"I know you got a dark side. Won't you give it to me?" ~ "Wiem, że masz ciemną stronę. Nie ulegniesz mi?" - Dark Side
~Los Angeles, 08.07.2015r.~
★Ross★
Obudziłem się i przeciągnąłem. Przypomniały mi się wydarzenia z wczorajszego wieczoru. Co my tam wyprawialiśmy. Uśmiechnąłem się. Jednak jest coś co mnie dręczy. Chodzi mi o to, że przytuliłem Laurę. To wyszło tak samo z siebie. Nie przemyślałam tego, ale pododobało mi się to. Przez to przekroczyłem wyznaczoną granicę. Wiedziałem, że to zrobię. Chociaż przytulanie się dopuściłem. Jednak na nic więcej nie mogę pozwolić, a w szczególności na pocałunek. Tego nie chcę zrobić. To będzie krok do zakochania się w niej, a ja nie mogę tego zrobić. Chociaż do wyrzutów sumienia i tak wystarczy mi, że ją lubię. Teraz jakoś dziwnie byłoby mi bez Laury. Te nasze spotkania, rozmowy, to wszystko powoduje, że chciałbym ją przy sobie zatrzymać. Nie oddawać Romwellom. Jednak to nie jest możliwe. Niestety, ale mogę ją stracić. Jeśli nie przez to, że zginie lub jej się coś stanie, do czego myślę, że nie dojdzie, to przez to, że pracuję dla nich. Dlatego nie mogę pozwolić na to, żebym zakochał się w niej. Dobrze mi z nią jako przyjaciele. Wystarczy, że ją lubię. Chociaż gdyby nie Bracia Romwell to może mógłbym z nią być. Wtedy może tak, ale nie mogę. Dlaczego oni musieli wybrać taką niezwykłą dziewczynę jaką jest Laura, a nie inną? Chociaż gdyby tego nie zrobili to może bym jej nigdy nie poznał. Okay koniec tych przemyśleń. Wziąłem z szafki nocnej telefon i włączłem go. Była 10:00. No to pora skończyć to leniuchowanie. Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej dżinsy i białą koszulkę z napisem. Poszedłem z ubranianiami to łazienki. Wykonałem wszystkie poranne czynności i wyszedłem z pokoju. Już z korytarza poczułem zapach naleśników. To znaczy, że Rydel wstała. Zszedłem na dół do kuchni. Tam zobaczyłem już wszystkie dziewczyny.
- Cześć.- przywitałem się i uśmiechnąłem.
- Hej Ross.- odpowiedziały.
- Robisz naleśniki, co nie Rydel? Mój nos mówił sam za siebie.- odparłem.
- Tak, ale dopeiro, co zaczęłam, więc musisz trochę poczekać.
- No trudno, ale na naleśniki twojej roboty warto.- uśmiechnąłem się i usiadłem przy stole obok Laury.- Chłopaki jeszcze nie wstali?
- A widzisz ich gdzieś tu?
- Nie, ale znając ich to pewnie niedługo przyjdą na dół.- odparłem i w tym samym momencie do kuchni wszedł Riker.
- Hej.- przywitał się.
- Hej.- odpowiedzieliśmy mu tym samym.
- Widzę, że robisz naleśniki.- zwrócł się do Rydel.
- Tak i już niedługo będą gotowe.- odparła, a on usiadł obok mnie.
- Jak wam się dziewczyny spało u nas?- spytał.
- Dobrze, mi na materacu tak, ale czy Delly i Van miały wygodnie to już nie wiem.- odpowiedziała Laura i uśmiechnęła się.
- Jedna drugą zepchała z łóżka, czy coś innego?- odezwałem się.
- Nie, ale spałam na kawałku łóżka.- powiedziała Rydel.
- Ja też tak miałam w nocy, więc obie nie miałyśmy za wygodnie.- odparła Vanessa.
- Nastepnym razem chcę spać z Laurą.
- No nie wiem, czy skuszę się na taką propozycję. Mi na materacu było wygodnie, więc nie narzekam. Nie wiem, czy przeniosę się na łóżko.- odpowiedziała brunetka.
- Może jeszcze mamy jeden materac to wtedy każda miałaby dobrze. Zawsze jedna z was może iść do pokoju gościnnego lub do któregoś z chłopaków.- odparła Rydel.
- Wiecie rozważcie tą drugą opcję ze spaniem u nas, nawet nie teraz, ale na przyszłość.- uśmiechnął się Riker.
- To już wiem kto poszedłby do ciebie.- powiedziała Laura i znacząco spojrzała na Vanessę.
- Oj nie myśl Lau, że się zgodzę.- odezwała się zaraz jej siostra.- Zresztą równie dobrze ty możesz iść do Rossa.- uśmiechnęła się.
- Co?!- ja i Laura odpowiedzieliśmy wspólnie, po czym spojrzeliśmy na siebie. Co jak co, ale takie spanie to nie byłoby dobre dla mnie. Jeszcze przekroczyłbym granicę.
- Dobra dziewczyny już sobie nie dogadujcie. Znajdę drugi materac i następnym razem będzie tak jak było, czyli śpicie w moim pokoju.- odezwała się Rydel.
- To będzie najlepsze rozwiązanie.- odparła Vanessa.
- A tak w ogóle to naleśniki już są gotowe.- uśmiechnęła się blondynka i położyła na stole talerz a pysznym jedzeniem. Kazdy od razu wziął jednego. W tym samym czasie do kuchni weszli Ellington i Rocky. Oni to mają wyczucie.
- Siema.- przywitali się.
- Hej.- odpowiedzieliśmy wspólnie.
- Widzę, że w sam raz przyszliśmy na śniadanie.- odezwał się Ratliff.
- Tak, macie niezłe wyczucie.- odparłem, a oni usiedli do stołu i wszyscy zaczęliśmy jeść.
- Rydel robisz pyszne naleśniki. Takie same jak Natalie.- powiedziała Laura.
- Dziękuję.- uśmiechnęła się blondynka.- Ale wasza gospsia robi lepsze.
- Mówisz tak przez skormność.
- Nie lubię się zbytnio chwalić.
- Ale talent kulinarski masz.- odezwał się Rocky i w tym samym czasie zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i zobaczyłem, że dzwoni numer zastrzeżony. Wiedziałem, że to Romwellowie. Od razu mój dobry humor znikł i zastąpił go niepokój. Co oni ode mnie chcą?
- Ross kto do ciebie dzwoni?- spytała trochę zaniepokojonym głosem Rydel. Chyba zauważyła moją zmianę nastrojów. Ja tylko spojrzałem na nią wymownie, a ona zrozumiała, bo zauważyłem strach w jej oczach. Moi bracia i Ellington też patrzyli na mnie podobnym spojrzeniem.
- Przepraszam, ale muszę odebrać.- odparłem i wstałem od stołu. Szybko wbiegłem po schodach do moiego pokoju. W tym czasie mój umysł nawiedzały już myśli. Co oni mogą ode mnie znowu chceć? Kolejne zadanie? A może skrócą termin przyprowadzenia do nich Laury? Tylko nie to. Błagam, żeby nie było to! Gdy znalazłem się w pokoju westchnąłem ciężko i odebrałem. Przyłożyłem telefon do ucha.
- Czemu tak długo nie odbierasz Lynch?!- usłyszałem zdenerwowany głos Johna.
- Jadłem śniadanie z rodzeństwem.- odpowiedziałem.
- Nie obchodzi mnie co robiłeś tylko dlaczego nie odebrałeś od razu!
- Dlaczego do mnie dzwonisz?- spytałem chcąc zmienić temat.
- Jak ci idzie z tą córką milionerów?- zapytał, a ja chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią. Powiedzieć prawdę czy skłamać? Co jeśli powiem, że dobrze, a oni każą mi ją szybciej przyprowadzić? Wolę nie ryzykować. Jeszcze nie chcę jej stracić.
- Jeszcze nie idzie mi z nią za dobrze. Nadal próbuję zdobyć jej zaufanie, ale do tego potrzebuję czasu. Do pierwszego sierpnia w sam raz się wyrobię.- odparłem.
- Dobrze, ale więcej czasu ci już nie damy. Jeśli dasz plamę to wiesz co cię czeka?
- Tak.- wiedziałem, że chodzi mu o śmierć moją i mojego rodzeństwa.
- To czyli widzimy się za dwa tygodnie.- odparł John i rozłączył się. Odetchnąłem z ulgą. Już się bałem, że chodzi im o coś gorszego. Na szczęście było to tylko przypomnienie o zadaniu. Jednak chyba dobrze, że skłamałem. Może wtedy kazali by mi przyprowadzić Laurę wcześniej? Nie chcę jej tak szybko stracić. Chociaż nie jestem pewny, czy teraz poszłaby w nocy gdzieś ze mną. Chyba jeszcze na tyle mi nie ufa, ale wiem co ona czuje, więc nie będę gdybał. Przez ten telefon przywróciła do mnie świadomość, że już za dwa tygodnie będę musiał oddać im Laurę. Może nawet jej nigdy nie zobaczyć. Nigdy nie zdobyć już takiego zaufania. To okropne, że mogę stracić ją już na zawsze. Chyba nigdy nie pogodzę się z tą myślą, a szczególne, gdy to już się stanie. Chciałbym zatrzymać czas i nie pozwolić mu ruszyć do przodu. Do tego pierwszego sierpnia. To z pewnośnią będzie jeden z najgorszych dni w moim życiu. Nigdy nie wymarzę go z pamięci. Nawet jeśli tylko będę lubił Laurę to i tak będę miał wyrzuty sumienia i tak będę cierpiał. Teraz jak na razie to muszę cieszyć się tym czasem. Żyć w teraźniejszości i nie patrzeć na przyszłość. Nie myśleć o Romwellach tylko o tym, żeby jak najlepiej wykorzystać te dwa tygodnie, bo może to będą ostatnie dwa tygodnie mojego życia. Przecież nie wiem co oni zrobią ze mną po tym, gdy przyprowadzę do nich Laurę. Muszę żyć chwilą. Mogę nawet się zakochać, byle by ten czas spędzić z Laurą, bo naprawdę ją polubiłem. Muszę się nacieszyć tym co mam. Tak należy postąpić. Gdy nie będę myślał o Romwellach to będę sobą. Stuprocentowym sobą, który nie "pracuje" dla bandytów. Prawdziwym Rossem. Chociaż teraz już taki jestem, ale mogę żyć tak jak wredy, gdy spotkałem Braci Romwell. Muszę skończyć już te przemyślania, bo pewnie wszyscy się o mnie martwią, a szczególnie Rydel. Jak ja chciałbym pozbyć się z życia Johna i Josha. Wtedy wszystko byłoby takie jak było, czyli nie takie niebezpieczne. Wyszedłem z pokoju i szybko zbiegłem po schodach na dół. Wszedłem do kuchni i wszystkie spojrzenia momentalnie skierowały się na mnie.
- Ross wszystko dobrze?- spytała z wyraźnym niepokojem Rydel.
- Tak, wszystko w porządku.- odpowiedziałem i zauważyłem, że im trochę ulżyło. Jednak wiedziałem, że po wyjściu Laury i Vanessy nie uniknę pytań. Usiadłem na swoje miejsce. Atmosfera była trochę napięta i każdy to wyczuwał.
- Wiecie co, my już chyba musimy już iść do domu.- odezwała się Vanessa.
- Nie musicie jeszcze wychodzić.- powiedziała Rydel.
- Nie chcemy wam już przeszkadzać, bo widzę, że musicie o czymś pogadać, a nasze towarzystwo wam nie służy.- odparła Laura. Ona to jest spostrzegawcza. Oczywiście nie przeszkadza mi, ale napewno moje rodzeństwo chce wiedzieć co powiedzieli mi Romwellowie.
- Nie no co ty, nie przeszkadzacie nam.- odpowiedziała blondynka.
- Ale i tak powinnyśmy już wracać.
- Okay, jak chcecie.
- Jeszcze tylko weźmimy swoje rzeczy.- odparła Vanessa i wstała od stołu, a Laura zaraz zrobiła to samo.
- Pójdę z wami.- powiedziała Rydel i we trzy wyszły z kuchni. Natychmiast spojrzenia chłopaków wylądowały na mnie.
- Ross, co Romwellowie od ciebie chcieli?- spytał Riker.
- Powiem wam, gdy będzie z nami Rydel. Nie chce mi się powtarzac dwa razy tego samo.- odparłem.
- Okay, ale było to coś złego?- odezwał się Rocky.
- Nie.- zaprzeczyłem.
- Przynajmnej tyle dobrze.- powiedział Ellington i zapanowała pomiędzy nami cisza. Po paru minutach do kuchni weszły dziewczyny.
- No to my już będziemy wychodziły.- odezwała się Laura.
- Pa dziewczyny.- powiedzieliśmy.
- Pa chłopaki.- odparły i poszły do wyjścia razem z Rydel. Po chwili blondynka pojawiła się w kuchni.
- A teraz Ross mów, co chcieli od ciebie Romwellowie? Było to coś złego?- spytała.
- Nie, na szczęście nie było to nic złego. Spytali mnie, jak mi idzie z Laurą, a ja skłamałem, że jeszcze nie za dobrze i potrzbuję czasu i że do pierwszego sierpnia się wyrobię. Nic więcej.- odpowiedziałem, a wszyscy odetchnęli z ulgą.
- To dobrze, ale dlaczego skłamałeś?- odezwał się Rocky.
- Bałem się, że skrócą mi czas i będę musiał przyprowadzić do nich Laurę wcześniej, a nie chcę, żeby wydarzyło się to tak szybko.
- Ktoś tu polubił Laurę, co?- uśmiechnął się Riker.
- Tak, polubiłem ją.- odparłem.
- A lubisz spędzać z nią czas?- zapytała Rydel.
- Tak, bardzo przyjemnie mi się z nią rozmawia na różne tematy.
- Powiedz tak szczerze, podoba ci się?
- Jest bardzo ładną i mądrą dziewczną i podoba mi się, ale nie w uczuciowy sposób.
- Myślę, że to się kiedyś zmieni.
- Może tak, może nie. Zresztą my się tylko przyjaźnimy. Nic więcej. Koniec i kropka.
- Wiadomo, że w tamtym tygodniu raczej się w sobie nie zakochaliście, ale wiem, że to się zmieni. Czuję to. Co jak co, ale pasujecie do siebie.- uśmiechnęła się Rydel.
- Ja też tak sądzę.- odezwał się Ellington, a moi bracia przytaknęli twierdząco głowami.
- Czyli wszyscy tak myślicie?- spytałem.
- Tak.- odpowiedzieli.
- Ja nie zakochałem się w Laurze. Nie wiem, po co mnie o to wszystko pytacie.
- Z ciekawości, ale też dla utwierdzenia własnych racji.- odparła Rydel.
- Możemy już skończyć ten temat?- spytałem zrezygnowany.
- Okay, ale kiedyś i tak do niego powrócę.- uśmiechnęła się, a ja przewróciłem teatralnie oczami.
- Ty jak się na coś uprzesz to już nie popuścisz.
- Tak wiem, że jestem uparta i lubię postawić na swoim.
- Ten upór to jest u nas chyba rodzinny.- odezwał się Riker.
- Chyba tak.- wzruszuła ramionami.
- Wiecie co ja pójdę na górę.- powiedziałem.
- Okay idź.- odparła Rydel, a ja wyszedłem z kuchni. Szybko pokonałem schody i wszedłem do swojego pokoju. Od razu skierowałem się w stronę łóżka i usiadłem na nim. Co by tu porobić? Zacząłem rozglądać się po wszystkim, aż w końcu natrafiłem wzrokiem na moją gitarę. Jak już dano nie dawaliśmy koncertów. Cztery miesiące już minęły odkąd zawiesiliśmy naszą działalność. Głównym powodem była moja "praca" dla Romwellów. To dopiero wtedy wszyscy dowiedzieli się o tym i to zupełnie przez przypadek. Wcześniej nie mówiłem im, bo nie chciałem ich martwić, ale wiedziałem, że prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Brakuje mi występów. Chciałbym znowu powrócić na scenę i uszczęśliwić tym naszych fanów, ale również samego siebie. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie założyli zespołu. To jest część mnie. To była najlpesza decyzja jaką podjęliśmy. Już od dziecka mieliśmy zapał do muzyki. Taki krok był dla nas najlepszym rozwiązaniem. Robimy to co kochamy i w dotatku uszczęśliwiamy tym innych. Fani pewnie byli strasznie zasmuceni naszą zawieszką. Dla nas też to był cios, ale tak zdecydowaliśmy i tyle. Kiedyś znów powrócimy na scenę. Teraz i tak nie siedzimy bezczynnie, bo zaraz po wznowieniu naszej działalności chcemy wydać drugi album. Mamy już nawet sporo nowych piosenek i to bardziej w rockowej wresji. Rocky i Riker piszą naprawdę wspaniałe teksty. Pomagam im w tym, gdy poterzebują pomocy. Jednak nie napisałem jeszcze sam jakiegoś utworu. Chcę to zmienić. Chociaż teraz nie mam pomysłu na tekst. Wstałem i podszedłem do gitary. Wziąłem ją i z powrotem usiadłem na łóżku. Zacząłem grać pierwsze akrody ,,Pass Me By", a w odpowiednim momencie dołaczyłem śpiew, ale nie robiłem tego głośno. Jak ja kocham muzykę. Zawsze oddaję się jej całym moim sercem. Później zagrałem ,,Things Are Looking Up". Gdy skończyłem do głowy przyszła mi nowa melodia. Szybko wziąłem mój zeszyt i zapisałem pierwsze akordy. Dalsza część przychodziła od razu jakbym już kiedyś grał ten utwór. Całą swoją uwagę skupiłem na nowej melodii. W końcu skończyłem i byłem zadowolony z całości. Podoba się się ten kawałek. Teraz wystarczy napisać tekst i nowa piosenka gotowa. Tylko z tym jest problem, bo nie mam żadnego pomysłu na słowa. Myślałem, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Jeszcze raz zagrałem tą melodię, ale w dalszym ciągu nie wymyśliłem tekstu. No trudno może uda mi się dokończyć tą piosenkę kiedy indziej. Jednak nie pokażę jej Rocky'emu i Rikerowi, bo oni pewnie wymyślą słowa. Chcę stworzyć ten uwór sam od początku do końca. Kiedyś może wena mi dopisze i wtedy napiszę tekst. Jak na razie mam tylko melodię. Jest wesoła i szybko wpada w ucho. Ostatni raz zagrałem i odłożyłem gitarę na miejsce. Wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół do salonu. Byli w nim moi bracia i Ellington, którzy grali na X-Boxsie w piłkę nożną.
- Ej chłopaki mogę grać z wami?- spytałem.
- Pewnie, ale najpierw muszę pokonać Rocky'ego.- odpowiedział Ratliff.
- Nie wygrasz tego meczu. Jak na razie to jest remis i to ja wygram.- odparł Rocky, a ja usiadłem na kanapie obok Rikera i patrzyłem na ich dokonania.
- Słyszałem jak grasz na gitarze.- odezwał się Riker.
- Tak grałem.
- Brakuje mi występów. Chciałbym znów stanąć na scenie. Poczuć tą adrenalinę.- westchnął.
- Tak ja też, ale kiedyś znowy podbijemy scenę.
- Kiedy twoja "praca" dla Romwellów się skończy?
- Tego nie wiem, ale przecież mówili mi, że po tym zadaniu zwrócą mi wolność. Cokolwiek to znaczy.
- Co masz na myśli?
- Może mnie zabiją. Ja sobie nie mogę wyobrazić, żeby nagle po roku zostawili mnie w spokoju. To się nie trzyma całości.
- Ross może oni rzeczyiście w końcu się od ciebie odczepią.
- Mam taką nadzieję, ale to zadanie jest najtrudniejsze ze wszystkich.
- Szczerze powiedziawszy to nie chciałbym być na twoim miejscu. Przyprowadzić do bandytów dziewczynę, którą się lubi, a może nawet kocha. Okropne.
- Tak, bardzo okropne.- westchnąłem.- Już sobie wyobrażam jak będę się czuł przez i po jej oddaniu.
- Będziemy cię wspierać Ross.
- Wiem.
- Myślisz, że oni zrobią coś Laurze?
- Tego nie wiem, ale mam nadzieję, ze nie zabiją jej. Nie wybaczyłbym sobie wtedy tego, że ją tam przyprowadziłem. Chciaż będę musiał to zrobić. To zdecydowanie jest najgorsze zdanie. To jest zadanie mojego sumienia.
- Nie myśl teraz już o tym, bo tylko się tym dołujesz. Chłopaki zaraz skończą grać to my się wtedy zmierzymy.- powiedział z nutką wyzwania w głosie.
- Rzucasz mi wyzwanie?- spytałem.
- Nie powiedziałem tego wprost, ale tak.- uśmiechnął się.
- Ja wygram ten mecz Riker. Zobaczysz, że tak będzie.- odparłem pewnym głosem.
- Ty? Nie ma mowy. Ja zwyciężę.
- Dobra nie kłóćmy się teraz, bo wszystko wyjdzie podczas gry.
- Tak to prawda.
- Ha ha wygrałem!- krzyknął Rocky.- I kto tu jest mistrzem w nogę na X-Boxsie? Ten gość.- wskazał na siebie.
- Pfff... minimalnie ci się udało. Wygrałeś tylko jedną bramką.- prychnął Ellington.
- No właśnie. Zwycięzca jest tylko jeden i musisz pogodzić się z tym, że to ja nim jestem.
- Ja chcę dogrywkę.
- Okay, czyli chcesz jeszcze raz przegrać?
- Nie bądź taki pewny tej wygranej, bo przecież wygrywałem z tobą o dwie bramki.
- A później to straciłeś.
- Dobra chłopaki już się nie kłócie. Teraz ja i Ross gramy.- odezwał się Riker i oboje wstaliśmy z kanapy.
- Stawiam na Rossa, że wygra.- powiedział Ellington.
- Dzięki Ell.- uśmiechnąłem się.
- Okay to ja na Rikera.- odparł Rocky, a ja i Riker zaczęliśmy grę. Gdy tylko jeden z nas miał jedną bramkę przewagi, już po chwili był remis i tak w kółko. W końcu cały mecz ja wygrałem.
- Jest! Wygrałem!- krzyknąłem.
- Tylko jednym punktem.- odparł Riker.
- Mówisz tak samo jak Ellington.
- Ross graj teraz ze mną. Robimy pojedynek mistrzów.- odezwał się Rocky.
- Okay.- powiedziałem i zaczęliśmy grę. Co jak co, ale Rocky dobry jest i ciężko z nim się grało. Jednak dorównywałem mu, ale niestety on zwyciężył.
- O tak! Jestem mistrzem w nogę na X-Boxie!- krzyknął.
- Gratuluję ci wygranej. To była bardzo wyrównana walka.- powiedziałem podaliśmy sobie dłonie.- Ale i tak chcę rewanżu.
- Okay, jak sobie chcesz.
- To teraz gramy ja i Riker.- odparł Ell i zaczęli. Tak spędziliśmy czas do południa. Każdy grał z każdym i to po kilka razy. Pod koniec dołączyła do nas Rydel i zagrała z nami wszystkimi. Jednak przegrała trzy razy i stwierdziła, że oszukujemy. Jednak i tak bawiła się dalej. Kocham spędzać czas z moim rodzeństwem i Ellingtonem. Chociaż jego traktuję jak brata, bo jest mi tak samo bliski jak Riker i Rocky. Nie wyobrażam sobie innej rodziny. Łączy nas wiele rzeczy takie jak bycie w zespole, miłość do muzyki, podobne charaktery. Bycie członkiem takiej rodziny to wielkie szczęście.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka wszystkim!!!
Jak wam podoba się rozdział? Ja uważam, że mi wyszedł i podoba mi się. Wyrobiłam się na dzisiaj, więc rozdział jest szybciej. Polubiłam pisać z perspektywy Rossa. Romwellowie dali o sobie znać, ale z nimi będzie się jeszcze później działo. Jest też troszeczkę Raury.
Dziękuję wam z komentarze pod poprzednim rozdziałem. Jesteście wspaniali. :)
Do napisania!!!
10 komentarzy=next
Wspanialy<3
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!
Pozdrawiam:*
Twoja Czekoladka♥
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Świetny rozdział czekam na neksta :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, mega mi się spodobał! ♥ Czekam na next kochana, xoxo
OdpowiedzUsuńSuper rozdział.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta! ;)