mnie za zewnętrzną część dłoni, a przez moje ciało przeszły dziwne dreszcze. Nie wiem, co one oznaczają. - Okay, a teraz dół, dół i góra. - mówił i kierował moją ręką. Dzięki temu dźwięk był głośniejszy i nawet czystszy. Teraz przyjemniej mi się grało. Później Ross pokazał mi akord A-dur, który był trochę trudniejszy, bo musiałam złapać aż trzy struny i to na tym samym progu, ale dzięki pomocy Rossa udało mi się. W końcu Ross stwierdził, że już dobrze sobie radzę i sama grałam. Jednak nie było mi już tak przyjemnie tak jak wtedy, gdy trzymał mnie za rękę i obejmował od tyłu. Po chwili usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS'a i poczułam wibracje na udzie. Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam, że dostałam wiadomość od Jake'a. Westchnęłam i odczytałam treść: ,,Dlaczego się do mnie nie odzywasz Lau? Obraziłaś się na mnie? Proszę zadzwonoń do mnie. Jake". I co ja mam teraz zrobić? Boję się do niego zadzwonić. Chociaż wtedy nie będę go widziała i będzie to mniej stresujące. Później się z nim skontaktuję. Na razie nie jestem na to gotowa.
  - Coś się stało Lau? Trochę posmutniałaś. - powiedział Ross, a ja na niego spojrzałam.
  - Jake do mnie napisał. - odparłam i  westchnęłam. - Jak chcesz to przeczytaj. - odwróciłam telefon w jego kierunku. 
  - Nadal nie odezwałaś się do niego po tym, jak chciał cię pocałować? Dlaczego?
  - Boję się, że on wyzna mi uczucia. Byłoby to dobre, gdybym coś do niego czuła, ale tak nie jest. Obawiam się, że przez to zniszczy się nasza przyjaźń. Co mam zrobić Ross? - spytałam, spoglądając mu w oczy.
  - Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać, bo inaczej nie dowiesz się prawdy. Lepiej zrób to dzisiaj i nie będą cię dręczyły wątpliwości.
  - Masz rację. Muszę się wziąźć w garść i się z nim spotkać. - powiedziałam pewnym głosem.
  - Jak byś zareagowała, gdyby wyznał ci uczucia?
  - Pewnie by mnie to zszokowało i nie wiedziałabym, co mam powiedzieć. Jednak pewnie zaakceptowałabym to, bo nie chcę rozpadu naszej przyjaźni.
  - Czyli, że nic do niego nie czujesz? - spytał i przez sekundę spojrzał mi w oczy.
  - Nie wiem, ale raczej nie. Jak do tego dojść?
  - Myślę, że powinnaś się wysłuchać w głos twojego serca, bo ono wie najlepiej.
  - Dziękuję za radę. Kiedyś pewnie mi się przyda. - uśmiechnęłam się. - Ale tak szczerze to chciałabym się zakochać. Chodzić z głową w chmurach i myśleć tylko o swoim chłopaku. Chcę poczuć to uczucie. Wiedzieć, jak to naprawdę jest.
  - Masz kogoś na oku?
  - Jak na razie to za najlepszych męskich przyjaciół traktuję ciebie i Jake'a. - uśmiechnęłam się. - A ty?
  - Co ja?
  - No, czy ty zainteresowałeś się jakąś dziewczyną?
  - Oprócz ciebie to nie mam innej przyjaciółki. - uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam gest.
  - Wiesz, cieszę się, że jesteś moim przyjacielem. - powiedziałam to patrząc mu w oczy.
  - Ja też. - odparł i przez parę sekund nie spuszczaliśmy z siebie wzroku, ale jak zawsze zakończył to Ross. Szczerze? To już się do tego przyzwyczaiłam. Po chwili usłyszałam, że ktoś otworzył drzwi do pokoju Rossa. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam Rydel.
  - Część gołąbeczki wy moje.  Może skończycie już gruchać i pójdziecie z nami na pizzę? - spytała, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.
  - Okay. - ja i Ross odpowiedzieliśmy równocześnie.
  - No to chodźcie. - odparła. Ross wstał z łóżka i odłożył gitarę pod ścianą. We trójkę wyszliśmy z pokoju blondyna i zeszliśmy na dół do salonu.
  - Nasza zakochana para do nas dołącza? - zaśmiała się Vanessa. Ja tylko przewróciłam oczami.
  - Tak, też z wami idziemy. - powiedział Ross.
  - Wiecie, jak chcecie to możecie zostać i coś razem porobić. - odezwał się Riker. Spojrzałam kątem oka na Rossa.
  - Nie dzięki. Pójdziemy z wami. - odparłam.
  - Dobra chodźmy już, bo możcie tak ciągnąć w nieskończoność. Jestem głodny. - odezwał się Rocky.
  - Okay. - odpowiedzieliśmy i wyszliśmy z domu.
  - Laura chodź tu do nas. - powiedziała Rydel, która razem z Vanessą szły z tyłu trochę dalej od chłopaków.
  - Co chcecie? - spytałam i zatrzymałam się, aby się z nimi zrównać, po czym ruszyłam ich tempem.
  - Co ty i Ross robiliście? - spytała Van.
  - Serio? Znowu musicie zaczynać ten temat?
  - Oj tam. - blondynka machnęła ręką. - No, ale powiedz.
  - Ross uczył mnie grać na gitarze. Nie słyszałyście?
  - No może trochę słyszałam twoje rzępolenie. - zaśmiała się moja siostra.
  - Lepiej nie umiem.
  - Wiesz, nawet nie było tak źle. Ja nie umiem grać na gitarze jak chłopaki.
  - No, ale coś umiesz, co nie?
  - No tak. - przytaknęła blondynka.
  - I nic więcej nie robiliście oprócz grania? - spytała Vanessa.
  - Nic, co was by ucieszyło. - uśmiechnęłam się.
  - Szkoda, ale i tak to było słodkie, że Ross uczył cię grać. - powiedziała Rydel.
  - Oj dziewczyny, wy to tylko chciałybyście mnie z nim zeswatać. - zaśmiałam się. - Ale nic nie zrobicie na siłę, bo to od nas zależy, czy się w sobie zakochamy.
  - No tak, ale my chcemy Raurę, później zaręczyny, ślub i Raurzątka. - odpowiedziała Vanessa i we trzy się zaśmiałyśmy.
  - Czyli, że we mi już planujecie przyszłość z Rossem?
  - No, a jakżeby inaczej? - uśmiechnęła się Rydel.
  - Dziewczyny, z czego się śmiejecie beze mnie? - spytał Rocky.
  - Z niczego ważnego. - odpowiedziałam. Przyspieszyłyśmy i zrównałyśmy się z chłopakami. Po 5 minutach doszliśmy do pizzerii. Niestety nie mogliśmy być wszyscy przy jednym stoliku, więc wybraliśmy dwa najbliżej siebie.
  - Okay to, jak się dzielimy? - spytał Riker.
  - Może ja i dziewczyny razem, ty i Ross i Rocky z Ell'em. - odpowiedziała Rydel. Wszyscy przystali na tą propopozycję. Ustaliłyśmy, że my weźmiemy hawajską. Gdy przyszedł kelner złożyliśmy mu swoje zamówienia i czekaliśmy na pizzę.
  - A co robimy, gdy zjemy? - spytał Rocky.
  - Może pójdziemy do wesołego miasteczka? - zaproponował Ellington.
  - Ja nie mam dziś przy sobie za dużo pieniędzy, a wy nie będziecie mi fundować pobytu w wesołym miasteczku. - powiedziałam.
  - To dla nas nie byłoby dla nas problem.  - odezwał się Ross.
  - Nie chcę was obarczać.
  - Popieram Laurę. Ja też nie wzięłam dziś dużo pieniędzy. Może wybierzemy się tam kiedy indziej? - spytała Vanessa.
  - Okay, niech wam będzie. - odpowiedział Rocky.
  - To może pójdziemy z powrotem do nas? - odezwał się Riker.
  - Tak będzie najlepiej. - odparła Rydel. Oczekiwanie na zamówienia upłynęło nam na rozmowie i w końcu po 20 minutach na naszych stołach leżały ciepłe pizzy.
  - To smacznego wszystkim. - powiedział Ellington.
  - Wzajemnie. - odparliśmy wspólnie i każdy zajął się jedzeniem. Pizza była przepyszna. Dawno nie jadłam takiej dobrej. Gdy talerze pozostały już puste, zrobiliśmy zrzutę i zapłaciliśmy kelnerowi. Wyszliśmy z lokalu i poszliśmy z powrotem do domu Lynchów. Siedzieliśmy na kanapach i rozmawialiśmy na różne tematy. Po pewnym czasie poczułam wibracje na udzie i usłyszałam dźwięk SMS'a. Już się domyślam od kogo on jest.
  - Przepraszam. - powiedziałam i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Tak, jak myślałam dostałam wiadomość od Jake'a. Dotkęłam kopertę na ekranie i odczytałam treść: ,,Spotkamy się, Lau? Chcę ci to wytłumaczyć. Proszę cię.". Zobaczyłam, że jest już po czwartej, czyli Jacob kończy pracę. Westchnęłam. No trudno muszę się wziąźć w garść i się z nim spotkać.
  - Coś się stało Lau? - spytała Rydel. Spojrzałam na Rossa i jego wzrok mówił, że wie, o co chodzi.
  - Nic takiego. Jakie chce się ze mną spotkać. - odpowiedziałam.
  - Zrób to, a zobaczysz, że poczujesz się lepiej. - odezwał się Ross.
  - Pewnie tak. Jake teraz kończy pracę i może do mnie przyjdzie, więc powinnam się już zbierać.
  - Ja też już pójdę. - powiedziała Van. Wszyscy wystaliśmy i przytuliliśmy się na pożegnanie. Specjalnie Rossa zostawiłam na koniec.
  - Przyjdziesz dziś do mnie? - szepnęłam, gdy znalazłam się w jego ramionach.
  - Tak, bo pewnie będziesz chciała się wygadać o Jake'u. - powiedział i odsunęliśmy się od siebie trochę.
  - Jak ty mnie dobrze znasz. - uśmiechnęłam się do niego.
  - To fakt. - odwzajemnił mój gest.
  - Idziesz Lau? Z Rossem pewnie zobaczysz się jeszcze dzisiaj w nocy. - odezwała się Vanessa, a my się od siebie oddaliliśmy.
  - Okay, już idę. - odparłam.
  - Nie będziecie szły na nogach. Zwiozę was. - powiedział Riker, a my się zgodziłyśmy.
  - To pa wszystkim. - pożegnałyśmy się.
  - Pa dziewczyny. - odparli, a my we trójkę wyszliśmy z domu. Riker wyciągnął samochód z garażu, po czym wsiadłyśmy do niego. Oczywiście Vanessa siedziała z przodu, co mi nie przeszkadzało. Po chwili odjechaliśmy. Wzięłam mój telefon i wybrałam numer do Jake'a. ,,Dobrze spotkajmy się u mnie o 16:30." - napisałam do niego, po czym wysłałam wiadomość. Spojrzałam w okno. Jak będzie wyglądała nasza rozmowa? Przebiegnie szybko, łatwo i przyjemnie, czy może będziemy spięci i poddenerwowani? Ja z pewnością nie będę wyluzowana. Już na samą myśl o niej zaczynam się trochę bać. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i nadal będziemy przyjaciółmi i nic się nie zmieni. Będzie dobrze. Muszę się zrelaksować i przestać o tym myśleć. Spojrzałam na Vanessę i Rikera. Byli pochłonięci w żywej rozmowie, więc nie będę im przeszkadzać. Pewnie, gdyby jechał Ross to byłoby na odwrót. Jednak na chwilę obecną potrzebuje trochę spokoju. Ponownie skierowałam swój wzrok za okno. Znak, wieżowec, kobieta z dzieckiem w wózku, mężczyzna rozmawiający przez telefon, samochody. Patrzę na to wszystko, aby przestać myśleć o spotkaniu z Jake'iem, ale za bardzo mi to nie wychodzi. Będzie dobrze. On przecież chyba nie wyzna mi uczuć. Wszystko będzie po staremu. Wieżowiec, przystnek, dziecko z lodem, trzy dziewczyny. Po pewnym czasie zauważyłam, że dojeżdżamy do naszego domu. Moje serce przyspieszyło trochę. Z nerwów włączyłam telefon, żeby zobaczyć godzinę. 16:28. Czyli już za parę minut dowiem się prawdy. Dlaczego ja to tak dramatyzuje? Przecież nic się takiego nie wydarzyło. Nie doszło do tego pocałunku. No, ale tylko dzięki mnie. Dlaczego Jake chciał to zrobić? Przyjaciele przecież się nie całują. Laura nie myśl już o tym! Będzie dobrze! Ogranij się już! Po chwili stanęliśmy pod bramą.
  - No to do zobaczenia Riker. - powiedziała Vanessa, która cały czas się uśmiechała.
  - Pa. - odezwałam się.
  - Cześć dziewczyny. - odparł blondyn, po czym wysiadłyśmy z samochodu, a on odjechał. Otworzyłam drzwiczki bramy.
  - Czemu się nie odzywałaś? - spytała Van.
  - Boję się tego spotkania z Jake'iem. - westchnęłam.
  - Nie martw się. Będzie dobrze. Za bardzo to przeżywasz. - powiedziała troskliwym głosem.
  - Masz rację. - odparłam i weszłyśmy do domu. Udałyśmy się do kuchni, pokazałyśmy się Natalie i poszłyśmy na górę do swoich pokoi. Gdy tylko się w nim znalazłam, padłam na łóżko. Leżałam, wpatrując się w sufit, jakby był to ósmy cud świata. Nie myślałam o niczym. Mój umysł był pusty. Ta cisza działała na mnie uspokojająco. Jednak nie dane było mi się nią zbyt długo cieszyć, bo po jakiś paru minutach usłyszałam dzwonek do głównych drzwi. Od razu poderwałam się z łóżka. To napewno Jake. Zaczęłam chodzć nerwowo po pokoju, a w mojej głowie nadal panowała pustka. Gdy do moich uszu dobiegło pukanie do moich drzwi, zamarłam tyłem do wejścia.
  - Proszę. - powiedziałam i nie odwróciłam się. Słyszałam tylko, jak drzwi się zamykają oraz kroki, które zmierzały w moją stronę. Po chwili naprzeciwko mnie stanął Jacob. Spuściłam głowę, bo bałam się spojrzeć mu w oczy. Panowała pomiędzy nami niezręczna cisza, która nie zdaża nam się zbyt często. Przedtem ona uspokajała mnie, a teraz powoduje jeszcze większy przypływ poddenerwowania. Po jakimś czasie usłyszałam, że Jake wzdycha ciężko. Coś mi się wydaje, że za chwilę zacznie coś mówić. Odczekałam może dwie, czy trzy sekundy i dalej nic.
  - Lau? Spójrz na mnie. - szepnął. Teraz jego cichy głos zadzwonił mi w uszach. Chciałam posłuchać mojego rozumu, ale on nie dawał żadnych znaków życia. Po chwili poczułam jego dotyk na moim podbródku. Lekko unosił moją głowę do góry aż w końcu była na wystarczającej wyskości, abym mogła widzieć jego oczy. Mimo tego nadal uciekałam wzrokiem. To w prawo, to w lewo.
  - Laura proszę spójrz na mnie. - powiedział miękkim tonem. Zaryzykowałam i skierowałam swój wzrok na jego oczy, które wyrażały strach i niepewność.
  - Przepraszam cię, jeśli cię uraziłem. To samo jakoś tak wyszło. Po prostu patrząc w twoje oczy chciałem cię pocałować. To pragnienie było tak silne, że nie umiałem się przed tym powstrzymać. Proszę cię nie obrażaj się na mnie. Wybacz mi. - mówił to cały czas nie spuszczając ze mnie wzroku. Widziałam w jego oczach szczerość. A co wyrażają moje? Co ja mam mu teraz odpowiedzieć. Ta sytuacja jest dla mnie bardzo krępująca. Dobra Laura weź się w garść i w końcu mu coś odpowiedz!
  - Jake ja... - zacięłam się.
  - Tak?
  - Ja przyjmuję twoje przeprosiny. Nie obraziłam się na ciebie. Po prostu nie wiedziałam, jak mam na to zareagować, ani co mam o tym myśleć. - wypowiedziałam te zdania z odrobiną trudności. - Teraz powiedz mi, ale szczerze, czy ty coś do mnie czujesz? - spytałam, a jego widocznie zaskoczyło moje pytanie, bo nie udzielił od razu na nie odpowiedzi. Znowu zapadał niezręczna cisza. Czekałam i nie spuszczałam z niego wzroku. Widziałam, że toczy wewnętrzną walkę i rozmyśla. Sama w takiej sytuacji nie wiedziałabym, co mam powiedzieć. W końcu zauważyłam gotowość w jego oczach.
  - Lau, ja sam tego nie wiem. Nie potrafię do tego dojść. Jednak powiem ci tak. Zależy mi na tobie i jesteś dla mnie ważna. Może z upływem czasu będę znał odpowiedź na twoje pytanie, ale na tą chwilę nie. - odpowiedział. Jednak coś mi się wydaje, że nie było to do końca prawdą. Chociaż chyba jak na razie wolę jej nie poznawać. Jak na razie to wystarczy mi tych emocji.
  - To oznacza, że nic się pomiędzy nami nie zmieniło? Nadal jesteśmy przyjaciółmi? - spytałam, a on się uśmiechnął do mnie.
  - Oczywiście, że tak. Nie chcę stracić najlepszej przyjaciółki. - odparł, a ja odwzajemniłam jego gest. - To może przytulas na zgodę? - rozłożył swoje ramiona, a ja zarzuciłam ręce na jego szyję, a Jake objął mnie w pasie. Od razu mój humor się poparawił. Po chwili odsunęliśmy się od siebie i usiedliśmy na kanapie.
  - Dlaczego się do mnie nie odzywałaś?
  - Bałam się tego spotkania, że ty coś do mnie czujesz i może to zniszczyć naszą przyjaźń. Nie wiem, czy bym się zgodziła, żeby z tobą porozmawiać, gdyby nie moi przyjaciele i siostra. Dodali mi otuchy.
  - To dobrze, ale nawet, gdybyś się nie zgodziła spotkać to i tak bym do ciebe przyszedł.
  - Tak, pewnie tak.
  - Ale naprawdę stałoby się coś złego, gdybym cię wtedy pocałował? - spytał niepewnie.
  - Pewnie bałabym się, że to zniszczy naszą przyjaźń, bo przecież ja nic do ciebie nie czuję.
  - Nie pozwoliłbym na to, bo nie chcę cię stracić. - uśmiechnął się.
  - Tak, też tago nie chcę.
  - Mogę zadać ci jedno pytanie? Mam nadzieję, że się przez to na mnie nie obrazisz.
  - Pytaj.
  - Z kim bardziej czujesz się związana ze mną, czy z tym Rossem? - spytał niepewnie. Zaskoczył mnie tym. Co ja mam mu odpowiedzieć. Tak od razu nie dojadę do tego. Musiałabym to przemyśleć, ale Jake widocznie czeka na moją odpowiedź. Po co mu to potrzebne?
  - Wiesz, wy się od siebie różnicie. W tobie i Rossie lubię coś innego. Oboje jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi.
  - Powiedz szczerze. - odparł.
  - Ja nie potrafię pomiędzy wami wybrać. Z każdym z osobna jestem inaczej związana. Tak, jak mówiłam różnicie się od siebie.
  - Jak na przykład?
  - Macie inne charaktery. Ty jesteś bardziej poważny, ale również uprzejmy i miły. Natomiast z Rossem mogę porozmawiać na każdy temat. Zawsze mnie zrozumie, ale ty też. Ross jest taki uczuciowy, ale też, gdy dłużej patrzymy sobie w oczy to odwraca wzrok. Wy oboje po prostu jesteście inni i każdego lubię na swój sposób. - mówiłam to patrząc mu w oczy, w których zauważyłam trochę smutku. Spuściłam z niego wzrok.
  - Aha. Teraz już wiem, jak mnie postrzegasz.
  - Chyba się nie obraziłeś na mnie za to?
  - Nie, czemu mam się obrażać? Zmieńmy już temat.
  - Okay. - odparłam. Przez parę godzin byliśmy pochłonięci na rozmowie. Jak zawsze czas leciał mi bardzo szybko i przyjemnie. Wcześniejsza krępacja minęła.
  - Chyba muszę się już zbierać. - powiedział Jake.
  - Tak, jak zawsze się zagadaliśmy.
  - To chodźmy. - odparł, po czym wstaliśmy z kanapy. Zeszliśmy na dół i wyszliśmy przed dom. Przytuliliśmy się na pożegnanie. Znowu nastąpiła podobna sytuacja, co wczoraj. Oby nie taka sama. Chwilę trwaliśmy w uścisku, po czym odsunęliśmy się od siebie. Ja od razu robiłam mały krok do tyłu. Tak na wszelki wypadek wolę być dalej od niego.
  - To pa Jake. - odezwałam się.
  - Pa Lau. - odpowiedział i ruszył przed siebie. Gdy zamykał bramę uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemiłam jego gest. Weszłam do domu i udałam się do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
  - Proszę. - odezwałam się, a do pokoju weszła Vannessa.
  - Hej Lau. - uśmiechnęła się.
  - Hej. - odpowiedziałam.
  - Jak tam minęło ci spotkanie z Jake'iem? Chyba nie było źle skoro tak długo u ciebie był.
  - Na początku bałam się na niego spojrzeć i panowała pomiędzy nami cisza, ale w końcu Jake powiedział, że to tak samo wyszło i że nie mógł się powstrzymać. Przeprosił mnie, a ja wybaczyłam mu. Później spytał mnie z kim bardziej czuję się związana z nim, czy z Rossem.
  - Powiedziałaś, że z Rossem? - przerwała mi.
  - Nie wybrałam żadnego. Powiedziałam, że się od siebie różnią i każdego lubię na swój sposób.
  - Wtedy pewnie nie chciałaś urazić Jake'a, więc teraz powiedz mi prawdę.
  - Taka jest prawda.
  - Oj Laura, dlaczego ty się boisz przyznać do swoich uczuć? Nie chodzi mi już nawet o to z kim chciałabym, żebyś była. Poprostu okłamujesz sama siebie. Wyłącz swój umysł i wsłuchaj się w głos swojego serca, a zobaczysz, że Ross nie jest ci obojętny. Pomyśl nad tym. - odpowiedziała Van, po czym wstała z łóżka i wyszła z mojego pokoju. Opadłam plecami na materac. Może ona ma rację? Może tylko sobie wmawiam, że nic nie czuję do Rossa? Ale ja nie wiem, jak mam do takich wnioków dojść. Jak wyłączyć umysł i wsłuchać się tylko w serce? Dlaczego to musi być takie skomplikowane? Sama nie wiem, co mam o tym wszystim myśleć. Z jednej strony Jake, który staje się coraz bardziej odważny i chce mnie pocałować, a z drugiej Ross, który ciągle, gdy dłużej patrzymy sobie w oczy to zaraz ucieka wzrokiem. Przyjaźnienie się z dwoma przystojnymi chłopakami naraz nie jest łatwe. Skoro już tak się stało to teraz muszę sobie radzić. Wiem, że kiedyś będę musiała wybrać jednego z nich, bo raczej za długo to nie utrzymam z nim relacji czysto przyjacielskiej. Tylko pytanie, którego wybrać? To będzie bardzo trudne i ciężkie, bo przecież jednego mogę tym zranić, co będzie nie tylko jego bolało, ale również mnie. Jednak, jak na razie to nie chcę niczego zmieniać i dalej z nimi żyć w przyjaźni. W kim się zakocham przecież samo się okaże prędzej, czy później. Na tą chwilę nie umiem pomiędzy nimi wybrać. Tak, jak już mówiłam Jake'owi oboje się od siebie różnią i każdego lubię na swój sposób. Jake jest bardziej poważny, ale również miły i uprzejmy. Jest szczery i potrafi mnie o wszystko zapytać. Jednak lubię z nim rozmawiać. Dużo o sobie opowiada. Natomiast Ross rzadko porusza sprawy swojej przeszłości. Wiem, że coś się wydarzyło, ale skoro nie chce mi tego powiedzieć to nie będę naciskać. Ross już pierwszym naszym spotkaniem mnie zaskoczył, bo wszedł do pokoju przez balkon. Bardzo lubię mu się zwierzać, bo on zawsze mnie wysłucha i da jakąś radę. Szczerze? To nie wyobrażam sobie, żeby ich przy mnie było. Zobaczymy, co jeszcze przyniesie mi los.
                                                                  ~*~
                                                             ★Ross★

Jest już po dziesiątej i jestem właśnie przed bramą domu Laury. Szybko i zwinnie pokonałem ogrodzenie, po czym pobiegłem pod balokon. Mimo, że pokonuję tą trasę codziennie, to nadal sprawdzam, czy nikogo nie ma. Czujność zawsze musi być. Wszedłem po pergoli i znalazłem się na balkonie. Jak zawsze w pokoju Laury paliło się światło, a drzwi były lekko uchylone. Zauważyłem, że brunetka siedzi przy biurku i zapewne rysuje, co mnie nie zdziwi. Wiem, że na mnie czeka i wymyśla zajęcia, aby się nie nudzić. Zorientowałem się, że się uśmiecham. Uśmiech zawsze wkrada mi się na twarz, gdy ją widzę. To dzieje się tak samo z siebie i ja już nawet tego nie kontroluje. Uchyliłem lekko drzwi, po czym wszedłem do środka jej pokoju.
  - Hej Lau. - odezwałem się, a ona spojrzała na mnie z uśmiechem na ustach.
  - Hej Ross. - odpowiedziała, a ja podszedłem do niej. Na jej biurku prawie gotowy obraz czerwonej róży namalowanej farbami.
  - Widzę, że malujesz. - wskazałem na jej pracę.
  - Tak, tym razem postanowiłam namalować różę.
  - Pięknie ci wyszła. - uśmiechnąłem się do niej.
  - Dziękuję. - odwzajemniła mój gest.
  - Umiesz rysować coś innego poza końmi i kwiatami? Na przykład ludzi?
  - Raz próbowałam narysować portret Vanessy, ale mi nie wyszedł.
  - A mnie byś potrafiła namalować? - spytałem. Skąd do głowy przyszło mi takie pytanie?
  - Nie wiem, czy oddałabym na kartce prawdziwego ciebie.
  - Dasz radę. Jestem ciekawy, jak by ci to wyszło.
  - Chcesz, żebym cię namalowała?
  - A co mi szkodzi. - uśmiechnąłem się.
  - Okay, czemu nie. Zawsze mogę spróbować, ale jak mi nie wyjdzie to ci go nie pokażę.
  - To ja ocenię, czy mi się podoba.
  - Ty i tak powiesz, że jest ładny. Teraz mi się nie chce, więc mogę zrobić ci zdjęcie?
  - No pewnie. - odpowiedziałem, po czym uśmiechnąłem się do telefonu.
  - Okay i już. Ładnie wyszedłeś.
  - Pokaż. - odparłem, a ona pokazała mi moje zdjęcie. Nie wyszedłem źle. Jest dobrze. Ale, co mi odbiło, żeby Laura mnie rysowała? Zaczynam coraz bardziej nie kontrolować tego, co mówię, co mi się za bardzo nie podoba. Może to doprowadzić do tego stopnia, że będę chciał ją pocałować, co nie wchodzi w rachubę.
  - Nie jest złe. - powiedziałem. - A umiesz narysować swój autoportret?
  - A co chciałbyś mój rysunek?
  - Czemu nie.
  - Mogę sprówać, bo i tak rano nie mam, co robić, więc będę miała zajęcie. - uśmichnęła się.
  - Napewno ci wyjdą, bo masz wielki talent.
  - Dzięki. Może pójdziemy tak, jak zwasze koło wierzby?
  - Okay, tak myślałem, że o to spytasz. - zaśmiałem się.
  - Nawet już od razu cieplej się ubrałam.
  - To chodźmy. - odparłem, a Laura wzięła koc, po czym wyszliśmy na balkon. Jak zawsze pierwszy zszedłem po pergoli, żeby w razie, czego ją asekurować. Jadnak Laura już coraz szybciej i zwinniej schodziła. W sumie robimy to codziennie, więc się nauczyła. Szybko pobiegliśmy koło wierzby, po czym rozłożyliśmy koc i położyliśmy się na nim. Nad nami rozciągało się rozgwieżdżone niebo. Moją uwagę przyciągnęły nasze gwiazdy. Zawsze na nie patrzę. Laura nadała im nazwę Together Forever, co w sumie się zgadza, bo one zawsze będą razem. Jednak, co innego to my. Do dnia, w którym będę musiał oddać Lau Romwellom, zostało już 17 dni. Dla niektórych może to aż dwa tygodnie, ale dla mnie to tylko dwa tygodnie. Nie mogę przyjąć do wiadomości, że mogę ją stracić. Na samą myśl o tym moje serce przeszywa ból. Już teraz tak się czuję, a co będzie w ten okropny dzień? Pewnie nie będę mógł spać w nocy od wyrzutów sumienia. Może uda mi się jakoś zmianieć to zadanie? Jasne, powodzenia. Oni za bardzo się na to napalili, żeby teraz nagle odpuścić. Spojrzałem kątem oka na Laurę. Tak samo jak ja była wpatrzona w gwiazdy i zamyślona. Z tym takim półprzytomnym spojrzeniem jej do twarzy. Ona zawsze jest w swoim świecie myśli. Chyba jeszcze nigdy podczas naszych spotkań, ani na chwilę się nie zamyśliła. Zresztą ja też mam podobnie. Po prostu myśli same przychodzą, gdy tak się leży i patrzy na gwiazdy.
  - O zobacz spadająca gwiazda! Pomyśl życzenie! - odezwała się nagle i wskazała na gwiazdę. Spojrzałem na nią. ,,Żeby Laura wyszła cało od Romwellów." - powiedziałem  w myślach. Ciekawe, czy się spełni? Mam nadzieję, że tak.
  - Co sobie pomyślałaś? - spytałem.
  - Nie powiem, bo wtedy się nie spełni. A ty?
  - Też ci tego nie zdradzę.
  - Moje jest nawet łatwe do spełnienia.
  - A moje sam nie wiem. - odpowiedziałem. - A tak w ogóle, jak ci poszło spotkanie z Jake'iem?
  - Jak widać nie było źle. Chociaż na początku bałam się na niego spojrzeć i przez chwilę nie odzywaliśmy się do siebie. W końcu Jake powiedział, że to samo tak wyszło i że, gdy patrzył mi w oczy to chciał mnie pocałować i nie mógł się powstrzymać. Przeprosił mnie, a ja wybaczyłam mu.
  - A pytałaś go, czy on coś do ciebie czuje?
  - Tak i powiedział, że jak na razie to tego nie wie oraz, że jestem dla niego ważna i zależy mu na mnie. Jak mam to ocenić?
  - Wiesz, myślę, że on może coś do ciebie czuć skoro ci to wyznał.
  - Ale przyjaciel chyba może tak powiedzić? Ty tak o mnie nie uważasz? - spytała i spojrzała mi w oczy.
  - Dla mnie też jesteś ważna, bo przecież jesteś moją przjaciółką. - odpowiedziałem, nie odrywając od niej wzroku.
  - Cieszę się. Ja o tobie myślę to samo. - uśmiechnęła się. Widziałem, że mówi prawdę, bo ona biła od jej oczu. Chyba już za długo nie odrywamy do siebie wzroku. Trzeba to zakończyć. Odwróciłem głowę.
  - Wiesz, Jake spytał mnie z kim czuję się bardziej związana z nim, czy z tobą. - odparła, a ja spojrzałem na nią.
  - Co mu odpowiedziałaś? - spytałem, bo szczerze powiedziawszy to mnie to ciekawiło.
  - Że oboje się od siebie różnicie i każdego z was lubię na swój sposób. Nie potrafię wybrać jednego z was, ale pewnie kiedyś będę musiała.
  - Pewnie tak, czyli wtedy z jednym z nas zerwiesz kontakt?
  - No może nie dokońca, ale pewnie bardzo rzadko będzemy się spotykać.
  - Aha. - odparłem i trochę posmutniałem.
  - Ale nie smuć się. Jak na razie to nie wyobrażam sobie życia bez was obu. - uśmiechnęła się do mnie.
  - Teraz Jake skoro chciał cię pocałować to może się to powtórzyć. Co jeśli w tym miesiącu będziecie razem? Co wtedy zrobisz ze mną? - spytałem niepewnie. Nie uzyskałem od razu odpowiedzi. Przecież jeśli Laura zerwie ze mną kontakt to, jak wykonam to zadanie? Jednak, czy tylko o to zadanie mi chodzi? Teraz przecież przychodzę do niej tylko i wyłącznie z mojej chęci. Już nawet nie myślę, że wyknuję polecenie od Romwellów. Chociaż wtedy mniej bym cierpiał, gdybym ją stracił przez Jake'a niż przez nich i trochę przeze mnie. Jednak, gdy nie przyprowadzę jej im to oni z pewnością mnie zabiją. Nawet jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to co się stanie z Laurą po tym, jak ją oddam Johnowi i Joshowi? To pytanie najbardziej mnie nurtuje. Ja nie chcę być małą przyczyną jej śmierci. Nie pogodziłbym się z tym. Zostały mi tylko te cholerne dwa tygodnie. Co się wydarzy w ciągu nich? Tego już nie wiem, ale mam nadzieję, że Laura przez ten czas będzie moją przyjaciółką.
  - Ja nie wiem, ale chyba nie potrafiłabym od tak zerwać z tobą kontaktu. Za bardzo cię lubię i jesteś dla mnie ważny, żebym to zrobiła. - odezwała się Laura.
  - Ale to pewnie nie podobałoby się Jake'owi.
  - Pewnie tak. Jednak ja nie chcę cię stracić.
  - Ja też nie chcę. - powiedziałem. Była to szczera prawda. Mi też za bardzo zależy na Laurze, żeby ją stracić. Jeśli wyjdzie cało od Romwellów to będę najszczęśliwszy. Wtedy powiem jej o tym wszystkim. Jednak, co się po tym wydarzy to już będzie miało małe znaczenie, bo ważniejsze dla mnie będzie to, że Lau żyje. Po chwili usłyszałem, że Laura ziewnęła.
  - Komuś chce się spać, co? - uśmiechnąłem się do niej.
  - No może trochę.
  - Chodźmy już do twojego pokoju, bo jeszcze mi tu zaśniesz, a łatwo by mi nie było wnieść cię na górę.
  - No fakt, to chodźmy. - odpowiedziała i wstaliśmy z koca. Wzięlięmy go, po czym przebiegliśmy pod dom. Szybko weszliśmy po pregoli i znaleźliśmy się na balkonie.
  - To pa Ross.
  - Pa Lau. - powiedziałem i przytuliliśmy się na pożegnanie. Zawsze podczas tego uśmiech sam wkrada mi się na twarz. Tak po prostu działa na mnie jej obecność. Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Podszedłem koło barierki, po czym przeszedłem przez nią i zszedłem po pergoli. Szybko przebiegłem do bramy. Jak zawsze odwróciłem się w stronę jej domu i pomachałem Laurze, a ona robiła to samo. Później weszła do pokoju. Przedostałem się przez ogordzenie i szedłem w kierunku mojego domu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Podoba wam się rozdział? Według mnie początek jest nudny, ale końcówka już jest ciekawsza i fajniejsza. Relacje Raury zaczynją się coraz bardziej pogłębiać, co pewnie was cieszy. Jednak nie zapominajcie o Jake'u, który troszeczkę zamiesza. Więcej wam nie zdradzę.
Już zostało tylko 5 dni do świąt. Jak ten czas szybko zleciał. Nareszcie będzie wolne od szkoły. Zresztą przez te dwa dni nie będę miała lekcji, bo w poniedziałek jadę na lodowisko, a we wtorek jest Wigilia szkolna, więc tak jakby mam trochę więcej wolnego.
Do napisania!!!

Komentujesz = Motywujesz

11 komentarzy:

  1. Super rozdział :*
    Coraz bardziej zastanawiam się jak będzie kiedy on ma zamiar oddać ją im.
    Ugh...
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział czekam na neksta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały <3
    Czekam na nexta !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział <3 jestem ciekawa co będzie dalej i czekam na następny i zapraszam na mój
    pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. AAAA NO JAK ZWYKLE CUUUUUDO
    jezu ja chce już Raure do cholery ;____;
    Rozdział wyszedł ci suuuperr <33
    Jak ja nie lubie tego Dżejka on sie tak do niej przyczepił że ojeju ;___;
    I wgl ten moment ze spadającą gwiazdą ,,Żeby Laura wyszła cało od Romwellów." Awww to słooodkie <333
    Chyba sie porycze jak nadejdzie ten dzień kiedy on będzie musiał ją oddać ;-;
    Czekam na nexta <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny < 3
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny!
    Dziękuję, za zaproszenie :*
    Rozdział tak jak zwykle mi się podoba :D
    Mam nadzieję, na szybki next!
    Duuuuuużo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nowy rozdział serdecznie zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dżejk mnie wkurza! Ah!
    Czekam na next <3
    Wesołych świąt i dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )