sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 28 cz.1

"I'm in love with someone else's girl. You rock my world but you're the one that I can't have." ~ "Jestem zakochany w czyjejś dziewczynie. Ty rozbujałaś mój świat, ale jesteś tą, której nie mogę mieć." - I Want You Bad

~Los Angeles, 30.07.2015r.~
                                                             ★Laura★

Jestem na balkonie, opieram się o barierkę i patrzę na ogród. Myśli same się mi nasuwają. Jak ten czas szybko zleciał. Miesiąc temu szykowałam się do przeprowadzki. Trochę bałam się jak będzie wyglądało moje życie w Los Angeles. Obawiałam się, że również tutaj nie spotakam przyjaciół. Jednak miałam nadzieję, że tak nie będzie. Wtedy snułam marzenia o posiadaniu osób, którym można powiedzieć wszystko. Chciałam się zakochać. Tak, to były moje marzenia, które właśnie tutaj w LA zaczęły się spełniać już od pierwszych dni. Przypadkiem poznałam Jake'a. Doskonale pamiętam, jak potknęłam się o rozwiązaną sznurówkę i upadłam. Wtedy on podszedł do mnie i spytał, czy wszystko dobrze. Następnego dnia ja i Vanessa spotkałyśmy Rydel. Również przypadkowo. Wtedy pytałyśmy ją o drogę do galerii. Podczas chodzenia po sklepach zaczęłyśmy się poznawać. Później Rydel zaprosiła nas do swojego domu, gdzie spotkałyśmy chłopaków. Wtedy w nocy Ross pierwszy raz przyszedł do mojego pokoju. Nigdy nie zapomnę mojego zaskoczenia na jego widok. Później piewszy raz wymknęliśmy się z domu do ogrodu, aby leżeć pod gwiazdami. Kolejne dni leciały mi na spotkanich z Lynchami i Jake'iem. Moje relacje z nimi wszystkimi z dnia na dzień pogłębiały się. Potem był mój piewrwszy pocałunek. Po tym zostałam dziewczyną Jake'a, a przed wczoraj Ross chciał mnie pocałować. Tak w wielkim skrócie wyglądał ten miesiąc. Teraz stoję na balkonie i nadal zachwycam się pięknem tego ogrodu. Pamiętam moje pierwsze wrażenie, gdy go zobaczyłam. Byłam po prostu zachwycona nim i nadal tak się czuję, gdy go widzę. Przez ten miesiąc bardzo dużo przeżyłam. W ciągu tych czterech tygodni moje życie dosłownie wywróciło się do góry nogami. Prawie wszystko się zmieniło. Tą nawiąkszą zmianą jest posiadanie przyjaciół i chłopaka. Bez nich nie potrafię sobie wyobrazić życia. Jeszcze miesiąc temu miałam tylko Vanessę, a to co się mi przytrafiło to były moje marzenia. Spełniły się. Wtedy nie przypuszczałam, że przez tą przeprowadzkę do LA moję życie diametralnie się zmieni. Szare, nudne dni zastąpiły kolorowe i pełne radości. Życie zdecydownie jest piękne i chcę się cieszyć każdą chwilą, bo życie przecież jest tylko jedno i trzeba się nim nacieszyć do woli. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi od mojego pokoju, co spowodowało, że z powrotem wróciłam na ziemię. To pewnie Vanessa, bo kto by się do mnie dobijał o jedenastej rano.
  - Proszę. - odezwałam się i odwróciłam się w kierunku pokoju. Po chwili drzwi otworzyły się i zobaczyłam Rossa. Rossa? Czy mnie oczy nie mylą? Ross? Co on u mnie robi? I w dodatku o tej porze?
  - Hej Lau. - powiedział, a na jego usta wpłynął uśmiech.
  - Hej Ross. - odparłam i również się uśmiechnęłam. Weszłam do środka pokoju. - Co ty tutaj robisz o tej porze i dlaczego wszedłeś normalnie przez drzwi? To nie w twoim stylu. - zaśmiałam się.
  - W sumie to trochę dziwne, że nie wszedłem przez balkon, ale przecież jest dzień, a nie noc. Chociaż wiesz, że nad tym myślałem? - uśmiechnął się.
  - To po prostu weszło ci już w krew. Tak w ogóle, to po co do mnie przyszedłeś? - spytałam.
  - A co nie cieszysz się? Jak chcesz to mogę wyjść.
  - No co ty, zostań. Bardzo cieszę się, że jesteś. - uśmiechnęłam się. - Po prostu chcę wiedzieć, co u mnie robisz.
  - A co już nie mogę odwiedzić swojej przyjaciółki beż żadnego powodu?
  - Ross, przestań się już droczyć. Powiedz w końcu, bo czuję, że nie przyszedłeś ot tak.
  - Skąd wiedziałaś?
  - Już ja cię za dobrze znam.
  - Tak, to prawda. Dobra nie ważne. Przyszedłem po to, aby cię gdzieś zabrać.
  - Sam na sam?
  - No tak, ale oczywiście to jest wypad przyjacielski.
  - No tak. Gdzie chcesz mnie zabrać?
  - A nie powiem ci, bo to jest niespodzianka. - uśmiechnął się.
  - Niespodzianka mówisz? Zaczyna się jak randka.
  - Tak, bo będę randkował z zajętą dziewczyną. Po prostu wymyśliłem takie przyjacielskie spotkanie. To zgadzasz się?
  - No pewnie, że tak. Możemy już nawet iść, bo jestem już ubrana.
  - Wiesz w sukience nie będzie ci za wygodnie. Lepiej ubierz spodnie.
  - Co ty takiego wymyśliłeś, że każdesz mi się przebierać?
  - Zobaczysz i z pewnością ci się spodoba. - uśmiechnął się. - A teraz idź się już przebierać.
  - Okay, nie poganiaj mnie.
  - No muszę, bo jesteś straszną guzdrałą.
  - No chyba mnie pomyliłeś z Vanessą. Ja w porównaniu do niej szykuję się o wiele szybciej.
  - Idź już i nie marudź.
  - Okay idę. - odpowiedziałam i poszłam do garderoby. Od tego tygodnia to droczenie się naprawdę mnie już nie dziwi. Okay, co by tu ubrać? Po namyśle wybrałam niebieską koszulę w kratę i czarne spodnie. Podeszłam do toaletki i rozszesałam włosy. Mam się czuć komfortowo, więc związałam je w luźnego koka, a dwa krótsze pasma włosów zostawiłam po bokach twarzy. Popsikałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i byłam gotowa. Wyszłam z garderoby. Poszukałam wzrokiem Rossa i zobaczyłam go siedzącego na kanapie.
  - Jestem już gotowa. - odezwałam się, a Ross spojrzał na mnie. - Czy tak mogę być ubrana?
  - Tak, ładnie wyglądasz. - uśmiechnął się. Poczułam, że moje policzki lekko zaczerwieniły się. Gdybym miała rozpuszczone włosy to zakryłabym te rumieńce nimi, a tak to nie mogę.
  - No to chodźmy. - odpowiedziałam i odwróciłam się w stronę drzwi. Otworzyłam je.
  - Okay. Tak w ogóle to mówiłem ci już, że nie musisz kryć się z twoimi rumieńcami, bo ci w nich do twarzy. - odparł. Jego słowa spowodowały oczywiste. Wyszłam z pokoju, a po chwili Ross zrobił to samo. Nie spojrzałam na niego, ale domyślam się, że się uśmiecha. Zeszliśmy na dół.
  - To ja jeszcze idę powiedzieć Natalie, że wychodzę. - odparłam.
  - Okay, poczekam na ciebie na korytarzu. - powiedział Ross i odszedł. Ja poszłam do kuchni. Natalie czytała gazetę.
  - Cześć. - odezwałam się, a ona podniosła wzrok na mnie.
  - Cześć Laura. Wychodzisz gdzieś?
  - Tak, wychodzę z moim przyjacielem.
  - Z którym?
  - Z Rossem.
  - Tak myślałam. To napewno jest tylko przyjaciel? Vanessa dużo mi o was opowiadała. Zresztą w kuchni czasami też poruszacie wasz temat. - uśmiechnęła się.
  - Ross to tylko przyjaciel i nic więcej. Jestem przecież z Jake'iem.
  - Już nie będę cię męczyć. Baw się dobrze.
  - Dziękuję. - odpowiedziałam, po czym wyszłam z kuchni. Poszłam na korytarz, w którym czekał na mnie Ross.
  - To co możemy już iść? - spytał.
  - Tak, ale jeszcze tylko ubiorę buty.
  - Tylko nie ubieraj sandałów, ani obcasów. Lepiej wybierz adidasy.
  - Gdzie ty mnie zabierasz? - spytałam zdzwionym głosem.
  - Zobaczysz. - uśmiechnął się. Założyłam niebieskie nike'i, po czym wyszliśmy z mojego domu. Przed bramą zobaczyłam samochód Rossa.
  - Jedziemy autem? - spytałam, a Ross przytaknął. Weszliśmy do pojazdu i odjechaliśmy. Oczywiście pogrążyliśmy się w rozmowie. Zorientowałam się, że kierujemy się na wschodnią część miasta. To mnie jeszcze nie zaskakiwało. Jechaliśmy jakieś 15 minut, a gdy wieżowce zaczęły znikać i pojawiały się normalne domy, zaczynałam się zastanawiać, gdzie Ross mnie zabiera. Gdy również minęliśmy przedmieścia moja ciekawość sięgała już zenitu.
  - Ross, gdzie my jedziemy? Dlaczego wyjechaliśmy z miasta? - odezwałam się.
  - Nie powiem ci dokąd, bo chcę ci zrobić niespodzinkę.
  - Ale dookoła są tylko same pola, więc co można tutaj robić?
  - Ech, ty byś chciała od razu wszystko wiedzieć. - zaśmiał się. - Tam gdzie jedziemy napewno ci się spodoba.
  - A skąd wiesz?
  - Bo dobrze cię znam i wiem, co lubisz. - uśmiechnął się.
  - A powiesz mi przynajmniej ile będziemy jeszcze jechać?
  - Jakieś pół godziny, bo dopiero wyjechaliśmy z przedmieścia. Więcej już się o nic nie pytaj, bo ci nic nie zdradzę. - odparł. Zapadła pomiędzy nami cisza, która mi nie przeszkadzała. Spojrzałam za okno. Dookoła rozciągały się tylko pola. Gdzie my jedziemy? Może do jakiegoś innego miasta? Może tak. Naprawdę moja ciekawość jest już na granicy wytrzymałości. Zachowuję się trochę jak małe dziecko, bo z tego podekscytowania, co jakiś czas kręcę się na fotelu.
  - Zamknij teraz oczy i nie podglądaj. - odezwał się Ross po jakiejś pół godzinie jazdy.
  - Okay, rozumiem, że to coś zobaczę dopiero, gdy staniemy, tak?
  - Tak, a teraz zamknij już oczy i nie otwieraj ich dopóki ci nie powiem, okay?
  - Okay. - odpowiedziałam i zrobiłam to co kazał. Co to może być? Gdzie my w ogóle jedziemy? Oj coś mi się wydaje, że to będzie coś niezwykłego skoro nawet nie mogę patrzeć na drogę. Ross naprawdę mnie zaskakuje. To jest tylko przyjacielski wypad i jedziemy tak daleko, a na randce z Jake'iem idziemy do restauracji, a później na plażę lub do parku. W tym co przyszykował Jake nie ma nic oryginalnego. Jestem ciekawa jakie Ross wymyśla randki, skoro na przyjacielskie spotkanie zabiera mnie gdzieś poza miastem. Chciałabym się tego dowiedzieć. Wydaje mi się, że są romantyczne. Przecież nasze leżenie pod gwiazdami takie jest. Tak samo wchodzenie do mojego pokoju przez balkon. Ross od początku mnie intrygował i nadal nie przestaje.
  - Już powoli dojeżdżamy, ale jeszcze nie otwieraj oczu. - odezwał się Ross.
  - Okay. - odpowiedziałam. Jechaliśmy chyba jeszcze z jakieś 10 minut. W końcu stanęliśmy.
  - Jeszcze nie otwieraj. - powiedział Ross.
  - Ale przecież już stoimy.
  - Poczekaj chwilkę. Najpierw musimy wysiąść. - odparł i wyszedł z samochodu, bo usłyszałam trzasnięcie drzwiami. Zaraz Ross otworzył od mojej strony.
  - Trzymaj mnie za rękę. - powiedział, chwytając mnie za dłoń. Załapałam jego rękę i wysiadłam z auta. - A teraz odwróć się w prawą stronę. - odezwał się, a ja zrobiłam tak. - Okay, możesz już otworzyć oczy. - odparł po chwili. Zaczynałam się trochę bać co zobaczę. Powoli otwierałam powieki aż zobaczyłam... Nie! To nie może być prawda! Ujrzałam stadinę ,,W siodle"! Przecież to tutaj spędzałam każde wakacje. Nie wierzę, że byłam tutaj aż trzy lata temu. Przesunęłam wzrokiem po budynkach, a później po widokach dookoła. Gdy zobaczyłam konie, pasące się na trawie, mój uśmiech, który już dawno pojawił się na mojej twarzy, powiększył się jeszcze bardziej. Konie. To się nie dzije naprawdę. Nagle wszystkie moje wspomnienia związane z tym miejscem powróciły. Te dobre i złe.
  - I co podoba ci się? - spytał Ross, który stał obok mnie.
  - Tak! I to nie wiesz jak bardzo! - krzyknęłam z radości, po czym rzuciłam mu się na szyję. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Naprawdę ci dziękuję, Ross. - mówiłam przytulając go mocno. Ross tylko objął mnie w pasie. Po chwili odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy, które wyrażały radość.
  - Nie ma za co, Lau. Wiem, że bardzo chciałaś tutaj przyjechać, więc cię tutaj zabrałem. - powiedział.
&nbap; - Nawet nie wiem jak mam ci dziękować, Ross. Przecież teraz zaczyna się spełniać moje marzenie.
  - Zaraz całkowicie się spełni. Chodźmy już do stajni, bo ktoś tam na ciebie czeka. - odpowiedział, a ja tylko skinęłam głową. Idąc cały czas się rozglądałam po wszystkim. Czuję się jakbym była tutaj po raz pierwszy. W sumie moja reakcja na to była taka sama. Nadal to do mnie nie dociera, że jestem tutaj. Boję się, że to jest tylko sen i że za chwilę otworzę oczy i się skończy. Jednak to jest prawda. Moja radość jest chyba nie do opisania. Ostatni raz byłm tak podekscytowana, gdy przyjechałam tutaj po raz pierwszy, a było to siedem lat temu. Spędziłam w tej stadninie cztery lata przez każde wakacje, a następne trzy mnie tu nie było. Przez ten czas tylko marzyłam o tym, że jeszcze kiedyś tutaj przyjadę. Teraz to marzenie się spełniło i to dzięki Rossowi. Nigdy mu tego nie zapomnę, bo to co zrobił jest niezwykłe. Zaraz przerwałam moje rozmyślania, bo weszliśmy do stajni, w której w wejściu stała pani Morgan, czyli właścicielka tej stadniny. Bardzo ją lubiłam.
  - Laura? - odezwała się z wyraźnym uśmiechem na twarzy.
  - Tak, to ja, pani Moragan. - odpowiedziałam, a kobieta podeszła do mnie i przytuliła mnie. Po chwili mnie puściła. Dopiero teraz bardziej się jej przyjrzałam. Nadal wyglądała na wesołą i pełną życia. Jednak zauważyłam na jej twarzy pare zmarszczek, a w brązowych włosach odrobinę siwych włosów. Jej oczy nadal były radosne, a uśmiech ciepły. Nie dziwię się, że bardzo polubiłam tą kobietę.
  - Jak cię dawno nie widziałam. Przez te trzy lata wyrosłaś na piękną kobietę. Pewnie masz duże powodzenie u chłopaków. No przecież jednego zdobyłaś. - powiedziała i wskazała na Rossa. Oboje trochę się speszyliśmy.
  - My się tylko przyjaźnimy. - odparłam, lekko się rumieniąc.
  - Może tak, ale po tym co on zrobił, to może będzie coś więcej. Zresztą zobaczysz jeszcze. - uśmiechnęła się.
  - Co u pani słychać? - spytałam, aby zmienić temat.
  - U mnie tak jak zawsze tylko zaczynam powoli się już starzeć. Jednak nie narzekam na to, bo nadal staram się trzymać formę.
  - Nic się pani nie zmieniła. Nadal jest pani radosną kobietą, która uczyła mnie jeździć na koniu. - uśmiechnęłam się.
  - Pamiętam to jakby to było wczoraj, a nie siedem lat temu. Jednak odkąd ciebie tutaj nie ma to w tej stadninie nic się nie dzieje. Przez te trzy lata nie było tutaj takiej osoby jak ty. Takiej pełnej życia i bardzo kochcającej konie oraz całkowicie oddającej się swojej pasji. Naprawdę bardzo mi ciebie tutaj brakowało.
  - Mi pani też oraz tego miejsca i koni. Tęskniłam za tym wszystkim. Jednak moja miłość do koni się nie zmieniła. Przez to, że nie mogłam na nich jeździć, to zaczęłam je rysować.
  - A jeżeli już mówisz o koniach to jeden na ciebie czeka. - powiedziała i uśmiechnęła się.
  - Night. - szepnęłam. - Jak ona się trzyma?
  - Nadal jest w świetnej formie i ma pełno życia i energii. Pewnie to cię uszczęśliwi, bo nadal nie pozwala się nikomu dotykać oprócz mnie.
  - Naprawdę?
  - Tak i myślę, że tobie znów pozwoli.
  - Nie widziała mnie przez trzy lata, więc może mnie nie pamięta.
  - Wiesz, konie potrafią mieć dobrą pamięć. Zresztą choć sama się przekonać. - powiedziała pani Morgan. We trójkę weszliśmy do stajni. Patrzyłam na wszystkie konie, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. W końcu zobaczyłam ją. Moją Night. Moją Night Fury. Nadal była tak piękna, zgrabna i pełna gracji jak trzy lata temu. Nie mogę uwierzyć, że ją widzę.
  - Zobacz Night kto do ciebie przyszedł. To Laura. Ona na tobie jeździła. Pamiętasz ją? - mówiła kobieta i głaskała klacz po głowie. - Pogłaskaj ją Laura. - powiedziała i odeszła na bok. Niepewnie podeszłam bliżej boksu. Powoli wyciągnęłam rękę, aby ją dotknąć, ale klacz odsunęła się. Pamiętam, gdy pierwszy raz próbowałam ją pogłaskać i tak samo mi nie wyszło. Tak jak wtedy się nie poddam. Nadal trzymałam rękę przed sobą i na wysokości głowy konia.
  - Night to ja, Laura. Pamiętasz mnie? - mówiłam łagodnym głosem i patrzyłam jej w oczy. - Night. Night Fury. Pozwól mi się dotknąć. To ja, Laura. Kiedyś pozwoliłaś mi na tobie jeździć i się głaskać. Night. - powiedziałam, a klacz podeszła trochę bliżej drzwiczek. Już są małe postępy. - Night. Pamiętasz, jak ci mówiłam, żebyś nie pozwalała się dotknąć oprócz mnie i pani Morgan? To jestem ja, Laura. Night, pamiętasz mnie? Night. - wypowiadając ostani raz jej imię, klacz zbliżyła się i przyłożyła swoją głowę do mojej dłoni, na co ja się uśmiechnęłam. - Tak. Dobrze, Night. Moja Night Fury. - powiedziałam i zaczęłam ją głaskać. Poczułam, że do oczu napływają mi łzy szczęścia. Ona mnie pamięta. Myślałam, że nie pozwoli mi się dotknąć, a ona to zrobiła. To jest niezwykłe. Czuję się jakbym dotykała ją po raz pierwszy. - Dobrze, Night. Moja kochana, Night. - odparłam i przytuliłam się do jej głowy.
  - Wiedziałam, że ona cię pamięta. - odezwała się pani Morgan, a ja odsunęłam się od głowy klaczy, ale nadal ją głaskałam.
  - A ja myślałam, że ona o mnie zapomniała i że nie pozwoli mi się dotknąć.
  - Byłyście ze sobą bardzo związane i to widać. - uśmiechnęła się kobieta. - Chcesz na niej pojeździć?
  - Teraz tylko o tym marzę.
  - Ta ja ci przygotuję wszystkie rzeczy, a was zostawiam samych. - odpowiedziała kobieta, po czym odeszła.
  - Dziękuję ci jeszcze raz Ross za to, że mnie tu zabrałeś. - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
  - Nie ma za co, Lau. Polecam się na przyszłość.
  - Może skorzystam. - zaśmiałam się.
  - Ona nie pozwoliłaby mi się dotknąć, prawda? - spytał, wskazując na Night.
  - Raczej nie, ale możesz spróbować. - odparłam. Ross stanął obok mnie i wystawił rękę w stronę klaczy, ale ona odsunęła się.
  - Tak myślałem. - powiedział, cofając rękę. - Widać, że cię posłuchała, gdy mówiłaś jej, żeby nie pozwalała się dotykać nikomu oprócz ciebie i pani Morgan.
  - Tak i cieszę się z tego, bo gdyby ktoś związał się z nią tak jak ja, to bardzo zasmuciłoby mnie to. - odpowiedziałam. - Chodź tu Night. - zacmokałam, a klacz zbliżyła się i zaczęłam znów ją głaskać po głowie. - Moja ty kochana. Moja Night Fury. - mówiłam łagodnym tonem.
  - Chyba jeszcze nigdy nie widziałem ciebie aż tak radosnej. Naprawdę cała promieniejesz. - uśmiechnął się do mnie.
  - Tak, bo to miejsce tak na mnie wpływa. Jednak to dzięki tobie jestem szczęśliwa. - powiedziałam, patrząc mu w oczy. Odpłynęłam w nich tak jak ostatnio. Teraz to często mi się zdarza. Od samego patrzenia mu w oczy moje serce bije szybciej. To co dziś dla mnie zrobił jest naprawdę bardzo miłe. Nie spodziewałam się takiej niespodzianki.
  - Cześć Ross. - usłyszałam jakiś kobiecy głos. Oderwałam wzrok od oczu Rossa i skierowałem na dziewczynę, która pojawila się nagle obok nas. Blondynka o zielonych oczach. Była może trochę wyższa ode mnie i około mojego wieku. Nawet ładna. Tylko kim ona jest dla Rossa? Nagle poczułam dziwne ukłucie w sercu. Nie, ja wcale nie jestem zazdrosna.
  - Cześć Alice. - odpowiedział Ross.
  - Ross, kto to jest? - spytałam.
  - To ja was sobie przedstawię. Laura to jest Alice. Alice to jest Laura, moja przyjaciółka. - powiedział, a my podałyśmy sobie dłonie.
  - Cześć. - odezwałam się.
  - Cześć, miło mi ciebie poznać. - odpowiedziała miłym głosem. Po chwili puściłyśmy się. Zdążyłam już zauważyć, że ta cała Alice ciągle patrzy na Rossa. Już widzę, że jej się podoba.
  - Skąd się znacie? - spytałam.
  - Alice pracuje tutaj. Nie znamy się zadobrze. Czasem tylko rozmawialiśmy.
  - To ty już tutuaj byłeś wcześniej?
  - Tak, bo wiesz... Ja uczę się jeździć konno odkąd mi powiedziałaś o stadnie i o twoim marzeniu o powrocie tutaj, czyli od prawie trzech tygodni. Chciałem cię tutaj zabrać, bo widziałem, że bardzo tego chcesz. Stwierdziłem, że muszę się nauczyć jeździć, bo ty pewnie pojechałabyś w teren i nie mógłbym ci towarzyszyć. To przez to poznałem Alcie. - odpowiedział.
  - Naprawdę specjalnie dla mnie nauczyłeś się jeździć? - zapytałam z uśmiechem na ustach.
  - No tak.
  - To miłe z twojej strony. - odpowiedziałam, po czym przytuliłam się do niego, a Ross objął mnie w pasie. Zerknęłam na Alice. Patrzyła na nas smutno. Trochę zrobiło mi się jej żal. Chociaż nie, Ross jest moim przyjacielem. Jednak widzę, że on jej się podoba, co mnie za bardzo nie cieszy. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.
  - Za chwilę pewnie będziesz jeździć, więc ja też muszę osiodłać konia. - odparł.
  - To ja ci pomogę, Ross. - odezwała się blondynka.
  - Alice, mam do ciebie małą prośbię, przygotujesz mojego konia? Ja nie mogę iść z tobą, bo przecież przyjechałem tutaj z moją przyjaciółką i nie zostawię jej samej.
  - Okay, Nie ma sprawy. - uśmiechnęła się. O tak, on zdecydownie jej się podoba.
  - Dzięki.
  - Nie ma za co. - odpowiedziała, po czym odeszła od nas.
  - Wiesz, że jej się podobasz? - odezwałam się, gdy blondynka była już dalej.
  - Co? Skąd niby to wiesz?
  - Widziałam jak na ciebie patrzy, a zerkała co chwilę. Gdy się przytulaliśmy była smutna. Co o niej myślisz?
  - Jest miła i uprzejma. Nie znam jej za dobrze, więc nie wiem jaka jest dokładnie. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo.
  - Aha, a podoba ci się choć trochę?
  - Jest ładna, ale jakoś nie zwracam na nią szczególne dużo uwagi. Czekaj, czekaj, czy ty jesteś o mnie zazdrosna? - spytał, uśmiechając się.
  - Co? Nie. Ja wcale nie jestem zazdrosna tak tylko o nią pytam. - odpowiedziała trochę poddenerwowanym głosem.
  - Aha tak jasne. Przyznaj się, że byłaś zazdrosna.
  - Nie. Chyba ci się zdawało.
  - Serio, ani trochę nie byłaś? No przyznaj się.
  - No może troszeczkę. - powiedziałam cicho.
  - Ha! Wiedziałem. - uśmiechnął się.
  - Czemu to cię tak cieszy? Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi. To przyjaciółka nie może być trochę zazdrosna o swojego przyjaciela?
  - No może. Cieszę się z tego.
  - Zresztą przecież ty też jesteś zazdrosny o Jake'a i sam się do tego ostatnio przyznałeś.
  - No może i trochę jestem. Gdy zostaliście parą to bałem się, że cię stracę.
  - Ale tak się nie stało i nigdy się nie stanie. - uśmiechnęłam się. Po chwili zobaczyłam, że pani Morgan z siodłem i czaprakiem w ręce zbliża się do nas.
  - Zobacz, co mam Laura. To są twoje rzeczy. - odezwała się.
  - No rzeczywiście. Zatrzymała je pani?
  - Tak. Po tym jak mi je dałaś to zostawiłam je sobie na pamiątkę. Nikt tego nie używał. Zresztą miałam też nadzieję, że jeszcze kiedyś przyjedziesz.
  - To naprawdę miłe z pani strony. - uśmiechnęłam się. - Czy mogłabym sama osiodłać Night?
  - Oczywiście. Pamiętasz jak się to robiło? Żebyś później nie spadła tak jak za pierwszym razem, gdy sama osiodłałaś konia. - zaśmiała się.
  - Teraz to sobie przypomniałam. Źle zapięłam popręgi. - odparłam i uśmiechnęłam się.
  - No to powodzenia. Jakby co to będę przed stajnią. - powiedziała pani Morgan i dała mi wszystkie rzeczy. Po chwili odeszła. Weszłam do boksu i zamknęłam drzwiczki, na które położyłam siodło i czaprak. (jakby ktoś nie wiedział, to czaprak to jest taki materiał, który daje się pod siodło, aby ono nie obcierało konia - od aut.:))
  - Chcesz może mi pomóc? - spytałam.
  - Nie, lepiej nie. Zresztą Night nie pozwoli mi się dotknąć. - odpowiedział Ross. Wzięłam zgrzebło i zaczęłam czyścić klacz. Czułam się jakbym robiła to wczoraj, a nie trzy lata temu. Nadal nie zapomniałam jak należy to robić. Zajęło mi to jakieś 20 minut. Kiedyś wykonywałam to szybciej. Jednal trochę wyszłam z wprawy. To teraz pora na osiodłanie. Na grzbiet położyłam czaprak, a na niego siodło. Zapięłam pod brzuchem popręgi i Night była gotowa do jazdy.
  - I już możemy iść. - odezwałam się, po czym otowrzyłam drzwiczki boksu i razem z Night wyszłam z niego. - A tak w ogóle to, na którym koniu jeździsz? - spytłam.
  - Na Browny'm. Wiesz, który to?
  - No pewnie to na nim uczyłam się jeździć. To jest jeden z najspokojniejszych koni, dlatego jest idealny do nauki.
  - W ogóle się na niego nie skarżę. - odparł. Po chwili zobaczyłam, że Alice wychodzi z boksu z osiodłanym koniem. Był on cały koloru kasztanowego łącznie z grzywą i ogonem, a na czole miał białą strzałkę.
  - Proszę Ross. Browny jest już gotowy. - powiedziała i podała Rossowi lejce.
  - Dzięki. - odpowiedział, a ona odeszła. Wyszliśmy ze stajni, przed którą stała pani Morgan i malowała drzwi.
  - Widzę, że konie macie już osiodłane. - odezwała się. Podeszła do Night i przyglądała się jej. - Dobrze założyłaś siodło, Laura.
  - Widać, że nie zapomniałam jak to się robi. Mogę już pojeździć?
  - Oczywiście. Chodźcie na padok. - odparła kobieta i poszliśmy do miejsca, w którym ujeżdża się konie. Pani Morgan otworzyła drzwi bramy, a ja razem z Night weszłam tam. Musiałam rozwalić swojego koka, bo nie mieścił mi się pod kaskiem. W rozpuszczonych włosach będzie mi lepiej. Kiedyś nie zakładałam kasku, bo ufałam Night i wiedziałam, że mnie zrzuci. Jednak tak się stało, gdy wystraszyła się jakiegoś huku. Upadłam wtedy na kamień i byłam w śpiączce przez trzy dni. Gdybym miała wtedy kask to nadal bym jeździła konno.
  - Laura, wszystko dobrze? - spytał Ross.
  - Tak, tylko trochę się zamyśliłam. - odpowiedziałam. Okay teraz muszę wsiąść na konia. Mam nadzieję, że tego nie zapomniałam. Włożyłam prawą nogę w strzemię, podciągnęłam się na siodle i przełożyłam lewą nogę na drugą stronę. Jest! Siedzę na koniu.
  - Ty Ross nie jeździsz? - spytałam.
  - Na razie nie. Teraz ty sobie pojeździj i przypomnij to sobie. - odpowiedział.
  - Wio, Night. - powiedziałam i poruszyłam lejacmi, a klacz zaczęła iść. Jak ja dawno nie byłam na końskim grzbiecie. Brakowało mi tego. Teraz czuję się sobą. - Kłus, Night. - odezwałam się, gdy zrobiłyśmy jedno kółko. Klacz przyspieszyła tak jak kazałam. Nie wierzę, że ona nadal mnie tak słucha, a minęły trzy lata odkąd ostatnio na niej jeździłam. Przejechałam już sporo okrążeń i już całkowicie przyzwyczaiłam się do jazdy.
  - I co już oswoiłaś się? - spytała pani Morgan.
  - Tak, czy mogę jeździć w terenie?
  - Oczywiście. Zaraz wam otworzę bramę. - odparła i podeszła do przeciwleglej bramy.
  - Ross wsiadaj na konia. - powiedziałam, a on zaraz to zrobił. Podjechał do mnie.
  - Okay, jedźcie już sobie. - odezwała się kobieta, która otworzyła szeroko bramę, która prowadziła na łąkę. Przejechaliśmy przez nią.
  - Mam pomysł ścigajmy się do lasu. Co ty na to? - zaproponowałam.
  - Przecież wiadomo, że ty wygrasz.
  - Jak będziesz miał takie podejście to pewnie tak. Dawaj będzie fajnie. Chyba jechałeś na koniu, który biegnie, czy nie?
  - Tylko parę razy.
  - No to dasz sobie jakoś radę. Dawaj ścigajmy się do lasu. - zachęcałam go.
  - Okay, niech ci będzie. - uśmiechnął się Ross.
  - To przygotuj się. Ułóż się w odpowiedniej pozycji do galopu. Wiesz jaka to, co nie?
  - Tak wiem. Uczyłem się. - odparł.
  - Gotowi. - powiedziałam, po czym podniosłam się z siodła, a głowę trzymałam nad karkiem konia. Ross zrobił to samo. - Do startu... - specjalnie przedłużyłam. - Start! - krzyknęłam, po czym uderzyłam nogami o brzuch Night, a ona w jednej sekundzie zerwała się z miejsca i pędziła prosto przed siebie. Ten wiatr we włosach, powietrze muskające moją twarz powodowały, że czułam się wolna. To uczucie zawsze mi towarzyszyło, gdy byłam na grzbiecie galopującego konia. Teraz naprawdę poczułam, że żyję. Nie mogąc jeździć konno utraciłam cząstkę siebie, a właśnie w tej chwili całkowicie do mnie powróciła. Bardzo tęskniłam za tym miejscem. Spojrzałam na Rossa, który był blisko mnie, ale ja miałam przewagę. Zresztą Night to dobra sprinterka. Ona jest szybka jak błyskawica, pełna dzikiego temperamentu, a przy tym piękna i pełna gracji. No cóż take już są konie. Szczególnie arabskie. To jest moja ulubiona rasa i to główne przez Night. Zauważyłam, że Ross coraz bardziej zostaje w tyle. Night natomiast jeszcze bardziej przyspieszyła. Kocham to! Nie wierzę, jak ja mogłam wytrzymać te trzy lata bez koni? Jednak nie zrobiłam tylko jednego, gdy jeździłam konno. Mianowicie nie potrafiłam utrzymać się w siodle, gdy koń stawał dęba. Próbowałam wiele razy, ale za każdym razem spadałam. Teraz chcę to zmienić. Gdy docierałyśmy na miejsce spięłam Night w bokach, a ona stanęła dęba. Ze wszystkich moich sił próbwałam się utrzymać i udało mi się to. Nie wierzę! Zrobiłam to! Utrzymałam się! Jeszcze nigdy wcześniej mi się to nie udało, a teraz tak! Po chwili Ross na Browny'm dojechał do mnie.
  - Widziałeś to? - spytałam podekscytowana.
  - Tak, Night stanęła dęba, a ty się utrzymałaś w siodle. - odpowiedział Ross.
  - No właśnie! Jeszcze nigdy mi się to nie udało. Zawsze, gdy próbowałam to robić to spadałam, a teraz mi się udało!
  - No to brawo. Wiesz ty spadałaś, bo nie umiałaś się utrzymać, a ja za pierwszym razem, gdy Browny zaczął biec.
  - Serio? No wiesz zawsze musi być pierwszy raz. Ja spadałam wiele razy, a za ostanim straciłam przytomność i musiałam pożegnać się z końmi. - powiedziałam smutno.
  - Laura, nie myśl o tym. Ciesz się teraz chwilą. - uśmiechnął się.
  - Wiem i tak robię, ale jednocześnie co chwilę sobie coś przypominam związanego z tym miejscem. Są to dobre i złe rzeczy.
  - No nie dziwię ci się, bo w końcu spędziłaś tutaj cztery lata w każde wakacje.
  - No tak. - przytaknęłam. - Jeźmy do lasu. Pokażę ci tam coś. - powiedziałam, wskazując na leśną dróżkę.
  - Okay. - odparł Ross. Wjechaliśmy do lasu. Od razu wróciły mi moje wspomnienia.
  - Często byłaś w tym lesie? - spytał.
  - Tak, zawsze tutaj przychodziłam, gdy już się wyjeździłam. Siadałam przy rzece, która tutaj płynie i słuchałam jej odgłosu oraz ćwierkania ptaków. To mnie odprężało, a myśli same do mnie przychodziły. - westchnęłam. - Tak. Teraz czuję się podobnie. Po prostu czuję, że żyję. Powróciła do mnie cząstka, którą utraciłam przez moją nieobecność tutaj. Podczas tego galopu na Night byłam wolna. Wolna jak ptak, bo znowu tutaj jestem. - to wszystko mówiłam prosto z serca. To co w tej chwili czuję.
  - Twoje wspomnienia są naprawdę niezwykłe. Chciałbym poczuć się tak jak ty teraz.
  - To jest proste. Wystarczy, że zrobi się coś, czego nie robiło się od dawna. Ty i twoje rodzeństwo moglibyście wrócić na scenę. To pewnie by cię uszczęśliwiło, prawda?
  - Tak i to bardzo.
  - To dlaczego tego nie zrobicie. Skończcie już tą przerwę.
  - Gdyby to było takie proste. - westchnął smutno.
  - Przepraszam, nie powinnam była poruszać tego tematu, bo on cię wyraźnie zasmuca.
  - Nic się nie stało, Laura. - uśmiechnął się lekko, a ja odwzajemniłam jego gest. - To dokąd jedziemy?
  - Wiesz akurat już jesteśmy, ale musimy skręcić w prawą stronę. Zaraz zobaczysz. - odpowiedziałam i wjechaliśmy na boczną ścieżkę.
Po chwili jazdy ukazał nam się most. Stary, półokrągły, kamienny most, który znajdował się nad szerszym odcinkiem rzeki. Woda płynęła wolno, ale jej szum był nawet głośny. - To tutaj. Chciałam pokazać ci to miejsce. - odezwałam się i zarzymałam Night, po czym zeszłam z niej. Ross po chwli zrobił to samo. Przywiązaliśmy konie do drzewa i weszliśmy na most. Oparliśmy się o kamienny murek.
  - Tu jest pięknie. - powiedział Ross.
  - Tak wiem. - odparłam i podziwiałam ten widok.
  - Teraz już rozumiem dlaczego tak bardzo lubisz tą stadninę. W tym wszystkim po prostu nie da się nie zakochać.
  - Tak, to jest niemożliwe. Więź jaka mnie łączy z tym miejscem jest nie do rozerwania. Ja nigdy nie zapomnę tego, co mi się tutaj przytrafiło. Te wsztkie wydarzenia, miejsca na zawsze pozostały w moim sercu. Teraz dochodzą do tego te chwile z tobą. - powiedziałam i spojrzałam na niego. On również skierował na mnie swój wzrok, a nasze spojrzenia się spotkały. Z jego oczu mogłam wyczytać tylko jedno - wielkie szczęście. Ja czuję to samo, a uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Jednak to miejsce będzie dla mnie teraz trochę inne, bo to Ross mnie tutaj zabrał. To dzięki niemu spełniło się moje marzenie o chociaż jednej przejażdzce na koniu. To dzięki niemu jestem teraz niezmiernie szczęśliwa i nic nie przyćmi mojej radości. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, że Ross jest mi bardzo bliski i bardzo ważny. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. On zmienił je na lepsze. Spowodował, że gdy tylko go widzę, to na mojej twarzy gości uśmiech. Ross po prostu jest moim najlepszym przyjacielem i nic i nikt tego nie zmieni. Po chwili Ross spuścił wzrok z moich oczu i spojrzał przed siebie. Ja zrobiłam tak samo. Jak to się wszystko pozmieniało. Pamiętam jak odkryłam ten most i pierwszy raz oglądałam ten widok. Byłam nim bardzo zachwycona i spędziłam na nim dobrą godzinę. Teraz jest tak samo. Czuję się jakbymm widziała to po raz pierwszy. Może jest tak dlatego, że nie byłam tutaj przez trzy lata? Tak, to jest pewnie przez to. Może jednak przez niezwykłość tego miejsca? Może.
  - Laura? - spytał nagle Ross.
  - Tak?
  - Czy jak przedwczoraj rano chciałem cię pocałować to chciałaś tego? - zapytał, a ja spojrzałam na niego. Skąd nagle wzięło mu się takie pytanie?
  - Eee... No wiesz... - zacięłam się. - A dlaczego pytasz?
  - Tak tylko. Byłem tego ciekawy od tamtego zdarzenia. Jednak jak nie chcesz to nic nie mów.
  - Nie no, mogę ci powiedzieć. - odparłam.
  - Jak sobie chcesz.
  - Wiesz, no ja nawet tego chciałam. - odpowiedziałam, a na moje policzki wkradły się rumieńce.
  - Na prawdę?
  - No tak, ale to pewnie i tak nie zmieniłoby naszej relacji, bo przecież jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
  - Tak, masz rację. - powiedział. W jego głosie usłyszałam chyba nutkę smutku. Może jednak mi się zdawało.
  - Wiesz, ale jednego jestem pewna. Nasza relacja jest tak silna, że nikt jej nie rozerwie. Oczywiście my możemy, ale osoby trzecie nie.
  - Tak, to jest prawda. To tylko od nas zależy, czy będziemy się przyjaźnić.
  - Jednak wiem, że ty mnie nie skrzywdzisz. Przy tobie czuję się bezpieczna i wiem, że nic mi przy tobie nie grozi. Jesteś dla mnie bardzo ważny Ross. - powiedziałam, patrząc na niego.
  - Jeśli chodzi o mnie to ja nigdy nie byłbym wstanie cię skrzywdzić. Gdybym to zrobił, to nie wybaczyłbym sobie tego do końca życia. Jednak przy mnie całkowicie bezpieczna nie jesteś. Przecież jakby ktoś nas napadł to nie wiem, czy potrafiłbym cię ochronić. - odparł i spojrzał mi w oczy.
  - Mam nadzieję, że nigdy tak się nie stanie.
  - Ja też, ale nie wiemy co będzie jutro, pojutrze, za tydzień, za miesiąc, za rok. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości. - odpowiedział. Gdy mówił słowo pojutrze to bardziej je podkreślił. Co by się mogło wtedy stać? Pewnie mi się zdawało.
  - Tak, ale myślę, że ona będzie pomyślna dla nas.
  - Ja też. - powiedział. Nagle zapragnęłam się do niego przytulić. Aby poczuć się w jego ramionach bezpieczna. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Zbliżyłam się do Rossa i wtuliłam w jego klatkę. On zaraz objął mnie w pasie. Poczułam przyjemne ciepło w sercu.
  - Cieszę się, że jesteś moją przyjaciółką. - szepnął.
  - Ja też na to nie narzekam. - odpowiedziałam, a na moje usta wpłynął uśmiech. - Jeszcze raz ci dziękuję, że mnie tu zabrałeś.
  - Nie musisz mi ciągle dziękować. Zrobiłem to, żeby cię uszczęsliwić.
  - I ci się to udało. - odparłam, po czym puściliśmy się. - Wiesz jeszcze nikt nie zrobił czegoś takiego dla mnie.
  - Na prawdę?
  - Na prawdę. Nawet Jake nie. Jego randki w porównaniu do tego przyjacielskiego wypadu są bardzo mało oryginalne.
  - Serio, on cię jeszcze nie zabrał w jakieś romantyczne miejsce, ani nie zrobił czegoś takiego?
  - Nie. Nasze randki wyglądają jak normalne spotkania. Idziemy do jakiejś restauracji, a później na plażę albo do parku. Nic oryginalnego.
  - On idzie na łatwiznę. Nie daje nic od siebie. No chyba, że nie potrafi wymyślać romantycznych rzeczy.
  - Nie wiem, ale chyba nie jest to żadna sztuka zorganizować coś orygnalnego.
  - Wystarczy tylko trochę pomyśleć.
  - Jestem ciekawa, jakie ty robisz randki.
  - Ja? Ja robię coś romantycznego i niezwykłego. - uśmiechnął się.
  - Jaki skoromny. - zaśmiałam się. - Ale tak z ciekawości. Zdradź mi jak typowo wygląda twoja randka?
  - Rzadko zdarza mi się zabrać dziewczynę do restauracji, bo to nie jest nic ciekawego. Zazwyczaj robię coś sam i w jakimś raomantycznym miejscu.
  - Tak, z całą pewnością tak jest. Domyślałam się tego, bo samo twoje przychodzenie do mnie przez balkon i leżenie pod gwazdami jest romantyczne, a o tym teraźniejszym wypadzie to nie wspomnę. - uśmiechnęłam się.
  - Ty już wiesz, jak wyglądają spotkania ze mną. Randka to tylko poważniejsze określenie spotkania sam na sam.
  - Nie przypuszczałam, że jesteś aż takim romantykiem.
  - Z tym trzeba się urodzić. Jednak ty też nie cierpisz na brak romantyzmu.
  - No w sumie to nie. - przytaknęłam.
  - Masz swoją wymarzoną randkę?
  - Nie mam konkretnego miejsca lecz dla mnie ważne jest, że spędzę czas z chłopakiem, którego kocham.
  - To jeszcze się nie spełniło.
  - No niestety nie. Szczerze to coraz częściej zastanawiam się, czy ten mój związek z Jake'iem ma szansę dłużej przetrwać i dochodzę do wniosku, że nie. Jednak trochę boję się z nim zerwać, ale też nie wiem ja to się robi.
  - Po prostu trzeba powiedzieć prawdę i tyle.
  - No tak, ale to jest trudne.
  - Zerwanie nigdy nie jest łatwe, ale skoro nic nie czujesz do Jake'a to lepiej zakończ ten związek, bo przecież nie będziesz szczęśliwa.
  - Masz rację. Zrobię to, gdy wszystko sobie dokładnie przemyślę i gdy będę gotowa.
  - Pamiętaj, że gdy Jake po tym się od ciebie odwróci to masz mnie i moje rodzeństwo. Możesz na nas liczyć.
  - Wiem. Z wami wszystkimi jestem związana. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. - Może wyjdźmy już z lasu? Chciałabym ostatni raz pojeździć na Night.
  - Okay, ale przecież możemy tutaj znowu przyjechać.
  - Na prawdę?
  - Tak, kiedy będziesz miała na to ochotę to powiedz mi o tym.
  - Dobrze, ale ja mogłabym być tutaj codziennie. Jednak nie możemy przyjeżdżać tak często, bo mi rodzice nie mogą się o tym dowiedzieć.
  - To będzie nasz sekret.
  - Okay. - uśmiechnęłam się. Zeszliśmy z mostu i odwiązaliśmy konie, po czym wsiedliśmy na nie i ruszyliśmy. Gdy wyjechaliśmy z lasu, Night ze mną a grzbiecie biegła po łące, a ja cieszyłam się z tego. Ross stał po lasem i patrzył na mnie. W końcu po jakimś czasie stwierdziłam, że tyle na dzisiaj mi wystarczy. Wróciliśmy do stadniny, a konie daliśmy do swoich boksów.
  - Night, teraz znów musimy się rozstać, ale ja jeszcze tutaj przyjadę. Gdy mnie nie będzie to nie pozwalaj się dotykać nikomu oprócz pani Morgan i oczywiście mnie. Będę za tobą tęskinić. - powiedziałam do klaczy, a na koniec przytuliłam się do jej głowy. - Żegnaj moja Night Fury. - odparłam, po czym odeszłam o niej.
  - Przyjedziecie tutaj jeszcze, prawda? - spytała pani Morgan.
  - Tak, kiedyś przywiozę tutaj Laurę. - odpowiedział Ross.
  - I tak będę za tobą tęsknić.
  - Ja za panią i Night też. - odparłam, a kobieta przytuliła mnie. Po chwili puściła mnie.
  - No to jedźcie już. - powiedziała.
  - Do widzenia. - odparliśmy ja i Ross.
  - Do widzenia. - uśmiechnęła się lekko kobieta, a my wyszliśmy ze stajni i poszliśmy na praking. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Parzyłam na stadninę tak długo dopóki nie zniknęła mi z pola widzienia.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejka wszystkim!!!
Zdecydowałam podzielić ten rozdział na dwie części. Następna pojawi się coś koło poniedziałku lub wtorku, więc czekajcie. Podoba wam się rozdział? Myślę, że mi się udał. Jest w nim dużo Raury. Posłodziłam trochę, ale tak musi być. Niedługo słodzenie się skończy, bo przecież Ross będzie oddawał Laurę Romwellom. Ten rozdział zbliża się już wielkimi krokami.
Do napisania!!!

Liczę na komentarze!

11 komentarzy:

  1. Wiesz jakiego stracha mi zrobiłaś, że już teraz wywoził Lau?! Ufff... Już lepiej :) Rozdział jak zawsze cudowny :) Wymyśl coś z tymi R. blagaaam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział :*
    Ich rozmowa na pomoście po prostu cudowna :*
    Czekam na następny
    A i zapraszam do mnie
    pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny! Cudo! Romantyczny!
    Już czekam na 2 część! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz jakiego stracha mi zrobiłaś, że już teraz wywoził Lau?! Ufff... Już lepiej :) Rozdział jak zawsze cudowny :) Wymyśl coś z tymi R. blagaaam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały < 3
    Ross jest taki kochany:) Nauczył się jeździć na koniu dla Lau ^^ I jeszcze ta rozmowa na moście:D
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. cudo <3
    czekam na nexta!
    do napisania
    Kinga ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Niesamowity rozdział czekam na neksta :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział :*

    Brak mi słów.
    Czekam na next ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział genialny!
    Już się nie mogę doczekać następnego! ♥
    Aż mnie wzięła wena na napisanie rozdziału do swojego. ((:

    OdpowiedzUsuń
  10. http://przyciaganienaidiotow.blogspot.com/2016/02/01-kazda-nowa-zmiananowym-rozdziaem-w.html Zapraszam na mój blog.

    P.S Genialny rozdział i czekam na next! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. 51 yr old Community Outreach Specialist Hermina Wyre, hailing from Windsor enjoys watching movies like Aziz Ansari: Intimate Moments for a Sensual Evening and Couponing. Took a trip to Lagoons of New Caledonia: Reef Diversity and Associated Ecosystems and drives a Alfa Romeo 6C 2500 Competizione. podstawy

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy i jest dla mnie bardzo ważny. Uszanujcie moją pracę komentując ją nawet najkrótszym komentarzem. ; )