sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 17

"O północy wejdźmy na dach, by pod gołym niebem spać. I niech każdy to widzi, co znaczy szczęśliwym być tak."

Los Angeles, 11.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Obudził mnie nieprzyjemny dźwięk budzika. Jeszcze z zamkniętymi oczami sięgnęłam ręką na szafkę nocną i wzięłam z niej mój telefon. Niechętnie otworzyłam powieki i wyłączyłam budzik. Była 8:00. Wczoraj ustaliliśmy, że wyjdzemy o 9:00, żeby więcej czasu spędzić w domku, więc musiałam się obudzić godzinę przed. Przetarłam zaspane oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. To nie jest moja pora wstawania. Wczoraj w nocy przyszedł do mnie Ross, więc nie mogłam iść szybciej spać, żeby być lepiej wyspana. Jednak nie żałuję, że on u mnie był. Bardziej mnie to cieszy, bo myślałam, że się nie pojawi. Jednak Ross potrafi mnie zaskakiwać. Od początku to robił. Okay już pora się ogarnąć do wyjścia. Wstałam z łóżka i udałam się do garderoby. Co by tu ubrać? Po namyśle wybrałam żółtą, letnią sukienkę, która będzie pasowała mi do bikini. Zresztą to jest ulubiony kolor Rossa. Poszłam z nią do łazienki. Wzięłam lekki prysznic, żeby trochę się ożeźwić. Ubrałam się i wykonałam wszystkie poranne czynności. Wyszałam z pokoju czystości i wzięłam mój telefon. Włączyłam wyświetlacz. Zobaczyłam, że jest 8:35. W sam raz, żeby jeszcze zjeść śniadanie. Wzięłam torbę z potrzebnymi rzeczami i wyszłam z pokoju. Udałam się na dół do kuchni. Tam zastałam Natalie robiącą naleśniki.
  - Dzień dobry. - przywitałam się, a ona spojrzała na mnie.
  - Dzień dobry Lauro. Wyspałaś się? - spytała miło gosposia.
  - Nie za bardzo, ale daję radę.
  - Zrobiłam już naleśniki, żebyście od razu miały je gotowe.
  - Vanessa jeszcze nie zeszła?
  - Nie, nie widziałam jej na dole, ale pewnie za chwilę się pojawi. Jak na razie masz pierwszą porcję naleśników. - powiedziała Natalie i podała mi talerz. - Smacznego.
  - Dziękuję. - uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść. Po chwili do kuchni weszła moja siostra. Była ubrana w niebieską sukienkę. Ciekawe dlaczego?
  - Dzień dobry Natalie. Hej Laura. - odezwała się i usiadła obok mnie przy blacie.
  - Dzień dobry. - odpowiedziała gosposia.
 b - Hej Van. - odparłam.
  - Widzę, że już jesz śniadanie. - zwrociła się do mnie, a ja tylko pokiwałam głową na tak.
  - Dla ciebie też już mam gotową porcję. - powiedziała Natalie i podała Van talerz z naleśnikami. - Smacznego.
  - Dziękuję. - uśmiechnęła się moja siotra i obie zajęłyśmy się jedzeniem.
  - To teraz czekamy na Lynchów. - odezwałam się, gdy skończyłyśmy.
  - No tak. Może wyjdźmy już przed dom?
  - Okay, czemu nie. - odparłam i wstałyśmy z krzeseł.
  - Bawcie się dobrze. Kazałam wypełnić lodówkę i szafki tym co lubicie, więc głodni nie będziecie. - powiedziała gosposia.
  - Dziękujemy. - odpowiedziałyśmy i wyszłyśmy z kuchni. Udałyśmy się do korytarza, żeby ubrać buty i wyszłyśmyz domu. Sprawdziłam godznię na telefonie i była 8:54.
  - Może chodźmy usiąść na tarasie, bo nie chce mi się stać. - zaporponowałam, a Vanessa się zgodziła i poszłyśmy na tył domu. Usiadłyśmy na leżakach.
  - Dlaczego ubrałaś niebieską sukienkę? Czyżby dla Rikera? - spytałam i poruszałam znacząco brwiami.
  - Co? Nie. Po prostu lubię ten kolor, a że to jest ulubiony Rikera to mnie to nie obchodzi. Zresztą ty ubrałaś się dla Rossa? - tym razem ona odbiła paleczkę.
  - Może trochę o nim pomyślałam. Nie rób sobie nadzieji, że jestem w nim zakochana, bo tak nie jest.
  - Okay załóżmy, że ci wierzę, ale i tak wiem swoje. - uśmiechnęła się.
  - Ja przynajmniej się przyzanałam, że o nim pomyślałam ubierając się, a ty boisz się tego powiedzieć.
  - Nie myślałam o Rikerze.
  - Dobra, dobra, ja i tak wiem swoje. - powiedziałam jej własne słowa.
  - Zmieńmy temat, bo wiem, że ty możesz tak ciągnąć bardzo długo.
  - No fakt mogę.
  - Ross był wczoraj u ciebie? - spytała i uśmiechnęła się.
  - Był. Jak zawsze przyszedł po dziesiątej.
  - I pewnie leżeliście sobie koło wierzby i oglądaliście gwiadzy, prawda?
  - No tak, a co widziałaś nas?
  - Nie, ale domyśliłam się. To jest takie romantyczne, bo Ross wchodzi pokryjomu do twojego pokoju po pergoli, a później rozmawicie pod gwiazdami. Fajne są takie spotkania. Sama bym tak chciała, ale nie będę od was tego odgapiać.
  - I dobrze, bo to jest już nasza tradycja.
  - I właśnie przez te wasze spotkania zakochacie się w sobie. Ja to przeczuwam. Nie wiem kiedy to się stanie, ale z pewnością się wydarzy. - uśmiechnęła się.
  - Przyjaźnię się jeszcze przecież z Jake'iem.
  - Wiem, ale tak jak ci mówiłam, że ja jestem za Raurą.
  - Oj Van, ty i ta twoja wyobraźnia. - zaśmiałam się.
  - Jaka wyobraźnia? Ja mówię na serio. Jeśli coś poczujesz do Rossa to w pierwszej kolejności mi o tym mówisz, okay?
  - Okay, ale nie wiem czy to się stanie, bo my się tylko przyjaźnimy.
  - Ja i tak liczę na coś więcej. Zresztą dzisiaj razem śpicie.
  - Ty i Riker też. Nie, żeby coś, ale pasujecie do siebie. - uśmiechnęłam się.
  - Co? Weź przestań!
  - Co przestań? Przecież przed chwilą ty łączyłaś mnie z Rossem. Fajnie to tak?
  - Ja przynajmniej przypuszczałam nieuniknione. - zaśmiała się, a ja tylko przewróciłam oczami. Po chwili usłyszałam, że jakiś samochód zatrzymuje się przed bramą.
  - Już przyjechali. Chodźmy już. - odparłam i wstałyśmy z leżaków. Poszłyśmy w kierunku bramy. Tak to byli Lynchowie. Z aut wysiedli Ross i Riker i gdy nas zobaczyli pomachali nam, a my zrobiłyśmy to samo. Po chwili podeszłyśmy do nich.
  - Hej dzieczyny. - odezwali się i uśmiechnęli.
  - Hej chłopaki. - odpowiedziałyśmy.
  - I co gotowe już jesteście do wyjazdu? - spytał Ross.
  - Tak. Czekamy na was już od jakiś 5 minut. - odparłam.
  - Kto z kim jedzie? - odezwała się Vanessa.
  - Wy jedziecie razem z Rossem i Rydel, a ja z Rocky'm i Ellingtonem. - odpowiedział Riker.
  - Dajcie swoje troby, bo musimy je spakować do bagażnika. - powiedział Ross i wziął je od nas, po czym włożył do samochodu.
  - Okay to wy wsiadajcie i jedziemy. To wy wskazujecie nam drogę, bo my nie wiemy, jak mamy jechać. - odparł starszy blondyn.
  - Okay. - odpowiedziałśmy, a z samochodu wyszła Rydel.
  - Hej dziewczyny. - odezwała się.
  - Hej Delly. - odparłyśmy i przytuliłyśmy się na powitanie.
  - Jak chcecie siedzieć? - spytała.
  - Mi to obojęne. - odpowiedziała Vanessa.
  - To ja mam pomysł. Ja i Van z tyłu, a Laura z przodu, co wy na to?
  - Okay. - przytaknęłyśmy i wszyscy wsiedliśmy do samochodu. Po chwili odjechaliśmy. Ciekawe dlaczego ja siedzę akurat z przodu? No bardzo mnie to zastanawia. Hmmm... może dlatego, żebym była obok Rossa? Tak, to chyba dlatego. Moje przemyślania doprowadziły do tego, że lekko się uśmiechnęłam.
  - Ross, jak się czujesz tak otoczony przez trzy dziewczyny? - odezwzła się Rydel.
  - Nie przeszkadza mi to.
  - A chyba szczególnie taka jedna, co nie? - powiedziała Vanessa i wiem, że się teraz uśmiecha i że chodziło jej o mnie.
  - Nie wiem o kogo wam chodzi. - odparł Ross, ale pewnie się z nimi droczył, bo był uśmiechnięty.
  - Tak jasne. Przecież wiesz, że chodzi nam o Laurę. - odpowiedziała Rydel.
  - Tak? Jakoś się nie domyśliłem. - zaśmiał się.
  - Ładnie ona dziś wyglada, co? - spytała Vanessa, a ja spojrzałam na Rossa.
  - Żółta sukinka, czyli w twoim ulubionym kolorze. - dodała od razu blondynka.
  - No ładnie wygląda. - blonyn spojrzał na mnie i uśmiechnął się, a ja idwzajemniłam jego gest. Poczułam też, że lekko się zarumieniłam. Szybko spojrzałam w okno. Mam nadzieję, że on tego nie widział. Zresztą, dlaczego ja się czerwienię? Chyba dlatego, że nie czuję się za dobrze, gdy dziewczyny tak o nas mówią. O co im chodzi? Przecież ja i Ross tylko się przyjaźnimy i nic więcej.
  - Aww... jak słodko. Ładna z was para. - powiedziała Rydel.
  - Dziewczyny możecie już skończyć ten temat? - spytałam.
  - Popieram Laurę. - dodał Ross.
  - Okay, niech wam będzie, ale my tutaj liczymy na Raurę. - odparła moj siostra i zaśmiała się razem z Rydel.
  - Ech dziewczyny, ale wy fantazjujecie. - odpowiedział blondyn. Po chwili usłyszałam znajomą mi już piosenkę, której nadal nie znam tytułu, ani wykonawcy. Spojrzałam na Rossa i zauważyłam, że uśmiech zniknął mu z twarzy. Zerknęłam też na tył i Rydel zareagwała tak samo. Co się z nimi dzieje?
  - O znowu ta piosenka. Bardzo często, gdy jestem w samochodzie to ją słyszę. - odezwałam się. - Rydel znasz ją może? - spytałam.
  - Kojarzę ją, ale nie zanam wykonawcy. - odpowiedzała trochę poddenerwowanym głosem.
  - Szkoda, bo mi się spodobała. - odparłam i wsłuchałam się w utwór. Znow sądzę, że skądś kojarzę ten głos. Chyba, że znów mi się wydaje. Ale drugi raz? Nie. Jeszcze bardziej skupiłam się na piosence. Ten ton jest podobny do... Rossa? Nie. To nie może być on, ale głosowo jest podobny. Ale Ross przecież nie jest piosenkarzem. Chyba, że o tym nie wiem. Chociaż wyróżnia się też w tej piosence głos Rikera? Oni nie śpiewają. Pewnie mi się wydaje, ale te głosy są łudząco podobne. Sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Spytam o to Rossa w nocy. Może mi odpowie, a jeśli nie to może oznaczać, że moje przypuszenia są słuszne. Zobaczymy. Gdy piosenka się skończyła zauważyłam, że Rossowi i Rydel trochę ulżyło. Coś mi się wydaje, że oni coś ukrywają. Tylko co to może być? Reszta drogi upłynęła bardzo szybko, bo cały czas o czymś rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Atmosfera była bardzo wesoła. Po godzinie dojechaliśmy na miejsce. Gdy zobaczyłam nasz domek to trochę się nim zachwyciłam, bo dawno go nie widziałam, a jest piękny.
  - Wow. Tak waszym zdaniem wygląda domek? On jest rozmiarów przeciętego domu. - odezwała się Rydel.
  - Chociaż nie ma co się dziwić, bo wasz dom jest większy od tego. - powiedział Ross.
  - Tak to prawda. - przytaknęła Vanessa.
  - Bardzo mi się podoba. Chciałabym w takim mieszkać. Chociaż nic nie mam do własnego domu. - odparła blondynka.
  - Pewnie w środku też jest duży, co nie? - spytała.
&nbso; - Tak, ale mniejszy od naszego. - odpowiedziałam i wysiedliśmy z samochodu. Po chwili przyjechali chłopaki i wszyscy razem weszliśmy do środka domu. Pierwszy ukazał się salon.
  - Wow, ale piękny salon. - odezwała się Rydel, która znów nie ukrywała podziwu.
  - Od razu ustalamy kto gdzie śpi? - spytałam.
  - Chyba lepiej to od razu zrobić. - odparł Ross.
  - To może zrobimy tak, że ja i Lau idziemy do swoich pokoi, Rydel i Ellington do sypialni naszych rodziców, a Rocky do pokoju gościnnego, co wy na to? - zaproponowała Vanessa, a każdy się zgodził. - To chodźcie wszyscy na górę. Chociaż nie, Rocky ma sypialnię na dole. Później ci ją pokażę, okay?
  - Okay. - przytaknął brunet i udaliśmy się na piętro.
  - To teraz Rydel i Ell wy idziecie prosto. - wskazałam na drzwi do sypialni rodziców. - A ty Ross chodź ze mną. - powiedziałam i skręciliśmy w lewo. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka mojej sypialni.
  - Wow. - odezwał się Ross. Sama byłam trochę pod wrażeniem, bo dawno nie widziałam tego pokoju. Ściana na wprost drzwi była cała przeszklona, a widok rozpościerał się na ocean. Wieczorem widać zachód słońca. Po lewej stronie stało dwuosobowe łóżko, a obok szafka nocna. Po prawej była duża, biała szafa. Całe pomieszczene było pomalowane na błękitny kolor. Bardzo podobał mi się ten pokój. Szkoda, że jestem w nim tak żadko.
  - Tak wiem to jest piękna sypialnia. - odparłam i nadal wszystko lustrowałam wzrokiem.
  - To co dziś w nocy jak zawsze wychodzimy na zewnątrz?
  - No jasne, że tak.
  - Gdzie? Na plażę?
  - Zobaczysz. - uśmiechnęłam się.
  - Okay, jestem ciekawy co wymyśliłaś. - odwzajemnił mój gest. Po chwili do pokoju weszła Vanessa.
  - Idziecie na plażę? - spytała.
  - Tak. - odpowiedzieliśmy.
  - To super, gdy będziecie gotowi to idzcie od razu na plażę.
  - Okay. - odparliśmy, a moja siostra wyszła.
  - To ty idź pierwsza do łazienki. - powiedział Ross.
  - Okay. - przytaknęłam i wyjęłam z torby bikini. Poszłam z nim do łazienki i tam ubrałam się w nie. Sprawdziłam jeszcze wygląd w lustrze. Jest dobrze. Po chwili wyszłam z pomieszczenia. - Poczekam na ciebie.
  - Okay. - odparł blondyn. Wyciągnęłam z torby koc, ręcznik i krem z filtrem. Przebieranie się nie zajęło mu dużo czasu, bo po kilku minutach był gotowy. Był w samych kąpielówkach, a mój wzrok powędrował na jego umięśniony tors. Lekko przygryzłam dolną wargęi nadal na niego patrzyłam. Mimo, że widziałam go już dwa razy bez koszulki to nadal jego ciało mnie onieśmiela.
  - Lau idziesz, bo tak stoisz i patrzysz na mnie. - uśmiechnął się, a ja zarumienim się lekko. Jednak zaraz spuściłam głowę i zasłoniłam twarz włosami.
  - Tak idę. - odparłam i szybko podeszłam do drzwi, po czym otworzyłam je. Gdy byliśmy na schodach Ross zrównał się ze mną.
  - Dlaczego zasłaniasz się włosami. Ładnie ci w rumieńcach. - powiedził, po czym się uśmiechnął. Jego słowa spowodowały, że moje policzki stały się bardziej czerwone. Nie spojrzałam na niego, ale domyślam się, że teraz się uśmiecha.
  - Dzięki. - odpowiedziałam i wyszliśmy z domu. Po przejści przez mały taras od razu był piasek. Ross poszedł do chłopaków, którzy byli już w wodzie, a ja rozścieliłam koc obok Vanessy i położyłam się.
  - I jak tam z Rossem? - spytała moja siostra.
  - A jak ma być? Jest normalnie. - odparłam.- A u ciebie i Rikera? - odgryzłam się jej.
  - Dobrze, po staremu. - powiedziała, a ja posmarowałam się kremem do opalania.
  - To teraz dziewczyny leżing, plażing, smażing. - odezwała się Rydel. Położyłam się na plecach. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się ciepłymi promieniami słonecznymi. O taki weekend mogę mieć, co tydzień. Spędzam czas z przyjaciółmi i siostrą, słoneczko grzeje, czas leci szybko i przyjemnie. Nic tylko korzystać z takich chwil. Jednak opalanie nie zajęło nam długo, bo chłopaki wołali nas, żebyśmy weszły do wody. Z początku się opierałyśmy, ale gdy chcieli wrzucić nas do oceanu poszłyśmy z własnej woli. Świetnie się bawiliśmy. Pływaliśmy, podtapialiśmy się, chlapaliśmy, rozegraliśmy mecz siatkówki. Czas leciał nam bardzo szybko i przyjemnie i nim się obejrzeliśmy słońce zaczęło zachodzić. Postanowiliśmy, że zrobmy ognisko. Chłopaki poszli po gałęzie do pobliskiego lasu, a ja, Van i Rydel zajęłyśmy się szykowaniem jedzienia. Po niecałej godzinie ognisko zostało rozpalone i teraz siedzimy i smażymy kiełbaski. Robiło się już ciemno i trochę zimno, a ogień dawał nam zarówno światło jak i ciepło. Między nami panowała przyjemna atmosfera. U każego na twarzy widniał uśmiech.
  - Jak ten dzień szybko zleciał. - odezwał się Riker.
  - Bardzo szybko, ale miło spędzony czas zawsze płynie szybko i przyjemnie. - powiedziałam.
  - Chyba musimy częściej organizować takie weekendy. Tutaj mamy całą plażę dla siebie i nikt nas nie widzi. Taki domek nad ocenem się przydaje. - odparła Rydel i nastąpiła cisza. Nie była ona drętwa i niekomfortowa. Nie musieliśmy nic mówić, żeby wiedzieć, że ten czas jest dla nas przyjemny. Kiełbaski się pieką, ognisko strzela. Czego chcieć więcej? Te chwile muszę zapamiętać. Gdy zjedliśmy Lynchowie i Ell popatrzyli na siebie jeden po drugim. Wysyłali ku sobie takie porozumiewawcze spojrzenia. Nie miałam pojęcia, o co im chodzi.
  - Laura, Vanessa musimy wam coś powiedzieć. - zaczął poważnie Rocky. Poważny Rocky? To się nie zdarza za często. Okay w ogóle to się nie dzieje.
  - Wiecie, od początku ukrywamy przed wami ważną rzecz. - odezwał się Ross.
  - Chodzi nam o to, że my jesteśmy zespołem. - powiedział Riker.
  - Dokładniej jesteśmy R5. - dopowiedział Ell.
  - Ta piosenka, którą słyszałyście dziś w radiu to był nasz utwór ,,Pass Me By". - odparła Rydel. Wiedziałam, że to był głos Rossa. Jaka ja jestem spostrzegawcza.
  - Nie chcieliśmy wam z początku o tym mówić, bo tak samo, jak wy nie chceliśmy, żebyście lubiły nas za to, że jesteśmy sławni. - powiedział Rocky i na chwilę zapanowała cisza.
  - O to nie musieliście się martwić, ale widzę, że byliśmy w takiej samej sytuacji. - odezwała się Vanessa.
  - Dlaczego nam nie powiedzieliście tego wcześniej? - spytałam.
  - Chcieliśmy na początku was sprawdzić. Chodzi mi o to co powiedział Rocky. Na chwilę obecną nasza działalność jest zawieszona. - odparł Riker i wszyscy wyraźnie posmutnieli. Chyba mi się wydaje, że najbardziej Ross.
  - Dlaczego? - zapytała Van, a oni spojrzeli po sobie.
  - Chcieliśmy sobie odpocząć od dawania koncertów, wywiadów. Taka przerwa każdemu się przydaje. Nasza trwa już cztery miesiące. - odpowiedziała Rydel.
  - A nie chcecie wrócić z powrotem na scenę? Nie tęsknicie za tym? - tym razem ja spytałam.
  - Gdyby to było takie łatwe. - westchnął Ross.
  - Co wam to utrudnia? - powiedziała moja siostra, a oni znów spojrzeli po sobie. Co się mogło takiego stać? A wydawało mi się, że oni nie mają żadnych tajemnic, a tu proszę. Widzę, że skrywają jeszcze coś, co spowodwało ich przerwę. Co to mogło być? Musiało to być coś poważnego. Jestem ciekawa, czy to powiedzą.
  - Przykro nam, ale nie możemy wam tego powiedzieć. To jest dla nas bardzo bolesna i ciężka sprawa. - odparł Riker.
  - Dobrze, rozumiemy was. Nie musicie nam wszystkiego opowidać, jeśli nie chcecie. - odezwałam się.
  - Kiedyś wam to powiemy. - odpowiedział Ross spoglądając na mnie smutno.
  - A jakie to jest uczucie bycie sławnym i występowaniem na scienie? - spytała Vanessa. Pewnie chciała tym trochę rozładować tą atmosferę, która zrobiła się trochę ciężka.
  - To jest niezwykłe. Ta radość, satysfakcja, duma z tego co robimy to jest nie do opisania. Posiadanie fanów, którzy nie mogą się doczekać naszych koncertów, to jest bardzo fajna rzecz. To daje porządnego kopa do dalszej pracy.- odpowiedział żywo Rocky.
  - My od zawsze interesowaliśmy się muzyką. To jest dla nas drugie imię.- odezwał się Ellington.
  - Kto pisze te wszystie utwory? - zaptałam.
  - Ja i Riker, ale reszta też nam pomaga. - odparł Rocky.
  - Teraz i tak, mimo że nie występjemy to nie próżnujemy, bo tworzymy nowy album, który się pojawi, gdy z powrotem wejdziemy na scenę. - powiedział Ross.
  - To fajnie. Z pewnością go kupię. - uśmiechnęłam się.
  - Zaśpiewalibyście nam coś? - spytała Vanessa, a oni się uśmiechnęli. Zdecydowanie wolę ich wesołych niż przygnębionych. Gdy oni są radośni to ludzie dookoła tacy są, a gdy są smutni to inni też. Taki jest ich czar.
  - Okay, mamy nawet gitary. - odezwał się Rocky i razem z Rikerem i Rossem poszli do samochodu. Po chwili wrócili z instrumentami.
  - To co gramy? - spytał Riker.
  - Może ,,Pass Me By"? Laura polubiła tą piosenkę. - powiedział Ross, a ja uśmiechnęłam się do niego. On odwzajemnił mój gest. Po chwili zaczęli grać. Pierwszy śpiewał Ross. Widziałam, że to co robią sprawia im ogromną przyjemność. W oczach mieli błysk. Zdecydowanie kochają muzykę. To jest prawdziwie ognisko. Dźwięk gitar i śpiew dodaje całego klimatu.
  - To teraz może ,,Things Are Looking Up"? - spytał Rocky, gdy skończyli grać.
  - Okay. - odpowiedzieli chłopaki i zaczęli grać. Kolejna piosenka, która mi się podoba. Po powrocie do domu konicznie muszę posłuchać wszystkich ich piosenek. Coś mi się wydaje, że R5 to będzie mój ulubiony zespół. Nie tylko dlatego, że toworzą go moi przyjaciele, ale również z powodu ich muzyki. Słyszę dopiero ich drugi utwór, a już wiem, że inne też mi się spodobają. Tak właśnie spędziliśmy czas prawie do jedenastej. Ich piosenki naprawdę przypadły mi do gustu i utkwiły w pamięci, więc teraz chodzą mi po głowie.
  - Wiecie chyba już powinniśmy się zbierać, bo trochę się zasiedzieliśmy. - odezwała się Rydel.
  - Tak, ale dowiedziałyśmy się, że nasi przyjaciele to R5. - odparła Vanessa.
  - Umiemy was zaskakiwać. - uśmiechnął się Riker. Zagasiliśmy ognisko, pozbieraliśmy wszystkie rzeczy i weszliśmy do domu. Od razu każdy poszedł do wspólnych pokoi.
  - To kto idze pierwszy się kąpać? - spytałam.
  - Idź ty, ja sobie poczekam. - odpowiedział Ross.
  - Okay. - odparłam i wzięłam moją piżamę, po czym weszłam do łazienki. Nie chciałam, żeby Ross długo czekał, więc w miarę szybko się uwijałam. Po 15 minutach byłam już gotowa i wyszłam z pokoju czystości. Nie zobaczyłam nigdzie Rossa. Rozejrzałam się po wnęterzu aż zobaczyłam go na balkonie wpatrującego się w ocean. Podeszłam do niego i stanęłam obok.
  - Łazienka jest już wolna. - odezwałam się i chyba wybudziłam go tym z myśli, bo spojrzał na mnie trochę nieprzytomnym spojrzeniem.
  - Szybko się uwinęłaś. Myślałem, że dłużej ci to wszystko zajmie. - odpowiedział.
  - Nie chciałam, żebyś długo czekał.
  - Okay to ja teraz pójdę się wykąpać. - odparł i wszedł do środka pokoju, a ja zostałam na balkonie. Oparłam się o barierkę i patrzyłam na ocean, na który księżyc rzuciał swoją poświatę. Piękny widok. Wsłuchałam się w szum wody. Jest to bardzo przyjemny dźwięk. W sam raz do rozmyślań. Cieszę się z przyjazdu tutaj. Muszę zapamiętać te chwile, żeby w przyszłości je sobie przypominać. Ta wiadomość o tym, że Lynchowie i Ellington są zespołem była dla mnie zaskoczeniem. Jednak domyślałam się tego, bo rozpoznałam głos Rossa w piosence. To, że są sławni nie robi dla mnie jakieś większej różnicy. Oni nadal są moimi przyjaciółmi. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez nich. Byłoby ono puste i nudne, a oni nadali jemu barw i radości. Mimo, że znam ich tylko nicałe dwa tygodnie to czuję się jakbym znała ich o wiele więcej. Nie wiem, jak to zrobili. Nie mogę pojąć, że te niecałe dwa tygodnie temu przyjechałam do Los Angles. Minęło tak mało czasu, a już tak dużo się wydarzyło. Spełniło się moje marzenie o posiadaniu przyjaciół. Na inne też kiedyś przyjdzie pora. Czasami, żeby nasze pragnieinia się spełniły to trzeba im trochę pomóc. Kiedy one już się przydarzą to daje nam to wielkie szczęście. Ja po prostu cieszę się z tego tym kim jestem i co mam. Nie chcę się zmienić, bo taką siebie już w pełni zaakceptowałam. Najlepsza zmiana w moim życiu to była przeprowadzka tutaj. Gdyby to się nie stało to w tej chwili nie byłabym tu z moimi przyjaciółmi i siostrą. Czułam, że przyjazd do LA sporo zmieni i to okazało się prawdą. Narawdę cieszę się z tego, co mam. Czasami ludzi nie doceniają tego. Jednak takie małe rzeczy dają mnóstwo radości. Samo przebywanie z przyjaciółmi mnie uszczęśliwa, a jeszcze bardziej to, że akceptują mnie taką jaką jestem.
  - Hej Lau. - szepnął Ross, który nagle się obok mnie pojawił. Byłam taka zamyślona, że nawet nie słyszałam kiedy podszedł. Zauważyłam, że jest w samych bokserkach, co mnie ja zawsze rozpraszało.
  - Hej Ross. - odpowiedziałam również szpetem. - Czy ty nie możesz się ubrać? - spytałam trochę skrępowana.
  - Ja ta zawsze śpię, ale skoro ci to przeszkadza to mogę się ubrać, bo przygotowałem się na taki wypadek.
  - Zresztą gdy będziemy na zewnątrz to byłoby ci zimno. - odparłam i weszłam do środka.
  - A idziemy gdzieś? - spytał.
  - Tak. Możesz wziąć ten materac?
  - Okay, a po co on nam jest potrzebny?
  - Zobaczysz. - uśmiechnęłam się.
  - Zaczynasz mnie zaskakiwać.
  - No w końcu uczę się od najlepszego. - zaśmiałam się, a Ross zrobił to samo. - Ubierz się.
  - Okay. - odpowiedział, a ja podeszłam do łóżka i ściągnęłam z niego kołdrę, którą poskładałam oraz wzięłam poduszki. Wszystko wzięłam na ręce i trochę te rzeczy zasłaniały mi widoczność.
  - Pomóc ci? - spytał Ross, który był ubrany w spodnie od dresu i bluzę.
  - Nie musisz, bo ty bierzesz materac.
  - Poradzę sobie. Zresztą przy mnie nie będziesz za dużo dźwigać.
  - Okay weź te poduszki. - odpowiedziałam i dałam mu je.
  - To co teraz z tym robimy?
  - Chodź za mną. - odparłam i wyszliśmy z pokoju. Szliśmy na koniec holu i skręcikiśmy w prawo w małą wnękę. Stanęliśmy pod schodkami.
  - Gdzie ty mnie prowdzisz?
  - Nie powiem ci, bo za chwilę się dowiesz. - odpowiedziałam i weszłam po schodach, po czym otworzyłam klapę i znalazłam się na dachu domu. Po chwili Ross rówież wszedł.
  - To jest to twoje miejsce? Dach? - spytał, rozglądając się.
  - A co nie podoba ci się? - powiedziałam. Rozejrzałam się. Nad nami znajdowało się rozgwieżdżone niebo i księżyc, który jasno ,,świecił". Widać było ocean, który przyjemnie szumiał. To wszystko było bardzo piękne. Zachwyciłam się tym widokiem.
  - Nie, skąd. Podoba mi się. To miejsce jest zupełnie w twoim stylu. - uśmiechnął się.
  - Tak, specjalnie chciałam mieć takie wejście na dach, żeby patrzeć na gwiazdy.
  - Czyli nasza tradycja dzisiaj też jest utrzymana.
  - Oczywiście. Wymyśliłam to już wcześniej.
  - Ale po co nam są potrzebne te rzeczy?
  - A jak myślisz będzie nam wygodnie leżeć na gołym dachu?
  - No nie. Widać, że miałaś to zaplanowane skoro materac był już gotowy.
  - On był do spania w pokoju. Tak naprawdę to rodzice nie wiedzą, że śpimy razem. Jakby, co to każdy spał osobno.
  - Okay niczego się nie dowiedzą. Może już się rozłożymy? - spytał, a ja przytaknęlam głową. Położyliśmy materac na dachu, ułożyliśmy poduszki i kołdrę, po czym weszliśmy na nasze ,,łóżko". Było trochę mało miejsca, więc musieliśmy być bardzo blisko siebie, co mi nie przeszkadazało za bardzo, bo było mi cieplej i przyjemniej.
  - Spłeś kiedyś pod gwiazdami? - spytałam.
  - Nie, teraz będzie mój pierwszy raz. Ty już tak, prawda?
  - Tak. Zawsze, gdy tutaj przyjeżdżałam z Van i rodzicami to spałam na dachu. Czasami Vanessa też, ale rzadko. Lubiłam tak leżeć, patrzeć na gwiazdy i słuchać szumu oceanu. To mnie odprężało i usypiało.
  - Muszę przyznać, że jest tu przyjemnie.
  - A tak w ogóle to zaskoczyliście mnie tym, co dziś zdradziliście.
  - To, że jesteśmy zespołem?
  - Tak. Chociaż zaczynałam się domyślać tego, bo rozpoznałam twój głos w waszej piosence, która leciała w radiu. Gdybyście o tym nie powiedzieli to pewnie spytałabym cię teraz o to. Powiedziałbyś prawdę?
  - Nie wiem, ale chyba tak, bo to i tak w końcu by się wydało.
  - Ja nie rozumiem, co wam utrudnia powrót na scenę? - spytałam, ale nie uzyskałam od razu odpowiedzi.
  - Nie mogę ci tego zdradzić. - westchnał Ross.
  - Dlaczego?
  - Bo to jest poważna sprawa.
  - Okay, nie będę naciskać. Skoro nie chcesz to nie mów. Rozumiem.
  - To dobrze, bo myślałem, że może się na mnie obrazisz.
  - Nie zrobiłabym tego. Skoro to jest wasza rodzinna tajemnica to nie musicie mi jej zdradzać. Tak w ogóle to nie chciałbyś powrócić na scenę?
  - Chciałbym i to bardzo. Zespół to jest moje drugie życie. To jest niezwykłe, że mamy tylu fanów. Gdy widziałem jak dużo osób przychodzi na nasze koncerty to byłem naprawdę szczęśliwy i dumny z tego, co robię. Taki zespół składajacy się z członków rodziny moim zdaniem jest lepszy, bo lepiej się znamy i dogadujemy niż zespoły stworzone przez osoby, które nie są ze sobą spokrewnione. Mamy też lepszy kontakt. Kocham występować. Muzyka to moje drugie imię. - mówił to wszystko z wielkim entuzjazmem.
  - To naprawdę musi być przyjemne. Ja nie miałam kontaktu z instrumentami. Chociaż chciałabym się nauczyć grać na pianinie lub na gitarze.
  - Jakbyś chciała to mogę cię pouczyć na gitarze. - uśmiechnął się.
  - Okay, może kiedyś. - odparłam i również się uśmiechnęłam.
  - Pamiętaj, że zawsze możesz mnie o to poprosić.
  - Dobrze, zapamietam to. - powiedziałam. - Dlaczego nie napisałeś sam żadnej piosenki?
  - Nie miałem pomysłu na tekst lub melodię. Parę wersów mogę napisać, ale później często się zawieszam. Jednak melodię umiem stworzyć, bo ostatnio ją wymyśliłem, ale nie mam pomysłu na słowa. Nie pokazałem tej piosenki Rikerowi i Rocky'emu, bo sam chcę ją dokończyć. Potrzebuję tylko jakiegoś natchnienia. Nie powiesz im o tym?
  - Nie powiem, ale będę mogła jej posłuchać?
  - Okay, jak przyjdziesz do nas to mogę ci ją zagrać. - odparł i zapanowała pomiędzy nami cisza.
  - Ross, dlaczego nigdy nie mówłeś mi o waszych rodzicach? Gdzie oni właściwie są, bo nie mieszkają z wami. - zapytałam, a on westchnął. - Jak nie chcesz to nie musisz mi o tym mówić. - dopowiedziałam.
  - Mogę ci o tym powiedzieć. No w końcu jesteś moją przyjaciółką i nie musimy niczego przed sobą ukrywać.
  - To opowiadaj. Nie będę ci przerywała.
  - Zacznę może od końca, a później od początku. Nasi rodzice nie żyją. - westchnął.
  - Co? Jak to się stało? - spytałam poruszona tym, co powiedział.
  - Stało się to cztery lata temu. Nasi i rodzice Ellingtona chceli wybrać się na wakacje bez dzieci. Jednak długo się nad tym zastanawiali, bo ja i Rocky nie byliśmy jeszcze pełnoletni, ale Riker i Rydel przekonali ich. Mieli polecieć na Hawaje. Niestety przy podchodzeniu do lądowania coś stało się z silnikiem i piloci nie umieli zapnować nad samolotem. Lecieli prosto w doł na pas startowy. Gdy maszyna dotknęła ziemi, wybuchła. Nikogo nie udało się uratować. Wszyscy zginęli. - westchnął ciężko, a w jego oczach zauważyłam łzy. - Gdy się o tym dowiedzieliśmy, nie mogliśmy się z tym pogodzić. Najgorzej to przeżywali Rydel i Riker, bo to oni namówili ich na wyjazd. Ciągle pocieszaliśmy ich i mówiliśmy, że to nie ich wina i nie można było przewidzieć katastrofy. Najgorsze było to, że ja i Rocky mogliśmy trafić do domu dziecka, ale Rydel i Riker nie pozwolili na to i tak jakby oni sprawowali nad nami opiekę. Dobrze, że Ellington miał 18 lat, bo spotkałoby go to samo, a on nie ma rodzeństwa. To dla nas wszystkich były ciężkie chwile. Długo nie mogliśmy się pogodzić ze stratą rodziców. Gdy minęło pół roku byliśmy już nawet normalni. Teraz już pogodziliśmy się z tym, ale zawsze w rocznicę tego wydarzenia cierpimy. Nastąpi ona niedługo, bo 13 sierpnia, czyli za miesiąc. - skończył opowiadać i otarł łzy, które spłynęły mu po policzkach. Było mi go bardzo szkoda. Chciałabym go jakoś pocieszyć, więc przytuliłam go, a on objął mnie w pasie. Przeżyć śmierć rodziców w tak młodym wieku to jest coś okropnego. Nigdy nie chciałabym tak mieć.
  - Współczuję ci Ross. Nawet nie przypuszczałam, że wy tyle przeszliście. - odezwałam się i spojrzałam mu w oczy.
  - Skąd miałaś wiedzieć. Nikt ci o tym nie powiedział. Możemy już nie poruszać tego tematu?
  - Dobrze. - przytaknęlam. - Wiesz teraz tak mi przyszło do głowy, że smutne wydarzenia przytrafiły nam się w podobnym czasie. Ja wtedy leżałam w szpitalu w śpiącze po upadku z konia, a później rozpaczałam po tym, że nie mogę jeździć konno, a ty cierpiałeś z powodu śmierci rodziców. Jednak ty miałeś dwa razy gorzej. Nie wyobrażam sobie, żebym teraz straciła rodziców, mimo że poświęcają mi tak mało czasu.
  - Rzeczywiście masz rację. To wydarzyło się w ty samym roku, a nawet w tym samym miesiącu.
  - Gdybyśmy się wtedy zanli to pewnie pocieszalibyśmy się nawzajem.
  - Wiesz, zastanawiałem się, dlaczego my wcześniej się nie poznaliśmy, bo przecież ty tutaj przyjeżdżałaś i byliśmy w tym samym mieście.
  - Widocznie wtedy nie było nam to pisane. Jednak teraz cieszę się, że cię poznałam. - uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.
  - Tak, ja też. - odwzajemnił mój gest i nadal nie spuszczaliśmy z siebie wzroku. Zatonęłam w jego spojrzeniu i nie wiem czemu, ale nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu. Ta chwila nie trwała długo, bo Ross spojrzał w górę, a ja zaraz zrobiłam to samo. Zapanowała pomiędzy nami cisza. Jeszcze nigdy nie patrzyliśmy sobie w oczy tak długo. Jednak zawsze Ross to przerywa i nie mam pojęcia dlaczego. Chociaż, czy przyjaciele mogą tak robić, czy to już wychodzi poza tą granicę? Nie wiem. Przyglądałam się naszym gwiazdom, które jasno świeciły. Czy to jest zbieg okoliczności, że są blisko siebie, czy może to coś oznacza?
  - Wiesz, może nadamy nazwę naszym gwiazdom? - odezwałam się.
  - Okay, a jaką? - spytał Ross, a ja zastanowiłam się chwilę.
  - Może Together Forever?
  - Dlaczego tak?
  - Bo te gwiazdy będą na zawsze razem.
  - Tak, ale czy my to już nie wiadomo.
  - No tak, ale ja nie chciałbym ciebie stracić.
  - Ja też, ale nigdy nie wiadamo, co przyniesie nam przyszłość.
  - Mam nadzieję, że będą to same dobre rzeczy.
  - Też bym tak chciał. - odpowiedział i ponownie spojrzeliśmy na gwiazdy. Wsłuchałam się w szum oceanu, który mnie odprężał. Poczułam, że moje powieki stają się senne. Ziewnęłam.
  - Komuś chce tu się spać, co? - spytał Ross.
  - Tak.
  - To trzeba się jakoś wygodnie ułożyć, bo ten materac nie jest za duży.
  - To może się do ciebie przutulę? Wtedy będzie nam też cieplej, ale również przytulnie.
  - Okay. - odparł, a ja objęłam jego tors i przysunęłam się bliżej. Ross natomiast położył swoją rękę na mojej talii, co w ogóle mi nie przeszkadzało. Biło od niego takie przyjemne ciepło. Poczułam się przy nim zupełnie bezpieczna.
  - Dobranoc Lau. - szepnął, gdy już powoli zasypiałam.
  - Dobranoc Ross. - również szepnęłam i mocniej się w niego wtuliłam. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam podoba się rozdział? Mi tak. Jest w nim nawet sporo Raury, co pewnie was ucieszyło. Relacja Rossa i Laury caraz bardziej zaczyna się pogłębiać. Jednak przez dużo rozdziałów nie dojdzie do większych rzeczy. Musicie jeszcze poczekać na Raurę. Mam nadzieję, że jakoś to wytrzymacie, a będzie się działo.
Do napisania!!!

Komentujesz = Motywujesz

8 komentarzy:

  1. Rozdział jest super,było tak słodko,romantycznie,ona mu ufa i aż mi się mega smutno robi jak sobie pomyśle,że Ross będzie musiał ją odesłać do tych typów i boje się pomyśleć co jej zrobią :( Myślałam ,że się może pocałują ale skoro napisałaś że tak szybko to jednak nie nastąpi to z przykrością ale poczekam na ten piękny moment.Jestem ciekawa co się wydarzy dalej :D<3 Bosko piszesz<3
    pozdrawiam monia

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieziemski rozdział czekam na neksta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały < 3
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj kochana!
    Klawiatura mi szwankuje, wiec bez znakow ortograficznych dzisiaj.
    Nic dodac nic ujac! Wyszlo mega :D
    Powiem ci szczerze, ze podoba mi sie to, ze relacja Raury jest coraz lepsiejsza i to, ze powoli lecz nieublagalnie zblizamy sie do zakochania, gdyz jak to odebralam - zauroczenie juz mamy *_*
    Rozdzaly coraz lepsze i coraz dluzsze, wkec talent widze ze sie rozwija :D
    Podoba mi sie to, ze sa zachowane zasady interpunkcji i ortogriafii i nie ma bledow jezykowych.
    Oby tak dalej!
    A teraz sie zegnam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział :)
    Chcę już następny!!!
    Raura <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały rozdział czekam na kolejny a i zapraszam na mój
    http://pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )