sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 15

"You know you set me free like no one else" ~ "Ty wiesz że dajesz mi wolność jak nikt inny" - Crazy 4u

~Los Angeles, 09.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Siedzę w przy biurku i rysuję konia. Jednak nie idzie mi za dobrze. Chyba nie mam dzisiaj weny. Odłożyłam wszystkie rzeczy do szuflady. Co by tu innego porobić? Może zadzwonię do Rydel i się spotakamy? To jest dobry pomysł. Wzięłam mój telefon i wybrałam jej numer, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę. Chwilę poczekałam aż odbierze.
  - Hej Lau. - usłyszałam jej wesoły głos, który był trochę zniekształcony.
  - Hej Delly. - odpowiedziałam i na usta wykradł mi się uśmiech.
  - Po co dzwonisz?
  - Nudzi mi się w domu. Może mogłabym do was wpaść? Van pewnie też przyjdzie.
  - Jasne, że możecie. Dla was zawsze naz dom będzie otwarty.
  - Okay to przyjdziemy do was za jakieś pół godziny. Może szybciej.
  - Dobra, a tak w ogóle to miałam do was zadzwonić, bo wpadłam na pewien pomysł, który może wam się spodobać. Nie zdradzę teraz, o co mi chodzi. Powiem wam, gdy przyjdziecie.
  - Okay, już jestem ciekawa co wymyśliłaś.
  - Myślę, że zgodzicie się na to.
  - No pewnie tak. Okay to pa Delly.
  - Do zobaczenia za pół godziny. - odpowiedziała blondynka i rozłączyła się. Na jaki pomysł wpadła Rydel? Jestem tego bardzo ciekawa. Muszę iść po Vanessę. Wyszłam ze swojego pokoju i udałam się do jej, uprzednio pukając. Zastałam ją leżacą na łóżku i słuchającą muzyki.
  - Hej Van. - odezwałam się i usiadłam obok niej.
  - Hej Lau. - odparła i ściągnęła słuchawki.
  - Chcesz może iść teraz do Rydel? Przed chwilą do niej dzwoniłam i mam jej pozwolenie.
  - No jasne, że chcę. Jeszcze się pytasz?
  - Wiedziałam, że się zgodzisz. - uśmechnęłam się. - Rydel wpadła na jakiś pomysł i przedstawi go nam, gdy przyjdziemy.
  - Ciekawe co to będzie.
  - Też się nad tym zastanawiam. To co zbieramy się do wyjścia?
  - Okay. - odparła Vanessa i wyszłyśmy z jej pokoju. Udałyśmy się do kuchni, że powiadomiść Natalie o wyjściu.
  - Jedziemy limuzyną czy taksówką? - spytałam.
  - Taksówką, bo nie chcę rzucać się bardzo w oczy.
  - Też pomyślałam o tym rozwiązaniu. - uśmiechnęłam się. Gdy zobaczyłśmy samochód zaczęłyśmy machać i po chwili taksówka zatrzymała się przed nami. Wsiadłyśmy do niej i podałyśmy adres Lynchów. Zaraz odjechaliśmy.
  - Jak myślisz co wymyśliła Rydel? - spytała Vanessa.
  - Nie wiem, ale ona jest bardzo pomysłowa, więc napawdę nie wiem, czego możemy się po niej spodziewać. - odpowiedziałam.
  - Tak nigdy nie wiadomo co wpadnie jej do głowy. - odparła Van. Przez całą drogę do domu naszych przyjaciół rozmawiałyśmy na różne tematy. W końcu zatrzymaliśmy się przed właściwym budynkiem.
&nbso; - Dziękiemy za podwózkę. - powiedziałam i zapłaciłam kierowcy. Wysiadłyśmy z taksówki i zadzwoniłyśmy dzwonikiem. Po chwili drzwi otworzyły się i ukazała nam się Rydel.
  - Hej dziewczyny. - powiedziała wesoło i uścisnęła nas na powitanie.
  - Hej Delly. - odparłyśmy.
  - Wchodźcie do środka. - otworzyła szerzej drzwi. Weszłyśmy na korytarz i ściągnęłyśmy buty. - Jak ja dawno was nie widziałam.
&nbso; - Minęły tylko dwa dni. - odpowiedziała Vanessa.
  - Co z tego? I tak się za wami stęskniłam. - uśmechnęła się.
  - Nam też brakowało twojego humoru. - zaśmiałam się i szłyśmy w kierunku salonu. Już udzielił mi się nastrój panujący w tym domu. Naprawdę, gdy tylko przejdę przez próg tego domu to już towarzyszy mi dobry humor. To chyba jest zależne od tego, że mieszkają tu moi przyjaciele. Bardzo lubię spędzać z nimi czas.
  - Cześć dziewczyny. - odezwali się chłopaki, gdy weszłysmy do salonu.
  - Hej. - odpowiedziałyśmy i usiadłyśmy na kanapie. Usiadłam obok Rossa, bo było wolne miejsce. Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam gest.
  - Rydel zdradzisz nam swój pomysł skoro są już dziewczyny? - spytał Rocky.
  - To wy też nie wiecie o co jej chodzi? - odparała Vanessa, a chłopaki zaprzeczyli. Normalnie wyjęła mi to pytanie z ust. Teraz to już naprawdę jestem ciekawa, co Rydel ma nam do powiedzienia.
  - Otóż wczoraj, gdy leżałam w łóżku wpadłam na pomysł, żeby wspólnie spędzić ten weekend. Chodzi mi o to, żeby pojechać gdzieś, na przykład pod namioty, albo coś w tym stylu. Taki rodzinno - przyjacielski wypad za miasto. Co wy na to? - powiedziała Rydel. Zauważyłam, że na twarzy wszystkich pojawił się uśmiech, co oznacza, że się zgadzamy.
  - Jasne. - odparliśmy chórem, po czym zaśmialiśmy się.
  - Jaka synchronzacja. - odezwał się Ellington.
  - Masz na myśli jakieś konkretne miesjce, gdzie pojedziemy? - spytał Ross.
  - Nie zanam takich miejsc dlatego mówię wam o tym teraz, bo dziś jest środa, więc mamy dwa dni łącznie z tym, na wymyślenie tego.- odpowiedziała blondynka.
  - Możemy znaleźć jakiś camping w pobliżu LA. Wystarczy trochę poszperać po internecie. - odezwał się Riker.
  - Może to być też jakiś domek nad morzem. - odparł Rocky, a mi w głowie zaświtał pewien pomysł.
  - Już mam pomysł na mijesce. - powiedziłam.
  - Jaki? - spytała Rydel.
  - Mamy domek nad morzem. Jest on oddalony o godzinę drogi od LA. Jest on w miejscu, gdzie w ogóle nie ma ludzi, więc będziemy mieli dużo prywatności. Co wy na to? - zaproponowałam.
  - Okay, to jest dobry pomysł. - odparł Riker.
  - Ile pokoi jest w tym waszym domku? - spytała Rydel.
  - Cztery sypialnie, mały salon, kuchnia i dwie łazienki. - odpowiedziała Vanessa.
  - To jest mały problem ze spaniem. - odparłam.
  - Chyba, że możemy spać we dwie osoby w jednym pokoju, a jedna ma swój własny. - odezwał się Ross.
  - To ja już nawet wiem jakie mogą być pary. - uśmiechnęła się Rydel.
  - Jakie? - spytał Ellington.
  - Laura z Rossem, Vanessa z Rikerem, ja z Ellingtonem, a Rocky ma osobną sypialnię. Co wy na to? - zaproponowała, a ja spojrzałam na Rossa. On też zrobił to w tym samym czasie, więc nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił mój gest. Ja się zgadzam na taki układ. Już widzę pół nocy przegadanej z nim. Już wiem, że będzie to wspaniały weekend i nie mogę się go doczekać.
  - Chyba tak będzie najlepiej. - odparł Ross.
  - Okay to mamy już załatwione gdzie i jak śpimy. To chyba już wszystko, co nie? - spytał Rocky.
  - Jeszcze potrzebujemy zgody naszych rodziców na pobyt w domku. - odpowiedziałam.
  - Damy radę ich przekonać. - odparła Vanessa.
  - Najczęściej możemy zrobić to o co poprosimy.
  - Jak już spytamy rodziców to damy wam znać. Myślę, że pojedziemy tam.
  - No to dziewczyny trzymamy za was kciuki i życzymy powodzenia. - powiedział Riker.
  - Dzięki, może się przyda. - uśmiechnęła się Van.
  - Już coś czuję, że to będzie udany weekend. - odezwał się Ell.
  - W takim gronie to napewno. - uśmiechnął się Rocky.
  - Cieszę się, że zgodziliście się na mój pomysł i że mamy już wszystko obgadane. - powiedziała Rydel.
  - To skoro już wszystko jest załatwione to może teraz coś porobimy? - spytał Riker.
  - Może zagramy na Xboxie?- zaproponował Rocky, a każdy przystał na ten pomysł.
  - Zagramy w grę taneczną. Co wy na to dziewczyny? - spytała Rydel.
  - Okay. - odpowiedziałyśmy, a Ellington włączył sprzęt.
  - Kto gra z nami? Mamy jedno wolne miejsce .- powiedziała blondnka.
  - Mistrz parkietu z wami pogra. - odparli jednocześnie Ross i Riker, po czym się zaśmiali.
  - Choć najpierw Ross, a później Riker.
  - Okay. - odparli, a do nas dołączył młodszy blondyn. Tańczyliśmy i świetnie się ze sobą bawiliśmy. Nawet nie wiem ile zajęło nam czasu granie. On leciał bardzo szybko, a ja nawet nie zwracałam na niego uwagi. Będąc w takim gronie myśli się tylko o drobej zabawie. Inne myśli po prostu nie przychodzą mi do głowy. Kocham spędać czas z Lynchami i Ellingtonem. Po kilku godzinach gry padliśmy zmęczeni na kanapę.
  - Coś mi się wydaje, że spaliłam mnóstwo kalorii. - odezwała się Rydel.
  - Tak, zrzuciłyśmy trochę tłuszczyku. - powiedziałam.
  - Ty to mówisz? Ty jesteś szczupła. - odparła blondynka, a ja się uśmiechnęłam.
  - Wiecie, ja i Lau musimy się już powoli zbierać, bo musimy powiedzieć rodzicom o tym naszym weekendowym wypadzie. - odezwała się Vanessa.
  - Tak, musimy ich o to spytać. Nawet nie wiem, o której przyjeżdżają z pracy. - odpowiedziałam.
  - Skoro musicie to idźcie. Zresztą to od decyzji wszych rodziców zależy nasz wyjzd. - odparła Rydel.
  - To ja was zawiozę, bo nie będziecie przecież szły. - powiedział Ross.
  - Okay to ja siedzę z przodu. - uśmiechnęłam się.
  - Znowu będę musiała słuchać waszego flirtu. - zaśmiała się Van.
  - Oj nie mów tak, bo gdyby jechał Riker to ty byś to robiła. - odgryzłam się jej.
  - No w sumie masz rację. - odezwał się Riker.
  - Ty też jesteś przeciwko mnie? - spytała moja siostra.
  - Ja jestem z tobą, a stwierdzam też fakty. - uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła gest.
  - Dobra koniec już tych pogaduszek, bo czas już na nas. - powiedziałam.
  - Znjąc nas to pewnie byśmy się bardziej zagadali i nie wiadmo kiedy skończyli. - odparła Van i wstała z kanapy, a ja i Ross zaraz zrobiliśmy to samo.
  - Pa wszystkim. - ja i Vanessa powiedziałyśmy wspólnie.
  - Pa dziewczyny. - odpowiedzieli, a my udaliśmy się na korytarz. Założyliśmy buty i wyszliśmy z domu. Ross poszedł wyciągnąć samochód z garażu i po chwili pojazd stanął przed nami. Weszłyśmy do środka i odjechaliśmy. Cała droga upłynęła nam na żywej rozmowie na różne tematy. Czas minął mi bardzo szybko i nim się spostrzegłam i staliśmy pod naszym domem.
  - Dzięki za podwózkę Ross.- powiedziała Van.
  - Spoko, lubię was zawozić.
  - To pa Ross. - odparła moja siostra i wyszła z samochodu. - A ty Lau nie idziesz? - spytała, gdy zostałam w samochodzie.
  - Za chwilę, muszę tylko się jego czegoś zapytać. - odpowiedziałam.
  - Okay dam wam chwilę prywatności i wejdę już do domu. - uśmiechnęła się i otworzyła drzwiczki bramy.
  - O co chcesz się mnie zapytać? -spytał Ross.
  - Przyjdzesz dziś do mnie?
&nbsb; - To się jeszcze okaże. - uśmiechnął się.
  - To będę na ciebie czekała.
  - Przecież ja nie powiedziałem, że przyjdę.
  - Wiem, ale pewnie tak pomyślałeś. - uśmiechnęłam się.
  - Czy ty mi czysz w myślach? - zaśmiał się.
  - Nie, ale wiem, że lubisz do mnie przychodzić.
  - I tu mnie masz.
  - Czyli widzimy się o dziesiątej, tak? - spytałam.
  - Pewnie tak.
  - Okay skoro już mamy to ugadane to chyba muszę już iść, bo Vanessa zaraz będzie miała swoje podejrzenia.
  - To cię nie zatrzymuję. Pa Lau. - uśmiechnął się.
  - Pa Ross. - odwzajemniłam jego gest i wyszłam z samochodu. Przeszłam przez bramę, po czym udałam się w stronę wejścia. Gdy otworzyłam już drzwi, odwróciłam się i pomachałam Rossowi. On odmachał i odjechał. Spostrzegłam, że się uśmiecham. Nie dziwię się już temu, bo tak działa na mnie Ross. Weszłam do środka domu i udałam się do kuchni. Gdzie zastałam Natalie z Vanessą.
  - Dzień dobry. - przywitałam się.
  - Dzień dobry Lauro. - odpowiedziała gosposia.
  - Już pożeganłaś się z Rossem? - spytała Van.
  - Tak.
  - Kto to jest Ross jeśli mogę wiedzieć? - powiedziała Natalie.
  - To jest mój przyjaciel. - uśmiechnęłam się.
  - Jak na razie przyjaciel, bo nie wiadomo co będzie później. - odparła moja siostra.
  - Znowu zaczynasz ten temat? Ja cię nie słucham. Idę się przebrać. - odpowiedziałam i szybko wyszłam z kuchni. Udałam się na górę po schodach i weszłam do swojego pokoju. Od razu podeszłam do garderoby. Wybrałam niebieską koszulę w czarną kratę i do tego czarne dżinsy. Ściągnęłam z siebie spocone od gry na Xboxsie ubrania i założyłam czyste. Poszłam do łazienki, a tam rozczesałam włosy i popsikałam się perfumami. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
  - Proszę. - odezwałam się, a do pokoju wszedł lokaj.
  - Przepraszam, że przeszkadzam, ale przyszedł do ciebie chłopak i czeka pod drzwiami. Mam go wpuścić? - powiedział mężczyzna.
  - Tak. - skinęłam głową, a on wyszedł i po chwili w wejściu zobaczyłam Jacoba. Co on tutaj robi?
  - Jake? Co ty tutaj robisz? - spytałam nie ukrywając zaskoczenia.
  - Może tak na początek jakieś hej, albo cześć? - uśmiechnął się.
  - Przepraszam cię. Cześć Jacob. - odpowiedziałam i podeszłam do niego.
  - Hej Lau. Co tam u ciebie słychać?
  - Jest w porządku. Dzisiaj byłam u swoich przyjaciół. Możesz mi powiedzieć, co u mnie robisz tak niespodziewanie?
  - Chciałem przyjść do ciebie bez zapowiedzi, żeby zrobić ci niespodziankę. Chyba mi się to udało. - uśmiechnął się.
  - Tak, naprawdę mnie zasoczyłeś. Nie powinieneś być w pracy? Jest po czwartej.
  - Zazwyczaj o tej godzinie ją kończę, ale czasami zdarzają mi się nadgodziny. Masz jeszcze jakieś pytania jeśli chodzi o moją obecność? - zaśmiał się.
  - Nie mam już więcej pytań. - uśmechnęłam się.
  - A tak w ogóle to masz bardzo ładny pokój.
  - Tak wiem, bo w końcu projektował go mój tata.
  - On ma wieki talen jeśli chodzi o architerkurę.
  - Tak, masz rację. Może wyjdziemy do ogrodu? - spytałam.
  - Okay, mi to obojętne gdzie będziemy. - odpowiedział Jacob i wyszliśmy z mojego pokoju. Udaliśmy się do ogrodu. Szliśmy w milczeniu po dróżce. Przeszliśmy przez mostek prowadzący do altanki i usiedliśmy na ławce.
  - Mimo, że już byłem w tym ogordzie to nadal zadziwia mnie swoim pięknem. - odezwał się Jake.
  - Taki już jest urok tego miejsca. - odpowiedziałam.b- A tak w ogóle to ja długo pracujesz w firmie mojego taty? - spytałam.
  - Rok, od skończenia liceum.
  - A nie powinieneś najpierw iść na studia?
  - Chciałem iść, ale mój tata stwierdził, że są one mi niepotrzebne, bo bardzo dobrze znam się na architekturze. Spytał twojego taty, czy mogę tam pracować. Dostałem się do firmy pokazując moje prace, które spodobały się panu Marano i zostałem przyjęty.
  - Ile zarabiasz? Pytam cię o to wszystko z ciekawości jak się pracuje u mojego taty.
  - Przez pierwsze miesiące zarabiałem trzy tysięce, ale później zrobiłem bardzo dobry porojekt, który spodobał się jakiemuś bogatemu człowiekowi i dostałem podwyżkę o dwa tysiące.
  - Dużo się zarabiasz. Nie sądziałam, że aż tyle.
  - Teraz ja przejmę pałeczkę. Dlaczego ty nie chcesz pracować w firmie twojego taty? Przecież chyba masz otwartą drogę. Zresztą z twoją umiejętnością rysunku i wyobraźnią mogłabyś tworzyć wspaniałe projekty.
  - Dziękuję, że tak o mnie myślisz. Ja nie mam doświadczenia, ani nie znam się na tym wszystkim.
  - Gdybyś się pouczyła to byś umiała.
  - Szczerze powiedziawszy to jeszcze nie chcę pracować. Jednak jeśli już mam wybierać to byłaby to firma mojego taty.
  - I dział ogrodniczy, co?
  - Mogłabym połaczyć wszystkie rzeczy. Ty jesteś w dziale architektura domu?
  - Tak, głównie projektuję domy i ich wnętrza. - odpowiedział i na chwilę zapanowała pomiędzy nami cisza, ale nie była ona krępująca. W towarzystwie Jake'a tak jak przy Rossie czuję się swobodnie nawet, gdy zapada milczenie. Jednak to mają wspólne.
  - Pamiętasz jak przy naszym pierwszym spotkaniu spytałam cię, czy masz dziewczynę, a ty odpowiedałeś, że z nią zerwałeś, ale nic więcej. Opowiesz mi jak to się stało? - spytałam, a Jacob trochę posmutniał? - Oczywiście nie musisz jeśli nie chcesz. - dopowiedziałam szybko.
  - Skoro jesteśmy przyjaciółmi to nie będę przed tobą tego zatajał. - odpowiedział i westchnął. - Zacznę od początku to wtedy może wszystko zrozumiesz. Ta dziewczyna nazywała się Melanie. Jest ona brunetką o zielonych oczach. Znaliśmy się ze szkoły, bo chodziliśmy do tej samej klasy. Mieliśmy podobne zainteresowania, bo ona również lubiła architekturę i chciała iść na takie studia. Dobrze się ze sobą dogadywaliśmy i pewnego dnia spostrzegłem, że jestem, w niej zakochany. Bałem się trochę jej to powiedzieć, bo podrywał ją mój wróg Marcus, ale ona mu się opierała. Jednak postanowiłem zaryzykować i powiedziałem jej co czuję, a najlepsze było to, że ona odwzajemniała moje uczucia. Po tym zostaliśmy parą. Marcus nie był z tego zadowolony i bardzo często mi groził. To nie był chłopak dla niej. Jest on typem bad boy'a i po jednej nocy lub po paru dniach zostawia te dziewczyny. Ja i Melanie byliśmy ze sobą cztery miesiące, a ja naprawdę ją kochałem. - przerwał na chwilę. - Pewnego dnia Justin, to jest mój najlepszy przyjaciel, powiedział mi, że widział Melanie, która całowała się z Marcusem. Na początku nie uwierzyłem, ale on opowiedział mi, że widział to wszystko od samego początku i że ona nie opierała się tylko odwzajemniła pocałunek. Po tym od razu do niej poszedłem i zastałem ją całującą się z Marcusem w jej domu. Zerwałem z nią. Nigdy nie zapomnę tego zwycięskiego wzroku Marcusa. Zrozumiałem, że znowu z nim przegrałem, a parę razy już mi się to zdarzyło. Jednak w jednym z nim wygrałem. Ja pracuję w firmie pana Marano, który jest znany na całym świecie, a on spędza noce w klubach. Pod tym względem jestem od niego lepszy. Tak właśnie wyglądała moja historia miłosna. - skończył swoją opowieść i westchnął. Cały czas go słuchałam, bo byłam ciekawa jak się potoczyły jego losy z tą Melanie. Szkoda mi go.
  - Jejku współczuję ci Jake. Ta Melanie nie zasługiwała na ciebie. Jesteś wspaniałym chłopakem, a ona chyba nie umiała tego docenić. Ja bym ci nigdy nie zrobiła. - odpowiedziałam.
  - Nie mów czegoś jeśli nie wiesz, czy dotrzymasz dane słowo. - odparł smutno, a mnie zdziwiło to zdanie.
  - Co chcez przez to powiedzieć?
  - Mówiłaś, że masz też innych przyjaciół oprócz mnie. Kim oni są?
  - To jest rodzeństwo, które składa się z trzech braci i jednej siostry, ale mieszkają też ze swoim najlepszym przyjacielem.
  - To czyli jest tam aż czworo chłopaków. Jesteś z jednym z nich związana najbardziej?
  - Tak i on jest w moim wieku. Jeszcze mam najlpeszą przyjaciółkę z tego rodzeństwa.
  - Ale przyjaciółka to nie to samo, co przyjaciel.
  - No tak, ale do czego zmierzasz tymi pytaniami? - spytałam, ale nie uzyskałam od razu odpowiedzi.
  - Masz dwóch najlepszych przyjaciół i co jeśli zakochasz się w tym drugim? Co wtedy zrobisz ze mną? - odparł po chwili. Jego pytania naprawdę zaczynają mnie zaskakiwać.
  - Może w ogóle się nie zakocham w was obojgu.
  - Wątpię. Z nim pewnie sędzasz dużo czasu, ale ze mną też, ale może kiedyś spojrzysz na jednego z nas inaczej niż na przyjciela. Ja po prostu chcę wiedzieć, co się wtedy stanie ze mną, gdy pokochasz tamtego?
  - Jacob ja nie wiem, ale nie chcę ciebie stracić. Jesteś dla mnie bardzo ważny. Skąd w ogóle wziąłeś te pytania?
  - Powiedziałaś, że nigdy nie zrobisz mi czegoś podobnego, co Melanie. Co jeśli będziemy razem i ty poczujesz coś do twojego drugiego przyjaciela? Zostawisz mnie czy może zostaniesz ze mną?
  - Jake nawet jeśli zaistniałaby taka sytuacja to napweno cię nie zostawię, bo tak jak już powiedziałam, nie chcę ciebie stracić. Przestań mieć już wątpliwości. Nie patrz za bardzo w przyszłość tylko żyj teraźniejszością.
  - Masz rację Lau. Za bardzo wszystko wyolbrzymiam. Przepraszam jeśli uraziłem cię tym.
  - Nie musisz mnie przepraszać. Rozumiem twoje obawy, bo nie chcesz przechodzić drugi raz czegoś podobnego, co z Melanie, prawda?
  - Tak prawda, ale już nie poruszajmy tego tematu, okay?
  - Okay.
  - To może na zgodę przytulas? - spytał i rozstawił swoje ramiona, uśmiechając się przy tym.
  - Wrócił stary Jake. - odwzajemniłam jego gest i wtuliłam się w niego, a on objął mnie. Chwilę zastygliśmy w takiej pozycji. Spodobał mi się ten gest. Lubię się przytulać, a szególnie z ważnymi dla mnie osobami. Cieszę się, że Jake jest moim przyjacielem. Po chwili Jacob poluźnił uścisk i wypuścił mne z objęć. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
  - Chcesz może poznać moich dwóch najlepszych przyjaciół Justina i Maxa? Pytają mnie o ciebie i chcieliby cię poznać i zobaczyć. - spytał.
  - Okay, czemu nie. Z chęcią poznam twoich kupli. - uśmiechnęłam się do niego.
  - Co powiesz na spotkanie jutro o 16:30 na plaży?
  - Okay nie mam nic jutro zaplanowane, więc się zgadzam.
  - Może przyjść też dziewczyna Justina, Monica. Ona jest bardzo miła i sympatyczna. Napewno ją polubisz. Chłopaki też są wyluzowani i przyjacielscy.
  - Okay, skoro tak twierdzisz to pewnie tacy oni są. - uśmiechnęłam się.
  - To super, czyli jesteśmy umówieni. Powiem im, że się zgodziłaś, bo to oni namawiali mnie, żebym się o to ciebie spytał. Chcą ciebie poznać po tym, co im o tobie opowiedziałem.
  - Mam nadzieję, że były to same dobre rzeczy.
  - No pewnie. Zresztą sądzę, że masz mało negatywnych cech.
  - Każdy ma wady i ja nie jestem wyjątkiem.
  - Tak wiem, ale ja ich jeszcze w tobie nie poznałem.
  - Może kiedyś poznasz. - zaśmiałam się. Później rozmawialiśmy już na inne tematy. Jake opowiedział mi o Justinie i Maxie. Sądząc, co o nich mówił to wydają się być mili i sympatyczni. Monica tak samo. Nie mogę się doczekać aż ich poznam. Lubię zawierać nowe znajomości, a jak na razie to nie mam ich za dużo, ale te osoby, z którymi się przyjaźnię mi wystarczają. Z nimi po prostu czuję się sobą. Nie patrzą na mnie przez pryzmat pieniędzy tylko jak na ,,normalną" dziewczynę. Tego jestem pewna. Zresztą utwierdzili mnie w tym, a ja im wierzę. Jake, Lynchowie i Ell to tak jakby moja druga rodzina. Są oni dla mnie bardzo ważni i na tą chwilę nie wyobrażam sobie życia bez nich. Oni wprowadzili radość do mojego serca. Szczęście z małych rzeczy to może być, na przykaład przytulenie się. Niby taki zwyczajny gest, a wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Tacy przyjaciele jakich mam to ogromny skarb. Nie chcę żadnego z nich stracić. Zauważyłam, że na podjazd wjeżdża limuzyna i po chwili wysiadają z niej moi rodzice. Trzeba ich spytać o wyjazd. Myślę, że przy kolacji będzie najlepszy moment, a ona niedługo już będzie, bo jest już po szóstej.
  - Przyjechali moi rodzicie. Chyba powinieneś już iść, bo za chwilę będziemy jeść kolację. - powiedziałam. Chciałam, żeby zabrzmiało to normalnie, a nie jak spławienie, bo tak to trochę wygląda.
  - Okay. Macie dzisiaj rodzinną kolację, tak? - spytał.
  - Tak. - przytaknęłam.
  - Skoro tak, to do zobaczenia jutro.
  - Mam przyjść na plażę?
  - Przyjdę po ciebie.
  - Okay.
  - Pa Lau. - uśmiechnął się.
  - Pa Jake. - odpowiedziałam i przytuliliśmy się na pożegnanie. Po chwili wypuściliśmy się z objęć. Wstaliśmy z ławki i poszliśmy do bramy.
  - Do zobaczenia. - odparł Jacob, a ja się tylko uśmiechnęłam. Wyszedł z bramę. Chwilę patrzyłam na niego. Okay pora spytać rodziców o wyjazd. Najpierw muszę uzgodnić to z Vanessą. Weszłam do domu i udałam się do jej pokoju. Przed wejściem zapukałam. Zastałam ją leżącą na brzuchu na łóżku i robiącą coś na laptopie.
  - Hej Van. - odezwałam się i podeszłam do niej.
  - Hej. - odparła i krótko na mnie spojrzała, bo zaraz powróciła wzrokiem na ekran.
  - Co robisz? - spytałam i usiadłam na łóżku.
  - Piszę z Rikerem.
  - Widzę romansik się kroi. - zaśmiałam się i poruszałam znacząco brwiami.
  - Co?! Nie. Już nie mogę sobie popisać z Rikerem?
  - Możesz, czy ja coś mówię na ten temat? - podnosłam ręce w geście obrony. - A tak w ogóle to przyszłam do ciebie w innej sprawie.
  - Jakiej?
  - Rodzice przed chwilą przyjechali i pewnie zaraz będzie kolacja. Może spytamy się podczas niej o nasz wyjazd z Lynchami i o ten domek?
  - Tak, musimy to zrobić. Zresztą Riker pytał mnie czy już mamy załatwione pozwolenie i też chciałam iść do ciebie w tej sprawie, ale byłaś z Jake'iem.
  - To idziemy do jadalni?
  - Tak, za chwilę.- odparła Van i napisała coś.
  - Pożegnaj się z Rikerem i chodź na dół. Później możesz skończyć romansować. - odpowiedziałam z uśmiechem.
  - No dobra już idę. - odparła i wystukukała coś na klawiaturze i po chwili zamknęła laptopa. - Okay to chodźmy. - powiedziała i wstała z łóżka razem z przedmiotem, który położyła na biurku. Ja po chwili również wstałam i wyszłyśmy z pokoju. Zeszłyśmy na dół i udałyśmy się do jadalni, w której siedzieli już nasi rodzice i o czymś rozmawiali. Pewnie o pracy.
  - Cześć. - odezwałyśmy się i zwróciłyśmy tym na siebie nich uwagę.
  - Cześć. - odpowiedzieli, a my usiadłyśmy do stołu.
  - Jak wam minął dzień? - spytała mama.
  - Dobrze, widziałyśmy się dzisiaj ze naszymi przyjaciółmi. - odparłam.
  - Z Jacobem i Brayanem? - odezwał się tata.
  - Ja z Jake'iem, ale mamy też innych przyjaciół. Rodzeństwo w podobnym wieku, co my i ich przyjaciel.
  - Dlaczego jeszcze ich nie poznaliśmy? - zapytał tata.
  - Bo jeszcze nie było na to okazji. Zresztą oni nie są z bogatej rodziny. Chyba to akceptujecie? - odezwała się Vanessa.
  - Oczywiście. Ważne, żebyście wy były szczęśliwe. - odpowiedziała mama i po chwili do jadalni wszedł lokaj z tacą z daniami. Każdemu dał jednen talerz, po czym wyszedł.
  - Mamy do was pytanie. - zaczęłam i spojrzałam znacząco na Vanessę.
  - Jaką? - spytał tatą.
  - Chodzi o to, że my i nasi przyjaciele wymyśliliśmy wspólny wyjazd poza miasto w ten weekend. - powiedziała moja siostra. Przerwała w tym momencie, czyli to ja pytam.
  - Zaproponowałam, żebyśmy pojechali do naszego domku nad ocenem pod Los Angeles. Możemy tam pojechać, ale tylko my i oni? - spytałam.
  - Ilu ich tam jest? - odparła mama.
  - Czterech chłopaków i jedna dziewczyna. - odpowiedziała Van.
  - Jak wy się tam wszyscy zmieścicie skoro w domku są tylko trzy pokoje i jeden gościnny? - odezwał się tata.
  - Jakoś damy radę. Jest jeszcze przecież kanapa, którą można rozłożyć i materace. - powiedziałam.
  - To co możemy tam jechać na weekend? - spytała Van, ale nie uzyskałyśmy od razu odpowiedzi. Rodzice spojrzeli na siebie i widocznie się zastanawiali.
  - Ja się zgadzam. - odezwał się tata.
  - Ja też. Skoro tam bardzo wam zależy na tym wyjeździe to my wam nie będziemy tego zabraniać. - odpowiedziała mama, a ja i Van uśmiechnęłśmy się.
  - Dziękujemy. - oparłyśmy.
  - Nie ma za co. Czego się nie robi dla swoich córeczek. - uśmiechnęła się mama. Muszę powiedzieć to Rydel. Jejku jak się cieszę, że rodzice się zgodzili i że spędzę czas z moimi przjaciółmi. Zapowiada się wspaniały weekend. Szybko zjadłam kolację. Zauważyłam, że Vanessa również.
  - Dziękuję. - odezwałyśmy się, gdy skończyłyśmy jeść. Wstałyśmy od stołu i wyszłyśmy z jadalni.
  - Lecę powiedzieć Rydel, że nasi rodzice się zgodzli. - powiedziałam.
  - Okay, chciałam zrobić to ja, ale widzę, że nic cię nie zatrzyma.
  - Tak, masz rację. - uśmiechnęłam się i pobiegłam schodach na górę do swojego pokoju. Od razu chwyciłam telefon z biurka i wybrałam numer do Rydel. Nacisnęłam zieloną słuchwkę i czekałam aż odbierze. Po chwili usłyszałam jej głos.
  - Hej Lau. - odezwała się jak zawsze wesoło blondynka.
  - Cześć Delly. Mam dobrą wiadomość. Nasi rodzice się zgodzili na to, żebyśmy pojechali do naszego domku. - odpowiedziałam z entuzjazmem, który nawet wyczułam w swoim głosie.
  - To świetnie! Czyli nasz weekend nadal jest aktualny. Zaraz powiem o tym chłopakom. Cieszę się, że spędzimy ten czas razem.
  - Tak ja też. Już nie mogę się doczekać.
  - To a już kończę, bo akurat robię kolację dla moich głodomorów.
  - Okay, to pa Delly.
  - Pa Lau. - odparła Rydel i rozłączyła się. O tak, zdecydownie to będzie udany weekend.
                                                                  ~*~
O 22:00...

Kończę właśnie mój rysunek konia, który zaczęłam po południu. Podoba mi się. Jednak jeszcze dodałam kilka kresek i cieni ołówkiem. Teraz już chyba jest gotowy. Oparłam kartkę o ścianę i wstałam z krzesła, żeby przyjrzeć się rysunkowi z daleka. Udał mi się. Dołączę go do reszty, a jest ich naprawdę sporo. Podeszłam z powrotem do biurka i wzięłam kartkę, żeby schować ją do teczki.
  - Hej Lau. - usłyszałam dobrze znany mi głos dobiegjący z drzwi balkonowych. Zresztą którzby inny przyszedł do mnie w nocy?
  - Hej Ross. - odpowiedziałam i spojrzałam na niego. Stał z założonymi na klatce rękami i opary o framugę oraz uśmiechał się. Po chwili wszedł do środka i stanął obok mnie.
  - Widzę, że rysowałaś. - odparł wskazując na rysunek.
  - Tak, kończyłam go teraz, bo wcześniej zniknęła mi wena.
  - Pięknie ci wyszedł ten koń. Masz wielki talent.
  - Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego. - Chcesz może zobaczyć więcej moich rysunków?
  - Pewnie. - odpowiedział, a ja wyciągnęłam teczkę z szafki i otworzyłam ją. Wyciągnęłam wszystkie kartki, a było ich sporo. - Dużo ich masz.
  - W ciągu trzech lat trochę się ich nagromadziło.
  - Od tamtego czasu rysujesz?
  - Tak i głównie konie, bo są to moje ulubione zwierzęta. Może usiądźmy, żeby lepiej ci się oglądało?
  - Okay. - prztaknął i usiedliśmy na kanapie. Ross przeglądał moje rysunki i często mnie chwalił.
  - Czym najlepiej ci się maluje? - spytał.
  - Wszystkim lubię, ale najbardziej ołówkiem i suchymi pastelami. Na konich wypróbowałam wszystko.
  - Ale te farbami i olejnymi pastelmi też są ładne.
  - No tak, ale i tak czegoś im brakuje.
  - Ja sądzę, że wszystkie są wykończone idelanie. - uśmiechnął się.
  - Ty tak, ale ten kto tworzy to zawsze mu czegoś brakuje. Wiem też jak wyglądają konie na żywo i są one naprawdę piękne.
  - Jeździłaś kiedyś konno? - spytał, a ja trochę posmutniałam.
  - Tak. - westchnęłam i nagle wszytkie moje wspomnienia odżyły.
  - Ja nie chciałem cię zasmucić. Jeśli nie chcesz to nie mów nic na ten temat, bo widzę, że nie jest on dla ciebie łatwy. - powiedział czułym głosem.
  - Jesteśmy przjaciółmi, więc możesz poznać prawdę.
  - Okay, jak chcesz. - odparł i w tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi. Natychmiast poderwaliśmy się z kanapy.
  - Ross musisz się gdzieś schować. - powiedziałam ciszej, a w moim głosie wyczułam panikę, bo tak było. Zaczęłam się rozglądać po całym pomieszczeniu. - Już wiem. Idź do garderoby. - odparłam i szybko podeszliśmy do niej.
  - Zamast do szafy to do garderoby. Czuję się jak przyłapany kochanek. - zaśmiał się, a ja tylko przewróciłam oczami.
  - Siedź tu cicho zanim do ciebie nie przyjdę. - powiedziałam i zamknęłam drzwi do pomieszczenia. Ponownie usłyszałam pukanie. - Proszę. - odparłam i szybko usiadłam na kanapie i chwyciałam o ręki jeden rysunek. Po chwili drzwi się otworzyły i zobaczyłam Vanessę.
  - Hej Lau. Co tak długo się nie odzywałaś? - spytała.
  - Byłam w łazience. - odpowiedziałam bez namysłu. Musiałam też brzmieć normalnie, bo nie chciałam, żeby usłyszała poddenerwowanie w moim głosie.
  - Wiesz zdawało mi się, że słyszałam u ciebie Rossa. - odparła, a ja przełknęłam ślinę.
  - To chyba ci się przesłyszało, bo jego tutaj nie ma. Jak w ogóle mógłby wejść do domu o tej godzinie?
  - Fakt, ale naprawdę słyszałam jego głos.
  - Może dlatego, że rozmaiwałam z nim przez telefon i dałam na głośnomówiący.
  - Przecież mówiłaś, że się kąpałaś.
  - Wykąpałam się wcześniej, a teraz rozmawiałam z nim, a ty mi przeszkodziłaś.
  - Może porobimy coś? Jest po dziesiątej, a noc jeszcze młoda.
  - Nie mam na nic ochoty. Jestem już zmęczona i chcę iść już spać. - odparłam i udałam, że ziewam.
  - Okay, to w takim razie ci nie przeszkadzam. Dobranoc Lau.
  - Dobranoc Van. - odpowiedziałam, a ona wyszła z moiego pokoju. Odetchnęłam z ulgą. Wstałam i podeszłam do garderoby.
  - Jeszcze nie wchodź, Ross. - powiedziałam i lekko uchyliłam drzwi.
  - Dlaczego? Przecież Vanessa już wyszła.
  - Znam ją bardzo dobrze i za chwilę może wejść do pokoju. - odpowiedziałam i w tym samym czasie Vanessa wpadła do pokoju, a ja szybko zamknęłam drzwi od garderoby.
  - Co chcesz Van? - spytałam.
  - Napewno nie ma u ciebie Rossa?
  - Napewno. Jestem tego stuprocentowo pewna.
  - Okay to ja już pójdę do siebie. - wskazała ręką na drzwi i wyszła. Znowu odetchnęłam z ulgą.
  - Ross teraz możesz już wyjść. - odezwałam się, a on zrobił to.
  - Rzeczywiście miałaś rację, że jeszcze raz tutaj przyjdzie. - uśmiechnął się.
  - Znam dobrze swoją siostrę i wiem, że jutro też będzie się mnie o to spyta.
  - To Van nie wie, że ja do ciebie przychodzę?
  - Nie, ale jutro chyba jej to powiem.
  - Jestem ciekawy jak na to zareaguje.
  - Ja też, ale pewnie będzie się cieszyć i mówić, że ze sobą flirtujemy. - uśmiechnęłam się.
  - Przecież my tylko rozmawiamy. Ja nie wiem dlaczego wszyscy tak sądzą.
  - Ja też nie. Może pójdziemy leżeć koło wierzby?
  - Chyba spodobało ci się to, co? - uśmiechnął się.
  - Tak, polubiłam leżeć pod gwiazdami i rozmawiać.
  - Ja też. To chodźmy, ale najpierw się ubierz, bo będzie ci pewnie zimno.
  - Okay. - odparłam i założyłam bluzę oraz wzięłam koc. Wyszliśmy na balkon, a Ross zszedł pierwszy po pergoli, żeby w razie czego mnie asekurować. Jestem ciekawa jak to jest tak spaść i znaleźć się w jego ramionach? Jednak wolę nie próbować. Ostrożnie zeszłam na dół i nawet nie zajęło mi to dużo czasu. Po pewnym czasie dojadę już do wprawy. Szybko przeszliśmy pod wierzbę. Rozścieliliśmy koc obok niej i położyliliśmy się na nim. Patrzyliśmy się w ciszy na gwiazdy. Ja głównie na nasze, które są obok siebie.
  - Jak patrzyłem na twoje rysunki to głównie był tam czarny koń. Najbardziej lubisz takie, czy może z innego powodu? - spytał.
  - To się wiąże z moja historią o jeździe konnej, którą miałam ci opowiedzieć, ale przerwała mi Vanessa.
  - Okay skoro chcesz to możesz mi powiedzieć coś więcej o swojej przeszłości.
  - To nie jest krótka historia, a ja chcę zacząć ją od początku, żebyś ją dobrze zrozumiał.
  - Okay, zamieniam się w słuch i ci nie przerywam.
  - Wszytko się zaczęło od tego, że na każde wakacje ja i Vanessa przyjeżdżyłyśmy do babci i dziadka właśnie tutaj do Los Angeles. Spędzałyśmy tutaj miesiąc. Już jako mała dziewczynka lubiłam konie i ciągle o tym mówiłam. Gdy miałam 13 lat babcia powiedziała, że ma dla mnie niespodziankę. Jak się okazało pojechałyśmy do stadniny, która jest za wschodnią częścią LA. Najlpesze z tego było to, że mogłam jeździć konno. Miałam lekcje trzy razy w tygodniu i zawsze z niecierpliwością czekałam na kolejną. Wtedy jeszcze bardziej pokochałam konie, bo miałam z nimi kontakt. Jednak zawsze, gdy przechodziłam przez stajnię i oglądałam konie to największą uwagę poświęcałam pięknej, czarnej klaczy, która była koniem arabskim. Nazywała się Night i należała do właścicielki stadniny pani Morgan. Jednak nikomu oprócz jej nie pozwalała się dotknąć, ani dosiąść. Ja chciałam ją pogłaskać. Ta chęć była tak silna, że musiałam znaleźć sposób na to, żeby mnie polubiła. Gdy już kończyłam lekcje to chodziłam do Night i próbowałam się do niej zbliżyć, a ona mi nie pozwalała. Jednak ja byłam uparta i ciągle próbowałam. Po tygodniu w końcu udało mi się ją dotknąć, ale tylko na chwilę. To było już coś. Zaczęłam codziennie przychodzić do stajni nawet, gdy nie miałam lekcji. W drugim tygodniu mogłam już ją bez przeszkód głaskać i dawać jedzenie. W kolejnym próbwałam ją osiodłać, a w czwartym chciałam już na nią wsiąść i jeździć. Gdy mi się to udało byłam z siebie bardzo dumna. Oczywiście nie mogłabym tego dokonać bez pozwolenia pani Morgan, która również wiele opowiadała o koniach. Jednak nauczenie się jazdy na Night było chyba najtrudniejszym zadaniem, ale i to również udało mi się. W ciągu miesiąca zdobyłam zaufanie klaczy, która prawie nikomu nie pozwalała się dotknąć. To był mój sukces. Kolejne wakacje również spędziłam w stajni. Wtedy chciałam zrobić jeszcze coś. Wygrać zawody jeździeckie. Oczywiście ćwiczyłam do nich na Night i byłyśmy bardzo zgrane. Ona ufała mi, a to jest podstawa do konkursu. Na początku sierpnia odbyły się zawody, na których zajęłam piąte miejsce. To jest bardzo dobry wynik na początkującą zawodniczkę. Rok później byłam już trzecia, więc w następnym konkursie chciałam wygrać. Przygotowywałam się najlepiej jak potrafiłam. Dwa dni przed zawodami wybrałam się na przejażdżkę po polach razem z panią Morgan. Byłam bez kasku, bo całkowicie ufałam Night i byłam pewna, że mnie nie zrzuci. Zresztą już kilka razy tak jeździłam i nic mi się nie stało, ale jednak tym razem tak nie było. Night wystaszył jakiś huk i stanęła dęba, a ja nie utrzymałam równowagi i spadłam z siodła. Uderzyłam głową o drzewo. Przez tydzień byłam w śpiączce farmakologicznej. Przegapiłam zawody, a to było dla mnie wtedy najgorsze. Mimo tego wypadku nadal chciałam jeździć konno, ale rodzice mi na to nie pozwolili, co było dla mnie ciosem prosto w serce. - poczułam, że do oczu napływają mi łzy. - Pamiętam jak żegnałam się z Night. Powiedziałam jej wtedy, żeby nie pozwalała się dotykać nikomu oprócz mnie i pani Morgan. Nie wiem czy posłuchała. Zresztą, czy konie potrafią zrozumieć naszą mowę? Jednak bałam się, że komuś tak jak mi uda się zdobyć jej zaufanie. To byłoby dla mnie bolesne, bo byłam bardzo z nią związana. Moja pasja została przerwana przez jeden głupi wypadek. Gdybym wtedy założyła ten kask to pewnie nadal bym jeździła konno, ale niestety niczego nie da się przewidzieć.- westchnęłam i otarłam łzy, które spłynęły mi po policzkach. Teraz wszystkie moje wspomnenia powróciły i odbiły się na mnie.
  - Och Lau nie płacz. - powiedział troskliwym głosem Ross i objął mnie ramieniem.
  - Teraz po prostu powróciły do mnie te wspomnienia i poczułam się tak jak wtedy.
  - Lau uspokój się. Zaraz ci przejdzie to tylko taki natłok uczuć. - odparł i potarł moje ramię, a ja przytuliłam się do jego torsu. Biło od niego przyjemne ciepło, które uspokajało mnie. Po chwili już łzy przestały mi lecieć.
  - Już mi lepiej Ross. Już jest okay. - powiedziłam nadal trochę zapłakanym głosem.
  - Napewno?
  - Tak. - odparłam, a on wypuścił mnie z objęć. Szczerze powiedziawszy to mogłabym dłużej twkić w jego ramionach. On tak fajnie przytula.
  - Nie sądziłem, że aż tyle przeszłaś. Czyli skończyłaś jeździć w wieku 16 lat?
  - Tak i od tametego czasu rysuję i to głównie Night. Wiesz nawet nadałam jej tak jakby drugie imię.
  - Jakie?
  - Night Fury i to bardzo do niej pasowało, bo była czarna jak noc i dzika, szybka, zwinna, a do tego piękna i pełna gracji, jak to konie arabskie. Klacz z temperamentem. Nie spotkałam takiego konia jak ona.
  - Masz zdjęcia z nią?
  - Tak, ale rzadko je oglądam, bo wtedy wszystko sobie przypominam i tak jakby cofam się w czasie i przypomniam sobie wszystkie wydarzenia z nią związane.
  - Wiesz, chciałbym zobaczyć jak jeździsz. Po tych trzech latach nadal byś umiała to robić?
  - Z jazdą konną jest tak samo jak z rowerem. Wsiadasz i od razu zaczynach pedałować, tak samo jest w przypadku konia. Wsiadasz i jedziesz. Taka niezbywalna umiejętność.
  - Pewnie chciałabyś wsiąść znowu na grzbiet konia, co?
  - Tak, to jest moje marzenie. Znów chciałabym poczuć ten pęd, wiatr we włosach. Znowu zobaczyć Night. Gdyby to się spełniło byłabym przeszczęśliwa. Wystarczyłaby mi tylko jedna jazda. Nie potrzebuję więcej. Oczywiście chciałabym robić to częściej, ale jeden raz by mi wystarczył.
  - Mówiłaś, że ta stadnina jest pod Los Angeles. Gdzie dokładnie?
  - We wschodniej części. Jest trochę na uboczu, żeby było mnóstwo miejsca do jazdy w terenie. Są tam piękne widoki.
  - Jak się nazywa?
  - ,,W siodle".
  - Pokażesz mi twoją nagrodę za trzecie miejsce?
  - Pewnie, ale jest ona w moim pokoju. To jest puchar. Kiedyś stał na widoku, ale teraz jest schowany w szafce.
  - To okropne stracić swoją pasję. Nie mogłaś jakoś uprosić swoich rodziców?
  - Nie, ale próbowałam bardzo długo, ale oni nie pozwolili mi już wsiąść na konia. Teraz już nawet o to nie pytam, bo trochę się z tym pogodziłam. Jednak, gdy rysuję konia, a szególnie Night to wtedy chcę ich o to zapytać. Jednak nie robię tego, bo znam odpowiedź. Już prawie straciłam nadzieję na jazdę konną. Teraz jestem blisko, a nie mogę tego robić. Dopiero teraz to sobie uzmysłowiłam.
  - Nie zadręczaj się już myślami o tym, bo wtedy jesteś smutna.
  - Dobrze. Może wracajmy już do mojego pokoju? Bo ten temat trochę odebrał mi chcęci na inną rozmowę.
  - Okay, skoro chcesz.- odparł Ross i wstaliśmy z koca. Wzięłam go i szybko przebiegliśmy po kryjomu przez naszą trasę. Jak zawsze ja weszłam pierwsza na balkon, a Ross później. Weszliśmy do środka pokoju. Otworzyłam szifladę, w której mam puchar i wyciągnęłam go.
  - To jest puchar za moje trzecie miejsce. Duży on nie jest, ale cieszę się z niego.
  - Ładny jest.
  - Tak, mi też się podoba.
  - Dobra będę już szedł, bo jest już późno.
  - Okay. - odpowiedziałam i przytuliliśmy się na pożegnanie. Chwilę zastygliśmy w takiej pozycji. Lubię być w jego ramionach, bo wtedy jestem blisko niego i czuję jego ciepło. Po chwili obliźniliśmy uścisk i odsunęliśmy się od siebie.
  - To pa Ross. - uśmiechnęłam się do niego.
  - Pa Lau. - odpowiedział i odwzjemnił mój gest. Wyszliśmy na balkon, a Ross zszedł po pergoli i szybko pobiegł w stronę bramy. Gdy był już blisko niej, jak zawsze się odwrócił i pomachał mi. Ja odmachałam mu, a on przeszedł przez bramę i zniknął mi z pola widzenia. Zauważyłam, że uśmiecham się, co już wcale mnie nie dziwiło. Weszłam do środka i zamknęłm drzwi balkonowe. Przebrałam się w piżamę i położyłam się na łóżku. Dobrze, że wcześniej się wykąpałam, bo teraz by mi się nie chciało. Chwilę poleżałam, po czym odwróciłam się na lewy bok i zasnęłam.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak tam wrażenia po przeczytaniu rozdziału? Mi się on podoba, bo jest w nim Raura, ale również konie. To są moje ulubione zwierzęta. Te rzeczy o tym czym i co lubi rysować Laura są takie jak moje. Jednak ja nie jeździłam konno, ale nie ważne. Mam nadzieję, że podobał wam się rozdział. Relacje Raury są już coraz lepsze jednak nadal dużo im brakuje do bycia parą.
Jak tam u was w szkole? Ja w tym tygodniu mam trzy sprawdziany. Dwa w jednym dniu. Co z tego, że tak nie powinno być. Nauczyciele i tak muszą nam dowalić. Do tego jeszcze kartkówka z angielskiego, niemieckiego i historii. Także mam zawalone cztery dni, bo 11 jest wolne. Jak się z tego cieszę.
Jedna sprawa mnie trochę zmartwiła. Chodzi mi o liczbę komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Było ich tylko 6, a pod wcześniejszym 10. Naprawdę ten rozdział wyszedł mi tak źle? Mam nadzieję, że pod tym postem zostawicie więcej śladów po was. Liczę na was!
Do napisania!!!

10 komentarzy=next

8 komentarzy:

  1. Rozdział swietny :D
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny < 3
    No mi Rozdział też się podobał, bo była/jest w nim raura :)
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział nie mogę się doczekać kolejnego :) Ross i Lau są tacy słodcy tak fajnie opisujesz ich i wogule :) Piszesz cudownie :) Hehe zobaczymy co się wydarzy na tym wyjeździe,będą razem w jednym pokoju i łóżku i będzie się mogła przytulić do niego i wogule :)
    czekam na nexta <3
    pozdrawiam moniaa

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowity rozdział czekam na neksta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział:)
    Czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super blog i rozdziały , nie moge się doczekać kolejnego ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział :*
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )