"My heart's loney without you. My eyes only see you and me." ~ "Moje serce jest samotne bez ciebie. Moje oczy widzą tylko ciebie i mnie." - F.E.E.L. G.O.O.D.
~Los Angeles, 02.08.2015r.~
★Laura★
- Lau, ja ci... - zaczął Ross, ale po chwili jego oczy zamknęły się, a ciało stało bezwładne.
- O Boże! Nie, nie, nie, nie, Ross. Patrz na mnie. Tu, na mnie. Jestem tu. Nie zamykaj oczu, słyszysz? - powiedziałam na jednym wdechu i trzymając jego twarz w dłoniach. - Ross, proszę otwórz oczy - załkałam, a po policzkach pociekły mi łzy. - Ross, kocham cię. Kocham cię, słyszysz? Błagam, otwórz oczy. Spójrz na mnie. Nie zostawiaj mnie. Kocham cię, Ross i zawsze będę - płakałam i wtulałam głowę w jego tors. - Nie rób mi tego. Nie odchodź, Ross. Błagam, wróć do mnie - poczułam, że serce rozdziera mi ogromny ból. Jednak on żył, bo trzymając głowę na jego piersi słyszałam bicie jego serca i słaby oddech. Muszę go uratować. On może... Nie, nie przejdzie mi to nawet przez myśl. Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła siebie. Gdzie ta pomoc? No gdzie? Z tartaku nadal dobiegają odgłosy strzelania, ale już cichną. Mam nadzieję, że to policja wygrywa, bo jeśli nie, to ja i Ross zginiemy. Nagle zobaczyłam mężczyzn w szarych mundurach i czerwonych kurtkach. To policjanci i ratownicy medyczni. - Tu jesteśmy! - krzyknęłam, a oni mnie zobaczyli, bo zaczęli biec w naszą stronę. Zauważyłam, że ratownicy niosą nosze. Po chwili dobiegli do nas, a policjanci skierowali się w stronę tartaku. Odsunęłam się od Rossa, po czym wstałam. Zakręciło mi się lekko w głowie. Oddychałam ciężko.
- A pani nic nie jest? - spytał jeden z nich, gdy reszta przeniosła Rossa na nosze.
- Nic, że mną wszystko dobrze - odpowiedziałam nadal zapłkanym głosem.
- Na pewno? Zbladła pani, a oddech ma pani przyspieszony. Proszę powiedzieć, jeśli pani źle się czuje.
- Ale na prawdę nic mi nie jest - odparłam słabym głosem. Po chwili świat zawirował mi przed oczami i widziałam tylko ciemność.
- Laura. Laura, otwórz oczy. Skarbie - słyszałam jakiś kobiecy głos. Podniosłam ociężale powieki i zobaczyłam mamę. - Laura, jak dobrze, że już oprzytomniałaś - uśmiechnęła się lekko. Zauważyłam, że mam głowę na jej kolanach i jesteśmy na tylnych siedzeniach samochodu, który prowadzi mój tata.
- Jak się czujesz? - spytał tata. Nagle przypomniałam sobie wydarzenia, które się mi przytrafiły. Bandyci, ciemny pokój, Ross, ucieczka. No właśnie, Ross. On został postrzelony. Natychmiast zerwałam się z kolan mamy i usiadłam.
- Gdzie jest Ross? Co się z nim dzieje? - spytałam.
- Jedzie do szpitala. Jego stan był ciężki - odpowiedziała mama, a ja zaczęłam szybciej oddychać.
- On żyje? - zapytałam cicho.
- Tak, ale jest ciężko ranny. To poważna sprawa. Pocisk mógł uszkodzić jego nekrę - odezwał się tata. Poczułam, że pieką mnie oczy.
- Ja chcę do niego jechać. Chcę jechać do szpitala. Muszę wiedzieć, co z nim się dzieje. Proszę, jedźmy do szpita - załkałam.
- Nawet jeśli tam pojedziemy to lekrze nie wpuszczą cię po operacji do niego, bo nie jesteś z jego rodziny - powiedział tata.
- Na to coś poradzę. Ja muszę tam być. Chcę wiedzieć jak się ma. Ja go kocham i muszę go zobaczyć choć na chwilę. Proszę, zawieźcie mnie do szpitala - odparłam, a po policzkach pociekły mi łzy.
- Dobrze, skoro tak ci na nim zależy - odezwała się mama. - Damiano, proszę jedź do szpitala.
- Dobrze, niech wam będzie - powiedział tata. - Laura możesz mi odpowiedzieć na pewne pytanie?
- Jasne.
- Skoro kochasz Rossa, to dlaczego jesteś z Jacobem?
- Sama już nie wiem. Nie czułam nic do niego, gdy się zagdzałam. Zrobiłam to, bo bałam się, że go stracę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jestem zakochana w Rossie. Jednak teraz już jestem tego stuprocentowo pewna i będę musiała zerwać z Jake'iem. Jeśli się na mnie przez to obrazi to trudno, Ross jest dla mnie ważniejszy.
- Przemyśl to jeszcze. Jacob to porządny chłopak, a Ross zadawał się z bandytami - powiedział tata.
- Nie znam szczegółów, ale wiem, że nie robił tego z własnych chęci. Znam go bardzo dobrze i wiem, że on by mnie nie skrzywdził. Zresztą uratował mnie, co o tym świadczy. Wiem tato, że chciałbyś mnie wydać za mąż za Jake'a, ale ja poza sympatią do niego nic więcej nie czuję. Nie chcę być z osobą, której nie kocham.
- A wiesz w ogóle, czy Ross cię kocha? Powiedział ci o tym? - spytał, a ja westchnęłam.
- Tego nie wiem, ale skoro mnie uratował i obronił przed postrzałem, to jestem dla niego ważna.
- Kochanie, nie mów już nic więcej - odezwała się mama. - To Laura ma decydować o swoim życiu, a nie my. Chcę, żeby była szczęśliwa. Skoro kocha Rossa to niech z nim będzie.
- Dzięki mamo - uśmiechnęłam się do niej.
- A właśnie. Mam jakąś kartkę, którą trzymałaś w ręce, gdy zemdlałaś - powiedziała i wyciągnęła ją z kieszeni spodni, po czym dała mi ją. To piosenka, którą napisał Ross. Szybko rozłożyłam poskładany papier i zaczęłam czytać.
Serce bije szybciej, może potrzebuję jakiejś operacji
Klęska żywiołowa, przejmujesz nade mną kontrolę
Jąkam się, obraz się rozmazuje
Nie ma nic innego, co powalołoby mnie na kolana tak jak to.
I robi się tak gorąco, ilekroć zostajemy sami
Ale nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Nie, nie zrobię tego
Nie wiem czym jest miłość
Ale wiem, że nigdy wcześniej się tak nie czułem
Twój pocałunek jest magiczny
Zupełnie jak okrąg, tak, taki doskonały
I mogę powiedzieć tak, rozkładając to na części
Możesz powiedzieć to pierwsza - dla ciebie to łatwe
Nawet jeśli wiem, że jest to prawda
Nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Nawet jeśli wiem, że jest to prawda
Nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Paranoja, przepływa przez moje żyły
Poznałem Cię, to był mój koniec
I wiem, że mógłym zatrzymać cię przy sobie, słowami, których nie potrafię powiedzieć
A wszystko co do mnie czujesz, wiedz, że ja czuję to samo
Nie wiem czym jest miłość
Ale wiem, ze nigdy wcześniej się tak nie czułem
Twój pocałunek jest magiczny
Zupełnie jak okrąg, tak, taki doskonały
I mogę powiedzieć tak, rozkładając to na części
Możesz powiedzieć to pierwsza - dla ciebie to łatwe
Nawet jeśli wiem, że jest to prawda
Nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Nawet jeśli wiem, że jest to prawda
Nie potrafię powiedzieć, że jestem zakochany
Otwierasz moje serce, otwierasz mój umysł
Wszystko nagle przestaje być czarno-białe
Wszystko co widzę to nowa rzeczywistość
Kochanie, czy to miłość?
Czy to miłość? Czy to miłość?
Tak, to miłosć
Już wiem co to miłość
I wiem, że nigdy wcześniej się tak nie czułem
Twój pocałunek jest magiczny
Zupełnie jak okrąg, tak, taki idealny
I mogę powiedzieć tak, rozkładając to na części
Powiem to pierwszy, tylko dla Ciebie
Mogę powiedzieć tak, rozkładając to na części
Powiem to pierwszy, tylko dla Ciebie
Zaczynam się przekonywać, że jest to prawda
Powiem to pierwszy, tylko dla ciebie
Jest tylko jedna rzecz do zrobienia
Kochanie, kocham Cię
Kochanie, zakochałem się w Tobie
Kochanie, kocham Cię*
Gdy skończyłam po moich policzkach spłynęły dwie łzy. To piękna piosenka. Zauważyłam, że w dolnym rogu kartki są zapisane jeszcze jakieś słowa. Jeśli to czytasz Lau to wiedz, że jesteś dla mnie bardzo ważna i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Serce zabiło mi szybciej. Może ta piosenka opisuje uczucia Rossa? Może on coś o mnie czuje? Chcę, żeby tak było. Przecież zanim stracił przytomność to powiedział: Lau, ja ci... Może chciał wtedy wyznać swoje uczucia? Może on mnie kocha? Przecież uratował mnie i choronił własnym ciałem, żeby mnie nie postrzelili. Zresztą wtedy, gdy byłam przywiązana do krzesła to mówił mi, że jestem dla niego ważna i inne podobne rzeczy. Wiem, że była to prawda, bo patrzył mi prosto w oczy. Pocałował mnie też. Krótko, ale spowodował tym, że serce oblała mi fala szczęścia. Kocham go i to bardzo. Nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło go w moim życiu. Co jeśli lekarze nie uratowaliby go i on by...? Nie, nie mogę nawet tak myśleć. Ross będzie żył. Wyzdrowieje. Nie mogę go stracić. Nie mogę! Jest dla mnie zbyt ważny. Gdybym go nie poznała, to moje życie byłoby puste. Pozbawione radości. Jego sama obecność powoduje, że jestem szczęśliwa. To z nim przeżyłam najpiękniejsze chwile. Najlepszy był nasz pocałunek w deszczu. Westchnęłam. Gdyby teraz umarł, to nie wiem jak bym żyła z tą myślą. Długo bym się zbierała po jego stracie. Nie! Nie mogę myśleć w ten sposób! Ross wyzdrowieje. Teraz tak bardzo chciałabym być w jego ramionach. Wtedy czuję się bezpieczna, a wszystkie smutki i zmartwienia znikają. Brakuje mi go. On musi przeżyć. Musi. Ja nie mogę go stracić. Ross jest dla mnie zbyt ważny. Jakie to życie jest przewrotne. Wiadomo są lepsze i gorsze dni. Cały lipiec to było dla mnie wielkie pasmo szczęścia. Zaczął się dopiero sierpień i już coś się zmieniło. Zostałam porwana przez bandytów, a Ross został postrzelony. Najgorsze jest to, że Ross jest w to zamieszany. Nie wiem w jakim stopniu, ale to mnie trochę niepokoi. Co jeśli te typy miały rację i Ross mnie cały czas okłamywał? Nie, to nie mogłaby być prawda. Wyjaśniał mi to cały czas patrząc mi w oczy, w których widziałam szczerość. Ja zawsze mu wierzę. Jednak, czy teraz dobrze zrobiłam ufając mu? Dlaczego mam wątpliwości? Przecież Ross przyszedł po minie, uratował, ochronił własnym ciałem przez postrzałem. Wierzę, że to co mówił, to prawda. Ufam mu i wiem, że by mnie nie skrzywdził. Kocham go. Miłość wszystko wybacza. Chciałabym poznać prawdę. Dowiedzieć się jak to się stało, że zadaje się z bandytami. Obiecał, że mi to opowie. Jednak jeśli wyjawi mi coś strasznego? Zdołam mu zaufać? Wiem, że nie powinno żyć się przeszłością lecz żyć chwilą i patrzeć w przyszłość, więc mogę zapomnieć o tym, co powie. Jestem na to gotowa. Nie chcę go stracić. Chcę być jego dziewczyną i być z nim szczęśliwa. Co się z nim teraz dzieje? Ta operacja zakończy się dla niego pomyślnie? Wyzdrowieje? Mam nadzieję, że tak. Boże, spraw, żeby Ross był cały i zdrowy. Chcę go zobaczyć takiego jaki był. Wtulić się w jego ramiona, pocałować. Och, jak mi go teraz brakuje. Nagle zauważyłam, że dojechaliśmy już do szpitala.
- Tato, zatrzymaj się niedaleko wejścia - odezwałam się, a on tak zrobił. - Dziękuję, że mnie tu przywieźliście - powiedziałam, po czym otworzyłam drzwi samochodu i wyszłam z niego. Szybko poszłam do drzwi wejściowych. Udałam się do recepcji.
- Przepraszam, gdzie jest ostry dyżur? - spytałam kobiety siedzącej za tak jakby ladą.
- Naprzeciwko prosto i w prawo - odpowiedziała, wskazując, w którą stronę mam się udać.
- Dziękuję - odparłam. Szybko poszłam tam i usiadłam na krześle, które było na wprost drzwi na salę operacyjną. Teraz do mnie dotarło, że Ross może tam walczy o życie. Bałagam niech on wyzdrowieje. Musi to zrobić. Trzeba powiadomić o tym jego rodzeństwo. Tylko jak im to przekazać? Ross jest w szpitalu, bo został postrzelony? Niech będzie i tak nic lepszego nie wymyślę. Wolę powiedzieć prawdę od razu, a nie owijać w bawełnę. Sprawdziłam kieszenie moich spodni, ale nie było w nich potrzebnego mi przedmiotu. Zaraz, zaraz, przecież ja nie mam telefonu. W nocy, gdy wychodziliśmy na plażę, nie miałam go przy sobie. To jak mam się do nich dodzwonić? Pójdę do recepcji, bo i tak ledwo siedzę na tym krześle z tych nerwów i strachu o życie Rossa. Wstałam i poszłam do recepcjonistki.
- Przepraszam, czy mogłaby pani zadzwonić do rodziny chłopaka, którego teraz operują? - spytałam.
- A jak on się nazywa?
- Ross Lynch. Został postrzelony. - ledwo, co przeszło mi to przezz gardło.
- Tak, wieźli jakiegoś chłopaka na ostry dyżur - potwierdziła kobieta. - Proszę podać numer do członka jego rodziny - powiedziała, a ja dałam jej numer do Rydel. Kobieta wpisała go i przyłożyła telefon do ucha. Już się boję ich reakcji, a szczególnie Rydel. Sama ledwo co powstrzymuje się od płaczu. Jednak chyba ten strach i poddenerwowanie blokują łzy.
- Dzień dobry. Z tej strony Veronica Brown, recepcjonistka szpitala w Los Angles. Czy rozmawiam z członkiem rodziny Rossa Lyncha? - powiedziała. - Pan Lynch został postrzelony i jest teraz operowany. - usłyszałam szloch, ale tego co mówiła Rydel już nie rozumiałam. - Proszę się uspokoić. Wszystko będzie dobrze z pani bratem. Może pani przyjechać do szpitala i czekać na wieści o nim - odparła. - Nie ma za co. Do widzenia.
- Dziękuję za wezwanie jego rodziny - odezwałam się.
- Ależ proszę. Taka jest moja praca - powiedziała uprzejmie. Odeszłam od recepcji i znów udałam się pod salę operacyjną. Zaczęłam nerwowo chodzić w tę i z powrotem po korytarzu. Co się z nim teraz dzieje? Żyje? Wyzdrowieje? Będzie znów cały i zdrowy? Jak długo będzie trwała ta operacja? Te pytania echem odbijały się po mojej głowie. Nie płaczę. To jest dla mnie zbyt wielki szok. To ja powinnam tam być, a nie on. Oni pewnie mierzyli w moją stronę, a Ross ochraniał mnie swoim ciałem. Nie wybaczę sobie, gdy nie przeżyje. On musi żyć! Musi! Ja chcę gok jeszcze zobaczyć żywego, przytulić się do niego, pocałować. Chcę po prostu mieć go znów przy sobie. Już nigdy to nie opuszczę. On jest tym jedynym, z którym mogę spędzić resztę życia. Nie wyobrażam sobie, żeby on teraz odszedł. Jest przecież taki młody. Nie! On nie umrze! Lekarze go uratują. Muszą to zrobić. Nie mogę to stracić! Nie mogę! Nie mogę! Zaczęły mnie piec oczy, a po chwili łzy nie przestawały płynąć po moich policzkach. Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłoniach. Płakałam, a w głowie miałam pustkę. Nie wiem ile tak siedziałam, ale w końcu usłyszałam znajome mi głosy. Podniosłam głowę i zobaczyłam Lynchów i Ellingtona idących w moją stronę. Wstałam z krzesła. Zauważyłam, że Rydel ma czerwone i lekko podpuchnięte oczy. Widać, że płakała. Ja pewnie wyglądam podobnie.
- Laura! Ty żyjesz. Jesteś cała? Oni nic ci nie zrobili? - odezwał się Riker.
- Nie, nic mi nie jest - odpowiedziałam zachrypniętym od płaczu głosu. Odchrząknęłam. - Mi nic, ale Ross... - zaczęłam, ale wybuchnęłam kolejnym spazmem płaczu. Rydel przytuliła mnie i sama się rozpłakała. Po chwili odsunęła się ode mnie.
- Ale jak to się stało, że go postrzelili? - spytała.
- Uciekaliśmy, a Ross biegł za mną, aby mnie ochronić własnym ciałem przed pociskami i postrzelili go. To ja powinnam tam leżeć - wskazałam na salę operacyjną. - A nie on.
- Nie mów tak Laura. Żadne z was nie powinno tak skończyć - powiedziała blondynka.
- Długo już tam jest? - spytał Rocky.
- Nie wiem, bo siedząc i płacząc straciłam rachubę czasu. Może z jakieś pół godziny? - odpowiedziałam.
- Jak się o tym dowiedzieliśmy to zaraz wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Dotarliśmy chyba tu w jakieś 10 minut - odezwał się Riker.
- Rydel, Laura, usiądźcie na krześle i uspokujcie się trochę - powiedział Ellington. Ja i Rydel usiadłyśmy obok siebie. - Uratują go. Zobaczcie, wszytko będzie dobrze. Musicie myśleć pozytywnie - odparł łagdonym głosem.
- No ja mam nadzieję, że będzie dobrze. Musi być. Nie przepuszczam przez myśli innych rzeczy - odpowiedziała Rydel. Zapanowała cisza. Rocky i Riker zaczęli chodzić tam i z powrotem po korytarzu, a Ellington usiadł na krześle obok Rydel i chwycił ją za dłoń. Ona oparła głowę o jego ramię. Słodko tak wyglądają. W ogóle to pasują do siebie. Może trzebaby ich jakoś spiknąć ze sobą? Zastanowię się nad tym kiedy indziej, bo teraz mam ważniejszą rzecz, a mianowicie czekanie na jakieś wieści o Rossie. Mam nadzieję, że będą dobre. Czas ciągnął mi się niemiłosiernie. Minuta ciągnęła się za minutą. W końcu po jakiś trzech godzinach z sali operacyjnej wyszedł jakiś lekarz i podszedł do nas.
- Czy państwo jesteście rodziną pana Rossa Lyncha? - spytał.
- Tak - potwierdził Riker.
- Jak on się ma? - spytała Rydel.
- Stracił dużo krwi i musieliśmy przeprowadzić transfuzję. Na szczęście nie doszło do większych obrażeń. Pocisk zatrzymał się niedaleko prawej nerki i tylko odrobinę ją naruszył. To nie będzie miało jakiś poważniejszych skutków. Miał szczęście. Gdyby strzelono z bliższej odległości, to jego życie mogłoby być zagrożone, ale jego stan jest stabilny. Teraz jest jeszcze pod narkozą i musi wypoczywać - powiedział doktor, a wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
- Czy możemy go zobaczyć? - zapytał Rocky.
- Tak, ale tylko na chwilę. Czy wszyscy jesteście jego rodziną?
- Nasza trójka jest jego rodzeństwem - powiedziała Rydel, wskazując na siebie, Rikera i Rocky'ego. - On jest przyjacielem rodziny. Jest jak brat.
- A pani? - doktor zadał mi pytanie.
- Ja... - zacięłam się.
- Ona jest jego dziewczyną. To już poważna sprawa, bo mój brat zamierza się jej oświadczyć - przerwała mi Rydel. Spojrzałam na nią z wdzięcznością.
- Rydel, dlaczego mi o tym mówisz? - spytałam. Muszę wczuć się w rolę.
- Ups, sorki, jakby co to nic nie wiesz, okay?
- Okay.
- To może ona wejść? - zapytała Rydel.
- Dużo was, ale niech będzie, możecie go odwiedzić, ale tylko na chwilę - powiedział doktor.
- Dziękujemy - odparliśmy.
- Proszę za mną, zaprowadzę was do jego sali - odpowiedział lekarz, a my udaliśmy się za nim. Szliśmy cały czas prosto, a potem skręciliśmy w prawo. Zatrzymaliśmy się pod drzwiami z numerem 12. Jak dobrze, że jego sala jest na parterze. - To tutaj - odezwał się mężczyzna, otwierając przed nami drzwi. Weszliśmy do środka. Po lewej stronie stały dwa szpitalne łóżka. Jedno było puste, a na drugim leżał Ross. Był podłączony do kroplówki i miał przyczepione dużo kabelków. Był baldy. Zrobiło mi się go strasznie żal. Podeszliśmy bliżej łóżka. Patrzyłam na niego. Jest teraz taki bezbronny. Zawsze czułam się przy nim bezpieczna, bo wiedziałam, że w razie czego mnie obroni. Wpatrując się w niego przez myśli przeleciał mi cały lipiec i wydarzenia związane z Rossem. Jak to się wszystko potoczyło. Teraz Ross leży w szpitalu. Cieszę się, że nic mu nie jest. Spadł mi kamień z serca. Wiedziałam, że wszystko z nim będzie dobrze. Nie mogłam myślieć o gorszych rzeczach. Teraz, gdy tak na niego patrzę, czuję jak bardzo jest on dla mnie ważny i jak mocno go kocham. Nie sądziłam, że pokocham kogoś tak mocno znając go tylko miesiąc. Czasami myślę, że znamy się o wiele dłużej. Z Rossem wszystko jest lepesze. On daje mi wielkie szczęście. Nie wyobrażam sobie już teraz życia bez niego. Byłoby ono takie puste. On nadaje mu sensu i kolorowych barw. On powoduje, że rano budzę się z uśmiechem na ustach, bo przypominam sobie o dniu spędzonym z nim. Kocham go. Boże, jak ja go kocham.
- Proszę już wyjść, będziecie mogli go odwiedzić za pare godzin. Teraz musi odpoczywać - odezwał się doktor, a my wyszliśmy z sali. Stając w progu, spojrzałam jeszcze raz na Rossa, po czym opuściłam pomieszczenie.
- No to teraz możemy iść do domu. Później do niego przyjdziemy - powiedział Riker.
- Ty Laura szczególnie musisz odpocząć. Tyle przeszłaś - odezwała się Rydel.
- Wolę sobie o tym nie przypominać - odparłam, a przed oczami stanęła mi scena, gdy ci bandyci wyłanili się z cienia, a ja byłam przywiązana do krzesła. Szybko odpędziłam to wspomnienie. Doszliśmy razem do wyjścia ze szpitala.
- To pa Laura - powiedzieli.
- Pa wam wszystkim - odparłam. Przytuliłam każdego na pożegnanie, a potem oni poszli w stronę parkingu. Ja będę musiała iść na nogach, bo nie mam ani telefonu, ani pieniędzy na taksówkę. Trzeba rozruszać trochę nogi od ponad trzygodinnego siedzenia. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Do domu doszłam w 15 minut. Już na korytarzu zostałam zgnieciona w uścisku Vanessy.
- Och Laura. Jak dobrze, że już jesteś. Wiesz, jak ja się o ciebie bałam? Normalnie zemdlałam, gdy dowiedziałam się, że jacyś bandyci cię porwali. Nic ci nie zrobili? - powiedziała, gdy już mnie puściła.
- Nie, nic mi nie zrobili, ale Ross nie miał tyle szęścia. Gdy uciekaliśmy bronił mnie własnym ciałem przed pociskami i sam dostał.
- Tak wiem, mama i tata już mi o tym wszystkim mówili. Co z nim?
- Na szczęście nic mu poważnego nie jest - powiedziałam z wyraźną ulgą.
- Chodźmy może do altanki i tam mi wszystko opowiesz, co ty na to?
- Okay, ale gdy ci będę o tym mówiła to tak jakby będę przeżywała to po raz drugi.
- Lepiej będzie dla ciebie, gdy komuś to opowiesz. Zawsze będzie ci lżej.
- No w sumie masz rację - przytaknęłam. - Jednak najpierw chciałbym się wykąpać i przebrać w czyste ubrania. Poczekaj już na mnie w altance.
- Dobrze - odpowiedziała Vanessa i wyszła z domu. Ja natomiast udałam się na górę do swojego pokoju. Do ubrania wybrałam czerwoną bokserkę i czarne, krótkie spodenki. Poszłam z tym do łazienki. Wykąpałam się i chwilę poleżałam w wannie. Potem wytarłam się, wysuszym włosy i zrobiłam lekki makijaż składający się z tuszu do rzęs, odrobiny podkładu i błyszczyka. Od razu czuję się świeżej. Zabrałam telefon i wyszałam z pokoju. Zaburczało mi w brzuchu. No tak, nie jadłam przecież przez tyle czasu. Jednak przez te wszystkie wydarzenia nie czułam głodu. Poszłam do kuchni, gdzie rozmawiałam z Natalie i zjadłam pierogi, które zrobiła. Po tym wyszałam drzwiami tarasowymi na zewnątrz i udałam się do altanki, gdzie siedziała już Vanessa. Była wyraźnie zamyślona, ale gdy mnie zobaczyła ,,zeszła na ziemię".
- No co tak długo? - spytała z lekkim wyrzutem.
- No co? Musiam się wykąpać i coś zjeść - odpowiedziałam, siadając na ławce.
- Opowiadaj, co ci się przytrafiło - odparła Van. Ja wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać swoją historię. Mówiłam wszystko ze szczegółami i chyba nie pominęłam niczego. Tak jak myślałam, przeżywałam to wszystko raz jeszcze i miałam każde wydarzenie przed oczami.
- No i tyle mi się przytrafiło - skończyłam opowiadać.
- Jejku, nigdy w życiu nie chciałabym przeżyć czegoś takiego. To było straszne - powiedziała Vanessa.
- Ty tylko to słyszałaś, a ja widziam i doświadczyłam na własnej skórze.
- Wiesz są też jakieś plusy. Jesteś już stuprocentowo pewna, że kochasz Rossa - uśmiechnęła się.
- Tak, to prawda - potwierdziłam z uśmiechem na ustach.
- Teraz już chyba zerwiesz z Jake'iem, prawda?
- Tak z pewnością. Zrobię to nawet dzisiaj. Wolę to mieć z głowy. Nasz związek od początku nie miał sensu. Nie wiem czemu się zgodziłam zostać jego dziewczyną.
- O tak! Nadchodzi teraz czas na Raurę! - powiedziała radośnie.
- Tak, teraz już się z tobą zgodzę - uśmiechnęłam się.
- No w końcu. Jestem ciekawa kiedy Ross cię o to zapyta.
- Kto wie. Może on nic do mnie nie czuje.
- Weź przestań! On cię uratował i ochornił, chcesz jeszcze lepszego dowodu miłości?
- Zobaczymy jak to będzie - odparłam. - A ty wiesz już, czy coś czujesz do Rikera? - spytałam, a Vanessa zarumieniła się lekko. - Ha! Rumienisz się! To już coś znaczy. Nie oszukasz mnie teraz.
- No dobra, przyznam się bez bicia - odpowiedziała zrezygnowanym głosem. - Tak, jestem zakochana w Rikerze.
- To świetnie. Szykuje się kolejna para - uśmiechnęłam się.
- Widzę, że dotarało do ciebie, że to kiedy wy będziecie razem to już tylko kwestia czasu.
- No wiesz, chciałabym być jego dziewczyną. Ty chcesz być z Rikerem?
- Eee... no chyba tak. To zależy, czy on coś do mnie czuje.
- Na pewno nie jesteś dla niego obojętna. Kibicuję wam. Team Rikessa! - powiedziałam radośnie.
- Ja należę do teamu Raura już od dawna - zaśmiała się. Potem zaczęłyśmy rozmawiać na inne tematy.
*R5 - I Can't Say I'm In Love
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Podoba wam się rozdział? Myślę, że nawet mi się udał. Było odrobinę napięcia. Rozwiałam już wasze obawy o Rossa. Jest cały i zdrowy. Już niedługo będzie Raura! No w końcu można by powiedzieć. Sama się z tego cieszę. Nie chce mi się już więcej pisać, bo muszę jeszcze zrobić zadania domowe. Mam urwanie głowy z tą szkołą. Teraz nauczyciele tak gnają z materiałem, bo będę miała testy w kwietniu, a potem będzie luz.
Do napisania!!!
Liczę na komentarze!
Cudowny rozdział :*
OdpowiedzUsuńNo w końcu będzie Raura bardzo się z tego cieszę.
Czekam na następny :*
A i zapraszam do mnie
pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com
Bardzo mi się podoba. Lubię twojego bloga. Miło się czyta to co piszesz. Czekam na następny ( oby szybko).
OdpowiedzUsuńTrzymaj się <3
Świetny blog :)
OdpowiedzUsuńNajlepszy na świecie <3
Zapraszam też do mnie :)
http://wszystko-zacznie-sie-od-nowa.blogspot.com/?m=1
Niesamowity rozdział czekam na neksta :)
OdpowiedzUsuńCudny rozdział! :**
OdpowiedzUsuńDobrze że Rossowi nie jest nic poważnego!
I jeny ona wyznała mu miłość i takie AW, teraz niech zerwie z Jackiem i będzie z Rossem XD
Super że jej mama popiera ich przyszły związek mimo tego wszystkiego :)
No i genialnie że Van przyznała się do swoich uczuć ;)
Weny :D
Czekam na nexta! <333
Wiele nie napiszę, bo nie jestem w tym dobra, a szczególnie w pisaniu relacji z rozdziału, ale mogę powiedzieć, że jest CUDOWNY. Szkoda mi Ross'a ale dobrze że nic się gorszego Nie stało. Co mogę więcej napisać, jak nie umiem xd.
OdpowiedzUsuńCzekam do soboty na kolejny rozdział. Pa :*.
Wiele nie napiszę, bo nie jestem w tym dobra, a szczególnie w pisaniu relacji z rozdziału, ale mogę powiedzieć, że jest CUDOWNY. Szkoda mi Ross'a ale dobrze że nic się gorszego Nie stało. Co mogę więcej napisać, jak nie umiem xd.
OdpowiedzUsuńCzekam do soboty na kolejny rozdział. Pa :*.
Cieszę się, że Rossowi nic nie jest. Mam nadzieję, że zerwie ze swoim chłopakiem i będzie z Rossem :).
OdpowiedzUsuńCzekam na next :).
Zapraszam na mój:
http://lasttimeraura.blogspot.com/
Zostałaś nominowana do LBA :)
OdpowiedzUsuńhttp://wszystko-zacznie-sie-od-nowa.blogspot.com/2016/03/witajcie-zapewne-jak-juz-widzieliscie.html?m=1
Jej, za niedługo Raura!
OdpowiedzUsuńDobrze że Ross z tego wyszedł cały.
Życzę dużo weny i pozdrawiam :*
Świetny <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno, ale nie miałam czasu.
Czekam na nexta!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥
Tak dawno tu nie zawitałam :o Kochanie, wybacz :(
OdpowiedzUsuńMiałam tak dużo na głowie, że Cię zaniedbałam :(
Rozdział wyszedł Ci jak zwykle cudowny! I wszystkie poprezdnie, jakich nie skomentowałam, również! :*
Coraz lepiej rozkręcasz tę historię ;)
A teraz mała, chamska reklama: Zapraszam ----> http://darkness-roosvelt.blogspot.com
Nowy rozdział zapraszam :)
OdpowiedzUsuń