sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 16

"I was solo, living YOLO ‘Til you blew my mind" ~ "Byłem sam, żyłem chwilą dopóki nie namieszałaś w moim umyśle" - Pass Me By

~Los Angeles, 10.07.2015r.~
                                                             ★Ross★

Obudziłem się i przeciągnąłem. Sięgnąłem ręką do szafki nocnej i wziąłem z niej telefon. Włączyłem go, żeby sprawdzić godzinę. Była 9:55, czyli moja normalna pora wstawania. Odłożyłem przedmiot na miejsce. Przypomniały mi się wczorajsze wydarzenia, a szczególnie te z nocy. Szkoda mi Laury. Straciła swoją pasję przez wypadek. To musiało być okropne. Zresztą widziałem to po tym, jak wszystko opowiadała z emocjami i przecież płakała. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś kazał mi porzucić na zawsze muzykę. To byłoby nie do zniesienia. Chociaż jak na razie to nasz zespół jest zawieszony, ale przecież kiedyś się to skończy. Chciałbym coś zrobić, żeby spełnić marzenie Laury. Chciałbym, żeby była szczęśliwa. Stadnina jest blisko, więc mógłbym ją tam zabrać, gdy nie będzie jej rodziców w domu. Tak tylko, że wtedy ja bym stał i nic nie robił podczas, gdy ona jeździłaby na koniu. Zresztą ja nie jestem taki ważny. Najważniejsze jest to, żeby Laura była zadowolona. Tak, ale co jeśli ona pojedzie w teren? Szczerze? To chciałbym jej towarzyszyć. Jest tylko jeden wielki problem. Ja nie umiem jeździć konno. Może jednak mógłbym się tego nauczyć? Laura mówiła, że z jazdą konną jest tak samo jak z rowerem. Wsiadasz i jedziesz. No tak tylko to robiła przez cztery lata i miała trzecie miejsce w zawodach i starała się o pierwsze, a ja nigdy nie miałem doczynienia z końmi. Jednak chciałbym towarzyszyć jej podczas jazdy. To chyba nie jest takie trudne. Wsiadasz na konia i jedziesz. Pewnie łatwo się mówi, a trudniej robi. Pewnie dochodzi jeszcze do tego utrzymanie równowagi i inne rzeczy. Jednak chcałbym zrobić to dla Laury. Chcę, żeby jej marzenie się spełniło, a ja mu w tym pomogę. Zrobię to, nauczę się jeździć konno. Chociaż za dużo czas nie mam, bo zostały mi dwa tygodnie z kawałkiem do oddania jej Romwellom. Wykorzystam ten czas najlepiej jak potrafię i zrobię wszystko, żeby się nauczyć. Dam radę. Zrobię to dla Laury. Chcę, żeby była szczęśliwa. Czyli musiałbym pojechać do tej stadniny i zapytać o lekcje. Nawet dzisiaj mogę tam pojechać. Im szybciej tym lepiej. Okay koniec już tego leżenia. Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej dżinsy i czerwoną koszulę w czarną kratę. Poszedłem z tymi ubraniami do łazienki i wykonałem wszystkie poranne czynności. Wyszedłem z pomieszczenia czystości i zszedłem na dół do kuchni. Siedzieli w niej już wszyscy. Niecodziennie jestem ostatni.
  - Hej. - przywitałem się wesoło.
  - Hej. - odpowiedzieli, a ja usiadłem przy stole. Jedli tosty, które pachniały bardzo smakowicie. Na talerzu leżała moja porcja, więc wziąłem je i zacząłem jeść.
  - Jak poszło ci wczorajsze spotkanie z Laurą? - spytała Rydel.
  - Dobrze, dowiedziałem się więcej o jej przeszłości. - odpowiedziałem.
  - Czego?
  - Tego, że jeździła konno, ale przez wypadek rodzice jej zabronili. Nadal chce to robić, więc przed chwilą wpadłem na pomysł, żeby pomóc jej spełnić to marzenie. Zamierzam zabrać ją do stadniny, która jest pod Los Angeles i do to tego nauczyć się jeździć na koniu.
  - Aww... jak słodko. Widać, że ci na niej zależy. - uśmiechnęła się Rydel.
  - Po prostu chcę, żeby była szczęśliwa, ale nie myślcie od razu, że jestem w niej zakochany, bo tak nie jest. Zresztą taką rzecz może zrobić przyjaciel.
  - No może, ale zobaczysz, że poczujesz do niej coś więcej. - odezwał się Riker.
  - Znowu zaczynacie ten temat? Musicie go ciągle poruszać przy tym jak mówię coś o Laurze. Ja się tylko z nią przyjaźnię. Nic więcej. Nawet nie macie pojęcia jak się czuję z myślą, że za dwa tygodnie ją oddam Romwellom! - powiedziałem trochę podniesionym tonem.
  - Ross, przepraszam cię ja nie chciałem cię urazić. - odparł Riker.
  - Ja też cię przepraszam, bo to ja, jak zawsze zaczęłam ten temat. Nie obrażaj się na nas. - odezwała się Rydel.
  - Nie robię tego, bo nie umiem się na was gniewać. - uśmiechnąłem się.
  - Okay, już nie będę zaczynać tego tematu, ale gdy się w niej zakochasz to powiesz mi o tym? - spytała.
  - Tak, jeśli tak się stanie.
  - To super, a tak w ogóle to wczoraj w nocy wpadałam na pewnien pomysł. - powiedziała Rydel.
  - Jaki? - spytał Rocky.
  - Może wyznamy Laurze i Vanessie, że jesteśmy zespołem? Moglibyśmy zrobić to jutro, gdy będziemy w tym ich domku? Zgadzacie się?
  - Rydel, ale jak im wytłumaczysz, że zawiesiliśmy zespół? Przecież to jest związane ze mną. - odparłem.
  - Powiemy im tak jak wszystkim, że zrobiliśmy to, bo chcieliśmy odpocząć.
  - Okay, ale nie wspominajcie o mnie.
  - Wiadamo. Zgadzacie się, czy nie? - spytała, a my wszyscy spojrzeliśmy na siebie.
  - Zgadzamy się. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
  - Może od razu zagramy i zaśpiewamy im. Może przy ognisku? - zaproponował Rocky.
  - No to jest dobry pomysł. - przytaknął Ellington.
  - Jak myślicie jak one na to zareagują? - spytał Riker.
  - Myślę, że dobrze to przyjmą. Musimy im to porządnie wytłumaczyć. - odpowiedziała Rydel.
  - No nie do końca. - odparłem, a ona przytaknęła głową.
  - To jutro pozbywamy się jednej naszej tajemnicy, bo drugą jest sprawa Rossa. - powiedział Ell.
  - Mojej chyba nie uda mi się wyznać. Chociaż chciałbym to powiedzieć tylko Laurze. Jednak, co Romwellowie z nią zrobią tego już nie wiem. - westchnąłem.
  - Ross nie myśl o tym. Zostały ci jeszcze przecież dwa tygodnie. Wykorzystaj ten czas najlpiej jak potrafisz. - odparła Rydel.
  - Tak wiem.
  - Może nawet zaryzykuj i bardziej otwórz serce dla Laury.
  - Czy się w niej zakocham to nie zależy ode mnie, bo to nie mój rozum odczuwa moje uczucia tylko serce.
  - Pomyśl co przed chwilą powiedziałeś, bo może ci się to kiedyś przydać. - powiedziała Rydel, a ja zastanowiłem się chwilę. Fakt dobrze powiedziałem, bo to serce wybiera osobę, którą się pokocha. Rozum musi tylko to zaakceptować, a to czasami nie jest takie proste, bo można się wypierać, ale serce i tak wie lepiej. Ja jednak nie czuję niczego więcej do Laury. Może tylko to siebie wmawiam? Może tak, ale jeszcze nie sądzę, że się w niej zakochałem. Chyba to nie nastąpiło. A może jednak? Nie wiem. To jest trudne. Najlepiej nad tym mogę się zastanawiać przy Laurze. Na tą chwilę to uważam, że nie jestem w niej zakochany. Chyba.
  - Okay, czyja dzisiaj kolej zmywania? - spytała Rydel, a ja się ocknąłem.
  - Moja. - odparł Ellington i pozbierał wszystkie talerze. Wszyscy wyszliśmy z kuchni, żeby mu nie przeszkadzać. Może teraz pojadę to tej stadniny? Muszę znać dokładny adres. Poszedłem na górę do swojego pokoju i usiadłem na krześle przed biurkiem. Otworzyłem laptopa i chwilę poczekałem aż się włączy. Gdy tylko to się stało, wszedłem na internet. Wpisałem w przeglądarce stadnina ,,W siodle" i wyskoczła mi odpowiednia strona. Przeglądałem ją aż w końcu natrafiłemna adres: Los Angeles 1502. Obejrzałem kilka zdjęć z terenu, który obejmuje stadnina. Naprawdę są tam ładne widoki. Okay to mam już to, co potrzebuję. Zamknąłem laptopa i wyszedłem z pokoju. Udałem się do salonu, gdzie siedziało moje rodzeństwo.
  - Ja jadę do stadniny. Nie wiem kiedy wrócę. - powiedziałem.
  - Okay jedź. - odparła Rydel, a ja poszedłem na korytarz. Założyłem trampki i wyszedłem z domu. Wyciągnąłem samochód z garażu i odjechałem. Kierowałem się na wschodnią część miasta. Wyjechanie z niego trochę mi zajęło, bo Los Angeles to małych miast nie należy. W końcu natrafiłem na drogę wyjazdową. Gdy zniknęły wysokie budynki zacząłem rozglądać się po okolicy, ale jak na razie nie widziałem. Jechałem jeszcze jakieś 10 minut aż w końcu ujrzałem reklamę stadniny. Skręciłem w prawo i po 5 minutach zobaczyłem budynki oraz konie. Zaparkowłem na parkingu i wysiadłem z samochodu. To tutaj Laura spędziła cztery lata. Muszę przyzanć, że stadnina jest położona w malowniczym miejscu. To teraz muszę kogoś znaleźć, a najlepiej właścicielkę. Wszedłem do pierwszego budynku i jak się po chwili zorientowałem do stajni. Mają tutaj dużo koni. Ciekawe gdzie jest ten Laury? Rozejrzałem się po wnętrzu i zauważyłem jakąś dziewczynę. Podszedłem do niej.
  - Dzień dobry. - powiedziałem, a ona natychmiast się odwróciła. Była blondynką o zielonych oczach i mniej więcej w moim wieku. Nawet ładna, ale Laura według mnie jest ładniejsza. Zaraz, zraz, o czym ja myślę?
  - W czymś mogę pomóc? - spytała uprzejmie.
  - Szukam właścicielki tej stadniny, pani Elizabeth Morgan. Jest może tutaj?
  - Tak, zaprowadzę pana do niej. - uśmiechnęła się i razem wyszliśmy ze stajni. Obeszliśmy ten budynek i zobaczyłem dużo miejsca do jazdy. Akurat jakaś dziewczynka jeździła. Skoro ona potrafi, to chyba ja też mogę się tego nauczyć. Zauważyłem, że blondynka cały czas na mnie zerka. Podeszliśmy do barierek, przy której stała jakaś kobieta. To pewnie właścicilka.
  - Przepraszam. - powiedziała dziewczyna, a kobieta odwróciła się. Była w średnim wieku, włosy miała brązowe, tak samo jak oczy. - Przyszedł ktoś do pani. - odparła i odeszła.
  - Dzień dobry. Nazywam się Ross Lynch. - przedstawiłem się.
  - Dzień dobry. Jestem Elizabeth Morgan, właścicielka tej stadniny.
  - Miło mi panią poznać.
  - Wzajemnie. Co pana do mnie sprowadza?
  - Chciałbym nauczyć się jeździć konno. Czy mam na to szanse w takim wieku?
  - Oczywiście, każdy może się tego nauczyć i nie ma ograniczeń. Zazwyczaj naukę rozpoczna się od dziecka.
  - Tak wiem, ale chciałbym się nauczyć, ponieważ chcę pomóc spełnić marzenie mojej przyjaciółce Laurze Marano.
  - Laurze? - spytała ze zdziwieniem, ale również z widoczną radością. - Tej Laurze Marano, córce milionerów?
  - Tak.
  - Minęły trzy lata odkąd ją widziałam. To była niezwykła dziewczyna. Pełna ambicji i zapału. Jak się na coś uparła to nie odpuszczała i zawsze stawiała na swoim. Co u niej słychać?
  - Chyba nic się nie zmieniło z wyjątkiem tego, że nie jeździ konno.
  - Szkoda, że rodzicie jej zabronili. Miała wielki potencjał. Nigdy jeszcze nie miałam takiej uczennicy jak ona.
  - Laura dużo mi opowiadała o tej stadninie i o jej klaczy Night.
  - Ona była z nią bardzo zżyta. Laura spędzała całe dnie na przejażdżkach na niej.
  - Ta klacz nadal jest tutaj?
  - Tak, trzyma się bardzo dobrze. Nadal tylko mi się pozwala dotykać. Tylko Laura ją oswoiła do siebie. Mówiłeś, że chcesz się nauczyć jeździć konno i pomóc jej spełnić marzenie, tak?
  - Tak chcę, żeby znowu wsiadła na koński grzbiet.
  - Musi ci na niej bardzo zależeć, skoro tak się dla niej starasz. - uśmiechnęła się, a ja trochę się zmieszałem.
  - Laura to moja przyjaciółka.
  - Wiesz, dam ci pewną radę. Jeśli chcesz znaleźć prawdziwą miłość to Laura jest dla ciebie idealna. Takiej dziewczyny jak ona nigdzie nie znajdziesz. - odparła, a ja nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. Czy nawet pani Morgan musi mi o tym mówić? Czy ja naprawdę nie mogę tylko przyjaźnić się z Laurą? Dlaczego każdy mnie z nią łączy?
  - Będę o tym pamiętał. - powiedziałem. - To będę mógł się nauczyć jazdy konnej? - spytałem, żeby zmienić temat.
  - Oczywiście.
  - A da się to robić w dwa tygodnie?
  - To zależy od chęci i szybkiej nauki. Jeśli tak zależy ci na czasie to mogę zostać twoją trenerką.
  - Dziękuję, a kiedy będę mógł przychodzić?
  - Pięć razy w tygodniu, jeśli chcesz się nauczyć jazdy w dwa tygodnie.
  - Dobrze. Od kiedy zaczynam?
  - Dzisiaj niestety już nie mogę, ale możesz przychodzić od poniedziałku do piątku.
  - Dobrze, dziękuję pani bardzo.
  - Nie ma za co. Pozdrów ode mnie Laurę.
  - To będzie niespodzianka, więc nie.
  - Dobrze, już nie mogę się doczekać aż ją zobaczę. Pewnie wyrosła na piękną dziewczynę.
  - Z tym muszę się zgodzić. Do widzenia.
  - Do widzenia. - odpowiedziała pani Morgan, a ja poszedłem do samochodu. Wsiadłem do niego, odpaliłem i odjechałem. Cieszę się, że załatwiłem tą sprawę. Myślę, że dam radę się nauczyć jeździć konno. To chyba nie jest takie trudne. Ta pani Morgan to sypmatyczna kobieta. Łatwo się z nią dogadać. Nie dziwię się, że Laura ją lubiła. Mam nadzieję, że wyrobię się w czasie i zdążę spełnić jej marzenie. Nawet nie wiem dlaczwgo tak bardzo mi na tym zależy. Może dlatego, że Laura to moja najlpesza przyjaciółka i chcę dla niej jak najlepiej? Tak, chyba to jest powód. Po chwili usłyszałem w radiu ,,Pass Me By" i zacząłem śpiewać. Słysząc tą piosenkę przypomniałem sobie czasy, gdy ją pisaliśmy, robiliśmy teledysk, występowaliśmy. To było niezwykłe. Naprawdę chciałbym znowu stanąć na scenie i poczuć te wszystkie emocje, czyli radość, ale też dumę. Jednak nie wiem kiedy to się stanie. Mam nadzieję, że jak najszybciej. Z początku muszę przyznać, że przerwa mi się przydawała, ale teraz my wszyscy chcemy znów robić to, co kochaliśmy. To jest część naszej rodziny. Część mnie. Gdy piosenka się skończyła usłyszałem głos prowadzącego: ,,To był utwór ,,Pass Me By" zespołu R5, który niestety jest zawieszony od czterech miesięcy. Fani bardzo rozpaczają i chcieliby znów zobaczyć na scenie swoich idoli. Kiedy R5 to zrobi? Tego nie wie nikt." Skończył, a ja westchnąłem. Ma rację tego nie wie nikt. Dlaczego Romwellowie musieli pojawić się w moim życiu, które tak dobrze się układało? Doprowadzili do zawieszenia naszego zespołu, ale też do mojego cierpienia z powodu oddania im Lau. Ta druga sprawa ciągle nie daje mi spokoju. Z każdym dniem coraz bardziej, bo każdy dzień przybliża mnie do rozstania z Laurą. Ja tego nie chcę robić. Jednak ja nie ma nic do gadania. Nawet, gdybym poszedł do nich i powiedział, że nie przyprowadzę im jej to pewnie zaraz daliby mi wybór, czyli śmierć lub zadanie. Ja oczywiście wybiorę to drugie. Chociaż może bez nich nie spotkałbym Laury, a tego bym nie chciał, bo przywiązałem się do niej. Naprawdę bardzo ją polubiłem. Spotkana z nią to dla mnie czysta przyjemność. Cieszę się, że ją znam. Ona jest niezywkłą dziewczyną. Nigdy takiej nie spotkałem i wątpię, żebym kiedykolwiek spotkał. Nie ma takiej drugiej jak Laura. Może brzmię tak, jak bym był w niej zakochany, ale tak nie jest. Przyjaciel też może tak powiedzieć. Przyjaźń z nią daje mi naprawdę wielkie szczęście. Tak i właśnie dlatego chcę się nauczyć jeździć konnej i jej towarzyszyć podczas tego. Chcę spełnić jej marznie i pokazać, że jest dla mnie bardzo ważna. Dobra koniec już tych przemyślać i użalania się nad moim losem. Co się stanie to się stanie. Zobaczymy, co pokaże mi jeszcze życie. Takie myśli towarzyszyły mi do wjazdu do miasta. Po jakiś 15 minutach zatrzymałem samochód pod domem. Wjechałem nim do garażu i wszedłem do domu. Ściągnąłem buty i udałem się do salonu, gdzie zastałem Rydel oglądającą telewizję.
  - Hej Rydel. - powiedziałem, a ona spojrzała na mnie.
  - Hej Ross. Udało ci się zapisać na lekcje jazdy konnej? - spytała.
  - Tak, zaczynam od poniedziałku. Mam je pięć razy w tygodniu.
  - Czyli codziennie będziesz tam jeździł oprócz soboty i niedzieli?
  - Tak.
  - To urocze, że chcesz spełnić marzenie Laury. Widać, że ci na niej zależy. - uśmiechnęła się.
  - Zależy mi na niej jak na przyjaciółce. Chyba mogę sprawić jej radość będąc jej przyjcielem?
  - Możesz, czy ja coś powiedziałam na ten temat?
  - Idę do siebie. - odparłem, a Rydel pokiwała tylko głową i odwróciła ze mnie wzrok i skierowała go na ekran telwizora. Wyszedłem z salonu i udałem się na górę do mojego pokoju.
                                                                  ~*~
                                                             ★Laura★

Siedzę z Vanessą pod wierzbą i rozmawiamy. Do spotkania z Jake'iem zostało mi już tylko pół godziny. Dzisiaj spędziłam cały dzień z moją siostrą. Przed południem kąpałyśmy się w basenie i opalałyśmy. Zrobiłyśmy sobie siostrzany dzień. Jednak jakoś dziwnie siedzi mi się z nią pod wierzbą. Pewnie dlatego, że jest to miejsce moje i Rossa. Myślałam, że po tym jak wczoraj prawie nakryła mnie z Rossem to znowu mnie o to spyta, ale jednak tego nie zrobiła. Chciaż ją znam i pewnie to zrobi.
  - Okay, a teraz mam do ciebie takie małe pytanko. - powiedziała. Coś mi się wydaje, że to dotyczy wczoraj.
  - Jakie?
  - Powiedz szczerze i nie owijaj w bawełnę. Był u ciebie wczoraj w nocy Ross? Widziałam, że jesteś poddenerwowana i że chcesz mnie jak najszybciej spławić, więc mów. - odparła. Wiedziałam, że mnie o to spyta. Jej ciekawość jest naprawdę wielka. Powiedzieć jej prawdę? Czemu nie. Zresztą już wcześniej powinna o tym wiedzieć.
  - Eee... no, bo wiesz... - zaczęłam niepewnie. - Dobra powiem ci prawdę. Tak, wczoraj w nocy Ross był u mnie. Wszedł przez balkon. Przychodził nawet już wcześniej, a dokładnie pierwszy raz to zrobił, gdy spotkałyśmy Lynchów. Później tak zjawiał się co dwa dni, a teraz codziennie.
  - A co wy robicie, że tak spytam z ciekawości? - uśmiechnęła się.
  - Rozmawiamy na różne tematy.
  - U ciebie w pokoju?
  - Rzadko, bo zazwyczaj przychodzimy właśnie tu pod wierzbę, a dokładnie to obok rozścielamy koc, kładziemy się na nim i oglądamy gwizady. Schodzimy po pergoli i przemykamy się tu pokotyjomu, żeby nikt nas nie zobaczył.
  - Aww... jak romantycznie. - uśmechnęła się. - Nie doszło między wamio czegoś więcej?
  - Do czego?
  - Naprawdę nie wiesz o co mi chodzi? Chodzi mi o całowanie się.
  - Co? Nie, my tego nie robiliśmy. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Do takich rzeczy nie doszło.
  - Jeszcze nie doszło mogę dodać. Zobaczysz w końcu to się stanie i ja to wiem, bo widzę jak na siebie patrzycie. Może jak na razie tylko się przyjaźnicie, ale myślę, że to się przerodzi w coś więcej. Te wasze spotkania mogą do tego doprowadzić.
  - Myślisz, że się zakocham w Rossie?
  - Tak, chyba, że już to się stało.
  - Nie, ja go tylko bardzo lubię i nic więcej.
  - Zobaczysz, że się w nim zakochasz. Z takim przystojnym chłopakiem, jakim jest Ross ciężko się przyjaźnić. Zresztą uważam, że pasujcie do siebie. Nawet bardziej niż ty i Jake.
  - Van, skończ już ten temat. Z Rossem jest mi dobrze w przyjaźni i jak na razie nie chcę tego zmieniać.
  - Okay, ale zobaczysz, że wspomnisz moje słowa. Ja i tak będę za Raurą, a nie za Jaurą.
  - Za kim?
  - Połączyłam imię twoje i Rossa oraz twoje i Jake'a. Wyszło mi Raura i Jaura.
  - Okay, a ja za to shippuję Rikessę. - odgryzłam się jej.
  - Dla twojej wiadomości ja i Riker się przyjaźnimy. To ty i Ross bardziej przekraczacie tą granicę.
  - Okay, dobra koniec już tych naszych pogaduszek, bo idę na spotkanie z Jake'iem i jego przyjaciółmi. - odparłam i wstałam z trawy.
  - Miłej zabawy życzę, ale nie za dobrej z Jake'iem, bo ja czekam na Raurę. - uśmiechnęła się, a ja przerwróciłam oczami i odgarnęłam gałązki wierzby, żeby wyjść. Szłam dróżką prowadzącą do domu. Zauważyłam, że cały czas się uśmiecham. Dlaczego zawsze, gdy rozmawiam z Rossem lub o nim to właśnie się uśmiecham? Nie wiem dlaczego. To przezwisko jakie dała mi i Rossowi jest słodkie. Raura. Nawet nie wiedziałam, że tak razem współgrają nasze imiona. Przyjemnie to brzmi. Powiem o tym Rossowi, gdy do mnie przyjdzie. Pewnie to zrobi, bo teraz zjawia się codziennie, co mnie cieszy, bo lubię spędzać z nim czas. Jemu mówię o wszystkim. Jednak on o sobie już rzadko. Nie wiem za dużo o nim, ale skoro on nie chce opowiadać o sobie to nie musi. Nie będę naciskać. Z takimi myślami doszłam do swojego pokoju. Czas się przyszykować na spotkanie z Jake'iem i jego przyjaciółmi. Weszłam do garderoby i wybrałam niebiskie bikini oraz letnią sukienkę w tym kolorze. Ubrałam się w to i podeszłam do toaletki. Rozczesałam włosy i zostawiłam je, jak zawsze rozpuszczone. Nie będę robiła makijażu, bo gdy wejdę do wody to mi się wszystko zmyje. Sapakowałam również wszystkie potrzebne rzeczy na plażę do torby i byłam już gotowa. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, więc szybko wybiegłam ze swojego pokoju i udałam się na korytarz. Oczywiście drzwi otworzył już lokaj.
  - Hej Laura. - powiedział Jake i się uśmiechnął.
  - Hej Jake. - odparłam i odwzajemniłam jego gest.
  - Już jesteś gotowa?
  - Tak, tylko jeszcze założę buty i możemy iść. - odpowiedziałam i ubrałam sandały, po czym wyszłam z domu.
  - A tak w ogóle to ładnie wyglądasz. - uśmiechnął się.
  - Dziękuję. - odparłam i wyszliśmy za bramę. Wsiedliśmy do jego samochodu i po chwili odjechaliśmy.
  - Justin, Max i Liz nie mogą się doczekać aż ciebie zobaczą.
  - To fajnie. Jestem ciekawa jacy oni są.
  - Tacy jacy już ci mówiłem, bardzo mili i sympatyczni. - odpowiedział, a po chwili usłyszałam z radia piosenkę. To była ta, która leciała, gdy Ross zawiózł mnie i Vanessę do domu po rzeczy na plażę. Nie powiedział mi wtedy jak nazywa się ten utwór, ani jaki ma tytuł. Szkoda, bo spodobała mi się ta melodia i tekst.
  - Znasz może tą piosenkę? - spytałam.
  - Nie, ale jest nawet fajna.
  - Mi się bardzo podoba. - odparłam i wsłuchałam się w nią. Jednak ten głos wydawał mi się znajomy. Chyba, że mi się wydaje. Skądś go znam, ale nie mogę go skojarzyć. Dobra nie ważne. Zaczęłam nucić tą piosenkę. Jest naprawdę przyjemna dla ucha. Gdy się skończyła rozmawialiśmy z Jake'iem na temat jego przyjaciół. Po 10 minutach dojechaliśmy na miejsce. Jacob zaparkował samochód, po czym z niego wysiedliśmy.
  - Daj poniosę twoją torbę. - odezwał się.
  - Nie musisz, nie jest ciężka. Zresztą masz swoją.
  - Dla mnie to nie jest duże obciążenie.
  - Okay niech ci będzie. - odpowiedziałam i dałam mu torbę. Szliśmy do wejścia na plażę, gdy byliśmy już blisko jacyś dwaj chłopcy machali do nas ręką. Domyślałam się, że to są właśnie jego przyjaciele. Podeszliśmy do nich.
  - Siemia stary. - powiedzieli i przybili sobie piątkę.
  - Siemia chłopaki. Cześć Liz. - odparł Jake. - Laura przedsatawię ci moich kumpli. To są Justin, Max i Liz, a wy poznajcie Laurę. - na każdego wskazywał rękę. Przyglądałam się im. Justin był wyskokim blondynem o niebieskich oczach. Max natomiast był brunetem o brązowych oczach i również wysoki, miał dłuższą grzywkę. Obaj mieli włosy postawione na żel. Muszę przyznać, że jest na co popatrzeć, bo obaj są przystojni. Na końcu przyjrzałam się Liz. Była wysoką, blondynką o zielonych oczach. Na pierwszy rzut oka wydaje się być miła. Zresztą uśmiechała się, co trochę mnie w tym przekonaniu utwierdziło.
  - Miło nam cię poznać. - powiedzieli.
  - Mi was również. - odparłam.
  - Dużo o tobie słyszeliśmy. Jake non stop o tobie gada. - odezwał się Justin, a Jake spiorunował go wzrokiem.
  - Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. - uśmiechnęłam się.
  - Oczywiście, że tak. Ciągle po spotkanich z tobą mówi jaka to jesteś ładna i w ogóle. - powiedział Max i zaśmiał się, a po chwili dołączył do niego Justin. Spojrzałam na Jake'a, a jemu to chyba nie było do śmiechu. Cieszę się, że tak o mnie sądzi.
  - Dobra chłopaki przestańcie już. - odparł Jacob, a oni trochę się uspokoili, ale uśmiech nadal pozostał na ich twarzach. Tym wiecznym rozbawieniem trochę przypominali mi Lynchów. Jednak oni nie mogli się równać z moimi przyjaciółmi, a szczególnie z Rocky'm i Ellingtonem. Nikt ich nie pobije w ich wyczynch. Myślę tak, a w ogóle nie znam Justina i Maxa. Jednak nawet, gdy ich lepiej poznam to raczej zdania nie zmienię.
  - Okay, Jake wyluzuj już. - powiedział Max.
  - Chodźmy już na tą plażę. - odezwała się Liz i przeszliśmy przez przejście. Gdy tylko znaleźliśmy się na niej od razu ściągnęłam sandały, żeby poczuć ciepły piasek pod stopami. Trochę czasu zajęło nam poszukiwanie miejsca, w którym się rozłożymy. W końcu znaleźliśmy dość spory obszar. Rozścieliśmy koce. Chłopaki od razu ściągnęli ubrania i muszę przyznać, że każdy był trochę umięśniony. Jeszcze nigdy nie widziałam Jake'a bez koszulki. Rossa widziałam dwa razy. Umięśniony to on jest. Zaraz, zaraz, o czym ja myślę? Zauważyłam, że Liz też już jest w samym bikini, więc ściągnęłam swoją sukienkę.
  - No, no, Jake dobrze się ustawiłeś. Wyrwałeś ładną dziewczynę i to w dodatku córkę milionrów. - powiedział Max.
  - My jesteśmy przyjaciółmi. - odparł Jake.
  - Okay, my się nie będziemy już wtrącać w wasze relacje, bo widzę, że oboje jesteście zakłopotani. - odezwał się Justin. Szczerze powiedziawszy to nie czuję się zbyt swobodnie w ich towarzystwie. Przy Lynchach od razu byłam sobą. Nie byłam spięta. Teraz to jest też pewnie spowodowane obecnością Rossa, bo z nim jestem najbliżej, z Rydel też, ale z Rossem jednak czuję się inaczej. Zdecydowanie to jest mój najlpeszy przyjaciel.
  - Chłopaki idźcie do wody. Ty Jake też. - odezwała się Liz.
  - Ale... - zaczął.
  - Nie ma żadnego ale. Idźcie. - powiedziała blondynka, a chłopaki odeszli. - To teraz możemy sobie na spokojnie porozmawiać. - zwróciła się do mnie.
  - Okay. Oni zawsze się tak ciebie słuchają?
  - Nie, ale znamy się już długo, a jestem jedną dziewczyną wśrod trzech chłopaków, więc trzeba sobie jakoś radzić. - uśmiechnęła się. Trochę przypomina mi Rydel, ale i tak nie jest taka sama.
  - Ile się znacie?
  - Pięć miesięcy, a od czterch jestem z Justinem.
  - Długo jesteście razem.
  - Tak i cieszę się z tego. Jeśli Justin albo Max cię urazili to nie obrażaj się na nich. Oni tacy już są. Są poprostu pewni siebie i wyluzowani. Trochę tacy, jak podrywacze, ale oni potrafią stworzyć z dziewczną udany związek. Jake też kiedyś taki był, ale odkąd zaczął pracować w firmie to trochę spoważniał. Tak mi opowiadał Justin.
  - Naprawdę Jake taki był? Nie wyobrażam go siebie takiego.
  - Ja też nie zabardzo, ale przebywając z chłopakmi potrafię to zrobić.
  - Ja nadal nie potrafię tego pojąć.
  - Mogę zadać ci pewne pytanie?
  - Pewnie.
  - Jak to jest być córką milionerów?
  - Ma się wszystko, co materialne, ale co już związane z uczuciami to już nie za bardzo. Nie chodziłam do szkoły, nie miałam jeszcze chłopaka, nawet przyjaciół, ale teraz już tak.
  - Czyli nie jest za kolorowo?
  - Zależy jak na to patrzysz. Jeśli na pieniądze to wydaje się to wielki szczęściem. Ja jednak patrzę na osobowość, a nie na bogactwo.
  - Jake mówił o tym, ale nie sądziłam, że to jest prawda, a jednak.
  - Mogę teraz ja zadać tobie pytanie?
  - Jasne. Pytaj o co chcesz.
  - Jak rozpoznać, że jest się zakochanym? - spytałam, bo chciałam poznać jej zdanie na ten temat.
  - Wiesz, każdy to może czuć inaczej, ale najczęściej jest podobnie, czyli wystarczy ci sam widok tej osoby, żeby być szczęśliwym. Wszystko nabiera barw i staje się piękniejsze. Nawet każda zwykła rzecz. Ja czułam się jakbym unosiła się nad ziemią. Miłość to piękne uczucie. Naprawdę jej jeszcze nie przeżyłaś? Z takim wyglądem i pochodzeniem?
  - Nie, bo każdy chłopak patrzył na moje pieniądze, a nie na moją osobowość, a tego nie lubię.
  - Masz poza Jake'iem innych przyjaciół?
  - Tak, czteroosobwe rodzeństwo i ich przyjaciel. Dokładniej czterch chłopaków i jedna dziewczyna.
  - Którego lubisz najbardziej? Bo chyba jeden musiał ci bardziej przypaść do gustu.
  - Najbardziej tego w moim wieku.
  - Jak on wygląda?
  - Jest blondynem o brązowych oczach. Przystojny, dobrze umięśniony. Ma ładny uśmiech. - odpowiedziałam, a mówiąc z każdym słowem mój uśmiech robił się coraz większy. Ross nawet, gdy go nie ma tak na mnie działa. To jest jednocześnie zaskakujące i przyjemne.
  - A jak się nazywa jeśli mogę wiedzieć?
  - Ross. - odparłam.
  - Skądś kojarzę to imię, ale nie pamiętam dokładnie z kim. - powiedziała, a ja chciałam jeszcze spytać z kim dokładniej, ale w naszą stronę szli chłopaki. Usiedli na swoich kocach.
  - I co lepiej się poznałyście? - spytał Jake.
  - Tak, trochę rozmawiałyśmy. - odpowiedziałam.
  - Polubiłyście się trochę?
  - Tak, Liz to bardzo sympatyczna dziewczyna. - uśmiechnęłam się do niej.
  - Okay, to może teraz wszycy pójdziemy do wody? - spytał Max i wszyscy przytaknęliśmy głowami. Wstaliśmy z kocy i udaliśmy się do oceanu. Zanurzyłam stopy, a woda była już trochę zimna, bo jest już coś po piątej. Nie mam ochoty na kąpiel. Jaustin, Max i Liz byli już zanurzeni prawie do pasa, a ja nadal stałam na brzegu po kostki w wodzie.
  - Nie wchodzisz głębiej? - spytał Jake.
  - Chyba nie, bo woda jest już trochę zimna, ale też nie mam ochoty na kąpiel. - odpowiedziałam.
  - Okay, to w takim razie postoję tu z tobą.
  - Nie mam nic przeciwko. - uśmiechnęłam się. Patrząc tak na ocean przypomniało mi się jak ja, Van i Lynchowie plus Ell chlapaliśmy w wodzie. Byliśmy wtedy tacy weseli. Dobrze się z nimi wtedy bawiłam. Jednak najbardziej w pamięci utkwiło mi to spojrzenie Rossa po wynurzeniu się po tym jak na niego wskoczyłam za to, że wrzucił mnie do oceanu. Trwało ono może z sekundę, ale spodobało mi się. Podobnym spojrzeniem obdarzył mnie, gdy pierwszy raz do mnie przyszedł w nocy i mówił mi, że nic mi nie zrobi. Teraz, gdy tylko nasze spojrzenia się zetkną natychmiast ucieka wzrokiem. Nie wiem dalczego tak robi. Zresztą dlaczego ja myślę o Rossie będąc z Jake'iem? Laura ogarnij się!
  - Liz mówiła mi, że zanim zacząłeś pracować w firmie mojego taty to byłeś taki jak Justin i Max, to prawda? - spytałam po chwili. Byłam ciekawa ci na to odpowie.
  - Wiesz, no byłem podobny. Też taki wyluzowany i pewny siebie, ale przez pracę trochę spoważniałem.
  - Nie mogę sobie wyobrazić takiego.
  - Naprawdę? Dlaczego?
  - Chyba dlatego, że przyzwycziłam się już do twojego charakteru. Portafisz nadal tak się zachowywać?
  - Raczej tak, ale myślę, że w końcu trzeba trochę spoważnieć i zacząć myśleć o swojej przyszłości.
  - Tak, ale czasami można żyć tylko teraźniejszością.
  - Tak, ale też warto zastanowiśc się nad tym co się stanie później. Jednak czasami trzeba zaryzykować i nie patrzeć na konsekwencje.
  - Tak, też tak myślę. - przytaknęłam. - Jeśli będziesz chciał się ze mną spotkać jutro lub pojutrze to nie będziesz mógł, bo spędzę ten weekend z moimi przyjaciółmi i Vanessą.
  - Tym rodzeństwem?
  - Tak.
  - To życzę wam udanego weekendu.
  - Dzięki.
  - Może jednak wejdziesz do wody i dołączymy do reszty? - spytał Jake.
  - Okay, a co mi tam. - odparłam i stopniowo się zanurzaliśmy. Woda nie była za ciepła, ale nie było aż tak źle. Wsytarczy się przyzwyczaić. W końcu doszliśmy do przyjaciół Jacoba.
  - Jednak weszłaś? - spytała Liz.
  - Tak, jednak tak. - odpowiedziałam i razem zaczęliśmy skakać w fale. Dobrze się z nimi bawiłam, ale jednak z Lynchami lepej. Było zabawniej. Co jak co, ale z nimi na plaży jest najpiej. Już nie mogę się doczekać jutra. Ten weekend będzie udany. Wiem to. Zresztą z nimi napewno nie będzie nudno. Mam już pewien pomysł jeśli chodzi o spanie z Rossem. Cieszy mnie to. Nie wierzę znowu o nim myślę! Laura ogarnij się! Z Jake'iem i jego przyjaciółmi byłam jeszcze na plaży z godzinę, a później stwierdziliśmy, że czas się zbierać. Pożegnaliśmy się na parkingu, a ja wsiadłam z Jacobem do samochodu i po chwili odjechaliśmy. Przyjemnie spędziłam ten czas.
  - I co sądzisz o chłopakach i Liz? - spytał Jake.
  - Są tacy jak mówieł, czyli mili i sympatyczni. Dobrze się z wami bawiłam.
  - Może częściej będziemy tak wspólnie z nimi gdzieś wychodzić?
  - Nie wiem, ale chyba wolę spędzać czas tylko z tobą. Oczywiście nic do nich nie mam.
  - Okay, rozumiem. - odpowiedział. Przez resztę drogi do mojego domu rozmawialiśmy na inne tematy. Po 10 minutach stanęlśmy przed bramą.
  - Dziękuję za udane popołudnie. - odezwałam się.
  - Nie ma za co, ale mi też się podobało.
  - Okay, to pa Jake. - uśmiechnęłam się.
  - Pa Lau. - odwzajemnił mój gest i lekko mnie objął. Po chwili się puściliśmy, a ja wyszłam z samochodu. Przeszłam przez bramę i szłam dróżką prowadzącą do domu. Gdy już się pod nim znalazłam, odwróciłam się na chwilę, żeby pomachać Jake'owi, a on zrobił to samo i odjechał. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zdjęłam sandały i udałam się do kuchni. Powiedziałam Natalie, że już jestem i poszłam na górę do pokoju Vanessy. Zapukałam i usłyszałam ,,proszę", więc weszłam do środka. Nigdzie nie zuważyłam mojej siostry.
  - Van, gdzie jestes? - spytałam.
  - W garderobie. - odpowiedziała Vanessa, ja udałam się do tego pomieszczenia. Zobaczyłam, że moja siostra się pakuje. - Jak tam spotaknie z Jake'iem i jego przyjaciółmi? - spytała i przerwała wykonywane czynności.
  - Dobrze się z nimi bawiłam. Byli mili i sympatyczni.
  - A przynajmniej przystojni byli ci chłopcy?
  - Tak, było na co poparzeć.
  - A jaka była ta dziewczyna?
  - Bardzo miła. Pogadałyśmy trochę. Nawet ją polubiłam.
  - To fajnie.
  - Jednak z nimi nie było tak jak z Lynchami i Ellingtonem. Trochę mi ich brakowało. Chociaż i tak dobrze się bawiłam.
  - Spędzimy całe dwa dni z nimi i to pewnie głównie na plaży, więc się rozerwiesz. - uśmiechnęła się Van.
  - Już się nie mogę doczekać. Widzę, że już się zaczęłaś pakować?
  - Tak, ale dopiero co zaczęłam. Tobie też radzę teraz to zrobić.
  - Wiem, mam taki zamiar.
  - Spiesz się, bo jeszcze nie zdążysz zanim przyjdzie do ciebie Ross. - zaśmiała się.
  - A kto powiedział, że on przyjdzie dzisiaj? Z nim to nigdy nic nie wiadomo, ale i tak nie wchodź do mojego pokoju po dziesiątej.
  - Okay, nie będę wam przerywać waszych romansów. - uśmiechnęla się, a ja tylko przewróciłam oczami.
  - Idę się już pakować.
  - Okay. - odparła Van, a ja wyszłam z jej pokoju i udałam się do swojego. Od razu weszłam do garderoby. Wyciągnęłam torbę i zaczęłam do niej pakować wszystkie potrzebne rzeczy. Zajęło mi to jakieś pół godziny i w końcu miałam spokój. Wzięłam słuchawki, podłączyłam je do telefonu i założyłam je na uszy. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy, żeby lepiej się odprężyć i oddać dźwiękom muzyki.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Jak wam podoba się rozdział? Myślę, że nie jest taki zły, ale mógłby być lepszy. Zawaliłam trochę koncówkę, ale nie miałam już pomysłów i uleciała mi wena. To już znacie plan Rossa. Od razu mówię trochę poczekacie sobie na ten moment, ale będzie się w tym rozdziale trochę działo. Więcej wam nie zdradzę. W tym rozdziale było trochę Raury, ale następnym będzie więcej.
Do napisania!!!

Komentujcie!!!

9 komentarzy:

  1. Super rozdział zresztą jak każdy :D Czekam na nexta!!

    Pozdrowionka ~Bezczelna~

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny,piszesz cudownie,kocham tego bloga,życzę ci dużo weny! I do następnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział ! Bardzo mi się podobał..
    Ross - jaki romantyk ! ♥ Imponuje mi,hihi ^^ (Laurze pewnie też !)
    Jak mnie denerwuje kiedy Ross i Lau wypierają się, że nie są w sobie zakochani.. no ale cóż.
    Rozumiem, że nie miałaś weny. Spokojnie i tak napisałaś bardzo długi rozdział! ( i świetny :*)
    no więc życzę weny i do napisania !

    Pattiee

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały < 3
    Oni są w sobie zakochani I ja to wiem i widać to przeciesz. Ross mi coraz to bardziej imponuje (Laurze pewnie też ^^)
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały rozdział czekam na neksta :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział :)
    Czekam na nexta!
    Nie moge się doczekać

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział wspaniały! Zapraszam do mnie, na nowe opowiadanie!
    if-i-could-fly-rosslynch.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniały rozdział :D Kochana widzę, że robisz coraz większe postępy.
    Mam nadzieję, że z każdym rozdziałem będą bardziej widoczne ;)
    Może niedługo będziesz aspirowała na pisarkę?
    Cieszę się, że wstawiłaś rozdział :*
    Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )