sobota, 10 października 2015

Rozdział 11

"Listen to the airplanes as we count the stars" ~ "Wsłuchaj się w samoloty, jak będziemy liczyć gwiazdy" - Do It Again

~Los Angeles, 06.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Siedzę na krześle na balkonie i rysuję konia. Czasami przydaje mi się chwila ciszy i spokoju. Chociaż zaczyna mi się nudzić. Wczoraj Ross nie przyszedł do mnie w nocy tak jak się tego spodziewałam. Naprawdę sądziłam, że się zjawi, ale tak się nie stało. Nie, żebym była smutna przez to, bo przecież on ma swoje życie i ja mam swoje, ale po przedwczorajszej rozmowie zapragnęłam go zobaczyć i znowu pogadać na różne tematy. Polubiłam go to fakt, bo jest bardzo sympatyczny i miły. Jak można go nie polubić? Cieszę się, że zaproponował mi przyjaźń. Czuję, że przyjaźń z nim będzie czymś wspaniałym. Sama nie wiem dlaczego tak myślę. Chciałabym, żeby tak było. Wiem, że w końcu znowu do mnie przyjdzie niezapowiedzianie przez balokon. Za to jednak Jake nie odezwał się do mnie od dwóch dni. Może obraził się na mnie przez to, że go okłamałam? Powiedział, że nie zrobił tego, ale może wtedy kłamał. Może tak powiedział, żeby nie sprawić mi przykrości? Może po prostu był zajęty pracą i nie miał czasu dla mnie? Mam nadzieję, że to przez pracę, bo polubiłam go. On też jest miłym i sympatycznym chłopakiem. Wiem, że może to trochę wyglądać jakbym leciała na dwa fronty, bo myślę i o Rossie i o Jake'u, ale jak na razie to szukam przyjaciół, a nie chłopaka. Przyjaciele mi na razie wystarczą, a na miłość też w końcu przyjdzie czas. Nie da się przewidzieć kiedy nadejdzie, bo może się to zdarzyć zarówno jutro, pojutrze bądź za miesiąc, rok. Ja czekam na prawdziwą miłość. Czekam na tego niezwykłego chłopaka, który mnie ją obdarzy. Jake dobrze powiedział, że nie trzeba szukać chłopaka gdzieś daleko, bo może być bliżej niż myślę. Chciałabym się zakochać. Zrobić coś głupiego z miłości. Nie czekam na księcia z bajki, bo takiego nie znajdę. Po prostu czekam na kogoś, przy którym będę sobą i będę czuła się zupełnie swobodnie. Na kogoś kto będzie zarówno moim przyjacielem i chłopakiem. Nie wiem, czy taka osoba może istnieć, ale chciałabym, żeby tak było. To są moje marzenia. Wiem, że one nie są oryginalne, ale ja potrzebuję swojej drugiej połówki. Inni marzą o bogactwie, sławie, podróżach dookoła świta, a ja marzę o uczuciach. O czymś co może wydawać się tak oczywiste, że nie trzeba snuć o tym marzeń. Jednak ja w swoim życiu nie doświadczyłam wielu uczuć. Rodzicie tylko ciągle pracują i prawie w ogóle nie interesują się mną i Vanessą. Przyjaciół i chłopaka nie miałam. Miałam tylko Van. To ona była moim światłem życiowym. Bez niej nie wiem jakbym mogła żyć. Teraz na szczęście moje życie zmieniło się, nabrało więcej barw. Poznałam Lynchów, Ellingtona i Jake'a. To dzięki nim coś się zmieniło. Cieszę się z tej zmiany, bo to jest to o czym od dawna marzyłam. Jednak to by się nie stało gdybyśmy się tu nie przeprowadzili, a to zawdzięczam rodzicom. Jestem w Los Angeles dopiero tydzień, a już tyle przyjemnych chwil mi się przytrafiło.
  - Hej Lau.- usłyszałam głos mojej siostry. Odwróciłam głowę do tyłu i zobaczyłam ją w drzwiach balkonowych. Jak ona długo tu stoi?
  - Hej Van. Długo już tu jesteś?
  - Nie, dopiero co weszłam. Jakby co to pukałam, ale nie słyszałam żadnego proszę, więc weszłam i jak zawsze zastałam cię zamyśloną. Może się zakochałaś?
  - Nie, na to jeszcze kiedyś przyjdzie pora.- odpowiedziałam szybko.
  - Okay, a tak a ogóle to nie przyszłam do ciebie bez powodu.
  - Tak? Coś się stało?
  - Przez chwilą tata powiedział mi, że dziś na kolację przyjdą do nas rodzice Bryana i Jake'a, a chłopaki razem z nimi.
  - Czyli, że Jake tutaj przyjdzie? O której?
  - O 19, czyli już za 15 minut.
  - Co? Tak szybko? Dopiero teraz o tym się dowiedziałaś?
  - Tak dosłownie przed chwilą. Jadalnia już jest gotowa.
  - To wypadałoby się jakoś lepiej ubrać, bo tak jak teraz jestem to raczej się nie pokażę.- odparłam wskazując na moje legginsy i luźną koszulkę z krótkim rękawem.
  - Nie przesadzaj. Nie wyglądasz źle. Dla Jake'a się będziesz stroić, co?- Van poruszała znacząco brwiami.
  - Nie, ja po prostu chcę dobrze wyglądać przy rodzicach jego i Brayana.
  - Gadaj se gadaj ja i tak swoje wiem.
  - Oj Vanessa. Sama pewnie też za chwilę się przebierzesz.- uśmiechnęłam się do niej.
  - Tak, ale teraz już więcej może nie gadajmy, bo mamy mało czasu.
  - Fakt, masz rację.- odparłam, a on wyszła z mojego pokoju. Ja udałam się do garderoby. Poszperałam trochę w moich sukienkach, a mam ich sporo i w końcu znalazłam odpowiednią. Miała kolor beżowy i czarne nieduże kropki. Była trochę luźniejsza, więc dodałam do niej cienki, brązowy pasek. Ubrałam się, po czym podeszłam do toaletki. Rozczesałam włosy i zostawiłam je w naturalnym wyglądzie, czyli lekko pofalowane. Na podkręcanie i tak nie mam dużo czasu. Jak zawsze zrobiłam sobie lekki makijaż składający się z tuszu do rzęs i błyszczyka. Nie lubię się za bardzo malować. Jeszcze raz przyjrzałam się swojemu wyglądowi w lustrze. Jestem już gotowa. Wyszłam z garderoby. Drzwi na balokon zostawię otwarte. Tak na wszelki wypadek jakby nasi goście zostali dłużej i Ross do mnie przyszedł. Dlaczego ja ciąglę myślę, że przyjdzie właśnie przez balkon? Chyba dlatego, że zrobił już to dwa razy. No nic pora już zjeść na dół. Wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach, po czym udałam się do jadalni, w której siedzieli już moi rodzice.
  - Cześć Laura. Dobrze, że już przyszłaś, bo za chwilę odwiedzą nas goście.- powiedział tata.
  - Wiem już to od Vanessy. Dlaczego wcześniej nam nie powiedzieliście?- spytałam.
  - Nie było na to czasu.- odparła mama. Serio? Nie mogli poświęcić parę minut na powiedzenie mi o tym wcześniej? Nie wiedziałam, że aż tak bardzo ich nie interesuję. Zabolało. To fakt.
  - Naprawdę tak ciężko poświęcić odrobinę waszego cennego czasu na powiedzenie mi o tym?
  - Laura stwierdziliśmy, że wystarczy to zrobić przed samą wizytą, bo po co ci taka wiadomość wcześniej?
  - Czy ja już za grosz was nie intersuję?! Czy w ogóle was choć trochę obchodzę? Dlaczego nigdy nie spytacie mnie jak spędziłam dzień? Dlaczego jesteście tacy obojętni?!- z każdym zdaniem podnosiłam głos.
  - Laura uspokój się. Jak to się tobą nie interesjemy? A dla kogo zrobiłem ten ogród?- odpowiedział tata.
  - Za niego dziękuję, ale dlaczego nie możecie ze mną od czasu do czasu porozmawiać. Czy to tak trudno zamienć kilka zdań ze swoją córką? I nie wypierajcie się pracą, bo takie coś mogliście mi wciskać, gdy byłam młodsza.- spytałam już zwyczajnym tonem. Nie uzyskałam szybko odpowiedzi. Chyba nigdy jej nie uzykam. Co mają powiedzieć? Nie chciało się nam? Nie mieliśmy na to ochoty? Niech już coś w końcu powiedzą, bo zaczyna robić się to trochę denerwujące. Już mama otworzyła usta, żeby coś powiedziec, ale w tej chwili do jadalni weszła Vanessa.
  - Cześć Vanessa. Usiądź już przy stole. Zaraz przyjdą goście.- odezwała się mama. Czyli, że mój temat jest już pewnie skończony. Czy Van nie mogła przyjśc trochę później? Dowiedziałabym się może wtedy prawdy. Po chwili zadzwonił też dzwonek do bramy. Ciekawe kto pierwszy przyszedł? Jake czy Brayan? Mam nadzieję, że Jake. Odwlekłam swoje złości na później. Patrzyłam na wejście do jadalni i czekałam na gości. W końcu stanęli tam Jake i jego rodzice. Od razu się uśmiechnęłam. Nasze spojrzenia na krótką chwilę się spotkały, ale zaraz szatyn odwrócił wzrok.
  - Dzień dobry.- powiedzieli Johnsnowie.
  - Dzień dobry. Peter, Elizabteh proszę siadajcie obok nas, a ty Jacob usiądź obok Laury.- odparł tata, a oni zrobili tak jak im kazał.
  - Hej Laura.- odezwał się Jake.
  - Cześć Jake. Jak fajnie cię znowu zobaczyć.
  - Ja też się cieszę, że cię widzę. Tak w ogóle to ładnie wyglądasz.- uśmiechnął się.
  - Dziękuję.- odwzajeniłam jego gest. Po chwili ponownie zadzwonił dzwonek, czyli przyszli teraz Adamsowie. Po paru minutach pojawili się w jadalni i tata ich przywitał. Vanessa i Brayan przytulili się na powitanie. Przy rodzicach muszą udawac parę. Wychodzi im to bardzo dobrze, bo w końcu są "razem" już prawie pół roku. Spojrzałam na Brayna i zobaczyłam w jego oczach błysk, którego nigdy wcześniej nie dostrzegłam. Nie wiem co on oznacza. Jednak od pewnego czasu widzę, że przy Vanessie zachowuje się trochę inaczej. Może on się w niej zakochał? Wiem, że moja siostra nie darzy go takim uczuciem, bo często się jej o to pytam. Może oczywiście co do niego się mylę, bo nigdy wcześniej nie byłam zakochana. Gdyby to była prawda to jestem ciekawa jak na to zareagowałaby Vanessa.
  - To teraz skoro jesteśmy już wszyscy to możemy skosztować tego pysznego jedzenia.- powiedziała mama i każdy zaczął jeść. Dorośli zaczęli również rozmawiać o pracy. Nie miałam ochoty słuchać o czym jest mowa. Nie lubię takich kolacji, bo czuję się jak piąte koło u wozu i nawet nie wiem po co jestem przy stole. Jedzenie jest pyszne, ale atmosfera już nie. Zjadłam już wszystko co miałam na talerzu i nie miałam ochoty siedzieć w jadalni.
  - Przepraszam mamo, ale czy mogę już wyjść z jadalni? Skończyłam już jeść.- odezwałam się uprzejmie.
  - Tak oczywiście. Wszyscy możecie iść jak chcecie i porozmawiać na osobności.
  - Dziękuję.- powiedziałam i spojrzałam na Jake'a.- Idziesz ze mną?- spytałam go.
  - Tak.- odparł i wstaliśmy od stołu. Gdy wyszliśmy z jadalni odetchnęłam z ulgą. Teraz czuję się o wiele lepiej. Jak zazwyczaj.
  - Może chodźmy do ogrodu?- spytałam.
  - Okay, zresztą to twój dom, więc ty możesz mnie zaprowadzić gdzie chcesz.- odpowiedział i wyszliśmy drzwiami prowadzącymi na taras.
  - Ten ogród robi na mnie ogromne wrażenie. Jest niezwykły.- odparł Jake.
  - Wiem jest prześliczny. To jest moje ulubione miejsce w domu.- uśmiechnęłam się.
  - Nie lubisz chyba takich kolacji, co?
  - Aż tak to było po mnie widać?
  - Tylko trochę, ale po dokładnym przypatrzeniu się tobie.
  - Co ja takiego robiłam, że to zauważyłeś?- spytałam, bo ciekawiło mnie to.
  - Byłaś spięta, a nie jesteś taka na codzień, nawet teraz już nie.
  - Tak masz rację byłam spięta, bo ja nie lubię takich kolacji. Ta atmosfera jest dla mnie taka ciężka i niekomfortowa. Czuję się niepotrzebna przy stole.
  - Nie mam za bardzo jak postawić się w twojej sytuacji, ale rozumiem cię.- powiedział, a ja uśmiechnęłam się do niego. Weszliśmy do altanki i usiedliśmy na ławce.
  - Dlaczego nie odezwałeś się do mnie przez te dwa dni?- spytałam, bo to pytanie już mnie trochę męczyło.
  - Przepraszam cię, ale naprawdę byłem zajęty pracą. Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziłaś?- spytał i sporzał mi w oczy. Widziałam w tym spojrzeniu prośbę i wybaczenie.
  - Nie obraziłam się, ale trochę mnie to martwiło i myślałam, że to ty się na mnie obraziłeś przez to, że cię okłamałam.
  - Mówiłem ci już wtedy, że nie. Dlaczego zwątpiłaś we mnie?
  - Nie wiem, ale chyba dlatego, że w ogóle do mnie nie dzwoniłeś, nie pisałeś, nic. Myślałam, że wtedy tak powiedziałeś, żebym nie była smutna.
  - Nie kłamałem wtedy, ale trochę cię rozumiem. Mogłaś tak pomyśleć. Jeszcze raz cię przepraszam, że nie dawałem żadnego znaku życia.
  - Przeprosiny przyjęte.- uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił gest. 
  - Wiesz masz naprawdę piękny dom. Chciałbym kiedyś w takim zamieszkać. Coś w takim nowoczesnym stylu sobie zaprojektowałem.
  - Chciałbyś być milionerem?- spytałam. Jednak nie uzyskałam od razu odpowiedzi. Widziałam, że Jake się zastanawia i mogę poczekać, bo nie jest to łatwe pytanie. W głębi serca nie chcę, żeby nim był. Wielu ludzi pieniądze niszczą. Chociaż są tacy, którzy przeznaczają ogromne sumy na różne organizacje pomagające niepełnosprawnym ludziom. Tacy mają serce i litość, ale niektórzy gdy są bogaci tracą głowę i tylko chcą więcej i więcej. Moi rodzice raz wsparli pewną organizacji, która pomaga chorym dzieciom, co nie czyni ich tak bardzo zapatrzonych w pieniądze, ale oni niestety zwracają na nie dużą uwagę. No cóż oni już są tacy jacy są. Może kiedyś się zmienią na lepsze. Byłaby to dla mnie bardzo szczęśliwa wiadomość.
  - Laura mam nadzieję, że przez moją odpowiedź się na mnie nie obrazisz, ale ja chcę ci powiedzieć prawdę.- odezwał się Jake. Boję się tego co chcę mi powiedzieć.
  - To mów. Zniosę wszystko.- odparłam.
  - Wiesz ja trochę chciałbym być milionerem, ale nie pozwoliłbym, żeby pieniądze mnie zmieniły. Nadal byłbym taki jaki jestem. Pieniądze są potrzebne w życiu, bo bez nich nie da się żyć w tych czasach. Teraz wszędzie liczą się one. Jednak czasami chciałabym być bogaty. Ty może tego nie rozumiesz, bo taka jesteś. Zastanów się czy chcałabyś być jak typowa dziewczna? Zwyczajni ludzie po prostu o tym czasami marzą. Praca w firmie twojego taty to już jest dla mnie sukces. Nie martw się, bo ja nie zwracam uwagi tylko na pieniądze. Przyjaciele też się dla mnie liczą. Proszę zrozum mnie. Ja naprawdę cię polubiłem. Nie dlatego, że jesteś córką milionerów tylko za twoją osobowość.- skończył swój monolog, po czym niepewnie złapał mnie za dłoń i spojrzał w oczy. Ja nie sprzeciwiłam się temu gestowi. Jego wypowiedź trochę mnie zdzwiła. On ma rację. Niektórzy ludzie pragną być bogaczami. Ja już taka się urodziłam i nie wiem czy poradziłabym sobie w "zwyczajnym" świecie. Za bardzo przyzwyczaiłam się do tego. Jednak czy chciałabym porzuciać moje życie? Stać się typową dziewczyną w moim wieku? Czasami tak bym chciała, ale czy już zawsze to nie wiem. To jest bardzo trudna odpowiedź i teraz do tego nie dojdę. Zresztą za długo już się nie odzywam. Jeszcze Jake pomyśli, że się na niego obraziłam.
  - Jake ja cię rozumiem. Powiedziałeś swoje zdanie i ja je szanuję. Lepsza jest szczera prawda niż kłamstwo. Dobrze, że zdobyłeś się na odwagę i powiedziałes co myślisz. Ja też cię lubię za to jaki jesteś i cieszę się, że jesteś ze mna szczery.- odpowiedziałam i wywołałam tym uśmiech na jego twarzy.
  - Cieszę się, że mnue zrozumiałaś. Jesteś wspaniałą dziewczyną.- odparł, a ja zarumieniłam się lekko.
  - Ty też jesteś wspaniałym chłopakiem.- uśmiechnęłam się.
  - Wiesz skoro tak dobrze się rozumiemy, to może zostaniemy przyjaciółmi?- spytał niepewnie. Skąd ona u niego się wzięła?
  - Okay zgadzam się.- powiedziałam, a ona się do mnie objął. Jednak po sekundzie odsunął się ode mnie.
  - Przepraszam, trochę mnie poniosło.
  - Za co ty mnie przepraszasz? Przecież przyjaciele się przytulają.- uśmiechnęłam się do niego.
  - Tak wiem, ale nie wiedziałem jak na to zareagujesz.
  - Jak widzisz bardzo dobrze.
  - Tak zauważyłem.- uśmiechnął się.
  - Wiesz może dlaczego moi rodzicie zaprosili twoich na kolację?- spytałam i zmieniłam temat.
  - A ty nie wiesz?
  - Nie wiem, bo nie mam za dobrego kontaktu z rodziciami. Nie rozmawiają ze mną za często, ale o tym już przecież wiesz. Przyszli w jakieś ważnej sprawie, czy co?
  - Po to, żeby porozmawiać. Tak mi powiedziała mama, ale czy to do końca jest prawda to już nie wiem.
  - Wiesz mam pewne przypuszczenia co do tej kolacji.
  - Jakie?
  - Przyszli jeszcze do nas rodzicie chłopaka Vanessy i twoi też. Myślę, że mama i tata chcą mnie z tobą zeswatać. Zresztą tata już mi ciebie przedstawił, więc to jest bardzo prawdopodobne.
  - Skąd wiesz, może tak nie jest?
  - Oj wierz mi znam już swoich rodziców. Miałam już trzech kandydatów na mojego chłopaka i też była z nimi kolacja. Po niej zawsze wychodziłam z tym chłopakiem, żeby się lepiej poznać, a gdy już oni od nas wychodzili to zawsze odmawiałam i mówiłam, że on mi się nie podoba. Teraz też pewnie zrobili tak samo, a gdy już będzicie się zbierać do wyjścia to pewnie mama lub tata zapyta mnie czy mi się podobasz.
  - A ty co odpowiesz?
  - Jeszcze nie wiem, co dokładnie powiem, ale napewno zgodzę się, żeby się z tobą widzieć. Powiem, że jesteśmy przyjaciółmi.
  - Okay już myślałem, że mnie odrzucisz.
  - Ciebie? Przecież jesteś moim przyjcielem.- uśmiechnęłam się, a on odwzajemnł gest.
  - Czyli, że twoi rodzice chcą ciebie ze mną zeswatać, tak?
  - To jest bardzo prawdopodobne. Wręcz pewne.
  - Lubisz jak tak wybierają ci chłopaków?
  - Nie lubię tego, bo ja sama chcę kogoś spotakać i zakochać się, gdy przyjdzie na to czas. Tych, których mi przedstawili byli synami milionerów. Byli oni egoistami, patrzli tylko na pieniądze moich rodziców i na mój wygląd. Nie chciałam ich bliżej poznać. Ty po raz pierwszy nie jesteś bogaty i szczerze to to mnie zdziwło, że to ciebie wybrali. Chociaż wiesz ty jesteś bardzo miły i sympatyczny i lubię cię, ale nie jesteś tacy jak tamci.
  - Może dlatego, że twój tata i mój bardzo się lubią.
  - Może dlatego. Nie wnikajmy już dlaczego to właśnie ciebie mi wybrali, ale cieszę się z tego wyboru. Przynajmiej jeden raz udało im się znaleźć kogoś fajniejszego.- uśmiechnęłam się do niego.
  - Dziękuję. Cieszę się, że tak myślisz.- odparł Jake i odwzajemnił mój gest. Później rozmawialiśmy już na inne tematy. Dobrze się czułam w jego towarzystwie i to mnie cieszyło, bo to jest podstawa do przyjaźni. Gdybym źle się czuła przy nim to nie wiem czy zgodziłabym się na przyjźń. Jake jest naprawdę bardzo miłym i sympatycznym chłopakiem. Przegadaliśmy ze sobą jakieś trzy godziny i w końcu musiał wracać do swojego domu.
  - I co Laura, podoba ci się Jacob?- spytała mnie mama, gdy już wszyscy staliśmy przy bramie.
  - Jake to bardzo miły i sympatyczny chłopak. Chciałabym, żeby jak na razie był moim przyjacielem.- odpowiedziałam i spojrzałam na szatyna, który się do mnie uśmiechnął.
  - Dobrze. Zaskoczyła mnie twoja decyzja, bo już trzy razy odrzuciłaś chłopaków.
  - Jake jest po prostu inny i to w nim lubię.
  - Tym razem lepiej wybraliśmy. To teraz już niestety czas się pożegnać.- odparła mama i dorośli zaczęli mówić sobie miłe rzeczy na koniec.
  - Czyli się zgodziłaś.- odezwał się Jake, któru stanął naprzeciwko mnie.
  - Mówiłam, że się zgodzę.- odpowiedziałam, a on mnie przytulił tylko tym razem dłużej. Ucieszyłam się z tego gestu. Po chwili odsunął się ode mnie.
  - To pa Laura.- uśmiechnął się.
  - Pa Jake.- odwzajemniłam jego gest i po chwili wszyscy goście wyszli za bramę. Gdy Jacob był już w samochodzie pomachał mi na pożegnanie, a ja zrobiłam to samo i zaraz odjechali.
  - Naprawdę cieszymy się, ze dałaś Jacobowi szansę.- odezwał się tata.
  - Ja też się cieszę.
  - To chodźmy teraz już do domu.- powiedziała mama i wszyscy weszliśmy do środka. Od razu poszłam do swojego pokoju. Wzięłam telefon do ręki i włączyłam go. Była już 21:50. To trochę wszyscy się zasiedzieliśmy. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
  - Proszę.- odezwałam się i do pokoju weszła Vanessa.
  - Hej Lau. Widzę, że zgodziłaś się na Jake'a.- powiedziała i usiadła na kanapie, a ja zaraz zrobiłam to samo.
  - Tak, ale jak na razie to on jest tylko moim przyjacielem. Nie jest moim "chłopakiem" jak twój Bryan. Tak w ogóle to jak tam wam się układa?- odparłam i zrobiłam cudzysłów w powietrzu, gdy mówiłam słowo - chłopakiem.
  - Dobrze. Dużo rozmawialiśmy ja zawsze, a u ciebie i Jake'a?
  - Też spoko. Dobrze się ze sobą dogadujemy.- powiedziałam i przypadkiem spojrzałam na otwarte drzwi balkonowe. Co jeśli zaraz przyjdzie do mnie Ross? Vanessa nie może go zobaczyć. Musze ją jakoś spławić. Jak na razie to nie chcę, żeby dowiedziała się, że on do mnie przychodzi i to w dodatku w nocy. Powiem jej kiedyś o tym, ale jeszcze nie teraz. Specjalnie ziewnęłam.
  - Wiesz chce mi się już trochę spać, a jeszcze muszę się wykąpać.- odparłam.
  - Okay już wychodzę ty mój śpiochu.- zaśmiała się i wstała z kanapy, po czym wyszła z mojego pokoju. Uff... to jak na razie nie dowie się, że Ross do mnie przychodzi. Chociaż nie wiem czy to dzisiaj zrobi. Wczoraj go nie było, więce może dzisiaj też. Szczerze to chciałabym się z nim zobaczyć. Dzisiaj widziałam już Jake'a, ale chciałabym też zobaczyć Rossa. Co jak co, ale teraz to oni są moimi przyjaciółmi. Sami mnie o to spytali i ja się zgodziłam, z czego się cieszę. Nie pojdę się wykąpać, bo nie chcę się znowu go wystraszyć. Poczekam sobie na niego. Wstałam z kanapy i wyszłam na balkon. Dokładnie rozejrzałam się po ogrodzie, ale jeszcze nigdzie go nie zauważyłam. Postałam tak parę minut aż w końcu ujrzałam jakąś sylwetkę obok bramy. Szybko schowałam się w pokoju, ale nadal nie spuszczałam wzroku z tamtego miejsca. Po chwili zobaczyłam, że ta osoba zwinnie przechodzi przez bramę i już wiedziałam, że to jest Ross. W głębi serca poczułam szczęście. Widzę jak rozgląda się uważnie po terenie i w końcu przechodzi przez drzewka i szybko i cicho skrada się w kierunku naszego domu. Szybko odsunęłam się od drzwi i usiadłam na kanapie. Dla lepszego efektu włączłam telewizor. Co chwilę zerkałam na balkon aż w końcu zobaczyłam jego blond włosy i spojrzałam w ekran.
  - Hej Lau.- usłyszałam jego głos i odwróciłam się w jego kierunku. Gdy go zobaczyłam od razu na moje usta wpłynął uśmiech.
  - Hej Ross.- powiedziałam, a on usiadł obok mnie na kanapie.
  - Widzę, że dzisiaj cię nie zaskoczyłem swoją obecnością.
  - Zaskczyłeś mnie jak zawsze. Myślałam, że nie przyjdziesz.
  - A widzisz, a jednak jestem.- uśmiechnął się.
  - Cieszę się, że cię widzę. Dlaczego wczoraj nie przyszedłeś?- spytałam i napotkałam swoim spojrzeniem jego oczy.
  - Wiesz nie było mnie wczoraj, bo pomyślałem, że pewnie będziesz się mnie spodziewać, a dzisiaj już trochę mniej. Dlatego właśnie postanwoiłem przyjść dziś.- odpowiedział patrząc mi w oczy. Jakie on ma ładne brązowe oczy. Po chwili jednak spuścił ze mnie swój wzrok.
  - Tak dobrze myślaleś. Wczoraj czekałam na ciebie, ale dzisiaj też, chociaż już myślałam, że nie przyjdziesz.
  - A tak w ogóle to widziałem cię na balkonie. Pewnie gdy mnie zobaczyłaś to się schowałaś w pokoju i udawałaś, że oglądasz telewizję.- uśmiechnął się.
  - Skąd wiedziałeś, że to właśnie zrobiłam? Czytasz mi w myślach, czy co?- spytałam, bo trochę mnie to zdziwiło.
  - Nie, ale domyśliłem się. Zresztą sama właśnie się przyznłaś, że tak było.
  - Rzeczywiście to zrobiłam.- uśmiechnęłam się.
  - Wiesz pomyślałem, że może dzisiaj pójdziemy do ogrodu. Tam pod wierzbą jest ciemno i nikt nas nie zobaczy, co ty na to?- spytał.
  - A jak zejdziemy?
  - Po pregoli, a jak inaczej? Przecież jak wyjdziesz przez drzwi to jeszcze ktoś nas razem zobaczy.
  - Masz rację, ale ja nigdy nie schodziłam w ten sposób. Nie umiem tak. Co jeśli spadnę?
  - Zejdę pierwszy i w razie czego cię złapię. Musisz mi tylko zaufać. Zaresztą to nie jest wysoko. Dasz sobie radę.- uśmiechnął się do mnie.
  - Okay ufam ci, ale napewno mnie złapiesz w razie czego?- upewniłam się.
  - Tak zrobię to.
  - Okay to chodźmy, ale może wezmę jakiś koc, bo chyba nie będziemy cały czas stać.
  - Weź napewno się przyda.- odparł Ross, a ja wzięłam rzecz i wyszliśmy na balkon. Uprzednio wyłączyłam telewizor i zgasiłam światło. Jakby co to ja śpię.
  - To teraz patrz na mnie, późnej zejdziesz w ten sam sposób co ja.- powiedział, a ja przytaknęłam głową. Ross przeszedł przez barierkę i zaczął schodzić po pergoli. Po chwili był już na ziemi.- Okay, a teraz ty. Uda ci się.- szepnął, a ja głęboko odetchnęłam. Dam sobie radę. Mocno złapałam się barierki i przełożyłam jedną nogę. Po chwili zrobiłam to samo z drugą.- Dasz sobie radę. W razie czego cię złapię.- powiedział blondyn, a ja postawiłam stopę w szparę między deskeczkami. Nie jest tu wsysoko, ale ta pregola nie jest za bardzo wytrzymała. Dodatkowo było ciemno. Powoli i ostrożnie schodziłam w dół.- Już prawie. Jeszcze trochę.- odparł Ross i po chwili poczułam stały grunt pod nogami. Tak udało mi się! Odróciłam się do niego.
  - Brawo dałaś sobie radę.- uśmiechnął się.
  - Tak, ale to dzięki tobie, bo mnie wspierałeś.- odpowiedziałam i odwzajemniłam jego gest.
  - Teraz chodź za mną. Bądź ostrożna, bo nie możesz hałasować.
  - Okay.- przytaknęłam. Ross szedł w kierunku drzek, a ja za nim. Starałam się chodzić najciszej jak umiałam i udawało mi się to. Po chwili dotaraliśmy do nich i dalej podążaliśmy obok bramy. Szybko pokonaliśmy tą trasę i znaleźliśmy się pod wierzbą. Rzeczywiśce jest pod nią ciemno i prawie nic nie widać. Ross przedł przez głązki.
  - Co ty robisz?- spytałam.
  - No chodź tu do mnie.- odpowiedział, a ja wyszłam z pod drzewa.
  - Nikt nas tutaj nie zobaczy?
  - Nie spokojnie. Przecież i tak już prawie wszyscy śpią.- odparł i rozścielił koc na trawie, po czym położył się na nim.- Połóż się obok mnie.- uśmiechnął się i poklepał wolne miejsce.
  - Okay, ale co będziemy robić?- spytałam i położyłam się obok niego.
  - Spójrz w górę to zobaczysz.- odpowiedział, a ja powędrowałam wzrokiem na niebo. Było na nim mnóstwo gwiazd.
  - Wow... jakie piękne gwiazdy.- szepnęłam.
  - Tak i tak możemy częściej tutaj leżeć, co ty na to?
  - Okay.
  - A tak w ogóle to jeszcze nie powiedziałem ci, że ładnie wyglądasz.- powiedział i spojrzał na mnie.
  - Dziękuje.- uśmiechnęłam się.
  - Miałaś dzisiaj jakąś uroczystość, czy coś?
  - Miałam kolację z moimi rodzicami oraz z rodzicami takich dwóch chłopaków.- odpowiedziałam trochę się zacinając.
  - Jakich chłopaków?
  - No, bo wiesz ty nie jesteś moim jedynym przyjacielem.- zaczęłam, ale przerwałam na chwilę. Poczułam się troche niezręcznie i sama nie wiem dlaczego.
  - Tak masz jeszcze moją siotrę i braci oraz Ellingtona, ale z chłopakami tak bardzo się nie znasz.
  - Tak, ale ja znam też kogoś innego niż wy.
  - Naprawdę?
  - Tak i to jest chłopak. Nazywa się Jacob i to jego poznałam pierwszego, bo zaraz w drugi dzień mojego pobytu w LA. Dzisiaj moi rodzice zaprosili jego z jego rodzicami na kolację. No i Jake spytał mnie czy chcę się z nim przyjaźnić i ja się zgodziłam, bo dobrze się z nim dogaduję. Chyba nie jesteś na mnie zły za to, że ci o nim nie powiedziałam wcześniej?- spytałam, a jego wzrok utkwił na moich oczach. Nie chciałam spuszczać z niego mojego spojrzenia.
  - Lau, dlaczego miałbym się na ciebie obrazić? Ty możesz mieć i wiele innych przjaciół, a ja będę ich tolerował. Jesteś przecież moją przyjaciółką, więc muszę to robić.- uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam jego gest. Od razu poczułam się lepiej po jego wyznaniu.
  - Cieszę się, że tak myślisz. Szczerze to czuję się jakbym znała cię już dłużej, a widziałam się z tobą tylko trzy razy. Nie wiem jak to się stało.
  - Po prostu my Lynchowie jesteśmy bardzo towarzyscy i nowych znajomych traktujemy jak już tych znanych.
  - Ta wasza magia zadziałała na mnie.- zaśmiałam się.
  - To chyba dobrze, co nie?
  - Tak.
  - Teraz znowu wrócę do poprzedniego tematu. Powiedziałaś, że mieliście kolację razem z rodzicami dwóch chłopaków. Kto jest tym drugim?- spytał.
  - To jest przyjaciel Vanessy, ale przy rodzicach udają parę, ale tak naprawdę tylko się lubią.
  - Czyli Vanessa jest tak jakby już zajęta. Riker nie ucieszy się tym za bardzo, bo spodobała mu się twoja siostra.
  - Domyśliłam się tego. Możesz mu tego nie mówić? Van pewnie sama będzie chciała to zrobić.
  - Okay będę milczał jak grób.
  - To dobrze.
  - Może poparzymy teraz na gwiazy, co?
  - Pewnie.- odparłam i spojrzeliśmy w niebo. Zapanowała pomiędzy nami przyjemna cisza, którą wypełniały tylko nasze oddechy i ciche cykanie koników polnych. Gwiazdy są jednym z piękniejszych widoków jakie istnieją na ziemi. Można wpatrywać się w nie godzinami. Mi nigdy to się nie nudziło. Czasami potrafiłam nawet zasnąć na zewnątrz, ale spałam wtedy całą noc i obudziłam się dopiero, gdy słońce wzeszło. Zawsze, gdy leciała spadająca gwiazda to wypowiadałam wtedy życzenie i nadal to robię, bo kto tego nie robi widząc ją? Mało osób. Jednak te życzenia żadko się spełniały. Chociaż teraz już jedno tak, czyli posiadanie przyjaciół. Westchnęłam cicho.
  - Czemu tak wzdychasz?- spytał Ross.
  - Jakoś tak samo wyszło przez moje rozmyślania.- odpowiedziałam.
  - Wiesz, gdy patrzę w gwiazdy to myśli same przychodzą mi do głowy. Tak mam zawsze. Zresztą pozytywne rozmyślanie i podziwianie gwiazd jest czymś bardzo przyjemnym.- mówił to wpatrzony w niebo, ale czasami na mnie zerkał.
  - Ja mam dokładnue tak samo. Zresztą ja bardzo często rozmyślam i czasami po prostu się wyłączam, ale to u mnie jest zupełnie normalne.- uśmiechnęłam się.
  - Lubisz patrzeć na gwiazdy?
  - Tak, odkąd pamiętam to zawsze sprawiało mi to przjemność, a ty?
  - Tak i to bardzo, ale już o tym przed chwilą mówiłem. Masz swoją gwiazdę?
  - Tak i mogę dokładnie określić jej położenie.
  - Okay to mów.
  - Widzisz Mały Wóz i Gwiazdę Polarną?- spytałam i wskazałam na nią.
  - Tak.
  - Teraz spójrz trochę w prawo i tam zobaczysz taką jasną gwiazdę. Widzisz ją?
  - Tak, jasno świeci. To teraz ja ci powiem gdzie jest moja.
  - Zamieniam się w słuch.
  - Otóż moją znajdziesz bardzo szybko, bo jest blisko twojej, ale trochę wyżej. Widzisz ją?- spytał, ale wskazał też na nią.
  - Tak rzeczywiście jest bardzo blisko mojej. Może to coś znaczy.
  - Co na przykład?- spytał i spojrzał na mnie.
  - Może jesteśmy sobie przeznaczeni, ale raczej to jest po prostu zbieg okoliczności.
  - Może tak, może nie. Ta pierwsza opcja może jest możliwa, ale nie jestem jej do końca pewny.
  - Zawsze i tak może to oznaczać, że będziemy przyjaciółmi na zawsze. Jednak tego nie jesteśmy pewni.
  - Cokolwiek to może oznaczać to chyba będzie to z korzyścią dla nas.
  - Tak.- uśmiechnęłam się. Ponownie zapanowała pomiędzy nami cisza. Patrzyłam na nasze gwiazdy. Może rzeczywiście to oznacza, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Chociaż, gdy wybieraliśmy te gwiazdy to jeszcze się nie znaliśmy. Nie będę się już nad tym głowić, bo to, że mamy je blisko swoich jest fajne. Dwie jasne gwiazdy będące obok siebie i dwie osoby leżące obecnie obok siebie wpatrzone w te dwa punkty na niebie. Może zabrzmiało to trochę dziwnie, ale trudno. Do moich myśli nikt nie ma wstępu i mogę myśleć o czym tylko chcę i jak bardzo nieskładnie. Powiał lekki i zimny wiatr, a po moim ciele przeszły ciarki, bo w końcu mam na sobie tylko sukienkę. Zapomniałam wziąźć jakiejś bluzy.
  - Zimno mi trochę.- szepnęłam, a Ross spojrzał na mnie. Ja rówieź odwróciłam głowę w jego kierunku. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały, ale zaraz odwróciliśmy wzrok.
  - Chcesz już wrócić do pokoju?
  - Nie chce mi się za bardzo, bo przyjemnie mi się tu z tobą leży po gwaizadami i rozmawia. Czasami nawet potrafiłam zasnąć na zewnątrz i budziłam się dopiero o wschodzie słońca.
  - Skoro jeszcze chcesz trochę zostać to może dam ci swoją bluzę, żeby było ci cieplej?
  - Nie musisz tego robić, bo wtedy będzie tobie zimno.
  - Nie będzie mi aż tak zimno.- odparł i zdjął z siebie bluzę i podał ją mi. Założyłam ją i od razu było mi cieplej.
  - Dziękuję.- uśmiechnęłam się do niego.
  - Nie ma za co.- odwzajemnił gest.- I co już lepiej?
  - Tak jest mi dużo cieplej.- odparłam i kątem oka spojrzałam na dom. W tej sekundzie zapaliło się światło w salonie.- Ross ktoś jest w salonie. Schowajmy się pod wierzbą.- powidziałam, a on odwrócił głowę i przytaknął. Szybko wstaliśmy i zabraliśmy koc.
  - Mam nadzieję, że nikt nas nie widział.- odezwał się.
  - Oby, bo nie będzie dobrze, gdy ktoś zauważy, że mnie nie ma w pokoju. Chociaż niikt tam nie zagląda o tej porze.
  - Chyba to nie był dobry pomysł, żeby cię tu zabrać.- westchnął.
  - Nie no co ty, ja bardzo lubię patrzeć na gwiazdy i podoba mi się takie potajemne wychodzenie.
  - Chciałabyś tak częściej?
  - Tak, czemu nie. Tylko musimy uważać, żeby nikt nas nie zobaczył.
  - O to już ja się postaram.
  - O zobacz światło już zgasło. Może już odprowadzisz mnie do mojego pokoju?- spytałam.
  - Okay, ale jeszcze chwilę zaczekajmy, żeby było bezpieczniej.- odpowidział, a ja skinęłam głową. Ross patrzył na dom przez gałązki wierzby, a ja oparłam się o pień. Zdecydowanie możemy częściej tak tutaj leżeć i oglądać gwiazdy. Podoba mi się takie wspólne spędzanie czasu. Jestem tylko ciekawa, czy Ross jutro do mnie przyjdzie, czy też może nie. Spytam go o to później, bo teraz nie chcę mu przeszkadzać w obserwowaniu terenu. Jejku już minął tydzień odkąd przeprowadziliśmy się do Los Angeles. Ten czas zleciał mi naprawdę bardzo szybko. Znowu mogę stwierdzić, że cieszę się z przyjazdu tutaj. Dla takich chwil warto było tutaj być. Wiem, że to dopiero początek moich nowych wrażeń. Jestem ciekawa co jeszcze takiego przyniesie mi los. Mam nadzieję, że będą to dobre rzeczy.
  - Okay możemy iść.- odezwał się Ross i wyszliśmy z pod wierzby. Tak jak poprzednio przeszliśmy za drzewkami, a późnej szybko pod balokn.
  - To kto wchodzi pierwszy?- spytałam.
  - Ty, a ja w razie czego będę cię asekurował.- odpowiedział blondyn, a ja postawiłam stopę na pierwszej kratce. Wspinałam się powoli i ostrożnie i w końcu udało mi się wejść na balokon.- Brawo robisz postępy w wchodzeniu po pregoli.- odparł, a ja uśmichnęłam się. Po chwili Ross był razem ze mną na górze.
  - Czyli co już się żegnamy, tak?- spytałam.
  - Nie wiem jak chcesz.
  - Mi to obojętne, ale chyba już czas się rozsać. Miło spędziłam czas z tobą.
  - Tak ja też, czyli częściej chcesz tak leżeć po gwiazdami?
  - Tak.
  - Okay, czyli następnym razem też tak zrobimy.
  - Dokładnie. Przyjdziesz do mnie jutro?
  - Zobaczysz.- uśmiechnął się do mnie.
  - Okay, ale i tak będę na ciebie czekać.
&nbso; - Jak tam sobie chcesz.
  - To skoro już zaraz idziesz to oddam ci twoją bluzę.- odparłam i ściągnęłam ją z siebie i podałam Rossowi.
  - Dzięki. To pa Lau.- uśmiechnął się.
  - Pa Ross.- odwzajemniłam jego gest. Blondyn podszedł do mnie i objął w pasie. Ja zarzuciłam ręce na jego szyję i chwilę trwaliśmy w takiej pozycji. W jego ramionach poczułam się bezpieczie i przyjemnie. Po chwili Ross obluźnił uścik i puścił mnie.
  - To do zobaczenia.- uśmiechnął się i przeszedł za barierkę, po czym zszedł po pergoli. Szybko przebiegł do drzewek i zwinnie pokonał bramę. Później jego sylwetka znikła mi z pola widzenia. Weszłam do środka pokoju i zamknęłam drzwi balkonowe. Treaz już zawsze będę otwierała je koło dziesiątej. Jeszcze muszę się wykąpać. Wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Tam umyłam ciało i włosy. Po jakiś 15 minutach wyszłam z pomieszczenia i udałam się do sypialni. Położyłam się na łóżku i obróciłam się na lewy bok. Chwilę przemyślałam cały dzisiejszy dzień i stwierdziłam, że był on bardzo udany. Później odpłynęłam do krainy snów.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam podobał się rozdział? Myślę, że nawet mi się udał. To już bardziej rozwinęłam relacje Laury z Rossem i z Jake'iem. One jeszcze bardziej będą się pogłębiać i zadzieje się. Na Raurę jako parę jeszcze długo sobie poczekacie. Proszę komentujcie, bo to mi naprawdę pomaga w pisaniu.
Do napisania!!!

9 komentarzy=next

9 komentarzy:

  1. Rozdział świetny czekam na Raurę :D <333
    piszesz bosko <3,kocham bloga <3
    pozdrawiam monia

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział.:* Czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do TB, więc tutaj: http://opowiadanieraura.blogspot.com/2015/10/tb.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisty < 3
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chce Raure no!! Wez nie kaz nam tyle czekać. Nie lubię Jake co z tego ze jest miły i tak go nie lubię bo zarywa do mojej Lau, która ma być z Rossem. O!
    Rozdział cudowny!
    Czekam na next :D
    Całuski :*
    ~ Pinni

    OdpowiedzUsuń
  6. No heloł
    Zdrowa ja przybywam
    Ale kto powiedział, że zdrowa psychicznie lol, dobre Sylwia
    Tak więc no
    Do cholery jasnej ile jeszcze mam czekać na Raure?!
    Ty mi tutaj z Dżejkiem wyskakujesz ja ci dam go na kandydata ja ci dam kurde
    Ale Awww oglądanie gwiazd awww kurde to było piękne no
    W połowie ci wybaczam
    Ale ten Dżejk ma zakaz zbliżania się do Lau na 1 metr
    Lol i tak sie mnie nie posłuchasz
    Ale no rozdział cudny i wgl czekam na nexta
    I na Raure
    Oczywiście
    <33333
    Pisz tą Raure bo jak nie to znajde cie
    Lol nie znajde
    Ale co groże tak dobrze czytasz

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały rozdział <3
    Czekam na nexta! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział :*
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )